Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Historja Polski w głównych jej zarysach. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Historja Polski w głównych jej zarysach. Tom 1 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 652 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA FRAN­CUZ­KIE­GO WY­DA­NIA.

Je­że­li każ­da hi­stor­ją po­pu­lar­na już jest nie ła­twem z sie­bie dzie­le­ni, cóż do­pie­ro kie­dy przy­cho­dzi ży­cie i dzie­je jed­ne­go na­ro­du przed­sta­wić przed oczy dru­gie­mu? Księ­ga taka ma za­mknąć w so­bie naj­droż­sze po­da­nia kra­jo­we a słu­żyć za­ra­zem za pod­sta­wę po­wszech­nej na­uki. Je­że­li uwa­ża­my oj­czy­znę jak miej­sce wy­bra­ne przez Opatrz­ność naj­wła­ściw­sze roz­wo­jo­wi na­sze­mu, dzie­je jej po­win­ny ze­brać i przed­sta­wić wy­si­le­nia idą­cych po so­bie po­ko­leń, dla osią­gnię­cia na­zna­czo­ne­go celu, i na­kre­ślić prze­bie­żo­na już dro­gę. Pi­sząc dla wła­snych ro­da­ków, wie­le rze­czy daje się po­mi­nąć lub do­tknąć za­le­d­wie, bo one żyją w ser­cu każ­de­go, ale, kie­dy się pi­sze dla ob­cych, nie ła­two jest zgad­nąć co po­trze­ba a co nie po­trze­ba roz­wi­jać i ob­ja­śniać, co ich może za­jąć, a co ich wca­le nie ob­cho­dzi.

Bra­ter­stwo któ­re Fran­cya od wie­ków z Pol­ska łą­czy, ten po­krew­ny ta­jem­ni­czy wę­zeł, któ­ry nic do­zwa­la! nie po­czuć jed­ne­mu z tych na­ro­dów co do­ty­ka­ło dru­gie­go, każe się spo­dzie­wać że lud fran­cuz­ki nie od­mó­wi po­słu­cha­nia i otwo­rzy ser­ce opo­wia­da­niu wiel­kich zwy­cięztw i więk­szych jesz­cze nie­szczęść Pol­skie­go na­ro­du.

Od daw­nych lat oj­ciec mój po­sta­no­wił wy­brać z wy – kła­du swo­je­go w ko­le­gium fran­cuz­kiem, ustę­py od­no­szą­ce się szcze­gó­ło­wo do hi­sto­ryi pol­skiej i po­le­cił tę pra­cę jed­ne­mu z przy­ja­ciół swo­ich, P. Ar­man­do­wi Levy. Wy­ciąg ten uczy­nio­ny pod jego okiem i we­dług wła­snych jego wska­zó­wek, zo­stał sta­ran­nie przej­rza­ny przez nie­go, ale wy­jazd jego na Wschód i śmierć, któ­ra go za­sko­czy­ła w Kon­stan­ty­no­po­lu (1855), od­ro­czy­ły ogło­sze­nie tej pra­cy, któ­ra dziś pod ty­tu­łem Hi­stor­ji po­pu­lar­nej Na­ro­du Pol­skie­go, pu­blicz­no­ści przed­sta­wiam.

Au­tor po­ro­bił zmia­ny we wstę­pie, w roz­dzia­le o Ta­ta­rach, o Ja­giel­lo­nach i prze­ro­bił roz­dział o Iwa­nie Groź­nym. Noty któ­re do­da­łem na koń­cu roz­dzia­łów, czy­nią wy­bit­niej­szem to co ogól­ny po­gląd do­ty­ka, tak, że tekst i noty do­peł­nia­ją się wza­jem, tak, że w roz­dzia­łach czy­tel­nik znaj­du­je du­cha hi­sto­rycz­nych epok, w no­tach szcze­gó­ły na­leż­ne. Do­da­łem wła­sny roz­dział o dwóch ostat­nich na­szych po­wsta­niach, za­mkną­łem w klam­ry wszyst­kie wy­ra­że­nia ojca mo­je­go o re­wo­lu­cyi 1830 roku.

Wie­le jest w tem dzie­le ustę­pów o Ros­syi; ale nie po­dob­na jest pi­sać hi­sto­ryi Pol­skiej bez roz­sze­rze­nia się o Mo­ska­lach, jak nie po­dob­na uło­żyć dzie­jów Fran­cyi bez ob­szer­ne­go trak­to­wa­nia o An­glii. Trud­no jest dzi­wić się, że Ros­sya w dzie­jach Pol­ski tak ob­szer­ne miej­sce zaj­mu­je; kie­dy am­bas­sa­dor ros­syj­ski Poz­zo di Bor­go, w me­mor­ja­le po­da­nym w 1814 ce­sa­rzo­wi Alek­san­dro­wi po­wia­da: " Znisz­cze­nie Pol­ski jako na­ro­du sta­no­wi za­da­nie ca­łej pra­wie now­szej hi­sto­ryi Ros­syi ".

Nie­unik­nio­ną za­tem było rze­czą, dla zro­zu­mie­nia tak nad­zwy­czaj­ne­go po­ło­że­nia, na­kre­śle­nie strasz­ne­go wzglę­dem nas po­stę­po­wa­nia ros­syj­skie­go rzą­du; nie było to nig­dy jed­nak­że bez głę­bo­kiej bo­le­ści nad sa­mym­że na­ro­dem Ros­syj­skim, we­dług słów Ada­ma Mic­kie­wi­cza, wy­po­wie­dzia­nych na ka­te­drze, przy wy­kła­dzie jego w Pa­ry­żu, 1844 roku.

"My, co je­ste­śmy na­ro­dem wy­nisz­cza­ją­cym się w wal­ce z Ros­sya, my, co je­ste­śmy jed­nem z tych po­ko­leń, co we­dług słów Gar­czyń­skie­go, zstę­pu­ją jed­ne po dru­gich jak ofia­ry na go­re­ją­ce ogni­ska, mamy od­wa­gę wy­po­wie­dzieć, że nie mamy nie­na­wi­ści do Ros­syi, że Ros­sya nas po­trze­bu­je, że bez Pol­ski nie jest wsta­nie zrzu­cić jarz­ma swo­je­go, że Pol­ska i Ros­sya po­trze­bu­ją Czech, a wszy­scy po­trze­bu­ją Fran­cyi. "

Pa­ryż. 1 wrze­śnia 1866 roku.

Wła­dy­sław Mic­kie­wiczPRZED­MO­WA TŁÓ­MA­CZA

Przed laty kil­ku­na­stu była w Pa­ry­żu moda wy­da­wa­nia hi­sto­rij po­pu­lar­nych róż­nych na­ro­dów; ale co pod tym ty­tu­łem ro­zu­mia­no, nie ła­two jest okre­ślić. Miał to być spo­sób na­ucze­nia się cze­goś bez wiel­kie­go mo­zo­łu i za­cho­du, to jest bez wia­do­mo­ści wstęp­nych, przy­go­to­waw­czych a nie­zbęd­nych do zro­bie­nia so­bie ja­sne­go wy­obra­że­nia o ja­kim­kol­wiek przed­mio­cie. Ale jak wąt­pić o sku­tecz­no­ści tej me­to­dy kie­dy Ara­go mod­ne­mu pa­ryz­kie­mu świa­tu, nie sły­szą­ce­mu nig­dy o lo­ga­ryt­mach lub ra­chun­ku róż­nicz­ko­wym, cała astro­nom­ję po­pu­lar­nie wy­ło­żył. Wszyst­kie­go moż­na było do­ka­zać, byle tyl­ko po­pu­lar­nie. W tym jed­nym wy­ra­zie le­ża­ła cała re cep­ta nie­ochyb­ne­go i po­wszech­ne­go le­kar­stwa na wszel­kie­go ro­dza­ju nie­uc­two. Co za nie­wy­czer­pa­na ko­pal­nia dla księ­ga­rzy! Aby hi­stor­ją mia­ła praw­dzi­wie po­zór po­pu­lar­nej, po­trze­ba było przedew­szyst­kiem, aby nie­od­stra­sza­ła swo­ja ob­ję­to­ścią i nie wie­le mo­gła kosz­to­wać. Za­czę­to tedy pi­sać hi­stor­ję po­pu­lar­ne Por­tu­gal­ji, Dan­ji, Ros­sji i Tur­cji, któ­rej sami au­to­ro­wie po raz pierw­szy, i to pi­sząc do­pie­ro, bar­dzo się po­pu­lar­nie uczy­li. Ztąd po­wsta­wa­ły su­che ko­ścio­tru­py wąt­pli­wej chro­no­lo­gji, tyn­ko­wa­ne po­li­tycz­nym ro­su­mem pa­ryz­kie­go bru­ku. Przy­czy­na wszyst­kich nie­szczęść w dzie­jach ludz­ko­ści by­wa­ło bar­ba­rzyń­stwo śre­dnio­wiecz­ne i re­li­gij­ny fa­na­tyzm, le­kar­stwem ko­deks fran­cuz­ki i pra­wa czło­wie­ka i oby­wa­te­la, bo gło­so­wa­nie po­wszech­ne jesz­cze na­ów­czas wy­na­le­zio­nem nie było. Tym spo­so­bem po­wsta­ła mas­są dzieł, je­że­li nie za­wsze ta­nich, to pew­no za­wsze nie po­ży­tecz­nych i zu­peł­nie za­po­mnia­nych już dzi­siaj. – Spo­strze­żo­no się jed­nak­że wcze­śnie, że ten tłum pi­sa­rzy opła­ka­nej ła­two­ści, nie wąt­pią­cy o ni­czem, kto­ry każ­de roz­wi­nię­te dzien­ni­kar­stwo wy­ra­bia, nie do­rósł do po­dob­ne­go za­da­nia, albo mó­wiąc prak­tycz­nie i po księ­gar­sku, nie bu­dził za­ufa­nia chcą­cych się hi­stor­ji uczyć po­pu­lar­nie; za­czę­to tedy szu­kać tak na­zwa­nych lu­dzi kom­pe­tent­nych, to jest ze zna­nem imie­niem; dla tego to je­den z księ­ga­rzy udał się do by­łe­go pro­fe­so­ra li­te­ra­tur sło­wiań­skich w ko­le­gjum fran­cuz­kiem o po­dob­na hi­stor­ję po­pu­lar­ną i na­ro­du pol­skie­go.

Nie wia­do­mo mi czy­by na po­dob­ny ty­tuł zgo­dził się Mic­kie­wicz? Wiem tyl­ko, że spusz­czał się w tym wzglę­dzie za­wsze na swo­ich przy­ja­cioł Fran­cu­zów, jako w ro­zu­mie­niu jego obo­wią­za­nych znać le­piej trud­no­ści lub uspo­so­bie­nia wła­sne­go na­ro­du i chwi­lo­we wy­ma­gal­no­ści ich kra­jo­we­go wy­daw­nic­twa. Sko­ro był prze­świad­czo­ny, że go ro­zu­mie­ją, że dzie­ła jego prze­ko­na­nia i jego spo­sób wi­dze­nia, zo­sta­wiał im wte­dy cała od­po­wie­dzial­ność. Że nic za­wsze na leni do­brze wy­cho­dził do­my­ślić się ła­two, a naj­więk­szym tego do­wo­dem są ty­tu­łu nie­ja­sne i pra­wie za­gad­ko­we, kła­dzio­ne osob­no na to­mach jego kur­su w tek­ście fran­cuz – kim, prze­ciw cze­mu kil­ku z jego pol­skich przy­ja­ciół pro­te­sto­wa­ło na­próż­no.

Nie my­ślę aby ten ty­tuł hi­stor­ją po­pu­lar­na mógł go zra­żać i od­stra­szać, ale tego je­stem pew­ny, że go ro­zu­miał in­a­czej, jak fran­cuz­cy księ­ga­rze. Nie wie­rzył on aby wol­no było czło­wie­ko­wi pi­sać o czemś bez po­wo­ła­nia praw­dzi­we­go, uwa­żał na­wet, że Opatrz­ność pro­wa­dzi­ła każ­de­go prze­zna­czo­ne­go dro­ga­mi roz­ma­ite­mi na po­zór, ale za­wsze spo­so­bią­ce­mi go do grun­tow­nej zna­jo­mo­ści tego, czem się miał kie­dyś zaj­mo­wać; nie lu­biał roz­pra­wia­li bez grun­tow­nej zna­jo­mo­ści rze­czy i kie­dy kto nie mó­wił (jego to było wy­ra­że­nie) jak chłop o ora­niu, dla tego, że sam orze. Wie­rzył, że jak każ­dy zmysł czło­wie­ka po­trze­bo­wał pew­nej wpra­wy i udo­sko­na­le­nia, tak każ­dy kie­ru­nek umy­sło­wy, każ­dy or­gan wyż­szych władz na­szych, pew­ne­go roz­wi­nię­cia i po­krze­pie­nia, któ­re­go je­dy­nie czas i pra­ca Lu­dziom dać mogą; ale wie­rzył za­ra­zem, że praw­dy ogól­ne, po­ję­cia mo­ral­ne choć­by naj­wyż­sze, po­win­ny być przy­stęp­ne każ­dej du­szy pro­stej, każ­de­mu uczu­ciu do­brej wia­ry i woli, je­że­li wła­ści­wie i na­le­ży­cie wy­po­wie­dzia­ne zo­sta­ną. Któż­by zresz­tą z nas nic chciał aby zdro­we po­ję­cia o Pol­sce nie sta­ły się po­pu­lar­ne­mi we Fran­cji; a mo­gła to w praw­dzi­wem zna­cze­niu tego wy­ra­zu do­piąć hi­stor­ją, nie pła­czą­ca my­śli na­tło­kiem szcze­gó­łów, nic ob­cią­ża­ją­ca na­zwi­ska­mi ob­cej im pa­mię­ci, ale ma­lu­ją­ca głów­ny dzie­jo­wy prąd, któ­ry przez całe opo­wia­da­nie pły­nął jak rze­ka na­kre­ślo­na na ma­pie z waż­niej­sze­mi swe­mi na­pływ­ni­ka­mi; prąd kre­ślą­cy praw­dzi­we miej­sce Pol­ski w cy­wi­li­za­cji eu­ro­pej­skiej i obo­wiąz­ki wzglę­dem świa­ta; prac! któ­re­go zbo­cze­nia lub wstrzy­ma­nia się spro­wa­dza­ją po­wódź wiel­kich nie­szczęść i jego pra­ce ta­jem­ne i bo­le­sne, aby wró­cić do na­leż­ne­go i na nowo wid­ne­go kie­run­ku. Słusz­nie zda­wa­ło się Mic­kie­wi­czo­wi, że po­dob­na pra­ca przez nie­go już do­ko­na­ną zo­sta­ła. Pro­sił dla tego jed­ne­go ze swych fran­cuz­kich przy­ja­ciół, aby zro­bił wy­ciąg dzie­jo­wy z jego kur­su, od­kła­da­jąc na stro­nę część li­te­rac­ką i ten wy­ciąg sam przej­rzał, i wła­sno­ręcz­nie po­pra­wił, czy­niąc gdzie­nieg­dzie do­syć waż­ne zmia­ny. Ale księ­ga­rzo­wi, któ­re­go treść dzie­ła nie ob­cho­dzi­ła wca­le, i któ­ry chciał użyć na swój ma­ter­jal­ny po­ży­tek eu­ro­pej­skie­go imie­nia au­to­ra, książ­ka wy­da­ła się za ob­szer­ną i żą­dał aby ją skró­cić o ja­kie stro­nic sześć­dzie­siąt, co słusz­nie roz­gnie­wa­ło Mic­kie­wi­cza, wy­co­fał swój rę­ko­pism, odło­żył go na stro­nę i nie zaj­mo­wał się nim wię­cej.

Po śmier­ci ś… p. Mic­kie­wi­cza, zna­lazł się wy­daw­ca wy­ro­zu­mial­szy na po­trze­bę pew­nej ca­ło­ści dzie­ła i nic obo­jęt­ny na jego war­tość we­wnętrz­ną. Był nim po­wszech­nie zna­ny księ­garz P. Het­zel, sam pi­sarz nie ma­łe­go roz­gło­su, choć pod przy­bra­nem na­zwi­skiem. Je­że­li daw­ny przed­się­bier­ca żą­dał upi­ło­wa­nia re­ko­pi­smu od dołu lub góry, albo wy­trze­bie­nia go ze środ­ka, aby się zmie­ścił mię­dzy dwie okład­ki za­wy­ro­ko­wa­nej przez nie­go od­le­gło­ści, zu­peł­nie jak bi­bl­jo­te­karz mo­skiew­ski, któ­ry am­pu­to­wał w War­sza­wie za­bra­ne fol­ja­ły, aby wła­zi­ły na puł­ki szaf na­zna­czo­nych im po uka­zu; P. Het­zel prze­ciw­nie za­żą­dał znacz­ne­go po­więk­sze­nia dzie­ła. Zda­wa­ło mu się że ta książ­ka, je­że­li nie po­pu­lar­niej­szą to przy­stęp­niej­sza bę­dzie dla fran­cuz­kich czy­tel­ni­ków, sko­ro do tego tre­ści­we­go i jed­no­li­te­go pa­sma do­da­ne zo­sta­ną jak naj­ob­szer­niej­sze hi­sto­rycz­ne noty, roz­wi­ja­ją­ce wie­le szcze­gó­łów na­szych dzie­iów, tak mało zna­nych we Fran­cji, że tym spo­so­bem uroz­ma­ico­ne i oży­wio­ne dzie­ło, ła­twiej­szem sta­nie się do czy­ta­nia i da­le­ko uży­tecz­niej­szem. Prócz tego P. Het­zel żą­dał do­cią­gnię­cia tych dzie­jów aż do obec­ne­go sta­nu na­sze­go kra­ju i do wy­pad­ków ostat­nie­go po­wsta­nia. Wie­dział do­brze o tem, co na nie­szczę­ście ucho­dzi uwa­gi wie­lu Po­la­ków pi­szą­cych po fran­cuz­ku, że Fran­cja nie zaj­mu­je się Pol­ska i nic o niej czy­tać nie bę­dzie, je­że­li jaki nie­spo­dzie­wa­ny ob­jaw w na­szym kra­ju nie prze­bu­dzi jej nig­dy nie­zga­słej dla nas sym­pa­tji, z kto­ra wpraw­dzie nie wie co ro­bić, lub­nie po­ru­szy i nie pod­raź­ni jej cie­ka­wo­ści, i że wte­dy tyl­ko jest czas, je­że­li nie pi­sa­nia, to ogła­sza­nia dzieł przy­go­to­wa­nych w tem prze­wi­dze­niu. Wszyst­ko co się ty­czy Pol­ski na­ów­czas i wy­pad­ków świe­żo za­szłych w dni kil­ka roz­ku­pio­nem zo­sta­je; umy­sły głęb­sze chcą­ce so­bie zdać spraw­cze wszyst­kie­go, na­by­wa­ją na­wet dzie­ła daw­niej ogło­szo­ne; ale ten czas nic trwa dłu­go, bo jak po każ­dem bez­owoc­nem wzbu­rze­niu uczuć, tak i wte­dy musi na­stę­po­wać znu­że­nie i chęć zwró­ce­nia gdzie­in­dziej my­śli i uwa­gi. Fran­cuz nie jest w sta­nie wy­trzy­mać pod żad­nem po­ję­ciem, któ­re mu się w czyn za­mie­nić nie może, pod żad­na kwe­stją, któ­rą od razu so­bie roz­wią­zać nic po­tra­fi, ale two­rzy so­bie lub wma­wia na­wet for­muł­ki, zru­ca­ja­ce z nie­go wszel­ki obo­wią­zek, wszel­ki trud umy­sło­wy, a co gor­sza

Je­st­to chwi­la na któ­rą czy­cha­ją prze­ciw­ni­cy nasi, z sa­dem nas krzyw­dzą­cym, z kłam­stwa­mi, z fał­szy­we­mi teo­r­ja­mi hi­sto­rycz­ne­mi. Nie­god­nem by­ło­by wte­dy nas że­brac­twem prze­ma­wiać do ich uczu­cia, kie­dy nie chcą zaj­mo­wać się nami. Je­st­to pole zo­sta­wio­ne złe­mu do od­sło­nie­nia się, aby kie­dyś le­piej po­zna­ne, słusz­niej osa­dzo­ne i sil­niej ude­rzo­ne zo­sta­ło. Nie po­le­mi­ka i sza­rza­nie się z płat­ne­mi pi­sma­mi, ale jed­no sło­wo, je­den czyn, je­den wy­pa­dek nie­prze­wi­dzia­ny jest pro­mie­niem sło­necz­nym, któ­ry roz­sy­pu­je w jed­nej chwi­li pra­co­wi­cie i dłu­go gro­ma­dzo­ne chmu­ry, aby za­ćmić to, co w su­mie­niu ludz­ko­ści nig­dy żyć nie prze­sta­nie, bo prze­stać nic może. Nie praw­da ale kłam­stwo ska­za­ne jest na wie­lo­mów­ność.

Lecz wróć­my do przed­mio­tu, któ­ry nas te­raz zaj­mu­je. Kie­dy się P. Het­zel pod­jął ogło­sić hi­stor­ję po­pu­lar­ną, któ­rej wy­da­nie prze­cią­gnę­ło się nie­co samą pra­ca żą­da­ną przez nie­go, ist­nia­ły jesz­cze licz­ne ko­mi­te­ta za­wią­za­ne za gra­ni­cą dla wspie­ra­nia spra­wy pol­skiej, zaj­mo­wa­ły się nią wszyst­kie jesz­cze dzien­ni­ki, i Eu­ro­pa była pod pierw­szem wra­że­niem go­spo­dar­stwa Mu­ra­wie­wa na Li­twie i by­ło­by to za­wo­dzić pu­blicz­ność fran­cuz­ką w mnie­ma­niu wy­daw­cy, ogła­szać na­ów­czas dzie­ło o Pol­sce, bez da­nia cho­ciaż naj­ogól­niej­sze­go po­ję­cia o świe­żo za­szłych tam wy­pad­kach.

I not hi­sto­rycz­nych i za­mie­rzo­ne­go do­pro­wa­dze­nia dzie­jów do na­zna­czo­ne­go koń­ca, pod­jął się P. Wła­dy­sław Mic­kie­wicz, i w lat kil­ka po­tem we­zwał pi­szą­ce­go te sło­wa do tłó­ma­cze­nia tak do­peł­nio­ne­go i bę­dą­ce­go już w ręku pu­blicz­no­ści dzie­ła. Naj­pierw ty­tuł hi­stor­ji po­pu­lar­nej, jak ob­ce­mi i chwi­lo­we­mi na­rzu­co­ny oko­licz­no­ścia­mi wy­dał się tłu­ma­czo­wi nie zu­peł­nie wła­ści­wym, a cóż do­pie­ro hi­stor­ji lu­do­wej, co już naj­mniej­sze­go nie mo­gło mieć związ­ku ani z tre­ścią ani z cha­rak­te­rem książ­ki; był­by to w nie­wol­ni­czym prze­kła­dzie gwałt po­peł­nio­ny na zdro­wym roz­sąd­ku. Roz­pi­sy­wać się nad tem nie będę.

De Ma­istre słusz­nie uwa­ża w swo­ich Wie­czo­rach Pe­ters­bur­skich, że czło­wiek nie dał rze­czom na­zwi­ska, ale że same rze­czy we­dług na­tu­ry ję­zy­ka tak a nie in­a­czej na­zy­wać się ka­za­ły. Cóż do­pie­ro mó­wić o tem, co było owo­cem na­szych uczuć, ro­zu­mu, lub du­cho­we­go wy­si­le­nia. Nikt sa­mo­wol­nie do­brej książ­ce ty­tu­łu dać nie może; dzie­ło któ­re ma cel, dą­że­nie i ciąg, samo z sobą swój ty­tuł na świat przy­no­si – i to ten a nie inny. Źle już je­że­li umysł mię­dzy dwo­ma za­wa­hać się może; jest to zna­kiem nie­ochyb­nym, że albo cel przez au­to­ra nie ja­sno zo­stał po­ję­ty albo plan jego wy­ko­na­ny męt­nie; i dzie­ło jest pew­nie chy­bio­no, choć­by po­je­dyń­cze jego czę­ści naj­świet­niej wy­ro­bio­ne zo­sta­ły.

Rzecz dziw­na, obca ręka i to cu­dzo­ziem­ca zro­bi­ła hi­sto­rycz­ny wy­ciąg z kur­su Mic­kie­wi­cza, z kur­su zaj­mu­ją­ce­go się prócz dzie­jów, nie­tyl­ko li­te­ra­tu­rą róż­nych sło­wiań­skich na­ro­dów, ale naj­wyż­sze­mi kwe­stja­mi me­ta­fi­zycz­ne­mi, so­cjal­ne­mi i re­li­gij­ne­mi, a mimo tego jak ude­rza­ją­ca ca­łość zna­la­zła się w tym wy­cią­gu i jak wspa­nia­ła bu­do­wa ar­chi­tek­to­nicz­na. W sa­mym wstę­pie jak pro­log lub za­wią­zek dra­ma­tu, po­ło­żo­na jest dwo­istość ob­ja­wia­ją­ca się w ro­dzie sło­wiań­skim; raz przez Ko­ściół za­chod­ni i wschod­ni, przez cy­wi­li­za­cję idą­cą z Rzy­mu lub Bi­zan­cium, po­tem przez wal­kę wie­ko­wą z jed­nej stro­ny wy­łącz­nie pra­wie z Ta­ta­ra­mi, z dru­giej wię­cej z Tur­ka­mi; po­tem idą roz­dzia­ły na prze­mian, raz roz­wo­jem jed­nej, dru­gi raz dru­giej stro­ny za­ję­te.

W naj­daw­niej­szych po­da­niach Pol­ska ma swój wiel­ki hi­sto­rycz­ny sym­bol, któ­ry po­wta­rza się co­raz szer­sze­mi krę­ga­mi w epo­kach po so­bie idą­cych, i mimo wszel­kich za­prze­czeń ob­cej kry­ty­ki dzie­jo­pi­sar­skiej, on je­den musi być praw­dzi­wy, bo wy­warł naj­więk­szy wpływ na losy i wy­obra­że­nia po­li­tycz­ne Po­la­ków. Pol­ska roz­wi­ja się pod na­ro­do­wą swo­ją dy­na­stją Pia­stów, bro­ni się od zniem­cze­nia, od uto­nię­cia w ce­sar­stwie nie­miec­kiem; tym spo­so­bem wy­ra­bia w so­bie pa­tr­jo­tyzm a za­ra­zem i uczu­cie oby­wa­tel­stwa, to jest in­dy­wi­du­al­ne po­czu­cie obo­wiąz­ku wzglę­dem oj­czy­zny. Temu roz­wo­jo­wi słu­żą same po­dzia­ły na dziel­ni­ce, w po­śród któ­rych Ko­ściół pol­ski utrzy­mu­je jed­ność i mo­ral­ną ca­łość kra­ju; sy­no­dy przy­wo­łu­ją do swo­je­go łona i moż­nych, sta­ją się za­wiąz­kiem przy­szłe­go se­na­tu. Po roz­wi­nię­ciu tych ży­wio­łów Pol­ska zle­wa się w jed­ną ca­łość, za­my­ka woj­ny z Za­cho­dem, zwra­ca się ku Wscho­do­wi, praw­dzi­we­mu polu swych dzia­łań i po­wo­ła­nia.

Z dru­giej stro­ny nad­dnie­przań­ska Sło­wiańsz­czy­zna do­sta­je się Rus­som-Wa­re­gom, ale nie jest wsta­nie przyjść do ufun­do­wa­nia jed­ne­go pań­stwa i ca­ło­ści, część tych Rus­sów prze­no­si się na zie­mię Fi­nów, Ural­ców rów­nież przez nich pod­bi­tych i tam za­kła­da nie­sło­wiań­skie pań­stwo, opar­to na wprost prze­ciw­nym du­chu. Ruś fiń­ska i sło­wiań­ska do­sta­je się rów­nież pod pa­no­wa­nie Mon­go­łów, pierw­sza się jej pod­da­je, przej­mu­je się ich po­li­ty­ką, zu­ży­wa ich pęta i uwol­nio­na w koń­cu sta­je się dzie­dzicz­ką dą­żeń, du­cha i mon­gol­skie­go ca­ra­tu. Ruś sło­wiań­ska zrzu­ca jarz­mo ta­tar­skie orę­żem Li­twy, zie­wa się z nią i łą­czy.

Pol­ska wią­że się z Li­twą, a przez nią i z Ru­sią sło­wiań­ską, a to cier­pli­wem wy­si­le­niem dy­na­stji ja­gie­loń­skiej, pod któ­rą roz­wi­ja się gmi­no­władz­two szla­chec­kie, na­głem wy­ło­mem wcho­dzą­ce we wszyst­kie pra­wa sa­mo­rzą­du i wy­bie­ra kró­lów. Ca­rat mo­skiew­ski sta­ra się roz­po­ście­rać ku Za­cho­do­wi, mie­rzy się i ście­ra z Pol­ską. Ze­ni­tem tej wal­ki bro­nią­ce­go się Za­cho­du od Azji, jest woj­na Ste­fa­na Ba­to­re­go. Król ten przej­mu­je się głę­bo­ką mis­sją Pol­ski, chce jej swo­bo­dom sta­łe na­kre­ślić pra­wa, nie krę­pu­jąc praw­dzi­wej wol­no­ści, i sta­nąć na cze­le Eu­ro­py prze­ciw bar­ba­rzyń­stwu schy­zmy i is­la­mi­zmu, lecz umie­ra przed­wcze­śnie.

Ob­róć­my zno­wu kar­ty. Iwan Groź­ny jest ze­ni­tem sa­mo­dzierż­cej wła­dzy mo­skiew­skie­go ca­ra­tu. Jest on strasz­ną pro­bą dla swo­je­go na­ro­du; ni sza­leń­stwa jego, ni naj­okrop­niej­sze mor­der­stwa nie tyl­ko ca­łych sta­nów ale i mass lud­no­ści, ani na­wet dep­ta­nie naj­draż­liw­szych po­sad mo­ral­nych i to­wa­rzy­skich, jak cześć ko­biet, ani ob­ra­ca­nie w szy­der­stwo i po­śmie­wi­sko uczuć re­li­gij­nych, nie są wsta­nie za­chwiać prze­ko­na­nia te­goż na­ro­du, że car jest naj­wyż­szą i naj­ko­niecz­niej­szą po­trze­bą, że jest bo­giem na zie­mi, że bez nie­go pań­stwo ani żyć, ani od­dy­chać nie może; i kie­dy nie­win­ne ofia­ry umie­ra­ją­ce na pa­lach bło­go­sła­wią cara, naj­strasz­niej­szy de­spo­tyzm zo­stał ugrun­to­wa­ny i urzą­dzo­ny, naj­sil­niej­szy me­cha­nizm do zgnie­ce­nia na zie­mi wszel­kie­go roz­wo­ju chrze­ściań­skiej in­dy­wi­du­al­no­ści, z któ­rej chrze­ściań­ski tyl­ko może pły­nąc po­stęp. Iwan jest ko­niecz­nym po­przed­ni­kiem Pio­tra I, Mi­ko­ła­ja i Alek­san­dra II.

Tym­cza­sem Pol­ska roz­kła­dać za­czy­na się po­ma­łu w obec za­wią­zu­ją­ce­go się tak strasz­ne­go nie­bez­pie­czeń­stwa dla cy­wi­li­za­cji za­chod­niej. Nie bra­ku­je jej na Bo­żych prze­stro­gach usta­mi Skar­gi pro­ro­ka. Moż­no­władz­two po­tra­fią użyć za na­rzę­dzie gmi­no­władz­two dla po­je­dyń­czych ro­do­wych am­bi­cji. Nie­szczę­ścia za Jana Ka­zi­mie­rza sku­pia­ją na chwi­lę Pol­skę; jesz­cze czyn­na pa­tr­jo­tycz­no-re­li­gij­na wia­ra ob­ja­wia się w na­ro­dzie w obro­nie Czę­sto­cho­wy przez Kor­dec­kie­go i w So­bie­skie­go wy­pra­wie pod Wie­deń; ale na­ród wkrót­ce za­my­ka się co­raz bar­dziej w so­bie, kie­dy Eu­ro­pa trak­ta­tem West­fal­skim zmie­nia du­cha chrze­ściań­skie­go, po­li­tycz­ne­go. In­te­res mo­nar­chów bie­rze górę nad wszel­kim po­czu­ciem spra­wie­dli­wo­ści, uczu­cia re­li­gij­ne i mo­ral­ne wy­klu­czo­ne zo­sta­ją z mię­dzy­na­ro­do­wych sto­sun­ków, na­ro­dy są trak­to­wa­ne jak bez­myśl­na wła­sność, dzie­lo­ne lub łą­czo­ne we­dług oso­bi­stych i pod­rzęd­nych dy­na­stycz­nych wi­do­ków, wi­do­ków ma­ter­jal­ne­go tyl­ko po­żyt­ku.

Pol­ska zo­sta­je obcą temu ru­cho­wi, któ­ry jest prze­ciw­ny ca­łej jej na­tu­rze, ale Mo­skwa z tego ko­rzy­sta; zwrot ten od­po­wia­da wszyst­kim jej in­stynk­tom; re­li­gja, mo­ral­ność, god­ność ludz­kiej na­tu­ry i wszyst­ko co naj­droż­szem może być czło­wie­ko­wi, po­świę­co­ne zo­sta­ło idei pań­stwa bez żad­nej dro­gi wyż­szej, bez żad­ne­go celu prócz czczej idei pa­no­wa­nia. Ale i re­li­gji, i mo­ral­no­ści, wol­no­ści i god­no­ści ludz­kiej Mo­skwa użyć chce za na­rzę­dzie. Piotr Wiel­ki dla tego przedew­szyst­kiem chce Mo­skwie dać ze­wnętrz­ne po­do­bień­stwo do Eu­ro­py, ścią­ga awan­tur­ni­ków wszyst­kich kra­jów, go­nią­cych za zy­skiem i wła­dza, chce utwo­rzyć pań­stwo ko­smo­po­li­tycz­ne, aby nad świa­tem mógł za­pa­no­wać. Co w Iwa­nie groź­nym zda­wa­ło się sza­leń­stwem, kie­dy w li­stach do Kurb­skie­go cy­tu­je Paw­ła świę­te­go, kie­dy się uwa­ża za po­tom­ka rzym­skie­go ce­sa­rza Au­gu­sta, kie­dy od­zy­wa się do po­słów pol­skich, jak ob­ra­ny kró­lem bę­dzie sza­no­wał ich wol­ność, lub w ko­re­spon­den­cji do Ba­to­re­go prze­ma­wia, że to nie jest w du­chu ry­cer­skim upo­mi­nać się o kosz­ta wo­jen­ne, to w Pio­trze Wiel­kim Eu­ro­pa bie­rze za mą­drość; kie­dy w nic nie wie­rzą­cy de­spo­ta, od­zy­wa się o re­li­gij­nej świę­to­ści praw mo­nar­szych, lub na pol­skich sej­mi­kach roz­pra­wia o wol­no­ści szla­chec­kiej, któ­rą Po­la­kom na za­wsze gwa­ran­to­wać obie­cu­je. Iwan III i IV chcą Eu­ro­pę wpro­wa­dzić do Mo­skwy, car Piotr Mo­skwę już do Eu­ro­py. Mo­skwa ma już na­kre­ślo­ną dro­gę, z któ­rej zejść już nie może. Po Pio­trze wła­da­ją nią ko­bie­ty nie­rząd­ne i awan­tur­ni­cy, oszu­ści, ale Mo­skwa z na­kre­ślo­nej swej dro­gi nie scho­dzi; jej wpływ ro­śnie w Pol­sce i wzbu­dza ad­mi­ra­cję Eu­ro­py, bo duch ego­istycz­ny któ­ry nią rzą­dzi, sil­niej i bar­dziej bez skru­pu­łów tam jest re­pre­zen­to­wa­ny; żad­na aspi­ra­cja wyż­sza, ża­den głos bu­dzą­ce­go się su­mie­nia nie mąci Mo­skwy w swej dro­dze. Ale Mo­skwa czu­je, że nie ma praw­dzi­wej w Eu­ro­pie po­sa­dy, dla tego też pań­stwo an­ty­sło­wiań­skie, któ­re przy­ję­ło na­zwi­sko i ję­zyk sło­wiań­ski, ale wszę­dzie du­cha i ży­wioł sło­wiań­ski za­trzeć i za­tra­cić się sta­ra­ło, po­ma­łu chce się przed­sta­wić jako je­dy­nym obroń­cą i re­pre­zen­tan­tem ras­sy sło­wiań­skiej.

Ob­róć­my raz jesz­cze stro­ni­cę. Pol­ska przej­rza­ła i wi­dzi nie­bez­piecz­ne i po­ni­ża­ją­ce swo­je po­ło­że­nie, chce się ra­to­wać. Utra­ci­ła swój daw­ny zmysł po­li­tycz­ny, szu­ka go w ob­cych za­gra­nicz­nych re­for­mach, pra­gnie za­wią­zać z Eu­ro­pą daw­ne ze­rwa­ne sto­sun­ki, ale jed­ne­mu i dru­gie­mu sprze­ci­wia się po­li­ty­ka obca, któ­ra wpływ wzię­ła trud­ny do zrzu­ce­nia z sie­bie. Na­stę­pu­je po­dział Pol­ski i wy­ma­za­nie jej urzę­do­we tyl­ko z kar­ty na­ro­dów. Ale wal­ka nie usta­ła wca­le. Mo­skwa po­pie­ra mo­nar­chicz­ną Eu­ro­pę prze­ciw re­wo­lu­cji fran­cuz­kiej. Pol­ska sta­je po stro­nie Fran­cji; w le­gjo­nach za­cie­ra­ją się róż­ni­ce sta­nów, two­rzy się nowy za­wią­zek Pol­ski. Na­po­le­on, czło­wiek prze­zna­cze­nia, łą­czy w so­bie całą myśl Za­cho­du i przy­szło­ści. Jego upa­dek i jego zna­cze­nie, któ­re przy­szłość od­sło­ni, roz­wią­że i to za­py­ta­nie dla cze­go Po­la­cy byli mu wier­ni?

Oto treść dzie­ła. To pew­na że tyl­ko zu­peł­ne roz­wią­za­nie tego strasz­ne­go dra­ma­tu mo­gło­by nadać wła­ści­wy ty­tuł opo­wia­da­niu tej wal­ki; ale jak dziś sto­ją rze­czy, czy­liż ta książ­ka Mic­kie­wi­cza, snu­ją­ca obok sie­bie dwie od­ręb­ne nici, nig­dy nie splą­ta­ne ra­zem, nie każe sama sie­bie na­zwać Hi­stor­ją po­rów­naw­czą Pol­ski i Mo­skwy, cze­mu bez wa­ha­nia się naj­mniej­sze­go sta­li­by­śmy się po­słusz­ni gdy­by nie skru­puł, że po­dob­ny ty­tuł od­da­lił­by nas za nad­to od tego pod któ­rym dzie­ło to pier­wot­nie ogło­szo­ne zo­sta­ło;. prze­ko­na­li­śmy się przy­tem, że aby był praw­dzi­wie od­po­wied­nim, wy­pa­da­ło­by do­mie­ścić wie­le wy­jąt­ków któ­re zna­la­zły się w in­nym wy­cią­gu z kur­su Mic­kie­wi­cza wy­da­nym pod ty­tu­łem: L'Idée po­lo­na­ise et l'idée rus­se (1). Hi­stor­ja tedy Pol­ska w głów­nych jej za­ry­sach zda­wa­ła się być mniej zu­chwa­łą wy­daw­com i wy­mi­ja­ją­cą nie­wła­ści­wą na­zwę lu­do­wej, jak nie pol­ską wca­le po­pu­lar­nej.

Kło­po­tliw­sza co­kol­wiek bę­dzie spo­wiedź na­sza co do not sa­mych, któ­re z po­zwo­le­niem ich au­to­ra za­stą­pi­li­śmy zu­peł­nie in­ne­mi niż je ma tekst fran­cuz­ki; oby­dwóm nam bo­wiem zda­wa­ły się róż­ne po­trze­by pu­blicz­no­ści pol­skiej od fran­cuz­kiej jak to bli­żej wy­ja­śnia przed­mo­wa fran­cuz­kie­go wy­da­nia. Są one dwo­ja­kie­go ro­dza­ju u spodu stro­nic i na koń­cu roz­dzia­łów. Po­mów­my naj­pierw o tych co się przy sa­mym tek­ście znaj­du­ją.

Mic­kie­wicz w prze­mo­wie swo­jej, któ­rą umie­ścił na cze­le tłó­ma­cze­nia nie­miec­kie­go zda­je sam naj­le­piej spra­wę z po­ło­że­nia w ja­kiem się znaj­do­wał:

"Przy­ją­łem, po­wia­da, po­wo­ła­nie na pro­fe­so­ra w Pa­ry­żu, jako obo­wią­zek dla słu­gi w spra­wie Pol­ski, Sło­wiańsz­czy­zny i Fran­cji. Bra­ko­wa­ło mi nie­raz ma­ter­ja­łów po­trzeb­nych; mu­sia­łem po­cząć tyl­ko z sa­mym za­so­bem pa­mię­ci. Go po­czu­łem i za­uwa­ża­łem pod­czas mego po­by­tu – (1) W dzie­le: La Po­li­ti­que du XIXe si­éc­le. Pa­ris, 1870.

w róż­nych kra­jach sło­wiań­skich; co za­cho­wa­łem z daw­niej­sze­go ucze­nia się dzie­jów i li­te­ra­tu­ry; co mia­no­wi­cie we­szło we mnie z du­cha dziś oży­wia­ją­ce­go ich ludy, to było całe moje mie­nie, tem dzie­li­łem się z mo­imi słu­cha­cza­mi… Sta­wa­łem za­wsze przed nimi bez uło­żo­nej na­przód mowy, po­spo­li­cie bez naj­mniej­szej no­tat­ki. Czę­sto­kroć przed­miot do­tknię­ty wcią­ga­jąc mnie w sam śro­dek zwią­za­nych z nim fi­lo­zo­ficz­nych i li­te­rac­kich za­dań, przy­wo­dził do zło­że­nia do­raź­nie w im­pro­wi­za­cji ra­zem i owo­cu mo­ich na­byt­ków na­uko­wych i naj­głęb­szych mych uczuć. "

Ła­two się tedy do­my­śleć, że w ta­kich wa­run­kach trud­no jest o do­kład­ność a tem­bar­dziej o do­słow­ność przy­to­czo­nych tek­stów i źró­deł, zwłasz­cza, że każ­dy czło­wiek my­ślą­cy, po ode­bra­nem wra­że­niu ze stu­djów swo­ich, musi mi­mo­wol­nie wszyst­ko sam w so­bie prze­ra­biać; a po wie­lu la­tach, kie­dy z daw­niej czy­ta­nych ksią­żek, żad­nej już pra­wie nie­ma pod ręką, jak ozna­czyć ści­słą gra­ni­cę mię­dzy tem co go po­bu­dzi­ło tyl­ko do ru­chu i ży­cia we­wnętrz­ne­go, a tem co już wła­snej jego pra­cy sta­ło się wy­ro­bem. Tłó­macz jed­nak­że im­pro­wi­za­cją za­sła­niać się nie może; sama cześć dla au­to­ra, in­te­res pu­blicz­ny, sza­cu­nek dla czy­tel­ni­ka i su­mien­na mi­łość rze­czy­wi­sto­ści i praw­dy wy­ma­ga­ją po nim tych do­peł­nień i spro­sto­wań, któ­rym naj­czę­ściej za całą wska­zów­kę słu­żą ogól­ne sło­wa au­to­ra, jak na­przy­kład: " je­den z ów­cze­snych pi­sa­rzy, " albo " pe­wien kro­ni­karz " lub " jak ktoś słusz­nie po­wie­dział "; do­daj­my do tego, że pod tym wzglę­dem pra­ca naj­gor­liw­sza i żad­nem na­wet nie­ulęk­nio­na mo­zo­łem, ha­mo­wa­ną mu­sia­ła być nie­raz nie­przy­stęp­no­ścią lub nie­do­sta­tecz­no­ścią zbio­rów ksią­żek na tu­łac­twie.

Inna jest rzecz co do not po każ­dym roz­dzia­le kła­dzio­nych; przy­zna­ję sam, że mo­gły­by sta­no­wić sys­te­ma­tycz­niej­sza w so­bie ca­łość, że roz­miar ich mógł­by mieć wię­cej w so­bie har­mo­nii i być me­to­dycz­niej­szy, ale­by mu­siał być nie z dnia na dzień pi­sa­ny i w szczę­śliw­szych oko­licz­no­ściach, nie pod zmien­ne­mi wra­że­nia­mi ze­wnętrz­nych wy­pad­ków. Ale py­ta­łem się sam sie­bie, czy ta­kie jak i są, będą bez użyt­ku dla mło­dzie­ży od­da­lo­nej od kra­ju i bez za­so­bów kształ­ce­nia się w dzie­jach oj­czy­stych? nie zda­je mi się; a je­że­li się nie mylę w tej na­dziei, bę­dzie mi ona po­cie­chą w upo­ko­rze­niu mi­ło­ści wła­snej au­to­ra.

Pa­ryż. 14 mar­ca 1871 roku.

L. R.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: