- W empik go
Histeryjki o May - ebook
Histeryjki o May - ebook
Gdzie leży prawda? Zwykle gdzieś pośrodku.
Czy czyjeś życie można zamknąć w skończonej, ostatecznej opowieści? Utwór Moniki Mostowiak pokazuje, że te same wydarzenia, w zależności od perspektywy, przyjmują zupełnie różne zabarwienie. W serii miniaturek utrzymanych w duchu purnonsensu czytelnik dostaje wgląd w świat May. Kobieta przeżywa rozterki w małżeństwie, angażuje się w historie miłosne, jej ciało walczy z chorobami. Oprócz samej bohaterki, wydarzenia komentują także jej mąż oraz mocno zarysowana narratorka.
Autorka była w 2004 r. stypendystką Funduszu Scenariuszowego Stowarzyszenia Filmowców Polskich i TVP S.A. im. Andrzeja Munka za projekt "Urodziny".
Dla miłośników literackiej zabawy z konwencją (w stylu Krzysztofa Vargi) oraz tzw. literatury kobiecej (w duchu pisarstwa Manueli Gretkowskiej).
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-285-1228-9 |
Rozmiar pliku: | 199 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
May zjadła na śniadanie swój ogon. Niezbyt jej smakował, ale pewne rzeczy trzeba po prostu przełknąć. Zauważyła właśnie, i na próżno by doszukiwać się tu jakichś związków ze śladami szminki na jego koszuli, że wszystko, co o nim do tej pory myślała, jest niewiele warte. Przestała więc o nim myśleć. Zaczęła myśleć o czymś zupełnie innym, żeby przypadkiem nie myśleć o sobie.
Zrobiła miejsce w pokoju obok, wyrzuciła wszystkie meble, które stały puste. Miał to być pokój dla dziecka albo pokój do pracy, ale ponieważ nie mogła mieć ani jednego, ani drugiego, pokój stał pusty i straszył. Czasem trzeba się przekonać, co znaczy prawdziwa pustka, żeby umieć docenić treść. Jej treścią było dzisiejsze śniadanie. Powinna była może zjeść je w tym pustym pokoju, ale za późno wpadła na ten pomysł. Zjadła śniadanie przy jego boku, więc strach nie miał jeszcze wielkich oczu. Wszystko wydawało się normalne. Kroił mielonkę i pomidora z wielkim namaszczeniem, co jakiś czas komentował wiadomości, które dochodziły z radia. Kiedyś wydawało się May, że radio jest jakimś sposobem na wypełnienie pustki. Można posłuchać o kolejnych atakach, rozbojach, rozwodach i dzieciach wyrzuconych do śmieci, o kolejnych podwyżkach, jednak po pewnym czasie okazało się, że wcale jej to nie pomaga. Że wcale nie poczuła się dzięki nieszczęściu innych ludzi bogatsza, pełniejsza ani nawet nie mogła się uśmiechnąć z ulgą, że jest w swoim domu, gdzie jest ciepło i gdzie może zjeść śniadanie. I nie tylko dlatego, że śniadanie wcale jej nie smakowało.
Prała jego koszule, ślady szminki nie robiły na niej żadnego wrażenia, ileż to razy ona miała ślady szminki na bluzce, a on był tak wspaniałomyślny, że nie robił jej o to awantury. Musi być jakaś sprawiedliwość. Zaczęła więc myśleć o czymś zupełnie innym, żeby przypadkiem nie myśleć o sobie.
Pusty pokój miał zmusić do myślenia, miał sprowokować, miał przypominać, że czegoś im jednak brakuje, niekoniecznie do szczęścia, ale do życia. Zresztą, co to za życie, jeśli się nie jest szczęśliwą. Może mężczyźni sobie z tym lepiej radzą, ale kobiety szukają. On był jednak wyjątkowy. Nie pozwolił, aby echo zamieszkało w pustym pokoju. Czasami sam w nim spał, kiedy przychodził późno i zdawało mu się pewnie, że May śni o czymś bardzo ładnym, a on nie chciał jej budzić. Nie brała mu tego za złe, bo przecież zawsze chciał tylko jej dobra. Czasem nawet udawała, że mówi przez sen, żeby mógł zasnąć spokojnie w pustym pokoju. Po jakimś czasie zdecydował wynająć pokój pewnej skromnej studentce. Dla dobra May oczywiście, bo o tym nie należy przenigdy zapomnieć. W końcu to ona nie pracowała, nie umiała nawet specjalnie gotować ani porządnie zamówić pizzy, zazwyczaj myliła salami z peperoni, albo zapominała o dodatkowej porcji sera. Nigdy jej przecież tego nie wypominał. Skromna studentka miała stanowić dla nich dodatkowy dochód, żeby May miała na te swoje kosmetyki, ciuszki i kino z koleżankami. Znowu zapomniał, że May nie miała żadnych koleżanek, jedynie żony jego kolegów patrzyły na nią z wyrzutem, kiedy ich mężowie pod stołem szukali jej kolan. On dbał o May, choć to nie on przecież przyzwyczaił ją do tych wszystkich luksusów, tym bardziej więc nie powinna go za nic winić. Zresztą, nie o winie jest to opowiadanie, lecz o May, tak jak i większość innych opowiadań, których się nie opowiada znajomym, żeby się nie zrazili do kobiet albo, nie daj Boże, do mężczyzn. W ogóle nie należy się do niczego zrażać, bo można by się nagle, zupełnie niezauważenie, stać tym pustym pokojem.
Skromna studentka zamieszkała w pustym pokoju i, o, no proszę, jaki nagle stał się pełny. Nie było niestety wiadomo, co też studiowała, bo nigdy nie miała ze sobą żadnej książki, a May nie wypadało przecież się dopytywać. Dlaczego miałaby ją ta panna interesować? Może tylko jej panieństwo było tak jakoś interesujące, bo May, tak jak studentka, kiedyś utrzymywała, że w życiu za mąż nie wyjdzie, a już na pewno nie za faceta niższego od siebie ani nawet takiego samego wzrostu. Mąż musialby ją przerastać. Zbyt długo szara codzienność przerastała May. Studentka lubiła codzienność. W dodatku potrafiła gotować, a już na pewno zamówić pizzę i tylko raz zdarzyło jej się pomylić salami z pieczarkami. Studentka wywierała spory wpływ na ich domowy budżet. May czuła się lepiej, wiedząc, że to nie ona zużywa najwięcej wody i prądu, i kremu do stóp. Nikt się nie spodziewał, że studentka też potrafi prać jego koszule i dzwonić do jego matki z życzeniami imieninowymi, nawet jeśli matka nie miała wtedy imienin, ale przecież zawsze mogła mieć. Lepiej złożyć życzenia dwa razy w roku, niż zapomnieć całkiem, tak jak May. Teściowa na szczęście nawet nie połapała się, że to nie May tak czule życzyła jej sto lat, choć nawet on nie wytrzymałby z nią stu lat.
Studentka nosiła ubrania dwa rozmiary mniejsze, za to bardziej kolorowe. May nie przekonywał argument, że kolory leczą, może dlatego, że jeszcze wtedy czuła się nad wyraz zdrowa, a jej bóle głowy, i jeszcze parę innych dolegliwości były jak najbardziej udawane. Chciała za wszelką cenę, aby on czuł się dobrze w jej towarzystwie. Kiedy było jej słabo, on mógł się nią opiekować i czuł się wtedy prawdziwym mężczyzną. May lubiła, kiedy był prawdziwym mężczyzną, przynosiła mu wtedy piwo z lodówki. Wcale nie przypominał jej ojca, który nigdy nie pozwolił, aby kobieta się koło niego kręciła, a już na pewno nie jakaś młoda siksa, dlatego May musiała szybko wyprowadzić się z domu rodzinnego. Kiedyś chciała przenieść się w czasie, choć przecież poprzednie lata i wieki nie różniły się niczym poza strojami. Można było nosić suknie, które zajmowały cały pokój. Wtedy nie musieliby go wynajmować studentce.
Skromna studentka miała na niego dobry wpływ. Przestał późno wracać z pracy, przesiadywać do późna przed telewizorem, wcześnie kładł się spać z May i tylko w nocy wychodził do kuchni napić się wody. Nie trzymał jej przy łóżku, bo chciał z lodówki. May martwiła się, że przeziębi gardło, a przecież już i tak mało się do niej odzywał. Studentka też nocami była dziwnie spragniona.
Po jakimś czasie rzuciła studia i wyprowadziła się. On też się wyprowadził i nic May nie powiedział. Czekała co wieczór z obiadem i kolacją, w końcu zupełnie straciła apetyt. Potem żeby mieć co jeść, sprzedała wszystkie jego rzeczy. W końcu postanowiła wynająć swój pokój innej studentce, a sama zamieszkała w pustym. Ta studentka nie była co prawda skromna, ale nosiła długie suknie, jakby była z innej epoki i May uwierzyła, że cofnęła czas. Swoją drogą May się zawsze wydawało, że długie suknie nosi się, żeby zakryć coś brzydkiego, żeby ludzie nie musieli tego oglądać. Podglądnęła studentkę raz w łazience i nie mogła zrozumieć, jak można się tak chować. May pokazałaby wszystko, gdyby była taka piękna i gdyby tylko miała komu.
Po zmroku w pokoju May robiło się tłoczno, zmory przeszłości nie dawały jej spać. May zaczęła je upijać. Ale kiedy raz zmyła tusz z rzęs zmywaczem do paznokci, studentka zawiozła ją na pogotowie i zakazała pić w pustym pokoju.
W którym momencie tego opowiadania można się już było domyślić, że May jednak wyjdzie na swoje?AUTOBUS
May spuszczała rolety, żeby nie musieć wychodzić, Kiedy nie padał deszcz, trzeba było spacerować, May nie znosiła, kiedy deszcz przestawał padać. Żeby chociaż spadł śnieg, który by to wszystko przykrył. Taki biały świat bardzo jej się podobał, wreszcie jakaś jednoznaczność, biało to biało i już, wiadomo, o co chodzi. Wtedy May czuła się jak u siebie w środku. Wkładała biały kożuch, chowała pod kapturem czarne włosy i spacerowała tak, żeby się wtopić w tło, żeby się wcale nie wyróżniać. Ale my na szczęście potrafimy ją dojrzeć nawet w tej bieli, nie po to przecież tyle o niej mówimy, żeby teraz nagle jej nie zauważyć.
Kiedy May postanowiła wreszcie wyjść z domu i rozejrzeć się dokoła, naprawdę wróżyło to jakąś wielką zmianę. Wreszcie wytknęła nos poza swój parkiet, wreszcie przestała pukać w szybę i wyrzucać ptakom chleb przez lufcik, teraz jadły jej z ręki. Ciekawe, czy ją rozpoznały. Za szybą człowiek jednak jest inny, jakiś bardziej niebieski i bojaźliwy, a tu May śmiało podchodziła do ptaków i ludzi i pytała o godzinę, jakby to miało jakieś znaczenie. May zauważyła wtedy, że ludzie dość niechętnie udzielają odpowiedzi i że nie tylko ona nie lubi pytań, choćby je sobie sama stawiała. Lepiej chyba kupić zegarek.
May jechała autobusem tylko po to, żeby zaoszczędzić parę kroków. Trochę to oszukany spacer, ale z pewnością gdyby miała wygodniejsze buty albo większą wprawę wymagałaby od siebie więcej, można więc na to przymknąć oko, uczmy się od niej. Na wyświetlaczu w autobusie można było przeczytać, że są dziś imieniny Teodora i Bożydara. May zaczęła się zastanawiać, czy zna jakiegoś Teodora, czy nie daj Boże Bożydara, skoro tak bardzo jej o tych imieninach przypominają, ale szybko uprzytomniła sobie, że w ogóle nikogo nie zna. Nawet nie wie, jak ma na imię ta pani z kiosku na dole, która zawsze tak dobrze jej życzy. W autobusie można zobaczyć tylu ludzi naraz, stoją w miejscu i nawet czasami dotykają się plecami albo siatkami. Zdarzyło się nawet, że May też ktoś dotknął plecakiem, ale szybko przeprosił i odsunął się, miał przy tym minę taką, jakby mu May ten plecak opluła, nie zaszkodziłoby więc opluć go naprawdę, a kusiło ją bardzo. May się jednak powstrzymała i będzie żałowała swojej decyzji prawie do końca tego opowiadania, bo akurat pod koniec spotka tego kogoś w zupełnie innych okolicznościach i będzie chciał ją zaprosić na kawę. May pomyślała, jak niesamowite jest to, że w autobusie ludzie zachowują się inaczej niż na wolności i że ten ktoś zupełnie May z tego autobusu nie pamięta, może gdyby mu opluła plecak, nie dawałby głowy, że widzi ją po raz pierwszy w życiu. May nie chciała się z nim zakładać o tę głowę, bo miał przyjemną twarz i bez głowy wcale nie byłby taki ciekawy. Swoją drogą, nie miała racji, bo kiedy już stracił dla niej głowę, wcale nie był mniej interesujący, chyba że dla jej koleżanek.
Dobrze jest mieć kogoś, kto potrafi cię w porę złapać, gdy poślizgniesz się na lodzie. Spacer był wtedy o wiele przyjemniejszy, nie trzeba było uważać na każdym kroku, można było się zapomnieć, wystarczyło pamiętać o nim. Jeśli się kogoś traktuje z należytą uwagą, stajemy się mu potrzebni, każdy przecież zasługuje na uwagę, nie tylko May. May przez chwilę zastanawiała się nad uwagą, którą poświęcała swojemu mężowi, i stwierdziła, że nie była ona należyta. Być może było jej zbyt dużo, bo w sumie niczym innym May się nie zajmowała, od dawna przecież jej powtarzał, żeby znalazła sobie jakieś hobby, na przykład haftowanie. Z tego wszystkiego May zapomniała drogi do domu. Szukała mapy miasta, żeby tylko nie musiała pytać ludzi o drogę, przecież zawsze odpowiadają, że „prosto i w prawo”. Znalazła jednak mapę Polski i Europy, i świata, i dotarło do niej, że gdyby tylko zechciała, mogłaby pojechać autobusem o wiele dalej. Bardzo jej się ta myśl podobała, dlatego tym bardziej żałujemy, że przeważnie u May na tym się kończy – na rozmyślaniu.
Obiecała sobie, że wpadnie do domu tylko na chwilę, spakować walizkę. Na miejscu okazało się jednak, że trzeba pozmywać naczynia, wyprasować pranie, wyhaftować serwetkę i tak zleciały kolejne lata. May jednak było lżej na duszy, pamiętała, że cały świat stoi przed nią otworem.
Następnym razem, kiedy sobie o tym przypomniała, okazało się, że nie zmieści do swojej walizki bardzo wielu mniej lub bardziej niepotrzebnych jej rzeczy, i spóźniła się na kolejny autobus. Całe szczęście, że jest młoda i jeszcze nieraz będzie miała okazję wybrać się w podróż, a może nawet w końcu z jakiejś okazji skorzysta.
Na jakiś czas musiała odłożyć swoje plany podróżnicze, bo poznała człowieka, który mieszkał w autobusie. Był pokraczny, miał jakiś metr wzrostu i niewiele pomogło to, że był szczęśliwy. May bardzo się przez to uprzedziła, już wiedziała dobrze, zobaczyła na własne oczy, czym się kończy zbyt częste przebywanie w autobusie. Przestała go nawet odwiedzać, chociaż grał na harmonijce, przepowiadał przyszłość i kupił od niej wszystkie haftowane chusteczki. Powiedział też, że będzie ją wspominał za każdym smarknięciem.