- nowość
-
W empik go
Historia Piractwa - ebook
Historia Piractwa - ebook
Autor pracy posiadał ogromna wiedzę na temat korsarzy i piratów pływających po morzach w różnych zakątkach świata. Swoją pracę podzielił na cztery części. Pierwsza z nich poświęcona jest piratom muzułmańskim, zwanym berberyjskimi. Rabowali oni statki na Morzu Śródziemnym i Oceanie Atlantyckim. W części drugiej przedstawiono piratów północy - przede wszystkim wikingów, ale również piratów angielskich. Ci drudzy często uzyskiwali przyzwolenie na grabieże od swoich monarchów - Elżbiety I lub Jakuba I. Część trzecia, zatytułowana "Piraci Zachodu", opowiada o dziejach morskich rozbojów w okolicach Ameryki Północnej i Karaibów. W ostatniej części zostali opisani piraci wschodni, grasujący m.in na Oceanie Indyjskim, u wybrzeży Chin i Japonii oraz na Archipelagu Malajskim.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8362-927-8 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Historia piractwa” Philipa Gosse, którą Wydawnictwo NapoleonV oddaje do rąk Czytelnika, została opublikowana po raz pierwszy w 1932 roku. Książka, ze względu na osobę jej Autora, który ma na swym koncie wiele innych uznanych prac z tej tematyki i do dnia dzisiejszego pozostaje niekwestionowanym autorytetem, z pewnością warta jest uwagi. Można tylko wyrazić zdziwienie, iż ta klasyczna pozycja nie została dotąd przetłumaczona na język polski.
Książka niniejsza skierowana jest nie tylko do osób interesujących się historią ludzkiej aktywności na morzu, lecz powstała ona także z myślą o „szczurach lądowych”, które nigdy wcześniej nie zetknęły się z opisywaną w niej tematyką. Jej styl jest barwny i przystępny, aparat naukowy ograniczono do niezbędnego minimum, a w tekście rzadko pojawia się fachowe słownictwo żeglarskie, które mogłoby nieco zakłopotać nieobeznanych z nim Czytelników. Gosse skonstruował tekst w iście gawędziarskim stylu, nie zapominając też o odrobinie humoru. Jednym z największych bodaj wyzwań dla tłumacza było możliwie najpełniejsze oddanie tej lekkości i przejrzystości opisu, która sprawiała, że czytając wersję oryginalną praktycznie „płynął” on przez kolejne strony, wraz z bohaterami opisywanych wydarzeń. Ogromną zaletą „Historii piractwa” jest to, że świetny styl łączy się w niej z ogromną wiedzą Autora, przez co poziom merytoryczny tekstu jest bardzo wysoki. Gosse skupił się m.in. na tzw. ludzkim wymiarze piractwa, przedstawiając, oprócz największych osiągnięć poszczególnych korsarzy, także ich życie codzienne – ubiór, przesądy, stosunek do religii, prywatne rozterki i przekonania. Dzięki temu piraci, o których czytamy, stają się w naszej wyobraźni postaciami z krwi i kości.
Wydaje się, że Autor dobrze zrobił, koncentrując się w swych dociekaniach na nieco mniej znanych korsarzach, nie pomijając jednak tak wielkich sław jak Kidd czy Czarnobrody. Czytelnik otrzymał dzięki temu możliwość dowiedzenia się czegoś więcej o piratach działających na niemal wszystkich morzach i oceanach świata, łącznie z przedstawicielami tej profesji pochodzącymi z Afryki Północnej, Półwyspu Arabskiego, Indii, Chin i Japonii. Ponadto Gosse opisał losy kilku kobiet, które w pirackim rzemiośle osiągnęły sukcesy nie mniejsze od mężczyzn, a w kilku wypadkach wręcz ich przewyższyły. W jednym z aneksów Czytelnik odnajdzie także niewielki, lecz bardzo pozytywny polski akcent. Z piractwem wiązał się także los jego ofiar – uprowadzanych dla okupu bądź sprzedawanych w niewolę. W książce znalazło się zatem wiele wzruszających opisów, a także świadectw jeńców, których jedynym pragnieniem było odzyskanie wolności. Niektóre z tych historii zakończyły się szczęśliwie, inne niestety nie. Autor przedstawił nam realia korsarskiego życia bez próby ich upiększeń i koloryzowania. Nie tworzył romantycznych legend, lecz przedstawiał wydarzenia takimi, jakimi były. Stąd też tekst jest istną mieszaniną opisów męstwa, tchórzostwa, cnoty, podłości, świadectw wiary i bezbożności, jak również śmierci oraz cudownych ocaleń. Gosse porusza wszystkie najważniejsze aspekty korsarstwa – od wpływu warunków naturalnych na danym terytorium po kwestie prawne i ekonomię od czasów Homera do pierwszej połowy XX wieku.
Podsumowując „Historia piractwa” może być ciekawą i pouczającą lekturą praktycznie dla każdego Czytelnika, bez względu na jego osobiste zainteresowania. Jest to bowiem po prostu kawał dobrej literatury, którą czyta się z przyjemnością, jednocześnie poszerzając swą wiedzę. Czego więcej wymagać od książki o popularnym charakterze? Ponadto najświeższe wypadki uczą nas, że piractwo nie wymarło, jak prognozował Autor, lecz w wielu miejscach świata nadal ma się doskonale. Choćby z tego tylko powodu warto jest się czegoś o nim dowiedzieć.
Przemysław BenkenPRZEDMOWA
Napisanie pełnej historii piractwa od jego najwcześniejszych dni byłoby niemożliwym przedsięwzięciem. Wymagałoby to omówienia historii działań na morzach całego świata. Na dalszych stronach podjęto zatem próbę ukazania uwarunkowań geograficznych i społecznych, poprzedzających rozwój piractwa, aby prześledzić jego okresowe wzloty i upadki, formy i rodzaje; przedstawić najbardziej wyróżniających się członków tej profesji, a na koniec – pokazać jak organizacja państwowa, wspomagana przez okręt parowy i telegraf, położyła mu kres.
Zebranie materiałów do tej książki wymusiło na autorze zarzucenie swej sieci daleko i szeroko – na wielu pogranicznych wodach historii i literatury. Napisano dotąd jedynie dwie lub trzy książki, które aspirowały do przedstawienia problematyki w sposób całościowy, lecz i one zawierały wiele luk, które mogły zostać wypełnione jedynie poprzez badanie całej masy najróżniejszych źródeł. Kto na przykład wpadłby na to, ażeby ważnych materiałów na temat piractwa szukać w żywocie św. Wincentego á Paulo, „patrona rzeczywistych filantropów?”.
Pomimo to, w przypadku niektórych okresów historycznych niemożliwym stało się zebranie wystarczającej liczby wartościowych szczegółów, bez których żadna książka nie może być czymś więcej niż tylko streszczeniem; i to było przyczyną, że rozdział poświęcony antycznemu piractwu został, z pewnym żalem, ograniczony do aneksu. Zarys istnieje, lecz szczegół, który nadaje opowieści życie, został niestety utracony na zawsze.
Jedną z wielkich trudności, na jaką natrafia historyk piractwa, jest brak wylewności, okazywany przez jego bohaterów, którzy spisywali swe uczynki. Cieszący się powodzeniem pirat, w przeciwieństwie do zaradnego przedstawiciela większości innych zawodów, z przyczyn oczywistych nie pożądał sławy i jest wątpliwym czy najbardziej nawet niestrudzony spośród dziennikarzy, gdyby istnieli oni wówczas we współczesnej formie, mógłby przełamać tą skromność. Pirat, który uciekł spod szubienicy, preferował raczej wycofanie się w mrok zapomnienia ze swą fortuną i bardzo niewielu zostało kiedykolwiek nakłonionych, z powodu braku pieniędzy lub pragnienia sławy, do napisania autobiografii.
Kolejnym problemem stała się kwestia tego kto był, a kto nie był piratem. Zazwyczaj kwestia ta jest łatwo rozstrzygalna, lecz zdarzały się sprawy z pogranicza, które naginały definicję. Webster opisuje pirata następująco: „rabuś na otwartych morzach, który poprzez przemoc zabiera własność innych; zwłaszcza ten, kto prowadzi swoją działalność krążąc w celu rabunku i grabieży; korsarz na morzach; także ten, kto kradnie na przystaniach”. Zgodnie z tą definicją trudno na przykład przesądzać czy Francis Drake był piratem czy też nie. Szesnastowieczny Hiszpan odpowiedziałby z pewnością twierdząco, a nawet najbardziej patriotyczny Anglik musi przyznać, że wczesne wojaże Elżbietańskiego bohatera do Ameryki były zwykłym piractwem, chociaż większość rejsów Drake wykonał otwarcie z upoważnienia Korony. Jednakże to samo czynili inni znani ludzie morza, którzy zwali siebie korsarzami, nawet jeśli ich pełnomocnictwa miały pieczęcie państw, które jeszcze nie powstały, bądź nie wiedziały o ich istnieniu. Generalnie korsarze tego rodzaju powinni być wyłączeni ze ścisłej kategorii piractwa, wyjąwszy sytuacje, kiedy przekraczali oni warunki ich bardzo liberalnych pełnomocnictw.
Niemożliwym jest uhonorować wszelką pomoc i sugestie, które otrzymałem podczas pisania tej książki. Jestem dłużny podziękowania Panu Oskarowi Lundbergowi z Upsali, który zwrócił moją uwagę na kilku skandynawskich piratów; Panu L.C. Vrijmanowi z Hagi, doskonałemu znawcy tematu, który pozwolił mi w pełni wykorzystać obszerne materiały, dotyczące holenderskich piratów i korsarzy, będące dla mnie nowością; Panu Basilowi Lubbockowi za zgodę na wykorzystanie dotychczas niepublikowanego dziennika Edwarda Barlowa, opisującego działalność kapitana Kidda na Morzu Czerwonym oraz Oceanie Indyjskim; jak również dowódcy Johnowi Creswellowi (Królewska Marynarka Wojenna) za wysiłek, który włożył w odszukanie „Rejsu kapitana Bartholomewa Sharpa na Pacyfiku” z oryginalnego dziennika kapitana Johna Coxa, jednego z towarzyszy Sharpa – jest to pierwsza godna zaufania relacja źródłowa, opisująca podróże korsarzy, będące być może najbardziej pasjonującymi spośród ich rejsów.
Chciałbym również podziękować Panu G.E. Manwaringowi i innym pracownikom Biblioteki Londyńskiej, którzy okazali mi nieocenioną pomoc; Pani Olivii Hawkshaw za przetłumaczenie kilku norweskich i szwedzkich książek; Panu Frankowi Maggsowi za jego niestrudzone poszukiwanie rzadkich książek oraz manuskryptów, dotyczących piractwa; wydawcy The Times za zgodę na przedruk pewnych cennych wycinków prasowych i Panom Dulau & Company za zgodę na wykorzystanie materiału z „Piraci: kto jest kim”.
Ostatni, lecz nie mniej ważny dług wdzięczności mam wobec Pana Miltona Waldmana za przeczytanie maszynopisu i wprowadzenie cennych sugestii i poprawek.
P. G.ROZDZIAŁ I
PIRACI OGÓLNIE
Piractwo, tak jak zabójstwo, jest jednym z najwcześniejszych poświadczonych ludzkich działań. Wspomnienia o nim zlewają się z pierwszymi opisami podróży i handlu; można więc założyć, że bardzo krótko po tym jak ludzie zaczęli transportować towary z jednego miejsca w drugie pojawiły się różne przedsiębiorcze jednostki, które szybko dostrzegły profit w przechwytywaniu tych towarów w drodze.
Handel rozwija się wraz ze stosunkami politycznymi, lecz i grabież, niezależnie od tego czy ma ona miejsce na lądzie czy na morzu, rozwija się wraz z handlem. „Tak samo jak pająki gnieżdżą się w kątach i szparach” – pisał zacny kapitan Henry Keppel, wielki łowca piratów dalekowschodnich w XIX wieku – „tak samo piraci roją się wszędzie tam, gdzie znajduje się grupa wysp z zatokami, płyciznami, przylądkami, skałami oraz rafami – krótko mówiąc: warunkami umożliwiającymi przyczajenie się, zaskoczenie, atak i ucieczkę”.
Na wszystkich morzach świata, podczas wszystkich epok, piractwo przechodziło pewne dobrze zdefiniowane cykle. Najpierw kilka jednostek, zamieszkujących cierpiące biedę tereny nadmorskie, łączyło się ze sobą w niezależne grupy, które posiadały po jednym bądź po kilka okrętów, i atakowało tylko najsłabsze statki handlowe. W wyniku tego stawali się oni ludźmi wyjętymi spod prawa, których każdy praworządny obywatel był gotowy i chętny ubić na miejscu. Następnie nadchodził okres organizacji, kiedy to duże grupy piratów przyłączały do siebie mniejsze lub też się ich pozbywały. Wspomniana wielka organizacja osiągała taką skalę, że żadna grupa statków handlowych, nawet te najciężej uzbrojone, nie była bezpieczna wobec ich ataku. Tego rodzaju działalnością była era korsarzy berberyjskich, Morgana i jego piratów, czy też dzikich ludzi morza z południowo-zachodniej Anglii z wczesnego okresu panowania Elżbiety – piratów, przeciwko którym konkurencja była bezradna, a państwo bezsilne.
Piraci dochodzili do stadium, w którym ich organizacja, która stała się niemal tak samo niezależna jako państwo, była w stanie zawierać dwustronne sojusze z innymi państwami przeciwko swym wrogom. Coś, co wcześniej było piractwem, przez pewien czas zamieniało się wtedy w wojnę, a podczas jej trwania statki obu stron uznawały się nawzajem za pirackie i podlegały identycznemu traktowaniu. W tym okresie wzrastali tacy ludzie jak Kheyr-ed-din, lepiej znany jako Rudobrody (Barbarossa), który niósł ze sobą Półksiężyc do najsilniejszych portów Morza Śródziemnego i odnosił liczne sukcesy nad Cesarską Flotą Hiszpanii, co było niezwykle trudnym zadaniem; genialni żeglarze jak Cornwall i Devon, którzy podczas jednego, krótkiego i olśniewającego okresu zapisali się w annałach piractwa poezją zamiast prozą; oraz Condé’s Rochellois, który wypowiedział wojnę kościołowi i państwu w imię reformacji.
W końcu jednak zwycięstwo jednej ze stron zrywało morską organizację drugiej, jak wówczas gdy Don Juan de Austria rozbił i spalił floty islamu w cieśninie Lepanto. Poszczególne części składowe pokonanych sił były wówczas ponownie redukowane do band wyrzutków – tak długo jak zwycięska potęga była wystarczająco silna, ażeby wymusić na piratach przyjęcie statusu skrytych rozbójników lądowych, działających w rejonie morza, na którym niegdyś grasowali.
Piractwo w czasie swego rozkwitu staje się ważną częścią historii, lecz nawet w swej fazie schyłkowej na swój sposób fascynuje, niezależnie nawet od tego, że już sam tylkourok zbrodni działa na wyobraźnię. Jest to bowiem zbrodnia bardzo specjalnego sortu, wymagająca od jej wykonawców znacznie więcej niż tylko samej odwagi, przebiegłości i umiejętności posługiwania się bronią.
Mistrz pirackiego rzemiosła musiał być w stanie kierować swoim statkiem (na początku często konstrukcją niezdolną do pływania po morzu, dopóki nie udało mu się ukraść lepszej) podczas burz i walk, poprowadzić uszkodzoną jednostkę do osłaniającej ją przystani, radzić sobie ze swoimi niesfornymi awanturnikami w okresach chorób i niezadowolenia, wykazywać się sztuką dyplomacji, aby zapewnić skradzionym przez siebie towarom bezpieczny zbyt na lądzie. Tacy ludzie trafiają się rzadko i tylko nieliczni spośród przedstawicieli szanowanych zawodów mogą się wykazać bardziej władczą osobowością niż ci z samego szczytu hierarchii pirackiej. Niezależnie od takich na wpół legalnych łowców przygód jak Drake, Morgan i Rudobrody, piracka aleja sław zawiera wielu niezwykłych bohaterów, którzy za swego życia byli całkiem naturalnie oceniani jako przestępcy bez nadziei na zbawienie.
W dużym stopniu byli oni ekscentrykami – w ich dziwactwach, możliwe że nawet bardziej niż w ich umiejętnościach, leżało źródło fascynacji, jaką wytworzyli. W kwestii zbawienia natomiast, jest zdumiewające jak wielu z nich dokonało swych najbardziej desperackich czynów, wierząc iż zarabiają w ten sposób na życie wieczne. Właśnie z uwagi na zbawienie duszy kapitan Roberts zawsze ubierał na akcję „bogatą adamaszkową kamizelką i spodnie oraz złoty łańcuch na szyję z wielkim diamentowym krzyżem, który z niego zwisał”, ażeby wymusić ścisłą powściągliwość na pokładzie swojego statku oraz z uwagi na szacunek dla kobiet. Również troska o swą duszę spowodowała, że kapitan Daniel uprowadził księdza, by odprawić mszę na pokładzie swojego statku, a także zmusiła go do zastrzelenia jednego z członków załogi, który podczas nabożeństwa wypowiadał obsceniczne uwagi. Prawdopodobnie nie istniał też bardziej zagorzały utopista niż kapitan Misson, który założył, pięćdziesiąt lat przed rewolucją francuską, wśród potoków egzaltowanej przemowy, republikę piracką, opartą na Wolności, Równości i Braterstwie. Jeniec, który sumiennie odmawiał sobie prawa do ucieczki swemu właścicielowi, któremu został sprzedany, gdyż oznaczałoby to oszukanie człowieka, który zapłacił za niego słuszną cenę; czy kwakier, dowódca statku, który odmówił użycia siły przeciwko berberyjskim korsarzom, a w końcu pomimo to wziął nad nimi górę – są być może duchowo bliscy takim piratom jak Czarnobrody i Kidd.
Historia piractwa nie jest zatem wyłącznie ponurą kroniką triumfu prawa; jest ona też czymś więcej niż serią romantycznych opowieści o złocie, walce i przygodzie. Ma ona również swoją wciągającą stronę – niezwykłą tradycję, groteskowe wydarzenia, przedziwne przypadki człowieczej natury. Podążamy za kapitanem Bartholomewem Sharpem podczas najbardziej niezwykłego spośród pirackich rejsów, słuchając jednego z jego więźniów, hiszpańskiego dżentelmena, rozpraszającego monotonię pokładu rufowego swoimi opowieściami o tym jak pewien duchowny zszedł na brzeg w Peru, obserwowany uważnie przez 10 tys. Indian, i na oczach ich wszystkich ostrożnie położył swój krzyż na plecach dwóch ryczących lwów, które „nagle upadły na ziemię i oddały mu cześć”, po czym dwa tygrysy poszły w ich ślady i uczyniły to samo. Dzielimy obawy Ludolpha Cuchama, który w 1350 roku napisał katalog niebezpieczeństw, jakie można doświadczyć na morzu, poczynając od „potworów morskich”; głównie świni morskiej (morświna), zwierzęcia które wynurza się bardzo blisko statku i żebrze – „jeśli marynarze dadzą jej chleb, to odejdzie, lecz jeśli pozostanie, może być wystraszona i uciec na widok wściekłej oraz strasznej ludzkiej twarzy” .Jeśli marynarz się boi, nie może tego okazać: „musi on wpatrywać się w nią śmiało i groźnie i nie może jej pozwolić, aby dostrzegła jego strach, w innym wypadku nie odejdzie, lecz pogryzie i rozerwie jego statek”. Chociaż każdy musi być dotknięty opowiadaniami o chrześcijanach, cierpiących piracką niewolę, to należy również docenić możliwości jakie ona dała św. Wincentemu á Paulo do studiowania alchemii, która później tak bardzo mu się przydała; oraz współczuć żalom „Sir” Jefferyego Hudsona, walecznego karła Karola I, któremu ciężka praca w niewoli powiększyła wzrost z 1,6 stopy do 3,6 stopy.
Humoru nie zabrakło także podczas sławnego pirackiego porwania, które miało miejsce na Morzu Egejskim w roku 78 przed Chr. Wydarzenie to, gdyby potoczyło się odrobinę inaczej, mogłoby zmienić historię świata.
W tym właśnie roku pewien młody rzymski dżentelmen, posiadający szerokie rodzinne koneksje, został wygnany z Italii przez dyktatora Sullę z powodu poparcia jakiego udzielał wygnanemu dyktatorowi Mariuszowi, i odbywał podróż morską na Rodos. Ponieważ był on młodym człowiekiem pełnym ambicji, a nie miał nic lepszego do roboty, gdyż zabroniono mu pokazywać się w Rzymie, zdecydował się poświęcić czas na samodoskonalenie w sztuce, w której jego nauczyciele stwierdzili u niego braki: oratorstwie. Ażeby to zmienić zapisał się do szkoły Apoloniusza Molo, słynnego nauczyciela oratorstwa.
Gdy statek pod żaglami mijał wyspę Pharmacusa, u skalistych wybrzeży Carii, kilka długich niskich łodzi nagle ruszyło w jego kierunku. Statek handlowy był powolny, a bryza zaczęła słabnąć, więc nie było już żadnych szans na ucieczkę przed pirackimi łodziami, napędzanymi przez długie ruchy i silne ramiona niewolników. Statek opuścił swój malutki żagiel pomocniczy, czekając aż łodzie o wydłużonych dziobach ustawią się wzdłuż niego i wkrótce na pokładach zaczęli się tłoczyć śniadzi opryszkowie.
Przywódca piratów, przyglądając się grupie przestraszonych pasażerów, dostrzegł naraz młodego arystokratę, elegancko ubranego według najnowszych wymogów rzymskiej mody, który siedział czytając, otoczony przez swoją świtę i niewolników. Ruszając ku niemu, pirat zażądał, by wyjawił swą tożsamość, lecz młody mężczyzna spojrzał na niego pogardliwie, po czym wrócił do lektury. Wściekły pirat zwrócił się więc do jednego z towarzyszy młodzieńca, jego medyka Cinny, który podał mu nazwisko więźnia – był to Gajusz Juliusz Cezar.
Natychmiast przystąpiono do kwestii okupu. Pirat chciał wiedzieć jak dużo Cezar będzie chciał mu zapłacić za wolność swoją i jego sług. Gdy Rzymianin nie zadał sobie nawet trudu by odpowiedzieć, kapitan zwrócił się do swego zastępcy i zapytał go ile jego zdaniem cała grupa jest warta. Wezwany ekspert zlustrował ich, po czym orzekł, że według niego rozsądną sumą będzie dziesięć talentów.
Kapitan, rozgniewany butnością młodego arystokraty, warknął: „A zatem podwoję to! Moja cena to dwadzieścia talentów!”.
Cezar odezwał się na to, po raz pierwszy. Uniósł brwi, oświadczając: „Dwadzieścia? Gdybyś znał się na swojej pracy, wiedziałbyś, że jestem wart przynajmniej pięćdziesiąt”.
Wódz piratów był zaszokowany. To było coś całkowicie dlań niespodziewanego, aby więzień uznawał siebie za tak ważnego, by na ochotnika zapłacić w ramach okupu dwanaście tysięcy funtów zamiast trzech tysięcy. Jednakże przyjął słowa żądnego wiedzy młodzieńca za dobrą monetę i zabrał go na łodzie, wraz z innymi więźniami, ażeby w pirackiej twierdzy oczekiwać na powrót posłańców, wysłanych w celu zebrania pieniędzy.
Cezar i jego grupa zostali umieszczeni w chatach, w wiosce zajmowanej przez piratów. Młody Rzymianin skracał czas oczekiwania głównie codziennymi ćwiczeniami fizycznymi, bieganiem, skakaniem oraz rzucaniem wielkich kamieni, kilkakrotnie mierząc się w tym ze swymi porywaczami. Podczas mniej wyczerpujących godzin pisywał poematy lub mowy. Wieczorami często dołączał się do piratów wokół ogniska i czytał im wersy swoich mów. Według źródeł, piraci mieli o nich nienajlepszą opinię, przedstawiając ją w mało wyszukany sposób – albo ich gusta w tej kwestii nie były zbyt dobre, albo też wiersze Cezara, dzisiaj zagubione, nie osiągały literackich standardów jego dojrzałej prozy.
Był to niezwykły okres życia dla rozpieszczonego modnisia, którego Sulla opisał jako „chłopca w halce”. Przypominał on do złudzenia postać z eseju Oskara Wilda, która zdołała się przystosować do warunków egzystencji między albańskimi zbójami. Wszyscy świadkowie zgadzają się, że pod przykrywką jego kosztownej pozy był on zupełnie pozbawiony strachu. Nie tylko, jak prawdziwy rzymski patrycjusz, pogardzał on swoimi porywaczami za ich nieokrzesane maniery i brak edukacji, lecz bez ogródek zarzucał im te braki prosto w twarz. Ponadto całkowicie rozkoszował się mówieniem im co wydarzy się z całą bandą, jeśli kiedykolwiek wpadną oni w jego ręce w przyszłości, solennie obiecując im, że wszystkich ukrzyżuje. Piraci, bardziej rozbawieni jego zniewieściałością niż wściekli na pogróżki, okazywali mu pewien rodzaj protekcjonalnego szacunku i uważali, że obietnica masowego ukrzyżowania jest doskonałym żartem. Pewnej nocy, gdy – zgodnie z ich zwyczajem – siedzieli wokół ogniska do późna, pijąc i wydając z siebie różnie niemuzykalne odgłosy, kłopotliwy jeniec wysłał do kapitana sługę, aby uciszył swych ludzi ponieważ przeszkadzają mu spać. Prośba została spełniona – kapitan nakazał zaprzestać rozmów.
W końcu, po trzydziestu ośmiu dniach, powrócił posłaniec z wieścią, że cały okup w wysokości pięćdziesięciu talentów został zdeponowany przez legata Valeriusa Torquatusa, więc Cezar z jego towarzyszami zostali umieszczeni na statku i wysłani do Miletu. Zebranie tak wielkiej sumy pieniędzy zabrało nieoczekiwanie dużo czasu, ponieważ Sulla, po tym jak wygnał Cezara, skonfiskował cały jego majątek, jak również majątek jego żony – Kornelii. Z tych powodów może byłoby lepiej dla młodzieńca wycenić się nieco niżej.
Po przybyciu do Miletu, okup został przekazany piratom, którzy natychmiast odpłynęli, a Cezar zszedł na brzeg, aby wcielić w życie swój złowieszczy plan. Pożyczył od Valeriusa cztery galery i pięciuset żołnierzy, po czym natychmiast wyruszył ku wyspie Pharmacusa. Przybywszy tam późno, tego samego wieczoru, naszedł całą piracką załogę, która zgodnie z jego przewidywaniem świętowała swój sukces, urządziwszy orgię jedzenia i picia. Wzięci z zaskoczenia, zupełnie nie stawiali oporu i poddali się, jedynie kilku zdołało uciec. Cezar pojmał około trzystu pięćdziesięciu z nich oraz odzyskał swoje pięćdziesiąt talentów w nietkniętym stanie. Zabierając swoich niedawnych gospodarzy na pokłady galer, po wcześniejszym zatopieniu wszystkich pirackich statków na głębokiej wodzie, pożeglował do Pergamum, gdzie Junius, pretor prowincji Azja Mniejsza, miał swoją siedzibę.
Po przybyciu do Pergamum Cezar zamknął swych jeńców w dobrze strzeżonej fortecy, po czym udał się na spotkanie z pretorem. Dowiedział się, że urzędnik, który jako jedyny miał prawo wydać wyrok śmierci, był w podróży służbowej. Podążając za nim i doganiając go, Cezar wyjaśnił krótko pretorowi co się wydarzyło; trzymał w areszcie w Pergamum całą piracką bandę z jej łupem oraz prosił o list, który dałby mu prawo pełnić obowiązki zastępcy gubernatora w Pergamum, aby stracić piratów, a przynajmniej ich wodzów.
Jednakże Junius nie odniósł się pozytywnie do tego pomysłu. Nie lubił młodego, władczego mężczyzny, który spieszył by nieoczekiwanie zakłócić spokój podróży pretora i uważał, że łatwo przyjdzie mu uzyskać to, iż generalny gubernator całej Azji Mniejszej zacznie natychmiast wykonywać jego rozkazy. Były przecież także i inne opcje. System, w którym kupcy płacili trybut piratom za nietykalność, był sankcjonowany przez stary zwyczaj, działający na ogół całkiem dobrze. Gdyby Junius zrobił to, czego chciał Cezar, następcy piratów, będący obcymi, najprawdopodobniej wymuszaliby jeszcze więcej niż jeńcy Cezara. Do tego wiadomo było, że urzędnicy, jak pretor, stacjonujący daleko od Rzymu na kresach Imperium, mogli nie tylko służyć państwu, lecz także ciągnąć zyski dopóki nie nadszedł dzień przekazania obowiązków i powrotu do cywilnego życia w ojczyźnie. Piracki gang był bogaty, zatem można było słusznie oczekiwać odpowiedniego wynagrodzenia dla gubernatora, który skorzystałby z prawa łaski i puścił ich wolno.
Jednakże tłumaczenie skomplikowanych spraw państwowych młodemu człowiekowi zajęłoby zbyt wiele czasu; młodzieńcowi, którego do tego Junius darzył tak silna niechęcią, że przyjacielska rozmowa między nimi była trudna. Obiecał on Cezarowi zająć się sprawą po powrocie do Pergamum, a następnie poinformować go o swej decyzji.
Cezar dobrze go zrozumiał. Usunął się sprzed oczu pretora i forsowną jazdą odbył powrotną podróż do Pergamum w ciągu dnia. Bez dalszych ceregieli, na podstawie własnych upoważnień (prawdopodobnie nowa sytuacja w Rzymie była nieznana na prowincji) nakazał egzekucję piratów w więzieniu, trzydziestu przywódcom rezerwując los, który wcześniej im przyobiecał. Kiedy byli prowadzeni przed nim w łańcuchach, przypomniał im tą obietnicę, lecz dodał, że z powodu ich przyjaźni, którą mu okazywali, odda im ostatnią łaskę: przed ukrzyżowaniem każdy z nich będzie miał poderżnięte gardło.
Następnie Cezar podjął swą podróż na Rodos i w odpowiednim czasie zapisał się do doskonałej szkoły oratorstwa Apoloniusza Molo.
Oczywiście byłoby absurdem twierdzić, że wszyscy piraci byli albo bohaterscy albo tryskali dobrym humorem lub też – że ich praktyczna eliminacja nie okazała się dobrem dla ludzkości. Ich cnoty znacznie łatwiej docenić, gdy są martwi, niż za życia, a większość z nich, prócz wszystkich najwybitniejszych, była zwykłymi łajdakami, którzy woleli napaść kobietę niż mężczyznę oraz oszukiwać niż walczyć. Tysiąc sześćset lat po wykupie Cezara, inny sławny jeniec, który wpadł w ich ręce, był traktowany tak brutalnie, że świat nieomal utracił jednego ze swych największych literackich geniuszy – Miguela de Cervantesa. Niezliczone tysiące innych, mniej znanych ludzi, zostały wysłane do gnicia na galerach lub poderżnięto im gardła za kilka owiec czy pensów. Jednakże piraci mimo wszystko pozostali mężczyznami (aczkolwiek, jak się okaże, bywali także kobietami) i jak wszyscy mężczyźni, przejawiali nieograniczoną różnorodność ludzkiej natury. Historia piractwa może być historią złych ludzi, lecz mimo to pozostaje historią ludzi.
BESTSELLERY
- 69,90 zł
- Wydawnictwo: Napoleon VFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: HistoriaNadejście Trzeciej Rzeszy Richarda J. Evansa jest fantastyczną syntezą zawierającą masę wiedzy i wiarygodną i żywą. Evans pokazuje jak gromadzono składniki nazistowskiego triumfu i czego było potrzeba, by ze sobą współgrały...44,99 zł44,99 zł
- 49,00 zł
- EBOOK44,99 zł
- Wydawnictwo: Napoleon VFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: HistoriaOstatni tom oklaskiwanej trylogii Richarda J. Evansa o narodzinach, rozkwicie i upadku nazistowskiego państwa. Wojna Trzeciej Rzeszy opisuje jak Niemcy ruszyły z impetem ku własnej zagładzie, niszcząc po drodze cały kontynent.44,99 złEBOOK44,99 zł