- W empik go
Historja Polski w głównych jej zarysach. Tom 1 - ebook
Historja Polski w głównych jej zarysach. Tom 1 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 652 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jeżeli każda historją popularna już jest nie łatwem z siebie dzieleni, cóż dopiero kiedy przychodzi życie i dzieje jednego narodu przedstawić przed oczy drugiemu? Księga taka ma zamknąć w sobie najdroższe podania krajowe a służyć zarazem za podstawę powszechnej nauki. Jeżeli uważamy ojczyznę jak miejsce wybrane przez Opatrzność najwłaściwsze rozwojowi naszemu, dzieje jej powinny zebrać i przedstawić wysilenia idących po sobie pokoleń, dla osiągnięcia naznaczonego celu, i nakreślić przebieżona już drogę. Pisząc dla własnych rodaków, wiele rzeczy daje się pominąć lub dotknąć zaledwie, bo one żyją w sercu każdego, ale, kiedy się pisze dla obcych, nie łatwo jest zgadnąć co potrzeba a co nie potrzeba rozwijać i objaśniać, co ich może zająć, a co ich wcale nie obchodzi.
Braterstwo które Francya od wieków z Polska łączy, ten pokrewny tajemniczy węzeł, który nic dozwala! nie poczuć jednemu z tych narodów co dotykało drugiego, każe się spodziewać że lud francuzki nie odmówi posłuchania i otworzy serce opowiadaniu wielkich zwycięztw i większych jeszcze nieszczęść Polskiego narodu.
Od dawnych lat ojciec mój postanowił wybrać z wy – kładu swojego w kolegium francuzkiem, ustępy odnoszące się szczegółowo do historyi polskiej i polecił tę pracę jednemu z przyjaciół swoich, P. Armandowi Levy. Wyciąg ten uczyniony pod jego okiem i według własnych jego wskazówek, został starannie przejrzany przez niego, ale wyjazd jego na Wschód i śmierć, która go zaskoczyła w Konstantynopolu (1855), odroczyły ogłoszenie tej pracy, która dziś pod tytułem Historji popularnej Narodu Polskiego, publiczności przedstawiam.
Autor porobił zmiany we wstępie, w rozdziale o Tatarach, o Jagiellonach i przerobił rozdział o Iwanie Groźnym. Noty które dodałem na końcu rozdziałów, czynią wybitniejszem to co ogólny pogląd dotyka, tak, że tekst i noty dopełniają się wzajem, tak, że w rozdziałach czytelnik znajduje ducha historycznych epok, w notach szczegóły należne. Dodałem własny rozdział o dwóch ostatnich naszych powstaniach, zamknąłem w klamry wszystkie wyrażenia ojca mojego o rewolucyi 1830 roku.
Wiele jest w tem dziele ustępów o Rossyi; ale nie podobna jest pisać historyi Polskiej bez rozszerzenia się o Moskalach, jak nie podobna ułożyć dziejów Francyi bez obszernego traktowania o Anglii. Trudno jest dziwić się, że Rossya w dziejach Polski tak obszerne miejsce zajmuje; kiedy ambassador rossyjski Pozzo di Borgo, w memorjale podanym w 1814 cesarzowi Aleksandrowi powiada: " Zniszczenie Polski jako narodu stanowi zadanie całej prawie nowszej historyi Rossyi ".
Nieuniknioną zatem było rzeczą, dla zrozumienia tak nadzwyczajnego położenia, nakreślenie strasznego względem nas postępowania rossyjskiego rządu; nie było to nigdy jednakże bez głębokiej boleści nad samymże narodem Rossyjskim, według słów Adama Mickiewicza, wypowiedzianych na katedrze, przy wykładzie jego w Paryżu, 1844 roku.
"My, co jesteśmy narodem wyniszczającym się w walce z Rossya, my, co jesteśmy jednem z tych pokoleń, co według słów Garczyńskiego, zstępują jedne po drugich jak ofiary na gorejące ogniska, mamy odwagę wypowiedzieć, że nie mamy nienawiści do Rossyi, że Rossya nas potrzebuje, że bez Polski nie jest wstanie zrzucić jarzma swojego, że Polska i Rossya potrzebują Czech, a wszyscy potrzebują Francyi. "
Paryż. 1 września 1866 roku.
Władysław MickiewiczPRZEDMOWA TŁÓMACZA
Przed laty kilkunastu była w Paryżu moda wydawania historij popularnych różnych narodów; ale co pod tym tytułem rozumiano, nie łatwo jest określić. Miał to być sposób nauczenia się czegoś bez wielkiego mozołu i zachodu, to jest bez wiadomości wstępnych, przygotowawczych a niezbędnych do zrobienia sobie jasnego wyobrażenia o jakimkolwiek przedmiocie. Ale jak wątpić o skuteczności tej metody kiedy Arago modnemu paryzkiemu światu, nie słyszącemu nigdy o logarytmach lub rachunku różniczkowym, cała astronomję popularnie wyłożył. Wszystkiego można było dokazać, byle tylko popularnie. W tym jednym wyrazie leżała cała re cepta nieochybnego i powszechnego lekarstwa na wszelkiego rodzaju nieuctwo. Co za niewyczerpana kopalnia dla księgarzy! Aby historją miała prawdziwie pozór popularnej, potrzeba było przedewszystkiem, aby nieodstraszała swoja objętością i nie wiele mogła kosztować. Zaczęto tedy pisać historję popularne Portugalji, Danji, Rossji i Turcji, której sami autorowie po raz pierwszy, i to pisząc dopiero, bardzo się popularnie uczyli. Ztąd powstawały suche kościotrupy wątpliwej chronologji, tynkowane politycznym rosumem paryzkiego bruku. Przyczyna wszystkich nieszczęść w dziejach ludzkości bywało barbarzyństwo średniowieczne i religijny fanatyzm, lekarstwem kodeks francuzki i prawa człowieka i obywatela, bo głosowanie powszechne jeszcze naówczas wynalezionem nie było. Tym sposobem powstała massą dzieł, jeżeli nie zawsze tanich, to pewno zawsze nie pożytecznych i zupełnie zapomnianych już dzisiaj. – Spostrzeżono się jednakże wcześnie, że ten tłum pisarzy opłakanej łatwości, nie wątpiący o niczem, ktory każde rozwinięte dziennikarstwo wyrabia, nie dorósł do podobnego zadania, albo mówiąc praktycznie i po księgarsku, nie budził zaufania chcących się historji uczyć popularnie; zaczęto tedy szukać tak nazwanych ludzi kompetentnych, to jest ze znanem imieniem; dla tego to jeden z księgarzy udał się do byłego profesora literatur słowiańskich w kolegjum francuzkiem o podobna historję popularną i narodu polskiego.
Nie wiadomo mi czyby na podobny tytuł zgodził się Mickiewicz? Wiem tylko, że spuszczał się w tym względzie zawsze na swoich przyjacioł Francuzów, jako w rozumieniu jego obowiązanych znać lepiej trudności lub usposobienia własnego narodu i chwilowe wymagalności ich krajowego wydawnictwa. Skoro był przeświadczony, że go rozumieją, że dzieła jego przekonania i jego sposób widzenia, zostawiał im wtedy cała odpowiedzialność. Że nic zawsze na leni dobrze wychodził domyślić się łatwo, a największym tego dowodem są tytułu niejasne i prawie zagadkowe, kładzione osobno na tomach jego kursu w tekście francuz – kim, przeciw czemu kilku z jego polskich przyjaciół protestowało napróżno.
Nie myślę aby ten tytuł historją popularna mógł go zrażać i odstraszać, ale tego jestem pewny, że go rozumiał inaczej, jak francuzcy księgarze. Nie wierzył on aby wolno było człowiekowi pisać o czemś bez powołania prawdziwego, uważał nawet, że Opatrzność prowadziła każdego przeznaczonego drogami rozmaitemi na pozór, ale zawsze sposobiącemi go do gruntownej znajomości tego, czem się miał kiedyś zajmować; nie lubiał rozprawiali bez gruntownej znajomości rzeczy i kiedy kto nie mówił (jego to było wyrażenie) jak chłop o oraniu, dla tego, że sam orze. Wierzył, że jak każdy zmysł człowieka potrzebował pewnej wprawy i udoskonalenia, tak każdy kierunek umysłowy, każdy organ wyższych władz naszych, pewnego rozwinięcia i pokrzepienia, którego jedynie czas i praca Ludziom dać mogą; ale wierzył zarazem, że prawdy ogólne, pojęcia moralne choćby najwyższe, powinny być przystępne każdej duszy prostej, każdemu uczuciu dobrej wiary i woli, jeżeli właściwie i należycie wypowiedziane zostaną. Któżby zresztą z nas nic chciał aby zdrowe pojęcia o Polsce nie stały się popularnemi we Francji; a mogła to w prawdziwem znaczeniu tego wyrazu dopiąć historją, nie płacząca myśli natłokiem szczegółów, nic obciążająca nazwiskami obcej im pamięci, ale malująca główny dziejowy prąd, który przez całe opowiadanie płynął jak rzeka nakreślona na mapie z ważniejszemi swemi napływnikami; prąd kreślący prawdziwe miejsce Polski w cywilizacji europejskiej i obowiązki względem świata; prac! którego zboczenia lub wstrzymania się sprowadzają powódź wielkich nieszczęść i jego prace tajemne i bolesne, aby wrócić do należnego i na nowo widnego kierunku. Słusznie zdawało się Mickiewiczowi, że podobna praca przez niego już dokonaną została. Prosił dla tego jednego ze swych francuzkich przyjaciół, aby zrobił wyciąg dziejowy z jego kursu, odkładając na stronę część literacką i ten wyciąg sam przejrzał, i własnoręcznie poprawił, czyniąc gdzieniegdzie dosyć ważne zmiany. Ale księgarzowi, którego treść dzieła nie obchodziła wcale, i który chciał użyć na swój materjalny pożytek europejskiego imienia autora, książka wydała się za obszerną i żądał aby ją skrócić o jakie stronic sześćdziesiąt, co słusznie rozgniewało Mickiewicza, wycofał swój rękopism, odłożył go na stronę i nie zajmował się nim więcej.
Po śmierci ś… p. Mickiewicza, znalazł się wydawca wyrozumialszy na potrzebę pewnej całości dzieła i nic obojętny na jego wartość wewnętrzną. Był nim powszechnie znany księgarz P. Hetzel, sam pisarz nie małego rozgłosu, choć pod przybranem nazwiskiem. Jeżeli dawny przedsiębierca żądał upiłowania rekopismu od dołu lub góry, albo wytrzebienia go ze środka, aby się zmieścił między dwie okładki zawyrokowanej przez niego odległości, zupełnie jak bibljotekarz moskiewski, który amputował w Warszawie zabrane foljały, aby właziły na pułki szaf naznaczonych im po ukazu; P. Hetzel przeciwnie zażądał znacznego powiększenia dzieła. Zdawało mu się że ta książka, jeżeli nie popularniejszą to przystępniejsza będzie dla francuzkich czytelników, skoro do tego treściwego i jednolitego pasma dodane zostaną jak najobszerniejsze historyczne noty, rozwijające wiele szczegółów naszych dzieiów, tak mało znanych we Francji, że tym sposobem urozmaicone i ożywione dzieło, łatwiejszem stanie się do czytania i daleko użyteczniejszem. Prócz tego P. Hetzel żądał dociągnięcia tych dziejów aż do obecnego stanu naszego kraju i do wypadków ostatniego powstania. Wiedział dobrze o tem, co na nieszczęście uchodzi uwagi wielu Polaków piszących po francuzku, że Francja nie zajmuje się Polska i nic o niej czytać nie będzie, jeżeli jaki niespodziewany objaw w naszym kraju nie przebudzi jej nigdy niezgasłej dla nas sympatji, z ktora wprawdzie nie wie co robić, lubnie poruszy i nie podraźni jej ciekawości, i że wtedy tylko jest czas, jeżeli nie pisania, to ogłaszania dzieł przygotowanych w tem przewidzeniu. Wszystko co się tyczy Polski naówczas i wypadków świeżo zaszłych w dni kilka rozkupionem zostaje; umysły głębsze chcące sobie zdać sprawcze wszystkiego, nabywają nawet dzieła dawniej ogłoszone; ale ten czas nic trwa długo, bo jak po każdem bezowocnem wzburzeniu uczuć, tak i wtedy musi następować znużenie i chęć zwrócenia gdzieindziej myśli i uwagi. Francuz nie jest w stanie wytrzymać pod żadnem pojęciem, które mu się w czyn zamienić nie może, pod żadna kwestją, którą od razu sobie rozwiązać nic potrafi, ale tworzy sobie lub wmawia nawet formułki, zrucajace z niego wszelki obowiązek, wszelki trud umysłowy, a co gorsza
Jestto chwila na którą czychają przeciwnicy nasi, z sadem nas krzywdzącym, z kłamstwami, z fałszywemi teorjami historycznemi. Niegodnem byłoby wtedy nas żebractwem przemawiać do ich uczucia, kiedy nie chcą zajmować się nami. Jestto pole zostawione złemu do odsłonienia się, aby kiedyś lepiej poznane, słuszniej osadzone i silniej uderzone zostało. Nie polemika i szarzanie się z płatnemi pismami, ale jedno słowo, jeden czyn, jeden wypadek nieprzewidziany jest promieniem słonecznym, który rozsypuje w jednej chwili pracowicie i długo gromadzone chmury, aby zaćmić to, co w sumieniu ludzkości nigdy żyć nie przestanie, bo przestać nic może. Nie prawda ale kłamstwo skazane jest na wielomówność.
Lecz wróćmy do przedmiotu, który nas teraz zajmuje. Kiedy się P. Hetzel podjął ogłosić historję popularną, której wydanie przeciągnęło się nieco samą praca żądaną przez niego, istniały jeszcze liczne komiteta zawiązane za granicą dla wspierania sprawy polskiej, zajmowały się nią wszystkie jeszcze dzienniki, i Europa była pod pierwszem wrażeniem gospodarstwa Murawiewa na Litwie i byłoby to zawodzić publiczność francuzką w mniemaniu wydawcy, ogłaszać naówczas dzieło o Polsce, bez dania chociaż najogólniejszego pojęcia o świeżo zaszłych tam wypadkach.
I not historycznych i zamierzonego doprowadzenia dziejów do naznaczonego końca, podjął się P. Władysław Mickiewicz, i w lat kilka potem wezwał piszącego te słowa do tłómaczenia tak dopełnionego i będącego już w ręku publiczności dzieła. Najpierw tytuł historji popularnej, jak obcemi i chwilowemi narzucony okolicznościami wydał się tłumaczowi nie zupełnie właściwym, a cóż dopiero historji ludowej, co już najmniejszego nie mogło mieć związku ani z treścią ani z charakterem książki; byłby to w niewolniczym przekładzie gwałt popełniony na zdrowym rozsądku. Rozpisywać się nad tem nie będę.
De Maistre słusznie uważa w swoich Wieczorach Petersburskich, że człowiek nie dał rzeczom nazwiska, ale że same rzeczy według natury języka tak a nie inaczej nazywać się kazały. Cóż dopiero mówić o tem, co było owocem naszych uczuć, rozumu, lub duchowego wysilenia. Nikt samowolnie dobrej książce tytułu dać nie może; dzieło które ma cel, dążenie i ciąg, samo z sobą swój tytuł na świat przynosi – i to ten a nie inny. Źle już jeżeli umysł między dwoma zawahać się może; jest to znakiem nieochybnym, że albo cel przez autora nie jasno został pojęty albo plan jego wykonany mętnie; i dzieło jest pewnie chybiono, choćby pojedyńcze jego części najświetniej wyrobione zostały.
Rzecz dziwna, obca ręka i to cudzoziemca zrobiła historyczny wyciąg z kursu Mickiewicza, z kursu zajmującego się prócz dziejów, nietylko literaturą różnych słowiańskich narodów, ale najwyższemi kwestjami metafizycznemi, socjalnemi i religijnemi, a mimo tego jak uderzająca całość znalazła się w tym wyciągu i jak wspaniała budowa architektoniczna. W samym wstępie jak prolog lub zawiązek dramatu, położona jest dwoistość objawiająca się w rodzie słowiańskim; raz przez Kościół zachodni i wschodni, przez cywilizację idącą z Rzymu lub Bizancium, potem przez walkę wiekową z jednej strony wyłącznie prawie z Tatarami, z drugiej więcej z Turkami; potem idą rozdziały na przemian, raz rozwojem jednej, drugi raz drugiej strony zajęte.
W najdawniejszych podaniach Polska ma swój wielki historyczny symbol, który powtarza się coraz szerszemi kręgami w epokach po sobie idących, i mimo wszelkich zaprzeczeń obcej krytyki dziejopisarskiej, on jeden musi być prawdziwy, bo wywarł największy wpływ na losy i wyobrażenia polityczne Polaków. Polska rozwija się pod narodową swoją dynastją Piastów, broni się od zniemczenia, od utonięcia w cesarstwie niemieckiem; tym sposobem wyrabia w sobie patrjotyzm a zarazem i uczucie obywatelstwa, to jest indywidualne poczucie obowiązku względem ojczyzny. Temu rozwojowi służą same podziały na dzielnice, w pośród których Kościół polski utrzymuje jedność i moralną całość kraju; synody przywołują do swojego łona i możnych, stają się zawiązkiem przyszłego senatu. Po rozwinięciu tych żywiołów Polska zlewa się w jedną całość, zamyka wojny z Zachodem, zwraca się ku Wschodowi, prawdziwemu polu swych działań i powołania.
Z drugiej strony naddnieprzańska Słowiańszczyzna dostaje się Russom-Waregom, ale nie jest wstanie przyjść do ufundowania jednego państwa i całości, część tych Russów przenosi się na ziemię Finów, Uralców również przez nich podbitych i tam zakłada niesłowiańskie państwo, oparto na wprost przeciwnym duchu. Ruś fińska i słowiańska dostaje się również pod panowanie Mongołów, pierwsza się jej poddaje, przejmuje się ich polityką, zużywa ich pęta i uwolniona w końcu staje się dziedziczką dążeń, ducha i mongolskiego caratu. Ruś słowiańska zrzuca jarzmo tatarskie orężem Litwy, ziewa się z nią i łączy.
Polska wiąże się z Litwą, a przez nią i z Rusią słowiańską, a to cierpliwem wysileniem dynastji jagielońskiej, pod którą rozwija się gminowładztwo szlacheckie, nagłem wyłomem wchodzące we wszystkie prawa samorządu i wybiera królów. Carat moskiewski stara się rozpościerać ku Zachodowi, mierzy się i ściera z Polską. Zenitem tej walki broniącego się Zachodu od Azji, jest wojna Stefana Batorego. Król ten przejmuje się głęboką missją Polski, chce jej swobodom stałe nakreślić prawa, nie krępując prawdziwej wolności, i stanąć na czele Europy przeciw barbarzyństwu schyzmy i islamizmu, lecz umiera przedwcześnie.
Obróćmy znowu karty. Iwan Groźny jest zenitem samodzierżcej władzy moskiewskiego caratu. Jest on straszną probą dla swojego narodu; ni szaleństwa jego, ni najokropniejsze morderstwa nie tylko całych stanów ale i mass ludności, ani nawet deptanie najdrażliwszych posad moralnych i towarzyskich, jak cześć kobiet, ani obracanie w szyderstwo i pośmiewisko uczuć religijnych, nie są wstanie zachwiać przekonania tegoż narodu, że car jest najwyższą i najkonieczniejszą potrzebą, że jest bogiem na ziemi, że bez niego państwo ani żyć, ani oddychać nie może; i kiedy niewinne ofiary umierające na palach błogosławią cara, najstraszniejszy despotyzm został ugruntowany i urządzony, najsilniejszy mechanizm do zgniecenia na ziemi wszelkiego rozwoju chrześciańskiej indywidualności, z której chrześciański tylko może płynąc postęp. Iwan jest koniecznym poprzednikiem Piotra I, Mikołaja i Aleksandra II.
Tymczasem Polska rozkładać zaczyna się pomału w obec zawiązującego się tak strasznego niebezpieczeństwa dla cywilizacji zachodniej. Nie brakuje jej na Bożych przestrogach ustami Skargi proroka. Możnowładztwo potrafią użyć za narzędzie gminowładztwo dla pojedyńczych rodowych ambicji. Nieszczęścia za Jana Kazimierza skupiają na chwilę Polskę; jeszcze czynna patrjotyczno-religijna wiara objawia się w narodzie w obronie Częstochowy przez Kordeckiego i w Sobieskiego wyprawie pod Wiedeń; ale naród wkrótce zamyka się coraz bardziej w sobie, kiedy Europa traktatem Westfalskim zmienia ducha chrześciańskiego, politycznego. Interes monarchów bierze górę nad wszelkim poczuciem sprawiedliwości, uczucia religijne i moralne wykluczone zostają z międzynarodowych stosunków, narody są traktowane jak bezmyślna własność, dzielone lub łączone według osobistych i podrzędnych dynastycznych widoków, widoków materjalnego tylko pożytku.
Polska zostaje obcą temu ruchowi, który jest przeciwny całej jej naturze, ale Moskwa z tego korzysta; zwrot ten odpowiada wszystkim jej instynktom; religja, moralność, godność ludzkiej natury i wszystko co najdroższem może być człowiekowi, poświęcone zostało idei państwa bez żadnej drogi wyższej, bez żadnego celu prócz czczej idei panowania. Ale i religji, i moralności, wolności i godności ludzkiej Moskwa użyć chce za narzędzie. Piotr Wielki dla tego przedewszystkiem chce Moskwie dać zewnętrzne podobieństwo do Europy, ściąga awanturników wszystkich krajów, goniących za zyskiem i władza, chce utworzyć państwo kosmopolityczne, aby nad światem mógł zapanować. Co w Iwanie groźnym zdawało się szaleństwem, kiedy w listach do Kurbskiego cytuje Pawła świętego, kiedy się uważa za potomka rzymskiego cesarza Augusta, kiedy odzywa się do posłów polskich, jak obrany królem będzie szanował ich wolność, lub w korespondencji do Batorego przemawia, że to nie jest w duchu rycerskim upominać się o koszta wojenne, to w Piotrze Wielkim Europa bierze za mądrość; kiedy w nic nie wierzący despota, odzywa się o religijnej świętości praw monarszych, lub na polskich sejmikach rozprawia o wolności szlacheckiej, którą Polakom na zawsze gwarantować obiecuje. Iwan III i IV chcą Europę wprowadzić do Moskwy, car Piotr Moskwę już do Europy. Moskwa ma już nakreśloną drogę, z której zejść już nie może. Po Piotrze władają nią kobiety nierządne i awanturnicy, oszuści, ale Moskwa z nakreślonej swej drogi nie schodzi; jej wpływ rośnie w Polsce i wzbudza admirację Europy, bo duch egoistyczny który nią rządzi, silniej i bardziej bez skrupułów tam jest reprezentowany; żadna aspiracja wyższa, żaden głos budzącego się sumienia nie mąci Moskwy w swej drodze. Ale Moskwa czuje, że nie ma prawdziwej w Europie posady, dla tego też państwo antysłowiańskie, które przyjęło nazwisko i język słowiański, ale wszędzie ducha i żywioł słowiański zatrzeć i zatracić się starało, pomału chce się przedstawić jako jedynym obrońcą i reprezentantem rassy słowiańskiej.
Obróćmy raz jeszcze stronicę. Polska przejrzała i widzi niebezpieczne i poniżające swoje położenie, chce się ratować. Utraciła swój dawny zmysł polityczny, szuka go w obcych zagranicznych reformach, pragnie zawiązać z Europą dawne zerwane stosunki, ale jednemu i drugiemu sprzeciwia się polityka obca, która wpływ wzięła trudny do zrzucenia z siebie. Następuje podział Polski i wymazanie jej urzędowe tylko z karty narodów. Ale walka nie ustała wcale. Moskwa popiera monarchiczną Europę przeciw rewolucji francuzkiej. Polska staje po stronie Francji; w legjonach zacierają się różnice stanów, tworzy się nowy zawiązek Polski. Napoleon, człowiek przeznaczenia, łączy w sobie całą myśl Zachodu i przyszłości. Jego upadek i jego znaczenie, które przyszłość odsłoni, rozwiąże i to zapytanie dla czego Polacy byli mu wierni?
Oto treść dzieła. To pewna że tylko zupełne rozwiązanie tego strasznego dramatu mogłoby nadać właściwy tytuł opowiadaniu tej walki; ale jak dziś stoją rzeczy, czyliż ta książka Mickiewicza, snująca obok siebie dwie odrębne nici, nigdy nie splątane razem, nie każe sama siebie nazwać Historją porównawczą Polski i Moskwy, czemu bez wahania się najmniejszego stalibyśmy się posłuszni gdyby nie skrupuł, że podobny tytuł oddaliłby nas za nadto od tego pod którym dzieło to pierwotnie ogłoszone zostało;. przekonaliśmy się przytem, że aby był prawdziwie odpowiednim, wypadałoby domieścić wiele wyjątków które znalazły się w innym wyciągu z kursu Mickiewicza wydanym pod tytułem: L'Idée polonaise et l'idée russe (1). Historja tedy Polska w głównych jej zarysach zdawała się być mniej zuchwałą wydawcom i wymijającą niewłaściwą nazwę ludowej, jak nie polską wcale popularnej.
Kłopotliwsza cokolwiek będzie spowiedź nasza co do not samych, które z pozwoleniem ich autora zastąpiliśmy zupełnie innemi niż je ma tekst francuzki; obydwóm nam bowiem zdawały się różne potrzeby publiczności polskiej od francuzkiej jak to bliżej wyjaśnia przedmowa francuzkiego wydania. Są one dwojakiego rodzaju u spodu stronic i na końcu rozdziałów. Pomówmy najpierw o tych co się przy samym tekście znajdują.
Mickiewicz w przemowie swojej, którą umieścił na czele tłómaczenia niemieckiego zdaje sam najlepiej sprawę z położenia w jakiem się znajdował:
"Przyjąłem, powiada, powołanie na profesora w Paryżu, jako obowiązek dla sługi w sprawie Polski, Słowiańszczyzny i Francji. Brakowało mi nieraz materjałów potrzebnych; musiałem począć tylko z samym zasobem pamięci. Go poczułem i zauważałem podczas mego pobytu – (1) W dziele: La Politique du XIXe siécle. Paris, 1870.
w różnych krajach słowiańskich; co zachowałem z dawniejszego uczenia się dziejów i literatury; co mianowicie weszło we mnie z ducha dziś ożywiającego ich ludy, to było całe moje mienie, tem dzieliłem się z moimi słuchaczami… Stawałem zawsze przed nimi bez ułożonej naprzód mowy, pospolicie bez najmniejszej notatki. Częstokroć przedmiot dotknięty wciągając mnie w sam środek związanych z nim filozoficznych i literackich zadań, przywodził do złożenia doraźnie w improwizacji razem i owocu moich nabytków naukowych i najgłębszych mych uczuć. "
Łatwo się tedy domyśleć, że w takich warunkach trudno jest o dokładność a tembardziej o dosłowność przytoczonych tekstów i źródeł, zwłaszcza, że każdy człowiek myślący, po odebranem wrażeniu ze studjów swoich, musi mimowolnie wszystko sam w sobie przerabiać; a po wielu latach, kiedy z dawniej czytanych książek, żadnej już prawie niema pod ręką, jak oznaczyć ścisłą granicę między tem co go pobudziło tylko do ruchu i życia wewnętrznego, a tem co już własnej jego pracy stało się wyrobem. Tłómacz jednakże improwizacją zasłaniać się nie może; sama cześć dla autora, interes publiczny, szacunek dla czytelnika i sumienna miłość rzeczywistości i prawdy wymagają po nim tych dopełnień i sprostowań, którym najczęściej za całą wskazówkę służą ogólne słowa autora, jak naprzykład: " jeden z ówczesnych pisarzy, " albo " pewien kronikarz " lub " jak ktoś słusznie powiedział "; dodajmy do tego, że pod tym względem praca najgorliwsza i żadnem nawet nieulękniona mozołem, hamowaną musiała być nieraz nieprzystępnością lub niedostatecznością zbiorów książek na tułactwie.
Inna jest rzecz co do not po każdym rozdziale kładzionych; przyznaję sam, że mogłyby stanowić systematyczniejsza w sobie całość, że rozmiar ich mógłby mieć więcej w sobie harmonii i być metodyczniejszy, aleby musiał być nie z dnia na dzień pisany i w szczęśliwszych okolicznościach, nie pod zmiennemi wrażeniami zewnętrznych wypadków. Ale pytałem się sam siebie, czy takie jak i są, będą bez użytku dla młodzieży oddalonej od kraju i bez zasobów kształcenia się w dziejach ojczystych? nie zdaje mi się; a jeżeli się nie mylę w tej nadziei, będzie mi ona pociechą w upokorzeniu miłości własnej autora.
Paryż. 14 marca 1871 roku.
L. R.