Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Heraklidzi - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Heraklidzi - ebook

Po śmierci Heraklesa jego potomstwo i matka są prześladowani przez Eurystheusa, który był odpowiedzialny za wiele problemów Heraklesa. Są zatem zmuszeni do ucieczki i błąkania się po Helladzie. Aby uniemożliwić dzieciom Heraklesa zemstę na nim, Eurystheus starał się je zabić. Uciekają w końcu pod ochroną Iolausa, bliskiego przyjaciela i siostrzeńca Heraklesa, do Aten, gdzie główna akcja zaczyna się w świątyni Zeusa. Kopreus przybywa tam i żąda wydania Heraklidów. Demofon, król Aten, po wysłuchaniu Kopreusa, odmawia mu, więc Kopreus wyjeżdża, grożąc wojną. Demofon, przejmuje inicjatywę w swoje ręce i rozpoczyna kampanię przeciwko Eurysteusowi. Jednak kapłani prorokują, że zwycięstwo Ateńczyków jest możliwe tylko wtedy, gdy Persefonie zostanie złożona ludzka ofiara - dziewica szlachetnego rodu. Demofon i lud Aten odmawiają złożenia takiej ofiary, ale Makaria, córka Heraklesa dobrowolnie poświęca swoje życie się na ołtarzu.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7950-846-4
Rozmiar pliku: 242 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Heraklidzi

Osoby dramatu.

IOLAOS, towarzysz broni Heraklesa.

KOPREUS, herold króla Eurysteusa.

CHÓR obywateli ateńskich.

DEMOFON, król Aten.

MAKARIA, córka Heraklesa.

SŁUGA Hyllosa.

ALKMENE, matka Heraklesa.

GONIEC.

EURYSTEUS, król Argosu.

Rzecz dzieje się w Atenach, na placu publicznym, niedaleko świątyni Zeusa.

Na scenę wchodzi

IOLAOS.

Od dawna-m ja to wiedział, ze człowiek cnotliwy

Dla bliźnich swoich żyje, ale kto jest chciwy,

Kto serce ma zwrócone ku zyskom, ten żadnej

I państwa nie przyniesie korzyści i składny

Nie będzie w obcowaniu, gdyż dba li o siebie.

Wiem o tem coś — nie tylko ze słuchu. W potrzebie

Znaleźli się krewniacy i ja, choć w Argosie

Spokojnie mogłem siedzieć, wolałem w ich losie

Z współczucia uczestniczyć. Sam jeden, gdy z nami

Żył jeszcze tu Herakles, jego się trudami

Dzieliłem, zaś od chwili, gdy już w niebie świeci,

Pod skrzydła swoje wziąwszy jego biedne dzieci,

Opiekę wykonywam troskliwie nad niemi,

Choć sam jej potrzebuję. Bo gdy już z tej ziemi

Ich ojciec sobie poszedł, pragnął nas coprędzej

Wygładzić Eurysteus. Uszliśmy tej nędzy:

Ojczyznę straciliśmy, lecz uratowany

Nasz żywot! Uciekając od łanów na łany,

Od miasta my do miasta błądzili. Bo juści

Nie dosyć jednej zbrodni, Eurystej dupuści

I tej się jeszcze hańby, że po wszystkie krańce,

Gdzie tylko chcemy spocząć, wysyła posłańce

I wzywa do powrotu i bronią zagraża

Argiwską, co dla wszystkich bez wyjątku wraża,

Czy będzie to przyjaciel czy też wróg, i własną

Krzepotą się też chełpi. A iż sprawa jasną

Wszem wobec, że ja żadnej nie mam tutaj mocy,

Że dzieci te są małe i w doli sierocej,

Bez ojca, żyć zmuszone, więc każda nas ręka

Przepędza, bo się władzy silniejszego lęka.

I tak ja z uchodźcami moimi uchodzę

I cierpię z cierpiącymi, nie chcąc ich w tej drodze

Opuszczać, by ktokolwiek nie przyganił z ludzi:

»Sieroty to bez ojca, a czyż się potrudzi

Z pomocą Iolaos, choć krewny?«... Po całej

Helladzie tak błądzący, wreszcie zawitały

Te dzieci razem zemną w maratońskie włości

I ziemie te sąsiedzkie, by żebrać litości

U bożych tu ołtarzy. Bo jak nam się zdaje.

Dwóch synów Terejowych ma w ręku te kraje,

Wylosowane ongi. Ród to Pandiona

I krewny tych dziateczek. Oto jest i ona

Przyczyna, żeśmy, dalej idący i dalej,

Ku miedzom świętych Aten krok swój skierowali.

Wygnańców tych, widzicie, strzeże starców dwoje:

Za tymi tu chłopcami ja z opieką stoję,

Alkmene zaś w świątyni ukryła dziewczęta

I trzyma je w troskliwych objęciach — pamięta,

Że juści takich młódek wypuszczać nie można

Przed ołtarz, między tłumy, musi być ostrożna.

Zaś Hyllos, a z nim razem bracia, starsi wiekiem,

Warowni poszedł szukać, byśmy w tem dalekiem

Opolu zamieszkali, gdyby razem z temi

Sieroty chciał kto znowu wygnać nas z tej ziemi.

Tu do mnie, dziatki! dziatki! Chwyćcie się mej szaty!

Już herold spieszy ku nam, przez te nasze katy

Wysłany, by nas ścigał, nas, biedne wygnańce,

Zmuszone wciąż się tułać snać po ziemi krańce!

Plugawcze! Obyś szczezł już razem z tym, co ciebie

Tu wysłał! Ileż złego — a niech cię pogrzebie

Ta ziemia! — słyszał z ust twych i ojciec tych dziatek!

Jawi się herold Eurysteusa

KOPREUS.

Czy myślisz, żeś spokojne znalazł na ostatek

Wytchnienie? Żeś zawitał, ty człowieku głupi,

Do miasta swych przyjaciół? Takich tu nie kupi,

Co chcieliby potężne ramię Eurysteja

Zamienić na twą starość! Daremna nadzieja!

Precz! Poco jeszcze zwlekasz? Do Argos! Precz! Dalej!

Jest rozkaz, by tam ciebie ukamienowali.

IOLAOS.

Bynajmniej! Schron tu mamy! Któż nas od ołtarzy —

Któż z wolnej tej ziemicy wygnać się poważy?

KOPREUS.

Nie wahasz się ponownie trudzić o, tej dłoni?

IOLAOS.

Przemocą z tego miejsca nikt mnie nie wygoni.

KOPREUS.

Zobaczysz. Lichy z ciebie prorok jest tym razem.

IOLAOS.

Dopókim żyw, nie zmusi nikt mnie swym rozkazem.

KOPREUS.

Precz! Precz! Choćbyś się bronił, jako chciał, w tę porę

I tych ja — Eurysteja to własność — zabiorę!

IOLAOS (krzyczy).

O wy, co w grodzie Aten siedzicie od wieka!

Ratujcie nas! Zeusowi, którego opieka

Nad zborem ludu władnie, zwierzyliśmy życie!

Gwałt, gwałt nam się tu dzieje! Słyszycie! Słyszycie!

Gałązki zbeszczeszczone! Spada hańba sroga —

Srom spada na to miasto wasze i na Boga!

Jawi się z Chórem

PRZODOWNIK CHÓRU.

Ha! Cóż to?! Co za krzyk się zrywa od ołtarza?

Czy może czeka na nas jaka dola wraża?

IOLAOS.

Widzicie, co za starzec wala się w tym pyle?

I Tyle mojego, tyle!

PRZODOWNIK CHÓRU.

A któż cię poturbował, nieszczęsny człowiecze?

IOLAOS.

Ten oto, przyjaciele, tak mnie strasznie wlecze

Od stopni ołtarzowych, urągając Bogu.

CHÓR.

Do ludu czterech miast

Z jakiego przybywasz rozłogu?

Gdzie kraj twój leży?

Czy od eubojskich wybrzeży

Przy plusku wiosła

Łódź cię tu niosła,

Przez morze niosła cię do nas?

IOLAOS.

Nie z wysp my, przyjaciele! We wasze pielesze

Z mykeńskiej ja krainy razem z temi spieszę.

PRZODOWNIK CHÓRU.

Jak lud cię zowie

Mykeński — jak zwią cię ziomkowie?

IOLAOS.

Towarzysz Heraklesa, Iolaos!... W świecie

Słuch jakiś o nazwisku mojem wszak znajdziecie?!...

PRZODOWNIK CHÓRU.

I owszem, słyszeliśmy już dawniej. Lecz radzi

Będziemy się dowiedzieć, kogo to prowadzi

Twa ręka? Czyje to dzieci?

IOLAOS.

Synowie Heraklesa! Do was, pod mą wodzą,

I do waszego miasta po pomoc przychodzą.

PRZODOWNIK CHÓRU.

A czegóż pragną od nas i naszego grodu?

Z jakiego przyszli powodu?

IOLAOS.

Abyście ich do Argos brać nie pozwolili

Od progów tej świątyni, przyjaciele mili!

KOPREUS (do Chóru).

Nie będzie to na rękę panu, co ma władzę

Nad tobą, skoro ujrzy cię tutaj! Nie radzę!

CHÓR.

Szanować trzeba tych,

Co przeciw nieszczęścia pladze

Szukają schronu

U bogów świętego tronu.

A kto ich nęka,

Ujrzy, co ręka

Sprawiedliwości oznacza!

KOPREUS.

Do mego zatem władcy odeszlij tę tłuszczę,

A ja się na nich gwałtu nigdy nie dopuszczę.

PRZODOWNIK CHÓRU.

Rzecz to bezbożna,

Zdradzać proszących nie można!

KOPREUS.

Lecz zbożna stać od sporu i zwady zdaleka

I słuchać rad życzliwych życzliwego człeka.

PRZODOWNIK CHÓRU.

Nie trzebaż było wprzódy zawiadomić pana

Tych dzierżaw, nimś się ważył — sprawa niesłychana —

Z bożego przytuliska pędzić naszych gości

I ziemię tę obrażać, tę ziemię wolności?!

KOPREUS.

A któż jest władcą pól tych i waszego grodu?

PRZODOWNIK CHÓRU.

Demofon z szlachetnego Tezeusza rodu.

KOPREUS.

Więc on niech spór rozstrzygnie, tak najlepiej będzie!

Co za tem, puste słowa! Więc chodźmy przed sędzię.

PRZODOWNIK CHÓRU.

I on tu się już zbliża pospiesznymi kroki,

Wraz z bratem Akamasem wydadzą wyroki.

Wchodzi Król Aten

DEMOFON (do Chóru).

Wyprzedziliście młodszych w drodze do Zeusza

Ołtarzy, więc powiedzcie, na co tak się rusza

Ten naród? Co za cel jest tego zbiegowiska?

PRZODOWNIK CHÓRU.

Haraklesowe biedne, wygnane dzieciska

Ten ołtarz wieńczą święty, jak widzisz, o panie —

Przybyły prosić bogów o ich zmiłowanie,

A z niemi Iolaos, druh rodzica stary.

DEMOFON.

Z jakiegoż to powodu te jęki bez miary?

PRZODOWNIK CHÓRU.

Ten oto, chcąc przemocą oderwać te dzieci

I starca od ołtarza, takie krzyki nieci.

Powalił go, aż łzy mi wytrysły z pod powiek.

DEMOFON.

Z wyglądu, z kroju sukien zda mi się ten człowiek

Greczynem, lecz z postępku snać mu się należy

Nazwisko barbarzyńcy... Z jakiej-że rubieży

Przychodzisz? Mów! Nie zwlekaj! Skąd jesteś w tej drodze?

KOPREUS.

Jeżeli tak chcesz wiedzieć, z Argos ja przychodzę —

A poco i przez kogo, wyjaśnięć w te tropy.

Eurystej, król mykeński skierował me stopy

W tę ziemię, by ich ująć. Dużo według prawa

Powiedzieć mam i spełnić. Ojczysta ustawa

Skazała Argejczyków tych na śmierć, więc ja się

Wybrałem, sam Argejczyk, aby ich, w tym czasie

Z ojczyzny mojej zbiegłych, pochwycić. Nikt nami

Nie może rozporządzać: Wyroki my sami

Ferujem, swego grodu swojscy dzierżyciele.

Pomocy szukający, ci już ognisk wiele

Zwiedzili, lecz jam zawsze jednakiemi słowy

Dowodził i nikt nie śmiał narażać swej głowy...

Widocznie przypuszczali, żeś jest nieroztropny,

Lub chcieli wypróbować, czy będziesz pochopny

Dopomódz, czy nie będziesz. A nuż — tę nadzieję

Żywili — stracisz rozum i na ich koleje

Spoglądniesz miłosiernie — sam jeden, sam z całej

Hellady, którą przejść już stopy ich zdołały.

Więc rozważ, co zyskujesz, przyjmując te zbiegi,

A co, gdy nam ich wydasz. Argiwskie szeregi

Sprzymierzą się z tem miastem, Eurystej ci poda

Potężną swą prawicę — oto jest nagroda,

Zyskana przez cię od nas. Lecz jeśli ich skargom

Dasz uwieść się i płaczom, nie ujdziesz zatargom.

Na ostrzu miecza stanie rzecz, bo nie myśl sobie,

Że spór ten rozstrzygniemy bez stali. Na dobie

Pomyśleć, jakie ziemie utracisz, jeżeli

W bój wdasz się z Argiwami? Co za przyjacieli

Popierasz? A i za co będziesz grzebał swoje

Umarłe? Pójdzie pomruk — o to ja się boję —

Po kraju, iż dla tego, że tak powiem, trupa

I dla tych niedorostków włazisz w bagno!... Kupa

Nadziei ci wykwitnie, tak myślisz... Atoli

Co znaczy ci nadzieja? Przecież każdy woli

Mieć pewność, a ty masz ją! Czy budujesz może

I na tem, że zwyciężą Argiwczyków w sporze

Ci chłopcy, gdy dorosną, wydawszy im wojnę?

O, zanim to się stanie — niech będzie spokojne

Twe serce — wody dużo upłynie, ty, zasię,

Na straty się niejedne narazisz w tym czasie.

Dla tego słuchaj rad mych. Żadnej ci ja łaski

Nie żądam, zwróć, co moje, gdy nie chcesz w niesnaski

Zawikłać się z Mykeną, lecz zyskać jej względy.

A może — takie nieraz ludzie mają pędy —

Wybierać chcesz przyjaciół, nie z lepszych, lecz z koła

Podlejszych?

PRZODOWNIK CHÓRU.

Któż osądzić, któż rozstrzygnąć zdoła,

Gdzie słuszność, nie słyszawszy tej i tamtej strony?

IOLAOS.

O władco, wszak obyczaj jest tu dozwolony,

Że słuchać ja naprzemian i przemawiać mogę,

Że nikt mnie na tułaczą nie wypędzi drogę,

Jak działo się gdzieindziej. Z tym zasię człowiekiem

Nie mamy nic wspólnego. Dla nas dziś dalekiem

Jest Argos, jest nam obcem, albowiem wyroki

Wygnały nas z ojczyzny. Jeśli takie kroki

Przeciwko nam zrobiono, na jakiej zasadzie

Ten człowiek swoją rękę na tułaczach kładzie,

Z Mykeny wypędzonych? Jesteśmy wygnańce,

A godzi-ż się nas pędzić za Hellady krańce

Dla tego, że nas z Argos wypędzić raczono?

Aleny tego nigdy nie zrobią, boć pono

Nie mają tyle stracha przed Argos, by chciały

Wyganiać Heraklidów! Czyśmy w jakiejś małej

Achajskiej tu mieścinie? Czy to pierwsze lepsze

Jest Trachis, że nas pędzisz wbrew prawu? Rozeprze

Już całkiem się ta duma argiwska: z świątyni

Chcesz wygnać nas, żebrzących? Gdy się to uczyni,

Gdy posłuch znajdziesz tutaj, Ateny przestaną

Być dla mnie ludem wolnym. Ale mnie jest znaną

Ich dusza i ich serce. Wolą umrzeć raczej!

Bo przecież ludziom prawym więcej honor znaczy,

Niż życie. Lecz dość tego! Gdyż obmierznąć mogą

Pochwały nazbyt górne, jak ja-m, swoją drogą,

Sam o tem się przekonał, gdy mnie zbyt chwalili.

Dlaczego zaś masz zbawić te dzieci, tej chwili

Wyłuszczę ci, boś król tu! Rodzina wy bliska:

Pelopsa syn, Pitteus, miał córkę z nazwiska

Aitrę, z niej twój ojciec Tezeusz się zrodził.

A teraz ja do rodu tych sięgnę: Zeus spłodził

Ich ojca, Heraklesa, z Alkmeny, ta znowu

Pelopsa była córką. Jednego więc chowu,

Z jednego mówię gniazda są wasi ojcowie —

I ich i, Demofonie, twój rodzic. Lecz powie

I to ci moja warga, że jeszcze pozatem

Masz inny, walny powód być tym dzieciom bratem

Pomocnym: Rzecz wiadoma, że towarzysz broni

Ich ojca, wraz z Tezejem po morskiej ja toni

Płynąłem, aby zdobyć pas ów śmiercionośny,

Że, dalej — w całej Grecyi czyn to wielce głośny — ,

Herakles ojca twego wyprowadził z ciemni

Hadesu. .

Gałązki te ci daję i błagam na brodę,

Na ręce te cię proszę: Heraklidy młode

Za godne swej opieki miej! W tem niesłychanem

Nieszczęściu bądź im krewnym, druhem, bratem, panem!

To wszystko wszak dla ciebie godniejszą jest dolą,

Niż byś się miał uginać przed argiwską wolą!

PRZODOWNIK CHÓRU.

Słyszący to, żal czuję, że im tak się wiedzie!

Los nawet nie oszczędza tych, co są na przedzie...

Dziś widzę to najlepiej! Z takiego są rodu,

A przecież muszą cierpieć, i to bez powodu!

DEMOFON.

Trzy naglą mnie przyczyny, bym, Iolaosie,

Pomyślał, jak przyjaciel, o tych dzieci losie.

Najbardziej wzgląd na Zeusa, jegoś bowiem straży

To stado piskląt oddał, tu, u tych ołtarzy,

Następnie przez krewieństwo i ojca zasługi

Wzdyć mają prawo żądać, abym spłacił długi.

A przedsię też i z hańby nie trza spuszczać powiek!

Jeżelibym pozwolił, aby obcy człowiek

Plądrował te ołtarze, będę, tak się zdaje,

Wyglądał nie na władcę, co ma wolne kraje

Pod sobą, lecz na tchórza, co gości wypędza.

Bo lęka się Argiwów. Byłaby to nędza,

Zaiste! godna stryczka! Czemuś w nasze progi

Szczęśliwszy nie zawitał?!... Ale nie miej trwogi,

Nikt ciebie i tych dzieci na błędny manowiec

Nie wygna z tej świątyni.

(Do Kopreusa). A ty, zasię, powiedz,

Do Argos powróciwszy, Eurysteusowi: —

Wydamy za wyrokiem, inak nie wyłowi

Stąd żadna moc mych gości! Wszak to jest bezprawnie!...

KOPREUS.

I wówczas nie, gdy słuszność w mych słowach ujawnię?

DEMOFON.

Gdzie słuszność gnać żebrzących o pomoc?

KOPREUS.

Niech spada

Wstyd na mnie, ale tobie szkoda stąd nielada!

DEMOFON.

Tak, szkoda, jeśli stąd ich brać pozwolę tobie.

KOPREUS.

Więc wydal ich z swych granic, tam ja swoje zrobię.

DEMOFON.

Przewrotny! Bóg się nie da oszukać niegodnie,

KOPREUS.

Przytułek snać tu wszystkie znaleźć mogą zbrodnie?!

DEMOFON.

Świątynia jest ochroną dla każdego w świecie.

KOPREUS.

O, inne o tem zdanie w Mykenie znajdziecie.

DEMOFON.

Więc ja tutaj nie panem? Niechże mi kto powie!

KOPREUS.

Tak, tylko nie krzywdź tamtych, mając rozum w głowie.

DEMOFON.

Wam krzywda, gdy ja bóstwa szanuję spokojnie?

KOPREUS.

O, nie chcę ja cię widzieć z Argiwami w wojnie.

DEMOFON.

I ja tego nie pragnę, ale tych nie puszczę.

KOPREUS.

Spróbuję wziąć swą własność — wydrę ci tę tłuszczę!

DEMOFON.

Nie wnetbyś ujrzał Argos, ty mój bratku luby!

KOPREUS.

Przekonam się tej chwili, wezmę się do próby.

DEMOFON.

Jeżeli się ich dotkniesz, zawyjesz mi srodze!

KOPREUS.

Na nieba! Co? Herolda śmiałbyś zabić w drodze?

DEMOFON.

Lecz jeśli się ten herold rozumem nie wiąże?

PRZODOWNIK CHÓRU (do Kopreusa).

Idź sobie!... (do Demofona). A i ty go nie tykaj się, książę!

KOPREUS.

Odchodzę! Wszakże ramię jednego człowieka

Jest zawsze słabe w walce!... Ale niedaleka

Jest chwila, gdy powrócę tutaj ze zbrojnymi,

Z Argiwów stalnym hufcem. Albowiem olbrzymi

Jest zastęp mego pana — wojsk jego tysiące

Czekają pod tarczami, żądzą walk dyszące.

Na czele król Eurystej. Pod Alkathu mury,

Na kresy już pociągnął i z głową, do góry

Wzniesioną, oczekuje... Wnet, jak grom, się zjawi,

Słyszący o twej pysze. Mężnie się rozprawi

z tobą i ze wszystkiem, co twa ziemia płodzi.

Bo na cóż mamy w Argos tyle dzielnej młodzi

Abyśmy cię nie mieli pokarać, jak trzeba?!...

(Odchodzi.)

DEMOFON.

Ha! Szczeźnij! Twego Argos ja się tu, na nieba!

Nie lękam! Ale tych tu stąd na hańbę moją

Bynajmniej nie wywleczesz! Me ludy nie stoją

Pod jarzmem Argejczyków, król ja wolnej ziemi!

CHÓR.

Trzeba uważać, nim z wojskami swemi

Argiwów zjawi się pan!

Ares mykeński z gwałtowności znan.

Lecz dziś on jeszcze gwałtowniej

Wystąpi, niż w inny czas!

Heroldzi wszak są wymowni —

Podwójnie spiętrzają wypadki.

Jakże on, mniemasz, nie oczerni nas

Przed swoim królem? W jaki sposób gładki

Nie powie, iż straszne tu rzeczy

Przechodził,

Żeś mu nieomal i na życie godził?...

IOLAOS.

Dla dzieci snać nie znajdziesz lepszej doli człeczej

Nad tę, że są z szlachetnych rodziców i w związki

Ze szlachetnymi wchodzą. Grunt to zasię grzązki,

Jeżeli ktoś, porwany namiętności szałem,

Chce parać się z lichotą. Dla takich nie miałem

Szacunku ja przenigdy, bo dla podłej chuci

Gotują hańbę dzieciom. A kiedy się zwróci

O pomoc w swej niedoli ktoś z zacnego domu,

Przełatwo z nią się spotka. Z pospólstwa nikomu

Tak gładko to nie pójdzie. Wszakże my, w ostatnie

Popadłszy snać nieszczęście, odrazuśmy bratnie

Znaleźli tutaj dusze, krewnych, co nam rady

Pomocnej udzielili na całej Hellady

Obszarach sami jedni. Podajcie im dłonie,

Me dziatki, i wy wzajem przybliżcie się po nie.

I tak to przyjacielskiej doznaliśmy próby.

Jeśli wam będzie dane w kraj powrócić luby,

Jeżeli dom ojcowski i ojca honory

Będziecie mogli posiąść, pomnijcie wszej pory,

Że zbawcy to są wasi, wasi przyjaciele.

Oszczepów wojowniczych, pamiętni, jak wiele

Dobrego was spotkało, nigdy nie podnoście

Przeciwko temu miastu, owszem, jego goście,

Za gród je uważajcie najdroższy. Czci waszej

Jest godzien mąż, którego taki kraj nie straszy,

Lud taki pelasgijski! Na biednych tułaczy

Spojrzawszy, miał odwagę narazić się raczej

Na przysporzenie sobie nowych, ciężkich wrogów,

Niżeliby nas pędzić miał od swoich progów.

Przez całe ja cię życie będę wielbił, panie,

A także, kiedy umrę, nigdy nie przestanie

Ma dusza sławić ciebie — ucieszę Tezeja,

Gdy powiem mu, chwalący, jak jego nadzieja,

Jak syn ten Heraklidom przyjaźni nie skąpił,

Opieki nie odmawiał. Szlachetnieś postąpił,

Ojcowską podtrzymując w tej Helladzie chwałę!

Z zacnego będąc rodu, nie mniej okazałe

Masz imię od rodzica — jak rzadko kto w świecie,

Nie dużo wy podobnych ludzi odnajdziecie —

Zaledwie może jeden sławy ojca sięga.

PRZODOWNIK CHÓRU.

Od wieków sprawiedliwa tej ziemi potęga

Starała się nieść pomoc wszystkim, którzy do niej

Miewali słuszne prawo. Przyjaciół swych broni,

Tysiączne znosząc trudy. I dziś, oko moje

To widzi, nowe ku nam zbliżają się boje.

DEMOFON.

Godziwieś rzekł to, starcze. Takimi też, sądzę,

I ci się nam pokażą. Wdzięczność miewa żądzę

Pamięci... Ja tymczasem zwołam ludu radę

I wszystko postanowię, ażeby gromadę

Uzbroić należytą przeciwko wyprawie

Mykeńskiej. Wywiadowców nasamprzód postawię,

By czasem nie zechcieli napaść nas znienacka.

Wiadomo, jak młódź w Argos szybka jest i chwacka

Na każde zawołanie. A potem uczynię

Ofiary, zawoławszy wróżbiarzy. Świątynię

Zeusową ty rzuć teraz i z temi dziecięty

Na zamek mój się udaj. Będziesz mi przyjęty

Należnie, bo choć mnie tam niema, ktoś tam zawsze

Zgotuje-ć powitanie, wierz, jaknajłaskawsze.

IOLAOS.

Nie rzucę tych ołtarzy; siedzieć tutaj będę,

Modlący się do bogów, aż na waszą grzędę

Zwycięstwo szczęsne spłynie. Poczekamy końca

Tej wojny; gdy z niej wyjdzie z chwałą nasz obrońca,

Pójdziemy wówczas w dom twój. Podadzą nam dłonie

Nie lichsi snać bogowie, niż ich po swej stronie

Argiwskie mają ludy. Żona Zeusa, Hera,

Tam władnie, a zaś na nas Atena spoziera.

I szczęście to jest dla nas, a dla tamtych bieda,

Że nigdy nasza Pallas zwyciężyć się nie da.

(Demofon odchodzi).

CHÓR (mając na myśli Kopreusa).

Choć się tak chełpisz, nikt z ludzi

Czci większej w sobie nie wzbudzi,

Argiwski przybyszu, dla ciebie!

Krzycz, pusz się! Wszak duszy to naszej

Junactwo to twoje nie straszy —

Na innej wyrośli my glebie:

Gród piękny, podległy Atenie,

Twą pychę w należnej ma cenie!

O głupiś i głupie też plemię

Ten władca, co w ręku ma ziemię

Argiwską, ten syn Stenelosa! .

*

W cudze przybyłeś dzierżawy,

Do grodu niemniejszej sławy,

Niż Argos — snać tyle on znaczy! —

I myślisz, ty obcy człowiecze,

Że twoja stąd ręka wywlecze

Przemocą tych biednych tułaczy!

Do świętych przylgnęli podwoi,

Do ziemi schronili się mojej,

Ty, urągając królowi,

Myślisz, że gwałt twój ich złowi —

Któż wielbiłby takie bezprawie?

Pokoju pragnę, nic więcej!

(Z myślą o Eurysteju):

Lecz tobie powiem, książęcy

Ty panie, coś rozum postradał:

Nie będziesz tem miastem władał,

Jak myślisz, zbliżywszy się zbrojnie!

Nie sam ty potrzebne masz w wojnie

Dziryty i tarcze spiżowe!

Więc bacz-że na swoją głowę,

Ty żądzą bitwy porwany:

W te miasta wspaniałe ściany,

W te Muz nadobnych siedliska

Niech dłoń twa oszczepów nie ciska!...

IOLAOS (do wracającego Demofona).

O synu, przecz z smutnemi zbliżasz się oczami?

Czy masz się jaką wieścią podzielić tu z nami

O wojsku?... Cóżeś słyszał? Zostaje czy idzie?

Heroldzi nie są kłamcy! I wódz, co swej dzidzie

Niejedno już zwycięstwo zawdzięcza szczęśliwe,

Z niemałą ruszy złością na ateńską niwę —

Wiem o tem bardzo dobrze. Ale Bóg ma karę

Na pychę, jeśli człowiek dmie się ponad miarę.

DEMOFON.

Argiwski huf się zbliża, Eurystej nadchodzi —

Widziałem go naocznie. Kto bowiem przewodzi

Swym wojskom, jak potrzeba, a w sposób doniosły,

Ten nigdy na swe wrogi nie patrzy przez posły.

Na błonia naszej ziemi swej on ciżby dużej

Dotychczas nie wprowadził: Rozsiadł się u wzgórzy

I śledzi i uważa — takie moje zdanie —,

Jak możnaby najlepiej stanąć na tym łanie

Ateńskim, jak bez bitwy przejść z wojskami swemi

I módz się usadowić bezpiecznie w tej ziemi.

I ja też zarządziłem wszystko, jak należy.

Pod bronią gród nasz stoi, z stad ofiarnych zwierzy

Wybrano, co potrzeba na zarznięcie bogom.

Kapłani poświęcili już miasto, co wrogom

Ucieczkę ma zgotować, a naszym zbawienie.

Wróżbiarzy też zebrałem wszystkich i te w cenie

Będące wieszczby stare, jawne i tajemne,

Co mogłyby się przydać ojczyźnie. Acz ciemne

I różne są w swem brzmieniu, to jednak w tej mierze

Zgadząią się, że trzeba poświęcić w ofierze

Dla córki Demetery jakowąś dziewicę

Ze szlachetnego rodu. Juści, że mam lice

Zwrócone k’wam, lecz przecie ani córki własnej

Nie oddam ni żadnego — powód chyba jasny —

Z obywateli moich nie zmuszę, ich chęci

Naprzekór! Bo i gdzież są ludzie, tak zawzięci

W szaleństwie, by z rąk mieli wypuszczać swe dzieci

Kochane? Juści teraz ujrzysz, jak się nieci

Nieszczęsny bunt na mieście. Jedni mi przyznają,

Że trzeba pomódz gościom, a zaś drudzy łają,

Że czynię bezrozumnie. Jeśli nie wyproszę

Was z miejsca, nieochybne wybuchną rokosze,

Domowa będzie wojna. To więc rozważ sobie

I poradź, rozważywszy, co ja tutaj zrobię,

Ażeby was ocalić i te nasze łany

I nie stać się dla swoich przedmiotem nagany.

Nie władca-m barbarzyński i — ja się nie dziwię —

Sprawiedliwości doznam, rządząc sprawiedliwie.

PRZODOWNIK CHÓRU.

Czy jaki bóg chce gwałtem tłumić nasze chęci,

By pomoc nieść proszącym, choć to nas tak nęci?

IOLAOS.

Podobni my, o dziatki, dzisiaj do żeglarzy,

Co szczęśnie przed naporem nawałnicy wrażej

Cofając się, rękami sięgali już lądu,

Ażeby znów, przemocą powietrznego prądu

Odbici od wybrzeży, znaleść się wśród morza.

Tak nas też od tej ziemi pędzą na rozdroża,

Choć, zda się, pewną przystań mieliśmy już na niej.

Nadziejo ty nieszczęsna! Przecz mi tej przystani

Odmawiasz, obiecawszy ją wprzódy? Ja księcia

Rozumiem, jeśli nie chce oddawać na cięcia

Ofiarne córek ludu swojego, i sławię

Już za to, co nam dotąd zdziałał w naszej sprawie;

I chociaż nam bogowie nie zakończą męki.

Jać nigdy nie odmówię naszej mu podzięki.

Czem ja wam dopomogę, co dla was uczynię,

O dziatki! Gdzie się puścić? Jakąż my świątynię

Ominęliśmy jeszcze, jakiego my boga

Uwieńczyć zaniedbali? Gdzież to nasza noga

Dotychczas nie postała — w jakiejż ziemi schronie?

Giniemy, dzieci moje! Ja was nie obronię

Wydanych, wypędzonych! Żywot niewesoły

Rad skończę, chyba tylko, że nieprzyjacioły

Ucieszą się z mej śmierci! Żal mi was, o dziatki,

I żal mi też Alkmeny, osiwiałej matki

Ojcowskiej! Że też musisz wieść żywot tak długi,

Niewiasto nieszczęśliwa! Lecz i twego sługi

Pożałowania godne są losy! Bo ile

Daremnie-m ja wycierpiał! Przyszły takie chwile,

Że wpaść myśmy musieli, tak jest, wpaść musieli

W zabójcze one ręce złych nieprzyjacieli,

By zginąć tak sromotnie. Ale może przecie

Znasz jeszcze jakieś wyjście? Bo nie wszystko w świecie

Stracone, jest nadzieja, aby te ocalić!

O królu! Zamiast dziatek, raczże mnie wydalić

I wydać Argejczykom! Nie narażaj siebie

I ich! Ja je wybawię... Nie w mojej potrzebie

Swe własne kochać życie! Rzucę je bez lęku!

.

MAKARIA.

Więc tylko tym sposobem ocalić się można?

IOLAOS.

Tym tylko i nas wtedy czeka dola zbożna.

MAKARIA.

Więc niechże się nie lęka, starcze, twoja głowa

Przed dzidą Argejczyków. Jam umrzeć gotowa,

Ja sama na rzeź pójdę, nim mi kto rozkaże,

Bo cóżby powiedziano, gdyby, dla mnie w darze,

Miał gród się ten narażać, a my, swoje własne

Zwalając nań brzemiona, mogąc dni mu jasne

Zgotować, stchórzyliśmy przed śmiercią. Nie tędy

Jest droga! A i śmiesznem byłoby w te pędy

Upadać w proch przed bóstwem i żebrać — my, dziatwa

Bohaterskiego ojca, a teraz — jak łatwa

To droga! — marni tchórze! Takie to są żądze

Szlachetnych! Nie! najpiękniej byłoby, tak sądzę.

Po grodu tego klęsce — co uchowaj Boże! —

Wpaść w ręce nieprzyjaciół i — gorze nam! gorze,

Nam dzieciom cnego ojca! — zejść do Hadu ciemni!

Czy może wydalonej stąd będzie przyjemniej

Pójść żebrać, aby słuchać, bez wstydu rumieńca,

Jak ktoś się ozwie do nas: »Waszego nam wieńca

.

Nie trzeba! Po co tutaj przyszliście, wy, ludzie,

Dla których wszystkiem życie?! Precz stąd! W płonym trudzie

Błagacie! my niczego nie mamy dla tchórzy!«

Lecz, myślę, mnie i wówczas szczęście nie posłuży,

Jeżeli ocaleję, ci zasię zostaną

Pobici. Druh niejeden — sprawą to jest znaną —

Swe druhy umiał zdradzić. Kogóż chęć połechce

Samotną pojąć pannę? I któż ze mną zechce

Mieć dzieci? Czyż nie lepiej mi umrzeć, niżeli

Doczekać się, aż los mnie tem szczęściem obdzieli?

Zaiste! To uchodzić może byle komu,

Nie mnie, ze szlachetnego pochodzącej domu!

Powiedźcie mnie na miejsce, gdzie umrze to ciało!

Uwieńczcie mnie, w ofierze złóżcie, jak przystało,

A potem zwyciężajcie! Ma dusza gotowa,

Nie będzie się opierać, nie rzeknie ni słowa!

Wszem wobec mówię głośno: Chcę umrzeć za braci,

A i za siebie także! Chcę jaknajbogaciej,

Najsławniej skończyć życie! To ma chęc gorąca,

Tom sobie ja wysnuła, życia nie pragnąca!

PRZODOWNIK CHÓRU.

Ach! cóż ja powiem, świadek wielkiego wyznania

Dziewicy, co za braci umrzeć się nie wzbrania?!

Któż z ludzi szlachetniejsze wypowie orędzie

I któż tu się na czyny podobne zdobędzie?!

IOLAOS.

O dziecko! Nie skądinąd wyrosła twa głowa,

Jak z jego li nasienia, córko Heraklowa,

Ty latorośli boża! Wstydem mnie nie pali

Twe słowo, lecz mnie palą twe losy! Chciej dalej

Posłuchać, co, mem zdaniem, będzie sprawiedliwiej:

Trza zwołać wszystkie siostry i nikt się nie ździwi,

Że umrze ta dla swoich, na którą los padnie.

Byś zmarła, nie losując, to byłoby zdradnie.

MAKARIA.

Nie myślę ja umierać, wybrana przypadkiem,

Nie żadna w tem zasługa! Innym ty mi świadkiem

Bądź, starcze! Jeśli chcecie, jeśli przyjmujecie

Odwagę mą, ja umrę, ale nigdy w świecie

Zmuszona! Dobrowolnie oddam za was życie!

IOLAOS.

Ach! jeszcze szlachetniejsze słowo tu słyszycie!

Już tamto było szczytem, lecz ty śmiałość własną

Zwyciężasz swą śmiałością, słowa twoje gasną

Przy własnych twoich słowach. Lecz ja ani każę

Ni bronię ci .

MAKARIA.

Dobrze radzisz, ale nie miej trwogi,

Żeś śmierci mej współwinny. Ja się do tej drogi

Wybieram dobrowolnie. Chodź ze mną, mój stary,

Na rękach twych chcę umrzeć. Ty mnie złóż na mary

I ciało owiń w całun. Idę na rzeź rada,

Jak córce wspaniałego rodzica wypada.

IOLAOS.

Nie mógłbym żadną miarą patrzeć na śmierć twoją.

MAKARIA (wskazując na Demofona, powracającego na scenę).

Więc tego proś, niech przy mnie mężczyźni nie stoją.

Na rękach ja niewieścich pragnę zejść ze świata.

DEMOFON.

Tak będzie, dziewko biedna! A i na me lata

Srom spadłby, gdyby twoich zwłok nie przystrojono,

Jak trzeba, i to z wielu powodów: Twe łono

Rozpiera wielkie męstwo, a o cnym pogrzebie

I prawo postanawia. Mężniejszej od ciebie

Kobiety nie widziały me oczy. Atoli

Pragnąca coś powiedzieć starcowi, dowoli

Pogadaj z nim, wszak twoje to ostatnie słowo.

MAKARIA.

O, żyj mi zdrowo, starcze, o, żyj mi tu zdrowo!

A chłopców tych nauczaj, by w każdym sposobie

Umieli mądrze sprawiać się, podobni tobie.

Nic więcej nie potrzeba. To starczy. A chcący

Ratować ich, o śmierci w swej duszy gorącej

Ty nie myśl. My twe dzieci, tyś nas wypiastował

Na rękach swych i, widzisz, jakeś mnie wychował,

Że umiem swoje życie poświęcić dziewicze,

By ci tu nie zginęli. A wy, których liczę

Za braci swych, wy żyjcie mi w szczęściu! Udziałem

Niech waszym będzie wszystko, za co dziś tem ciałem

I krwią tą płacić pragnę, na rzeź powiedziona.

A we czci niech wam będzie i staruszka ona,

Alkmene, matka ojca naszego, w kościele

Siedząca. A ci nasi tutaj przyjaciele

Szacunku są przegodni. A gdy się tak stanie,

Że miną wasze trudy i wy znów na łanie

Spoczniecie swym ojcowskim, miejcie też w pamięci

Tę swoją zbawicielkę i niech się jej.....................................
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: