Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Historja wojny chocimskiej (1621) - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Historja wojny chocimskiej (1621) - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 407 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

HI­STOR­JA WOJ­NY CHO­CIM­SKIEJ

(1621)

JÓ­ZEF TRE­TIAK

HI­STOR­JA

WOJ­NY CHO­CIM­SKIEJ

(1621)

WY­DA­NIE NOWE, PRZEJ­RZA­NE PRZEZ AU­TO­RA I OZDO­BIO­NE DZIE­WIĘ­CIU RY­CI­NA­MI

KRA­KÓW 1921

KRA­KOW­SKA SPÓŁ­KA WY­DAW­NI­CZA

ipow­skie­go.

SŁO­WO WSTĘP­NE DO PIERW­SZE­GO WY­DA­NIA.

Od cza­su bi­twy grun­waldz­kiej aż do zwy­cię­skiej od­sie­czy, przy­nie­sio­nej Wie­dnio­wi przez kró­la Jana, nie było w dzie­jach Pol­ski wy­pad­ku wo­jen­ne­go, któ­ry­by tyle bla­sku zlał na oręż pol­ski, ile tak zwa­na woj­na cho­cim­ska 1621 r. Były bez­wąt­pie­nia w tym trzech-wie­ko­wym pra­wie prze­cią­gu cza­su czy­ny oręż­ne, o wie­le ko­rzyst­niej­sze dla na­ro­du w swo­ich na­stęp­stwach, lub też le­piej świad­czą­ce o dziel­no­ści żoł­nie­rza pol­skie­go, ale nie okry­ły się taką sła­wą, jak woj­na cho­cim­ska. Zło­ży­ło się na to kil­ka przy­czyn. Ze wszyst­kich wo­jen, ja­kie Pol­ska pro­wa­dzi­ła, woj­na z Tur­cją naj­więk­sze bu­dzi­ła za­ję­cie w Eu­ro­pie, po­nie­waż Tur­cja była naj­po­tęż­niej­szem pań­stwem mi­li­tar­nem i naj­wię­cej mia­ła wro­gów wśród państw chrze­ści­jań­skich. Tym ra­zem woj­na pol­sko-tu­rec­ka-tem więk­sza zwra­ca­ła na sie­bie uwa­gę, że na cze­le po­tęż­nej arm­ji nie­wier­nych sta­wał sam ce­sarz tu­rec­ki, ro­ją­cy wiel­kie pla­ny za­bor­cze. Wresz­cie świet­no­ści po­wo­dze­niu orę­ża pol­skie­go nie­ma­ło przy­da­ła­ła oko­licz­ność, że za­bły­snę­ło ono na po­sęp­nem tle ka­ta­stro­fy ce­cor­skiej, po któ­rej bez­po­śred­nio na­stą­pi­ło. Wszyst­kie te wzglę­dy pod­no­si­ły urok zwy­cię­stwa cho­cim­skie­go za gra­ni­cą. Szcze­gó­ło­we re­la­cje o tej wy­pra­wie prze­kła­da­no na ję­zy­ki od­le­głych lu­dów eu­ro­pej­ski­ch1, a wśród po­łu­dnio­wych Sło­wian tak wiel­kie bu­dzi­ła wra­że­nie, że po­słu­ży­ła im za te­mat do bo­ha­ter­skie­go po­ema­tu (Gun­du­li­cza: Osman, śpie­wa­nie wi­tez­ko). W kra­ju do po­wyż­szych przy­czyn uro­ku przy­by­wa­ła inna -

1 Na ję­zyk hisz­pań­ski prze­ło­żo­ny zo­stał diar­jusz Ty­tlew­skie­go p… t.: Re­la­cion dia­ria de las gu­er­ras ten­di­das en­tre Po­la­cos y Tur­cas los an­nos 1620–21; na wło­ski Zbi­gniew­skie­go pod tyt.: Re­la­zio­ne de­lia gu­er­ra tra la Se­re­nis­si­ma Ma­esta di Po­lo­nia et il po­ten­tis­si­mo Im­pe­ra­to­re dei Tur­chi, tat­ta nell'anno 1621. Nel­la qu­ale s'in­ten­do­no di­ver­se bat­ta­glie, sca­ra­muc­cie et as­saltW. Teki Na­ru­sze­wi­cza. T. 112. Nr. 94.

Woj­na cho­cim­ska 1

jesz­cze. Od nie­pa­mięt­nych cza­sów nie sta­wa­ła u pro­gów Pol­ski tak wiel­ka siła zbroj­na, nie gro­zi­ło jej tak wiel­kie nie­bez­pie­czeń­stwo. Po­trze­ba było wy­tę­żyć wszyst­kie siły: wy­tę­żo­no je i od­par­to wro­ga. Ła­two więc zro­zu­mieć, jak sil­ne i ra­do­sne wra­że­nie wy­warł ten wy­pa­dek na ogó­le szla­chec­kim, jaką duma na­pa­wa­ło na­ród zwy­cię­stwo od­nie­sio­ne nad naj­po­tęż­niej­szym wro­giem, jak milo było szlach­cie, wy­szedł­szy z groź­ne­go nie­bez­pie­czeń­stwa, roz­glą­dać się w prze­by­tych tru­dach, nie­po­ko­jach i za­pa­sach. Bar­dzo też pręd­ko po owem zwy­cię­stwie zwró­co­no się do pa­pie­ża Grze­go­rza XV z proś­bą o usta­no­wie­nie świę­ta pa­miąt­ko­we­go i pa­pież, chęt­nie na­chy­la­jąc się do tej proś­by, w bre­ve De­cet Ro­ma­num Pon­ti­fi­cem, wy­da­nem dnia 23 czerw­ca 1623 usta­no­wił na pierw­szy rok po ogło­sze­niu owe­go bre­ve świę­to uro­czy­ste, a na na­stęp­ne lata, na wiecz­ne cza­sy, pu­blicz­ne mo­dli­twy z pro­ce­sją i li­tan­ją1.

0

Śmia­ło po­wie­dzieć moż­na, że ża­den wy­pa­dek wo­jen­ny w dzie­jach Pol­ski nie uwiecz­nił się w tylu opi­sach współ­cze­snych, nie wy­wo­łał tak ob­fi­tej li­te­ra­tu­ry, jak woj­na cho­cim­ska. Opi­sy­wa­no ją wier­szem i pro­zą, po pol­sku i po ła­ci­nie, w uryw­ko­wo pi­sa­nych diar­ju­szach i w więk­szych utwo­rach hi­sto­rycz­nych. Ze współ­cze­snych aż pię­ciu opie­wa­ło ją wier­szem pol­skim: Jan Bo­ja­now­ski (Nau-ma­chja cho­cim­ska, Ja­ro­sław 1622 in 4°); Bar­tło­miej Zi­mo­ro-wicz {Pa­miąt­ka woj­ny tu­rec­kiej r. 1621, Kra­ków 1623 in 4°); Piotr Na­po­lski, czy­li wła­ści­wiej Jan Żab­czyc (Krwa­wy Mars na­ro­du sar­mac­kie­go 1618 in 4°), Jan Ru­do­mi­na pod imie­niem Fry­de­ry­ka War­such­tig {Diar­jusz praw­dzi­wej eks­pe­dy­cji prze­ciw Osma­no­wi od­pra­wo­wa­nej. 1640 in 40)2, Sa­mu­el Twar­dow­ski w po­ema­cie p… t: Wła­dy­sław IV, król pol­ski. Wresz­cie współ­cze­snym był i Sar­biew­ski, któ­ry uczcił tę wy­pra­wę w swo­ich ła­ciń­skich odach (lib. W 4). Wia­do­mo, że nie na nim koń­czy się sze­reg po­etów, któ­rzy opie­wa­li woj­nę cho­cim­ską i że głów­ni przed­sta­wi­cie­le po­ezji pol­skiej w XVII i XVIII w., Po­toc­ki i Kra­sic­ki, stwo­rzy­li na ten, te­mat dwie epo­pe­je, tak cha­rak­te­ry­stycz­nie róż­nią­ce się od sie­bie, no­szą­ce na so­bie tak wy­bit­ne pięt­no wie­ków, co je wy­da­ły.

–-

1 Zob. Ks. Stan. Cho­dyń­ski. Pa­mięć wiecz­na Woj­ny Cho­cim­skiej w na­bo­żeń­stwie ko­ściel­nem. Wło­cła­wek 1909 (bro­szur­ka).

2 Czte­ry pierw­sze utwo­ry, wy­mie­nio­ne przez Że­go­tę Pau­le­go w przed­mo­wie do – Pa­mięt­ni­ków o woj­nie cho­cim­skiej (Kra­ków 1853, str. VI i VII), są rzad­ko­ścią bi­blio­gra­ficz­ną, któ­rej nie uda­ło mi się zna­leźć ani we Lwo­wie., ani w Kra­ko­wie.

Współ­cze­snych re­la­cyj pro­zą pi­sa­nych było wię­cej, niż ry­mo­wa­nych, jak­kol­wiek nie wszyst­kie one były współ­cze­śnie dru­ko­wa­ne, nie wszyst­kie i dziś jesz­cze do­cze­ka­ły się dru­ku. Do dru­ko­wa­nych na­le­żą: Diar­jusz Pro­ko­pa Zbi­gniew­skie­go (Ad­ver­sa­ria albo ter­mi­na­ta spra­wy wo­jen­nej, któ­ra się to­czy­ła w wo­ło­skiej zie­mi etc.) wy­da­ny w r. 1621, Jana Ostro­ro­ga (Woj­na wo­ło­ska od ce­sa­rza tu­rec­kie­go etc.) wy­da­ny w r. 1622 w Po­zna­niu, oba prze­dru­ko­wa­ne w Pa­mięt­ni­kach Pau­le­go, a pierw­szy z nich w kil­ka lat po­tem po­wtór­nie przez Alek­san­dra Ba­tow­skie­go (Żur­kow­ski. Ży­wot To­ma­sza Za­moj­skie­go 1860), któ­re­mu się zda­wa­ło, że ma do czy­nie­nia z nie­zna­nym diar­ju­szem; Ma­cie­ja Ty­tlew­skie­go (Nar­ra­tio de pro­eliis etc. 1623) diar­jusz na­pi­sa­ny na pod­sta­wie Ostro­ro­ga, prze­ło­żo­ny współ­cze­śnie na ję­zyk hisz­pań­ski, a w póź­niej­szych cza­sach przez Sa­mu­ela Wie­licz­kę na ję­zyk ru­ski, przy­czem Wie­licz­ko uzu­peł­nił go ja­kimś la­to­pi­sem ko­zac­ki­m1; diar­jusz Ja­kó­ba So­bie­skie­go, czę­ścio­wo wy­dru­ko­wa­ny przez Na­ru­sze­wi­cza przy Hi­stor­ji J. K. Chod­kie­wi­cza, na­stęp­nie w ca­ło­ści, ale z licz­ne­mi błę­da­mi w Roz­ma­ito­ściach na­uko­wych w Kra­ko­wie 1829, (gdzie au­tor jest So­bie-kur­skim na­zwa­ny), wresz­cie w Pa­mięt­ni­kach o woj­nie cho­cim­skiej Pau­le­go. Dwa inne dru­ko­wa­ne diar­ju­sza nie da­dzą się ozna­czyć imie­niem au­tor­skiem; są to: Diar­jusz woj­ny tu­rec­kiej r. 1621, ogło­szo­ny w Sta­ro­żyt­no­ściach pol­skich Gra­bow­skie­go (Kra­ków 1840, t. I, str. 131–147) i tak zwa­ny Diar­jusz Lu­bo­mir­skie­go, wy­da­ny w Pa­mięt­ni­kach Pau­le­go. Nie­któ­re z tych diar­ju­szów w szcze­gól­no­ści So­bie­skie­go i Zbi­gniew­skie­go, prze­cho­wa­ły się w licz­nych od­pi­sach, nie­kie­dy skra­ca­nych lub uzu­peł­nia­nych. Tak diar­jusz Zbi­gniew­skie­go uzu­peł­nio­ny był przez Pio­tra Na­po­lskie­go i no­sił ty­tuł: Dru­ga gwał­tow­na i szczę­śli­wa po­trze­ba Naj­ja­śniej­sze­go Wła­dy­sła­wa kró­le­wi­cza pol­skie­go i szwedz­kie­go z suł­ta­nem Osma­nem… opi­sa­na przez Pro­ko­pa Zbi­gniew­skie­go so­li­de przez Pio­tra Na­po­lskie­go2. Diar­jusz So­bie­skie­go w nie­któ­rych od­pi­sach nie jest peł­nym i wła­śnie z tych nie­peł­nych od­pi­sów prze­dru­ko­wał go Pau­li 3. Wresz­cie z diar­ju­sza Ostro­ro­ga

1 Le­lo­piś so­by­tyj S. Wie­licz­ka, Ki­jów 1848, t. I w do­dat­kach.

2 Bps. Bibl. Ossol. Nr. 187 i 188. W Te­kach Na­ru­sze­wi­cza diar­jusz Zbi­gniew­skie­go dwa razy jest po­da­ny (nie li­cząc prze­kła­du wło­skie­go), a mia­no­wi­cie w t… lli pod nu­me­ra­mi 45 i 131.

3 U Pau­le­go mię­dzy in­ne­mi brak ustę­pów p… t.: Ase­ku­ra­cja Ko­za­kom jaka' i In­struk­cja panu Zie­liń­skie­mu z obo­zu do obo­zu'. Te ustę­py zna­leźć moż­na w rę­ko­pi­sach Bibl. Ossol. Nr. 47 i 198.

ro­bio­no wy­cią­gi ła­ciń­skie, do­da­jąc do nich ską­di­nąd czer­pa­ne wia­do­mo­ści 1

Zu­peł­nie nie­dru­ko­wa­nych diar­ju­szów mia­łem czte­ry pod ręką: wszyst­kie z mu­zeum XX. Czar­to­ry­skich w Kra­ko­wie. Trzy pierw­sze bez­i­mien­nie umiesz­czo­ne w Te­kach Na­ru­sze­wi­cza (t. 111, Nr. 129, t. ± Nr. 1 i 129) przy­no­szą wie­le cie­ka­wych i barw­nych szcze­gó­łów z ży­cia obo­zo­we­go; je­den z nich (t. 112, Nr. 1) w wie­lu wy­ra­że­niach zgod­ny z diar­ju­szem Zbi­gniew­skie­go. Czwar­ty diar­jusz Mar­choc­kie­go (Rps. Bibl. Czart. Nr. 345, pag. 149) pi­sa­ny z re­la­cji dwóch sy­now­ców au­to­ra, Ada­ma i Krzysz­to­fa, mało jest zaj­mu­ją­cym.

Rzecz nie­wąt­pli­wa, że pod wzglę­dem hi­sto­rycz­nej war­to­ści pierw­sze miej­sce mię­dzy diar­ju­sza­mi na­le­ży się diar­ju­szo­wi So­bie­skie­go, któ­ry jako ko­mi­sarz Rzpl­tej, bio­rą­cy udział we wszyst­kich na­ra­dach wo­jen­nych, jako peł­no­moc­nik do za­wie­ra­nia po­ko­ju z Tur­ka­mi, wresz­cie jako po­śred­nik w trak­to­wa­niu z Ko­za­ka­mi, był wta­jem­ni­czo­ny we wszyst­kie waż­niej­sze spra­wy i od­gry­wał w nich sani zna­czą­cą rolę; pra­wy zaś cha­rak­ter i trzeź­wy a żywy umysł wo­je­wo­dzi­ca lu­bel­skie­go tem cen­niej­szym czy­nią diar­jusz jego. Dru­gie miej­sce pod wzglę­dem hi­sto­rycz­nej war­to­ści przy­pa­da diar­ju­szo­wi, któ­re­go Na­ru­sze­wicz nie znał, a któ­re­go au­tor­stwo Pau­li przy­pi­sał Sta­ni­sła­wo­wi Lu­bo­mir­skie­mu. W isto­cie są w tym diar­ju­szu bar­dzo waż­ne do­ku­men­ta, z kan­ce­lar­ji het­mań­skiej za­czerp­nię­te i świad­czą­ce, że au­to­rem jego był któś bar­dzo zbli­żo­ny do oso­by Het­ma­na Wiel­kie­go, ale są też i wy­raź­ne wska­zów­ki, że nim nie był po­moc­nik het­mań­ski, Lu­bo­mir­ski. Tak n… p… w diar­ju­szu tym (Pau­li 85) au­tor, mó­wiąc o pew­nej wy­ciecz­ce noc­nej pol­skie­go woj­ska po­wia­da: Nie mo­gła się ta cza­ta sko­ja­rzyć, je­śli dla nie­zgo­dy, albo dla nie­po­słu­szeń­stwa, albo dla bo­jaź­ni cu­dzej? nie wiem. Tak samo na str. 95 nie wie on, dla­cze­go nie po­szła cza­ta, wy­sła­na przez kró­le­wi­cza do Ka­mień­ca po żyw­ność, jed­nem sło­wem nie wie tego, o czem wie­dział So­bie­ski, a o czem Lu­bo­mir­ski z urzę­du swe­go tem bar­dziej mu­siał wie­dzieć. 1 to, co mówi au­tor diar­ju­sza o uka­ra­niu swy­wol­ni­ków obo­zo­wych (str. 81) rów­nież, są­dzę, świad­czy prze­ciw­ko mnie­ma­niu za­słu­żo­ne­go wy­daw­cy Pa­mięt­ni­ków o woj­nie cho­cim­skiej. Cześć dla św. Mi­cha­ła, prze­bi­ja­ją­ca się w diar­ju­szu, a któ­rą Pau­li na po­par­cie swe­go mnie­ma­nia wska­zu­je, była wła­ści­wą nie sa­me­mu Lu­bo­mir

1 Dia­rius seu ge­sta in ca­stris po­lo­ni­cis in Va­la­chia con­tra Tur­ca­rum Im­pe­ra­to­rem. Teki Na­ru­sze­wi­cza, t. 112, Nr. 2 i Rps. Bibi. Ossol. Nr, 204.

skie­mu; wszak­że to i Chod­kie­wicz za­ło­żył w Nie­świe­żu ko­ściół, po­świę­co­ny czci tego wo­jow­ni­ka nie­bios. Co się zaś ty­czy oko­licz­no­ści, że na jed­nym z od­pi­sów zna­la­zło się na­zwi­sko Lu­bo­mir­skie­go, to i ta ma­łe­go jest zna­cze­nia: znam wła­śnie je­den z od­pi­sów diar­ju­sza So­bie­skie­go (Rps. Bibl. Ossol. Nr. 47), na któ­rym naj­uro­czy­ściej w ty­tu­le po­ło­żo­ne jest na­zwi­sko Lu­bo­mir­skie­go, jako au­to­ra. Jak od­pi­sy diar­ju­szów są męt­ne i błę­da­mi za­sia­ne, tak męt­ne też były wy­obra­że­nia prze­pi­sy­wa­czy o au­to­rach diar­ju­szów. Mnie­ma­nie, że Lu­bo­mir­ski był au­to­rem jed­ne­go z diar­ju­szów stąd za­pew­ne po­wsta­ło, że cza­sem po diar­ju­szu, nie­ja­ko w dal­szym jego cią­gu, umiesz­cza­no li­stę zbie­gów woj­sko­wych, ogło­szo­ną za­raz po woj­nie przez Lu­bo­mir­skie­go i jego pod­pi­sem opa­trzo­ną u dołu. Prze­pi­sy­wacz, zna­la­zł­szy to na­zwi­sko pod li­stą złą­czo­ną z diar­ju­szem, nie się­gał da­lej i przy­pi­sy­wał het­ma­no­wi au­tor­stwo diar­ju­sza.

Inne mnie­ma­nie Pau­le­go, do­ty­czą­ce diar­ju­szów, wy­ma­ga bar­dziej sta­now­cze­go spro­sto­wa­nia. Mó­wiąc w przed­mo­wie o diar­ju­szach, na któ­re się po­wo­łu­je Na­ru­sze­wicz, wy­mie­nia je­den z nich jako przy­kład i na­zy­wa go Diar­ju­szem Smo­li­ka po­rucz­ni­ka het­mań­skie­go. Taki djar­jusz nie ist­niał nig­dy, ani też nie wspo­mi­na o nim Na­ru­sze­wicz. Błęd­ne mnie­ma­nie Pau­le­go po­wsta­ło z nie­do­kład­ne­go od­czy­ta­nia pew­ne­go przy­pi­sku u Na­ru­sze­wi­cza l.

Po diar­ju­szach wkrót­ce uka­za­ły się licz­ne opra­co­wa­nia hi­sto­rycz­ne w ję­zy­ku ła­ciń­skim, mię­dzy któ­re­mi na­le­ży się pod każ­dym wzglę­dem pierw­szeń­stwo dzie­łu Ja­kó­ba So­bie­skie­go Com­men­ta­rio­rum Cho­ti­nen­sis bel­li li­bri tres. Dan­ti­sci 1646. Prócz So­bie­skie­go ze współ­cze­snych opi­sy­wał tę woj­nę J. J. Pe­try­cy (Re­rum in Po­lo­nia ac pra­eci­pue bel­li cum Osma­no ge­sti hi­sto­ria. Cra­co­viae 1637), Was­sen­berg w swo­jem dzie­le Ge­sto­rum Vla­di­slai IV Pars I Ge­da­ni 1643, Ko­bie­rzyc­ki w swo­jej Hi­sto­ria Vla­di­slai IV, wresz­cie Pia­sec­ki w swo­jej kro­ni­ce. Z now­szych hi­sto­ry­ków aż trzech opo­wia­da­ło tę

1 Hi­stor­ja J. K. Chod­kie­wi­cza T. II, str. 192 (wyd. Tu­row­skie­go). Na­ru­sze­wicz, opo­wia­da­jąc po­dług diar­ju­sza So­bie­skie­go o pew­nem star­ciu na­szej cza­ty z Moł­da­wia­na­mi i o tem, że po­strze­lo­no jej dwóch lu­dzi, wy­mie­nia tych dwóch lu­dzi w przy­pi­sku, któ­ry brzmi: Pa­cho­li­ka pana Smo­li­ka i po­rucz­ni­ka het­mań­skie­go. Diar­jusz. Pau­li w dziw­nem prze­ocze­niu zro­zu­miał, że tu Na­ru­sze­wicz cy­tu­je diar­jusz ja­kie­goś Smo­li­ka. Tym­cza­sem Na­ru­sze­wicz diar­ju­szem bez bliż­szych okre­śleń na­zy­wa wszę­dzie diar­jusz So­bie­skie­go, jako diar­jusz par excel­len­ce, i w isto­cie w diar­ju­szu So­bie­skie­go (Pau­li 115), czy­ta­my ustęp: Pa­cho­li­ka jed­no p. Smo­li­kow­skie­go (po­win­no być Smo­li­ko­we­go) po­strze­lo­no i po­rucz­ni­ka jmci p… het­ma­na po­lne­go*.

woj­nę ob­szer­niej: Na­ru­sze­wicz w Hi­stor­ji J. K. Chod­kie­wi­cza, Niem­ce­wicz w Pa­no­wa­niu Zyg­mun­ta III i M. Dzie­du­szyc­ki w dzie­le: Krót­ki rys dzie­jów i spraw Li­sow­czy­ków. Ale pra­ca Na­ru­sze­wi­cza, opar­ta na ob­fi­tym ma­ter­ja­le rę­ko­pi­śmien­nym, któ­ry się prze­cho­wał w jego Te­kach, nie do­pro­wa­dza hi­stor­ji woj­ny cho­cim­skiej do koń­ca, tyl­ko ją ury­wa ze śmier­cią Chod­kie­wi­cza. Niem­ce­wicz w wy­mie­nio­nem dzie­le swo­jem daje wpraw­dzie cał­ko­wi­ty ob­raz tej woj­ny, ale pra­ca jego pod wzglę­dem kry­ty­ki hi­sto­rycz­nej stoi ni­żej od pra­cy Na­ru­sze­wi­czow­skiej, a w re­to­rycz­no­ści sty­lu i pa­ne­gi­rycz­nym na­stro­ju o wie­le ją prze­ści­ga. Dzie­du­szyc­ki wresz­cie, nie­wol­ny tak­że od re­to­rycz­no­ści I pa­ne­gi­ry­zmu, jak­kol­wiek po­mi­mo te wady dał dość żywy i ma­low­ni­czy ob­raz tej woj­ny, użył go prze­cież tyl­ko za tło dla swo­ich Li­sow­czy­ków, na nich, na ich spra­wy, jak to wy­ma­gał plan jego książ­ki, zlał peł­ne świa­tło, resz­tę spraw i czy­nów wo­jen­nych usu­wa­jąc na dal­sze pla­ny, wsku­tek cze­go na­tu­ral­nie peł­ne­go ob­ra­zu woj­ny dać nie mogł. Prócz tego u wszyst­kich tych trzech au­to­rów za mało jest uwy­dat­nio­ną głów­na przy­czy­na woj­ny, a jesz­cze mniej ści­sły zwią­zek, jaki za­cho­dzi mię­dzy ową woj­ną a we­wnętrz­ne­mi ko­zac­ko-pol­skie­mi sto­sun­ka­mi i wal­ką re­li­gij­ną na Rusi.

W pra­cy, któ­rą przed­się­wzią­łem, cho­dzi­ło mi nie­tyl­ko o rze­tel­ne a żywe od­ma­lo­wa­nie wy­pad­ków, któ­re po­ezja i tra­dy­cja ta­kim oto­czy­ła bla­skiem, ale i o to, aby w tym ob­ra­zie uwy­dat­nić po­li­ty­kę pol­ską na Wscho­dzie, tak ze­wnętrz­ną wzglę­dem osmań­skie­go pań­stwa i jego hoł­dow­ni­ków, Ta­ta­rów, jak we­wnętrz­ną wzglę­dem ko­za­czy­zny. Ma­ter­jał mia­łem ob­fi­ty pod ręką, tak w wy­mie­nio­nych już diar­ju­szach i kro­ni­kach, jak w zbio­rach li­stów Żół­kiew­skie­go, Je­rze­go Zba­ra­skie­go, Krzysz­to­fa Ra­dzi­wił­ła, w ży­wo­tach To­ma­sza Za­moj­skie­go (Żur­kow­ski) i Lwa Sa­pie­hy (Ko­gno­wic­ki), w Re­la­cjach nun­cju­szów apo­stol­skich, w re­la­cjach po­sła fran­cu­skie­go na dwo­rze tu­rec­kim de Cesy, za­war­tych w Tur­ge­nie­wa Mo­nu­men­ta Rus­siae hi­sto­ri­ca, w Col­lec­ta­ne­ach Sę­kow­skie­go, w ma­ter­ja­łach wy­da­nych przez Ku­li­sza przy jego Istor­ji woz­so­je­dl­nien­ja Rusi, w Do­dat­kach do roz­pra­wy X. Li­ske­go o klę­sce ce­cor­skiej (Dzien­nik li­te­rac­ki 1869), we współ­cze­snych pi­smach dyz­unic­kich po­le­micz­no-re­li­gij­nych i w wie­lu in­nych dzie­iach, na któ­re się po­wo­łu­ję w cią­gu mej pra­cy. ?ró­deł rę­ko­pi­śmien­nych, rów­nież w mia­rę po­trze­by wy­mie­nia­nych, do­star­czy­ły mi: Bi­bl­jo­te­ka Za­kła­du Osso­liń­skich we Lwo­wie, Mu­zeum XX. Czar­to­ry­skich i Bi­bjo­te­ka uniw. Ja­giel­loń­skie­go w Kra­ko­wie. Szcze gol­nie ob­fi­te­go a no­we­go ma­ter­ja­łu rę­ko­pi­śmien­ne­go do­star­czy­ła ta ostat­nia w rę­ko­pi­sie Nr. 2. Jest to księ­ga in fo­lio, za­wie­ra­ią­cą 309 kart licz­bo­wa­nych i za­pi­sa­nych (oprócz nie­licz­bo­wa­nych i nie­za­pi­sa­nych), a na per­ga­mi­no­wej opra­wie no­szą­ca na­pis: Ada di­plo­ma­te anni 1621 et 1622. Są tu w od­pi­sach in­struk­cje dla po­stów wy­sy­ła­nych za gra­ni­cę w r. 1621 w spra­wie wo­jen­nej po­mo­cy prze­ciw Tur­kom, li­sty Zyg­mun­ta w tej spra­wie do pa­pie­ża, ce­sa­rza i in­nych pa­nu­ją­cych, li­sty te­goż kró­la do wpły­wo­wych oso­bi­sto­ści za­gra­nicz­nych, ja­ko­też do naj­roz­ma­it­szych osób w kra­ju, prze­waż­nie w spra­wach, zo­sta­ją­cych w związ­ku z woj­ną cho­cim­ską; li­sty ce­sa­rza do Zyg­mun­ta III i wie­le in­nych dy­plo­ma­tycz­nych pism z lat 1621 i 1622.

PRZED­MO­WA DO DRU­GIE­GO WY­DA­NIA.

Pierw­sze wy­da­nie Hi­stor­ji Woj­ny Cho­cim­skiej r. 1621 uka­za­ła się we Lwo­wie w r. 1889 i przy­ję­te było bar­dzo przy­chyl­nie nie­tyl­ko przez li­te­rac­ką kry­ty­kę, ale i przez tak fa­cho­wych znaw­ców, jak Ko­rzon (Prze­gląd li­te­rac­ki. Do­da­tek do Kra­ju 1889 Nr. 50 str. 9-10), albo W. Czer­niak (Kwar­tal­nik Hist. 1890 str. 179–181), a na­wet w obo­zie hi­sto­ry­ków ru­skich, za­pa­tru­ją­cych się na dzie­je tej woj­ny z zu­peł­nie in­ne­go punk­tu wi­dze­nia, niż pol­ska hi­stor­jo-gra­fja, przy­zna­no tej pra­cy rzad­ką bez­stron­ność w przed­sta­wie­niu wy­pad­ków (N. M. Ki­jew­ska­ja Sta­ri­na T. XXIX str. 388–9).

Książ­ka była od­daw­na w han­dlu księ­gar­skim wy­czer­pa­ną, ale za­ję­ty pra­wie wy­łącz­nie pra­cą w dzie­dzi­nie hi­sto­rycz­no­li­te­rac­kiej, die my­śla­łem do­tych­czas o no­wem jej wy­da­niu. Ale nad­cho­dzi trzech­set­na rocz­ni­ca sław­ne­go czy­nu wo­jen­ne­go, a przy­pa­da na cza­sy, w któ­rych daw­ny duch ry­cer­ski Po­la­ków od­ży­wa i okry­wa się no­we­mi świet­ne­mi lau­ra­mi, na cza­sy, do któ­rych do­sko­na­le da­dzą się za­sto­so­wać sło­wa wiesz­cza, wło­żo­ne w usta Pod­ko­mo­rze­mu z Pana Ta­de­usza:

Jest sła­wa, a więc bę­dzie i Rzecz­po­spo­li­ta! Za­wz­dy z waw­rzy­nów drze­wo wol­no­ści wy­kwi­ta.

Więc jak­że nie dać mło­dym wo­jow­ni­kom spo­sob­no­ści do po­rów­ny­wa­nia swo­ich czy­nów z daw­ne­mi? A przy­tem ku­szą­cą jest ana­lo­gja w sko­ja­rze­niu sił, wal­czą­cych z wro­giem cy­wi­li­za­cji chrze­ści­jań­skiej, wte­dy Tur­kiem, dzi­siaj bol­sze­wi­kiem. Wte­dy od­nie­śli Po­la­cy zwy­cię­stwo nad groź­nym dla ca­łej Eu­ro­py wro­giem, dzię­ki przy­cią­gnię­ciu do sie­bie sił ko­zac­kich, w któ­rych, w da­nej chwi­li, nad anar­chi­zmem czer­ni ko­zac­kiej prze­wa­żył ele­ment ładu i ro­zu­mu po­li­tycz­ne­go, uoso­bio­ny w po­sta­ci Sa­haj­dacz­ne­go; dziś zwy­cię­stwo nad bol­sze­wi­zmem, wro­gim za­rów­no Pol­sce, jak i Ukra­inie, za­le­ży od tego, czy w tej ostat­niej znaj­dą sie ży­wio­ły pań­stwo­wo­twór­cze zdol­ne kie­ro­wać nawą mło­dziut­kie­go pań­stwa w du­chu tego naj­dziel­niej­sze­go wo­dza ko­zac­kie­go i naj­wier­niej­sze­go sprzy­mie­rzeń­ca Pol­ski Pierw­sze wy­da­nie nie mia­ło wca­le ilu­stra­cyj; do obec­ne­go do­da­nych jest kil­ka ry­cin, wy­obra­ża­ją­cych głów­ne po­sta­ci wo­jen­ne­go dra­ma­tu i parę głów­nych miejsc te­atru woj­ny. Z do­dat­ków opusz­czo­no dwa ob­szer­niej­sze i je­den krót­szy, wszyst­kie pod­rzęd­ne­go zna­cze­nia. Są to dwa diar­ju­sze z Tek Na­ru­sze­wi­cza (T. 112 Nr. 1. i Nr. 129) i Skrypt We­wel­le­mu (z te­goż tomu Tek Nr. 37).

IV Kra­ko­wie, 20 maja 1920.

Au­tor.

I.

?ró­dła woj­ny.

Sto­sun­ki Pol­ski z Tur­cją w XVI w. – Przy­czy­ny za­tar­gów: Ta­ta­rzy, Moł­daw­ja, Ko­za­cy. – Flo­ty­la ko­zac­ka. – Na­jaz­dy mor­skie Ko­za­ków. – Prze­ciw­dzia­ła­nie Tur­ków. – Ugo­da bu­szań­ska. – Ko­mi­sja Ol­szań­ska. – Ko­mi­sja ra­sta­wic­ka.– Wo­jow­ni­czy duch Osma­na i wiel­kie­go we­zy­ra. – Sto­su­nek Żół­kiew­skie­go do

Ko­za­ków. – Wy­pra­wa ce­cor­ska.

Przez cały wiek XVI przy­ja­zne sto­sun­ki wią­za­ły Pol­skę z Tur­cją. Po­li­ty­ka dwóch pierw­szych Zyg­mun­tów nie da­wa­ła się wcią­gać w przy­mie­rza an­ty­tu­rec­kie, a Ste­fan Ba­to­ry, choć no­sił w du­szy wiel­ką myśl za­czep­nej woj­ny z Tur­cją, za­brał tę myśl z sobą do przed­wcze­sne­go gro­bu. Wraz z całą Eu­ro­pą lę­ka­no się w Pol­sce groź­nej po­tę­gi Osma­nów i wy­zy­wać jej nie śmia­no. We wszyst­kich trzech elek­cjach po wy­ga­śnię­ciu Ja­giel­lo­nów wpływ Tur­cji, któ­rej przedew­szyst­kiem cho­dzi­ło o to, żeby ani dom ra­ku­ski, ani car mo­skiew­ski nie za­siadł na tro­nie pol­skim, sil­nie za­wa­żył na elek­cyj­nej sza­li. I Tur­cy nie mie­li ocho­ty do wo­jo­wa­nia z Pol­ską. Kraj ubo­gi, od­le­gły, mało przed­sta­wiał po­nęt dla za­bor­cze­go du­cha Osma­nów, da­le­ko mniej niż bo­ga­te i bli­skie Wę­gryl. Nie lę­ka­no się też po­tę­gi

1 Twar­dow­ski (Prze­waż­na Le­ga­cja etc. Kra­ków 1639 str. 226) po­wta­rza za Hus­sej­nem we­zy­rem na­stę­pu­ją­ce sło­wa So­li­ma­na:

Jako gdy­by z Po­la­ki przy­szło mu wo­jo­wać,

Wo­lał ich mieć przy­ja­ciół, ni­że­li zhoł­do­wać.

I do rze­czy. Bo i co po zie­mi nam goły?

Któ­ra­by tyl­ko żu­bry pa­sła i ba­wo­ły?

Bez upra­wy i lu­dzi?…

Bo acz oni wy­so­ko nio­są się i zdo­bią,

Rze­czą samą ubo­dzy, szkar­ła­tów nie ro­bią,

Zło­ta w gó­rach nie ko­pią, mor­skich konch nie zna­ją,

Ani z że­rów mor­wio­wych je­dwa­biu zbie­ra­ją.

Cóż tam tedy za ko­rzyść?

pol­skiej, zna­jąc na­przód po­ko­jo­wą i nie­da­le­ko pa­trzą­cą po­li­ty­kę pol­ską, a po­wtó­re ma­jąc pod swe­mi roz­ka­za­mi Ta­ta­rów krym­skich, trzy­ma­nych, jak po­wia­dał Żół­kiew­ski, Jak ete­ty na smy­czy i go­to­wych za każ­dem po­szczu­ciem wpaść w kra­je rze­czy­po­spo­li­tej.

Ten po­ko­jo­wy sto­su­nek już w XVI w., ale jesz­cze sil­niej na po­cząt­ku XVII w. nad­we­rę­ża­ły trzy rze­czy. Na­przód owe cią­głe na­pa­dy Ta­ta­rów, po­wtó­re nie­ja­sny i nie­sta­ły sto­su­nek za­leż­no­ści Moł­daw­ji z jed­nej stro­ny wzglę­dem Tur­cji, z dru­giej wzglę­dem Pol­ski, wresz­cie na­pa­dy Ko­za­ków za­po­ro­skich na po­sia­dło­ści tu­rec­kie.

Na­jaz­dy ta­tar­skie sta­no­wią jed­ne z naj­smut­niej­szych kart w dzie­jach Pol­ski. Ko­niecz­ność na­ka­zy­wa­ła do­być wszyst­kich sił i za­koń­czyć z wro­giem, któ­ry czy­hał na pierw­szą spo­sob­ność, aby wpaść do Pol­ski, pa­lić, gra­bić i mor­do­wać, a po­tem ujść bez­kar­nie przed nad­cho­dzą­cą obro­ną i u któ­re­go chwi­lo­we ode­tchnie­nie i bez­pie­czeń­stwo trze­ba było ku­po­wać upo­min­ka­mi. Ko­niecz­ność ta nig­dy może sil­niej nie da­wa­ła się uczu­wać jak za Zyg­mun­ta III; pa­tr­jo­tycz­ne gło­sy We­resz­czyń­skie­go (Pu­bli­ka i inne pi­sma), Gra­bow­skie­go (Pol­ska niż­na), Pal­czow­skie­go (O Ko­za­kach), a przedew­szyst­kiem Sta­ro­wol­skie­go, go­rą­co do­ma­ga­ły się zu­peł­ne­go znie­sie­nia Ta­ta­rów pe­re­kop­skich, lub przy­najm­niej sil­ne­go ure­gu­lo­wa­nia obro­ny gra­nicz­nej za po­mo­cą wo­jen­nej ko­lo­ni­za­cji. Ale ogół szla­chec­ki w Pol­sce, le­ni­wy z na­ło­gu do wszel­kich wy­si­leń wo­jen­nych, któ­re mu prze­ry­wa­ły spo­koj­ne uży­wa­nie zło­tych swo­bód i wcza­sów, spo­glą­dał na te na­pa­dy, jak na klę­skę, któ­rej ra­dy­kal­nie nie moż­na było za­ra­dzić. Gdy­by te na­jaz­dy ta­tar­skie jed­na­ko­wo da­wa­ły się uczu­wać ca­łe­mu na­ro­do­wi, by­ło­by się może prę­dzej czy póź­niej po­wszech­ne wy­ro­bi­ło prze­świad­cze­nie o ko­niecz­no­ści osta­tecz­ne­go roz­pra­wie­nia się z Ta­ta­ra­mi, ale nie, klę­ska ta spa­da­ła za­wsze na jed­ne i te same pro­win­cje; inne, wol­ne od niej, nie bra­ły jej tak żywo jak tam­te do ser­ca, tem­bar­dziej, że nie­pod­le­gło­ści pań­stwa na­pa­dy te zda­wa­ły się nie za­gra­żać. Rząd nie znaj­do­wał in­nej rady nad bez­sku­tecz­ne skar­gi wy­ta­cza­ne przed dwo­rem tu­rec­kim i nad uj­mo­wa­nie Ta­ta­rów upo­min­ka­mi i nie czuł, jak to nad­we­rę­ża­ło jego po­wa­gę. Na­wet Żół­kiew­ski, któ­re­go o brak po­świę­ce­nia ob­wi­niać nie moż­na, a któ­ry był jed­nym z nie­wie­lu wta­jem­ni­czo­nych w wiel­kie za­mia­ry kró­la Ste­fa­na, na­wet i on ra­dził, aby się trzy­mać daw­ne­go spo­so­bu 1

1 Jako hi­stor­je pi­szą od trzech set lat siła nam szko­dy czy­ni ten nie­przy­ja­ciel… A cóż na to czy­ni­li przod­ko­wie W. K. M…? Spo­sób na­leź­li przez pak­ta ich ująć i upo­min­ki za­trzy­ma­wać. Zdać się to con­tu­me­lio­sum, ale tem­po­ri

Za­leż­ność Moł­daw­ji, zwa­nej u uas po­wszech­nie Wo­łosz­czy­zną, od Pol­ski się­ga­ła bar­dzo daw­nych cza­sów, i wy­pły­wa­ła z geo­gra­ficz­ne­go jej po­ło­że­nia, ni­skie­go stop­nia kul­tu­ry i po­li­tycz­nej sła­bo­ści. Od­dzie­lo­na od Rusi pol­skiej ła­twym do prze­by­cia Dnie­strem, zwią­za­na z Pol­ską sto­sun­ka­mi han­dlo­we­mi, nie­rów­nie słab­sza po­li­tycz­nie a ma­ją­ca wspól­nych nie­przy­ja­ciół, na­przód w Ta­ta­rach, po­tem w Tur­kach, mu­sia­ła gar­nąć się pod opie­kę bli­skie­go a sil­ne­go or­ga­ni­zmu po­li­tycz­ne­go, ja­kim już była Pol­ska w za­wiąz­kach ho­spo­dar­stwa wo­ło­skie­go. To też już pierw­szy wo­je­wo­da moł­daw­ski Dra­gosz skła­da hołd Ka­zi­mie­rzo­wi W. Za Wład. Ja­gieł­ły hoł­dow­nic­two to utrwa­li­ło się, ale po­li­ty­ka jego na­stęp­ców, po­cząw­szy od Ka­zim. Ja­giel­loń­czy­ka, nie umia­ła sko­rzy­stać z tego utrwa­le­nia i wo­bec groź­nie wzra­sta­ją­cej po­tę­gi tu­rec­kiej i wy­ni­ka­ją­cych stąd za­wi­kłań na wscho­dzie, oka­za­ła się nie­udol­ną do sta­łe­go utrzy­ma­nia Moł­daw­ji w ści­słej za­leż­no­ści od Pol­ski. Ka­zi­mierz Ja­giel­loń­czyk, za­nie­dbu­jąc bro­nić pół­noc­nych brze­gów mo­rza Czar­ne­go, po­zwa­la­jąc Ba­ja­ze­to­wi II za­jąć w roku 1484 Kil­ję i Bia­ło­gród i w pięć lat po­tem za­wie­ra­jąc z nim trak­tat, sam przy­go­to­wał nie­ja­ko prze­wa­gę pół­księ­ży­ca w Moł­daw­ji. Za­raz też ze śmier­cią jego zmie­nił się sto­su­nek Moł­daw­ji do Pol­ski. Wo­je­wo­da Ste­fan Wiel­ki, świa­dek zwy­cięstw Ba­ja­ze­ta II. nie wi­dząc w Pol­sce do­sta­tecz­nej siły do po­wstrzy­ma­nia za­bor­cze­go orę­ża osmań­skich wład­ców, zwró­cił się z hoł­dem do naj­star­sze­go Ja­gieł­ło­wi­cza, Wła­dy­sła­wa, za­sia­da­ją­ce­go na tro­nie wę­gier­skim i cze­skim. Nie­zręcz­na po­li­ty­ka Ol­brach­ta, jego nie­szczę­sna wy­pra­wa wo­ło­ska, jesz­cze gor­sze mia­ła na­stęp­stwa, bo po­pchnę­ła wo­je­wo­dów moł­daw­skich do szu­ka­nia sprzy­mie­rzeń­ca w nie­przy­ja­cio­łach krzy­ża, a na Pol­skę strasz­li­we ścią­gnę­ła spu­sto­sze­nia i zmu­si­ła kró­la pol­skie­go do mil­czą­ce­go zrze­cze­nia się zwierzch­nic­twa nad Moł­daw­ją: w trak­ta­cie Ste­fa­na z Ja­nem Ol­brach­tem 1499 o hoł­dzie nie­ma ani wzmian­ki. Po­mi­mo to Zyg­mun­to­wi I otwie­ra­ły się wi­do­ki ści­słe­go sko­ja­rze­nia Moł­daw­ji z Pol­ską za­po­mo­cą związ­ków mał­żeń­skich: na­stęp­ca Ste­fa­na, Boh­dan, pro­sił o rękę jego sio­stry Elż­bie­ty. Ale Zyg­munt nie na­le­gał na sio­strę, aby po­świę­ci­ła oso­bi­ste upodo­ba­nia dla do­bra kra­ju, a Elż­bie­cie nie chcia­ło się ode­grać roli Ja­dwi­gi. Boh­dan jako chłop spro­śny i jed­no­oki nie po­do­bał się pan­nie, se­rvi­re, ne­ces­si­ta­ti pa­re­re, sa­pien­tis est… Ja też ro­zu­miem co przod­ko­wie na­szy któ­rzy byli go­tow­szy na tego nie­przy­ja­cie­la, niż my te­raz, aby tak­że tym spo­so­bem upo­min­ki za­trzy­mać ich… – Rps. Bibl. Jag. Nr. 102. Vo­tum J. M. P. Stan Żół­kiew­skie­go A. D. 1616, k. 522.

a na­stęp­stwem tej od­mo­wy było, że w kil­ka lat po­tem (1512) uznał się on hoł­dow­ni­kiem Tur­cji.

W pół wie­ku póź­niej gro­ził Moł­daw­ji jesz­cze smut­niej­szy los: wo­je­wo­da Ste­fan VIII chciał przy­jąć Is­lam i pod­dać Moł­daw­ję pod bez­po­śred­nie pa­no­wa­nie Tur­cji. Obu­rze­ni tem bo­ja­ro­wie we­zwa­Ji po­mo­cy Mi­ko­ła­ja Sie­niaw­skie­go, het­ma­na po­lne­go, pil­nu­ją­ce­go po­łu­dnio­wych gra­nic Pol­ski. Sie­niaw­ski wkro­czył do Moł­daw­ji i nie cze­ka­jąc roz­ka­zów kró­lew­skich, osa­dził na tro­nie ho­spo­dar­skim Alek­san­dra IV. Ten przy­kład sa­mo­wol­ne­go osa­dza­nia ho­spo­da­rów na tro­nie moł­daw­skim zna­lazł nie­ba­wem gor­li­wych na­śla­dow­ców w moż­nych awan­tur­ni­kach, ja­ki­mi się wów­czas ro­iła Pol­ska. Nie­któ­rzy z nich mę­czeń­ską śmier­cią przy­pła­ci­li awan­tur­ni­cze swe wy­pra­wy, jak Dy­mitr Wi­śnio­wiec­ki, któ­ry zgi­nął w Stam­bu­le na haku, ale nie od­stra­sza­ło to in­nych od wy­praw po­dob­nych.

Dwo­ro­wi pol­skie­mu po­ko­jo­we sto­sun­ki z Tur­cją na­ka­zy­wa­ły za­cho­wy­wać się neu­tral­nie wo­bec tych wy­praw. Nie­raz za Zyg­mun­ta Au­gu­sta oświad­cza­li ho­spo­da­ro­wie go­to­wość zło­że­nia hoł­du kró­lo­wi i ko­ro­nie pol­skiej, ale rząd kró­lew­ski nie ko­rzy­stał z tego, aby nie na­ru­szać do­brych sto­sun­ków z Tur­cją, któ­ra się uwa­ża­ła za zwierzch­nicz­kę Moł­daw­ji Ste­fan Ba­to­ry, któ­ry po czę­ści tu­rec­kie­mu wpły­wo­wi za­wdzię­czał swo­je wy­nie­sie­nie na tron pol­ski, i na któ­re­go Por­ta spo­glą­da­ła jak­by na swe­go len­ni­ka, nie prze­czu­wa­jąc jego ta­jem­ni­czych za­mia­rów, zmu­szo­ny był na­wet śmier­cią uka­rać ko­zac­kie­go wa­taż­kę Iwa­na Pod­ko­wę, któ­ry za przy­kła­dem pa­nów pol­skich po­ku­sił się sa­mo­wol­nie o tron ho­spo­dar­ski. Za Zyg­mun­ta III zmie­nił się sto­su­nek Moł­daw­ji do Pol­ski na ko­rzyść tej ostat­niej, ale nie na dłu­go. Jan Za­moj­ski, jak­by wy­ko­ny­wa­jąc ta­jem­ne pla­ny Ba­to­re­go, dwie­ma wy­pra­wa­mi wo­ło­skie­mi od­zy­skał zwierzch­nic­two pol­skie nad Moł­daw­ją, a ku­sił się na­wet i o wcią­gnię­cie Mul­tan w za­kres tego zwierzch­nic­twa2, tak zaś umiał ko­rzy­stać ze współ­cze­snych kon­ste­la­cyj po­li­tycz­nych i z wro­gie­go sta­no­wi­ska wzglę­dem Tur­cji Mi­cha­ła Wiel­kie­go, wo­je­wo­dy mul­tań­skie­go, ro­ją­ce­go o utwo­rze­niu jed­ne­go pań­stwa z Mul­tan, Moł­daw­ji i Sied­mio­gro­du, że to roz­po­star­cie prze­zeń zwierzch­nic­twa pol­skie­go nad Moł­daw­ją, na któ­rej tro­nie osa­dzo­ny był wów­czas przy­ja­zny Pol­sce dom Mo­hy­łów,

1 ?ró­dła dzie­jo­we, t. X. Spra­wy wo­ło­skie za Ja­giel­lo­nów przez Alek­san­dra Ja­bło­now­skie­go.

* Bi­twa w Mul­ta­niech z Mi­cha­łem wo­je­wo­dą. Sta­roz. Pol­skie. Grab… t. I, str. 110.

nie wy­wo­ła­ło ze stro­ny Tur­cji zbroj­ne­go opo­ru. Ale po śmier­ci Za­moj­skie­go nie dłu­go się utrzy­ma­ło zwierzch­nic­two pol­skie w Moł­daw­ji. Tron moł­daw­ski stał się zno­wu ce­lem awan­tur­ni­czych wy­praw, któ­re na wła­sną rękę przed­się­bra­li (1612 i 1615) za­przy­jaź­nie­ni i spo­krew­nie­ni z Mo­hy­ła­mi Wi­śnio­wiec­ki, Ko­rec­ki i Po­toc­ki, a któ­re za­koń­czy­ły się krwa­wą klę­ską, przez Tur­ków im za­da­ną. Ale jak­kol­wiek wy­pra­wy te draż­ni­ły Por­te, po­bu­dza­ły ją do ze­msty, do pusz­cza­nia swo­ich char­tów ze smy­czy, nie do­le­ga­ły jej prze­cież tak bar­dzo, aby się czu­ła zmu­szo­ną wbrew tra­dy­cyj­nej po­li­ty­ce zwró­cić za­bor­czy oręż na Pol­skę. Do­ka­za­ły tego do­pie­ro mor­skie na­jaz­dy ko­zac­kie, któ­re tem były dla Tur­cji, czem na­pa­dy Ta­ta­rów dla Pol­ski.

Nie za­pusz­cza­jąc się w po­cząt­ki ko­za­czy­zny, dość jest przy­po­mnieć, że Ko­zac­two na po­łu­dnio­wych kre­sach Pol­ski, po­dob­nie jak i nad Do­nem, było bez­po­śred­niem na­stęp­stwem cią­głe­go po­go­to­wia zbroj­ne­go, w ja­kiem się te oko­li­ce mu­sia­ły znaj­do­wać od koń­ca XV w., to jest od cza­su, kie­dy Ta­ta­rzy krym­scy, prze­szedł­szy pod wła­dzę ce­sa­rzy tu­rec­kich, za­czę­li nie­ustan­ne­mi na­jaz­da­mi tra­pić są­sied­nie kra­je. W ukrad­ko­wym, dra­pież­nym spo­so­bie wo­jo­wa­nia, Ko­za­cy wie­le prze­ję­li od swo­ich na­tu­ral­nych wro­gów, ale pod wzglę­dem wa­lecz­no­ści prze­ści­gnę­li tych ostat­nich, bo pod­czas gdy Ta­ta­rzy byli tyl­ko lek­ką ka­wa­ler­ją, jak sza­rań­cza szyb­ko i gro­mad­nie pę­dzą­cą i roz­no­szą­cą spu­sto­sze­nie, ale nie­zdol­ną sta­wić opo­ru nie­tyl­ko li­czeb­nie rów­nym, ale na­wet słab­szym nie­raz si­łom nie­przy­ja­cie­la, Ko­za­cy jak­kol­wiek tak­że jako jaz­da nie sły­nę­li z wa­lecz­no­ści 1, umie­li za to, jako pie­cho­ta, wal­czyć do upa­dłe­go za oko­pem lub ta­bo­rem z wo­zów, albo wła­sne­mi środ­ka­mi stwo­rzyć so­bie flo­tę i na niej cu­dów wa­lecz­no­ści do­ka­zy­wać. Niż Dnie­pro­wy o roz­le­głych prze­strze­niach wod­nych, o wiel­kich wy­spach po­ro­słych la­sem i si­to­wiem, o licz­nych i groź­nych ka­ta­rak­tach, za­bez­pie­cza­ją­cych go od wtar­gnię­cia ob­cej flo­tyl­li, o mnó­stwie nie­do­stęp­nych kry­jó­wek i prze­smy­ków, był nie­tyl­ko wy­bor­nem schro­nie­niem, le­go­wi­skiem dla wo­jen­nej dru­ży­ny ko­zac­kiej, kto­rą od nie­go otrzy­ma­ła na­zwę Ni-żow­ców albo Za­po­roż­ców, ale za­ra­zem szko­łą mor­ską dla nich i do­star­czał ma­ter­ja­łu do szcze­gól­ne­go ro­dza­ju flo­ty­li, jaką po­sia­da­li.

Były to lek­kie, ale ob­szer­ne ło­dzie, mo­gą­ce po­mie­ścić od 50 do 70 lu­dzi. W pod­sta­wie tego stat­ku była łód­ka, wy­drą­żo­na z wierz-

1 Be­au­plan mówi o Ko­za­kach S'ils eto­ient aus­si va­iJ­Jants a che­val, qu'ils sont ä pied, j'es­ti­me qu'ils se­ro­ient in­vin­ci­bles. De­scrip­tion d'Ukra­ine Pa­ris 1661, p. 7.

bo­we­go lub li­po­we­go drze­wa, dłu­ga na stóp prze­szło 40, wierzch­nia zaś część stat­ku, do tej łód­ki przy­twier­dzo­na a roz­sze­rza­ją­ca się i wy­dłu­ża­ją­ca w mia­rę wy­so­ko­ści, zbu­do­wa­na była z de­sek, moc­no spo­jo­nych i ob­la­nych smo­łą, i wo­ko­ło jak­by wień­cem oto­czo­na gru­bym splo­tem trzcin, któ­re bro­ni­ły stat­ku od za­to­nię­cia, kie­dy się zbyt wie­le wody w nim na­bra­ło. Wy­so­kość tych ło­dzi się­ga­ła do 10–12 stóp, dłu­gość ich do­cho­dzi­ła stóp 60. Z po­wo­du tak wiel­kiej dłu­go­ści po­wo­li się ob­ra­ca­ły, aże­by więc temu za­ra­dzić, Ko­za­cy da­wa­li im po dwa ste­ry po obu koń­cach stat­ku. Z każ­dej stro­ny ło­dzi pra­co­wa­ło od 10 do 15 wio­seł, a wte­dy łódź ła­two wy­ści­gnąć mo­gła tu­rec­ką ga­le­rę. Mie­li też masz­ty i ża­gle, ale te ostat­nie, dość li­che, uży­wa­ne były tyl­ko pod­czas po­go­dy.

Ta­kie to ło­dzie bu­do­wa­li Ko­za­cy na Dnie­prze, nie­co ni­żej uj­ścia Czar­to­me­li­ka, w miej­scu gdzie Dniepr, roz­dra­bia­jąc się na mnó­stwo ka­na­łów, ob­le­wał nie­zli­czo­ną ilość wy­se­pek po­ro­słych trzci­ną i two­rzył ist­ny la­bi­rynt. Drze­wa do­star­cza­ły lasy, po­kry­wa­ją­ce wów­czas w wie­lu miej­scach pra­wy brzeg Dnie­pru, w oko­li­cach po­ro­hów, albo też nad­sa­mar­skie bory, któ­rych szcząt­ki znacz­ne do dziś jesz­cze po­zo­sta­ły 1. Kie­dy wy­pra­wa mor­ska mia­ła być przed­się­wzię­tą, tam się uda­wa­li mo­łoj­cy, ma­jąc w gro­nie swo­jem wie­lu wpraw­nych rze­mieśl­ni­ków i za­bie­ra­li się do ro­bo­ty. Dzie­li­li się na od­dzia­ły zwy­kle po 60 i każ­dy taki od­dział w prze­cią­gu 2–3 ty­go­dni wy­go­to­wy­wał sta­tek, o ja­kim wy­żej była mowa. Tym spo­so­bem, gdy cho­dzi­ło o ja­kąś więk­szą wy­pra­wę, i gdy więk­szą licz­bę ochot­ni­ków ścią­gnę­li, mo­gli w kil­ku­na­stu dniach stwo­rzyć flo­ty­lę o ośm­dzie­się­ciu, a na­wet stu ło­dziach.

Zwy­kle przed­się­bra­li te wy­pra­wy po Św. Ja­nie, kie­dy mo­rze Czar­ne naj­spo­koj­niej­sze, ale zda­rza­ło się nie­raz, że i w in­nej po­rze, mia­no­wi­cie na wio­snę, pusz­cza­li się na mo­rze. Cie­śle i ro­bot­ni­cy prze­obra­ża­li się w kor­sa­rzy, uzbra­ja­li się w sza­ble i strzel­by, bra­li po jed­nej ko­szu­li na zmia­nę, po sześć fun­tów pro­chu na czło­wie­ka, oło­wiu pod­do­stat­kiem, mie­li też cza­sem po kil­ka fal­ko­ne­tów, to jest ma­łych dzia­łek, na ło­dzi; za­pas su­cha­rów spo­czy­wał w dłu­giej be­czuł­ce na dnie. Tak się w ta­jem­ni­cy wśród la­bi­ryn­tu trzci­no­we­go przy­go­to­waw­szy na wy­pra­wę, pusz­cza­li się gro­mad­nie w dół Dnie­pru. Lo­dzie, wy­sta­ją­ce le­d­wie na 2 l2 sto­py nad wodą, su­nę­ły ci­cho po roz­le­głym ob­sza­rze Dnie­pru, jed­na przy dru­giej tak, źe się brze­ga­mi

1 M. Du­biec­ki. Kud­dak. Twier­dza kre­so­wa i jej oko­li­ce 1879 str. 33.

ocie­ra­ły o sie­bie. Na stat­ku, gdzie pły­nął do­wodz­cą wy­pra­wy, po­wie­wa­ła fla­ga. Był to zwy­kle trze­ci sta­tek z przo­du.

Tu­rec­kie ga­le­ry nie śmia­ły w górę Dnie­pru za­pusz­czać się da­lej jak na 3 lub 4 mile od uj­ścia, bo da­lej za­czy­nał się już ów la­bi­rynt, któ­ry sprzy­jał za­sadz­kom ko­za­ków. Żeby więc nie dać wy­pły­nąć flo­cie ko­zac­kiej na peł­ne mo­rze, cza­to­wa­ły pod wa­row­nym Ocza­ko­wem u uj­ścia Dnie­pru. Dla tego flo­ta ko­zac­ka, do­pły­nąw­szy do miej­sca, gdzie się za­czy­na­ło dla niej nie­bez­pie­czeń­stwo, za­trzy­my­wa­ła się i cze­ka­ła ciem­nych nocy przed no­wiem. Wte­dy do­pie­ro usi­ło­wa­ła prze­kraść się nie­po­strze­że­nie pod Ocza­ko­wem, a choć się jej to rzad­ko uda­wa­ło, prze­cież trud­no ją było w nocy zgo­nić, gdy nie wie­dzia­no do­kąd za­my­śla ude­rzyć. Wy­darł­szy się z szyi Dnie­pro­wej, szy­bo­wa­ła lo­tem pta­ka, tak, że w 36 do 40 go­dzin przy­pa­da­ła już do brze­gów Na­tol­ji. Ce­lem tych wy­praw były bo­gat­sze mia­sta czar­no­mor­skie, któ­re zna­gła za­sko­czo­ne, sta­wa­ły się zwy­kle ła­twym łu­pem roz­bój­ni­czej dru­ży­ny. Uda­wa­ło się też im nie­raz upo­lo­wać na peł­nem mo­rzu ga­le­rę tu­rec­ką. Uj­rzaw­szy ją w dzień na wid­no­krę­gu, przy­cza­ja­no się, skła­da­jąc masz­ty, i sil­nie wio­sło­wa­no, sta­ra­jąc się pod wie­czór ta­kie za­jąć wzglę­dem niej po­ło­że­nie, aby za­cho­dzą­ce słoń­ce mieć za sobą. Oko­ło pół­no­cy peł­nym lo­tem pusz­cza­no się ku ga­le­rze, ota­cza­no ją wień­cem i za­nim mo­gła strasz­nym dla ło­dzi ko­zac­kich grzmo­tem dział opę­dzić się od na­past­ni­ków, co się da­wa­ło prze­cho­wać w ło­dziach czę­sto za­le­wa­nych wodą, szedł wraz z ludź­mi na dno mo­rza1. Je­że­li flo­tyl­la ko­zac­ka była nie­zwy­kle licz­na, a ci­sza mor­ska, wstrzy­mu­ją­ca ruch ga­ler, sprzy­ja­ła jej ob­ro­tom, ośmie­la­ła się ona rzu­cać na kil­ka, kil­ka­na­ście i wię­cej okrę­tów tu­rec­kich. Hi­sto­ryk tu­rec­ki Na­ima, opi­su­jąc jed­ne z ta­kich bi­tew mor­skich, po­wia­da, iż zu­chwal­sze­go na­ro­du od ko­za­ków, mniej dba­ją­ce­go o ży­cie, mniej czu­ją­ce­go wstrę­tu do śmier­ci, na zie­mi zna­leźć nie­po­dob­na i że po­dług świa­dec­twa osób zna­ją­cych się na rze­czy ha­ła­stra ta zręcz­no­ścią i od­wa­gą w po­dob­ny eh na wo­dzie bi­twach strasz­niej­szą jest, niż inny ja­ki­kol­wiek na­ród *2. Ale zwy­cię­stwa ta­kie na mo­rzu dro­go opła­cać mu­sie­li ko­za­cy, sko­ro ga­le­ry mo­gły przy­wi­tać ich ogniem z dział. Be­au­plan utrzy­mu­je, że nie

1 Be­au­plan. De­scrip­tion d'Ukra­ine, Pa­ris 1661 sir. 58 i inne.

wię­cej jak jed­na trze­cia lub co naj­wy­żej po­lo­wa ich mo­gła się po ta­kiem spo­tka­niu cie­szyć zdo­by­tym łu­pem K

Naj­trud­niej­szą rze­czą był po­wrót na Sicz… bo pod Ocza­ko­wem cza­to­wa­ła zwy­kle na wra­ca­ją­cych flo­ta tu­rec­ka, a pod wodę trud­niej było prze­my­kać się niż z wodą. Dla­te­go obie­ra­no so­bie czę­sto inne dro­gi do po­wro­tu. Mia­no­wi­cie, za­trzy­my­wa­no się o 3–4 mile na za­chód od Ocza­ko­wa, gdzie był płyt­ki li­man mor­ski, wy­sia­da­no na brzeg, i brze­giem cią­gnię­to te ło­dzie w górę… a po­tem prze­cią­ga­no je po­wy­żej Ocza­ko­wa do Dnie­pru. Prócz tej dro­gi z po­wro­tem była inna jesz­cze, bez­piecz­niej­sza, ale znacz­nie dłuż­sza, mia­no­wi­cie przez mo­rze Azow­skie… po­tem rze­ką Miu­sem w górę, z rze­ki Mius lą­dem na prze­strze­ni mili do Ta­cza­wo­dy, któ­ra ich spro­wa­dza­ła przez Sa­ma­rę do Dnie­pru po­wy­żej po­ro­hów. Tą dro­gą rzad­ko po­wra­ca­no, ale cza­sa­mi tędy pusz­cza­no się na mo­rze, gdy dru­ży­na była nie­licz­na a spo­dzie­wa­ła się spo­tkać wie­le ga­ler tu­rec­kich pod Ocza­ko­wem-'. Kie­dy wresz­cie uda­ło się po­wra­ca­ją­cym Ko­za­kom ujść cza­tu­ją­cych ga­ler, lub zwy­cię­sko się z nie­mi roz­pra­wić, wieź­li łupy swo­je – w po­sta­ci bro­ni róż­ne­go ka­li­bru, re­ałów hisz­pań­skich, ce­ki­nów arab­skich, dro­gich ko­bier­ców, zło­to­gło­wiu, ma­te­ryj je­dwab­nych i in­nych wy­ro­bów wschod­nich, – wieź­li do swe­go la­bi­ryn­tu… udzie bu­do­wa­no ło­dzie, i tam je ukry­wa­li, skąd miej­sce to no­si­ło na­zwę skarb­ni­cy woj­sko­wej – 8.

Wy­pra­wy te już przy koń­cu XVI wie­ku przy­bra­ły groź­ne roz­mia­ry. W r. 1589.spa­li­li i splą­dro­wa­li ko­za­cy kil­ka miast tu­rec­kich na pół­noc­nym brze­gu mo­rza Czar­ne­go, co tak obu­rzy­ło suł­ta­na Amu­ra­ta IlI. że na­tych­miast wy­po­wie­dział woj­nę Pol­sce i le­d­wie po­śred­nic­twu po­sła an­giel­skie­go i so­len­nym za­pew­nie­niom Po­la­ków, iż te na­pa­dy się nie po­wtó­rzą, uda­ło się tę woj­nę za­że­gnać. Z pa­mięt­ni­ków Ery­ka Las­so­ty, ce­sar­skie­go po­sła do Si­czy, wie­my, że w r. 1593 przed­się­bra­li w znacz­nej licz­bie mor­ską wy­pra­wę do Bia­ło­gro­du, a w rok po­tem het­man ich Boh­dan Mi­ko­szyń­ski wy­ru­szy!z 1300 Ko­za­ka­mi na on czaj­kach pod Ocza­ków, aby wzbro­nić cha­no­wi krym­skie­mu, dą­żą­ce­mu do Wę­gier, prze­pra­wy przez Dniepr, co mu sic zresz­tą nie uda­ło. Po po­gro­mie Na­le­waj ki, wsku­tek za­pew­ne zmniej­sze­niu się licz­by Ko­za­ków za­po­ro­skich, przez ja­kiś

1 Be­au­plan, 60. 2 Be­au­plan 1. c. 3 Be­au­plan – 24-.

czas nic nie sły­chać o tych wy­pra­wach, ale już w r. 1606, ko­rzy­sta­jąc z za­wi­chrzeń w Rze­czy­po­spo­li­tej, na­je­cha­li Ko­za­cy War­nę i dzie­sięć ga­ler na­ła­do­wa­nych to­wa­rem za­bra­li. Nie­ba­wem.po woj­nie mo­skiew­skiej licz­ba Ko­za­ków ni­żo­wych znacz­nie wzro­sła2, a ich duch awan­tur­ni­czy i żąd­ny łupu, ostat­nią woj­ną jesz­cze bar­dziej roz­bu­dzo­ny, zwró­cił się zno­wu ku mor­skim wy­pra­wom. W r. 1613 dwa razy pusz­cza­li się na mo­rze Czar­ne, a ce­lem tych wy­praw były mia­sta krym­skie, któ­rych kil­ka zwo­jo­wa­li. Tur­cy, dla uka­ra­nia na­past­ni­ków i ode­bra­nia im ocho­ty do dal­szych wy­praw po­dob­nych, wy­sła­li flo­tę, któ­ra się za­sa­dzi­ła pod Ocza­ko­wem, któ­rę­dy z po­wro­tem mie­li pły­nąć Ni­żow­cy. Ale to pa­dło prze­ciw­nie, po­wia­da Żół­kiew­ski, bo co ich Tur­cy mie­li gro­mić, przy­dy­ba­li oni Tur­ków nie­ostroż­nych noc­nem dzie­łem i po­gro­mi­li ich tam w tym por­cie, ga­ler sześć, cza­jek nie­ma­ło poj­ma­li3. Sła­wa tego zwy­cię­stwa sze­ro­ko się ro­ze­szła po Ukra­inie i sta­ła się wa­bią­cą po­nę­tą dla lu­dzi ukra­in­nych na Niż. W Por­cie wzbu­dzi­ła ona gniew nie­ma­ły na Pol­skę, i pol­ski po­seł, któ­ry się w mie­siąc po tym po­gro­mie zna­lazł w Kon­stan­ty­no­po­lu, mu­siał się ostrych wy­mó­wek i po­gró­żek na­słu­chać od ów­cze­sne­go wiel­kie­go we­zy­ra. Ten do­ma­gał się od Pol­ski sta­now­cze­go za­pew­nie­nia, iż na przy­szłość się już nic po­dob­ne­go nie po­wtó­rzy4, i wy­słał be­gler­be­ga ru­mel­skie­go z woj­skiem ku gra­ni­cy Rze­czy­po­spo­li­tej.

Na­stęp­ny rok 1614 sta­no­wi waż­ną erę w dzie­jach mor­ski-h wy­praw ko­zac­kich. Do­tych­czas trzy­ma­li się oni pół­noc­nych brze­gów mo­rza Czar­ne­go i tyl­ko te brze­gi na­wie­dza­li; w tym roku, za­chę­ce­ni przez zbie­głych z Ana­tol­ji jeń­ców, przed­się­wzię­li na lek­kich czaj­kach zu­chwa­łą wy­pra­wę przez śro­dek mo­rza Czar­ne­go na brze­gi azja­tyc­kie. Pierw­sza wy­pra­wa na wio­snę nie uda­ła się, bu­rza roz­pę­dzi­ła ich ło­dzie, nie­ma­ło po­to­pi­ła, a nie­któ­rych mo­rzem na brzeg wy­rzu­co­nych Tur­cy po­bi­li i poj­ma­li. Ale za to dru­ga, w sierp­niu tego roku przed­się­wzię­ta, okry­ła sie nad­zwy­czaj­nem… jak­kol­wiek nie­trwa­łem,

1 Żół­kiew­ski w r. 1596, ści­ga­jąc zbun­to­wa­nych Ko­za­ków, pi­sze w li­ście do kró­la o kil­ku­dzie­się­ciu czół­nach ko­zac­kich któ­re­mi cho­dzić zwy­kli na mo­rze. Bie­low­ski. Pi­sma Stan. Żół­kiew­skie­go 149 et.

2 Ob­mo­wy na sej­mi­ku po­wia­to­wym 1614, Bie­low­ski 507.

3 Bie­low­ski 1. c.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: