Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Herezje i prawdy - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Herezje i prawdy - ebook

"Moich szkiców średniowiecza nie należy uważać za pracę historyka, lecz tylko publicysty. Pisałem je, aby zakwestionować zadawnione poglądy i wezwać do kontroli pewnych pojęć, które takiej rewizji jak najbardziej wymagają. Inteligentniejszy czytelnik stwierdzi, że ciągle wygłaszam protesty przeciw pojęciom ustalonym i zamarzniętym. Czytelnik mniej inteligentny będzie mówił i pisał, że o takiej lub takiej sprawie nie mam pojęcia, bo przecież „wiadomo jest, że było inaczej”.

Stanisław Cat-Mackiewicz

Herezje i prawdy mimo upływu pół wieku od momentu powstania są nadal świetną lekturą, (…) godną polecenia, mimo swoich śmiałych, nieraz może zbyt śmiałych hipotez, ocierających się prawie o historię alternatywną (...). Niniejsza książka jest także bez wątpienia wyrazem fascynacji Mackiewicza dynastią jagiellońską, a jednocześnie wyrazem tęsknoty za światem, który odszedł wraz z wybuchem drugiej wojny światowej i bezpowrotnie pogrzebał ideę jagiellońską.

prof. Jerzy Sperka

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 97883-242-1865-3
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Hipnoza słów a mroki średniowiecza

I

Człowiek piszący, literat, publicysta, uczony, powinien w słowach możliwie krótkich i zwięzłych powiedzieć coś, co by wyobraźnię, imaginację, inteligencję czytelnika zwróciło w odpowiednim kierunku. Przemówienie do słupa nie prowadzi do niczego. Każde pisanie, każde czytanie oparte jest na współpracy piszącego z czytającym.

Oto wypowiedziałem maksymę, którą proszę pamiętać, czytając to, co powiem poniżej.

Czechow pisze:

„Promienie księżyca odbijały się w pustym pudełku od sardynek rzuconym w kąt promu”.

To jest genialne wywołanie obrazu, którego szczegóły już winien sobie domalować czytelnik. Noc, rzeka, woda, spokój, pustka chwilowa, niedawna obecność niekulturalnej publiczności itd., itd. Wartości pracy pisarza nie powiększy się, gdyby chciał on opracowywać szczegóły dalsze: a co było widać z promu, a jak wyglądał przewoźnik i ile miał lat, ile stopni Celsjusza liczyła temperatura wody w rzece, ile miesięcznie zarabiał przewoźnik i jak dalece był on wykorzystywany przez kapitał prywatny, ile przeciętnie pasażerów przewoził prom, z jakiego drzewa był zbudowany i tysiące innych rzeczy.

Praca uczonego winna także polegać na wypowiedzeniu formuły, którą po swojemu zrozumie, uzmysłowi i uzupełni sobie czytelnik. Powtarzanie wszystkiego w kółko od Adama i Ewy jest najgorszą metodą w dydaktyce.

Innymi słowy – pisze się dlatego, aby nastawiać myśli czytelnika na pewien kierunek, aby potęgą krótkiego słowa hipnotyzować go.

W liście do Gawalewicza z kwietnia 1899 roku Sienkiewicz prosi o poczynienie pewnych poprawek w jego rękopisie i pisze:

„W samym zakończeniu zamiast: »bo nie odjęto jej Szczęścia«, powinno być: »bo nie odjęto jej i Pieśni, i Szczęścia«. Ta ostatnia zmiana konieczna”.

Istotnie różnica między jednym sformułowaniem a drugim jest ogromna: „bo nie odjęto jej Szczęścia” to obiektywna relacja, „bo nie odjęto jej i Pieśni, i Szczęścia” – to już nie obiektywizm, to liryka, to upoetyzowanie sytuacji, to nastrój irracjonalnie uczuciowy.

Oto przedstawiłem dwa przykłady, jak pisarz w słowach najkrótszych może wywołać w czytelniku nastrój odpowiedni i uczuciowy stosunek do opisywanego przez siebie tematu.

A teraz przejdźmy do tezy, iż nasi najwięksi pisarze skrzywili, spaczyli i zniekształcili nasz stosunek do średniowiecza i w jaki sposób to się stało.

II

Podziw mój dla Sienkiewicza jest bezgraniczny. Uważam, że w literaturze światowej nie ma takiego pejzażysty jak on. Krajobrazy i widoki, które stworzył, mają w sobie dużo z francuskiego impresjonizmu XIX wieku.

Jako budowniczy i rzeźbiarz zdania jest Sienkiewicz nieprześcigniony w naszej literaturze i chyba nigdy dościgniony nie będzie, chociaż mamy Paska, księdza Skargę. Być może mógłby się z nim równać Długosz, gdyby za jego czasów istniał w piśmie język polski. Pisząc Trylogię, oparł się Sienkiewicz na autentycznych źródłach polszczyzny XVII wieku, na pamiętnikach Albrechta i Bogusława Radziwiłłów. Zachwycał się redaktor Grydzewski zdaniem księcia Bogusława: „Chciałbym być płótnem, z którego uszyją koszulkę dla Waćpanny”. Poza tym Sienkiewicz czerpał z innych studni autentycznego sposobu mówienia w XVII wieku, wreszcie pomogła mu także znajomość języka hiszpańskiego, którą nabył w czasie pobytu w Ameryce.

Wiek XVII, a nie jakiś inny wiek, odbił się najgruntowniej na kształtowaniu psychiki polskiej. Romantyzm polski to podanie ręki uczuciowemu wiekowi XVII poprzez wymądrzony i racjonalny wiek XVIII. Niezasłużona nienawiść do Stanisława Augusta, paszkwilancko po dziś dzień zwanego „królem Stasiem”, bierze także początek w tym królowaniu nad naszymi pojęciami wieku XVII. Oczywiście wiek ten reprezentował bardzo indywidualną kulturę, pojęcia religijne, moralne i honorowe. Zakon jezuitów odegrał ogromną rolę w kształtowaniu pojęć tego czasu. Zakon jezuitów był nasycony wpływami hiszpańskimi. Może mi ktoś pomoże w tej statystyce: oto zauważyłem, że kościoły warszawskie są wypełnione obrazami nie włoskimi, lecz hiszpańskimi. Murillo wisi nad ołtarzami w tych kościołach. Byłoby bardzo ciekawe obliczyć, ile obrazów w kościołach warszawskich jest kopiami z malarstwa hiszpańskiego, a ile z włoskiego.

W każdym razie bohaterowie Trylogii: Zagłoba, Skrzetuski, Podbipięta, Wołodyjowski, dlatego są tak nie tylko żywi, ale i przekonywający, że mówią językiem autentycznym, swoim, a nie wyfantazjowanym przez autora. Mówią oni językiem Paska i można się wyrazić, że nic, co jest z Paska, nie jest im obojętne. Ich psychika, ich poglądy moralne, ich poziom intelektualny, wszystko to nie wykrzywione, lecz autentyczne, bo wszystko z Paska.

III

Jeśli chodzi o Quo vadis, to można powiedzieć prawie to samo. Bohaterowie Quo vadis mówią językiem autentycznym, takim właśnie, jakim rozmawiali Neron z Petroniuszem. Bo to nieprawda, że Quo vadis nie jest pisane po łacinie. Tylko słowa tej powieści są polskie, ale cały duch słownictwa jest łaciński. Jest to w rzeczywistości genialny przekład z łaciny, oddający idealnie charakter tego języka. Sienkiewicz znał tak dobrze łacinę, że rozczytywał się w historii i publicystyce rzymskiej, że rozumiał i odczuwał poetów rzymskich.

A więc Winicjusz, Ligia i tak dalej – mówią językiem swoim, własnym, autentycznym, tak jak bohaterowie Trylogii, i dlatego i Trylogia, i Quo vadis pomagają nam wiernie odczuć i zrozumieć czasy antycznego Rzymu i czasy polskiego XVII wieku.

IV

Rzecz ma się zupełnie inaczej z Krzyżakami.

Sienkiewicz nie miał języka autentycznego. Pomniki języka polskiego tych czasów są zbyt skąpe, aby można się było na nich oprzeć. Sienkiewicz był jednak miłośnikiem Zakopanego i rozmów z góralami, i oto uznał, że ten język: chłopski, włościański, język gazdów, zastygły między turniami i reglami tatrzańskimi, jest bardziej zbliżony do krawędzi wieku XIV i XV niż współczesny nam polski literacki, niż język epoki Paska i jakikolwiek inny. I oto bohaterowie Krzyżaków rozmawiają z sobą nie językiem własnym, autentycznym, jak bohaterowie Trylogii czy Quo vadis, lecz językiem Sabały, zbliżonym do mowy Chłopów Reymonta.

Wywołało to niesłychane konsekwencje. Język Sabały ma swoją indywidualność, swoistość i w najbardziej silny sposób oddziałuje na nasze wyobrażenia o tych postaciach, które takim językiem mówią. Jeśli powiemy „białogolenny”, to przenika nas coś z antyku, jeśli czytamy rozmowy Maćka i Zbyszka z Bogdańca, to czujemy się w towarzystwie Bartka Zwycięzcy i słuchamy jego rozmów z chłopami z tej samej wsi.

Przez użycie tego języka góralsko-chłopskiego Sienkiewicz oddalił nas od zrozumienia rycerzy z czasów królowej Jadwigi.

Nie ma bowiem nic bardziej psychologicznie odległego od siebie niż chłop polski XIX czy XX wieku a rycerz schyłkowych lat średniowiecza. Są to typy psychologicznie, kulturalnie, moralnie całkowicie odrębne, niemające źdźbła podobieństwa. Ziemiaństwo XIX wieku zbliżyło się być może do typu bogatego gospodarza wiejskiego, ależ, na miłość boską, nie rycerz średniowieczny. Ten był zaprzeczeniem i przeciwieństwem zarówno wszystkich dodatnich cech chłopa, jak i jego cech ujemnych. Włożenie w usta rycerza średniowiecznego zwrotów i zdań z języka chłopskiego było fałszem historycznym możliwie daleko posuniętym.

Niestety wielki Sienkiewicz popełnił tu błąd, który miał swoje konsekwencje. Inni polscy powieściopisarze historyczni wkroczyli w jego ślady i rycerze średniowieczni zaczęli u nich mówić między sobą używając „wy”, i stali się Bóg wie do kogo podobni, tylko nie do rycerzy średniowiecznych.

Właśnie ten sam geniusz literacki, który sprawia, że za pomocą kilku słów hipnotyzujących wywołuje w nas odpowiedni obraz, dzięki nieszczęsnemu pomysłowi mowy góralskiej, dla odtworzenia rozmów rycerzy między sobą, wyrządził nam jak największą krzywdę.

V

Inną siłą oddalającą nas od zrozumienia czasów królowej Jadwigi jest uleganie pojęciu „mroki średniowiecza”. Nasza historyczna widzialność jest niesłychanie błędna. Dla przykładu powiem, że za czasów średniowiecza palono daleko mniej czarownic niż w wieku XVII, kiedy palono je tysiącami i dziesiątkami tysięcy. W Polsce jeszcze w XVIII wieku torturami i ogniem zamordowano niezliczoną ilość kobiet i dopiero naszemu wielkiemu monarsze, Stanisławowi Augustowi, zawdzięczamy powstrzymanie tej hańby. Gdyby średniowiecze równoznaczne było z mrokami, to jak byśmy tłumaczyli sobie architekturę katedr gotyckich lub istnienie Tomasza z Akwinu? A Dante ze swoją syntezą filozofii i poezji, a Petrarca, a Boccaccio ze swoim niezrównanym i pięknym sceptycyzmem, a spojrzenia obrazów Giotta, a miłość kobiety tak swoista, że jej dzisiaj całkiem zrozumieć nie możemy, bo nie możemy naszą uczuciowością i naszymi obyczajami wymierzyć stosunku Dantego do Beatrycze ani Petrarki do Laury, albo – jeśli chodzi o czasy wcześniejsze – pieśni trubadurów i truwerów do kobiet nieznanych lub raz w życiu widzianych?

Sympatyczny jest Bartek Zwycięzca, ale nie jego językiem mówił wiek XIV i XV.Lilie

I

Złote lilie na białym polu – herb Jadwigi widnieje w katedrze na Wawelu. To herb królów Francji, domu Kapeta. Jadwiga była potomkinią Karola I, królewicza francuskiego, który przy pomocy papieża i swego brata, Ludwika Świętego, osiadł w 1265 roku na tronie w Neapolu¹. Synem jego był „lo Zoppo” – Karol II Kulawy, wnukiem Karol Martel, prawnukiem Karol Robert, zwany Karobertem, król Węgier. Jego znów synem był Ludwik, na Węgrzech zwany Wielkim, któremu nasz Kazimierz, zwany także, choć niesłusznie, Wielkim, przekazał koronę polską, co mnie oburza, chociaż historycy polscy opowiadają o tym fakcie ze spokojem. Ludwik Węgierski był ojcem trzech córek: Katarzyny, Marii i wreszcie Jadwigi, która według Długosza urodziła się w roku 1370, ale prof. Jan Dąbrowski w sposób przekonywający poprawia tę datę na rok 1374. Jadwiga stała się naszą królową, której wielkości dotychczas nie doceniamy, choć nie brak o niej książek i zachwytów. Jadwiga była jedną z najmilszych postaci średniowiecza; można ją zestawić z Joanną d’Arc, oczywiście nie z rolą Joanny d’Arc w historii Francji, lecz z jej indywidualnością. Jadwiga była również podobna do swej ciotki i stryjenki, Joanny Krwawej neapolitańskiej, która odznaczała się niepospolitym rozumem i miłością do nauk i sztuk pięknych, i mordowała swoich mężów i kochanków. Jadwiga była inicjatorem ugody ostrowskiej, która pogodziła jej męża Jagiełłę z Witoldem i otworzyła drzwi przed polityką dynastii Jagiellonów, która z malutkiej Polski uczyniła wielkie, potężne mocarstwo Europy. W dzień ślubu Jadwigi z Jagiełłą państwo Jadwigi, jak pisze prof. Kolankowski, liczyło tylko 100 tys. km2 – w dzień zgonu największego z naszych królów, Kazimierza Jagiellończyka, państwo polsko-litewskie liczyło już 1 mln 100 tys. km2, nie licząc krajów lennych. W ciągu lat stu dom Giedymina ujedenastokrotnił terytorium naszego państwa.

II

Jakże trudno jest zrozumieć psychikę ludzi średniowiecza! Ludzi najbardziej subtelnej ekstazy i egzaltacji i ciągłych morderstw. Trzeba godzinami rozmyślać w katedrach gotyckich, patrzyć na ich pełne temperamentu rzeźby, aby się choć trochę zbliżyć do ich czasów.

Ludwik Święty, król Francji, brat starszy owego Karola Andegaweńskiego, od którego pochodziła Jadwiga, „przybrał krzyż” i stanął na czele krucjaty. Miał zdobyć Kair, który uważał za Babilon. W nieszczęśliwej bitwie pod Mansurah , w roku 1249, dostał się do niewoli mahometan². Całemu wojsku francuskiemu grozi zniszczenie. Jego wierna i piękna żona, Małgorzata, towarzyszyła mu w wyprawie krzyżowej, chociaż była w ciąży. Właśnie po wzięciu Ludwika IX do niewoli urodził się jej syn, Jan, którego nazywała Tristanem. Królowa błaga starego rycerza, żeby zabił ją mieczem, w razie gdyby niewierni zdobyli obóz. Prosi, aby przysiągł, iż to uczyni.

„Ależ, pani, zrobię to z największą przyjemnością”. Cóż to? Żarty niewczesne czy niezręczność odpowiedzi?

Ależ broń Boże! To nam, nieznającym średniowiecza, tak się tylko zdaje. Na dworze średniowiecznym obowiązywała kurtuazja niedopuszczająca uchybień. Każda prośba damy, a zwłaszcza królowej czy księżnej, musiała być uznana za zaszczyt, za radość. Rycerz królowej Małgorzaty nie mógł się wyrazić inaczej.

III

Wspomniałem już o dziwnym i dla nas niezrozumiałym stosunku do kobiet, o Dantem i Petrarce. Dante widział swoją Beatrycze cztery razy w życiu: raz, jak była dzieckiem i on był dzieckiem, potem jeszcze trzy razy, z tego raz na jej ślubie z Szymonem dei Bardi i raz, jak mu się nie odkłoniła na ulicy. Tak przynajmniej utrzymują biografowie Dantego, może trochę przeinaczając rzeczywistość, bo jak można było nie spotkać częściej kobiety mieszkającej w tym samym mieście? W każdym razie Beatrycze nie tylko nie była żadną kochanką Dantego, ale nawet jego znajomą, z którą by choć czasami rozmawiał. A oto Dante od chwili poznania Beatrycze-dziewczynki jest w niej zakochany przez całe życie i nie tylko Boska Komedia, ale i wszystkie inne poezje Dantego są pisane o Beatrycze i dla Beatrycze. Dante ma zresztą żonę, dzieci, jest kochankiem różnych innych kobiet, ale miłuje, uwielbia, ubóstwia tylko Beatrix, i to zarówno za jej życia, jak i po jej śmierci.

Nasi powieściopisarze wywołujący zjawę średniowiecza cofają się przed tego rodzaju obyczajami, które są przecież powszechnie znane i uznane, a bynajmniej nie stanowią jakiegoś wyjątkowego fenomenu.

Petrarca był o trzy lata młodszy od swej Laury, zobaczył ją po raz pierwszy w Awinionie w roku 1327 dnia 6 kwietnia. Miał wtedy lat 23 – ona 26. Laura była żoną kogo innego i miała dwanaścioro dzieci. Poeta kochał ją całe życie i swoje poezje podzielił na In vita di madonna Laura i na In morte di madonna Laura, czyli że po jej śmierci nadal pisywał o niej i wyłącznie dla niej.

Dante, Petrarca – to wiek XIV, czyli dekadencja średniowiecza, względnie okres przejściowy pomiędzy renesansem a średniowieczem właściwym. Ale stosunek Dantego czy Petrarki do Beatrycze czy Laury był właśnie kontynuacją obyczajów jak najbardziej średniowiecznych. Trubadur, czyli poeta-rycerz, ślubował jakiejś damie i potem jeździł po świecie i głosił chwałę jej piękności i cnotliwości. Mógł nawet nie widzieć tej, której poświęcał całą swoją poezję i poniekąd życie. Zacytuję tu opowieści Villemaina, historyka literatury francuskiej z czasów Karola X i Ludwika Filipa:

„Geofroy Rudel był chwalony za pomysłowość swych pieśni i słodycz głosu. Wymyślał on także długie historie, których nie śpiewał, lecz opowiadał w czasie wieczorów na zamkach. Pewnego dnia pokazano mu portret pewnej damy francuskiej z Ziemi Świętej, hrabiny Trypolisu. Spojrzawszy na ten portret, postanowił pojechać na krucjatę. Wypłynął z portu w Marsylii, pisał wiersze czarowne, opisywał podróż.

Zachorował w drodze. Do Trypolisu przyjechał umierający. Rozniosło się po tym mieście pół francuskim, pół saraceńskim, iż przypłynął okręt z Zachodu, a na nim rycerz i poeta ściągnięty z daleka sławą cnót hrabiny Trypolisu, że jest ciężko chory i chciałby ją ujrzeć przed śmiercią. Hrabina Trypolisu, wzruszona tym przywiązaniem i tym nieszczęściem, wstąpiła na pokład i ofiarowała pierścień rycerzowi, który umarł w nią się wpatrując. Hrabina kazała go pochować w kościele Templariuszy i niedługo później przyjęła welon zakonnicy”.

Proszę! Gdzie teraz znaleźć taką hrabinę lub takiego członka Związku Literatów!

Sądzę wreszcie, że poeci średniowiecza idealizowali kobiety nieznane może także dlatego, iż idealizacja kobiet znanych jest o wiele trudniejsza.

IV

To, co było w średniowieczu nikczemnością, dzisiaj może być uważane za szlachetność i – odwrotnie. Inne były wymiary moralne, inne wszystko.

Razi nas nadmiar morderstw w tych czasach. Wszyscy wszystkich mordują naokoło. To także wymaga korektywy moralnej. Kronikarze lubili rozpisywać się o mordach, podobnie jak dzisiaj kronikarze londyńscy przepadają za rozpisywaniem się o kryminałach. Cudzoziemiec, przyjechawszy do Londynu i naczytawszy się „Evening Standardu” i „News of the Worldsów”, czyli pism o największym nakładzie, może wywnioskować, że życie w Anglii składa się z samych fałszerstw, oszustw, gwałtów nad niemowlętami płci męskiej, topienia bogatych ciotek w wannach, mordowania prostytutek, aby mieć jakieś trupy w ścianie, za tapetami, i tego rodzaju rozrywek życiowych.

Podobnie i z czcigodnymi kronikami: bratobójstwa, dzieciobójstwa. Obrzydliwe zbrodnie podawania trucizny w hostii przez przekupionego zakonnika i inne kryminały godne naszych czasów.

Na równi jednak ze zbrodniami spotykamy objawy wielkiego humanitaryzmu, dowody, że słuchano nauki Chrystusa o miłości bliźniego. Król Baldwin, ranny na polu bitwy, nie zezwala lekarzowi na skaleczenie w podobny sposób jeńca dla studiów, celem jego uzdrowienia; zatrzymuje pochód całego wojska przez pustynię, aby wziętej do niewoli muzułmance pozwolić odbyć połóg w spokoju.

V

Wróćmy teraz do Karola d’Anjou, przodka Jadwigi.

Konrad IV, syn Fryderyka Hohenstaufa, pozostawił małego synka, zwanego Konradkiem, „Conradino”, i syna nieprawego, bękarta, jak wtedy mówiono, Manfreda³. Zamiast zarządzać królestwem Sycylii w imieniu małego króla, Manfred przywłaszczył sobie tron Neapolu. Ale papież, Aleksander IV, podzielał pogląd swego poprzednika, że Hohenstaufowie to „gatunek żmij”, i ofiarował swoje lenno, Sycylię, wpierw synowi króla angielskiego – Edmundowi, a gdy ten okazał się nieodpowiedni, bratu Ludwika Świętego francuskiego, Karolowi Andegaweńskiemu⁴, ze ślicznego miasta Angers, które w roku 1939 było stolicą rządu generała Sikorskiego. Karol przyjechał w 1265 roku z doskonałym wojskiem francuskim, rozbił Manfreda. Conradino, wydziedziczony po raz drugi ze swego królestwa, usiłował wzniecić powstanie. Wojska Karola pobiły go na głowę i nieszczęśliwy młodzieniaszek zaczął tułać się po lasach i w pobliżu zamku Frangipaniego, słynnego w owych czasach rozbójnika morskiego, pirata, właściciela wielu okrętów rozbójniczych, poprosił jakiegoś rybaka o pomoc w zdobyciu łodzi, aby uciec. Dał temu rybakowi pierścień w charakterze zadatku. Podejrzliwy rybak poszedł po radę do pirata, ten obejrzał pierścień, po czym złowił Conradina i ofiarował go Karolowi, który zorganizował proces pokazowy, po czym Conradino został ścięty. Ale, widać, niedole młodego chłopca ujęły serca Neapolitańczyków, skoro w kaplicy grobowej, wzniesionej później na miejscu stracenia szesnastoletniego Conradina, płyty posadzki kamiennej były zawsze mokre, nawet w największe upały. To ziemia królestwa opłakiwała swego synka – króla.

Następca Karola na tronie w Neapolu, Karol Kulawy, „lo Zoppo”, wdaje się w najrozmaitsze intrygi i walki w związku z obsadzeniem tronu papieskiego. Ma trzech synów: Karola Martela, który objął tron węgierski, Ludwika, zakonnika, niepretendującego do żadnego stanowiska politycznego, i Roberta Mądrego. Ten ostatni, aby utrzymać tron neapolitański, wpierw otruł swego brata Karola Martela, a potem nie dopuścił do tronu Karoberta, dziadka rodzonego naszej królowej Jadwigi.

Syn Roberta Mądrego, znowu Karol, znany pod nazwiskiem księcia Kalabrii, zostawił po sobie dobrą pamięć. Co dzień o godzinie jedenastej zasiadał w pałacu, aby odprawiać sądy. Obawiając się, że służba będzie odpędzać ubogich przychodzących po wymiar sprawiedliwości, kazał zawiesić przed bramą sznur do dzwonu. Każdy mógł zadzwonić, co oznaczało, że przybywa w sprawie swej krzywdy. Razu pewnego dzwon zadzwonił. Książę Kalabrii posłał po dzwoniącego, tymczasem służący powrócił ze śmiechem i z wiadomością, że za sznur targa stary, ślepy koń. Okazało się, że to jest dawny wierzchowiec znanego neapolitańskiego bogacza, Marka Capecego. Swego czasu zbójcy napadli tego bogacza, ale jego świetny koń wyniósł go z niebezpieczeństwa i Capece nawet go publicznie pocałował na znak wdzięczności. Potem długo służył swemu panu, aż oślepł, nie był zdatny do roboty i pan kazał go wygnać ze stajni. Książę Kalabrii uznał, że koń ma prawo do sprawiedliwości, zawołał bogacza Capecego i surowo nakazał karmienie konia aż do śmierci.

Wiem, że we Francji w roku 1954 wysłużone psy policyjne, z których jeden uratował życie dziecka, wyciągając je z rzeki, zostały zastrzelone z powodu starości.

Robert Mądry przeżył swego syna i pod koniec życia pokutował za liczne grzechy. Kajanie odbywało się wtedy publicznie, ludzie nie taili tego, co było złego w ich życiu przeszłym. Robert lubił otaczać się kobietami w młodszym wieku, obecnie zamienił je na towarzystwo teologów. Swego czasu lubił frywolne mody francuskie, teraz potępiał i wyśmiewał elegancję. Treść tego wyśmiewania się powtórzę za Kazimierzem Chłędowskim:

„Ruchy ich dziwnymi kontorsjami, rozczochrane włosy, rozwiana broda, długie brwi, wzrok zasłaniające, robią z nich jakieś straszydła. Naśladują Arabów, anachoretów i fałszywych filozofów. Z udaną hipokryzją niszczą piękne kształty, którymi Bóg ludzi obdarzył; kamizola, która pierwej sięgała aż do kolan, teraz zaledwie bioder dotyka. Pokazują to, co ich szpeci. Chudzi chełpią się swymi kośćmi, tłuści odkrywają różne ułomności, jedni wydają się być suchotnikami, drudzy chodzą jakby mieli wodną puchlinę. Starzy naśladują młodych i porzucili kapucę, która w sposób przyzwoity zasłania ich łysiny…”

Po śmierci Roberta Mądrego wstąpiła na tron królowa Joanna. Niektórzy kronikarze piszą o niej: „Kochajcie Boga i Królową Joannę”, inni nazywają ją Joanną Krwawą i oskarżają o liczne morderstwa. Wstępujemy w epokę Boccaccia, tego największego ze wszystkich Guy de Maupassantów całego świata, który odświeży i odnowi instrument literacki tak w średniowieczu zaniedbany, mianowicie humor.

Przypisy

1 Karol I zajął Neapol w 1266.

2 Bitwę pod Al-Manșūrah stoczono w 1250.

3 Manfred był naturalnym synem Fryderyka II Hohenstaufa.

4 Papieżem, który nadał Sycylię i Neapol Karolowi Andegaweńskiemu, był Urban IV.Jerzy Sperka

Średniowiecze w ujęciu Stanisława Mackiewicza Cata

Pisarstwo Stanisława Mackiewicza Cata – jak sam mówił – płynęło zawsze nie z prądem, lecz przeciw prądowi; nie z modą, lecz przeciwko modzie. W swojej publicystyce zawsze miał swoje zdanie, nie szedł utartymi ścieżkami i nie inaczej jest w przypadku niniejszej książki. Tytułowe Herezje i prawdy są właśnie odrzuceniem herezji (nieprawdy) w postrzeganiu wydarzeń i postaci średniowiecznej Polski, które wynikały z błędnej interpretacji, i zastąpieniem ich prawdami. Te wreszcie wyprostują narosłe nieporozumienia funkcjonujące od lat jako niepodważalne aksjomaty naszych dziejów i oddadzą sprawiedliwość tym, którzy do tej pory byli niedoceniani. Ponieważ „prawdy” zostały wcześniej zdominowane przez owe „herezje” i nie tylko w najlepsze funkcjonują w pracach naukowych, ale zadomowiły się w potocznej świadomości Polaków, Mackiewicz – na niewielkim odcinku naszych dziejów – stara się to naprawić i wyprostować, lub używając jego słów: „odbrązowić”.

Książka powstała kilka lat po powrocie autora z Anglii do Polski, w okresie odwilży gomułkowskiej, a ukończona została w 1962 roku i wtedy też wydana. Autor pracował nad nią do samego końca, o czym niezbicie świadczą wykorzystane przez niego opracowania naukowe, które wyszły drukiem jeszcze w marcu tego roku¹. Na pracę składa się 29 krótkich esejów odnoszących się do tematyki średniowiecznej. Mimo że dotyczą z pozoru różnych dziedzin i problemów, motywem przewodnim jest postać królowej Jadwigi Andegaweńskiej, której małżeństwo z wielkim księciem litewskim Jagiełłą zapoczątkowało unię polsko-litewską. I początki tej unii interesują Mackiewicza najbardziej, gdyż od niej zaczęła się późniejsza wielkość Rzeczypospolitej z jej wielokulturowością, a jednocześnie cywilizacyjny skok Wielkiego Księstwa Litewskiego, którego Mackiewicz ciągle czuł się obywatelem i które uważał za swoją ojczyznę.

Pisząc niniejszą książkę, Stanisław Mackiewicz bez wątpienia znakomicie się do niej merytorycznie przygotował, co zresztą cechowało jego pisarstwo. Studiował więc wcześniej liczne dzieła naukowe polskich² i zagranicznych historyków³. Niektórych, ich poglądy i tezy, przywołuje w poszczególnych szkicach, innych nie⁴, ale – w tym wypadku – obeznany mediewista wie, skąd autor zaczerpnął podstawową wiedzę, a ta bez wątpienia może imponować.

Pierwsze szkice są jakby wstępem, szerokim tłem – mają służyć dla lepszego przedstawienia i zrozumienia problematyki polsko-litewskiej przełomu XIV i XV wieku, ale też stają się podporą do odrzucenia „herezji” i zaproponowania „prawd”. W poszczególnych esejach pisał więc o przodkach królowej Jadwigi, Andegawenach linii neapolitańskiej, bocznej linii francuskich Kapetyngów („Lilie”), dalej o istocie feudalizmu („Niezrealizowany ideał”), którą, idąc za rozważaniami belgijskiego historyka Henriego Pirenne’a, związanego ze słynnym nurtem historiograficznym „Annales”, widział w braku suwerenności państwowej i rozproszkowaniu władzy między papieża, cesarza, królów, książąt, miasta, cechy i uniwersytety. Z entuzjazmem charakteryzował osobę św. Franciszka („Pesymizm i optymizm”), zaliczając go do najważniejszych ludzi średniowiecza, a przy okazji przybliżał czasy, w których żył, w tym atmosferę krucjat przeciw katarom. Dalej rozpisywał się nad gotykiem, tym synonimem średniowiecza („Dramat wysokiego napięcia”), niesłusznie kojarzonym w Polsce jako styl niemiecki, a to przecież – jak wyjaśniał Mackiewicz – „największy wybuch ducha francuskiego”. Podejmował problem Żydów i ich prześladowań („Zmieniajmy światła”), a następnie rozwodził się nad Dantem i jego Boską Komedią, tą „wielką syntezą średniowiecza” („Dante”). Kolejny szkic poświęcił okrutnej i przebiegłej, a jednocześnie niezwykle utalentowanej królowej Joannie I neapolitańskiej („Joanna i Boccaccio”).

Sporo miejsca w szkicach zajmują dzieje średniowiecznej Francji, co nie powinno dziwić, gdyż Mackiewicz był zafascynowany jej historią, a zwłaszcza jej wielką kulturą. Z tym państwem i jego dynastią łączył też początek suwerennych państw narodowych w Europie. Naszkicował więc zwycięski konflikt Filipa IV Pięknego z papieżem Bonifacym VIII, zwolennikiem teokratycznych rządów nad Europą, który to konflikt jednocześnie zapoczątkował długoletnią schizmę w Kościele Zachodnim („Awinion”). Schyłek wojny stuletniej i losy w tym czasie Francji oraz jej królów, wraz z fenomenem Joanny d’Arc, walczącej dla króla i „godności i tożsamości Francji” przeciw Anglikom, został przedstawiony w kolejnych dwóch szkicach („Wielki strach”, „Joanna d’Arc”).

Sprawy polskie zaczynają się na dobre od szkicu poświęconego Janowi Długoszowi (zm. 1480) i jego kronice, którą był niewątpliwie zafascynowany („Największy publicysta polski”). Mimo że dziejopis był zwolennikiem średniowiecznego feudalizmu biskupiego, który Mackiewicz potępiał („Feudalizm duchowieństwa”), określał go wielkim publicystą i historiozofem oraz wielkim patriotą. Porównując Roczniki Długosza (obejmują dzieje Polski na tle krajów ościennych od czasów bajecznych do 1480 roku) do innych dzieł średniowiecza, zwłaszcza do francuskiej kroniki Froissarta⁵, miał niewątpliwie rację, gdy pisał, że „ten najsłynniejszy kronikarz Francuzów XIV wieku to tylko genialny gawędziarz”. Naszego kronikarza uważał za szczyt prawdomówności i dokładności wśród kronikarzy epoki, chociaż miał mu za złe, że w swoim dziele zwalczał największego z naszych królów, Kazimierza Jagiellończyka, natomiast z biskupa Zbigniewa Oleśnickiego, „tego szkodnika politycznego sprawy polskiej, potrafił zrobić sympatyczną postać”, której to wizji uległo wielu historyków. Nie mógł też darować kronikarzowi, że szkalował żony króla Jagiełły, zwłaszcza Elżbietę Granowską i Zofię Holszańską.

Kolejne dwa eseje („Zanadto kocham swój naród, aby starać się o popularność”; „Wielkie nieporozumienie”) zostały poświęcone Kazimierzowi Wielkiemu. W tym przypadku nie chodziło jednak o to, aby chwalić dokonania polskiego króla, tylko „odbrązowić” tę postać i zakwestionować przydomek „Wielki”. Mackiewicz przeciwstawił się zwłaszcza poglądom Pawła Jasienicy, wyrażonych w dopiero co wydanej książce Polska Piastów⁶, gdzie ten chwalił pierwszą polską dynastię, a zwłaszcza Kazimierza Wielkiego. Ale autor Herezji i prawd odmówił jej przedstawicielom właściwie wszystkiego, a przede wszystkim instynktu politycznego i odpowiedzialności za losy kraju (cech tych wcześniej nie odmawiał Anglikom i Francuzom), no może poza Władysławem Łokietkiem. W tym ostatnim widział bowiem władcę, który pokonał niemieckich Krzyżaków pod Płowcami, a samą bitwę – z dużą przesadą (bo faktycznie zakończyła się remisem) – uznał za największe, obok Grunwaldu, polskie zwycięstwo. Nie zgadzał się też z ugodową polityką prowadzoną przez Kazimierza Wielkiego, który zrezygnował z Pomorza Wschodniego i Śląska na rzecz sąsiadów i nie kontynuował polityki wojennej swego ojca.

Królowa Jadwiga Andegaweńska, z której „za mało jesteśmy dumni”, zajmuje u Mackiewicza szczególne miejsce. Jej samej, „jednej z najmilszych postaci średniowiecza”, poświęcił dwa eseje („Żelazne igraszki”, „Długosz o Jadwidze”), a wokół jej osoby – jak wspomniałem – snuje większość szkiców. Indywidualność polskiej królowej zestawił z Joanną d’Arc, a jej zamiłowanie do nauki i sztuk pięknych przyrównał do cech jej ciotki, Joanny neapolitańskiej. Uczynił to niewątpliwie z pewną przesadą, zwłaszcza w drugim przypadku, bo owszem, królowa Neapolu znana była z miłości do sztuk pięknych, ale także do sztuki zabijania swych mężów i kochanków i twardego kursu w polityce wobec swoich oponentów, natomiast królową Jadwigę cechowały raczej pacyfistyczne poglądy i miłosierne podejście do otaczającego ją świata. Esej o Jadwidze dał już autorowi możliwość przejścia do spraw najważniejszych dla niego, a mianowicie do rozważań o średniowiecznych dziejach Litwy („Nie było nas, był las”, „Uwagi o metodzie”) i o genezie unii Polski z Litwą, której początkiem był układ w Krewie w 1385 roku („Wielkości, gdzie twoje imię!”, „Błyskawiczne tempo”). W kolejnych szkicach prezentował swoje przemyślenia dotyczące współrządów Władysława Jagiełły i Jadwigi („Wielkopolska, Litwa i Ruś Czerwona”) oraz pierwszych trudnych lat unii polsko-litewskiej („Ugoda ostrowska”, „Bitwa nad Worsklą”, „Unikanie walki na dwa fronty”, „Grunwald”, „Unia horodelska”). Słusznie tam konstatował, że dopiero unia horodelska z 1413 roku, kiedy do herbów polskich przyjęto litewskich bojarów katolickich, którym nadano te same prawa i wolności, którymi cieszyła się szlachta polska, było faktycznym początkiem ścisłego związku tych dwóch państw. Na koniec dokonał jeszcze oceny króla Władysława Jagiełły – opierając się na charakterystyce Długosza – w porównaniu z wielkim księciem Witoldem („Jagiełło czy Witold”, „Jagiełło słuchając słowików umiera”), gdzie jakże trafnie, choć w opozycji do niektórych historyków, uznał polskiego monarchę za wielkiego polityka, wybitniejszego od swego stryjecznego brata.

Czy średniowieczne Herezje i prawdy powinien komentować mediewista, mimo że jest to tylko publicystyka historyczna, co autor kilkakrotnie podkreślał, a nie praca naukowa? Myślę, że jak najbardziej, chociaż nikt rozsądny nie powinien uciekać w małostkowość i wytykać błędów (nielicznych zresztą) czy pomyłek merytorycznych, których można doszukać się w niniejszej książce. Nie można jednak przejść obojętnie wobec interpretacji historycznych i tez, które Mackiewicz zaprezentował w oparciu o dostępne opracowania historyczne, bo przecież nie źródła (poza kroniką Jana Długosza)⁷. Pisząc swoje szkice, które miały „poprawić” wizję naszych późnośredniowiecznych dziejów, kilkakrotnie zwracał uwagę na błędne wnioski stawiane przez zawodowych historyków, których sam zamierzał się ustrzec. Słusznie więc podkreślał, że opisując dzieje, trzeba przede wszystkim wystrzegać się anachronizmów, gdyż w innym wypadku obraz epoki będzie kompletnie zniekształcony. Ujął to w jakże trafnym zdaniu: „nigdy w oświetleniu historii nie można dzisiaj narzucać wczoraj, przy pomocy poglądów dzisiejszych wyjaśniać sytuacji wczorajszych”. Znakomicie także zdawał sobie sprawę z tego, że „to, co było w średniowieczu nikczemnością, dzisiaj może być uważane za szlachetność i – odwrotnie”. W swych opiniach szedł jeszcze dalej, kiedy – z pewną już bufonadą – pisał, że nie wierzy w zdolności polityczno-syntetyczne ludzi, którzy w taki czy inny sposób nie biorą udziału w polityce. Tutaj przywoływał przykład Michała Bobrzyńskiego, znakomitego historyka, a jednocześnie czynnego galicyjskiego polityka, którym był niewątpliwie zafascynowany⁸. Słusznie też konstatował, że publicysta, w określonych okolicznościach, nie jest mniej wart, niż zawodowy historyk. Bronił tutaj („Uwagi o metodzie”) przy okazji swego przyjaciela Pawła Jasienicy – mimo że się z nim nie zgadzał – przed Ewą Maleczyńską, która recenzując prace tego ostatniego o Jagiellonach, uznała wyższość historyka zawodowego nad publicystą (przede wszystkim zarzucała mu jednak personalizację dziejów i niewykorzystanie metodologii marksistowskiej)⁹.

Spoglądającego na nasze późnośredniowieczne dzieje Mackiewicza drażniło wiele. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego ostatni z Piastów na polskim tronie, Kazimierz, syn Władysława Łokietka, nosi przydomek Wielki. Uważał, że niesłusznie przypisuje się temu królowi „myśli, projekty, programy, ideologie, które mu nigdy do głowy nie przychodziły i przyjść nie mogły, ponieważ urodziły się w polskiej frazeologii dopiero w XIX wieku”. Według Mackiewicza Kazimierz zasłużył sobie tylko na jeden tytuł, „rozbiorcy państwa polskiego, co na niezbitych jest oparte faktach i dokumentach”. Zwłaszcza że godził się przekazać tron polski nie żadnemu z Piastów, tylko władcy obcego państwa, swemu siostrzeńcowi Ludwikowi (przy okazji dostało się też Długoszowi za usprawiedliwianie takiego działania króla), a część państwa zapisał też obcemu księciu, Kazimierzowi słupskiemu. Potępiał także ugodową politykę Kazimierza Wielkiego wobec sąsiadów, Czech i zakonu krzyżackiego, i absolutnie nie zgadzał się z tezą – lansowaną już po drugiej wojnie – że kontynuowanie polityki „bohatersko-wojennej” Łokietka, doprowadziłoby do tego samego, co nastąpiło we wrześniu 1939 roku.

W interpretacjach tych Mackiewicz popełnia jednak to, co zarzucał wielokrotnie innym, a mianowicie anachronizm, choć pewnie nawet tego nie zauważył. Najbardziej widoczne jest to, kiedy stara się deprecjonować Kazimierza Wielkiego. Nie dostrzegł bowiem, że był to ostatni władca patrymonialny na polskim tronie, który podejmując decyzje, nie liczył się zbytnio ze społeczeństwem czy jego reprezentacją. Tej reprezentacji zresztą w tym czasie jeszcze nie było. Rada królewska dopiero się zaczynała kształtować, ale podobnie jak wiece rycerskie zwoływane niezwykle rzadko, miała niewiele do powiedzenia. Corona Regni Poloniae jeszcze się nie ukształtowała, rozdzielając instytucję Królestwa (państwa) od instytucji króla. Króla, który stał na czele Królestwa, był jego głową, ale bez zgody reprezentacji Królestwa (rady królewskiej, sejmu) praw nie mógł zmieniać i ziemiami swobodnie rozporządzać. Kazimierz Wielki mógł więc właściwie jeszcze wszystko: i prawa stanowić, i ziemiami Królestwa rozporządzać, bo miał do tego odwieczne prawo. Mógł więc w najlepszej wierze godzić się na przekazanie tronu polskiego i swego dziedzictwa swemu najbliższemu krewnemu, a był nim nie kto inny, tylko jego siostrzeniec, Ludwik, król Węgier. Mógł więc także zapisać ziemię łęczycką, sieradzką, dobrzyńską i Kujawy swemu wnukowi, Kazimierzowi, księciu słupskiemu. I to wszystko mieściło się w ówczesnych realiach, zwyczajach i prawie. To dopiero okres rządów Ludwika Węgierskiego (a właściwie nierządów, gdyż te w jego imieniu sprawowali namiestnicy, też zresztą okazjonalnie), bezkrólewie po jego śmierci i panowanie Władysława Jagiełły przyniosły zmiany, które królowi Kazimierzowi nawet się „nie śniły”. Stopniowo bowiem doszło do oddzielenia na stałe instytucji monarchy od państwa i upodmiotowienia społeczeństwa szlacheckiego, bez zgody którego królowie elekcyjni, a takim był już Jagiełło, nie byli w stanie wiele zdziałać¹⁰.

Kolejnym zarzutem – też wielce niesprawiedliwym – kierowanym w stronę Kazimierza Wielkiego był fakt, iż ten nie walczył z Krzyżakami (Niemcami) o Pomorze Wschodnie i zgodził się odstąpić im tę ziemię, oraz że podobnie postąpił wobec króla czeskiego Jana Luksemburskiego, rezygnując na jego rzecz ze Śląska. Niewątpliwie Mackiewicz z jednej strony szedł tutaj za przekazem Długosza, który znając z autopsji ciężką wojnę trzynastoletnią z Zakonem, która przyniosła Polsce odzyskanie Pomorza, nie mógł wybaczyć królowi Kazimierzowi Wielkiemu wcześniejszego pokojowego odstąpienia tej ziemi. Z drugiej strony można przypuszczać, że na stanowisko autora mogła mieć wpływ dopiero co zakończona, nieszczęśliwie dla Polski, druga wojna światowa. Ale mimo tego powinien zauważyć (co przecież literatura fachowa, w której był oczytany, podkreślała), że szans na zwycięską konfrontację z Zakonem w czasach Kazimierza Wielkiego nie było, a ewentualny konflikt zakończyłby się niechybnie nieszczęściem, rozbiciem państwa, czego odrodzone Królestwo o mało nie doświadczyło w ostatnich latach panowania Łokietka. To samo dotyczy zresztą sporu z Janem Luksemburskim, sojusznikiem Krzyżaków, notabene początkowo legalnym królem Polski, od którego prawa te odkupiono dopiero w 1335 roku. Król polski oczywiście nie zapomniał o Śląsku, wzniecił nawet konflikt, ale osamotniony (Węgrzy, jedyny sojusznik, nie zamierzali wcale umierać za prawa Królestwa Polskiego do księstw śląskich, a wręcz przeciwnie) nie był w stanie nic osiągnąć i wojna (1345–1348) zakończyła się niepowodzeniem. Kazimierz Wielki nigdy jednak nie wystawił dokumentu, którym zrzekał się swoich praw do księstw śląskich, on tylko akceptował czeski stan posiadania na tym obszarze, wynikający z aktów lennych, które książęta śląscy złożyli wcześniej (1327–1329) na ręce Jana Luksemburskiego jako króla Czech i Polski!¹¹ Zresztą książąt śląskich za podporządkowanie się władcom obcym też Mackiewicz nie lubił, nazywał ich renegatami i zdrajcami; w tym wypadku też niestety formułował oceny, przenosząc realia XIX–XX wieku na czasy średniowiecza.

Stanisław Mackiewicz, odbierając Kazimierzowi przydomek Wielki, nawet nie zauważył, że dla Jana Długosza – którego przecież wnikliwie studiował – był to król idealny. Mimo różnych wad, które kronikarz królowi wytykał (utopienie księdza Baryczki, odtrącenie legalnej żony, uciskania Kościoła, rozwiązłe prowadzenie, odstąpienie Pomorza Krzyżakom), był najlepszym z władców, jakich Polska miała. Kronikarz podkreślał – oczywiście też z pewną przesadą – że panujący po Kazimierzu Wielkim Jagiellonowie nigdy mu nie dorównali, a jedynie korzystali z jego osiągnięć, lub psuli to, co Kazimierz pozostawił po sobie¹².

Drugim polskim politykiem późnego średniowiecza, którego Mackiewicz nie lubił, był biskup krakowski, późniejszy kardynał, Zbigniew Oleśnicki (zm. 1455). Zresztą „nie lubił” to mało powiedziane – on go nie znosił, a konserwatywne poglądy i przywiązanie do Kościoła wcale mu w tym nie przeszkadzały. Mackiewicz nie uległ tutaj kreacji Długosza, dla którego biskup Oleśnicki był nie tylko protektorem, ale przede wszystkim mężem opatrznościowym Korony Polskiej. Ale Autor Herezji i prawd niewątpliwe szedł tutaj za głosem własnego serca i przekonań. On, Polak, ale litewski szlachcic, obywatel Wielkiego Księstwa Litewskiego, nie mógł akceptować biskupa, który – jak wszyscy możnowładcy polscy tej doby (z czego Mackiewicz nie zdawał sobie pewnie sprawy) – był orędownikiem wcielenia Litwy do Polski, czyli dosłownego wprowadzenia w życie zapisów umowy krewskiej, gdzie łacińskie słowo applicare (przyłączyć, wcielić) określało zobowiązanie Jagiełły wobec Polski w zamian za tron i rękę Jadwigi. Oleśnicki to ten, który dążył do powiększenia władzy biskupa krakowskiego i supremacji nad królem, to ten, który chciał rozbić Wielkie Księstwo Litewskie na kilka prowincji, aby zniszczyć to państwo i nie dopuścić, by mogło równać się z Polską w stosunku unijnym. W dodatku był za ugodową polityką wobec zakonu krzyżackiego i za krucjatami przeciw Turcji, które skończyły się nieszczęśliwie pod Warną. Tak więc dla Mackiewicza Oleśnicki to największy piętnastowieczny warchoł, a król Kazimierz Jagiellończyk zasługuje na najwyższy szacunek, gdyż dał sobie radę z tym szkodnikiem polsko-litewskiego państwa. Znowu z dużą przesadą konstatował, że złamanie pozycji Oleśnickiego przyczyniło się do wzrostu potęgi państwa polsko-litewskiego. Polska uzyskała bowiem władzę „monarszą o charakterze renesansowym, scentralizowaną i możliwie od polskiego feudalizmu niezależną”. W tych wywodach, jak w lustrze, odbijają się poglądy Mackiewicza, spadkobiercy tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego, który występuje przeciw każdemu, kto reprezentuje interesy przeciwne do litewskich. Niestety po raz kolejny dał o sobie znać także anachronizm myślenia autora, który przenosi realia o wiele późniejsze (bardziej harmonijnej współpracy między elitami Litwy i Polski) na połowę XV wieku, wcale nie dostrzegając, że w tym czasie interesy Korony (reprezentowanej m.in. przez Oleśnickiego) w wielu kwestiach były rozbieżne z interesami Litwy (m.in. spór o Podole i Wołyń). Natomiast król Kazimierz Jagiellończyk, Litwin przecież, jakże inny w swych zachowaniach od starszego brata Władysława III, starał się godzić interesy tych dwóch państw, bynajmniej nie zawsze z korzyścią dla Korony (a przynajmniej takie odczucie dominowało wśród polskich elit).

Źródeł świetności Polski nowożytnej upatrywał Mackiewicz oczywiście w związku z Litwą, gdyż dopiero unia dała jej rozmach. „To dom Giedymina stworzył to państwo!” – pisał – a nie Piastowie. Idąc za rozważaniami wileńskiego (później toruńskiego) historyka Ludwika Kolankowskiego¹³, w dużym stopniu słusznymi, podkreślał, że Polska w chwili zawiązania unii z Litwą w 1386 roku miała około 100 tys. km², a w chwili śmierci króla Kazimierza Jagiellończyka o 1 mln km² więcej. Jest to oczywiście w jakimś sensie prawda, jeśli weźmiemy pod uwagę całość państwa rządzonego przez Jagiellończyka. Ale Mackiewicz zapomniał dodać, że było to państwo faktycznie składające się z dwóch niezależnych organizmów politycznych – Korony i Litwy – połączonych tylko osobą monarchy; do czasów Rzeczypospolitej Obojga Narodów było bowiem jeszcze daleko.

Stanisław Mackiewicz, opisując czasy późnego średniowiecza, niejednokrotnie nawiązywał do doświadczeń XX wieku. Na przykładach działalności Jagiełły, Witolda, czy swego uwielbianego Kazimierza Jagiellończyka, postponował, czy wręcz bardzo mocno krytykował, znanych polityków polskich, a w szczególności ministra Becka – co ciekawe, wcześniej identyfikował się z jego koncepcjami polityki zagranicznej, a dopiero przed samą wojną zmienił do niego stosunek. Nawet kiedy opisywał konflikt Filipa IV Pięknego z Bonifacym VIII nie odpuścił byłemu ministrowi spraw zagranicznych. Podkreślił bowiem, że król francuski wcześniej wyciszył inne konflikty (np. z Edwardem angielskim), aby skoncentrować się na jednym przeciwniku. A potem kąśliwie dodał, że postąpił tak, jak wszyscy rozsądni politycy, chcąc uniknąć konfliktów na dwa fronty, „bo tylko Beck nie bał się konfliktów po obu stronach granic swego państwa. W średniowieczu politycy nie doszli jeszcze do tego stopnia doskonałości”. Unikaniu walki na dwa fronty Mackiewicz poświęcił zresztą osobny szkic (tak właśnie zatytułowany).

Wystarczy jednak tych akademickich wywodów, które pewnie dla Mackiewicza byłyby nudnym wykładem. Herezje i prawdy mimo upływu pół wieku od momentu powstania są nadal świetną lekturą, umiejącą zainteresować czytelnika historią ojczystą. Godną polecenia, mimo swoich śmiałych, nieraz może zbyt śmiałych hipotez, ocierających się prawie o historię alternatywną, mimo dowolności w operowaniu faktami historycznymi. Drażnić mogą częste powtórzenia, ale z drugiej strony nagrodą są liczne anegdoty, nie tylko te związane z bezpośrednio opisywaną epoką, ale także z czasami, w których przyszło żyć autorowi, których był świadkiem, jak np. ta w eseju o św. Franciszku i jego duchowym spadkobiercy w osobie braciszka, który podróżując pociągiem z Florencji do Rzymu, jako jedyny w wagonie restauracyjnym zamówił do kawy kieliszek likieru, czy o Polaku w Londynie z czasów drugiej wojny, który przekonywał Anglików, że Polacy już w XVI wieku wymyślili ośmiogodzinny dzień pracy. Niniejsza książka jest także bez wątpienia wyrazem fascynacji Mackiewicza dynastią jagiellońską, a jednocześnie wyrazem tęsknoty za światem, który odszedł wraz z wybuchem drugiej wojny światowej i bezpowrotnie pogrzebał ideę jagiellońską.

Przypisy

1 Jana Długosza Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego, ks. 1–2, red. J. Dąbrowski, Warszawa 1962.

2 Z prac mediewistów wykorzystał z pewnością: K. Szajnocha, Jadwiga i Jagiełło 1374–1413. Opowiadanie historyczne, Lwów 1855–1856 (i nast. wyd.); M. Bobrzyński, S. Smolka, Jan Długosz, jego życie i stanowisko w piśmiennictwie, Kraków 1893; O. Balzer, Genealogia Piastów, Kraków 1895; J. Dąbrowski, Ostatnie lata Ludwika Wielkiego, Kraków 1918; O. Halecki, Dzieje unii jagiellońskiej, t. 1, Kraków 1919; J. Puzyna, Kim był i jak się naprawdę nazywał Pukuwer, ojciec Giedymina, „Ateneum Wileńskie” 1935, t. 10; E. Maleczyńska, Rola polityczna królowej Zofii Holszańskiej na tle walki stronnictw politycznych w Polsce w latach 1422–1434, Lwów 1936; K. Chłędowski, Historie neapolitańskie. Wiek XIV–XVIII, Lwów 1936; L. Kolankowski, Polska Jagiellonów, Lwów 1936; H. Paszkiewicz, O genezie i wartości Krewa, Warszawa 1938; K. Morawski, Dante Alighieri, Warszawa 1961.

3 Z ważniejszych prac, które wykorzystał, należy wymienić: J. Michelet, Histoire de France jusqu’au 16-e siècle, t. 1–16, Paris 1852–1863; H. Pirenne, Histoire de l’Europe des invasions au XVIe siècle, Paris–Bruxelles 1936; H. Graetz, Historia Żydów, t. 1–3, Warszawa 1902–1913; wyd. II (większe), t. 1–8, Warszawa 1936; G. Chesterton, St. Francis of Assisi, 1923 (wydania polskie: Katowice 1948, Warszawa 1959).

4 Opinie na temat Władysława Jagiełły najpewniej zostały zaczerpnięte z pracy S.M. Kuczyńskiego, Wielka wojna z Zakonem Krzyżackim 1409–1411, Warszawa 1960 (wyd. II).

5 Najważniejszym dziełem Jeana Froissarta (zm. ok. 1405) była Kronika Francji, Anglii, Szkocji, Hiszpanii, Bretonii, Gaskonii, Flandrii i krajów sąsiednich (Chronique de France, Dangleterre, Descose, Despaigne, De Bretaigne, De Flandres. Et lieux circumvoisins), obejmująca lata 1327–1400.

6 P. Jasienica, Polska Piastów, Wrocław–Warszawa 1960 (wyd. II, 1961).

7 S. Mackiewicz wykorzystał XIX-wieczne wydanie kroniki Jana Długosza w tłumaczeniu K. Mecherzyńskiego: Jana Długosza kanonika krakowskiego dziejów polskich ksiąg dwanaście, w: Opera omnia, t. 26, Kraków 1867–1870, natomiast Rozbiór krytyczny Annalium Poloniae Jana Długosza, t. 1, red. J. Dąbrowski, Wrocław–Warszawa 1961, uwzględnił do weryfikacji przekazu kronikarza.

8 J. Jaruzelski, Mackiewicz (Cat-Mackiewicz) Stanisław, w: Polski Słownik Biograficzny, Wrocław–Warszawa 1974, s. 93.

9 E. Maleczyńska, O słuszną syntezę czasów jagiellońskich, „Nowa Kultura” 1962, nr 4.

10 Syntetycznie na ten temat zob. S. Szczur, Historia Polski. Średniowiecze, Kraków 2002, s. 366 i n., 413–419, 544–552.

11 Tamże, s. 381–384.

12 Ostatnio na ten temat zob. J. Sperka, Kazimierz Wielki w „Rocznikach” Jana Długosza, w: Kazimierz Wielki. Historia i tradycja, red. M. Jaglarz, Niepołomice 2010 („Rocznik Niepołomicki” II); tam wcześniejsza literatura przedmiotu.

13 L. Kolankowski, Polska Jagiellonów, Lwów 1936.Fot. z zasobu Narodowego Archiwum Cyfrowego

Stanisław Mackiewicz (1896–1966), publicysta, pisarz, polityk, z wykształcenia prawnik. W okresie I wojny światowej członek Zetu i POW, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej. Redaktor naczelny wileńskiego dziennika „Słowo” (1922–1939), działacz grupy wileńskich konserwatystów, poseł na sejm z ramienia BBWR (1928–1935). Monarchista, piłsudczyk, czołowy zwolennik porozumienia polsko-niemieckiego w latach 30. Więziony w Berezie Kartuskiej (1939). Po 17 września 1939 na emigracji. Członek Rady Narodowej na uchodźstwie (1940–1941), przeciwnik polityczny gen. Władysława Sikorskiego, redaktor pisma „Lwów i Wilno” (1946–1950), premier rządu emigracyjnego (1954–1955). Po powrocie do kraju (1956) zajął się przede wszystkim działalnością pisarską. Był autorem licznych, pełnych oryginalnych sądów i polemicznej werwy publikacji, głównie o tematyce politycznej, historyczno-politycznej i literackiej. Zmarł w Warszawie.

Pseudonim „Cat” zaczerpnął z opowiadania Rudyarda Kiplinga o kocie, który chodził własnymi ścieżkami.Stanisław CAT-MACKIEWICZ

pisma wybrane
wybór i opracowanie
Jan Sadkiewicz

Kropki nad i • Dziś i jutro

Myśl w obcęgach.

Studia nad psychologią społeczeństwa Sowietów

Historia Polski
od 11 listopada 1918 do 17 września 1939

O jedenastej – powiada aktor – sztuka jest skończona.
Polityka Józefa Becka

Lata nadziei:
17 września 1939 – 5 lipca 1945

Był bal

Europa in flagranti

Herezje i prawdy

Dom Radziwiłłów

Zielone oczy

Stanisław August

W przygotowaniu

Dostojewski

Klucz do Piłsudskiego

Broszury emigracyjne
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: