Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Historya literatury rzymskiej za Rzeczypospolitej - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Historya literatury rzymskiej za Rzeczypospolitej - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 587 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA.

Z ludź­mi, o któ­rych mó­wię w tej książ­ce, ob­co­wa­łem bar­dziej lub mniej za­ży­le przez ży­cie całe, byli oni mi cza­sem radą, za­wsze po­krze­pie­niem i po­cie­chą. Nie po­wie­dzia­łem dziś o nich ostat­nie­go sło­wa, bom prze­cie jako je­den z tych li­ści, o któ­rych Ho­mer wspo­mi­na, po­rów­ny­wu­jąc z nimi krót­ko­wiecz­ne po­ko­le­nia śmier­tel­nych. A oni tak­że ostat­nie­go sło­wa o so­bie mi nie po­wie­dzie­li, bo to wła­śnie jest ce­chą i war­to­ścią tych sta­rych au­to­rów, że każ­da epo­ka o co in­ne­go ich się pyta, cze­go in­ne­go w nich szu­ka, a oni za­wsze na od­po­wiedź go­to­wi i nig­dy nie za­wo­dzą swo­ich mi­ło­śni­ków.

Po­rwa­łem się na rzecz trud­ną. W dzie­dzi­nie tak opra­co­wa­nej i prze­ora­nej zbyt dużo no­wych rze­czy po­wie­dzieć nie moż­na; ale też nie o to cho­dzi, lecz ra­czej o to, aby wy­ni­ki do­tych­cza­so­we­go ba­da­nia ob­jąć i wy­czer­pać. A da­lej o to, aby dla na­sze­go czy­tel­ni­ka to uwy­dat­nić, co do na­szych my­śli i uczuć w rzym­skiem pi­śmien­nic­twie szcze­gól­nie prze­ma­wia. Fra­zes o una­ro­do­wie­niu na­uki, uży­wa­ny i nad­uży­wa­ny zbyt czę­sto, tyl­ko o tyle może mieć pew­ną do­nio­słość i zna­cze­nie, o ile usu­nie­my bra­ki na­szej li­te­ra­tu­ry i po­sta­ra­my się o książ­ki pol­skie, któ­re jed­nak mu­szą z eu­ro­pej­ską na­uką ści­sły za­cho­wać zwią­zek.

tę na­ukę uprzy­stęp­niać i po­głę­biać. Szko­łę una­ra­da­wia się pra­cą, nie pu­ste­mi sło­wa­mi.

W pi­sa­niu tem wal­ne mi od­da­ły usłu­gi dzie­ła obce. Nie wspo­mną tu o daw­niej­szych li­te­ra­tu­rach, prze­waż­nie in­wen­ta­ry­zu­ją­cych. W dru­giej do­pie­ro po­ło­wie dzie­więt­na­ste­go wie­ku na­stą­pi­ła prze­mia­na w tej dzie­dzi­nie i zwrot na lep­sze. Mom­m­sen zmy­słem swo­im hi­sto­rycz­nym i nad­zwy­czaj­ną by­stro­ścią oży­wił po­sta­cie rzym­skiej li­te­ra­tu­ry. Przed­sta­wił on je na tle dzie­jów i tem sa­mem pod wie­lu wzglę­da­mi do lep­sze­go ich zro­zu­mie­nia się przy­czy­nił. Wiel­ka na­uka wy­ja­śnia­ła nie­jed­ną za­gad­kę ułam­ko­we­go pi­śmien­nic­twa, a tem­pe­ra­ment pi­sa­rza umiał tchnąć ży­cie w oso­bi­sto­ści od­le­głych wie­ków. Ale ten tem­pe­ra­ment na­mięt­ny był tak­że pew­nych zbo­czeń przy­czy­ną; Mom­m­se­no­wi brak było mia­ry w są­dzie po­li­tycz­nym i li­te­rac­kim. Po­wo­do­wa­ny wraż­li­wo­ścią, jed­nych prze­ce­niał nie­co, in­nych nie­do­ce­niał lub zgo­ła nie­spra­wie­dli­wie okre­ślił. Póź­niej­sze ba­da­nia i dzie­ła na­pro­sto­wa­ły te sądy; wpływ jed­nak Mom­m­se­na na ca­łej tej dzie­dzi­nie od­tąd za­wa­żył. Bo jędr­ne jego: Ades­so par­la wo­bec daw­nych wie­ków i lu­dzi wy­rze­czo­ne, ka­za­ło na­wet ta­kim au­to­rom do nas prze­ma­wiać, któ­rzy w po­szar­pa­nych ułam­kach się za­cho­wa­li.

Z póź­niej­szych dzieł za­słu­gu­ją na wy­róż­nie­nie Teuf­fel'a: Ge­schich­te der römi­schen Lit­te­ra­tur (5 wyd. 1890 Lipsk), któ­ra nie­ba­wem wyj­dzie w opra­co­wa­niu po­now­nem. Książ­ka to bar­dzo su­mien­na, trzeź­wa, w ogól­nych prze­glą­dach zna­ko­mi­ta; dzie­ło Mar­ci­na Schanz'a wie­lo­to­mo­we (ostat­nie wyd. pierw­szej i dru­giej czę­ści, w Lip­sku 1907 i 1909) chce być barw­niej­szem, po­czyt­niej­szem, ale nie ma spo­koj­ne­go, traf­ne­go sądu i sma­ku pra­cy Teuf – fel'a. Zato ba­da­nia now­sze uwzględ­nił Schanz w ca­łej peł­ni i su­mien­nie. – Krót­ki prze­gląd li­te­ra­tu­ry rzym­skiej przez Fry­de­ry­ka Leo (Kul­tur der Ge­gen­wart, 2 wyd. z r. 1907) daje w sze­ro­kich li­niach ob­raz roz­wo­ju, po­trą­ca o wie­le kwe­styi za­sad­ni­czych i głęb­szych, a sąd au­to­ra jest pra­wie za­wsze traf­nym i bar­dzo spra­wie­dli­wym. Za­rys pi­śmien­nic­twa pió­ra Nor­de­na po­ja­wi się w naj­bliż­szych cza­sach. – Z ksią­żek fran­cu­skich od­zna­cza się ob­szer­na pra­ca La­mar­re: Hi­sto­ire de la lit­téra­tu­re la­ti­ne, Pa­ris 1902, z wło­skich dzie­ła Oc­cio­ni'ego i Ra­mo­ri­no.

Wśród dzieł spe­cy­al­nych o sa­mej po­ezyi na szcze­gól­ną wzmian­kę za­słu­gu­je pra­ca an­giel­ska Sel­lar'a, The ro­man po­ets of the re­pu­blic, Oxford 1889. Ob­szer­ne dzie­ło Ot­to­na Rib­beck'a, Ge­schich­te der röm. Dich­tung (I 1894; II, 1889; III, 1892) jest grun­tow­nem, ale nie wy­ka­zu­je tego po­czu­cia po­ezyi, któ­re dla pra­cy Sel­lar'a jest zna­mien­nem. Wśród fran­cu­skich prac od­zna­cza się sta­re dzie­ło Pa­tin'a, Étu­des sus la po­ésie la­ti­ne wy­kwint­nym sma­kiem; książ­ka Fry­de­ry­ka Ples­sis: La po­ésie la­ti­ne (Pa­ryż 1909) grze­szy bra­kiem syn­te­tycz­nych, ogól­nych roz­dzia­łów, choć zresz­tą nie jest bez za­słu­gi. Syn­te­za jest tyl­ko we wstę­pie, w któ­rym au­tor, uj­mu­jąc się za ge­niu­szem ła­ciń­skim, wo­bec lek­ce­wa­żą­cych gło­sów, któ­re przez pe­wien czas od­zy­wa­ły się w Niem­czech, cy­tu­je sło­wa Paw­ła Tho­mas: Cest le génie fran­ca­is que l'on vise à tra­vers le génie la­tin et ce de­da­in pour la lit­téra­tu­re de Romę a la méme so­ur­ce que la to­uchan­te can­deur, avec la­qu­el­le on proc­la­me l'iden­ti­te du génie hel­le­ni­que et du génie al­le­mand.

Dla pro­zy rzym­skiej waż­ne­mi są dzie­ła Cu­che­val Ber­ger, Hi­sto­ire de l'élo­qu­en­ce la­ti­ne Pa­ris 1881 i Tar­ta­ra: I pre­cur­so­ri di Ci­ce­ro­ne 1888. Hi­sto­ry­ogra­fię przed – sta­wił Wach­smuth w dzie­le: Ein­le­itung in das Stu­dium der al­ten Ge­schich­te, do po­zna­nia roz­wo­ju pro­zy dał peł­no przy­czyn­ków Nor­den w dzie­le: Die an­ti­ke Kun­st­pro­sa 1909.

Inne książ­ki cy­to­wa­łem przy po­je­dyn­czych roz­dzia­łach. Po­sta­no­wi­łem jed­nak prze­waż­nie się ogra­ni­czyć tyl­ko do ksią­żek naj­waż­niej­szych i pod­sta­wo­wych, a po­mi­nąć ba­da­nia szcze­gó­łów do­ty­czą­ce. Bo pi­sa­łem rzecz nie­tyl­ko dla fi­lo­lo­gów z fa­chu, któ­rzy w ra­zie po­trze­by zaj­rzą do dzieł ogól­nych, re­je­stru­ją­cych su­mien­nie bi­blio­gra­fię. My­śla­łem jed­nak w pierw­szym rzę­dzie o fi­lo­lo­gach, któ­rych przy stu­dy­um kla­sycz­nem nie tyl­ko na­dzie­ja chle­ba oży­wiać po­win­na, lecz i wia­ra go­rą­ca, że sama ta na­uka jest chle­bem dla spo­łe­czeń­stwa, a da­lej mi­łość sta­ro­żyt­no­ści, jako rze­czy ży­wej i ży­cio­daj­nej. Je­że­li zaś czy­tel­ni­ko­wi, w in­nej pra­cu­ją­ce­mu dzie­dzi­nie, przy­po­mnę lata mło­do­ści i tych z mło­do­ści zna­jo­mych, je­że­li w nim obu­dzę wąt­pli­wość, czy słusz­nie tym lu­dziom nie­gdyś na ła­wie szkol­nej może zło­rze­czył, a na­to­miast myśl mu na­su­nę, że ci sta­rzy prze­cież są jesz­cze ży­wy­mi, to mi się ta pra­ca naj­so­wi­ciej opła­ci. A gdy­by kto na­wet się­gnął po kla­sycz­ne­go au­to­ra, to znaj­dzie w nim swo­ją na­gro­dę; przez od­no­wie­nie zna­jo­mo­ści z lat chło­pię­cych sam się od­mło­dzi i stwier­dzi ze zdu­mie­niem, że nie­jed­no zda­nie sta­ro­żyt­nych, któ­re mu kie­dyś może pu­stym wy­da­wa­ło się mo­ra­łem, jest peł­nem tre­ści, z praw­dy ży­cia się po­czę­ło i wśród błą­dzeń ży­cia dro­gę wska­zać może.

Książ­ka ta czy­ta­nia au­to­rów nie za­stą­pi. Wiel­kich ułam­ków, wy­ję­tych z pi­sa­rzy, przy­ta­czać nie mo­głem, bo pra­ca tego ro­dza­ju ma do au­to­rów pro­wa­dzić, a nie od­gry­wać roli an­to­lo­gii. Zna­mien­nych jed­nak dla każ­de­go pi­sa­rza ry­sów i my­śli nie po­mi­ną­łem, a po­da­łem je w ory­gi­na­le ła­ciń­skim lub w tło­ma­cze­niu. Prze­kła­dać mu­sia­łem sam; je­że­li w sku­tek po­ści­gu za do­słow­no­ścią wdzięk albo dźwięcz­ność ory­gi­na­łu nie­kie­dy szwank po­nio­sły, to pro­szę o po­błaż­li­wość.

Na­stęp­ną część, je­że­li Bóg da zdro­wie, a lu­dzie do­syć cza­su zo­sta­wią, w przy­szłym roku przy­go­to­wać za­my­ślam. Obej­mie ona bo­ga­tą pro­zę z cza­sów cy­ce­roń­skich i Cy­ce­ro­na sa­me­go. A da­lej? Czło­wiek nie śmie wię­cej obie­cy­wać, więc chy­ba to stwier­dzi, że na ra­zie nie brak mu ocho­ty, aby się­gnąć w cza­sy póź­niej­sze.

Pi­sa­łem rzecz ni­niej­szą w la­tach cięż­kich, w któ­rych na­ro­do­we i oso­bi­ste cio­sy szły po so­bie w jed­nym sze­re­gu, w cza­sach, w któ­rych bez­he­ro­icz­na re­wo­lu­cya wschod­nia ohyd­nym koń­czy­ła się ban­dy­ty­zmem, w roku wy­własz­cze­nia i ca­łe­go chó­ru zło­rze­czeń na imię pol­skie, w roku śmier­ci ś… p. An­drze­ja Po­toc­kie­go i wstręt­nych gło­sów tych, któ­rzy mor­der­cę sła­wi­li, unie­win­nia­li i unie­win­ni­li. Chro­ni­łem się więc do pra­cy, któ­ra nie­sie w smut­kach ulgę, a tym bar­dziej czło­wie­ka przy­ku­wa, je­że­li z niej dla wła­snej du­szy i du­szy na­ro­du pew­ne mogą wy­nik­nąć po­żyt­ki. A nie wąt­pię, że jędr­ność rzym­ska na­da­je się do tego, aby wzmoc­nić, skrze­pić umy­sły i cha­rak­te­ry, że ja­sność ła­ciń­ska sku­tecz­nie zdo­ła prze­ciw­dzia­łać bra­kom do­kład­no­ści i nie­do­stat­kom ja­sno­ści w my­ślach, pra­cach i uczu­ciach na­ro­du. Mic­kie­wicz mó­wił kie­dyś o krze­pią­cym w ocho­cie bal­sa­mie rzym­skim, a po my­śli Mic­kie­wi­cza książ­kę tę mło­dzie­ży pol­skiej po­świę­cam. Je­że­li zaś na­sza wspa­nia­ła po­ezya rwie nad po­zio­my, uskrzy­dla nam my­śli i du­sze, to ob­co­wa­nie z du­chem Rzy­mu, Göthe­go Ge­ist der Erde, skrze­pi nasz sąd no­szą mę­skie lub żeń­skie na­zwi­ska. Są to ra­czej moce niż mo­ca­rze. Brak kształ­tu­ją­cej fan­ta­zyi w tem się do­bit­nie ujaw­nia. Ujaw­nia się on i w czem in­nem. Imio­na grec­kie świad­czą o pew­nym wyż­szym po­lo­cie my­śli; do­wo­dem tego licz­ne imio­na z przy­rost­kiem kles zło­żo­ne, jak So­pho­kles, Pe­ri­kles, Ago­ra­sto­kles, przy­po­mi­na­ją­ce na­szych Bo­le­sła­wów, Mie­czy­sła­wów i t… p., a da­lej całe mnó­stwo imion od nazw bo­gów uro­bio­nych, jak Apol­lo­nius, Apol­lo­do­rus, Dio­ny­sius, Dio­ge­nes i t… p. U Rzy­mian pew­na, rzec­by moż­na, ame­ry­kań­ska trzeź­wość i w imio­nach i w na­zwi­skach 'wi­docz­na. Słu­żą one tyl­ko do tego, aby in­dy­wi­dua po­zna­czyć i od­róż­nić. Peł­no imion po­bra­no z li­czeb­ni­ków jak Qu­in­tus, Se­xtus, De­ci­mus; peł­no na­zwisk od stra­wy, któ­rą się na­ród ży­wił, jak Fa­bius (Gro­chow­ski), Por­cius (Świ­nar­ski), Vi­tel­lius (Cie­lec­ki), albo znów od liczb, jak w Se­xtius, Octa­vius, No­nius, De­cius, albo wresz­cie od bar­wy wło­sów lub cia­ła, jak Al­bius, Fla­vius, Ru­ti­lius i t… p. Ten sam brak lot­niej­szej fan­ta­zyi wi­docz­nym jest w przy­dom­kach, jak Ci­ce­ro, Piso, w na­zwach mie­się­cy, któ­re po­rząd­ko­wą licz­bą ozna­cza­ne w bez­barw­nym idą po so­bie sze­re­gu, jak Qu­inc­ti­lis, Se­xti­lis, Sep­tem­ber, Octo­ber, No­vem­ber, De­cem­ber. Pew­na woj­sko­wa dys­cy­pli­na, któ­ra ra­czej li­czy, niż od­róż­nia in­dy­wi­dua, prze­bi­ja w tej no­men­kla­tu­rze.

Chłop­skie­go ro­zu­mu miał Rzy­mia­nin dużo; głów­ne jego za­ję­cie, rol­nic­two, za­bar­wi­ło jego ję­zyk. Cha­rak­te­ry­stycz­nem jest, że szko­dę, nie­szczę­ście zwał ca­la­mi­tas, co wła­ści­wie może ozna­cza szko­dę w kło­sach (ca­la­mi); współ­za­wod­ni­ków na­zy­wał ri­va­les, jak pier­wot­nie zwa­no są­sia­dów roz­gra­ni­czo­nych stru­mie­niem; sło­wo na ozna­cze­nie obłę­du prze­jął tak­że z rol­nic­twa; de­li­ra­re, sza­leć zna­czy wła­ści­wie wy­ko­le­ić się przy cią­gnie­niu bruz­dy (lira). Tak więc w na­zwach i ję­zy­ku od­naj­du­je­my dużo przy­czyn­ków do cha­rak­te­ry­sty­ki Rzy­mia­ni­na. Oto­czo­ny bo­ga­mi, któ­rzy ra­czej swą mocą za­chmu­rza­li mu czo­ło, za­miast je wy­po­ga­dzać i go­dzić czło­wie­ka ze ży­ciem, ubra­ny w rynsz­tu­nek wo­jen­ny, któ­ry mu przy­rósł do cia­ła, od­da­ny wśród po­ko­ju rol­nic­twu, któ­re­go po­ży­tecz­ność wiel­bił przez wszyst­kie cza­sy, nie był­by on za­pew­ne o wła­snych si­łach na wyż­sze loty się ze­rwał, nie był­by po za vir­tus doj­rzał i oce­nił pięk­no­ści, nie był­by sło­wu przy­znał wiel­kie­go w ży­ciu zna­cze­nia, gdy­by obce wpły­wy nie wy­zwo­li­ły jego my­śli z cia­sne­go wid­no­krę­gu re­li­gij­ne­go i chłop­skie­go, gdy­by Muzy in­ne­go na­ro­du nie uskrzy­dli­ły mu du­szy.

Inne, po­krew­ne szcze­py ital­skie obok La­ty­nów t… j. Rzy­mian nie do­zna­ły tego wy­zwo­le­nia. La­ty­no­wie mie­li obok sie­bie na pół­wy­spie ape­niń­skim po­krew­ne krwią i ję­zy­kiem ple­mio­na. Od pół­no­cy sie­dzie­li Um­bro­wie, nie­gdyś sze­ro­kie zaj­mu­ją­cy dzie­dzi­ny, od po­łu­dnia jędr­ny szczep Osków. Ję­zy­ki ich zna­my po czę­ści z pew­nych po­mni­ków za­cho­wa­nych, do­ty­czą­cych sfe­ry re­li­gij­nej lub spo­łecz­ne­go ustro­ju. Są to po­mni­ki ję­zy­ków, nie po­mni­ki pi­śmien­nic­twa. Ani ję­zyk Um­brów, ani ję­zyk Osków do li­te­rac­kie­go roz­wo­ju nie do­szedł; zwy­cię­stwa Rzy­mian nad ital­skie­mi są­sia­da­mi po­ło­ży­ły tamę ży­ciu nor­mal­ne­mu tych lu­dów. W po­ło­wie trze­cie­go wie­ku przed Chry­stu­sem wy­rok śmier­ci nad tymi ję­zy­ka­mi już za­cię­żył. Bo ra­zem z po­stę­pa­mi rzym­skie­go orę­ża sze­rzy­ła się po Ita­lii ła­ci­na; ję­zyk um­bryj­ski i ję­zyk Osków-Sam­ni­tów żyły od­tąd jesz­cze ży­ciem czy wy­mie­ra­niem w za­ci­szu do­mo­wem, ode­zwa­ły się jesz­cze cza­sem do­nio­słej na pie­nią­dzu lub ścia­nie ulicz­nej, ale po­dwo­je li­te­ra­tu­ry sta­now­czo się przed nie­mi za­mknę­ły. Je­dy­ne pi­śmien­nic­two, zro­dzo­ne na pół­wy­spie ape­niń­skim, przy­bra­ło sza­tę zwy­cięz­ców, ła­ciń­ską.

A zresz­tą na tych Um­brów na pół­no­cy i Sam­ni­tów na po­łu­dniu na­pie­ra­ły jesz­cze inne, wyż­sze cy­wi­li­za­cye, któ­re ro­dzi­mym wśród tych lu­dów za­rze­wiom na­le­ży­cie się roz­wi­nąć nie po­zwo­li­ły. Na pół­no­cy od Rzy­mu znaj­du­je­my w dzi­siej­szej To­ska­nii, na za­chód od daw­nych sie­dzib um­bryj­skich po­tęż­ny szczep Etru­sków, któ­ry, jak nie­któ­rzy twier­dzą, od je­de­na­ste­go wie­ku przed Chry­stu­sem, jak inni przy­pusz­cza­ją, przy­najm­niej od ósme­go wie­ku za­jął te dzie­dzi­ny. Sta­ro­żyt­ni pi­sa­rze wy­pro­wa­dza­li ich od Tyr­se­nów z Azyi Mniej­szej i może mie­li słusz­ność. Na­ród bo­wiem ten dzi­wacz­ny i za­gad­ko­wy, ob­ja­wiał w swych two­rach i sztu­ce za­wsze wy­raź­ne ce­chy hel­le­ni­za­cyi; może to była spu­ści­zna przy­nie­sio­na z pier­wot­nej wschod­niej oj­czy­zny. Jako mor­scy kor­sa­rze przy­by­li oni do Ita­lii, za­ję­li nad­brze­że mor­skie po nad Rzy­mem, za­ję­li To­ska­nię, się­gnę­li na pół­noc w kra­iny nad­pa­dań­skie, przez pe­wien czas zaj­mo­wa­li Kam­pa­nię, a na­wet Rzym po­sie­dli. Naj­więk­sza ich po­tę­ga przy­pa­da za­pew­ne na wiek szó­sty przed Chry­stu­sem. Lud ten osią­gnął wy­so­ki sto­pień cy­wi­li­za­cyi, jak jego sztu­ka świad­czy. Ale sztu­ka ta nie wy­zwo­li­ła się nig­dy z pod grec­kich wpły­wów, nie mia­ła ani na­tchnień, ani cech, ani ar­ty­stów in­dy­wi­du­al­nych, prze­ro­dzi­ła się w wy­kwint­ne rze­mio­sło. Na polu li­te­ra­tu­ry nie zna­my ani na­zwisk pi­sa­rzy ani dzieł. Pi­śmien­nic­two Etru­sków nie wy­szło też za­pew­ne po za spi­sy­wa­nie ry­tu­al­nych prze­pi­sów, lub hi­sto­rycz­ne za­pi­ski. Mimo tego ta po­tę­ga i kul­tu­ra Etru­sków wiel­ki wpływ na Rzym wy­war­ła. Na­zwi­sko Roma jest nie­wąt­pli­wie etru­skiem. Są­sie­dzi z pół­no­cy mu­sie­li więc aż do uj­ścia Ty­bru za­pusz­czać swe za­go­ny. Je­że­li w szó­stym wie­ku pa­nu­ją nad Rzy­mem kró­lo­wie o etru­skiem na­zwi­sku Ta­rqu­inii, to świad­czy to zno­wu o na­jeź­dzie etru­skim. Imio­na Ro­mu­lus, Re­mus, Numa, Tul­lius i An­cus są etru­skie­go po­cząt­ku. W na­zwach rzym­skich i przy­dom­kach wpływ ten etru­ski od­tąd się usta­lił, jak np. w na­zwach z przy­rost­kiem – tius lub – enna. W dzie­dzi­nie re­li­gij­nej i ze­wnętrz­ne­go ce­re­mo­nia­łu tak­że się za­zna­czył wpływ tego ludu, ko­cha­ją­ce­go się w prze­py­chu i wy­staw­no­ści, a ob­ja­wia­ją­ce­go w swym kul­cie wiel­ką skłon­ność do for­ma­li­sty­ki i sub­tel­no­ści, któ­ra też za­cię­ży­ła na kul­cie i re­li­gii rzym­skiej. Był to obcy zu­peł­nie przy­bysz na grun­cie ital­skim; ję­zyk jego mimo wszel­kich usi­ło­wań nie od­sło­nił nam swych ta­jem­nic, ani nie od­krył wę­złów po­kre­wień­stwa z in­ny­mi ital­skie­mi, lub in­do­eu­ro­pej­skie­mi ję­zy­ka­mi. Zna­my go z na­pi­sów, któ­rych licz­ba do­się­ga ośmiu ty­się­cy. Zu­peł­nie prze­waż­nie są to na­pi­sy gro­bo­we, a w wiel­kiej czę­ści same tyl­ko przed­sta­wia­ją na­zwi­ska. Po­tę­ga Etru­sków w Ita­lii chwiać się za­czę­ła w pią­tym wie­ku. W dru­giej po­ło­wie pią­te­go stu­le­cia wy­par­li ich Sam­ni­ci z Kam­pa­nii, w sa­mym po­cząt­ku czwar­te­go Rzy­mia­nie zdo­byw­szy mia­sto Veii za­da­li im cios sta­now­czy, a rów­no­cze­śnie nad Pa­dem nowy na­jeźdź­ca Ita­lii, Gal­lo­wie znisz­czy­li ich pa­no­wa­nie pół­noc­ne. Od­tąd na­stą­pił po­wol­ny za­nik lub la­ty­ni­za­cya daw­nych sie­dzib etru­skich. Po­eta au­gu­stow­skiej epo­ki, Pro­per­tius wspo­mi­nał w wier­szu, któ­ry brzmi tra­ge­dyą dzie­jów

Ever­so­sque fo­cos an­ti­qu­ae gen­tis etru­scae.

Inna cy­wi­li­za­cya, bo­gat­sza i buj­niej­sza opar­ła się sku­tecz­niej prze­wa­dze i na­po­ro­wi la­ty­ni­zmu. Na ca­łem po­łu­dniu pół­wy­spu od Kam­pa­nii aż po cie­śni­nę Mes­sy­nej­ską i w Sy­cy­lii, po­cząw­szy od VIII wie­ku przed Chry­stu­sem osia­dły na wy­brze­żach mor­skich i w głę­bi kra­ju licz­ne ko­lo­nie grec­kie, z któ­rych nie­któ­re w dzie­jach my­śli grec­kiej po­czest­ne za­ję­ły sta­no­wi­sko, a wszyst­kie wno­si­ły do pół­dzi­kiej kra­iny ital­skiej za­rze­wia i ży­wio­ły kul­tu­ry. Te grec­kie osa­dy dały Rzy­mo­wi jego al­fa­bet, któ­ry z Cu­mae po­cho­dzi; lu­dzie i wpły­wy stąd idą­ce ode­gra­ły waż­ną rolę w za­cząt­kach rzym­skie­go pi­śmien­nic­twa. Rzym grec­kie­go ję­zy­ka nie wy­pie­rał czy wy­pie­rać nie mógł; jesz­cze w ce­sar­skiej epo­ce naj­więk­sze mia­sto po­łu­dnio­wych Włoch Ta­ren­tum ma prze­waż­nie grec­kich miesz­kań­ców; o dru­giem z rzę­du mie­ście, Ne­apo­lu, świad­czą na­pi­sy, iż jesz­cze w siód­mym wie­ku po Chry­stu­sie grec­ki ję­zyk i grec­ki oby­czaj w peł­ni się tam za­cho­wa­ły.

Ita­lia więc przed­sta­wia­ła sza­chow­ni­cę szcze­pów róż­no­rod­nych i ję­zy­ków. Wiel­ka ich część ule­gła zu­peł­nie Rzy­mo­wi i po­chło­nię­tą zo­sta­ła przez la­ty­ni­za­cyę. Rzecz­po­spo­li­ta ujed­no­staj­ni­ła pół­wy­sep. Mały pier­wot­nie Rzym do­ko­nał tego dzie­ła. Jesz­cze oko­ło r. 400 przed Chry­stu­sem obej­mo­wa­ła za­pew­ne wła­ści­wa zie­mia La­ty­nów, w któ­rej ła­ciń­skim prze­ma­wia­no ję­zy­kiem, nie wię­cej jak 50 mil kwa­dra­to­wych. W po­ło­wie 3-go wie­ku ital­scy po­bra­tym­cy Rzy­mian są już pod­bi­ci; licz­ne rzym­skie ko­lo­nie za­sła­ły dzie­dzi­ny Osków i Um­brów i roz­strzy­gnę­ły o przy­szło­ści ich ję­zy­ków. Za­pew­ne, iż jesz­cze za han­ni­bal­skiej woj­ny w sze­re­gach rze­czy­po­spo­li­tej róż­ne ję­zy­ki ze sobą się kłó­ci­ły, że obok ła­ci­ny po­brzmie­wa­ły tu inne gwa­ry ital­skie, jak oskij­ska, um­bryj­ska, ję­zyk Etru­sków i Gre­ków. Ale ła­ci­na była ję­zy­kiem urzę­do­wym i sta­ła się wkrót­ce ję­zy­kiem pi­śmien­nic­twa tak da­le­ce, że obok niej żad­na li­te­ra­tu­ra roz­wi­nąć się nie mo­gła. Lu­dzie z oskij­skie­go, um­bryj­skie­go rodu, Gal­lo­wie, a wresz­cie Etru­scy, je­że­li chcie­li w li­te­ra­tu­rze głos za­brać, prze­ma­wia­li po ła­ci­nie, tym gło­sem, któ­ry na pół­wy­spie osią­gnął prze­wa­gę i je­dy­nie od­po­wied­nim stał się na­rzę­dziem dla wy­ra­że­nia wyż­szych my­śli i na­tchnień.

Prócz ko­lo­nii roz­sia­nych po Ita­lii przy­czy­ni­ło się do la­ty­ni­za­cyi Ita­lii woj­sko, któ­re w swo­ich sze­re­gach li­czy­ło róż­no­li­te ży­wio­ły, ale się ze­spo­li­ło pod jed­nem do­wódz­twem Rzy­mu i pod tą wo­dzą wal­ne od­no­si­ło zwy­cię­stwa, a przedew­szyst­kiem Han­ni­ba­la na­wa­łę od­par­ło. Zwy­cię­ski zaś sztan­dar bywa dla lu­dów sil­nem wią­za­dłem, któ­re spa­ja du­sze i umy­sły. To co je­den ze wcze­snych rzym­skich po­etów, po­cho­dzą­cy z po­łu­dnia śpie­wał o so­bie:

Nos su­mus Ro­ma­ni, qui fu­imus ante Ru­di­ni,

temu oko­ło roku 200 przed Chry­stu­sem nie­je­den Ital­czyk na­le­żą­cy do szcze­pu Um­brów lub Osków chęt­nie był­by już z pew­no­ścią przy­wtó­rzył.

Li­te­ra­tu­ra: Nis­sen, Ita­li­sche Lan­de­skun­de. – Mi­chaut, Le génie la­tin Pa­ris 1900. – Oskar We­ise: Cha­rak­te­ri­stik der la­te­ini­schen Spra­che (3 Aufl.), Lipsk 1905.

Część pierw­sza.ZA­WIĄZ­KI LI­TE­RA­TU­RY RO­DZI­MEJ. A. ZA­CZĄT­KI PO­EZYI.

Ro­dzi­me­mu Rzy­mia­ni­no­wi wy­da­wa­ło się pi­śmien­nic­two rze­czą nie­po­trzeb­ną i zbyt­kiem, za­ję­cia li­te­rac­kie na­zy­wał on stu­dia le­vio­ra, nie od­po­wied­nie dla po­wa­gi (gra­vi­tas) męża, któ­ry w pierw­szym rzę­dzie o na­ma­cal­ny po­ży­tek swój i oj­czy­zny po­wi­nien się sta­rać przez czyn i sztu­kę, a je­że­li miał wyż­sze po­lo­ty, jako mąż sta­nu za­bły­snąć. Ale w każ­dem, na­wet trzeź­wem spo­łe­czeń­stwie są pew­ne wzlo­ty nad co­dzien­ność, kie­dy myśl lub uczu­cie do bo­gów się zwra­ca lub szu­ka wy­ra­zu, któ­ry­by do ogó­łu spo­łe­czeń­stwa lub do po­tom­no­ści prze­mó­wił. Ta­kie zwro­ty ubie­ra­ją się w pew­ne sty­li­zo­wa­ne for­my za­rów­no w dzie­dzi­nie mo­dli­twy, na­po­mnie­nia, jak w dzie­dzi­nie pra­wa; wy­ra­dza się stąd for­muł­ka uro­czy­sta, któ­rą Rzy­mia­nin Car­men na­zy­wał. Wy­raz ten by­najm­niej nie jest ogra­ni­czo­nym wy­łącz­nie do mowy mia­ro­wej, wier­szo­wej, lecz ozna­cza tak­że zwro­ty pro­za­icz­ne, któ­rych pro­za była do pew­ne­go stop­nia wią­za­ną wsku­tek po­człon­ko­wa­nia, pew­ne­go ryt­mu, a cza­sem al­li­te­ra­cyi.

Ale obok tej pro­zy ryt­micz­nej po­ja­wi­ła się już wcze­śnie wią­za­na praw­dzi­wa mowa. Mamy oka­zy ta­kich wier­szy z okre­su przed­li­te­rac­kie­go, a nie wy­szły one z uży­cia na­wet w za­ra­niu li­te­ra­tu­ry. Rzy­mia­nie mie­li swo­je na­ro­do­we me­trum, za­pew­ne wspól­ne im z in­ny­mi Ital­czy­ka­mi;

po­nie­waż było sta­ro­daw­nem, na­zwa­no je póź­niej wier­szem Sa­tur­nij­skim, ver­sus Sa­tur­nius, od boga, któ­ry przed Jo­wi­szem pa­no­wał. Ale ja­kąż była tego wier­sza za­sa­da? W tem ucze­ni roz­ma­ite­mi idą dro­ga­mi i róż­nych pró­bu­ją ob­ja­śnień. Nie­któ­rzy wy­cho­dzą z tego sta­no­wi­ska, że po­nie­waż póź­niej­sza rzym­ska po­ezya opie­ra się na ilo­cza­sie czy­li qu­an­ti­tas, prze­to i ten wiersz naj­wcze­śniej­szy za ilo­cza­so­wy uwa­żać na­le­ży. Mają oni tedy wiersz sa­tur­nij­ski za wiersz sze­ścio­sto­po­wy z ana­kru­sis na cze­le i ce­zu­rą po czwar­tej te­zie. Ar­sis wy­two­rzo­ną jest przez dłu­gą zgło­skę lub dwie krót­kie bez wzglę­du na ak­cent wy­ra­zu, teza skła­da się z krót­kiej, albo dłu­giej, lub wresz­cie z dwóch krót­kich zgło­sek. Te tezy mogą być tak­że zu­peł­nie nie­kie­dy opusz­czo­ne. Ka­no­nicz­ną for­mą jest wiersz:

Ma­lúm da­búnt Me­tél­li Na­évió po­étae.

Ale ta ka­no­nicz­na for­ma ule­ga przez do­wol­no­ści wy­mie­nio­ne roz­ma­itym zmia­nom i prze­kształ­ce­niom.

Inni wy­cho­dzą wprost z in­nej za­sa­dy. Twier­dzą, że ten wiersz sta­ro­rzym­ski tak jak no­wo­cze­sna na­sza po­ezya opie­ra się nie na ilo­cza­sie, lecz na ak­cen­cie wy­ra­zów. Wiersz ten więc skła­dał­by się ze zgło­sek na prze­mian ak­cen­to­wa­nych i nie­ak­cen­to­wa­nych bez żad­ne­go uwzględ­nie­nia ilo­cza­su. Mię­dzy dwie zgło­ski opa­trzo­ne przy­ci­skiem przy­pa­da zgło­ska bez ak­cen­tu, mię­dzy dru­gą i trze­cią ar­sis znaj­du­je­my za­wsze dwie zgło­ski słab­sze. Zwró­co­no na to uwa­gę, że w tym wier­szu licz­ba wy­ra­zów jest pra­wie sta­łą; na pierw­szą po­ło­wę wier­sza przy­pa­da­ją zwy­kle dwa dwu­zgło­sko­we wy­ra­zy, za nimi idzie trzy­zgło­sko­wy; w dru­giej po­ło­wie wier­sza, czy­li dru­gim ko­lo­nie znaj­du­je­my zwy­kle dwa trój­zgło­sko­we wy­ra­zy. Zda­je się, że licz­ba wy­ra­zów dla bu­do­wy tego wier­sza nie była bez zna­cze­nia, przy­najm­niej w pier­wot­nym jego roz­wo­ju. A ta ob­ser­wa­cya na­su­wa przy­pusz­cze­nie, że nie ilo­czas, lecz ak­cent wy­ra­zów był pier­wot­ną bu­do­wy tego wier­sza pod – sta­wą a cho­ciaż z bie­giem cza­su i roz­wo­ju li­te­ra­tu­ry ilo­czas co­raz bar­dziej do praw swych do­cho­dził, to skład i układ wier­sza za­cho­wał pew­ne ce­chy i prze­żyt­ki pier­wot­nej fazy.

A więc mię­dzy dwie­ma sprzecz­ne­mi teo­ry­ami po­ja­wi­ła się trze­cia, któ­ra wiersz sa­tur­nij­ski wy­pro­wa­dza ze zda­nia, w któ­rem nie ilo­czas, lecz kształt ze­wnętrz­ny wy­ra­zów był pod­sta­wą ukła­du; z bie­giem zaś cza­su wiersz ten za­czę­to bu­do­wać co­raz ści­ślej we­dług prin­ci­pium wszech­wład­ne­go w póź­niej­szej rzym­skiej po­ezyi, we­dług ilo­cza­su. Sa­tur­nius w swo­jej pierw­szej fa­zie nie róż­nił się wie­le od ryt­micz­nej, człon­ko­wa­nej pro­zy; gra­ni­ca mię­dzy pro­zą i po­ezyą była w rzym­skiej lu­do­wej twór­czo­ści i jest za­wsze w twór­czo­ści ludu lot­ną i chwiej­ną.

Przy­pa­trzyw­szy się for­mom, prze­cho­dzi­my te­raz do tre­ści, my­śli i uczuć, któ­re w tym świ­cie rzym­skiej li­te­ra­tu­ry ja­kim­kol­wiek od­gło­sem się za­zna­czy­ły. W pro­gu li­te­ra­tu­ry rzym­skiej znaj­du­je­my zło­my daw­nych pie­śni re­li­gij­nych, bo oczy­wi­ście każ­dy lud ma uro­czy­ste, uświę­co­ne for­my, w któ­rych przed tron bo­gów swe proś­by za­no­si. Drob­ne frag­men­ta nie da­ły­by się wtło­czyć w żad­ną mia­rę sta­łą wier­szo­wą; ale to pew­nem jest, że wy­ra­zy w tych pie­śniach roz­miesz­czo­ne były w pew­nym ła­dzie, że in­wo­ka­cye do bo­gów uj­mo­wa­no w dwój­ki, trój­ki albo czwór­ki wy­ra­zów, któ­re w pew­nych od­stę­pach wra­ca­ły i wno­si­ły do mo­dli­twy ja­kąś re­spon­syę, sy­me­trycz­ność bu­do­wy. Sły­szy­my, że ta­kich mo­dlitw były róż­ne ro­dza­je. Pau­lus w swo­im słow­ni­ku wspo­mi­na axa­men­ta i ob­ja­śnia je tak: axa­men­ta di­ce­ban­tur car­mi­na… in omnes deos com­po­si­ta. Sło­wo axa­re na­zy­wać, wzy­wać praw­do­po­dob­nie z aio jest po­krew­nem. Axa­men­tum by­ło­by więc we­zwa­niem wszyst­kich bo­gów, jak li­ta­nia. Rzy­mia­nin miał jed­nak dla każ­dej ży­cia po­trze­by osob­nych bo­gów; jak ich wzy­wać, jaką mo­dli­twą prze­bła­gać, ja­kie­mi epi­te­ta­mi opa­trzyć, na to wszyst­ko były uświę­co­ne for – muł­ki, któ­re pon­ti­fi­ces cho­wa­li w swo­jem ar­chi­wum. Zwa­ły się one in­di­gi­ta­men­ta.

Nas, jak wspo­mnia­łem do­szły tyl­ko uryw­ki tych utwo­rów i tych pie­śni, któ­re roz­brzmie­wa­ły w za­ra­niu Rzy­mu, jak na­sze Bo­ga­ro­dzi­ca. Sły­szy­my o pie­śniach ka­pła­nów Mar­sa, Sa­liów. Od­by­wa­li oni uro­czy­ste po­cho­dy w mar­cu i paź­dzier­ni­ku, w któ­rych to mie­sią­cach ple­mię Mar­sa wy­ru­sza­ło na woj­nę lub po­wra­ca­ło z wy­praw wo­jen­nych. Wśród po­cho­dów tań­czo­no (od tego na­zwi­sko Sa­lii a sa­lien­do) i śpie­wa­no. Kil­ka za­le­d­wie słów nam za­cho­wa­nych ty­sią­cz­ne na­su­wa trud­no­ści; dzi­wić się prze­to nie wy­pa­da, sko­ro au­tor pi­szą­cy w dru­giej po­ło­wie pierw­sze­go wie­ku po Chry­stu­sie, Kwin­ty­lian wy­raź­nie za­zna­czył, że pie­śni Sa­liów sami ka­pła­ni, któ­rzy ją śpie­wa­li, nie ro­zu­mie­li do­kład­nie.

Obok świa­dectw o Car­men Sa­lia­re za­cho­wał nam się dłuż­szy i ja­śniej­szy ury­wek z pie­śni bra­ci po­lo­wych, z Car­men fra­trum Arva­lium. Była to pieśń brac­twa ka­płań­skie­go, któ­re ob­cho­dzi­ło na wio­snę pola gmi­ny rzym­skiej, bła­ga­jąc bo­gów o uro­dzaj. Ob­chód ten w ści­słem tego wy­ra­zu zna­cze­niu na­zy­wał się Am­ba­rva­lia. Zwra­ca­no się przy­tem pier­wot­nie do Mar­sa, aby on od wło­ści rzym­skich od­wró­cił nie­szczę­ście i po­żo­gę wo­jen­ną, póź­niej do Dea Dia, któ­re to mia­no ogól­ni­ko­wo za­pew­ne bo­gi­nię Ce­re­rę ozna­cza. Ob­rzę­dy tego brac­twa za­po­mnia­ne i za­nie­dba­ne wskrze­sił od­no­wi­ciel kul­tu daw­ne­go i re­li­gii Au­gust. Wło­ści rzym­skich obejść już od daw­na nie było moż­na, bo się­ga­ły da­le­ko, te­raz pra­wie krań­ców zna­ne­go świa­ta. Skła­da­no więc ofia­ry na kil­ku gra­nicz­nych koń­czy­nach daw­nej wło­ści rzym­skiej; za Au­gu­sta wskrze­szo­ne brac­two zwią­za­nem zo­sta­ło ze świą­ty­nią i ga­jem pod Rzy­mem, przy via Cam­pa­na. Akta i pro­to­ko­ły tego brac­twa wy­ry­te na ka­mie­niu znaj­do­wa­no w ułam­kach od szes­na­ste­go do dzie­więt­na­ste­go wie­ku. Za­cho­wa­ły nam one obok opi­sów czyn­no­ści i ob­rzę­dów pieśń sta­ro­świec­ką, któ­rą ka­pła­ni na za­mknię­cie uro­czy­sto­ści przy za­war­tych odrzwiach, wśród tań­ca od­śpie­wy­wa­li. Zwra­ca się ona do La­rów opie­kuń­czych i głów­nie do Mar­sa. Od trój­ki wy­ra­zów

Enos La­ses iu­va­te

za­czy­na­ła się mo­dli­twa. Po­tem w dwój­kach, trój­kach, czwór­kach słow­nych pły­nie cała pieśń, pro­szą­ca dzi­kie­go Mar­sa o zmi­ło­wa­nie, aby syt był, a moru, woj­ny nie niósł na rzym­skie dzie­dzi­ny. Peł­no tu zno­wu wy­ra­żeń za­gad­ko­wych, jak w wie­lu ry­tu­al­nych for­mu­łach, któ­re w za­daw­nio­nym kształ­cie po­tom­ność po­wta­rza, ufna, że je bo­go­wie prze­cież zro­zu­mie­ją.

Strach przed gro­zą bó­stwa wy­wa­bił więc z du­szy Rzy­mia­ni­na te pierw­sze od­gło­sy li­ry­ki. Uję­te one w for­mę sy­me­trycz­ną, któ­rą­by­śmy pro­zą sa­kral­ną na­zwać mo­gli. Była ona wła­ści­wo­ścią sta­rej mo­dli­twy. W proś­bie za­cho­wa­nej u Ca­to­na (de agri cul­tu­ra c. 141) mamy mo­dli­twę do Mar­sa, w któ­rej czy­ta­my:

fru­ges fru­men­ta

gran­di­re du­ene­que

pa­sto­res pe­cu­aque

vi­ne­ta vir­gul­ta­que

eve­ni­re si­ris

sa­lva se­rvas­sis

Dwój­ki wy­ra­zów od­po­wia­da­ją so­bie rów­no­le­gle, a jesz­cze to wszyst­ko po­wią­za­ne al­li­te­ra­cyą. Strach przed klę­ską, uro­kiem wy­two­rzył inne for­muł­ki na za­że­gny­wa­nie gro­żą­ce­go złe­go. Var­ro, inny chwal­ca i mistrz rol­nic­twa, przy­ta­cza in­can­ta­men­tum na po­da­grę

ter­ra pe­stem te­ne­to sa­lus hic ma­ne­to.

To tak­że sy­me­trycz­na pro­za, zwią­za­na jesz­cze po­sił­ko­wym ry­mem.

Środ­ki te spra­wia­ły, że for­mu­ły nie­zbęd­ne dla ży­cia wra­ża­ły się w pa­mięć. Dla­te­go też prze­po­wied­nie obie­ga­ją­ce wśród ludu w po­dob­ną ubie­ra­ły się for­mę. Słyn­ne były prze­stro­gi nie­ja­kie­go Mar­ciu­sa, po­sta­ci ba­jecz­nej, któ­re jako Car­mi­na Mar­cia­na znaj­do­wa­ły po­słuch u pań­stwa i u pry­wat­nych lu­dzi. Za­le­ca­ły one środ­ki za­rad­cze w po­trze­bie pu­blicz­nej, da­wa­ły wska­zów­ki na ży­cie, jak np.

po­stre­mus di­cas, pri­mus ta­ce­as,

sło­wa wy­ję­te z du­szy i prze­ma­wia­ją­ce do du­szy daw­nych, ma­ło­mów­nych Rzy­mian.

Wszyst­ko to szcząt­ki ro­dzi­mej my­śli i ro­dzi­me­go uczu­cia daw­ne­go ludu rzym­skie­go. Po­cho­dzą one z przed­li­te­rac­kiej epo­ki, ale są za­wiąz­ka­mi ja­kiejś li­ry­ki i dy­dak­ty­ki pier­wot­nej.

Epo­pei Rzy­mia­nin nie stwo­rzył jak Gre­cy,

Per­ché… a far l'ope­re vir­tu­ose

Piu ch'a nar­ra­de poi sem­pre era pron­to.

Scho­dzi­li wiel­cy dzia­ła­cze do gro­bu i nie znaj­do­wa­li bar­da, któ­ry­by ich czy­ny wy­sła­wiał, llla­cri­ma­bi­les na­zwał tych nie­opła­ka­nych Ho­ra­cy­usz. Ale pew­nych prób i w tej dzie­dzi­nie nie zbra­kło. Sta­ry Cato opo­wia­dał w swem dzie­le hi­sto­rycz­nem, że za cza­su przod­ków taki był bie­siad po­rzą­dek "iż z ko­lei ucztu­ją­cy opie­wa­li przy mu­zy­ce fle­tu chwa­łę i cno­ty słyn­nych mę­żów" A Var­ro prze­ka­zał nam wia­do­mość, że przy sto­le chłop­cy uczci­wi czy­stym śpie­wem lub przy od­gło­sie fle­tu sta­re pie­śni wy­gła­sza­li, w któ­rych była chwal­ba daw­nych lu­dzi. Dwa tu więc zwy­cza­je wy­mie­nio­ne, z któ­rych pierw­szy pew­no jest star­szym. Wy­sta­wia­my so­bie, że pie­śni te cze­pia­ły się pier­wot­nej, w mgle nu­rza­ją­cej się hi­sto­ryi Rzy­mu, wiel­kich mę­żów z pierw­szych wie­ków rze­czy po­spo­li­tej, że były to śpie­wy hi­sto­rycz­ne, któ­re przy­go­to­wy­wa­ły grunt póź­niej­szej epo­pei. Moż­li­wem jest bar­dzo, że zwy­czaj ten przy­czy­nił się mię­dzy in­ne­mi do wy­two­rze­nia bo­ga­tej le­gen­dy o po­wsta­niu Rzy­mu, o Bru­tu­sie, Lu­kre­cyi, Ko­ry­ola­nie. Fan­ta­zya rzym­ska, któ­ra nie zdo­ła­ła do­się­gnąć Olim­pu i nie­bian, znaj­do­wa­ła w tych śpie­wach upust od­po­wied­ni, a znaj­do­wał go tym bar­dziej pa­try­otyzm Rzy­mian głę­bo­ki.

Prze­słan­ką epo­pei mógł być też żal na­grob­ny. Sko­ro ol­lus Qu­iris leto da­tus, jak w sta­rych cza­sach ob­wiesz­cza­no zgon i za­pra­sza­no na po­grzeb, nie bra­kło pie­śni sła­wią­cej czy­ny zmar­łe­go, zwa­nej ne­nia. Osob­ne płacz­ki po­dej­mo­wa­ły się tego za­da­nia; pier­wot­nie jed­nak może człon­ko­wie ro­dzi­ny je speł­nia­li. Przy tem tak­że jak przy chwal­bie przod­ków rzu­ca­no po­sie­wy przy­szłej epo­pei; bo aby zmar­łych pod­no­sić, w cu­dow­ne nie­mal przy­bie­rać kształ­ty, na to nie po­trze­ba za­mglo­nej od­le­gło­ści; ca­łun przy­sła­nia za­wsze ma­łost­ki, a z ma­je­sta­tu śmier­ci spły­wa coś na czło­wie­ka.

Przy­cho­dził do tego grób i na­pis gro­bo­wy. Sta­rzy Rzy­mia­nie nie uwiecz­nia­li szum­ny­mi epi­ta­fa­mi swych przod­ków; w spo­łe­czeń­stwie rów­na­ją­cem wszyst­kich w jed­nej służ­bie i w jed­nym obo­wiąz­ku dla pań­stwa in­dy­wi­du­al­ność nie mia­ła się wy­róż­niać i nie wy­róż­nia­ła zby­tecz­nie ani za ży­cia ani po śmier­ci. Na­gie na­zwi­sko, co naj­wię­cej z do­da­niem urzę­dów, któ­re zmar­ły pia­sto­wał, mia­ło wska­zy­wać na grób i utrwa­lać pa­mięć zmar­łe­go. Ale w trze­cim wie­ku pod wpły­wem grec­kiej kul­tu­ry rze­czy się zmie­ni­ły. Bar­dzo jest zna­mien­nem, że wśród tej ro­dzi­ny, któ­ra w póź­niej­szych cza­sach przo­do­wa­ła w re­cep­cyi grec­kiej kul­tu­ry, spo­ty­ka­my się po raz pierw­szy z wpro­wa­dze­niem dłuż­sze­go na­pi­su i cha­rak­te­ry­sty­ki na ka­mień gro­bo­wy. Się­ga­my tu nie­co na­przód w głąb rzym­skich dzie­jów, bo te na­pi­sy na­le­żą jed­nak do przed­li­te­rac­kiej epo­ki, do­ty­czą lu­dzi, któ­rzy przed r. 250 żyli i naj­wyż­sze pia­sto­wa­li urzę­dy. Grób Scy­pio­nów le­żą­cy pod sto­li­cą po za bra­mą Ka­peń­ską od­kry­to w koń­cu osiem­na­ste­go wie­ku; zna­le­zio­no w nim sar­ko­fa­gi z gro­bo­wy­mi na­pi­sa­mi, któ­re są naj­czci­god­niej­szy­mi za­byt­ka­mi naj­star­szej rzym­skiej li­te­ra­tu­ry, t… z… elo­gia Sci­pio­num. Gro­bow­ce z na­pi­sa­mi znaj­du­ją się dziś w Wa­ty­ka­nie. Prze­ma­wia z nich do nas sta­ry wiersz ital­ski, Sa­tur­nius, w kształ­cie su­ro­wym, przed­li­te­rac­kim, z roz­ma­ite­mi chro­po­wa­to­ścia­mi, któ­re póź­niej­sza li­te­ra­tu­ra, uży­wa­ją­ca tej mia­ry, za­cie­ra­ła. Nas tu ob­cho­dzą dwa na­pi­sy, kon­su­la z r. 298 i kon­su­la z r. 259. Mają one pew­ną po­wa­gę i wstrze­mięź­li­wość sło­wa, któ­ra wy­mow­niej opo­wia­da o pier­wot­nych ry­sach i wła­ści­wo­ściach Rzy­mian niż rocz­ni­ki hi­sto­rycz­ne.

Na­pis L. Cor­ne­liu­sa Bar­ba­tu­sa, kon­su­la z r. 298 brzmi jak na­stę­pu­je:

Cor­ne­lius Lu­cius Sci­pio Bar­ba­tus

Gna­ivod pa­tre pro­gna­tus for­tis vir sa­pien­sque

Qu­oius for­ma vir­tu­tei pa­ri­su­ma fuit

Con­sol cen­sor aidi­lis quei fuit apud vos

Tau­ra­sia Ci­sau­na Sam­nio ce­pit

Sub­i­git omne Lo­uca­nam opsi­de­sque ab­do­ucit.

Za całą chwa­łę ogól­ną tu star­czy "dziel­ny mąż i mą­dry, któ­re­go po­stać cno­cie do­rów­na­ła cał­kiem"; po za­tem mamy urzę­dy i spis miast i kra­jów pod­bi­tych.

Epi­taf syna L. Cor­ne­liu­sa, kon­su­la z r. 259 tre­ścią nie od­bie­ga od po­prze­dza­ją­ce­go:

Honc oino plo­iru­me co­sen­tiont Ro­mai

Du­ono­ro optu­mo fu­ise viro

Lu­ciom Sci­pio­ne ftłios Bar­ba­ti

Con­sol cen­sor aidi­lis hic fuet apud vos

Hec ce­pit Cor­si­ca Ale­ria­que urbe

De­det Tem­pe­sta­te­bus aide me­re­tod.

Więk­szość mu Rzy­mian po­świad­czy z ocho­tą

Że wśród cno­tli­wych przo­do­wał ten cno­tą.

Zno­wu tu ta sama mia­ra i po­wścią­gli­wość. Czy­ny męża chwa­lą i sta­no­wi­ska. Dwa te po­mni­ki mają dziw­ne swe wła­ści­wo­ści. Na­pis dru­gi, syna jest bar­dziej ar­cha­icz­ny we for­mach, bar­dziej chro­po­wa­ty w bu­do­wie. Au­tor tego elo­gium głów­nie o to sta­rać się zda­je, aby w obu wier­szów po­ło­wach była rów­na licz­ba wy­ra­zów. Jest to okaz przed­li­te­rac­kie­go Sa­tur­niu­sa. Dru­gi na­pis, sła­wią­cy ojca ma po­praw­niej­sze wier­sze, ja­kich­by się póź­niej­si li­te­ra­ci nie po­wsty­dzi­li. Może więc było słusz­nem przy­pusz­cze­nie Rit­schla, że po śmier­ci syna ozdo­bio­no jego sar­ko­fag na­pi­sem, a póź­niej ze wzglę­du na ojca star­szeń­stwo wy­ry­to rów­nież dla tego na­pis po­chwal­ny. W każ­dym ra­zie mamy w tych na­pi­sach zna­mien­ne od­gło­sy sta­ro­rzym­skiej li­te­ra­tu­ry i sta­ro­rzym­skie­go du­cha. Kie­dy póź­niej En­nius w swej hi­sto­rycz­nej epo­pei cha­rak­te­ry­zo­wał bo­ha­te­rów Rzy­mu, miał on przed sobą już wzo­ry do­bit­nej i jędr­nej po­chwa­ły. La­pi­dar­ność ję­zy­ka ła­ciń­skie­go szcze­gól­nie się do tego nada­wa­ła.

Inna wła­ści­wość Ital­czy­ków, skłon­ność do uszczy­pli­wo­ści i żar­tu ob­ja­wia­ła się w za­czep­kach i wy­drwi­wa­niu bliź­nie­go. Sta­ro­żyt­ni opo­wia­da­ją nam, że wśród uro­czy­sto­ści we­so­łych, na okręż­nych draż­ni­ło się chłop­stwo wza­jem­nie (op­pro­bria ru­sti­ca), że przy we­se­lach mio­ta­no dwu­znacz­ne i nie­dwu­znacz­ne żar­ty na mło­de­go mał­żon­ka, że wresz­cie przy try­um­fach żoł­nie­rze da­wa­li fol­gę swej zło­śli­wo­ści, ob­rzu­ca­jąc try­um­fa­to­ra roz­ma­ity­mi do­cin­ka­mi. Kie­dy póź­niej Ca­esar wra­cał z Gal­lii na cze­le zwy­cię­skich le­gio­nów, śpie­wa­li jego we­te­ra­ni pięt­nu­jąc przed­się­bior­czość wo­dza – Don Ju­ana:

Łyki, strzeż­cie po­ło­wi­cy,

Wie­dziem ły­ska do sto­li­cy

Któ­ry sko­ry do ko­mo­ry.

Ztąd na­bra­łeś zło­ta siła,

W Gal­lii chuć twa prze­pu­ści­ła

Te po­życz­ki na pod­wicz­ki.

Śmiech, roz­śmie­sze­nie mia­ły wśród tych uro­czy­sto­ści ubocz­ny cel i za­da­nie; był to śro­dek naj­pew­niej­szy, aby uda­rem­nić za­zdrość i jej zgub­ne ob­ja­wy, rzu­ce­nie uro­ku. Urok na­zy­wał się fa­sci­num; jed­nym z naj­sku­tecz­niej­szych amu­le­tów prze­ciw­ko uro­kom było wy­obra­że­nie męz­kie­go człon­ka, któ­ry tak­że fa­sci­num się na­zy­wał. Otóż Ho­ra­cy­usz na­zy­wa żar­ty mio­ta­ne przez chło­pów na do­żyn­ku: fe­scen­ni­na li­cen­tia a gdzie­in­dziej na­zwa­no ta­kie wier­sze żar­to­bli­we ver­sus fe­scen­ni­ni. Zkąd ta na­zwa się wzię­ła? Nie­któ­rzy my­śle­li, że w mia­stecz­ku etru­skiem Fe­scen­nium zro­dzi­ły się te żar­ty i że stąd taki oby­czaj do Rzy­mu się prze­niósł. Inni wy­pro­wa­dza­li wy­raz od fa­sci­num = czar; oby­dwie ety­mo­lo­gie sta­ro­żyt­ność nam prze­ka­za­ła. Inni wresz­cie ze­sta­wia­ją ten wy­raz z na­zwą głów­ne­go i naj­sku­tecz­niej­sze­go amu­le­tu prze­ciw cza­ro­wi.

W każ­dym ra­zie żar­to­bli­we te do­cin­ki wcze­śnie się po­ja­wi­ły wśród rzym­skie­go spo­łe­czeń­stwa. W oj­czyź­nie Pa­squ­ina i Ario­sta ob­jaw to zu­peł­nie zro­zu­mia­ły. A w tych wy­sko­kach hu­mo­ru ludu, czy to im­pro­wi­zo­wa­nych, czy przy­go­to­wa­nych tkwi­ły pew­ne za­cząt­ki dra­ma­tycz­ne. Prze­cież i grec­ka ko­mo­dia po­wsta­ła ze żar­tów, któ­re­mi przy uro­czy­stych po­cho­dach (ko­moi) ob­rzu­ca­no się wza­jem­nie. Więc tak samo z do­ryw­czych do­cin­ków roz­wi­nę­ła się za­pew­ne w Ita­lii ja­kaś lu­do­wa ko­me­dya.

U Li­wiu­sza 7, 2, 4 czy­ta­my dzie­je tego roz­wo­ju. Opo­wia­da nam hi­sto­ryk, że w r. 364, gdy za­ra­za w Rzy­mie pa­no­wa­ła, spro­wa­dzo­no z Etru­ryi skocz­ków (lu­dio­nes), któ­rzy w to­wa­rzy­stwie fle­tu tań­ce swe wy­ko­na­li, przy­da­jąc do je­dy­nie do­tąd zna­nych cyr­ko­wych igrzysk nową roz­ryw­kę. Mło­dzież rzym­ska za­czę­ła ich na­śla­do­wać, wy­gła­sza­jąc na­wza­jem żar­to­bli­we wier­sze z od­po­wied­nie­mi tań­ca­mi i mu­zy­ką. Rzecz się po­do­ba­ła, przy­ję­ła i usta­li­ła; za­czę­to wkrót­ce przed­sta­wiać całe kro­to­chwi­le z to­wa­rzy­sze­niem fle­tu i tań­ców. Li­wiusz twier­dzi, że na­zy­wa­no te sztu­ki sa­tu­rae. W jego opo­wie­ści aitio­lo­gicz­nej, opie­ra­ją­cej się może na uczo­nych wy­wo­dach współ­cze­sne­go Var­ro­na jest pew­na praw­da z do­miesz­ką uczo­nej kom­bi­na­cyi. Ze do­ryw­cze ver­sus fe­scen­ni­ni kie­dyś w cią­głą far­sę o lep­szej bu­do­wie prze­two­rzyć się mo­gły, to jest nie­wąt­pli­wem; na­zwi­sko sa­tu­ra jest jed­nak bar­dzo po­dej­rza­nem. To mia­no, zna­ne w li­te­ra­tu­rze rzym­skiej, ozna­cza utwór o róż­no­rod­nej tre­ści, ale nie dra­ma­tycz­ny. Uczo­ne­mu rzym­skie­mu sa­ty­ro­wie grec­cy snu­li się za­pew­ne po gło­wie i dra­mat grec­ki sa­ty­ro­wy. Chciał on więc od­po­wied­nik w pi­śmien­nic­twie zna­leźć na­ro­do­wem. Li­wiusz w koń­cu do­da­je, że te pra­sta­re kro­to­chwi­le zla­ły się póź­niej w jed­no z ko­me­dy­ami lu­do­we­mi ital­skie­mi, zwa­ne­mi Atel­la­nae. O tych Atel­lań­skich sztu­kach mamy ja­śniej­sze wy­obra­że­nie; daw­niej­sze far­sy rzym­skie może pod wzglę­dem po­wta­rza­ją­cych się ty­pów do nich były po­dob­ne; luź­ność bu­do­wy i po­spo­li­tość żar­tu wy­twa­rza­ły tak­że z pew­no­ścią nie­ja­kie z Atel­la­na­mi po­kre­wień­stwo.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: