- W empik go
Historia siostry Oliwii i inne opowiadania - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Historia siostry Oliwii i inne opowiadania - ebook
Zbiór znakomitych opowiadań wybitnej pisarki szwedzkiej, laureatki nagrody Nobla. Jej książki były tłumaczone na sześćdziesiąt języków. Tom zawiera utwory, które noszą tytuły: Kopalnia srebra, W sali sądowej, Przygoda w Jerozolimie, Marsz weselny, Długowieczność papieża, Historia siostry Oliwii.
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-506-7 |
Rozmiar pliku: | 244 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KOPALNIA SREBRA.
Król Gustaw III podróżował przez Dalekarlią. Spieszno mu było bardzo i chciał przebyć całą drogę jak najprędzej. Jechali więc w szalonym pędzie, tak, że konie szły wyciągniętym kłusem, a powóz stawał na zakrętach na dwóch kołach; król od czasu do czasu wyglądał przez okna powozu i wołał na woźnicę: »Czemu się nie spieszy? Czy sądzi, że wiezie skorupę z jajka?«
Ponieważ w takim szalonym pędzie jechali po złych drogach, byłoby to cudem niemal, gdyby uprząż i powóz wytrzymały. I rzeczywiście wytrzymać nie mogły; u stóp stromego pagórka złamał się dyszel i król zmuszony był do zatrzymania się. Rycerze królewscy zeskoczyli ze swego wozu i złorzeczyli woźnicy, ale to szkody nie zmniejszyło. Nie było sposobu żadnego, by król ruszył w dalszą podróż, zanim powozu się nie naprawi.
Kiedy dworzanie przemyśliwali, czemby króla rozerwać, podczas gdy musiał czekać, ujrzeli w dali wyniosłą wieżę. Zaproponowali więc królowi, by siadł do któregokolwiek wozu, jakimi dwór jego mu towarzyszył, i pojechał do kościoła. Była niedziela i król mógłby być na nabożeństwie, żeby czas jakoś zeszedł, aż naprawi się ogromna królewska karoca.
Król zgodził się na ten projekt i pojechał do kościoła. Przedtem król jechał długi czas przez ciemne, lesiste okolice; tu było pogodniej. Rozległe pola i wsie i Palstrom, ciągnący się wspaniale śród ogromnych mas olszyny.
Król jednak o tyle nie miał szczęścia, że kiedy właśnie wysiadał z powozu na wzgórku kościelnym, zakrystyan zaintonował psalm końcowy i lud począł wychodzić z kościoła. Kiedy tak ludzie przechodzili koło niego, król zatrzymał jedną nogę w powozie, drugą opierając na stopniu, i nie ruszał się z miejsca, lecz obserwował przechodzących. Byli to ludzie najpiękniejsi, jakich król kiedykolwiek widział. Chłopcy byli wyższego wzrostu nad przeciętny wzrost mężczyzny, mieli mądre, poważne twarze, a kobiety przechodziły tak dostojnie, że król zauważył, że przystałoby im całkiem dobrze mieszkać w najpiękniejszym zamku.
Przez cały poprzedni dzień królowi było niemiło podróżować przez puste okolice i raz wraz mówił do swoich dworzan: »Teraz jadę z pewnością przez najuboższą część mego państwa.« Ale kiedy ujrzał lud w bogatych strojach, zapomniał myśli o ubóstwie. Przeciwnie, serce radowało mu się i powiedział sobie: »Jeszcze nie jest tak źle z królem szwedzkim, jak sądzą jego nieprzyjaciele. Jak długo moi poddani tak wyglądają, będę chyba w możności bronić mej wiary i mego kraju.« Król polecił swoim dworzanom zawiadomić lud, że ów nieznajomy, który stoi pośród nich, jest ich królem, i żeby się zgromadzili koło niego, albowiem król pragnie do nich przemówić.
I król przemówił do ludu. Przemawiał z wysokich stopni zakrystyi i owe ważkie schody, na których stał, zachowane są po dzień dzisiejszy.
Król począł opowiadać, jak źle się teraz dzieje w państwie. Mówił, że Szwecya zagrożona jest wojną przez Rosyą i Danią. W innych warunkach nie byłoby to wcale tak niebezpieczne, ale w szeregach wojennych jest wielu zdrajców i król nie ma armii, którejby mógł zaufać. Dlatego nie pozostało mu nic innego do zrobienia, jak udać się samemu w prowincye i zapytać swoich poddanych, czy przyłączą się do zdrajców, czy też chcą pozostać wierni królowi i wesprzeć go ludźmi i pieniądzmi, by ojczyznę oswobodzić.
Chłopi zachowywali się zupełnie cicho, podczas gdy król przemawiał, a kiedy skończył, nie dali żadnego znaku potwierdzenia, ani też niezadowolenia.
Królowi wydawało się, że był bardzo wymowny. Parę razy napływały mu łzy do oczu.
Ale kiedy chłopi wciąż jeszcze trwożnie i niezdecydowanie stali milczący, nie mogąc się zdobyć na odpowiedź, zmarszczył czoło i z niezadowoleniem spoglądał na lud.
Chłopi zrozumieli, że królowi musi być przykro czekać i wreszcie jeden z pośród nich wystąpił.
— Musisz wiedzieć, królu Gustawie, że nie oczekiwaliśmy dziś wizyty królewskiej, i dlatego nie jesteśmy tak odrazu gotowi odpowiedzieć ci. Chcę ci poradzić, żebyś poszedł do zakrystyi i porozmawiał z naszym proboszczem, podczas gdy my omówimy to, co nam powiedziałeś.
Król zrozumiał, że na razie niczego innego się nie dowie, i uznał za najrozsądniejsze posłuchać rady owego chłopa. Kiedy wszedł do zakrystyi, nie zastał tam nikogo prócz jakiegoś człowieka, który wyglądał jak stary chłop. Był on wysoki i barczysty, ręce miał zniszczone ciężką pracą, a nie nosił ani kołnierza, ani płaszcza, tylko spodnie skórzane i długi, biały kożuch z wełny owczej, jak wszyscy inni mężczyźni.
Kiedy król wszedł, powstał i skłonił się.
— Sądziłem, że zastanę tu proboszcza — rzekł król....W SALI SĄDOWEJ.
Rzecz dzieje się hen daleko w sali sądowej na prowincyi. Przy stole sądowym, w głębi sali, siedzi sędzia, mężczyzna wysoki, dobrze zbudowany, o rysach twarzy szerokich, grubych. Już od kilku godzin rozstrzygał sporne sprawy jedną za drugą i opanowało go już w końcu coś, jak niechęć i posępność. Trudno byłoby powiedzieć, czy to upał i duszność w sali go męczy, czy też wpadł w zły humor z powodu zajmowania się tyloma drobnemi sprawami, tyloma sporami małoznaczącymi, które powstały chyba z tego jedynego powodu, żeby wykazać kłótliwość i niemiłosierdzie i chęć wygranej u ludzi.
Właśnie rozpoczął rozprawę jedną z ostatnich, jakie w tym dniu miały być rozstrzygnięte. Rozchodziło się o alimenta.
Sprawa ta była już rozpatrywana na poprzednim sądzie i protokół owej rozprawy właśnie odczytywano. Dowiadujemy się, że oskarżycielką jest biedna służąca, a oskarżonym człowiek żonaty. Następnie dowiadujemy się, że oskarżony oświadczył, że dziewczyna ta niesłusznie go tu pozwała, i chyba tylko przez chciwość. Przyznaje on, że oskarżycieli a służyła przez jakiś czas w jego dworze, ale on w tym czasie nie wdawał się z nią w żadne miłostki i ona nie ma żadnego prawa żądać od niego wsparcia pieniężnego. Oskarżycielka jednak obstawała przy swojem twierdzeniu i po przesłuchaniu kilku świadków polecono pozwanemu złożyć przysięgę, jeśli nie chce, by go sąd skazał na zapłacenie żądań oskarżycielki....PRZYGODA W JEROZOLIMIE.
W starym, wielce poważanym meczecie Eletksa w Jerozolimie znajduje się w bocznem przejściu, prowadzącem w głąb poza właściwą nawę świątyni, bardzo głęboka i szeroka nyża okna. W tej nyży leży stary, podarty dywan, a na tym dywanie siada codziennie stary Mesullam, wróżbita umiejący wykładać sny, który za małem wynagrodzeniem zwiedzającym meczet przepowiada przyszłość.
Przed paru laty zdarzyło się pewnego popołudnia, że Mesullam, który jak zwykle siedział przy oknie, był w tak złym humorze, iż nawet nie odpowiadał na pozdrowienia przechodzących. Nikomu jednak nie przyszło na myśl oburzać się na jego niegrzeczność, gdyż wiedziano, że martwił się z powodu przykrości, jaka go tego dnia spotkała. Mianowicie Jerozolimę zwiedzał w tym czasie pewien potężny książę z Zachodu, przed południem tegoż dnia zwiedzał dostojny gość wraz ze swem otoczeniem meczet Eletksa. Przed jego przybyciem kazał przełożony meczetu we wszystkich kątach tego starego budynku posprzątać i kurz pozamiatać, a zarazem rozkazał, żeby Mesullam wyniósł się ze swego miejsca, uważając to za zupełnie niemożliwe, żeby on tam siedział podczas wizyty tak dostojnego gościa. Nie dość, że dywan był zupełnie podarty że wkoło niego była cała masa brudnych worów, w których Mesullam chował swoje mienie: Mesullam sam nie był niczem mniej, jak ozdobą meczetu. Był to niesłychanie brzydki, stary murzyn. Wargi miał niezmiernie grube, dolną szczękę ogromnie naprzód podaną, czoło bardzo nizkie, nos najwięcej chyba podobny do ryja; jeśli się jeszcze weźmie pod uwagę, że Mesullam miał skórę grubą, pomarszczoną i tułów gruby, krępy, owinięty z musu brudnym, białym szalem zaledwie dziwićby się można, że mu zabroniono pokazywać się w meczecie w tym czasie, kiedy się tam znajdował zachodni książę.
Biedny Mesullam wiedział dobrze, że przy swej brzydocie był jednak człowiekiem niezwykle mądrym. Dlatego poczuł gorzki zawód, że nie zobaczy owego podróżnego gościa. Miał nadzieję, że da mu przykłady swej wielkiej wiedzy, jaką w rzeczach tajemnych posiadał i przez to powiększy jeszcze swe znaczenie i sławę. Kiedy ta nadzieja spełzła na niczem siedział zmartwiony godzina za godziną w szczególnej pozycyi, z głową w tył odrzuconą, z ramianami w górę podniesionemu, jakby wzywał niebios o sprawiedliwość.....MARSZ WESELNY.
Opowiem wam piękną historyę.
Przed wielu laty miało się odbyć wspaniałe wesele w parafii Svartjso, w Warmlandzie, najpierw ślub kościelny, a potem przez trzy dni uczta weselna, a codziennie przez te trzy dni miały trwać tańce od wczesnego wieczora do późna w noc.
Ponieważ tyle miało być tańców, więc oczywiście było rzeczą bardzo ważną wystarać się o dobrego muzykanta. Gospodarz wesela, kmieć Nils Olofson, miał z tego powodu więcej troski, niżeli z czegokolwiek innego, muzykanta miejscowego bowiem nie chciał zaprosić. Nazywał się on Jan Oester, a kmieć wiedział doskonale o jego sławie, ale muzykant ten był tak biedny że nieraz w podartej kapocie i boso przychodził na wesela. A takiego oberwańca nie chciał kmieć mieć na czele orszaku weselnego....DŁUGOWIECZNOŚĆ PAPIEŻA.
Było to w Rzymie w początkach lat dziewięćdziesiątych. Leon XIII. był właśnie u szczytu poważania i sławy. Wszyscy wierni katolicy radowali się z jego zwycięstw i powodzenia, które było rzeczywiście wspaniałe.
Także dla tych, którzy nie pojmowali wielkich politycznych wydarzeń, było jasnem, że sprawa kościoła stała w rozkwicie. Każdy mógł widzieć, że wszędzie powstawały nowe klasztory, a pielgrzymki ciągnęły do Rzymu, jak za dawnych czasów. W wielu miejscowościach restaurowano stare, zniszczone kościoły, poprawiano malowidła, a skarbce kościelne napełniały się złotymi relikwiarzami i monstrancyami zdobnemi w dyamenty.
W tym właśnie czasie powodzenia ludność Rzymu zastraszoną została wieścią, że papież zachorował. Miało być bardzo źle z nim. Nawet krążyła wieść, że jest umierający....HISTORYA SIOSTRY OLIWII.
Było to na tylnym pokładzie wielkiego zagranicznego okrętu, gdzie byli zgromadzeni ludzie z najrozmaitszych stron świata. Najwięcej było Anglików, albo przynajmniej ludzi, którzy umieli mówić po angielsku, ale było także kilku, mówiących po francusku i ci przez wspólność języka trzymali się w osobnej grupie. Siedziało tu kilku starszych Francuzów, jeden oficer i jeden konsul, kilka pań belgijskich, jedna włoska siostra miłosierdzia, jeden stary francuski ksiądz i młody Paryżanin, który zdawał się być jakimś artystą, malarzem, rzeźbiarzem, czy też czemś podobnem.....
Król Gustaw III podróżował przez Dalekarlią. Spieszno mu było bardzo i chciał przebyć całą drogę jak najprędzej. Jechali więc w szalonym pędzie, tak, że konie szły wyciągniętym kłusem, a powóz stawał na zakrętach na dwóch kołach; król od czasu do czasu wyglądał przez okna powozu i wołał na woźnicę: »Czemu się nie spieszy? Czy sądzi, że wiezie skorupę z jajka?«
Ponieważ w takim szalonym pędzie jechali po złych drogach, byłoby to cudem niemal, gdyby uprząż i powóz wytrzymały. I rzeczywiście wytrzymać nie mogły; u stóp stromego pagórka złamał się dyszel i król zmuszony był do zatrzymania się. Rycerze królewscy zeskoczyli ze swego wozu i złorzeczyli woźnicy, ale to szkody nie zmniejszyło. Nie było sposobu żadnego, by król ruszył w dalszą podróż, zanim powozu się nie naprawi.
Kiedy dworzanie przemyśliwali, czemby króla rozerwać, podczas gdy musiał czekać, ujrzeli w dali wyniosłą wieżę. Zaproponowali więc królowi, by siadł do któregokolwiek wozu, jakimi dwór jego mu towarzyszył, i pojechał do kościoła. Była niedziela i król mógłby być na nabożeństwie, żeby czas jakoś zeszedł, aż naprawi się ogromna królewska karoca.
Król zgodził się na ten projekt i pojechał do kościoła. Przedtem król jechał długi czas przez ciemne, lesiste okolice; tu było pogodniej. Rozległe pola i wsie i Palstrom, ciągnący się wspaniale śród ogromnych mas olszyny.
Król jednak o tyle nie miał szczęścia, że kiedy właśnie wysiadał z powozu na wzgórku kościelnym, zakrystyan zaintonował psalm końcowy i lud począł wychodzić z kościoła. Kiedy tak ludzie przechodzili koło niego, król zatrzymał jedną nogę w powozie, drugą opierając na stopniu, i nie ruszał się z miejsca, lecz obserwował przechodzących. Byli to ludzie najpiękniejsi, jakich król kiedykolwiek widział. Chłopcy byli wyższego wzrostu nad przeciętny wzrost mężczyzny, mieli mądre, poważne twarze, a kobiety przechodziły tak dostojnie, że król zauważył, że przystałoby im całkiem dobrze mieszkać w najpiękniejszym zamku.
Przez cały poprzedni dzień królowi było niemiło podróżować przez puste okolice i raz wraz mówił do swoich dworzan: »Teraz jadę z pewnością przez najuboższą część mego państwa.« Ale kiedy ujrzał lud w bogatych strojach, zapomniał myśli o ubóstwie. Przeciwnie, serce radowało mu się i powiedział sobie: »Jeszcze nie jest tak źle z królem szwedzkim, jak sądzą jego nieprzyjaciele. Jak długo moi poddani tak wyglądają, będę chyba w możności bronić mej wiary i mego kraju.« Król polecił swoim dworzanom zawiadomić lud, że ów nieznajomy, który stoi pośród nich, jest ich królem, i żeby się zgromadzili koło niego, albowiem król pragnie do nich przemówić.
I król przemówił do ludu. Przemawiał z wysokich stopni zakrystyi i owe ważkie schody, na których stał, zachowane są po dzień dzisiejszy.
Król począł opowiadać, jak źle się teraz dzieje w państwie. Mówił, że Szwecya zagrożona jest wojną przez Rosyą i Danią. W innych warunkach nie byłoby to wcale tak niebezpieczne, ale w szeregach wojennych jest wielu zdrajców i król nie ma armii, którejby mógł zaufać. Dlatego nie pozostało mu nic innego do zrobienia, jak udać się samemu w prowincye i zapytać swoich poddanych, czy przyłączą się do zdrajców, czy też chcą pozostać wierni królowi i wesprzeć go ludźmi i pieniądzmi, by ojczyznę oswobodzić.
Chłopi zachowywali się zupełnie cicho, podczas gdy król przemawiał, a kiedy skończył, nie dali żadnego znaku potwierdzenia, ani też niezadowolenia.
Królowi wydawało się, że był bardzo wymowny. Parę razy napływały mu łzy do oczu.
Ale kiedy chłopi wciąż jeszcze trwożnie i niezdecydowanie stali milczący, nie mogąc się zdobyć na odpowiedź, zmarszczył czoło i z niezadowoleniem spoglądał na lud.
Chłopi zrozumieli, że królowi musi być przykro czekać i wreszcie jeden z pośród nich wystąpił.
— Musisz wiedzieć, królu Gustawie, że nie oczekiwaliśmy dziś wizyty królewskiej, i dlatego nie jesteśmy tak odrazu gotowi odpowiedzieć ci. Chcę ci poradzić, żebyś poszedł do zakrystyi i porozmawiał z naszym proboszczem, podczas gdy my omówimy to, co nam powiedziałeś.
Król zrozumiał, że na razie niczego innego się nie dowie, i uznał za najrozsądniejsze posłuchać rady owego chłopa. Kiedy wszedł do zakrystyi, nie zastał tam nikogo prócz jakiegoś człowieka, który wyglądał jak stary chłop. Był on wysoki i barczysty, ręce miał zniszczone ciężką pracą, a nie nosił ani kołnierza, ani płaszcza, tylko spodnie skórzane i długi, biały kożuch z wełny owczej, jak wszyscy inni mężczyźni.
Kiedy król wszedł, powstał i skłonił się.
— Sądziłem, że zastanę tu proboszcza — rzekł król....W SALI SĄDOWEJ.
Rzecz dzieje się hen daleko w sali sądowej na prowincyi. Przy stole sądowym, w głębi sali, siedzi sędzia, mężczyzna wysoki, dobrze zbudowany, o rysach twarzy szerokich, grubych. Już od kilku godzin rozstrzygał sporne sprawy jedną za drugą i opanowało go już w końcu coś, jak niechęć i posępność. Trudno byłoby powiedzieć, czy to upał i duszność w sali go męczy, czy też wpadł w zły humor z powodu zajmowania się tyloma drobnemi sprawami, tyloma sporami małoznaczącymi, które powstały chyba z tego jedynego powodu, żeby wykazać kłótliwość i niemiłosierdzie i chęć wygranej u ludzi.
Właśnie rozpoczął rozprawę jedną z ostatnich, jakie w tym dniu miały być rozstrzygnięte. Rozchodziło się o alimenta.
Sprawa ta była już rozpatrywana na poprzednim sądzie i protokół owej rozprawy właśnie odczytywano. Dowiadujemy się, że oskarżycielką jest biedna służąca, a oskarżonym człowiek żonaty. Następnie dowiadujemy się, że oskarżony oświadczył, że dziewczyna ta niesłusznie go tu pozwała, i chyba tylko przez chciwość. Przyznaje on, że oskarżycieli a służyła przez jakiś czas w jego dworze, ale on w tym czasie nie wdawał się z nią w żadne miłostki i ona nie ma żadnego prawa żądać od niego wsparcia pieniężnego. Oskarżycielka jednak obstawała przy swojem twierdzeniu i po przesłuchaniu kilku świadków polecono pozwanemu złożyć przysięgę, jeśli nie chce, by go sąd skazał na zapłacenie żądań oskarżycielki....PRZYGODA W JEROZOLIMIE.
W starym, wielce poważanym meczecie Eletksa w Jerozolimie znajduje się w bocznem przejściu, prowadzącem w głąb poza właściwą nawę świątyni, bardzo głęboka i szeroka nyża okna. W tej nyży leży stary, podarty dywan, a na tym dywanie siada codziennie stary Mesullam, wróżbita umiejący wykładać sny, który za małem wynagrodzeniem zwiedzającym meczet przepowiada przyszłość.
Przed paru laty zdarzyło się pewnego popołudnia, że Mesullam, który jak zwykle siedział przy oknie, był w tak złym humorze, iż nawet nie odpowiadał na pozdrowienia przechodzących. Nikomu jednak nie przyszło na myśl oburzać się na jego niegrzeczność, gdyż wiedziano, że martwił się z powodu przykrości, jaka go tego dnia spotkała. Mianowicie Jerozolimę zwiedzał w tym czasie pewien potężny książę z Zachodu, przed południem tegoż dnia zwiedzał dostojny gość wraz ze swem otoczeniem meczet Eletksa. Przed jego przybyciem kazał przełożony meczetu we wszystkich kątach tego starego budynku posprzątać i kurz pozamiatać, a zarazem rozkazał, żeby Mesullam wyniósł się ze swego miejsca, uważając to za zupełnie niemożliwe, żeby on tam siedział podczas wizyty tak dostojnego gościa. Nie dość, że dywan był zupełnie podarty że wkoło niego była cała masa brudnych worów, w których Mesullam chował swoje mienie: Mesullam sam nie był niczem mniej, jak ozdobą meczetu. Był to niesłychanie brzydki, stary murzyn. Wargi miał niezmiernie grube, dolną szczękę ogromnie naprzód podaną, czoło bardzo nizkie, nos najwięcej chyba podobny do ryja; jeśli się jeszcze weźmie pod uwagę, że Mesullam miał skórę grubą, pomarszczoną i tułów gruby, krępy, owinięty z musu brudnym, białym szalem zaledwie dziwićby się można, że mu zabroniono pokazywać się w meczecie w tym czasie, kiedy się tam znajdował zachodni książę.
Biedny Mesullam wiedział dobrze, że przy swej brzydocie był jednak człowiekiem niezwykle mądrym. Dlatego poczuł gorzki zawód, że nie zobaczy owego podróżnego gościa. Miał nadzieję, że da mu przykłady swej wielkiej wiedzy, jaką w rzeczach tajemnych posiadał i przez to powiększy jeszcze swe znaczenie i sławę. Kiedy ta nadzieja spełzła na niczem siedział zmartwiony godzina za godziną w szczególnej pozycyi, z głową w tył odrzuconą, z ramianami w górę podniesionemu, jakby wzywał niebios o sprawiedliwość.....MARSZ WESELNY.
Opowiem wam piękną historyę.
Przed wielu laty miało się odbyć wspaniałe wesele w parafii Svartjso, w Warmlandzie, najpierw ślub kościelny, a potem przez trzy dni uczta weselna, a codziennie przez te trzy dni miały trwać tańce od wczesnego wieczora do późna w noc.
Ponieważ tyle miało być tańców, więc oczywiście było rzeczą bardzo ważną wystarać się o dobrego muzykanta. Gospodarz wesela, kmieć Nils Olofson, miał z tego powodu więcej troski, niżeli z czegokolwiek innego, muzykanta miejscowego bowiem nie chciał zaprosić. Nazywał się on Jan Oester, a kmieć wiedział doskonale o jego sławie, ale muzykant ten był tak biedny że nieraz w podartej kapocie i boso przychodził na wesela. A takiego oberwańca nie chciał kmieć mieć na czele orszaku weselnego....DŁUGOWIECZNOŚĆ PAPIEŻA.
Było to w Rzymie w początkach lat dziewięćdziesiątych. Leon XIII. był właśnie u szczytu poważania i sławy. Wszyscy wierni katolicy radowali się z jego zwycięstw i powodzenia, które było rzeczywiście wspaniałe.
Także dla tych, którzy nie pojmowali wielkich politycznych wydarzeń, było jasnem, że sprawa kościoła stała w rozkwicie. Każdy mógł widzieć, że wszędzie powstawały nowe klasztory, a pielgrzymki ciągnęły do Rzymu, jak za dawnych czasów. W wielu miejscowościach restaurowano stare, zniszczone kościoły, poprawiano malowidła, a skarbce kościelne napełniały się złotymi relikwiarzami i monstrancyami zdobnemi w dyamenty.
W tym właśnie czasie powodzenia ludność Rzymu zastraszoną została wieścią, że papież zachorował. Miało być bardzo źle z nim. Nawet krążyła wieść, że jest umierający....HISTORYA SIOSTRY OLIWII.
Było to na tylnym pokładzie wielkiego zagranicznego okrętu, gdzie byli zgromadzeni ludzie z najrozmaitszych stron świata. Najwięcej było Anglików, albo przynajmniej ludzi, którzy umieli mówić po angielsku, ale było także kilku, mówiących po francusku i ci przez wspólność języka trzymali się w osobnej grupie. Siedziało tu kilku starszych Francuzów, jeden oficer i jeden konsul, kilka pań belgijskich, jedna włoska siostra miłosierdzia, jeden stary francuski ksiądz i młody Paryżanin, który zdawał się być jakimś artystą, malarzem, rzeźbiarzem, czy też czemś podobnem.....
więcej..