- W empik go
Historya literatury rzymskiej za Rzeczypospolitej - ebook
Historya literatury rzymskiej za Rzeczypospolitej - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 587 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z ludźmi, o których mówię w tej książce, obcowałem bardziej lub mniej zażyle przez życie całe, byli oni mi czasem radą, zawsze pokrzepieniem i pociechą. Nie powiedziałem dziś o nich ostatniego słowa, bom przecie jako jeden z tych liści, o których Homer wspomina, porównywując z nimi krótkowieczne pokolenia śmiertelnych. A oni także ostatniego słowa o sobie mi nie powiedzieli, bo to właśnie jest cechą i wartością tych starych autorów, że każda epoka o co innego ich się pyta, czego innego w nich szuka, a oni zawsze na odpowiedź gotowi i nigdy nie zawodzą swoich miłośników.
Porwałem się na rzecz trudną. W dziedzinie tak opracowanej i przeoranej zbyt dużo nowych rzeczy powiedzieć nie można; ale też nie o to chodzi, lecz raczej o to, aby wyniki dotychczasowego badania objąć i wyczerpać. A dalej o to, aby dla naszego czytelnika to uwydatnić, co do naszych myśli i uczuć w rzymskiem piśmiennictwie szczególnie przemawia. Frazes o unarodowieniu nauki, używany i nadużywany zbyt często, tylko o tyle może mieć pewną doniosłość i znaczenie, o ile usuniemy braki naszej literatury i postaramy się o książki polskie, które jednak muszą z europejską nauką ścisły zachować związek.
tę naukę uprzystępniać i pogłębiać. Szkołę unaradawia się pracą, nie pustemi słowami.
W pisaniu tem walne mi oddały usługi dzieła obce. Nie wspomną tu o dawniejszych literaturach, przeważnie inwentaryzujących. W drugiej dopiero połowie dziewiętnastego wieku nastąpiła przemiana w tej dziedzinie i zwrot na lepsze. Mommsen zmysłem swoim historycznym i nadzwyczajną bystrością ożywił postacie rzymskiej literatury. Przedstawił on je na tle dziejów i tem samem pod wielu względami do lepszego ich zrozumienia się przyczynił. Wielka nauka wyjaśniała niejedną zagadkę ułamkowego piśmiennictwa, a temperament pisarza umiał tchnąć życie w osobistości odległych wieków. Ale ten temperament namiętny był także pewnych zboczeń przyczyną; Mommsenowi brak było miary w sądzie politycznym i literackim. Powodowany wrażliwością, jednych przeceniał nieco, innych niedoceniał lub zgoła niesprawiedliwie określił. Późniejsze badania i dzieła naprostowały te sądy; wpływ jednak Mommsena na całej tej dziedzinie odtąd zaważył. Bo jędrne jego: Adesso parla wobec dawnych wieków i ludzi wyrzeczone, kazało nawet takim autorom do nas przemawiać, którzy w poszarpanych ułamkach się zachowali.
Z późniejszych dzieł zasługują na wyróżnienie Teuffel'a: Geschichte der römischen Litteratur (5 wyd. 1890 Lipsk), która niebawem wyjdzie w opracowaniu ponownem. Książka to bardzo sumienna, trzeźwa, w ogólnych przeglądach znakomita; dzieło Marcina Schanz'a wielotomowe (ostatnie wyd. pierwszej i drugiej części, w Lipsku 1907 i 1909) chce być barwniejszem, poczytniejszem, ale nie ma spokojnego, trafnego sądu i smaku pracy Teuf – fel'a. Zato badania nowsze uwzględnił Schanz w całej pełni i sumiennie. – Krótki przegląd literatury rzymskiej przez Fryderyka Leo (Kultur der Gegenwart, 2 wyd. z r. 1907) daje w szerokich liniach obraz rozwoju, potrąca o wiele kwestyi zasadniczych i głębszych, a sąd autora jest prawie zawsze trafnym i bardzo sprawiedliwym. Zarys piśmiennictwa pióra Nordena pojawi się w najbliższych czasach. – Z książek francuskich odznacza się obszerna praca Lamarre: Histoire de la littérature latine, Paris 1902, z włoskich dzieła Occioni'ego i Ramorino.
Wśród dzieł specyalnych o samej poezyi na szczególną wzmiankę zasługuje praca angielska Sellar'a, The roman poets of the republic, Oxford 1889. Obszerne dzieło Ottona Ribbeck'a, Geschichte der röm. Dichtung (I 1894; II, 1889; III, 1892) jest gruntownem, ale nie wykazuje tego poczucia poezyi, które dla pracy Sellar'a jest znamiennem. Wśród francuskich prac odznacza się stare dzieło Patin'a, Études sus la poésie latine wykwintnym smakiem; książka Fryderyka Plessis: La poésie latine (Paryż 1909) grzeszy brakiem syntetycznych, ogólnych rozdziałów, choć zresztą nie jest bez zasługi. Synteza jest tylko we wstępie, w którym autor, ujmując się za geniuszem łacińskim, wobec lekceważących głosów, które przez pewien czas odzywały się w Niemczech, cytuje słowa Pawła Thomas: Cest le génie francais que l'on vise à travers le génie latin et ce dedain pour la littérature de Romę a la méme source que la touchante candeur, avec laquelle on proclame l'identite du génie hellenique et du génie allemand.
Dla prozy rzymskiej ważnemi są dzieła Cucheval Berger, Histoire de l'éloquence latine Paris 1881 i Tartara: I precursori di Cicerone 1888. Historyografię przed – stawił Wachsmuth w dziele: Einleitung in das Studium der alten Geschichte, do poznania rozwoju prozy dał pełno przyczynków Norden w dziele: Die antike Kunstprosa 1909.
Inne książki cytowałem przy pojedynczych rozdziałach. Postanowiłem jednak przeważnie się ograniczyć tylko do książek najważniejszych i podstawowych, a pominąć badania szczegółów dotyczące. Bo pisałem rzecz nietylko dla filologów z fachu, którzy w razie potrzeby zajrzą do dzieł ogólnych, rejestrujących sumiennie bibliografię. Myślałem jednak w pierwszym rzędzie o filologach, których przy studyum klasycznem nie tylko nadzieja chleba ożywiać powinna, lecz i wiara gorąca, że sama ta nauka jest chlebem dla społeczeństwa, a dalej miłość starożytności, jako rzeczy żywej i życiodajnej. Jeżeli zaś czytelnikowi, w innej pracującemu dziedzinie, przypomnę lata młodości i tych z młodości znajomych, jeżeli w nim obudzę wątpliwość, czy słusznie tym ludziom niegdyś na ławie szkolnej może złorzeczył, a natomiast myśl mu nasunę, że ci starzy przecież są jeszcze żywymi, to mi się ta praca najsowiciej opłaci. A gdyby kto nawet sięgnął po klasycznego autora, to znajdzie w nim swoją nagrodę; przez odnowienie znajomości z lat chłopięcych sam się odmłodzi i stwierdzi ze zdumieniem, że niejedno zdanie starożytnych, które mu kiedyś może pustym wydawało się morałem, jest pełnem treści, z prawdy życia się poczęło i wśród błądzeń życia drogę wskazać może.
Książka ta czytania autorów nie zastąpi. Wielkich ułamków, wyjętych z pisarzy, przytaczać nie mogłem, bo praca tego rodzaju ma do autorów prowadzić, a nie odgrywać roli antologii. Znamiennych jednak dla każdego pisarza rysów i myśli nie pominąłem, a podałem je w oryginale łacińskim lub w tłomaczeniu. Przekładać musiałem sam; jeżeli w skutek pościgu za dosłownością wdzięk albo dźwięczność oryginału niekiedy szwank poniosły, to proszę o pobłażliwość.
Następną część, jeżeli Bóg da zdrowie, a ludzie dosyć czasu zostawią, w przyszłym roku przygotować zamyślam. Obejmie ona bogatą prozę z czasów cycerońskich i Cycerona samego. A dalej? Człowiek nie śmie więcej obiecywać, więc chyba to stwierdzi, że na razie nie brak mu ochoty, aby sięgnąć w czasy późniejsze.
Pisałem rzecz niniejszą w latach ciężkich, w których narodowe i osobiste ciosy szły po sobie w jednym szeregu, w czasach, w których bezheroiczna rewolucya wschodnia ohydnym kończyła się bandytyzmem, w roku wywłaszczenia i całego chóru złorzeczeń na imię polskie, w roku śmierci ś… p. Andrzeja Potockiego i wstrętnych głosów tych, którzy mordercę sławili, uniewinniali i uniewinnili. Chroniłem się więc do pracy, która niesie w smutkach ulgę, a tym bardziej człowieka przykuwa, jeżeli z niej dla własnej duszy i duszy narodu pewne mogą wyniknąć pożytki. A nie wątpię, że jędrność rzymska nadaje się do tego, aby wzmocnić, skrzepić umysły i charaktery, że jasność łacińska skutecznie zdoła przeciwdziałać brakom dokładności i niedostatkom jasności w myślach, pracach i uczuciach narodu. Mickiewicz mówił kiedyś o krzepiącym w ochocie balsamie rzymskim, a po myśli Mickiewicza książkę tę młodzieży polskiej poświęcam. Jeżeli zaś nasza wspaniała poezya rwie nad poziomy, uskrzydla nam myśli i dusze, to obcowanie z duchem Rzymu, Göthego Geist der Erde, skrzepi nasz sąd noszą męskie lub żeńskie nazwiska. Są to raczej moce niż mocarze. Brak kształtującej fantazyi w tem się dobitnie ujawnia. Ujawnia się on i w czem innem. Imiona greckie świadczą o pewnym wyższym polocie myśli; dowodem tego liczne imiona z przyrostkiem kles złożone, jak Sophokles, Perikles, Agorastokles, przypominające naszych Bolesławów, Mieczysławów i t… p., a dalej całe mnóstwo imion od nazw bogów urobionych, jak Apollonius, Apollodorus, Dionysius, Diogenes i t… p. U Rzymian pewna, rzecby można, amerykańska trzeźwość i w imionach i w nazwiskach 'widoczna. Służą one tylko do tego, aby indywidua poznaczyć i odróżnić. Pełno imion pobrano z liczebników jak Quintus, Sextus, Decimus; pełno nazwisk od strawy, którą się naród żywił, jak Fabius (Grochowski), Porcius (Świnarski), Vitellius (Cielecki), albo znów od liczb, jak w Sextius, Octavius, Nonius, Decius, albo wreszcie od barwy włosów lub ciała, jak Albius, Flavius, Rutilius i t… p. Ten sam brak lotniejszej fantazyi widocznym jest w przydomkach, jak Cicero, Piso, w nazwach miesięcy, które porządkową liczbą oznaczane w bezbarwnym idą po sobie szeregu, jak Quinctilis, Sextilis, September, October, November, December. Pewna wojskowa dyscyplina, która raczej liczy, niż odróżnia indywidua, przebija w tej nomenklaturze.
Chłopskiego rozumu miał Rzymianin dużo; główne jego zajęcie, rolnictwo, zabarwiło jego język. Charakterystycznem jest, że szkodę, nieszczęście zwał calamitas, co właściwie może oznacza szkodę w kłosach (calami); współzawodników nazywał rivales, jak pierwotnie zwano sąsiadów rozgraniczonych strumieniem; słowo na oznaczenie obłędu przejął także z rolnictwa; delirare, szaleć znaczy właściwie wykoleić się przy ciągnieniu bruzdy (lira). Tak więc w nazwach i języku odnajdujemy dużo przyczynków do charakterystyki Rzymianina. Otoczony bogami, którzy raczej swą mocą zachmurzali mu czoło, zamiast je wypogadzać i godzić człowieka ze życiem, ubrany w rynsztunek wojenny, który mu przyrósł do ciała, oddany wśród pokoju rolnictwu, którego pożyteczność wielbił przez wszystkie czasy, nie byłby on zapewne o własnych siłach na wyższe loty się zerwał, nie byłby po za virtus dojrzał i ocenił piękności, nie byłby słowu przyznał wielkiego w życiu znaczenia, gdyby obce wpływy nie wyzwoliły jego myśli z ciasnego widnokręgu religijnego i chłopskiego, gdyby Muzy innego narodu nie uskrzydliły mu duszy.
Inne, pokrewne szczepy italskie obok Latynów t… j. Rzymian nie doznały tego wyzwolenia. Latynowie mieli obok siebie na półwyspie apenińskim pokrewne krwią i językiem plemiona. Od północy siedzieli Umbrowie, niegdyś szerokie zajmujący dziedziny, od południa jędrny szczep Osków. Języki ich znamy po części z pewnych pomników zachowanych, dotyczących sfery religijnej lub społecznego ustroju. Są to pomniki języków, nie pomniki piśmiennictwa. Ani język Umbrów, ani język Osków do literackiego rozwoju nie doszedł; zwycięstwa Rzymian nad italskiemi sąsiadami położyły tamę życiu normalnemu tych ludów. W połowie trzeciego wieku przed Chrystusem wyrok śmierci nad tymi językami już zaciężył. Bo razem z postępami rzymskiego oręża szerzyła się po Italii łacina; język umbryjski i język Osków-Samnitów żyły odtąd jeszcze życiem czy wymieraniem w zaciszu domowem, odezwały się jeszcze czasem doniosłej na pieniądzu lub ścianie ulicznej, ale podwoje literatury stanowczo się przed niemi zamknęły. Jedyne piśmiennictwo, zrodzone na półwyspie apenińskim, przybrało szatę zwycięzców, łacińską.
A zresztą na tych Umbrów na północy i Samnitów na południu napierały jeszcze inne, wyższe cywilizacye, które rodzimym wśród tych ludów zarzewiom należycie się rozwinąć nie pozwoliły. Na północy od Rzymu znajdujemy w dzisiejszej Toskanii, na zachód od dawnych siedzib umbryjskich potężny szczep Etrusków, który, jak niektórzy twierdzą, od jedenastego wieku przed Chrystusem, jak inni przypuszczają, przynajmniej od ósmego wieku zajął te dziedziny. Starożytni pisarze wyprowadzali ich od Tyrsenów z Azyi Mniejszej i może mieli słuszność. Naród bowiem ten dziwaczny i zagadkowy, objawiał w swych tworach i sztuce zawsze wyraźne cechy hellenizacyi; może to była spuścizna przyniesiona z pierwotnej wschodniej ojczyzny. Jako morscy korsarze przybyli oni do Italii, zajęli nadbrzeże morskie po nad Rzymem, zajęli Toskanię, sięgnęli na północ w krainy nadpadańskie, przez pewien czas zajmowali Kampanię, a nawet Rzym posiedli. Największa ich potęga przypada zapewne na wiek szósty przed Chrystusem. Lud ten osiągnął wysoki stopień cywilizacyi, jak jego sztuka świadczy. Ale sztuka ta nie wyzwoliła się nigdy z pod greckich wpływów, nie miała ani natchnień, ani cech, ani artystów indywidualnych, przerodziła się w wykwintne rzemiosło. Na polu literatury nie znamy ani nazwisk pisarzy ani dzieł. Piśmiennictwo Etrusków nie wyszło też zapewne po za spisywanie rytualnych przepisów, lub historyczne zapiski. Mimo tego ta potęga i kultura Etrusków wielki wpływ na Rzym wywarła. Nazwisko Roma jest niewątpliwie etruskiem. Sąsiedzi z północy musieli więc aż do ujścia Tybru zapuszczać swe zagony. Jeżeli w szóstym wieku panują nad Rzymem królowie o etruskiem nazwisku Tarquinii, to świadczy to znowu o najeździe etruskim. Imiona Romulus, Remus, Numa, Tullius i Ancus są etruskiego początku. W nazwach rzymskich i przydomkach wpływ ten etruski odtąd się ustalił, jak np. w nazwach z przyrostkiem – tius lub – enna. W dziedzinie religijnej i zewnętrznego ceremoniału także się zaznaczył wpływ tego ludu, kochającego się w przepychu i wystawności, a objawiającego w swym kulcie wielką skłonność do formalistyki i subtelności, która też zaciężyła na kulcie i religii rzymskiej. Był to obcy zupełnie przybysz na gruncie italskim; język jego mimo wszelkich usiłowań nie odsłonił nam swych tajemnic, ani nie odkrył węzłów pokrewieństwa z innymi italskiemi, lub indoeuropejskiemi językami. Znamy go z napisów, których liczba dosięga ośmiu tysięcy. Zupełnie przeważnie są to napisy grobowe, a w wielkiej części same tylko przedstawiają nazwiska. Potęga Etrusków w Italii chwiać się zaczęła w piątym wieku. W drugiej połowie piątego stulecia wyparli ich Samnici z Kampanii, w samym początku czwartego Rzymianie zdobywszy miasto Veii zadali im cios stanowczy, a równocześnie nad Padem nowy najeźdźca Italii, Gallowie zniszczyli ich panowanie północne. Odtąd nastąpił powolny zanik lub latynizacya dawnych siedzib etruskich. Poeta augustowskiej epoki, Propertius wspominał w wierszu, który brzmi tragedyą dziejów
Eversosque focos antiquae gentis etruscae.
Inna cywilizacya, bogatsza i bujniejsza oparła się skuteczniej przewadze i naporowi latynizmu. Na całem południu półwyspu od Kampanii aż po cieśninę Messynejską i w Sycylii, począwszy od VIII wieku przed Chrystusem osiadły na wybrzeżach morskich i w głębi kraju liczne kolonie greckie, z których niektóre w dziejach myśli greckiej poczestne zajęły stanowisko, a wszystkie wnosiły do półdzikiej krainy italskiej zarzewia i żywioły kultury. Te greckie osady dały Rzymowi jego alfabet, który z Cumae pochodzi; ludzie i wpływy stąd idące odegrały ważną rolę w zaczątkach rzymskiego piśmiennictwa. Rzym greckiego języka nie wypierał czy wypierać nie mógł; jeszcze w cesarskiej epoce największe miasto południowych Włoch Tarentum ma przeważnie greckich mieszkańców; o drugiem z rzędu mieście, Neapolu, świadczą napisy, iż jeszcze w siódmym wieku po Chrystusie grecki język i grecki obyczaj w pełni się tam zachowały.
Italia więc przedstawiała szachownicę szczepów różnorodnych i języków. Wielka ich część uległa zupełnie Rzymowi i pochłoniętą została przez latynizacyę. Rzeczpospolita ujednostajniła półwysep. Mały pierwotnie Rzym dokonał tego dzieła. Jeszcze około r. 400 przed Chrystusem obejmowała zapewne właściwa ziemia Latynów, w której łacińskim przemawiano językiem, nie więcej jak 50 mil kwadratowych. W połowie 3-go wieku italscy pobratymcy Rzymian są już podbici; liczne rzymskie kolonie zasłały dziedziny Osków i Umbrów i rozstrzygnęły o przyszłości ich języków. Zapewne, iż jeszcze za hannibalskiej wojny w szeregach rzeczypospolitej różne języki ze sobą się kłóciły, że obok łaciny pobrzmiewały tu inne gwary italskie, jak oskijska, umbryjska, język Etrusków i Greków. Ale łacina była językiem urzędowym i stała się wkrótce językiem piśmiennictwa tak dalece, że obok niej żadna literatura rozwinąć się nie mogła. Ludzie z oskijskiego, umbryjskiego rodu, Gallowie, a wreszcie Etruscy, jeżeli chcieli w literaturze głos zabrać, przemawiali po łacinie, tym głosem, który na półwyspie osiągnął przewagę i jedynie odpowiednim stał się narzędziem dla wyrażenia wyższych myśli i natchnień.
Prócz kolonii rozsianych po Italii przyczyniło się do latynizacyi Italii wojsko, które w swoich szeregach liczyło różnolite żywioły, ale się zespoliło pod jednem dowództwem Rzymu i pod tą wodzą walne odnosiło zwycięstwa, a przedewszystkiem Hannibala nawałę odparło. Zwycięski zaś sztandar bywa dla ludów silnem wiązadłem, które spaja dusze i umysły. To co jeden ze wczesnych rzymskich poetów, pochodzący z południa śpiewał o sobie:
Nos sumus Romani, qui fuimus ante Rudini,
temu około roku 200 przed Chrystusem niejeden Italczyk należący do szczepu Umbrów lub Osków chętnie byłby już z pewnością przywtórzył.
Literatura: Nissen, Italische Landeskunde. – Michaut, Le génie latin Paris 1900. – Oskar Weise: Charakteristik der lateinischen Sprache (3 Aufl.), Lipsk 1905.
Część pierwsza.ZAWIĄZKI LITERATURY RODZIMEJ. A. ZACZĄTKI POEZYI.
Rodzimemu Rzymianinowi wydawało się piśmiennictwo rzeczą niepotrzebną i zbytkiem, zajęcia literackie nazywał on studia leviora, nie odpowiednie dla powagi (gravitas) męża, który w pierwszym rzędzie o namacalny pożytek swój i ojczyzny powinien się starać przez czyn i sztukę, a jeżeli miał wyższe poloty, jako mąż stanu zabłysnąć. Ale w każdem, nawet trzeźwem społeczeństwie są pewne wzloty nad codzienność, kiedy myśl lub uczucie do bogów się zwraca lub szuka wyrazu, któryby do ogółu społeczeństwa lub do potomności przemówił. Takie zwroty ubierają się w pewne stylizowane formy zarówno w dziedzinie modlitwy, napomnienia, jak w dziedzinie prawa; wyradza się stąd formułka uroczysta, którą Rzymianin Carmen nazywał. Wyraz ten bynajmniej nie jest ograniczonym wyłącznie do mowy miarowej, wierszowej, lecz oznacza także zwroty prozaiczne, których proza była do pewnego stopnia wiązaną wskutek poczłonkowania, pewnego rytmu, a czasem alliteracyi.
Ale obok tej prozy rytmicznej pojawiła się już wcześnie wiązana prawdziwa mowa. Mamy okazy takich wierszy z okresu przedliterackiego, a nie wyszły one z użycia nawet w zaraniu literatury. Rzymianie mieli swoje narodowe metrum, zapewne wspólne im z innymi Italczykami;
ponieważ było starodawnem, nazwano je później wierszem Saturnijskim, versus Saturnius, od boga, który przed Jowiszem panował. Ale jakąż była tego wiersza zasada? W tem uczeni rozmaitemi idą drogami i różnych próbują objaśnień. Niektórzy wychodzą z tego stanowiska, że ponieważ późniejsza rzymska poezya opiera się na iloczasie czyli quantitas, przeto i ten wiersz najwcześniejszy za iloczasowy uważać należy. Mają oni tedy wiersz saturnijski za wiersz sześciostopowy z anakrusis na czele i cezurą po czwartej tezie. Arsis wytworzoną jest przez długą zgłoskę lub dwie krótkie bez względu na akcent wyrazu, teza składa się z krótkiej, albo długiej, lub wreszcie z dwóch krótkich zgłosek. Te tezy mogą być także zupełnie niekiedy opuszczone. Kanoniczną formą jest wiersz:
Malúm dabúnt Metélli Naévió poétae.
Ale ta kanoniczna forma ulega przez dowolności wymienione rozmaitym zmianom i przekształceniom.
Inni wychodzą wprost z innej zasady. Twierdzą, że ten wiersz starorzymski tak jak nowoczesna nasza poezya opiera się nie na iloczasie, lecz na akcencie wyrazów. Wiersz ten więc składałby się ze zgłosek na przemian akcentowanych i nieakcentowanych bez żadnego uwzględnienia iloczasu. Między dwie zgłoski opatrzone przyciskiem przypada zgłoska bez akcentu, między drugą i trzecią arsis znajdujemy zawsze dwie zgłoski słabsze. Zwrócono na to uwagę, że w tym wierszu liczba wyrazów jest prawie stałą; na pierwszą połowę wiersza przypadają zwykle dwa dwuzgłoskowe wyrazy, za nimi idzie trzyzgłoskowy; w drugiej połowie wiersza, czyli drugim kolonie znajdujemy zwykle dwa trójzgłoskowe wyrazy. Zdaje się, że liczba wyrazów dla budowy tego wiersza nie była bez znaczenia, przynajmniej w pierwotnym jego rozwoju. A ta obserwacya nasuwa przypuszczenie, że nie iloczas, lecz akcent wyrazów był pierwotną budowy tego wiersza pod – stawą a chociaż z biegiem czasu i rozwoju literatury iloczas coraz bardziej do praw swych dochodził, to skład i układ wiersza zachował pewne cechy i przeżytki pierwotnej fazy.
A więc między dwiema sprzecznemi teoryami pojawiła się trzecia, która wiersz saturnijski wyprowadza ze zdania, w którem nie iloczas, lecz kształt zewnętrzny wyrazów był podstawą układu; z biegiem zaś czasu wiersz ten zaczęto budować coraz ściślej według principium wszechwładnego w późniejszej rzymskiej poezyi, według iloczasu. Saturnius w swojej pierwszej fazie nie różnił się wiele od rytmicznej, członkowanej prozy; granica między prozą i poezyą była w rzymskiej ludowej twórczości i jest zawsze w twórczości ludu lotną i chwiejną.
Przypatrzywszy się formom, przechodzimy teraz do treści, myśli i uczuć, które w tym świcie rzymskiej literatury jakimkolwiek odgłosem się zaznaczyły. W progu literatury rzymskiej znajdujemy złomy dawnych pieśni religijnych, bo oczywiście każdy lud ma uroczyste, uświęcone formy, w których przed tron bogów swe prośby zanosi. Drobne fragmenta nie dałyby się wtłoczyć w żadną miarę stałą wierszową; ale to pewnem jest, że wyrazy w tych pieśniach rozmieszczone były w pewnym ładzie, że inwokacye do bogów ujmowano w dwójki, trójki albo czwórki wyrazów, które w pewnych odstępach wracały i wnosiły do modlitwy jakąś responsyę, symetryczność budowy. Słyszymy, że takich modlitw były różne rodzaje. Paulus w swoim słowniku wspomina axamenta i objaśnia je tak: axamenta dicebantur carmina… in omnes deos composita. Słowo axare nazywać, wzywać prawdopodobnie z aio jest pokrewnem. Axamentum byłoby więc wezwaniem wszystkich bogów, jak litania. Rzymianin miał jednak dla każdej życia potrzeby osobnych bogów; jak ich wzywać, jaką modlitwą przebłagać, jakiemi epitetami opatrzyć, na to wszystko były uświęcone for – mułki, które pontifices chowali w swojem archiwum. Zwały się one indigitamenta.
Nas, jak wspomniałem doszły tylko urywki tych utworów i tych pieśni, które rozbrzmiewały w zaraniu Rzymu, jak nasze Bogarodzica. Słyszymy o pieśniach kapłanów Marsa, Saliów. Odbywali oni uroczyste pochody w marcu i październiku, w których to miesiącach plemię Marsa wyruszało na wojnę lub powracało z wypraw wojennych. Wśród pochodów tańczono (od tego nazwisko Salii a saliendo) i śpiewano. Kilka zaledwie słów nam zachowanych tysiączne nasuwa trudności; dziwić się przeto nie wypada, skoro autor piszący w drugiej połowie pierwszego wieku po Chrystusie, Kwintylian wyraźnie zaznaczył, że pieśni Saliów sami kapłani, którzy ją śpiewali, nie rozumieli dokładnie.
Obok świadectw o Carmen Saliare zachował nam się dłuższy i jaśniejszy urywek z pieśni braci polowych, z Carmen fratrum Arvalium. Była to pieśń bractwa kapłańskiego, które obchodziło na wiosnę pola gminy rzymskiej, błagając bogów o urodzaj. Obchód ten w ścisłem tego wyrazu znaczeniu nazywał się Ambarvalia. Zwracano się przytem pierwotnie do Marsa, aby on od włości rzymskich odwrócił nieszczęście i pożogę wojenną, później do Dea Dia, które to miano ogólnikowo zapewne boginię Cererę oznacza. Obrzędy tego bractwa zapomniane i zaniedbane wskrzesił odnowiciel kultu dawnego i religii August. Włości rzymskich obejść już od dawna nie było można, bo sięgały daleko, teraz prawie krańców znanego świata. Składano więc ofiary na kilku granicznych kończynach dawnej włości rzymskiej; za Augusta wskrzeszone bractwo związanem zostało ze świątynią i gajem pod Rzymem, przy via Campana. Akta i protokoły tego bractwa wyryte na kamieniu znajdowano w ułamkach od szesnastego do dziewiętnastego wieku. Zachowały nam one obok opisów czynności i obrzędów pieśń staroświecką, którą kapłani na zamknięcie uroczystości przy zawartych odrzwiach, wśród tańca odśpiewywali. Zwraca się ona do Larów opiekuńczych i głównie do Marsa. Od trójki wyrazów
Enos Lases iuvate
zaczynała się modlitwa. Potem w dwójkach, trójkach, czwórkach słownych płynie cała pieśń, prosząca dzikiego Marsa o zmiłowanie, aby syt był, a moru, wojny nie niósł na rzymskie dziedziny. Pełno tu znowu wyrażeń zagadkowych, jak w wielu rytualnych formułach, które w zadawnionym kształcie potomność powtarza, ufna, że je bogowie przecież zrozumieją.
Strach przed grozą bóstwa wywabił więc z duszy Rzymianina te pierwsze odgłosy liryki. Ujęte one w formę symetryczną, którąbyśmy prozą sakralną nazwać mogli. Była ona właściwością starej modlitwy. W prośbie zachowanej u Catona (de agri cultura c. 141) mamy modlitwę do Marsa, w której czytamy:
fruges frumenta
grandire dueneque
pastores pecuaque
vineta virgultaque
evenire siris
salva servassis
Dwójki wyrazów odpowiadają sobie równolegle, a jeszcze to wszystko powiązane alliteracyą. Strach przed klęską, urokiem wytworzył inne formułki na zażegnywanie grożącego złego. Varro, inny chwalca i mistrz rolnictwa, przytacza incantamentum na podagrę
terra pestem teneto salus hic maneto.
To także symetryczna proza, związana jeszcze posiłkowym rymem.
Środki te sprawiały, że formuły niezbędne dla życia wrażały się w pamięć. Dlatego też przepowiednie obiegające wśród ludu w podobną ubierały się formę. Słynne były przestrogi niejakiego Marciusa, postaci bajecznej, które jako Carmina Marciana znajdowały posłuch u państwa i u prywatnych ludzi. Zalecały one środki zaradcze w potrzebie publicznej, dawały wskazówki na życie, jak np.
postremus dicas, primus taceas,
słowa wyjęte z duszy i przemawiające do duszy dawnych, małomównych Rzymian.
Wszystko to szczątki rodzimej myśli i rodzimego uczucia dawnego ludu rzymskiego. Pochodzą one z przedliterackiej epoki, ale są zawiązkami jakiejś liryki i dydaktyki pierwotnej.
Epopei Rzymianin nie stworzył jak Grecy,
Perché… a far l'opere virtuose
Piu ch'a narrade poi sempre era pronto.
Schodzili wielcy działacze do grobu i nie znajdowali barda, któryby ich czyny wysławiał, lllacrimabiles nazwał tych nieopłakanych Horacyusz. Ale pewnych prób i w tej dziedzinie nie zbrakło. Stary Cato opowiadał w swem dziele historycznem, że za czasu przodków taki był biesiad porządek "iż z kolei ucztujący opiewali przy muzyce fletu chwałę i cnoty słynnych mężów" A Varro przekazał nam wiadomość, że przy stole chłopcy uczciwi czystym śpiewem lub przy odgłosie fletu stare pieśni wygłaszali, w których była chwalba dawnych ludzi. Dwa tu więc zwyczaje wymienione, z których pierwszy pewno jest starszym. Wystawiamy sobie, że pieśni te czepiały się pierwotnej, w mgle nurzającej się historyi Rzymu, wielkich mężów z pierwszych wieków rzeczy pospolitej, że były to śpiewy historyczne, które przygotowywały grunt późniejszej epopei. Możliwem jest bardzo, że zwyczaj ten przyczynił się między innemi do wytworzenia bogatej legendy o powstaniu Rzymu, o Brutusie, Lukrecyi, Koryolanie. Fantazya rzymska, która nie zdołała dosięgnąć Olimpu i niebian, znajdowała w tych śpiewach upust odpowiedni, a znajdował go tym bardziej patryotyzm Rzymian głęboki.
Przesłanką epopei mógł być też żal nagrobny. Skoro ollus Quiris leto datus, jak w starych czasach obwieszczano zgon i zapraszano na pogrzeb, nie brakło pieśni sławiącej czyny zmarłego, zwanej nenia. Osobne płaczki podejmowały się tego zadania; pierwotnie jednak może członkowie rodziny je spełniali. Przy tem także jak przy chwalbie przodków rzucano posiewy przyszłej epopei; bo aby zmarłych podnosić, w cudowne niemal przybierać kształty, na to nie potrzeba zamglonej odległości; całun przysłania zawsze małostki, a z majestatu śmierci spływa coś na człowieka.
Przychodził do tego grób i napis grobowy. Starzy Rzymianie nie uwieczniali szumnymi epitafami swych przodków; w społeczeństwie równającem wszystkich w jednej służbie i w jednym obowiązku dla państwa indywidualność nie miała się wyróżniać i nie wyróżniała zbytecznie ani za życia ani po śmierci. Nagie nazwisko, co najwięcej z dodaniem urzędów, które zmarły piastował, miało wskazywać na grób i utrwalać pamięć zmarłego. Ale w trzecim wieku pod wpływem greckiej kultury rzeczy się zmieniły. Bardzo jest znamiennem, że wśród tej rodziny, która w późniejszych czasach przodowała w recepcyi greckiej kultury, spotykamy się po raz pierwszy z wprowadzeniem dłuższego napisu i charakterystyki na kamień grobowy. Sięgamy tu nieco naprzód w głąb rzymskich dziejów, bo te napisy należą jednak do przedliterackiej epoki, dotyczą ludzi, którzy przed r. 250 żyli i najwyższe piastowali urzędy. Grób Scypionów leżący pod stolicą po za bramą Kapeńską odkryto w końcu osiemnastego wieku; znaleziono w nim sarkofagi z grobowymi napisami, które są najczcigodniejszymi zabytkami najstarszej rzymskiej literatury, t… z… elogia Scipionum. Grobowce z napisami znajdują się dziś w Watykanie. Przemawia z nich do nas stary wiersz italski, Saturnius, w kształcie surowym, przedliterackim, z rozmaitemi chropowatościami, które późniejsza literatura, używająca tej miary, zacierała. Nas tu obchodzą dwa napisy, konsula z r. 298 i konsula z r. 259. Mają one pewną powagę i wstrzemięźliwość słowa, która wymowniej opowiada o pierwotnych rysach i właściwościach Rzymian niż roczniki historyczne.
Napis L. Corneliusa Barbatusa, konsula z r. 298 brzmi jak następuje:
Cornelius Lucius Scipio Barbatus
Gnaivod patre prognatus fortis vir sapiensque
Quoius forma virtutei parisuma fuit
Consol censor aidilis quei fuit apud vos
Taurasia Cisauna Samnio cepit
Subigit omne Loucanam opsidesque abdoucit.
Za całą chwałę ogólną tu starczy "dzielny mąż i mądry, którego postać cnocie dorównała całkiem"; po zatem mamy urzędy i spis miast i krajów podbitych.
Epitaf syna L. Corneliusa, konsula z r. 259 treścią nie odbiega od poprzedzającego:
Honc oino ploirume cosentiont Romai
Duonoro optumo fuise viro
Luciom Scipione ftłios Barbati
Consol censor aidilis hic fuet apud vos
Hec cepit Corsica Aleriaque urbe
Dedet Tempestatebus aide meretod.
Większość mu Rzymian poświadczy z ochotą
Że wśród cnotliwych przodował ten cnotą.
Znowu tu ta sama miara i powściągliwość. Czyny męża chwalą i stanowiska. Dwa te pomniki mają dziwne swe właściwości. Napis drugi, syna jest bardziej archaiczny we formach, bardziej chropowaty w budowie. Autor tego elogium głównie o to starać się zdaje, aby w obu wierszów połowach była równa liczba wyrazów. Jest to okaz przedliterackiego Saturniusa. Drugi napis, sławiący ojca ma poprawniejsze wiersze, jakichby się późniejsi literaci nie powstydzili. Może więc było słusznem przypuszczenie Ritschla, że po śmierci syna ozdobiono jego sarkofag napisem, a później ze względu na ojca starszeństwo wyryto również dla tego napis pochwalny. W każdym razie mamy w tych napisach znamienne odgłosy starorzymskiej literatury i starorzymskiego ducha. Kiedy później Ennius w swej historycznej epopei charakteryzował bohaterów Rzymu, miał on przed sobą już wzory dobitnej i jędrnej pochwały. Lapidarność języka łacińskiego szczególnie się do tego nadawała.
Inna właściwość Italczyków, skłonność do uszczypliwości i żartu objawiała się w zaczepkach i wydrwiwaniu bliźniego. Starożytni opowiadają nam, że wśród uroczystości wesołych, na okrężnych drażniło się chłopstwo wzajemnie (opprobria rustica), że przy weselach miotano dwuznaczne i niedwuznaczne żarty na młodego małżonka, że wreszcie przy tryumfach żołnierze dawali folgę swej złośliwości, obrzucając tryumfatora rozmaitymi docinkami. Kiedy później Caesar wracał z Gallii na czele zwycięskich legionów, śpiewali jego weterani piętnując przedsiębiorczość wodza – Don Juana:
Łyki, strzeżcie połowicy,
Wiedziem łyska do stolicy
Który skory do komory.
Ztąd nabrałeś złota siła,
W Gallii chuć twa przepuściła
Te pożyczki na podwiczki.
Śmiech, rozśmieszenie miały wśród tych uroczystości uboczny cel i zadanie; był to środek najpewniejszy, aby udaremnić zazdrość i jej zgubne objawy, rzucenie uroku. Urok nazywał się fascinum; jednym z najskuteczniejszych amuletów przeciwko urokom było wyobrażenie męzkiego członka, który także fascinum się nazywał. Otóż Horacyusz nazywa żarty miotane przez chłopów na dożynku: fescennina licentia a gdzieindziej nazwano takie wiersze żartobliwe versus fescennini. Zkąd ta nazwa się wzięła? Niektórzy myśleli, że w miasteczku etruskiem Fescennium zrodziły się te żarty i że stąd taki obyczaj do Rzymu się przeniósł. Inni wyprowadzali wyraz od fascinum = czar; obydwie etymologie starożytność nam przekazała. Inni wreszcie zestawiają ten wyraz z nazwą głównego i najskuteczniejszego amuletu przeciw czarowi.
W każdym razie żartobliwe te docinki wcześnie się pojawiły wśród rzymskiego społeczeństwa. W ojczyźnie Pasquina i Ariosta objaw to zupełnie zrozumiały. A w tych wyskokach humoru ludu, czy to improwizowanych, czy przygotowanych tkwiły pewne zaczątki dramatyczne. Przecież i grecka komodia powstała ze żartów, któremi przy uroczystych pochodach (komoi) obrzucano się wzajemnie. Więc tak samo z dorywczych docinków rozwinęła się zapewne w Italii jakaś ludowa komedya.
U Liwiusza 7, 2, 4 czytamy dzieje tego rozwoju. Opowiada nam historyk, że w r. 364, gdy zaraza w Rzymie panowała, sprowadzono z Etruryi skoczków (ludiones), którzy w towarzystwie fletu tańce swe wykonali, przydając do jedynie dotąd znanych cyrkowych igrzysk nową rozrywkę. Młodzież rzymska zaczęła ich naśladować, wygłaszając nawzajem żartobliwe wiersze z odpowiedniemi tańcami i muzyką. Rzecz się podobała, przyjęła i ustaliła; zaczęto wkrótce przedstawiać całe krotochwile z towarzyszeniem fletu i tańców. Liwiusz twierdzi, że nazywano te sztuki saturae. W jego opowieści aitiologicznej, opierającej się może na uczonych wywodach współczesnego Varrona jest pewna prawda z domieszką uczonej kombinacyi. Ze dorywcze versus fescennini kiedyś w ciągłą farsę o lepszej budowie przetworzyć się mogły, to jest niewątpliwem; nazwisko satura jest jednak bardzo podejrzanem. To miano, znane w literaturze rzymskiej, oznacza utwór o różnorodnej treści, ale nie dramatyczny. Uczonemu rzymskiemu satyrowie greccy snuli się zapewne po głowie i dramat grecki satyrowy. Chciał on więc odpowiednik w piśmiennictwie znaleźć narodowem. Liwiusz w końcu dodaje, że te prastare krotochwile zlały się później w jedno z komedyami ludowemi italskiemi, zwanemi Atellanae. O tych Atellańskich sztukach mamy jaśniejsze wyobrażenie; dawniejsze farsy rzymskie może pod względem powtarzających się typów do nich były podobne; luźność budowy i pospolitość żartu wytwarzały także z pewnością niejakie z Atellanami pokrewieństwo.