Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Henryk Ibsen: wykład zasadniczej idei zawaretej w dramatach Ibsena - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Henryk Ibsen: wykład zasadniczej idei zawaretej w dramatach Ibsena - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 208 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przed­mo­wa tłu­ma­cza.

Rzu­ca­jąc okiem na głów­ne po­sta­ci, ja­kie li­te­ra­tu­rze świa­ta za­ję­ły dziś sta­no­wi­sko na­czel­ne, spo­strze­ga­my ten nie­spo­dzio­wa­ny fe­no­men, że nie są to by­najm­niej mło­dzi pi­sa­rze, ale prze­ciw­nie wiel­cy star­cy. Do nie­daw­na jesz­cze John Ru­skin w An­glii, Lew Toł­stoj w Ros­syi, wresz­cie Hen­ryk Ib­sen na pół­no­cy – oto ci star­cy, któ­rzy za­pład­nia­ją du­sze no­wo­cze­sne krwią naj­ży­wot­niej­szą; do­dać moż­na­by do nich jed­ne­go, któ­ry po­mi­mo lat nie­wie­lu swe­go ży­wo­ta, prze­żył tyle, że du­sza jego nie była zdol­ną wy­trzy­mać tego cię­ża­ru my­śli, ja­kie w nim wi­ro­wa­ły, i umysł jego prze­szedł w stan śmier­ci, za­nim jogo cia­ło w proch się roz­pa­dło: był to Fry­de­ryk Nie­tz­sche. Znaj­du­je­my dziś nie­jed­ną cie­ka­wą po­stać li­te­rac­ką (Swin­bur­ne. Ma­eter­link, d'An­nun­zio, Haupt­mann, Ana­to­le Fran­ce, Ju­liusz

Zey­er, Cam­po­amor), ale zda­je mi się, ci czte­rej gra­ją prze­waż­nie rolę tego, co niem­cy zo­wią Erzieh er – wy­cho­waw­ca.

Czte­rej ci my­śli­cie­le są to wła­ści­wi wy­cho­waw­cy dusz no­wych po­ko­leń. Nie mam tu za­mia­ru roz­bio­rać każ­de­go z nich po ko­loi; każ­dy z nich jest zu­peł­nie od­ręb­ny, i w każ­dym znaj­dzie­my pew­ne ce­chy szcze­gól­ne, bę­dą­ce ra­czej wy­ra­zem ma­nie­ry, a za­tem ujem­ne, ni­że­li do­dat­nie. Ujem­ne to stro­ny na­ru­sza­ją do­sko­na­łość ich siły wy­cho­waw­czej. Nie pod­no­szę tu za­let tych au­to­rów, za­let, któ­re im zdo­by­ły kró­le­stwo dusz, gdyż za­wio­dło by to nas za da­le­ko. Chcę ra­czej wady ich pod­kre­ślić.

John Ru­skin jest to pi­sarz na­tchnio­ny i peł­ny nie­zmier­nych ja­sno­wi­dzeń: ale jed­no­cze­śnie jest on bar­dzo ga­da­tli­wy, bar­dzo ła­two daje się uno­sić byle ja­kie­mu sko­ja­rze­niu wy­obra­żeń – i osta­tecz­nie nie­raz prze­czy sam so­bie albo cza­sa­mi z naj­wyż­szą po­wa­gą i wy­sił­kiem do­wo­dzi, że po­łu­dnie bywa o go­dzi­nie dwu­na­stej. Na­po­ty­ka­my u Joh­na Ru­ski­na obok cu­dow­nych bły­ska­wic ge­niu­szu – cale stro­ni­ce ja­ło­wo i ba­nal­ne.

Lew Toł­stoj – jest pierw­szo­rzęd­nym ar­ty­stą; jest wiel­kim znaw­cą czło­wie­ka spo­łecz­ne­go i psy­chicz­ne­go i umie prze­cho­dzić z rów­ną ła­two­ścią od ry­sun­ku naj­wyż­szych do naj­niż­szych sfer spo­łecz­nych, jako też i od naj­prost­szych do naj­sub­tel­niej­szych uczuć ludz­kich; ska­la du­szy jest u nie­go ob­szer­na i wie­lo­stron­na; jest to na­rzę­dzie mu­zycz­ne o wie­lu to­nach. Ale jako my­śli­ciel – jest on przedew­szyst­kiem ni­hi­li­stą i ro­zu­mo­wa­nia jego pro­wa­dzą za­wsze do zu­peł­nej no­ga­cyi. Wy­cho­dząc ze sta­rych teo­ryj J. J. Ro­us­se­au – wy­stę­pu­je on jako wróg cy­wi­li­za­cyi i żąda po­wro­tu do na­tu­ry; ści­ślej zaś bio­rąc – jest prze­ciw­ni­kiem mia­sta, a zwo­len­ni­kiem wsi. W na­tu­rze, na wsi – czło­wiek jest bar­dziej chrze­ścia­ni­nem niż w mie­ście. Cy­wi­li­za­cya jest złem, ale wal­ki z nią czy w niej za­ka­zu­je Toł­stoj; nie sprze­ci­wiać się złu – oto jego Chrze­ścia­nizm. W grun­cie rze­czy Chrze­ścia­nizm Toł­sto­ja scho­dzi się z ni­hi­li­zmem; jego po­ko­ra sta­je się bier­no­ścią bud­dyj­ską, uni­ce­stwia czło­wie­ka. Po­tęż­ny! w kry­ty­ce dzi­siej­sze­go świa­ta – jest on nie­twór­czy zu­peł­nie, sko­ro idzie o ja­kie­bądź twier­dze­nie. Pa­ra­dok­sal­ność ro­zu­mo­wań pro­wa­dzi go za­wsze do – prze­cze­nia bez żad­nej na­dziei. A cho­ciaż for­mu­ła jego: kró­le­stwo boże jest we­wnątrz nas – po­zor­nie brzmi bar­dzo ewan­ge­licz­nie – w isto­cie jest to ra­czej re­li­gia chiń­ska La­ot­se, któ­ry tak samo jak Toł­stoj gło­si: nie dzia­łać!

Fry­de­ryk Nie­tz­sche jest prze­dziw­nym po­etą; ma on nad­zwy­czaj­ne wy­bu­chy na­tchnie­nia – i rzekł­byś, w gra­ni­cie ryte fra­ze­sy… Ale umysł jego nig­dy nie pa­no­wał nad ca­ło­ścią my­śli wła­snej. Chwi­la­mi słab­nie zu­peł­nie – i po­pro­stu wią­że nie­skład­ne wy­ra­zy – albo też wy­gła­sza nie­do­rzecz­no­ści bez we­wnętrz­nej tre­ści. Fi­lo­zo­fia jego jest to czę­sto zwy­kła gra wy­ra­zów; od­wró­ce­nie kota ogo­nem, od­wró­ce­nie war­to­ści. Sła­bość prze­ma­wia­ją­ca z ener­gią; do­broć, któ­ra sama sie­bie nie­na­wi­dzi i żąda prze­mia­ny w su­ro­wość i twar­dość woli; a stąd po­tę­pie­nie li­to­ści, po­ko­ry, prze­ba­cze­nia, rów­no­ści, chrze­ściań­stwa, so­cy­ali­zmu, i t… d.; stąd za­tra­ta gra­ni­cy do­bra i zła; sło­wem od­wiecz­na so­fi­sty­ka Pir­ro­na. Jego ide­ał uber­men­scha, sam w so­bie do­sko­na­ły, na­da­je się do tak po­twor­nych wy­pa­czeń, że w sła­be umy­sły… rzu­co­ny – do fa­tal­nych do­pro­wa­dzić może re­zul­ta­tów. Fryd. Nie­tz­sche ma ogrom­ne głę­bie i strasz­li­we płyt­ko­ści: głę­bie jego są do­stęp­ne nie­licz­nym, ale to, co w nim jest płyt­kie i ja­skra­we – roz­le­wa się sze­ro­ko i łac­no prze­cho­dzi w ka­ry­ka­tu­rę.

Po­mi­mo tych wa­dli­wo­ści trzech po­wyż­szych pi­sa­rzy – na­tchnio­ny i pło­mien­ny, roz­ko­cha­ny w pięk­nie i na­tu­rze duch Joh­na Ru­ski­na; miaż­dżą­cy zmysł ana­li­zy i ogrom­na mi­łość czło­wie­ka pro­ste­go – jaką wi­dzi­my u Toł­sto­ja; wresz­cie peł­ny nie­spo­dzie­wa­nych bły­sków iro­nii, obu­rze­nia, żą­dzy praw­dy, opę­ta­ny nad­ludz­kim wy­sił­kiem du­cho­wym, – umysł Nie­tza­che­go – bu­dzą w czy­tel­ni­ku fer­ment i za­pład­nia­ją go ty­sią­cem my­śli i uczuć; nie to, co oni mó­wią, ale pro­ces ich my­śle­nia od­twa­rza się w nas – i daje nam jak­by nową oś dla na­szych wła­snych my­śli. Jest w nich jak gdy­by kwas azo­to­wy, któ­ry po­bu­dza nowe re­ak­cye w na­szej du­szy. Hen­ryk Ib­sen – o któ­rym na dal­szych stro­ni­cach tej książ­ki znaj­dzie czy­tel­nik stu­dy­um wy­czer­pu­ją­ce i z wiel­ką prze­ni­kli­wo­ścią uło­żo­ne – jest czwar­tym z po­śród tej gru­py wiel­kich star­ców. Jest on na­tchnio­ny jak John Ru­skin, jest czci­cie­lem oso­bi­sto­ści ludz­kiej jak Nie­tz­sche, jest prze­peł­nio­ny tro­ską mo­ral­ną jak Toł­stoj. Ale nig­dy on nie wpa­da w ja­ło­we ga­dul­stwo jak wiel­ki es­te­ta an­giel­ski, nig­dy nie do­cho­dzi do ubó­stwie­nia ego­izmu, jak au­tor Za­ra­thu­stry; nig­dy nie do­pły­wa do ni­hi­li­stycz­nej bier­no­ści, jak Toł­stoj. – Jest on bez­wa­run­ko­wo naj­głęb­szym umy­słem, naj­szla­chet­niej­szem ser­com i naj­bar­dziej ucy­wi­li­zo­wa­nym czło­wie­kiem – po­mię­dzy nimi. Żad­ne­go z za­rzu­tów, ja­kie po­sta­wi­li­śmy tam­tym pi­sa­rzom, jemu po­sta­wić nie moż­na. Je­że­li na­wet cza­sa­mi bywa nie­ja­sny i za­wi­kła­ny; je­że­li bywa po­sęp­ny i gorz­ki; je­że­li bywa su­ro­wy i okrut­ny: to jed­nak nie­ja­sno­ści jego da­dzą się wy­tłu­ma­czyć, jego po­sęp­na go­rycz roz­le­wa się w pod­nio­słej wie­rze w du­cha ludz­kie­go, jego su­ro­wość i okru­cień­stwo – to bez­względ­na mi­łość praw­dy. Nie jest to by­najm­niej spek­ta­tor i fo­to­graf rze­czy­wi­sto­ści. Jest to duch, szar­pa­ny zwąt­pie­niem i żą­dzą do­sko­na­ło­ści; sta­wia on su­ro­wo wy­ma­ga­nia mo­ral­ne spo­łecz­no­ści, ale nie mniej su­ro­we po­sta­wił wy­ma­ga­nia sa­me­mu so­bie. Są­dzi on za­wsze – nie­tyl­ko spo­łecz­ność, ale i sa­me­go sie­bie. Głów­na jego idea, któ­rą Axel Gar­de po mi­strzow­sku wy­kła­da, stresz­cza się w dwóch sło­wach: Bądź sobą – to zna­czy znajdź naj­głęb­szą praw­dę swej du­szy, wy­krzesz z niej naj­czyst­sze pier­wiast­ki, wy­do­bądź z niej naj­wyż­sze tony. I to jest za­da­nie twe­go ży­cia. Cała twór­czość Ib­se­na po­le­ga na­tem, że z jed­nej stro­ny przed­sta­wia on lu­dziom, jak w roz­ma­ity spo­sób od­by­wać się może owo kształ­to­wa­nie jaź­ni (jego do­sko­na­łość i błę­dy), a z dru­giej jest to dlań po­szu­ki­wa­nie sa­me­go sie­bie.

Każ­dy czło­wiek w sa­mym so­bie znaj­dzie wła­sną praw­dę i wła­sne za­da­nie, każ­dy czło­wiek w so­bie sa­mym wy­two­rzyć może do­sko­na­łość, – al­bo­wiem, mó­wiąc sło­wa­mi ewan­ge­lii, kró­le­stwo boże jest we­wnątrz nas. W isto­cie, choć in­ne­mi sło­wa­mi, Ib­sen po­wta­rza tyl­ko tę praw­dę ewan­ge­lii. Ale Ib­sen żąda dzia­ła­nia.

A. Lan­ge.

Hen­ryk Ib­sen

WSTĘP.

Kie­dy roz­wa­ża­my nie­zmier­nie buj­ną i bo­ga­tą twór­czość Hen­ry­ka Ib­se­na – to, pra­gnąc przed swem okiem du­cho­wem wy­wo­łać por­tret po­ety, do­strze­ga­my przedew­szyst­kiem su­ro­we i po­waż­ne ob­li­cze, w ką­ci­kach ust po­marsz­czo­ne, jest to ob­li­cze męża, któ­ry całą spo­łecz­ność przed sąd po­wo­łu­je, któ­ry ob­na­ża do naj­taj­niej­szej głę­bi każ­de ser­ce czło­wie­cze – i su­ro­we­mi sło­wy ogła­sza wy­rok nad każ­dym ży­wo­tem i dzia­ła­niem. Jest to wra­że­nie pierw­sze i gó­ru­ją­ce, lecz nie cał­ko­wi­te. Zwol­na wy­stę­pu­ją po­je­dyn­cze li­nie ob­ra­zu – i oko za­czy­na roz­róż­niać mniej albo wię­cej wy­ra­zi­ste rysy od­dziel­ne; wi­dzi­my wte­dy rnę­ża, peł­ne­go zwąt­pień, któ­ry ze­szedł w naj­ciem­niej­sze głę­bie ko­pal­ni, – któ­ry jak gór­nik, prze­dzie­ra się wciąż da­lej, by wśród su­ro­wych żwi­rów i gła­zów wy­szu­kać zło­to – i wy­do­być je z tej nik­czem­nej tre­ści.

Wali mło­tem, wali mio­tem,

Po ostat­ni ży­cia dzień!

Żad­nej jutrz­ni, żad­nej zo­rzy,

Wiecz­na, czar­na, ciem­na noc.

Albo też zda­je się on nam jak le­karz, któ­re­go ba­da­nia na­uko­we nad bak­te­ry­ami do­pro­wa­dzi­ły do po­zna­nia tra­wią­cych cho­rób ży­cia spo­łecz­ne­go. Po­miesz­cza bak­te­rye pod mi­kro­sko­pem, lecz prze­ra­żo­ny pa­trzy na swój Czas i jemu wszyst­kie grze­chy przy­pi­su­je. I w gro­zie nad tą gnu­śno­ścią i apa­tyą cza­su – rzu­ca okiem wstecz.

Ko­ściół, za­mek nie­gdyś pięk­ne,

W daw­nych dniach wy­bu­do­wa­ne,
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: