- nowość
Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki 1607–2024 - ebook
Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki 1607–2024 - ebook
Historia Stanów Zjednoczonych tym różni się od historii innych państw, że można ją przedstawić w postaci prostej linii pnącej się na osi czasu ku górze, praktycznie bez spadków czy zahamowań. Od mniejszej powierzchni do większej, od mniejszej liczby ludności do większej, od skromnych środków do olbrzymiego bogactwa, a wreszcie od jednej czy drugiej niewielkiej osady na wybrzeżu Atlantyku do supermocarstwa, a wszystko w ciągu nie więcej niż czterech stuleci. Gdyby wskazać, co stanowi źródło sukcesu tak młodego narodu, to najlepiej sięgnąć do amerykańskiej Deklaracji Niepodległości z 1776 roku, dokumentu znanego każdemu uczniowi i eksponowanemu na ścianach wszystkich amerykańskich szkół. Znajduje się w nim stwierdzenie, że Stwórca wyposażył ludzi „w pewne niezbywalne prawa, wśród których znajdują się Życie, Wolność i Dążenie do Szczęścia”. Nawet największy krytyk Ameryki nie może nie dostrzec, jak szybko i skutecznie kraj ten wykorzystał nie tylko posiadane zasoby naturalne, lecz także potencjał intelektualny niezliczonych rzesz imigrantów, którym stwarzał i stwarza wyjątkowe możliwości rozwoju.
Niniejsza książka to pierwsza prezentacja całej historii tego państwa stworzona przez polskiego badacza, wybitnego amerykanistę, prof. Zbigniewa Lewickiego. Napisana przystępnym językiem dotrze do każdego odbiorcy zainteresowanego dziejami Stanów Zjednoczonych, w których w tym roku odbędą się wybory prezydenckie, przykuwając uwagę całego świata.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-18043-7 |
Rozmiar pliku: | 4,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Historia Stanów Zjednoczonych tym różni się od historii innych państw, że można ją przedstawić w postaci prostej linii pnącej się na osi czasu ku górze, praktycznie bez spadków czy zahamowań. Od mniejszej powierzchni do większej, od mniejszej liczby ludności do większej, od skromnych środków do olbrzymiego bogactwa, a wreszcie od jednej czy drugiej niewielkiej osady na wybrzeżu Atlantyku do supermocarstwa, a wszystko to w ciągu nie więcej niż czterech stuleci.
Nie znaczy to oczywiście, i w niniejszym opracowaniu nie stawia się takiej tezy, by wszystkie wydarzenia z historii Stanów Zjednoczonych zasługiwały na uznanie. Niemniej nawet największy krytyk Ameryki nie może nie dostrzec, jak szybko i skutecznie kraj ten wykorzystał nie tylko posiadane zasoby naturalne, lecz także potencjał niezliczonych rzesz imigrantów, którym stwarzał i stwarza wyjątkowe możliwości rozwoju. Stany Zjednoczone są państwem, w którym dominuje koncepcja indywidualizmu pojmowanego jako minimalizowanie ingerencji państwa w przedsięwzięcia biznesowe poszczególnych obywateli. To organizm polityczny zbudowany na fundamencie równości wobec prawa, Amerykanie zaś to społeczność wyznająca regułę dawania powtórnej, a nawet kolejnej szansy tym, którym się nie powiodło. Można oczywiście znaleźć przykłady zaprzeczające tym tezom, ale stanowią one znikomą mniejszość.
Gdyby natomiast wskazać, co stanowi źródło niewątpliwego sukcesu tak młodego narodu, to najlepiej sięgnąć do amerykańskiej Deklaracji Niepodległości z 1776 r., dokumentu znanego każdemu uczniowi amerykańskiemu i eksponowanemu na ścianach wszystkich amerykańskich szkół. Znajduje się w nim stwierdzenie, że Stwórca wyposażył ludzi „w pewne niezbywalne prawa, wśród których znajdują się Życie, Wolność i Dążenie do Szczęścia”. Sformułowanie to jest transpozycją tezy angielskiego filozofa Johna Locke’a, która odnosiła się ludzkości jako takiej, ale która tylko przez naród amerykański uznana została za godną umieszczenia w swoim dokumencie formatywnym. I żadna inna społeczność nie mówi kolejnym młodym pokoleniom, że ich podstawowym prawem jest dążenie do szczęścia, a więc i osiąganie go.
Opracowania historii Stanów Zjednoczonych akcentują takie kwestie jak, dostępność ziemi na kontynencie, bogactwo surowców naturalnych, zrozumienie potrzeby industrializacji, ale elementy te same w sobie nie czynią Ameryki wyjątkową. Dopiero ich połączenie z poczuciem wolności, sprawiedliwości i osiągalności szczęścia sprawiło, że czterysta lat po dopłynięciu pierwszych osadników do wybrzeży Ameryki Północnej powstałe tam państwo stało się potęgą pod każdym niemal względem.
Kiedyś być może ten nieustanny rozwój zostanie zakłócony czy zatrzymany, ale obecnie Stany Zjednoczone dominują w każdym z obszarów charakteryzujących mocarstwo: polityki globalnej, siły militarnej, gospodarki, technologii, kultury i nauki. Droga rozwoju tego kraju i narodu to fascynujący proces, którego nie sposób w pełni ukazać w jednym średniej wielkości tomie. Warto jednak prześledzić przynajmniej najważniejsze momenty kształtowania się wyjątkowego organizmu państwowego ery nowoczesnej, jakim są Stany Zjednoczone Ameryki.
Niniejszy tom stanowi pierwszą prezentację całej historii tego państwa napisaną przez polskiego badacza. Nie jest to jedynie wzgląd formalny. Dostępne w języku polskim tłumaczenia opracowań dziejów Stanów Zjednoczonych przeznaczone były dla czytelnika amerykańskiego, który poznawał historię swego kraju od lat szkolnych. Ma on już wiedzę o najważniejszych wydarzeniach i oczekuje bardziej szczegółowych informacji o ich przebiegu czy też ukazania mniej znanych postaci, które również wpłynęły na bieg historii, ale które pomija się w jej ogólnych prezentacjach.
Czytelnik z innego kręgu kulturowego, w tym i z Polski, może natomiast nie mieć wiedzy o historii innego państwa, takiego jak Stany Zjednoczone, lub mieć ją tylko w niewielkim stopniu. Tom niniejszy ma na celu zaspokojenie ciekawości takiego właśnie odbiorcy ‒ bez pomijania istotnych momentów dziejów amerykańskich, ale też bez szczegółów, które stanowią wprawdzie element historii, ale ciekawią jedynie specjalistów.
Czytelnik, który poszukuje szerszej prezentacji historii Stanów Zjednoczonych, a także rozwinięcia problematyki polityki zagranicznej, gospodarki czy kultury może sięgnąć po pięciotomową _Historię cywilizacji amerykańskiej_ również mojego autorstwa. Niniejszy tom spełni natomiast swoje zadanie, jeśli czytelnik uzna, że nie zostały w nim pominięte żadne istotne elementy dziejów Stanów Zjednoczonych, a uwzględnione kwestie zostały ukazane dokładnie, a zarazem bez zbędnej pedanterii.
***
Przyjęte w języku polskim, a tłumaczone z języka angielskiego słownictwo w wielu przypadkach nasuwa istotne wątpliwości, które jednak trudno sprostować wobec utrwalenia się w polszczyźnie błędnych terminów wynikających najczęściej z posłużenia się swego czasu pierwszym tłumaczeniem słownikowym. Najbardziej uderzającym tego przykładem jest słowo _nation_, niezmiennie oddawane jako „naród”, a w istocie oznaczające przede wszystkim „państwo”. W rezultacie _United Nations Organization_ oddawana jest po polsku jako „Organizacja Narodów Zjednoczonych”, choć przecież w jej skład wchodzą nie narody, lecz państwa.
Kolejny błąd dotyczy tłumaczenia terminu _amendment_ jako „poprawka” (konstytucyjna). Zgodnie z obowiązującymi w Polsce zasadami techniki prawodawczej poprawki wnosi się do projektu aktu prawnego, natomiast już istniejącego dokumentu nie poprawia się, lecz nowelizuje. Dlatego w niniejszym opracowaniu używa się konsekwentnie właściwego terminu „nowela”.
Poważniejszy problem merytoryczny dotyczy pojęć _Declaration of Independence_ oraz _War of Independence_. W rzeczywistości mieszkańcy brytyjskich kolonii w Ameryce sami byli poddanymi Korony, a nie skolonizowanymi tubylcami i walczyli nie o „niepodległość” lecz o „niezależność”. Nie sposób jednak bez obawy o poważne nieporozumienia odejść o utrwalonego, choć błędnego tłumaczenia tych terminów.
Mniejszy problem nasuwa natomiast oddanie po polsku terminu _Pilgrims_, tłumaczonego dość bezrefleksyjnie jako „Pielgrzymi”. A przecież separatyści angielscy nie pielgrzymowali do świętego miejsca, lecz przemieszczali się z Anglii do Holandii, a stamtąd do Ameryki w poszukiwaniu lepszego życia i swobody praktykowania swojej religii. Dlatego w niniejszym opracowaniu używa się pojęcia „Wędrowcy”.
A wreszcie znaczenie nazwy państwa _United States of America_. Nie tylko oryginalna nazwa angielska, lecz także większość jej tłumaczeń jednoznacznie przypomina, że mamy do czynienia z „państwami zjednoczonymi”: _Les États-Unis_, _Vereinigte Staaten_, _Estados Unidos de América_. W XVIII-wiecznej polszczyźnie termin „stan” nie oznaczał specyficznej jednostki administracyjnej, lecz był bardziej dostojnym i uroczystym synonimem pojęcia „państwo”: według słownika Lindego stan to „państwo, kraj ze swoim rządem, pospolita rzecz”. W tym przypadku nieścisłość tłumaczeniowa przesłania bardzo istotny fakt, że mamy do czynienia z unią niemal suwerennych państw, a nie z krajem podzielonym na jednostki administracyjne. Jak zauważył już Alexis de Tocqueville, „suwerenność stanowa jest namacalna, łatwo zrozumiała, zawsze widoczna”.
Ameryka przechodzi obecnie okres silnej polaryzacji politycznej, a jeden z zasadniczych sporów dotyczy kwestii językowych. Trudno z perspektywy innej kultury oceniać rzeczywistą konotację różnych terminów określających współczesnych potomków niegdysiejszych niewolników. Odrębną kwestią jest jednak mechaniczne transponowanie tych określeń do własnego języka. Kalka, jaką stanowi określenie „Afroamerykanin”, nie tylko brzmi nienaturalnie w polszczyźnie, lecz także fałszywie sugeruje podział obywateli Stanów Zjednoczonych na Amerykanów i „Afroamerykanów”. Co więcej, rodzi pokusę tworzenia kolejnych neologizmów, takich jak chociażby „Poloamerykanin” w odniesieniu do polskich imigrantów i ich potomków.
W niniejszym opracowaniu pojawiają się terminy „czarny”, stosowany zarówno rzeczownikowo, jak i przymiotnikowo, oraz rzadko „Murzyn” i „murzyński”. Określenia te bywają używane pejoratywnie, ale przecież nie rezygnujemy w polszczyźnie chociażby z terminu „Żyd” (i pokrewnych) tylko dlatego, że niektórzy stosują go jako określenie obraźliwe.
A wreszcie sprawa techniczna. W Stanach Zjednoczonych identyczne nazwy instytucji politycznych występują zarówno na poziomie federalnym, jak i na poziomie stanowym. Dla uniknięcia nieporozumień określenia takie w odniesieniu do instytucji federalnych są podawane wielką literą (Konstytucja, Sąd Najwyższy), natomiast ich stanowe odpowiedniki małą literą (konstytucja, sąd najwyższy).
Wszystkie odwołania do źródeł internetowych zostały sprawdzone 1 lipca 2024 r., co eliminuje potrzebę podawania w każdym przypadku daty odczytania strony WWW.
Obory, 10 sierpnia 2024 r.Jest wiele momentów, od których można rozpocząć historię Stanów Zjednoczonych. Może to być powstanie osady Cahokia na pograniczu dzisiejszych stanów Illinois i Missouri. Opuszczono ją jednak między X a XIII wiekiem i dziś pozostały po niej tylko ogromne konstrukcje ziemne, a kultura Cahokii w żadnej mierze nie wzbogaciła uformowanych znacznie później Stanów Zjednoczonych.
Inni autorzy rozpoczynają historię państwa od wyprawy Kolumba z 1492 r., choć i on nie zapoczątkował procesu tworzenia nowej struktury polityczno-społecznej. Nie miały na to wpływu także coroczne wyprawy rybackie z Europy, które korzystały z obfitości dorsza u wybrzeży Ameryki Północnej i czasami musiały zimować na tym kontynencie. Podobnie poza biegiem głównych wydarzeń należy umieścić wyprawę Juana Ponce de Leóna w 1513 r., gubernatora Kuby Hernando de Soto w 1539 r., czy Francisco Vásqueza de Coronado, który poszukując złota, w latach 1540–1542 przemierzył na czele ponad 300 _conquistadores_ obszar dzisiejszych stanów: Teksas, Oklahoma, Arizona, Nowy Meksyk i Kansas. Hiszpanie założyli też w 1565 r. osadę St. Augustine na Florydzie, pierwsze, a dzisiaj najstarsze miasto w Ameryce Północnej. Z kolei Francuzi już w I połowie XVI w. zakładali faktorie na obszarze Kanady w celu pozyskiwania od Indian skór i futer dzikich zwierząt, odsprzedawanych następnie w Europie z wielkim zyskiem. Żadne z tych zdarzeń nie wzbogaciło jednak historii Stanów Zjednoczonych.
Także epizody z wczesnej fazy ekspansji angielskiej miały charakter anegdotyczny. Do pierwszych celowych wypraw doszło za panowania Elżbiety I. Zorganizował je w 1584 i 1585 r. sir Walter Raleigh (Ralegh), kierując statki na obszar nazwany Virginia, co wówczas odnosiło się do całej Ameryki Północnej. Powstała wówczas osada Roanoke. Założyło ją w 1587 r. 117 mężczyzn, kobiet i dzieci na wyspie w pobliżu dzisiejszej Karoliny Północnej. Bezskutecznie oczekiwali oni jednak na dostarczenie kolejnej transzy niezbędnego zaopatrzenia gdyż Korona zajęta była wojną z Hiszpanią. Gdy statki angielskie przybyły ostatecznie do Ameryki w 1590 r., kolonistów na wyspie nie było i nie wiadomo, co się z nimi stało. Co pewien czas kolejny badacz odkrywa w jednym z języków indiańskich słowo, które może mieć angielską etymologię i buduje na tej podstawie teorię o porwaniu osadników z Roanoke i zintegrowaniu się ich z takim czy innym plemieniem indiańskim. Jakkolwiek sprawy się miały, w chwili śmierci Elżbiety w 1603 r. w Ameryce Północnej nie było ani jednego kolonisty angielskiego.
W 1605 r. król Jakub I utworzył przedsięwzięcie akcyjne Virginia Company, podzielone na dwie części nazwane London Company i Plymouth Company, których zadaniem było tworzenie osad w Ameryce Północnej w celu poszukiwania złota i zwiększania w ten sposób potęgi państwa. Podstawą obowiązującej wówczas koncepcji merkantylizmu było bowiem przekonanie, że miarą siły państwa jest ilość złota w skarbcu.
6 maja 1607 r. do Wirginii przybyła na pokładzie trzech statków pierwsza wyprawa zorganizowana przez Virginia Company. Założona wówczas osada Jamestown nie była jednak przedsięwzięciem migracyjnym, a przybysze z Anglii najęli się jedynie do poszukiwania złota. Nie było go i nie ma na wybrzeżu atlantyckim, a Anglicy nie mieli pojęcia o uprawie roli ani o połowie ryb. Skłócili się też z miejscowymi Indianami i zmuszeni do przebywania na ogrodzonym terenie cierpieli głód tak dotkliwy, że tylko 38 ze 104 przybyłych przeżyło pierwszą zimę, a doszło też do przypadków kanibalizmu.
Niewiele pomogły wysiłki nad wyraz barwnej postaci, kapitana Johna Smitha, sprawnego i rzutkiego przywódcy osady, który nie mógł jednak przezwyciężyć marazmu swoich ziomków. Nawiązał dobre relacje z Indianami, choć nie sposób dać wiary kolportowanej przezeń opowieści, jakoby współpracę zapoczątkowało ocalenie go przez Pocahontas, młodziutką córkę wodza indiańskiego. Niemniej opowieść stała się istotnym elementem legendy wczesnej Ameryki, a sam Smith zdecydował się w 1609 r. na powrót do Anglii.
Losy Jamestown odmieniły się diametralnie, gdy John Rolfe, skądinąd mąż Pocahontas, skutecznie skrzyżował różne szczepy tytoniu. Otrzymany produkt zaczął w 1617 r. eksportować do Anglii, odnosząc wielki sukces komercyjny. Tytoniowi przypisywano wówczas niezwykłe własności lecznicze: „Pomaga na trawienie, podagrę, ból zębów, chroni przed zakażeniem oparami, leczy zaziębienia i nadmierne pocenie się, syci głód, ożywia ducha, czyści żołądek, zabija wszy i pchły”. Inni koloniści podchwycili pomysł i skazana na niebyt osada Jamestown rozwinęła się w kolonię Wirginia¹. O ile w 1619 r. do Anglii sprzedawano 20 tys. funtów tytoniu po trzy szylingi za funt, to dwadzieścia lat później było to już półtora miliona funtów, choć w dwunastokrotnie niższej cenie trzech pensów za funt.
Uprawą tytoniu zajmowali się przede wszystkim przybywający z Anglii przypisani służący, _indentured servants_. Był to system wzorowany na czeladnictwie, ale zarazem bliski niewolnictwu. Koszty podróży takich służących pokrywali koloniści, a przybyli musieli w zamian pracować u nich przez określony czas, po czym uzyskiwali wolność. Wśród przybyłych w ten sposób znajdowali się zarówno ochotnicy, jak i skierowani przez sądy skazańcy, a także osoby porwane w miastach portowych w celu przewiezienia ich do Ameryki.
W 1634 r. po sąsiedzku z Wirginią powstała nad Zatoką Chesapeake kolonia Maryland. Została tak nazwana ta cześć angielskiej królowej Henrietty Marii, choć wielu kojarzyło nazwę ze świętą Marią, gdyż w kolonii tej, jako jedynej, tolerowano katolików, prześladowanych zarówno w Anglii, jak i w pozostałych koloniach. Ogółem między 1607 r. a dekadą lat 60. XVII w. do Wirginii przybyło ok. 14 tys. angielskich kolonistów.
Późniejsze pokolenia Amerykanów nie były jednak skłonne akceptować wersji, według której historia ich państwa rozpoczyna się od prostackich poszukiwaczy nieistniejącego kruszcu, dopuszczających się rozmaitych występków. I z tego między innymi powodu za prapoczątek historii Stanów Zjednoczonych uznaje się często rok 1620, gdy do wybrzeży dzisiejszego stanu Massachusetts dopłynął statek _Mayflower_ ze 102 pasażerami na pokładzie. Także i w tym przypadku część z nich była poszukiwaczami przygód, ale o specyfice wyprawy stanowiła licząca 50 osób grupa dysydentów religijnych. Byli członkami niewielkiej sekty separatystów i dążyli do „oczyszczenia” chrześcijaństwa z elementów nieznajdujących oparcia w Biblii. Pragnęli powrotu do ery apostolskiej i odrzucali wszystkie późniejsze naleciałości, wskutek czego różnice dzielące ich od oficjalnego Kościoła były nie do przezwyciężenia i konieczna była separacja. W latach 1607–1608 separatyści wyemigrowali do Holandii, gdzie spędzili następne dwanaście lat. W efekcie kolejnych sporów doktrynalnych i utrudnień, jakich doznawali ze strony miejscowej ludności, część z nich podjęła w 1620 r. radykalną decyzję rozpoczęcia nowej egzystencji w Ameryce.
London Company uzyskała zgodę króla na osiedlenie się separatystów na jej terenie i utworzyła celową spółkę akcyjną. Koszty związane z założeniem osady ponieśli inwestorzy, a każdy z niemajętnych członków wyprawy otrzymał jedną akcję, do spłacenia siedmioma latami pracy. Podróż na pokładzie, a właściwie pod pokładem, statku _Mayflower_ trwała ponad dwa miesiące, a jej szczegóły, a także opis początku pobytu separatystów w Ameryce znamy dzięki Williamowi Bradfordowi (1590‒1657) i jego historii zatytułowanej _Of Plymouth Plantation_ (O osadzie Plymouth), uważanej za możliwie wiernie oddającą przebieg wydarzeń. Wszyscy pasażerowie _Mayflower_ znani są jako _Pilgrim Fathers_, Ojcowie-Wędrowcy, a posiadanie któregoś z nich wśród przodków uważane jest za nobilitujące i pozwala zaliczyć się do grona „najprawdziwszych Amerykanów”.
Wędrowcy mieli przybić do brzegu na wyspie Manhattan, ale 11 listopada 1620 r. zeszli na ląd znacznie bardziej na północ, bo w okolicach dzisiejszego Bostonu. Terenem tym zarządzała jednak Virginia Company, z którą nie wiązało ich żadne porozumienie. W efekcie po wyjściu na brzeg przybyszów nie obowiązywałyby żadne przepisy regulujące tryb administrowania zakładaną osadą. By zapobiec chaosowi, Wędrowcy stworzyli i podpisali dokument określający zasadnicze reguły postępowania, czyli _Mayflower Compact_, Umowę z Mayflower. Liczy ona 199 słów i określa, że celem nadrzędnym jest założenie „obywatelskiego organizmu politycznego” (_civil body politick_), zaś tworzące go osoby będą uchwalać przepisy i reguły, którym wszyscy się podporządkują.
Dokument ten bywa nazywany pierwszą konstytucją amerykańską, ale pojęcia tego nie należy rozumieć dosłownie. _Mayflower Compact_ była jedynie zobowiązaniem do przestrzegania wspólnie przyjętych praw, co czyni ją nie tyle konstytucją, ile rodzajem umowy zaakceptowanej przez tworzącą się społeczność, w której ustanowiono dwie podstawowe zasady do dziś uważane za fundament ustroju amerykańskiego: że rządy będą oparte na zgodzie rządzonych, oraz że wszyscy będą równi wobec prawa. Natomiast do rangi symbolu urasta fakt, iż historia państwa amerykańskiego rozpoczyna się od dokumentu.
Egzystencja niewielkiej osady nazwanej Plymouth Plantation długo stała pod znakiem zapytania. Osadnicy nie umieli polować ani łowić ryb, nie znali się na uprawie zboża i było ich niewielu, gdyż podczas pierwszej zimy zmarła prawie połowa z przybyłych. W chwili największego kryzysu, w marcu 1621 r. do ich osady przyszedł jednak mówiący po angielsku Indianin o imieniu Squanto. Najprawdopodobniej kilkanaście lat wcześniej został uprowadzony do Anglii przez rybaków i powrócił w 1619 r. Wędrując samotnie wzdłuż wybrzeża, natknął się na angielskich osadników, dla których stanowił, jak pisze Bradford, „specjalny instrument zesłany od Boga ponad ich spodziewanie”. Nauczył Wędrowców zdobywać pożywienie, a także doprowadził do zawarcia wieloletniego porozumienia z okolicznymi plemionami indiańskimi.
Przybycie Wędrowców miało charakter permanentnego pobytu, a nie krótkotrwałej wyprawy komercyjnej. Najwyraźniej świadczy o tym podjęcie przez nich trudu przystosowywania ziemi do uprawy, czego nie czynili wcześniej ani najemnicy w Jamestown, ani Hiszpanie czy Francuzi. Jak pisze historyk, „Złoto, handel i uprawa roli to trzy etapy historii, a największy z nich stanowi uprawa roli, bo zasadniczo oznacza trwałość”².
Mieszkańców Plymouth w żadnym momencie nie było więcej niż siedem tysięcy i Wędrowcy zapewne popadliby w zapomnienie, gdyby nie wielka imigracja purytańska, która rozpoczęła się w 1630 r. Bezpośrednim impulsem do niej były angielskie spory religijne. Purytanie byli przekonani, że Reformacja nie została przeprowadzona wystarczająco konsekwentnie i, podobnie jak separatyści, dążyli do oczyszczenia chrześcijaństwa z niebiblijnych naleciałości, ale w przeciwieństwie do nich nie dążyli do separacji od Kościoła Anglii, lecz do zreformowania go. Z tego powodu władze odbierały ich działalność w kategoriach politycznych, co skutkowało prześladowaniami purytanów, a w konsekwencji podjęciem przez nich decyzji o opuszczeniu wyspy.
Purytanie stanowili najliczniejszą, najlepiej wykształconą i najwszechstronniej przygotowaną grupę migracyjną całego okresu kolonialnego. Przed ich przybyciem do Ameryki dotarły statki z pionierami, którzy przywieźli zwierzęta hodowlane, zasiali kukurydzę i wybudowali pierwsze domostwa. Następnie w marcu 1630 r., wypłynęła z Anglii wyprawa, na którą składało się piętnaście statków z ponad tysiącem purytanów, którzy założyli kolonię Zatoki Massachusetts, Massachusetts Bay Colony. W trakcie rejsu przywódca wyprawy John Winthrop wygłosił fundamentalne kazanie _A Modell of Christian Charity_, które wyraziło i utrwaliło duchowe przesłanie powstającej w Ameryce Nowej Anglii.
Ogółem w trakcie Wielkiej Migracji z lat 1630–1643 do Nowej Anglii udało się ok. 20 tys. purytanów. Wśród kolonistów purytańskich znajdowało się ponad stu absolwentów Oksfordu i Cambridge, w tym pięćdziesięciu doktorów i sześciu wykładowców, którzy doceniali znaczenie zarówno samej wiedzy, jak i instruktażu religijnego. W efekcie już w 1636 r. powstał New College, przemianowany dwa lata później na Harvard College w uznaniu zasług Johna Harvarda (1607‒1638), który przekazał nowej instytucji połowę swego znacznego majątku i bibliotekę. W pierwszym roku istnienia uczelnia miała tylko jednego wykładowcę i dziewięciu studentów, ale szybko się rozwijała, a warunkiem przyjęcia na studia była umiejętność posługiwania się łaciną w piśmie i mowie, a także znajomość gramatyki greckiej. Natomiast nazwa Harvard University pojawiła się dopiero w 1780 r., gdyż w Wielkiej Brytanii określenie takie było wówczas zarezerwowane dla Oksfordu i Cambridge.
Purytanie przybywali do Ameryki z celem stworzenia idealnej społeczności religijnej, gotowej na przyjęcie Syna Bożego, gdy ten ponownie zstąpi na Ziemię. Zarazem jednak Ameryka oferowała wiele możliwości wzbogacania się, a sukces finansowy traktowano jako przejaw łaski Boga. W rezultacie, wbrew nadziejom pierwszego pokolenia kolonistów, religijność ich potomków szybko malała, nawet jeśli przestrzegali podstawowych nakazów wiary. Coraz mniej mieszkańców kolonii wypełniało powinność doznania dojścia do Chrystusa, co określano mianem konwersji i co było wymogiem uzyskania pełnego członkostwa Kościoła oraz dopuszczenia do komunii. Coraz więcej kolonistów chciało natomiast „jedynie łowić ryby”, czyli zająć się osiąganiem dobrobytu.
Zachowywano jednak sztywne normy zewnętrzne. W niedzielę nie wolno było podróżować, chodzić po ulicy bez ważnego powodu ani nawet gotować, sprzątać czy słać łóżek, a dokonany w niedzielę rabunek karano dodatkowo odcięciem ucha. Natomiast współczesne wyobrażenie o życiu w kolonii purytańskiej zostało w dużej mierze ukształtowane przez powieść _Szkarłatna litera_ Nathaniela Hawthorne’a (1804‒1864) z 1850 r. Pisarz nie miał jednak dostępu do wielu materiałów z epoki i jego opisy tylko w części odpowiadają temu, co obecnie wiemy o społeczności purytańskiej.
Równolegle z normami religijnymi zaczęły się pojawiać podstawowe normy prawne. W styczniu 1639 r. osada Connecticut przyjęła _Fundamental Orders_ (Rozporządzenia podstawowe), powszechnie uważane za pierwszy na kontynencie amerykańskim dokument mający cechy konstytucji. Składa się on z jedenastu rozdziałów, określających funkcjonowanie władz kolonii, w tym sposób ich wyboru, a także reguły nakładania podatku. Pół roku później bardzo zbliżony dokument został przyjęty przez osadę New Haven jako _Fundamental Agreement_, a kolejne uregulowanie konstytucyjne, _Body of Liberties_ (Zwód swobód), przyjęła w 1641 r. kolonia Massachusetts. Dokumenty takie powstawały stopniowo i w kolejnych koloniach, przy czym niemal wszystkie z nich określały też religię obowiązującą na danym obszarze.
Choć z obu stron dochodziło do pojedynczych aktów agresji, relacje pierwszych osadników z Indianami układały się dobrze, przynajmniej do lat 70. XVII w., gdy doszło do wojny króla Filipa. Podstawowym problemem we wzajemnych relacjach był stosunek do ziemi. Indianie nie znali pojęcia własności indywidualnej, a plemiona uzgadniały uprawnienia do polowania na określonym obszarze. Indianie również rozumieli porozumienia zawierane z białymi jako uznanie ich prawa do korzystania z ziemi. Osadnicy natomiast przywieźli ze sobą normy europejskie i w przekonaniu, że kupują prawo własności do ziemi, grodzili pozyskane tereny i zakazywali innym wstępu na nie, co prowadziło do konfliktów. Biali nie chcieli też rozumieć, że myśliwy potrzebował średnio dwadzieścia razy większego obszaru niż rolnik i nie akceptowali pozostawiania dużych terenów w władaniu Indian.
W inny sposób powstała natomiast kolejna kolonia, Pensylwania. Jej założycielem był William Penn (1644‒1718), którego karierę w Anglii zatrzymało przyłączenie się do Religijnego Towarzystwa Przyjaciół, czyli kwakrów. Była to powstała w połowie XVII w. sekta protestancka, która charakteryzowała się pełną tolerancją, uznawała równouprawnienie wszystkich wyznawców bez względu na płeć i nie akceptowała form wywyższających kogokolwiek. Kwakrzy odmawiali posługiwania się wymaganymi formami zwracania się do króla czy arystokratów, używali jedynie zwrotu „przyjacielu” i nie uznawali hierarchii kościelnej. Nie było też kaznodziejów, gdyż każdy, i każda, jest „oświecany świętym Światłem Chrystusa” i może zabierać głos w trakcie spotkań religijnych. Z powodu takich przekonań byli prześladowani zarówno przez władze świeckie, jak i duchowne, a więziono ich także za odmowę noszenia broni.
Król Karol II nadał Pennowi ogromny obszar w Ameryce Północnej jako zwrot długu zaciągniętego wcześniej przez Koronę, co ten wykorzystał w 1682 r. dla założenie kolonii nazwanej Pennsylvania, las Penna. Miała ona stanowić „święty eksperyment”, w którym dopuszcza się pełną tolerancję religijną i praktykuje równość wszystkich ludzi. Do Pensylwanii zaczęli przybywać nie tylko kwakrzy z Anglii, lecz także prześladowani członkowie grup religijnych z obszarów niemieckojęzycznych, w tym istniejący po dziś dzień amisze i mennonici.
Poza gwarancją wolności wyznania dodatkowym argumentem przemawiającym za osiedlaniem się w Pensylwanii była dostępność bardzo żyznej i taniej ziemi, dzięki której kolonia stała się zbożowym zagłębiem Ameryki, eksportującym znaczne nadwyżki plonów do Europy. Kolonia nie miała natomiast dostępu do morza i chcąc wysyłać plony, musiała korzystać z portów leżących na terenie kolonii Delaware, a także kolonii Nowa Niderlandia, powstałej wokół położonej na wyspie Manhattan osady Nowy Amsterdam. Jego założycielem i pierwszym właścicielem była Holenderska Kompania Zachodnioindyjska. Holendrzy ustanowili na południu Manhattanu fort obronny, a bieg otaczającej go palisady przetrwał w postaci półkolistej ulicy Wall Street. Natomiast w 1664 r. Karol II wysłał cztery fregaty i Anglicy bez walki odebrali Holendrom Nową Niderlandię. Król przekazał te ziemie swemu bratu, czyli księciu Yorku, po czym zarówno miasto, jak i cała kolonia zostały przemianowane na New York.
Bardziej na południe powstała kolonia Caroline, z której wykształciły się Karolina Północna i Karolina Południowa. Na uwagę zasługuje też tryb powstania kolonii Georgia w 1732 r. Stanowiła ona przedsięwzięcie dobroczynne, finansowane przez rząd brytyjski z zamiarem przewiezienia do Ameryki możliwie wielu londyńskich biedaków i żebraków. Część kolonistów stanowili też dłużnicy, ofiary obowiązującego wówczas systemu więzienia za długi, którzy mieli zarobionymi kwotami spłacać długi. W Anglii tego okresu skazany dłużnik trafiał do aresztu, w którym musiał przebywać do spłaty zadłużenia, co jednak było niemal niemożliwe przy pozbawieniu go wolności.
W latach 30. XVIII w. na wybrzeżu Atlantyku funkcjonowało wszystkie trzynaście kolonii, które utworzyły później Stany Zjednoczone. Natomiast w całej Ameryce Północnej istniało łącznie ponad 20 brytyjskich osad i kolonii kontynentalnych, z których kilka weszło następnie w skład Kanady, oraz kilkanaście kolonii położonych na wyspach Morza Karaibskiego. Mieszkańcy wszystkich kolonii byli jak na ówczesne stosunki dobrze sytuowani. Na europejskich podróżnikach szczególne wrażenie czynił fakt codziennego podawania do stołu różnych gatunków mięsa, co wynikało z dużej liczby zwierzyny żyjącej w przepastnych lasach ówczesnej Ameryki.
Gospodarka poszczególnych kolonii oparta była na określonym produkcie. Najbardziej na północ leżały kolonie Nowej Anglii czyli: Massachusetts, Connecticut, New Hampshire, Rhode Island wraz z Providence oraz Plymouth do czasu wchłonięcia jej przez Massachusetts w 1691 r. Głównym źródłem utrzymania tam były przede wszystkim połów i eksport dorsza oraz dostarczanie drewna do budowy statków. Leżące na południe od niej tzw. kolonie środkowe, czyli Pensylwania wraz _quasi_-autonomicznym Delaware, Nowy Jork oraz New Jersey utrzymywały się z uprawy pszenicy oraz innych zbóż. Dalej na południe ulokowały się kolonie: Zatoki Chesapeake, Wirginia i Maryland, których funkcjonowanie opierało się na uprawie i eksporcie tytoniu. Natomiast tzw. kolonie południowe, czyli Karolina Północna i Karolina Południowa oraz Georgia dość długo poszukiwały swojej bazy ekonomicznej, aż wreszcie stał się nią ryż, nie mniej pożądany przy zaopatrywaniu okrętów europejskich niż dorsz.
Przybysze otrzymywali nadział 20 ha ziemi, _headright_, ale osadnik, który otrzymywał prawo do ziemi, musiał sam znaleźć odpowiadający mu teren, a następnie zagospodarować go, co obejmowało zarówno wykarczowanie potężnych na ogół drzew, jak i zbudowanie przynajmniej domu z bierwion. Konieczne było posiadanie takich umiejętności jak polowanie, łowienie ryb, stolarka i wszelkie prace w gospodarstwie. Poszczególne gospodarstwa dzieliła od siebie duża odległość i wszystkie prace trzeba było wykonywać samemu, z pomocą jedynie członków własnej rodziny. Nie wszyscy odnieśli sukces, ale ci, którzy przetrwali, dali początek podstawowej koncepcji amerykańskiego indywidualizmu.
W odróżnieniu od stosunków ziemskich w Europie, wchodząc w posiadanie ziemi kolonista stawał się jej pełnoprawnym właścicielem bez jakichkolwiek ograniczeń. Taka formuła, określana terminem _fee simple_, stanowiła podstawę wyjątkowo szybkiego rozwoju gospodarczego Ameryki. Kolonista otrzymywał majątek, którym mógł swobodnie dysponować, na przykład sprzedając ziemię i inwestując środki w inne przedsięwzięcia. Podczas gdy w Europie władca jedynie udostępniał teren wybranym poddanym, a ci puszczali go w dzierżawę, w Ameryce uprawiający ziemię był jej właścicielem, a jego praw nikt i nic nie ograniczało.
Stopniowo wykształcał się też system zarządzania kolonią, niemal identyczny we wszystkich z nich. Kolonia mogła być własnością Korony albo spółki akcyjnej lub konkretnego arystokraty będącego beneficjentem nadania królewskiego. W każdym z tych przypadków w praktyce zarządzał nią mianowany przez właściciela gubernator, gdyż on sam nie widział powodu, by opuszczać cywilizowany Londyn na rzecz dzikiej Ameryki. Obok gubernatora funkcjonowała też dwuizbowa z reguły legislatura. Jej wyższą izbę, czyli Radę, powoływał gubernator, natomiast izba niższa, zwana najczęściej Zgromadzeniem, była wybierana przez kolonistów o określonym statusie majątkowym, przy czym czynne prawo wyborcze posiadało od 50% do 80% białych mężczyzn, a na niektórych obszarach praktycznie wszyscy. Dla porównania, w Wielkiej Brytanii odsetek ten w połowie XVIII w. wynosił około 2%, a w żadnym momencie nie przekroczył 10%. Nie było odrębnej władzy sądowniczej, a w poszczególnych koloniach istniały różne ciała wydające orzeczenia w sprawach karnych i cywilnych, podlegające ostatecznej decyzji gubernatora.
Koloniści, podobnie jak wszyscy w tym czasie, wierzyli w Boga i nie wyobrażali sobie innej możliwości, ale w większości przypadków była to wiara powierzchowna. Ideały purytańskich osadników odchodziły w niepamięć, choć proces ten próbował jeszcze w latach 40. i 50. XVIII w. powstrzymać ruch ewangelizacyjny zwany Great Awakening, Wielkim Przebudzeniem. Jego najbardziej znanymi postaciami byli George Whitefield (1714‒1770) oraz Jonathan Edwards (1703‒1758).
Już jako młodzieniec Edwards przejawiał wyjątkowe zdolności i z czasem zasłużył na miano „najwybitniejszego umysłu, jaki narodził się w Ameryce”. Kwestią teologiczną, którą zainteresował się bardzo wcześnie, była koncepcja predestynacji, fundamentalna dla kalwinizmu, w tym i dla purytanizmu. Głosiła ona, że Bóg zdecydował o zbawieniu lub potępieniu konkretnego człowieka „na początku czasu”, a ludzkie postępowanie nie jest w stanie spowodować odmiany Boskiego werdyktu. Choć cnotliwe życie nie zapewniało samo z siebie zbawienia, to mogło stanowić znak Boskiej decyzji, gdyż „święci”, czyli ci, których czekało zbawienie, byli niezdolni do prowadzenia grzesznego życia. W ten sposób człowiek stawał się sędzią własnego postępowania, ze strachem oceniając naturę swoich uczynków.
Natomiast Edwards, Whitefield i związani z nimi kaznodzieje podjęli starania o odrodzenie religijne Ameryki, opierając się na zmodyfikowanej koncepcji predestynacji. Według niej Bóg stwarza jedynie możliwość dojścia do Niego, czyli konwersji, od człowieka zależy natomiast, czy tę możliwość zrealizuje poprzez aktywną religijność. Gdyby zaś człowiek pozostał na drodze grzechu, wówczas, jak głosił Edwards w swym najsłynniejszym kazaniu _Sinners in the hands of an angry God_, „On zmiażdży was bezlitośnie pod stopami; wyciśnie waszą krew i sprawi, że się rozpryśnie i skropi jego szaty, brudząc je”. Efekty takich kazań głoszonych w niewielkich pomieszczeniach zborów były oszałamiające. Mnożyły się przypadki zbiorowej histerii, a ofiarą rozbudzonych emocji padł między innymi wuj Edwardsa, powszechnie szanowany obywatel, który targany obawami o stan własnej duszy podciął sobie gardło. Ostatecznie jednak zainteresowanie ruchem Wielkiego Przebudzenia przeminęło.
Osobistością współczesną Edwardsowi był Benjamin Franklin (1706‒1790), najwszechstronniejsza postać okresu kolonialnej Ameryki i głosiciel wartości Oświecenia. O ile za Edwardsem szli przede wszystkim niewykształceni koloniści, o tyle Franklin fascynował elitę intelektualną kolonii, choć popularność zyskał przede wszystkim za sprawą „Almanachu prostego Ryszarda” (_Poor Richard’s Almanack_). Była to wydawana od 1732 r. w nakładzie ponad 10 tys. egzemplarzy coroczna publikacja kalendarzowa będąca zarazem kompendium użytecznej wiedzy, od kalendarium faz Księżyca po odległości drogowe i zestaw porad medycznych.
Zdobyta w ten sposób fortuna pozwoliła Franklinowi zająć się działalnością społecznie użyteczną (zreformował system pocztowy kolonii i utworzył stałą straż pożarną) i wynalazkami (piorunochron, instrument muzyczny znany jako harmonijka wodna, wyjątkowo efektywny piec grzewczy), a wreszcie działalnością polityczną, dzięki czemu odegrał kluczową rolę w procesie powstawania państwa amerykańskiego. Był zarazem klasycznym przykładem _self-made mana_, osoby, która „sama siebie stworzyła”, doszła do wszystkiego własnymi siłami, na własnym przykładzie ukazując nieograniczone możliwości człowieka, któremu pozwala się na rozwój.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Termin „kolonia”, _colony_, w odniesieniu do Ameryki Północnej odnosi się do rozrośniętej terytorialnie osady, a jej założyciele czy mieszkańcy nie byli kolonizatorami, lecz kolonistami lub osadnikami.
2. Charles M. Andrews, _The Colonial Period of American History_, Yale University Press, New Haven 1954, s. 49.
3. https://americanfounding.org/entries/act-i-tuesday-september-6-1774/.
4. https://avalon.law.yale.edu/18th_century/letter_03.asp.
5. https://founders.archives.gov/documents/Washington/03-04-02-0009.
6. Za: Samuel Willard Crompton, _John Adams_, Chelsea House, Philadelphia 2006, s. 53.
7. Page Smith, _A New Age Now Begins_, McGraw-Hill, New York 1976, s. 745.
8. https://founders.archives.gov/documents/Washington/03-07-02-0299.