- W empik go
Historja wojny chocimskiej (1621) - ebook
Historja wojny chocimskiej (1621) - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 407 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
(1621)
JÓZEF TRETIAK
HISTORJA
WOJNY CHOCIMSKIEJ
(1621)
WYDANIE NOWE, PRZEJRZANE PRZEZ AUTORA I OZDOBIONE DZIEWIĘCIU RYCINAMI
KRAKÓW 1921
KRAKOWSKA SPÓŁKA WYDAWNICZA
ipowskiego.
SŁOWO WSTĘPNE DO PIERWSZEGO WYDANIA.
Od czasu bitwy grunwaldzkiej aż do zwycięskiej odsieczy, przyniesionej Wiedniowi przez króla Jana, nie było w dziejach Polski wypadku wojennego, któryby tyle blasku zlał na oręż polski, ile tak zwana wojna chocimska 1621 r. Były bezwątpienia w tym trzech-wiekowym prawie przeciągu czasu czyny orężne, o wiele korzystniejsze dla narodu w swoich następstwach, lub też lepiej świadczące o dzielności żołnierza polskiego, ale nie okryły się taką sławą, jak wojna chocimska. Złożyło się na to kilka przyczyn. Ze wszystkich wojen, jakie Polska prowadziła, wojna z Turcją największe budziła zajęcie w Europie, ponieważ Turcja była najpotężniejszem państwem militarnem i najwięcej miała wrogów wśród państw chrześcijańskich. Tym razem wojna polsko-turecka-tem większa zwracała na siebie uwagę, że na czele potężnej armji niewiernych stawał sam cesarz turecki, rojący wielkie plany zaborcze. Wreszcie świetności powodzeniu oręża polskiego niemało przydałała okoliczność, że zabłysnęło ono na posępnem tle katastrofy cecorskiej, po której bezpośrednio nastąpiło. Wszystkie te względy podnosiły urok zwycięstwa chocimskiego za granicą. Szczegółowe relacje o tej wyprawie przekładano na języki odległych ludów europejskich1, a wśród południowych Słowian tak wielkie budziła wrażenie, że posłużyła im za temat do bohaterskiego poematu (Gundulicza: Osman, śpiewanie witezko). W kraju do powyższych przyczyn uroku przybywała inna -
1 Na język hiszpański przełożony został diarjusz Tytlewskiego p… t.: Relacion diaria de las guerras tendidas entre Polacos y Turcas los annos 1620–21; na włoski Zbigniewskiego pod tyt.: Relazione delia guerra tra la Serenissima Maesta di Polonia et il potentissimo Imperatore dei Turchi, tatta nell'anno 1621. Nella quale s'intendono diverse battaglie, scaramuccie et assaltW. Teki Naruszewicza. T. 112. Nr. 94.
Wojna chocimska 1
jeszcze. Od niepamiętnych czasów nie stawała u progów Polski tak wielka siła zbrojna, nie groziło jej tak wielkie niebezpieczeństwo. Potrzeba było wytężyć wszystkie siły: wytężono je i odparto wroga. Łatwo więc zrozumieć, jak silne i radosne wrażenie wywarł ten wypadek na ogóle szlacheckim, jaką duma napawało naród zwycięstwo odniesione nad najpotężniejszym wrogiem, jak milo było szlachcie, wyszedłszy z groźnego niebezpieczeństwa, rozglądać się w przebytych trudach, niepokojach i zapasach. Bardzo też prędko po owem zwycięstwie zwrócono się do papieża Grzegorza XV z prośbą o ustanowienie święta pamiątkowego i papież, chętnie nachylając się do tej prośby, w breve Decet Romanum Pontificem, wydanem dnia 23 czerwca 1623 ustanowił na pierwszy rok po ogłoszeniu owego breve święto uroczyste, a na następne lata, na wieczne czasy, publiczne modlitwy z procesją i litanją1.
0
Śmiało powiedzieć można, że żaden wypadek wojenny w dziejach Polski nie uwiecznił się w tylu opisach współczesnych, nie wywołał tak obfitej literatury, jak wojna chocimska. Opisywano ją wierszem i prozą, po polsku i po łacinie, w urywkowo pisanych diarjuszach i w większych utworach historycznych. Ze współczesnych aż pięciu opiewało ją wierszem polskim: Jan Bojanowski (Nau-machja chocimska, Jarosław 1622 in 4°); Bartłomiej Zimoro-wicz {Pamiątka wojny tureckiej r. 1621, Kraków 1623 in 4°); Piotr Napolski, czyli właściwiej Jan Żabczyc (Krwawy Mars narodu sarmackiego 1618 in 4°), Jan Rudomina pod imieniem Fryderyka Warsuchtig {Diarjusz prawdziwej ekspedycji przeciw Osmanowi odprawowanej. 1640 in 40)2, Samuel Twardowski w poemacie p… t: Władysław IV, król polski. Wreszcie współczesnym był i Sarbiewski, który uczcił tę wyprawę w swoich łacińskich odach (lib. W 4). Wiadomo, że nie na nim kończy się szereg poetów, którzy opiewali wojnę chocimską i że główni przedstawiciele poezji polskiej w XVII i XVIII w., Potocki i Krasicki, stworzyli na ten, temat dwie epopeje, tak charakterystycznie różniące się od siebie, noszące na sobie tak wybitne piętno wieków, co je wydały.
–-
1 Zob. Ks. Stan. Chodyński. Pamięć wieczna Wojny Chocimskiej w nabożeństwie kościelnem. Włocławek 1909 (broszurka).
2 Cztery pierwsze utwory, wymienione przez Żegotę Paulego w przedmowie do – Pamiętników o wojnie chocimskiej (Kraków 1853, str. VI i VII), są rzadkością bibliograficzną, której nie udało mi się znaleźć ani we Lwowie., ani w Krakowie.
Współczesnych relacyj prozą pisanych było więcej, niż rymowanych, jakkolwiek nie wszystkie one były współcześnie drukowane, nie wszystkie i dziś jeszcze doczekały się druku. Do drukowanych należą: Diarjusz Prokopa Zbigniewskiego (Adversaria albo terminata sprawy wojennej, która się toczyła w wołoskiej ziemi etc.) wydany w r. 1621, Jana Ostroroga (Wojna wołoska od cesarza tureckiego etc.) wydany w r. 1622 w Poznaniu, oba przedrukowane w Pamiętnikach Paulego, a pierwszy z nich w kilka lat potem powtórnie przez Aleksandra Batowskiego (Żurkowski. Żywot Tomasza Zamojskiego 1860), któremu się zdawało, że ma do czynienia z nieznanym diarjuszem; Macieja Tytlewskiego (Narratio de proeliis etc. 1623) diarjusz napisany na podstawie Ostroroga, przełożony współcześnie na język hiszpański, a w późniejszych czasach przez Samuela Wieliczkę na język ruski, przyczem Wieliczko uzupełnił go jakimś latopisem kozackim1; diarjusz Jakóba Sobieskiego, częściowo wydrukowany przez Naruszewicza przy Historji J. K. Chodkiewicza, następnie w całości, ale z licznemi błędami w Rozmaitościach naukowych w Krakowie 1829, (gdzie autor jest Sobie-kurskim nazwany), wreszcie w Pamiętnikach o wojnie chocimskiej Paulego. Dwa inne drukowane diarjusza nie dadzą się oznaczyć imieniem autorskiem; są to: Diarjusz wojny tureckiej r. 1621, ogłoszony w Starożytnościach polskich Grabowskiego (Kraków 1840, t. I, str. 131–147) i tak zwany Diarjusz Lubomirskiego, wydany w Pamiętnikach Paulego. Niektóre z tych diarjuszów w szczególności Sobieskiego i Zbigniewskiego, przechowały się w licznych odpisach, niekiedy skracanych lub uzupełnianych. Tak diarjusz Zbigniewskiego uzupełniony był przez Piotra Napolskiego i nosił tytuł: Druga gwałtowna i szczęśliwa potrzeba Najjaśniejszego Władysława królewicza polskiego i szwedzkiego z sułtanem Osmanem… opisana przez Prokopa Zbigniewskiego solide przez Piotra Napolskiego2. Diarjusz Sobieskiego w niektórych odpisach nie jest pełnym i właśnie z tych niepełnych odpisów przedrukował go Pauli 3. Wreszcie z diarjusza Ostroroga
1 Lelopiś sobytyj S. Wieliczka, Kijów 1848, t. I w dodatkach.
2 Bps. Bibl. Ossol. Nr. 187 i 188. W Tekach Naruszewicza diarjusz Zbigniewskiego dwa razy jest podany (nie licząc przekładu włoskiego), a mianowicie w t… lli pod numerami 45 i 131.
3 U Paulego między innemi brak ustępów p… t.: Asekuracja Kozakom jaka' i Instrukcja panu Zielińskiemu z obozu do obozu'. Te ustępy znaleźć można w rękopisach Bibl. Ossol. Nr. 47 i 198.
robiono wyciągi łacińskie, dodając do nich skądinąd czerpane wiadomości 1
Zupełnie niedrukowanych diarjuszów miałem cztery pod ręką: wszystkie z muzeum XX. Czartoryskich w Krakowie. Trzy pierwsze bezimiennie umieszczone w Tekach Naruszewicza (t. 111, Nr. 129, t. ± Nr. 1 i 129) przynoszą wiele ciekawych i barwnych szczegółów z życia obozowego; jeden z nich (t. 112, Nr. 1) w wielu wyrażeniach zgodny z diarjuszem Zbigniewskiego. Czwarty diarjusz Marchockiego (Rps. Bibl. Czart. Nr. 345, pag. 149) pisany z relacji dwóch synowców autora, Adama i Krzysztofa, mało jest zajmującym.
Rzecz niewątpliwa, że pod względem historycznej wartości pierwsze miejsce między diarjuszami należy się diarjuszowi Sobieskiego, który jako komisarz Rzpltej, biorący udział we wszystkich naradach wojennych, jako pełnomocnik do zawierania pokoju z Turkami, wreszcie jako pośrednik w traktowaniu z Kozakami, był wtajemniczony we wszystkie ważniejsze sprawy i odgrywał w nich sani znaczącą rolę; prawy zaś charakter i trzeźwy a żywy umysł wojewodzica lubelskiego tem cenniejszym czynią diarjusz jego. Drugie miejsce pod względem historycznej wartości przypada diarjuszowi, którego Naruszewicz nie znał, a którego autorstwo Pauli przypisał Stanisławowi Lubomirskiemu. W istocie są w tym diarjuszu bardzo ważne dokumenta, z kancelarji hetmańskiej zaczerpnięte i świadczące, że autorem jego był któś bardzo zbliżony do osoby Hetmana Wielkiego, ale są też i wyraźne wskazówki, że nim nie był pomocnik hetmański, Lubomirski. Tak n… p… w diarjuszu tym (Pauli 85) autor, mówiąc o pewnej wycieczce nocnej polskiego wojska powiada: Nie mogła się ta czata skojarzyć, jeśli dla niezgody, albo dla nieposłuszeństwa, albo dla bojaźni cudzej? nie wiem. Tak samo na str. 95 nie wie on, dlaczego nie poszła czata, wysłana przez królewicza do Kamieńca po żywność, jednem słowem nie wie tego, o czem wiedział Sobieski, a o czem Lubomirski z urzędu swego tem bardziej musiał wiedzieć. 1 to, co mówi autor diarjusza o ukaraniu swywolników obozowych (str. 81) również, sądzę, świadczy przeciwko mniemaniu zasłużonego wydawcy Pamiętników o wojnie chocimskiej. Cześć dla św. Michała, przebijająca się w diarjuszu, a którą Pauli na poparcie swego mniemania wskazuje, była właściwą nie samemu Lubomir
1 Diarius seu gesta in castris polonicis in Valachia contra Turcarum Imperatorem. Teki Naruszewicza, t. 112, Nr. 2 i Rps. Bibi. Ossol. Nr, 204.
skiemu; wszakże to i Chodkiewicz założył w Nieświeżu kościół, poświęcony czci tego wojownika niebios. Co się zaś tyczy okoliczności, że na jednym z odpisów znalazło się nazwisko Lubomirskiego, to i ta małego jest znaczenia: znam właśnie jeden z odpisów diarjusza Sobieskiego (Rps. Bibl. Ossol. Nr. 47), na którym najuroczyściej w tytule położone jest nazwisko Lubomirskiego, jako autora. Jak odpisy diarjuszów są mętne i błędami zasiane, tak mętne też były wyobrażenia przepisywaczy o autorach diarjuszów. Mniemanie, że Lubomirski był autorem jednego z diarjuszów stąd zapewne powstało, że czasem po diarjuszu, niejako w dalszym jego ciągu, umieszczano listę zbiegów wojskowych, ogłoszoną zaraz po wojnie przez Lubomirskiego i jego podpisem opatrzoną u dołu. Przepisywacz, znalazłszy to nazwisko pod listą złączoną z diarjuszem, nie sięgał dalej i przypisywał hetmanowi autorstwo diarjusza.
Inne mniemanie Paulego, dotyczące diarjuszów, wymaga bardziej stanowczego sprostowania. Mówiąc w przedmowie o diarjuszach, na które się powołuje Naruszewicz, wymienia jeden z nich jako przykład i nazywa go Diarjuszem Smolika porucznika hetmańskiego. Taki djarjusz nie istniał nigdy, ani też nie wspomina o nim Naruszewicz. Błędne mniemanie Paulego powstało z niedokładnego odczytania pewnego przypisku u Naruszewicza l.
Po diarjuszach wkrótce ukazały się liczne opracowania historyczne w języku łacińskim, między któremi należy się pod każdym względem pierwszeństwo dziełu Jakóba Sobieskiego Commentariorum Chotinensis belli libri tres. Dantisci 1646. Prócz Sobieskiego ze współczesnych opisywał tę wojnę J. J. Petrycy (Rerum in Polonia ac praecipue belli cum Osmano gesti historia. Cracoviae 1637), Wassenberg w swojem dziele Gestorum Vladislai IV Pars I Gedani 1643, Kobierzycki w swojej Historia Vladislai IV, wreszcie Piasecki w swojej kronice. Z nowszych historyków aż trzech opowiadało tę
1 Historja J. K. Chodkiewicza T. II, str. 192 (wyd. Turowskiego). Naruszewicz, opowiadając podług diarjusza Sobieskiego o pewnem starciu naszej czaty z Mołdawianami i o tem, że postrzelono jej dwóch ludzi, wymienia tych dwóch ludzi w przypisku, który brzmi: Pacholika pana Smolika i porucznika hetmańskiego. Diarjusz. Pauli w dziwnem przeoczeniu zrozumiał, że tu Naruszewicz cytuje diarjusz jakiegoś Smolika. Tymczasem Naruszewicz diarjuszem bez bliższych określeń nazywa wszędzie diarjusz Sobieskiego, jako diarjusz par excellence, i w istocie w diarjuszu Sobieskiego (Pauli 115), czytamy ustęp: Pacholika jedno p. Smolikowskiego (powinno być Smolikowego) postrzelono i porucznika jmci p… hetmana polnego*.
wojnę obszerniej: Naruszewicz w Historji J. K. Chodkiewicza, Niemcewicz w Panowaniu Zygmunta III i M. Dzieduszycki w dziele: Krótki rys dziejów i spraw Lisowczyków. Ale praca Naruszewicza, oparta na obfitym materjale rękopiśmiennym, który się przechował w jego Tekach, nie doprowadza historji wojny chocimskiej do końca, tylko ją urywa ze śmiercią Chodkiewicza. Niemcewicz w wymienionem dziele swojem daje wprawdzie całkowity obraz tej wojny, ale praca jego pod względem krytyki historycznej stoi niżej od pracy Naruszewiczowskiej, a w retoryczności stylu i panegirycznym nastroju o wiele ją prześciga. Dzieduszycki wreszcie, niewolny także od retoryczności I panegiryzmu, jakkolwiek pomimo te wady dał dość żywy i malowniczy obraz tej wojny, użył go przecież tylko za tło dla swoich Lisowczyków, na nich, na ich sprawy, jak to wymagał plan jego książki, zlał pełne światło, resztę spraw i czynów wojennych usuwając na dalsze plany, wskutek czego naturalnie pełnego obrazu wojny dać nie mogł. Prócz tego u wszystkich tych trzech autorów za mało jest uwydatnioną główna przyczyna wojny, a jeszcze mniej ścisły związek, jaki zachodzi między ową wojną a wewnętrznemi kozacko-polskiemi stosunkami i walką religijną na Rusi.
W pracy, którą przedsięwziąłem, chodziło mi nietylko o rzetelne a żywe odmalowanie wypadków, które poezja i tradycja takim otoczyła blaskiem, ale i o to, aby w tym obrazie uwydatnić politykę polską na Wschodzie, tak zewnętrzną względem osmańskiego państwa i jego hołdowników, Tatarów, jak wewnętrzną względem kozaczyzny. Materjał miałem obfity pod ręką, tak w wymienionych już diarjuszach i kronikach, jak w zbiorach listów Żółkiewskiego, Jerzego Zbaraskiego, Krzysztofa Radziwiłła, w żywotach Tomasza Zamojskiego (Żurkowski) i Lwa Sapiehy (Kognowicki), w Relacjach nuncjuszów apostolskich, w relacjach posła francuskiego na dworze tureckim de Cesy, zawartych w Turgeniewa Monumenta Russiae historica, w Collectaneach Sękowskiego, w materjałach wydanych przez Kulisza przy jego Istorji wozsojedlnienja Rusi, w Dodatkach do rozprawy X. Liskego o klęsce cecorskiej (Dziennik literacki 1869), we współczesnych pismach dyzunickich polemiczno-religijnych i w wielu innych dzieiach, na które się powołuję w ciągu mej pracy. ?ródeł rękopiśmiennych, również w miarę potrzeby wymienianych, dostarczyły mi: Bibljoteka Zakładu Ossolińskich we Lwowie, Muzeum XX. Czartoryskich i Bibjoteka uniw. Jagiellońskiego w Krakowie. Szcze golnie obfitego a nowego materjału rękopiśmiennego dostarczyła ta ostatnia w rękopisie Nr. 2. Jest to księga in folio, zawieraiącą 309 kart liczbowanych i zapisanych (oprócz nieliczbowanych i niezapisanych), a na pergaminowej oprawie nosząca napis: Ada diplomate anni 1621 et 1622. Są tu w odpisach instrukcje dla postów wysyłanych za granicę w r. 1621 w sprawie wojennej pomocy przeciw Turkom, listy Zygmunta w tej sprawie do papieża, cesarza i innych panujących, listy tegoż króla do wpływowych osobistości zagranicznych, jakoteż do najrozmaitszych osób w kraju, przeważnie w sprawach, zostających w związku z wojną chocimską; listy cesarza do Zygmunta III i wiele innych dyplomatycznych pism z lat 1621 i 1622.
PRZEDMOWA DO DRUGIEGO WYDANIA.
Pierwsze wydanie Historji Wojny Chocimskiej r. 1621 ukazała się we Lwowie w r. 1889 i przyjęte było bardzo przychylnie nietylko przez literacką krytykę, ale i przez tak fachowych znawców, jak Korzon (Przegląd literacki. Dodatek do Kraju 1889 Nr. 50 str. 9-10), albo W. Czerniak (Kwartalnik Hist. 1890 str. 179–181), a nawet w obozie historyków ruskich, zapatrujących się na dzieje tej wojny z zupełnie innego punktu widzenia, niż polska historjo-grafja, przyznano tej pracy rzadką bezstronność w przedstawieniu wypadków (N. M. Kijewskaja Starina T. XXIX str. 388–9).
Książka była oddawna w handlu księgarskim wyczerpaną, ale zajęty prawie wyłącznie pracą w dziedzinie historycznoliterackiej, die myślałem dotychczas o nowem jej wydaniu. Ale nadchodzi trzechsetna rocznica sławnego czynu wojennego, a przypada na czasy, w których dawny duch rycerski Polaków odżywa i okrywa się nowemi świetnemi laurami, na czasy, do których doskonale dadzą się zastosować słowa wieszcza, włożone w usta Podkomorzemu z Pana Tadeusza:
Jest sława, a więc będzie i Rzeczpospolita! Zawzdy z wawrzynów drzewo wolności wykwita.
Więc jakże nie dać młodym wojownikom sposobności do porównywania swoich czynów z dawnemi? A przytem kuszącą jest analogja w skojarzeniu sił, walczących z wrogiem cywilizacji chrześcijańskiej, wtedy Turkiem, dzisiaj bolszewikiem. Wtedy odnieśli Polacy zwycięstwo nad groźnym dla całej Europy wrogiem, dzięki przyciągnięciu do siebie sił kozackich, w których, w danej chwili, nad anarchizmem czerni kozackiej przeważył element ładu i rozumu politycznego, uosobiony w postaci Sahajdacznego; dziś zwycięstwo nad bolszewizmem, wrogim zarówno Polsce, jak i Ukrainie, zależy od tego, czy w tej ostatniej znajdą sie żywioły państwowotwórcze zdolne kierować nawą młodziutkiego państwa w duchu tego najdzielniejszego wodza kozackiego i najwierniejszego sprzymierzeńca Polski Pierwsze wydanie nie miało wcale ilustracyj; do obecnego dodanych jest kilka rycin, wyobrażających główne postaci wojennego dramatu i parę głównych miejsc teatru wojny. Z dodatków opuszczono dwa obszerniejsze i jeden krótszy, wszystkie podrzędnego znaczenia. Są to dwa diarjusze z Tek Naruszewicza (T. 112 Nr. 1. i Nr. 129) i Skrypt Wewellemu (z tegoż tomu Tek Nr. 37).
IV Krakowie, 20 maja 1920.
Autor.
I.
?ródła wojny.
Stosunki Polski z Turcją w XVI w. – Przyczyny zatargów: Tatarzy, Mołdawja, Kozacy. – Flotyla kozacka. – Najazdy morskie Kozaków. – Przeciwdziałanie Turków. – Ugoda buszańska. – Komisja Olszańska. – Komisja rastawicka.– Wojowniczy duch Osmana i wielkiego wezyra. – Stosunek Żółkiewskiego do
Kozaków. – Wyprawa cecorska.
Przez cały wiek XVI przyjazne stosunki wiązały Polskę z Turcją. Polityka dwóch pierwszych Zygmuntów nie dawała się wciągać w przymierza antytureckie, a Stefan Batory, choć nosił w duszy wielką myśl zaczepnej wojny z Turcją, zabrał tę myśl z sobą do przedwczesnego grobu. Wraz z całą Europą lękano się w Polsce groźnej potęgi Osmanów i wyzywać jej nie śmiano. We wszystkich trzech elekcjach po wygaśnięciu Jagiellonów wpływ Turcji, której przedewszystkiem chodziło o to, żeby ani dom rakuski, ani car moskiewski nie zasiadł na tronie polskim, silnie zaważył na elekcyjnej szali. I Turcy nie mieli ochoty do wojowania z Polską. Kraj ubogi, odległy, mało przedstawiał ponęt dla zaborczego ducha Osmanów, daleko mniej niż bogate i bliskie Węgryl. Nie lękano się też potęgi
1 Twardowski (Przeważna Legacja etc. Kraków 1639 str. 226) powtarza za Hussejnem wezyrem następujące słowa Solimana:
Jako gdyby z Polaki przyszło mu wojować,
Wolał ich mieć przyjaciół, niżeli zhołdować.
I do rzeczy. Bo i co po ziemi nam goły?
Któraby tylko żubry pasła i bawoły?
Bez uprawy i ludzi?…
Bo acz oni wysoko niosą się i zdobią,
Rzeczą samą ubodzy, szkarłatów nie robią,
Złota w górach nie kopią, morskich konch nie znają,
Ani z żerów morwiowych jedwabiu zbierają.
Cóż tam tedy za korzyść?
polskiej, znając naprzód pokojową i niedaleko patrzącą politykę polską, a powtóre mając pod swemi rozkazami Tatarów krymskich, trzymanych, jak powiadał Żółkiewski, Jak etety na smyczy i gotowych za każdem poszczuciem wpaść w kraje rzeczypospolitej.
Ten pokojowy stosunek już w XVI w., ale jeszcze silniej na początku XVII w. nadwerężały trzy rzeczy. Naprzód owe ciągłe napady Tatarów, powtóre niejasny i niestały stosunek zależności Mołdawji z jednej strony względem Turcji, z drugiej względem Polski, wreszcie napady Kozaków zaporoskich na posiadłości tureckie.
Najazdy tatarskie stanowią jedne z najsmutniejszych kart w dziejach Polski. Konieczność nakazywała dobyć wszystkich sił i zakończyć z wrogiem, który czyhał na pierwszą sposobność, aby wpaść do Polski, palić, grabić i mordować, a potem ujść bezkarnie przed nadchodzącą obroną i u którego chwilowe odetchnienie i bezpieczeństwo trzeba było kupować upominkami. Konieczność ta nigdy może silniej nie dawała się uczuwać jak za Zygmunta III; patrjotyczne głosy Wereszczyńskiego (Publika i inne pisma), Grabowskiego (Polska niżna), Palczowskiego (O Kozakach), a przedewszystkiem Starowolskiego, gorąco domagały się zupełnego zniesienia Tatarów perekopskich, lub przynajmniej silnego uregulowania obrony granicznej za pomocą wojennej kolonizacji. Ale ogół szlachecki w Polsce, leniwy z nałogu do wszelkich wysileń wojennych, które mu przerywały spokojne używanie złotych swobód i wczasów, spoglądał na te napady, jak na klęskę, której radykalnie nie można było zaradzić. Gdyby te najazdy tatarskie jednakowo dawały się uczuwać całemu narodowi, byłoby się może prędzej czy później powszechne wyrobiło przeświadczenie o konieczności ostatecznego rozprawienia się z Tatarami, ale nie, klęska ta spadała zawsze na jedne i te same prowincje; inne, wolne od niej, nie brały jej tak żywo jak tamte do serca, tembardziej, że niepodległości państwa napady te zdawały się nie zagrażać. Rząd nie znajdował innej rady nad bezskuteczne skargi wytaczane przed dworem tureckim i nad ujmowanie Tatarów upominkami i nie czuł, jak to nadwerężało jego powagę. Nawet Żółkiewski, którego o brak poświęcenia obwiniać nie można, a który był jednym z niewielu wtajemniczonych w wielkie zamiary króla Stefana, nawet i on radził, aby się trzymać dawnego sposobu 1
1 Jako historje piszą od trzech set lat siła nam szkody czyni ten nieprzyjaciel… A cóż na to czynili przodkowie W. K. M…? Sposób naleźli przez pakta ich ująć i upominki zatrzymawać. Zdać się to contumeliosum, ale tempori
Zależność Mołdawji, zwanej u uas powszechnie Wołoszczyzną, od Polski sięgała bardzo dawnych czasów, i wypływała z geograficznego jej położenia, niskiego stopnia kultury i politycznej słabości. Oddzielona od Rusi polskiej łatwym do przebycia Dniestrem, związana z Polską stosunkami handlowemi, nierównie słabsza politycznie a mająca wspólnych nieprzyjaciół, naprzód w Tatarach, potem w Turkach, musiała garnąć się pod opiekę bliskiego a silnego organizmu politycznego, jakim już była Polska w zawiązkach hospodarstwa wołoskiego. To też już pierwszy wojewoda mołdawski Dragosz składa hołd Kazimierzowi W. Za Wład. Jagiełły hołdownictwo to utrwaliło się, ale polityka jego następców, począwszy od Kazim. Jagiellończyka, nie umiała skorzystać z tego utrwalenia i wobec groźnie wzrastającej potęgi tureckiej i wynikających stąd zawikłań na wschodzie, okazała się nieudolną do stałego utrzymania Mołdawji w ścisłej zależności od Polski. Kazimierz Jagiellończyk, zaniedbując bronić północnych brzegów morza Czarnego, pozwalając Bajazetowi II zająć w roku 1484 Kilję i Białogród i w pięć lat potem zawierając z nim traktat, sam przygotował niejako przewagę półksiężyca w Mołdawji. Zaraz też ze śmiercią jego zmienił się stosunek Mołdawji do Polski. Wojewoda Stefan Wielki, świadek zwycięstw Bajazeta II. nie widząc w Polsce dostatecznej siły do powstrzymania zaborczego oręża osmańskich władców, zwrócił się z hołdem do najstarszego Jagiełłowicza, Władysława, zasiadającego na tronie węgierskim i czeskim. Niezręczna polityka Olbrachta, jego nieszczęsna wyprawa wołoska, jeszcze gorsze miała następstwa, bo popchnęła wojewodów mołdawskich do szukania sprzymierzeńca w nieprzyjaciołach krzyża, a na Polskę straszliwe ściągnęła spustoszenia i zmusiła króla polskiego do milczącego zrzeczenia się zwierzchnictwa nad Mołdawją: w traktacie Stefana z Janem Olbrachtem 1499 o hołdzie niema ani wzmianki. Pomimo to Zygmuntowi I otwierały się widoki ścisłego skojarzenia Mołdawji z Polską zapomocą związków małżeńskich: następca Stefana, Bohdan, prosił o rękę jego siostry Elżbiety. Ale Zygmunt nie nalegał na siostrę, aby poświęciła osobiste upodobania dla dobra kraju, a Elżbiecie nie chciało się odegrać roli Jadwigi. Bohdan jako chłop sprośny i jednooki nie podobał się pannie, servire, necessitati parere, sapientis est… Ja też rozumiem co przodkowie naszy którzy byli gotowszy na tego nieprzyjaciela, niż my teraz, aby także tym sposobem upominki zatrzymać ich… – Rps. Bibl. Jag. Nr. 102. Votum J. M. P. Stan Żółkiewskiego A. D. 1616, k. 522.
a następstwem tej odmowy było, że w kilka lat potem (1512) uznał się on hołdownikiem Turcji.
W pół wieku później groził Mołdawji jeszcze smutniejszy los: wojewoda Stefan VIII chciał przyjąć Islam i poddać Mołdawję pod bezpośrednie panowanie Turcji. Oburzeni tem bojarowie wezwaJi pomocy Mikołaja Sieniawskiego, hetmana polnego, pilnującego południowych granic Polski. Sieniawski wkroczył do Mołdawji i nie czekając rozkazów królewskich, osadził na tronie hospodarskim Aleksandra IV. Ten przykład samowolnego osadzania hospodarów na tronie mołdawskim znalazł niebawem gorliwych naśladowców w możnych awanturnikach, jakimi się wówczas roiła Polska. Niektórzy z nich męczeńską śmiercią przypłacili awanturnicze swe wyprawy, jak Dymitr Wiśniowiecki, który zginął w Stambule na haku, ale nie odstraszało to innych od wypraw podobnych.
Dworowi polskiemu pokojowe stosunki z Turcją nakazywały zachowywać się neutralnie wobec tych wypraw. Nieraz za Zygmunta Augusta oświadczali hospodarowie gotowość złożenia hołdu królowi i koronie polskiej, ale rząd królewski nie korzystał z tego, aby nie naruszać dobrych stosunków z Turcją, która się uważała za zwierzchniczkę Mołdawji Stefan Batory, który po części tureckiemu wpływowi zawdzięczał swoje wyniesienie na tron polski, i na którego Porta spoglądała jakby na swego lennika, nie przeczuwając jego tajemniczych zamiarów, zmuszony był nawet śmiercią ukarać kozackiego watażkę Iwana Podkowę, który za przykładem panów polskich pokusił się samowolnie o tron hospodarski. Za Zygmunta III zmienił się stosunek Mołdawji do Polski na korzyść tej ostatniej, ale nie na długo. Jan Zamojski, jakby wykonywając tajemne plany Batorego, dwiema wyprawami wołoskiemi odzyskał zwierzchnictwo polskie nad Mołdawją, a kusił się nawet i o wciągnięcie Multan w zakres tego zwierzchnictwa2, tak zaś umiał korzystać ze współczesnych konstelacyj politycznych i z wrogiego stanowiska względem Turcji Michała Wielkiego, wojewody multańskiego, rojącego o utworzeniu jednego państwa z Multan, Mołdawji i Siedmiogrodu, że to rozpostarcie przezeń zwierzchnictwa polskiego nad Mołdawją, na której tronie osadzony był wówczas przyjazny Polsce dom Mohyłów,
1 ?ródła dziejowe, t. X. Sprawy wołoskie za Jagiellonów przez Aleksandra Jabłonowskiego.
* Bitwa w Multaniech z Michałem wojewodą. Staroz. Polskie. Grab… t. I, str. 110.
nie wywołało ze strony Turcji zbrojnego oporu. Ale po śmierci Zamojskiego nie długo się utrzymało zwierzchnictwo polskie w Mołdawji. Tron mołdawski stał się znowu celem awanturniczych wypraw, które na własną rękę przedsiębrali (1612 i 1615) zaprzyjaźnieni i spokrewnieni z Mohyłami Wiśniowiecki, Korecki i Potocki, a które zakończyły się krwawą klęską, przez Turków im zadaną. Ale jakkolwiek wyprawy te drażniły Porte, pobudzały ją do zemsty, do puszczania swoich chartów ze smyczy, nie dolegały jej przecież tak bardzo, aby się czuła zmuszoną wbrew tradycyjnej polityce zwrócić zaborczy oręż na Polskę. Dokazały tego dopiero morskie najazdy kozackie, które tem były dla Turcji, czem napady Tatarów dla Polski.
Nie zapuszczając się w początki kozaczyzny, dość jest przypomnieć, że Kozactwo na południowych kresach Polski, podobnie jak i nad Donem, było bezpośredniem następstwem ciągłego pogotowia zbrojnego, w jakiem się te okolice musiały znajdować od końca XV w., to jest od czasu, kiedy Tatarzy krymscy, przeszedłszy pod władzę cesarzy tureckich, zaczęli nieustannemi najazdami trapić sąsiednie kraje. W ukradkowym, drapieżnym sposobie wojowania, Kozacy wiele przejęli od swoich naturalnych wrogów, ale pod względem waleczności prześcignęli tych ostatnich, bo podczas gdy Tatarzy byli tylko lekką kawalerją, jak szarańcza szybko i gromadnie pędzącą i roznoszącą spustoszenie, ale niezdolną stawić oporu nietylko liczebnie równym, ale nawet słabszym nieraz siłom nieprzyjaciela, Kozacy jakkolwiek także jako jazda nie słynęli z waleczności 1, umieli za to, jako piechota, walczyć do upadłego za okopem lub taborem z wozów, albo własnemi środkami stworzyć sobie flotę i na niej cudów waleczności dokazywać. Niż Dnieprowy o rozległych przestrzeniach wodnych, o wielkich wyspach porosłych lasem i sitowiem, o licznych i groźnych kataraktach, zabezpieczających go od wtargnięcia obcej flotylli, o mnóstwie niedostępnych kryjówek i przesmyków, był nietylko wybornem schronieniem, legowiskiem dla wojennej drużyny kozackiej, ktorą od niego otrzymała nazwę Ni-żowców albo Zaporożców, ale zarazem szkołą morską dla nich i dostarczał materjału do szczególnego rodzaju flotyli, jaką posiadali.
Były to lekkie, ale obszerne łodzie, mogące pomieścić od 50 do 70 ludzi. W podstawie tego statku była łódka, wydrążona z wierz-
1 Beauplan mówi o Kozakach S'ils etoient aussi vaiJJants a cheval, qu'ils sont ä pied, j'estime qu'ils seroient invincibles. Description d'Ukraine Paris 1661, p. 7.
bowego lub lipowego drzewa, długa na stóp przeszło 40, wierzchnia zaś część statku, do tej łódki przytwierdzona a rozszerzająca się i wydłużająca w miarę wysokości, zbudowana była z desek, mocno spojonych i oblanych smołą, i wokoło jakby wieńcem otoczona grubym splotem trzcin, które broniły statku od zatonięcia, kiedy się zbyt wiele wody w nim nabrało. Wysokość tych łodzi sięgała do 10–12 stóp, długość ich dochodziła stóp 60. Z powodu tak wielkiej długości powoli się obracały, ażeby więc temu zaradzić, Kozacy dawali im po dwa stery po obu końcach statku. Z każdej strony łodzi pracowało od 10 do 15 wioseł, a wtedy łódź łatwo wyścignąć mogła turecką galerę. Mieli też maszty i żagle, ale te ostatnie, dość liche, używane były tylko podczas pogody.
Takie to łodzie budowali Kozacy na Dnieprze, nieco niżej ujścia Czartomelika, w miejscu gdzie Dniepr, rozdrabiając się na mnóstwo kanałów, oblewał niezliczoną ilość wysepek porosłych trzciną i tworzył istny labirynt. Drzewa dostarczały lasy, pokrywające wówczas w wielu miejscach prawy brzeg Dniepru, w okolicach porohów, albo też nadsamarskie bory, których szczątki znaczne do dziś jeszcze pozostały 1. Kiedy wyprawa morska miała być przedsięwziętą, tam się udawali mołojcy, mając w gronie swojem wielu wprawnych rzemieślników i zabierali się do roboty. Dzielili się na oddziały zwykle po 60 i każdy taki oddział w przeciągu 2–3 tygodni wygotowywał statek, o jakim wyżej była mowa. Tym sposobem, gdy chodziło o jakąś większą wyprawę, i gdy większą liczbę ochotników ściągnęli, mogli w kilkunastu dniach stworzyć flotylę o ośmdziesięciu, a nawet stu łodziach.
Zwykle przedsiębrali te wyprawy po Św. Janie, kiedy morze Czarne najspokojniejsze, ale zdarzało się nieraz, że i w innej porze, mianowicie na wiosnę, puszczali się na morze. Cieśle i robotnicy przeobrażali się w korsarzy, uzbrajali się w szable i strzelby, brali po jednej koszuli na zmianę, po sześć funtów prochu na człowieka, ołowiu poddostatkiem, mieli też czasem po kilka falkonetów, to jest małych działek, na łodzi; zapas sucharów spoczywał w długiej beczułce na dnie. Tak się w tajemnicy wśród labiryntu trzcinowego przygotowawszy na wyprawę, puszczali się gromadnie w dół Dniepru. Lodzie, wystające ledwie na 2 l2 stopy nad wodą, sunęły cicho po rozległym obszarze Dniepru, jedna przy drugiej tak, źe się brzegami
1 M. Dubiecki. Kuddak. Twierdza kresowa i jej okolice 1879 str. 33.
ocierały o siebie. Na statku, gdzie płynął dowodzcą wyprawy, powiewała flaga. Był to zwykle trzeci statek z przodu.
Tureckie galery nie śmiały w górę Dniepru zapuszczać się dalej jak na 3 lub 4 mile od ujścia, bo dalej zaczynał się już ów labirynt, który sprzyjał zasadzkom kozaków. Żeby więc nie dać wypłynąć flocie kozackiej na pełne morze, czatowały pod warownym Oczakowem u ujścia Dniepru. Dla tego flota kozacka, dopłynąwszy do miejsca, gdzie się zaczynało dla niej niebezpieczeństwo, zatrzymywała się i czekała ciemnych nocy przed nowiem. Wtedy dopiero usiłowała przekraść się niepostrzeżenie pod Oczakowem, a choć się jej to rzadko udawało, przecież trudno ją było w nocy zgonić, gdy nie wiedziano dokąd zamyśla uderzyć. Wydarłszy się z szyi Dnieprowej, szybowała lotem ptaka, tak, że w 36 do 40 godzin przypadała już do brzegów Natolji. Celem tych wypraw były bogatsze miasta czarnomorskie, które znagła zaskoczone, stawały się zwykle łatwym łupem rozbójniczej drużyny. Udawało się też im nieraz upolować na pełnem morzu galerę turecką. Ujrzawszy ją w dzień na widnokręgu, przyczajano się, składając maszty, i silnie wiosłowano, starając się pod wieczór takie zająć względem niej położenie, aby zachodzące słońce mieć za sobą. Około północy pełnym lotem puszczano się ku galerze, otaczano ją wieńcem i zanim mogła strasznym dla łodzi kozackich grzmotem dział opędzić się od napastników, co się dawało przechować w łodziach często zalewanych wodą, szedł wraz z ludźmi na dno morza1. Jeżeli flotylla kozacka była niezwykle liczna, a cisza morska, wstrzymująca ruch galer, sprzyjała jej obrotom, ośmielała się ona rzucać na kilka, kilkanaście i więcej okrętów tureckich. Historyk turecki Naima, opisując jedne z takich bitew morskich, powiada, iż zuchwalszego narodu od kozaków, mniej dbającego o życie, mniej czującego wstrętu do śmierci, na ziemi znaleźć niepodobna i że podług świadectwa osób znających się na rzeczy hałastra ta zręcznością i odwagą w podobny eh na wodzie bitwach straszniejszą jest, niż inny jakikolwiek naród *2. Ale zwycięstwa takie na morzu drogo opłacać musieli kozacy, skoro galery mogły przywitać ich ogniem z dział. Beauplan utrzymuje, że nie
1 Beauplan. Description d'Ukraine, Paris 1661 sir. 58 i inne.
więcej jak jedna trzecia lub co najwyżej polowa ich mogła się po takiem spotkaniu cieszyć zdobytym łupem K
Najtrudniejszą rzeczą był powrót na Sicz… bo pod Oczakowem czatowała zwykle na wracających flota turecka, a pod wodę trudniej było przemykać się niż z wodą. Dlatego obierano sobie często inne drogi do powrotu. Mianowicie, zatrzymywano się o 3–4 mile na zachód od Oczakowa, gdzie był płytki liman morski, wysiadano na brzeg, i brzegiem ciągnięto te łodzie w górę… a potem przeciągano je powyżej Oczakowa do Dniepru. Prócz tej drogi z powrotem była inna jeszcze, bezpieczniejsza, ale znacznie dłuższa, mianowicie przez morze Azowskie… potem rzeką Miusem w górę, z rzeki Mius lądem na przestrzeni mili do Taczawody, która ich sprowadzała przez Samarę do Dniepru powyżej porohów. Tą drogą rzadko powracano, ale czasami tędy puszczano się na morze, gdy drużyna była nieliczna a spodziewała się spotkać wiele galer tureckich pod Oczakowem-'. Kiedy wreszcie udało się powracającym Kozakom ujść czatujących galer, lub zwycięsko się z niemi rozprawić, wieźli łupy swoje – w postaci broni różnego kalibru, reałów hiszpańskich, cekinów arabskich, drogich kobierców, złotogłowiu, materyj jedwabnych i innych wyrobów wschodnich, – wieźli do swego labiryntu… udzie budowano łodzie, i tam je ukrywali, skąd miejsce to nosiło nazwę skarbnicy wojskowej – 8.
Wyprawy te już przy końcu XVI wieku przybrały groźne rozmiary. W r. 1589.spalili i splądrowali kozacy kilka miast tureckich na północnym brzegu morza Czarnego, co tak oburzyło sułtana Amurata IlI. że natychmiast wypowiedział wojnę Polsce i ledwie pośrednictwu posła angielskiego i solennym zapewnieniom Polaków, iż te napady się nie powtórzą, udało się tę wojnę zażegnać. Z pamiętników Eryka Lassoty, cesarskiego posła do Siczy, wiemy, że w r. 1593 przedsiębrali w znacznej liczbie morską wyprawę do Białogrodu, a w rok potem hetman ich Bohdan Mikoszyński wyruszy!z 1300 Kozakami na on czajkach pod Oczaków, aby wzbronić chanowi krymskiemu, dążącemu do Węgier, przeprawy przez Dniepr, co mu sic zresztą nie udało. Po pogromie Nalewaj ki, wskutek zapewne zmniejszeniu się liczby Kozaków zaporoskich, przez jakiś
1 Beauplan, 60. 2 Beauplan 1. c. 3 Beauplan – 24-.
czas nic nie słychać o tych wyprawach, ale już w r. 1606, korzystając z zawichrzeń w Rzeczypospolitej, najechali Kozacy Warnę i dziesięć galer naładowanych towarem zabrali. Niebawem.po wojnie moskiewskiej liczba Kozaków niżowych znacznie wzrosła2, a ich duch awanturniczy i żądny łupu, ostatnią wojną jeszcze bardziej rozbudzony, zwrócił się znowu ku morskim wyprawom. W r. 1613 dwa razy puszczali się na morze Czarne, a celem tych wypraw były miasta krymskie, których kilka zwojowali. Turcy, dla ukarania napastników i odebrania im ochoty do dalszych wypraw podobnych, wysłali flotę, która się zasadziła pod Oczakowem, którędy z powrotem mieli płynąć Niżowcy. Ale to padło przeciwnie, powiada Żółkiewski, bo co ich Turcy mieli gromić, przydybali oni Turków nieostrożnych nocnem dziełem i pogromili ich tam w tym porcie, galer sześć, czajek niemało pojmali3. Sława tego zwycięstwa szeroko się rozeszła po Ukrainie i stała się wabiącą ponętą dla ludzi ukrainnych na Niż. W Porcie wzbudziła ona gniew niemały na Polskę, i polski poseł, który się w miesiąc po tym pogromie znalazł w Konstantynopolu, musiał się ostrych wymówek i pogróżek nasłuchać od ówczesnego wielkiego wezyra. Ten domagał się od Polski stanowczego zapewnienia, iż na przyszłość się już nic podobnego nie powtórzy4, i wysłał beglerbega rumelskiego z wojskiem ku granicy Rzeczypospolitej.
Następny rok 1614 stanowi ważną erę w dziejach morski-h wypraw kozackich. Dotychczas trzymali się oni północnych brzegów morza Czarnego i tylko te brzegi nawiedzali; w tym roku, zachęceni przez zbiegłych z Anatolji jeńców, przedsięwzięli na lekkich czajkach zuchwałą wyprawę przez środek morza Czarnego na brzegi azjatyckie. Pierwsza wyprawa na wiosnę nie udała się, burza rozpędziła ich łodzie, niemało potopiła, a niektórych morzem na brzeg wyrzuconych Turcy pobili i pojmali. Ale za to druga, w sierpniu tego roku przedsięwzięta, okryła sie nadzwyczajnem… jakkolwiek nietrwałem,
1 Żółkiewski w r. 1596, ścigając zbuntowanych Kozaków, pisze w liście do króla o kilkudziesięciu czółnach kozackich któremi chodzić zwykli na morze. Bielowski. Pisma Stan. Żółkiewskiego 149 et.
2 Obmowy na sejmiku powiatowym 1614, Bielowski 507.
3 Bielowski 1. c.