- W empik go
Historya Stanów Zjednoczonych. Tom 2 z dopełnieniami, Okres drugi – wybijanie się na niepodległość (1763-1782) - ebook
Historya Stanów Zjednoczonych. Tom 2 z dopełnieniami, Okres drugi – wybijanie się na niepodległość (1763-1782) - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 694 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Długie przygotowywanie się przewrotu z roku 1776 r. – Rewolucya angielska 1688 r. doniosłość jej, a próżność narodowa Francuzów. Stan osad i przewodnia idea polityczna od r. 1689. – Ustosunkowanie się kościoła anglikańskiego do życia ogólnego, na północy – na południu. Swoboda kościołów, ich republikanizm wewnętrzny. – Znaczenie prawoznawstwa. – Polityczne wyznanie wiary Amerykanina – Pojęcie o rządzie. – Własność ziemska, wpływ jej na porządek polityczny, a tego znowu porządku na rozwój ducha niepodległości. – Wczesne poczucie odrębności od kraju macierzystego. – Townshend i Barre w parlamencie angielskim.
Dzień czwarty lipca 1776 roku, chwilę podniesienia sztandaru niepodległości, nazywają pospolicie początkiem rewolucyi amerykańskiej. W tym dniu rzeczywiście osady Północnej Ameryki zerwały wszelką spójnię z metropolią i wypowiedziały jej walkę. Lecz do tego rodzaju ostateczności, jak ujęcie oręża, ludy dążą stopniowo. Każdy przewrot gwałtowny bywa wynikiem całego szeregu przyczyn: źródło jego częstokroć nader odległe, i zadaniem właśnie historyi jest badanie przyczyn, wykrywanie źródeł, jeżeli chcemy należycie rozumieć wypadki dziejowe. Rewolucya angielska z r. 1688, była potworną zagadką dla Bossueta, który protestantyzm uważał jedynie jako chorobliwa zboczenie umysłu; wielka rewolucya francuzka również stanie się nierozwikłaną tajemnicą dla nieobeznanego z rozwojem pojęć za… dni Ludwika XV: a wojna domowa, która wstrząsała przed niewielu laty Stanami Zjednoczonemi, mienić może swój początek znacznie wcześniejszym od epoki prezydentury Lincolna. Burza ta zapowiadała się już przed trzydziestu laty; każdy spostrzegawczy umysł łatwo ją mógł przepowiedzieć. Channing, Parker i inni nieustannie głosili w Ameryce, iż niewolnictwo jest trucizną toczącą organizm państwowy. Głos ich przebrzmiał bez następstw; nie słuchano owych rozsądnych nawoływań. Mężowie stanu, politycy powszeczasy bywali krótkowidzącymi, byli zwykle ludźmi wyłącznie chwili obecnej; widzą oni tylko dobę dzisiejszą, upędzają się za drobnemi środkami i starają się niemi zabliźniać głębokie rany społeczne, schlebiając namiętnościom, zawierając sojusze ze sprawami niecnemi, zapracowując w ten sposób na wielkie imię mądrych statystów, jeżeli uda im się zejść ze świata przed katastrofą; gdy tymczasem ich następcy otrzymują w spadku wszystkie klęski i trwogi rewolucyi. Tak się rzecz miała i z rewolucyą 1776 r., a również i z wojną domową 1861: jedna i druga były przewidzianemi na lat trzydzieści. Zrzeczenie się Kanady, w r. 1763, dokonane przez Francyę, przyśpieszyło wprawdzie nieco odpadnięcie osad zaatlantyckich, lecz prędzej lub później musiałoby to nastąpić wobec polityki angielskiej i wzrostu kolonii. Garstka wychodźców może uznać zwierzchnictwo metropolii, ale trzech-milionowe społeczeństwo niełacno się poddaje kierunkowi rządu, który rezyduje daleko i wyzyskuje je: społeczeństwo takie nie znosi administracyi krępującej rozwój materyalny i wolność. Prawda ta, dzięki przebytym doświadczeniom, nie jest już obcą dla Anglii. W Indyach rządzi się Anglia militarnie; warunki klimatyczne i religia uczyniły tameczne społeczeństwo zniewieściałem, odjęły mu hart ducha – przewaga militaryzmu stała się tam przeto poniekąd koniecznością; gdy tymczasem Kanada, Przylądek Dobrej Nadziei. Australia posiadają autonomię: ich spójnia z metropolią przynosi korzyść zobopólną, – wszelkie odcienia zależności tam zniknęły, i osady są jedynie członkami wielkiej rzeszy federacyjnej, której granice mogą się z czasem rozszerzyć do nieskończoności.
Tego rodzaju ustrój państwowy zaliczamy do okryć nowożytnej polityki, do zdobyczy cywilizacyi. Cześć przeto Anglii, która jedna tylko zrozumiała, iż sprawiedliwość tworzy trwalsze ogniwa sojuszu niż siła, iż więzy równouprawnienia, wspólność interesów i wzajemne zaufanie najłatwiej kojarzą rozproszone i oddzielone morzami ludy. W tem właśnie zawiera się cała tajemnica morskiej potęgi Anglii, tajemnica niedość jeszcze zbadana przez Francyę, która dotąd stara się sama sprawować rządy Algieru i po tylu próbach chybionych nie zdołała zrozumieć, iż wolność stanowi główną dźwignię rozwoju osad.
Przypatrzmy się teraz jakim był stan kolonij amerykańskich w przededniu zajęcia Kanady, około połowy ośmnastego wieku.
Pierwsi wychodźcy – torownicy osadnictwa w północnej Ameryce – opuścili Anglię w ciągu siedmnastego stulecia, w epoce, gdy reformacya silnie wstrząsała umysłami, a nienawiść ku władzy despotycznej górowała w dziedzinie uczuć. * Oprócz Georgii, osady filantropijnej, która została założoną w r. 1732. wszystkie inne kolonie w liczbie dwunastu powstały i zaludniły się wychodźcami w okresie od 1520 do 1688 roku. Podczas kiedy Hiszpanów pędziła do Mexyku żądza złota i dostojeństw, gdy Francuzi dla tychże względów wynosili się na San-Domingo i do Kanady, pobudki religijne lub polityczne zaludniały północ Ameryki całemi tłumami osadników.
Francuzi, którzy dopiero w r. 1789 zdobyli sobie swobody polityczne, błędnie mniemają, że inne ludy czekały aż owej chwili pamiętnej, aby dojść do poznania swych praw i sięgnięcia ponie. Był to przesąd. Wyjaśnia on nam jednak dla czego niektórzy pisarze francuzcy, uchodzący nawet za postępowych, silili się dowieśdź… iż Anglia dotąd jeszcze cierpi od urządzeń foedalnych. Drażliwość uczucia ich godności narodowej nie pozwalała im wyznać, że najstarszy z narodów europejskich jest parweniuszem w dziedzinie wolności.
Prawda górować zawsze powinna nad próżnością narodową. Ubóstwianie siebie prowadzi do przedwczesnej śmierci w osamotnieniu, wśród bezowocnego bałwochwalstwa. Najlepszym środkiem doścignięcia przodujących na drodze postępu jest zmierzenie odległości pomiędzy sobą i nimi. Nie będzie to ani rozpacz, ani zawiść – jeno rozumne współzawodnictwo.
W roku 1621, wczasie emigracyi z Plymouthu; Izba Gmin domagała się od króla Jakóba I. swobody słowa "jako starodawnego, niczem niezaprzeczonego prawa, otrzymanego w spuściźnie od przodków. **
Jakób I, godny następca Elżbiety, odpowiedział, iż nie zniesie domagań się w podobnym tonie; byłoby dlań wszakże pożądanem, aby Izba, zamiast mówić o dawnych prawach, niezaprzeczonych zresztą, odwołała się o przywileje do łaski monarchy. "
Rzeczone wyrazy ukoronowanego pedanta wskazują nam chwilę -
* Ramsay: Hist… of… the American Revol. Filadel, 1785, t. I. str. 26.
** Ramsay: I. 36. (Przypieki Aut)
wybuchnięcia sporu, który przez siedmdziesiąt lat posługiwał się piórem, słowem i mieczem przedniejszych ludzi Anglii. Dla każdego umysłu, co zdolny był wznieść się nad poziom namiętności i prywaty, co rozwikłał sieć wypadków, rozróżniając czyny od myśli, które je powołały do życia, dzieje angielskiej rewolucyi streszczają się w następujących paru pytaniach: czy królowie otrzymali od Boga prawo rządzenia A: likami jako stadem, i czy Anglicy mają prawo mówić, myśleć, modlić się i działać niezależnie od woli swego władzcy, zastosowując się jedynie do praw uchwalanych przez samych siebie?
Godnem jest uwagi, że siedmdziesięcioletni okres rewolucyi i kontrrewolucyi są współczesnemi z wysiedlaniem się do Ameryki. Ciągnęli tam przeważnie wychodźcy należący do średniej warstwy społecznej, najbardziej nieprzyjaznej dla prerogatyw tronu. Na pustynie nowego świata zanieśli oni pojęcia, zasady, prawa i przywileje angielskie, i, dzięki odległości, wprowadzili je w życie.
W Anglii po całym szeregu przewrotów, wśrod których widziemy rewolucyę, królobójstwo, rzeczpospolita i kontrrewolucyę, wolność odniosła zwycięztwo za dni księcia Opinii. W r. 1689 (w roku… którego dwie ostatnie liczby miały również świetnie o sto lat później uwiecznić się w pamięci narodów) podniesiono do godności dogmatu zasadę, która odtąd nie ulegała zaprzeczeniu. Brzmienie jej takie: "Niedające się niczem obalić prawo mieszkańców Anglii zależy natem, iż najmniejsza nawet cząstka ich mienia nie może być im odjętą bez ich woli. Wyłącznie tylko Izba Gmin ma moc szalowania groszem publicznym, bo ona jedynie jest przedstawicielką narodu angielskiego. Podatek jest dobrowolną ofiarą składaną na rzecz rządzących przez naród. Monarcha używa swej władzy jedynie dla dobra swych poddanych. Ludowi służy prawo zebrań, prawo rozpatrywania i dochodzenia na drodze pokojowej swych krzywd, prawo proszenia o ich usunięcie, a wreszcie lud mocen jest odwołać się do siły… by odzyskać pogwałcone swe prerogatywy, gdyby nie powściągnięto krzywd niedozniesienia… gdyby petycye i uwagi były lekceważone. "Zabezpieczona własność i wolność – oto hasło Anglików. (Porównać Bill of rights za Wilhelma III).
W obronie tych właśnie zasad występował Locke w swem dziele: "O rządzie cywilnym? nie są one jednak oderwanemi teoryami myśliciela, lecz tworzą podstawowe prawdy, uświęcone przez rewolucyę 1688 r., a włączone do publicznego prawa angielskiego. Pojęcia rzeczone mocno niepokoiły obrońców dawnej monarchii. Czytając Politykę Bossueta, widziemy olbrzymią przestrzeń dzielącą poziomy pojęć ówczesnej Anglii i Francyi. Lecz zasady powyższe miały przyszłość przed sobą; rok 1789 najzupełniej usprawiedliwił epokę 1689 roku.
Zasady owe cieszyły się zawsze wielką wziętością w Ameryce, odpowiadały bowiem uczuciom niepodległości, które właśnie wywołały wychodźtwo, najprzeciąglejsze zaś echo znalazły w religijnych uczuciach osadników, gdyż wedle ich pojęć religia była źródłem wolności.
Prawie wszyscy osadnicy byli protestantami, a protestantyzm, jeśli się tylko nie przeistacza w martwą formalistykę, opiera się na zasadach wolności i osobistej odpowiedzialności każdego ze swych wyznawców. Każdy tam idzie o własnych siłach, drogą zbawienia lub potępienia, stosownie do własnego uznania, biorąc na swe barki cała, odpowiedzialność; kościół tam nie pośredniczy, nie prowadzi ścieżką zbawienia, nie zapewnia nieba wzamian za posłuszeństwo i rezygnacyę.
Na północy Ameryki – w Nowej-Anglii – pojęcia religijne przeobraziły się w purytanizm, i ten wystąpił pod rozmaitemi postaciami. Osadnicy byli różnowiercami to jest heretykami, co w Anglii pociągało za sobą polityczną niezdolność, zawieszenie praw obywatelskich. Podpisanie Trzydziestu Dziewięciu artykułów i uchwały znanej pod imieniem Test-Act utworzyły tamę zamykającą podwoje Izb i administracyi dla wszystkich nieuznających się za członków ustanowionego urzędowego Kościoła. Wychodźcy wiedząc, że duchowieństwo patrzy na nich wrogo, nie żywili zbyt wielkiej miłości ku metropolii: obawiali się jej nienawiści religijnej. Biskupi zaś anglikańscy uważali różnowierców amerykańskich za synów marnotrawnych, których wprawdzie można jakiś czas znosić na odległych pustyniach, ale bądźcobądź powinny były kiedyś wrócić owe zbłąkane owieczki na łono państwowego kościoła Anglii. 'IV marzenia episkopatu wywołały uwagę Whitefielda, iż klerykalizm anglikański zbyt lekkomyślnie sądzi, mniemając, jakoby społeczność, miast rozszerzania ewangelii, gotowa była zająć się propagandą episkopatu. * Było to zbyt śmiałe złudzenie. Rzecz się miała bowiem inaczej; potrzeba było mieć do czynienia z małemi gminami religijnemi, niepodległemi, rządzącymi się autonomicznie, które nie znosiły żadnego wdawania się, w ich nauki i sprawy – stanowiły prawdziwą ostoję dla wolności obywatelskiej a wyborną szkołę rządu republikańskiego.
Na południu górowała wprawdzie religia anglikańska, lecz przechodząc za ocean, zostawiła ona na stałym lądzie swą hierarchię. Zachowano liturgię, common prayer. (wspólną modlitwę), ale nie posiadano biskupów i nie chciano ich mieć. Dopiero po oddzieleniu się Stanów Zjednoczonych od dawnej metropolii, kiedy zniknęła obawa przewagi, ujrzano w Ameryce biskupów. Nieznanym tam jest zupełnie systemat tworzący z" religii narzędzie rządu. Filiacya hierarchiczna łącząca najniższego wikarego z metropolitą, i poddająca ich obu -
* Hinton: Hist… of the U. S. str. 183 (Przyp Aut.)
pod zależność państwową, nigdy tam nie istniała. Każdy kościół był był jedynie zgromadzeniem wiernych; władza jego nie przekraczała po za mury świątyni; nie mógł kościół taki ani panować, ani też być podległym – nie był więc nigdy ani panem ani też sługą władzy świeckiej.
Pomimo więc takiego mnóstwa sekt… jakie w XVIII w. roiły się na obszarach Ameryki, tolerowały się one wszystkie wzajemnie, jeden chyba tylko katolicyzm tworzył smutny wyjątek pod tym względem.
Logicznem następstwem rzeczy, wszystkie te kościoły – niepodległe w sprawach wiary – były republikańskiemi w dziedzinie polityki; nie uznawały teoryj sklecanych przez biskupów-dworaków, odtrącały doktrynę bezoporności i biernego posłuszeństwa. Osadnicy poczuwali się do zależności wobec władz, ale jedynie w zakresie prawa i wzajemnej umowy. *
Wychowanie niemało sprzyjało rozwojowi podobnych pojęć. Kolonie bowiem wcale nie stały niżej w sprawie wychowania niż ląd europejski, acz pozbawione były zbytkowych wytworów jego cywilizacyi. Owszem, od czasów pierwszego osiedlenia się Europejczyków Ameryka już posiadała szkoły i uniwersytety. Nie widziemy tam wprawdzie artystów i poetów – gdyż ów kwiat kultury wymaga nader sprzyjającej pory, by mógł się rozwinąć – niemniej jednak osadnicy szli równolegle z postępem wiedzy europejskiej, a raczej angielskiej i w Cambridge amerykańskiem (w Massachusetts) nie gorzej kształcono niż w Cambridge angielskiem lub w Oxfordzie.
Ze wszystkich gałęzi wiedzy prawo cieszyło się tam najtroskliwszą uprawą. Podobnie jak Anglicy, jak ich protoplaści Normanowie… słowem na wzór wszystkich ludów wolnych, Amerykanie w szczególnej czci mieli prawo i, nie wahajmy się powiedzieć, nie gardzili pieniactwem.
We Francyi ilekroć godzą na prawa narodu poddaje się on przeznaczeniu i opiewa rękę, która cios zadała. W Anglii intelligencya nie przestaje się upominać wytrwale, dopóki nie przeciągnie na swą stronę opinii publicznej i nie znuży samej władzy. Podobnie działo się i w osadach: prawnicy przodowali tam narodowi.
U Francuzów prawoznawcy nie cieszyli się dobrą sławą: władza bowiem królewska, dobrze rozumiejąc jak wielką dźwignią jest prawo, a przynajmniej to, co maską jest prawa – legalizm, od bardzo dawna pod swemi sztandary zgrupowała prawników. Ich dłonią królowie zjednoczyli Francyę i utrzymywali w niej równowagę. W Anglii prawników widziemy podzielonych na obozy, i ów to podział sprawił, że tak dobrze się zasłużyli sprawie ludu… właściwiej rzec… sprawie wolności. W Ameryce, gdzie władza metropolii nie miała innych przedstawicieli prócz gubernatora bez skarbu i wojska, a opinia publiczna była -
* Ramsay… loc… cit. str. 29. Przyp. Aut)
wszechwładną potęgę, prawnicy stają się obrońcami wolności. Tłómaczy nam to jeden z najwybitniejszych rysów rewolucyi amerykańskiej. Podczas gdy rewolucya francuzka wyłącznie przejawia się w walce – amerykańska jest procesem. Tam dążą do celu stopniowo, powoli: więcej rozprawiają i piszą niż walczą; nie jest to świetnem, rozgłośnem, ale owoce tego rodzaju pracy pozostają nadługo trwałemi. Zwycięztwo otrzymane na polu walki daje najczęściej wyniki krótkotrwałe. Władza, dziś pokonana, jutro wraca z krwawym odwetem: gdy tymczasem uchwała, uświęcona przez opinię powszechną, staje się prawem, zespala się z urządzeniami społecznemi, a co więcej, z obyczajami ludu. Jestto jedna z owych zdobyczy, które tworzą potężną, acz niewidzialną dziedzinę wolności.
Niezależnie od owej szkoły życia publicznego, jaką były Sądy i Izby, dodać powinniśmy, iż w Ameryce zawsze wiele czytano. Nie było tam obszernych bibliotek, mało zajmowano się nauką, erudycyę poczytywano za rzecz zupełnie zbyteczną – bo przedewszystkiem potrzeba było uprawiać rolę i stwarzać kapitał narodowy; wszystko powoływało do życia czynnego: ale każdy dom posiadał biblię, którą w najbiedniejszej nawet lepiance codzień czytywano a rozmyślano nad nią całemi wieczorami. Do owych odczytywań biblii dodać potrzeba czytanie innych ksiąg, świętego charakteru, jak: historya purytańskich męczenników i ich długich cierpień, wspomnienia rewolucyi angielskiej, wreszcie zaś broszury i ulotne pamflety, przychodzące w wielkich ilościach zza morza, pisane w obronie wolności. Listy Katona, Wig niepodległy * – broszury dziś zapomniane – wielkiej używały wziętości w Ameryce, gdzie wszystko oddychało wolnością, mówiło tylko o niej.
Stan kraju i obyczaje osadników przeważnie przyczyniały się do utrzymania ducha niepodległości. Była to ziemia idealnej równości: wszyscy mieszkańcy zajmowali jednakowe stanowisko społeczne. Nie widziemy tam ani królów, ani szlachty, ani biskupów, słowem niczego, coby przypominało drabinę społeczną, na której spotykamy ludzi zależnych, płaszczących się przed wyższymi, którzy ich żywią, i oddających niższym wszystkie upokorzenia i całą pogardę, jaką sami pospolicie odbierali od swoich znowu zwierzchników. Wspomnienia feodalizmu, podania o zdobytych wawrzynach lub usługach oddanych, nie zakłócają owej zupełnej jednolitości społecznej.
Polityczne wyznanie wiary Amerykanina było nader proste. Czytamy je na czele deklaracyi ogłaszającej niepodległość i w wielu uchwałach konstytucyjnych; przypomina ono francuzkie Deklaracje praw, a szczególnie sławne zasady 1789 r, – dla tej prostej przyczyny, iż konstytucye francuzkie zapożyczały aryngi swoje od Ameryki, co -
* Ramsay, str. 80. (Przyp. Autora).
wreszcie może poniekąd i wyjaśnia nam dla czego u Francuzów wolność istnieje tylko na frontonach tych gmachów konstytucyjnych. U Francuzów czcze i bezpłodne deklaracye są jedynie protestecyami przeciwko przeszłości; u Amerykanów tymczasem owe zeznania praw tworzą nader naturalny objaw dawnych pojęć, które powstały w łonie społeczeństwa i nic nie mają wspólnego z filozofią XVIII wieku.
Polityczne wyznanie wiary Amerykanina streścić się da w następujących słowach:
"Bóg stworzył pierwotnie wszystkich ludzi równymi; On obdarzył ich prawem do istnienia, do posiadania na własność i do używania wolności, o ile to jest możliwem bez szkody bliźnich. Wszelki rząd jest jedynie instytucyą, ustanowieniem politycznem, wypływającem ze zobopólnej umowy równych z równymi. Ta instytucya powinna służyć ku pożytkowi całej społeczności, lecz nie w celu wyniesienia nad poziom społeczny jednego lub kilku uprzywilejowanych *". W ten sposób stajemy na stanowisku arystotelesowego określenia rządu, co nie po raz pierwszy już wskazuje nam, że wolność polityczna posiada pewne zasady, pewne rdzenne warunki istnienia, które z istoty rzeczy zbliżają nowożytną społeczność do demokracyi Grecyi i Rzymu.
Pojęcia, wyrażone w owem krótkiem a pełnem prostoty wyznaniu wiary politycznej Amerykanów, tworzyły dziedzinę myśli, wśród której kształciły się umysły ich młodzieży; sposób zaś życia, jaki tam prowadzono, ustalał owe pierwsze marzenia.
Na olbrzymiej przestrzeni Ameryki, gdzie ziemię można było posiąść darmo lub zabezcen, każdy był właścicielem ziemskim, – bardzo łatwo mógł nim zostać. Posiadanie kawałka ziemi i jej uprawa, wraz z adwokaturą i żeglugą, jedynemi były zatrudnieniami dostępnemi dla osad, gdyż zawiść angielska krępowała im wszelki handel i przemysł.
W Anglii własność ziemska była w ręku kościoła i możnych rodzin, a ziemianin (farmer) zostawał od nich w zależności; w Ameryce miano owo "farmer" oznaczało i dotąd oznacza właściciela ziemskiego, plantatora. W południowych stronach "farmer" był panem w całem znaczeniu tego wyrazu; jego zagrodę otaczały niezmierzone okiem obszary pól uprawianych dłonią płatnych robotników, a dom zapełniali murzyni i czeladź najemna; na północy widziemy go rolnikiem, uznojonym mozolną pracą około niw świeżo wytrzebionych, które uprawiał własną dłonią, licząc jedynie na siebie, na własne siły; ale przytem był on zupełnie wolnym od wszelkich obaw zewnętrznego ucisku.
Będąc zupełnym właścicielem swej posiadłości, niezależny ze względu na swe stanowisko, osadnik urządzał sobie życie wedle własnych -
* Ramsay: I, 31. (Przyp. Autora).
swych upodobań, niczem się niekrępując: polował, bawił się rybołówstwem, uprawiał rolę jak chciał i umiał. Żadne opłaty polowe, (champarts) żadne dziesięciny, ani też prawa łowieckie – które aż do r. 1789 zapełniały we Francyi galery urojonymi przestępcami – żadne ciężary publiczne i monopole, które jeszcze dziś w Anglii, chociaż znacznie zmniejszone, obarczają jednakże rolnictwo i krępują poniekąd prawa własności, nie dawały się uczuć osadnikowi amerykańskiemu. Nie dość, iż sam osadnik był wolnym, ale całe jeszcze jego otoczenie zniewalało go do używania wolności w jaknajwiększym zakresie. Potrzeby jego nader maluczkiemi były, własną zaś pracą najzupełniej je zaspakajał. Rola go żywiła, odziewała, nie szczędziła dlań nawet rozrywek. Pieniądze były rzadkością. Miasta, mało zaludnione, nie posiadały ani handlu, ani rzemiosł; ilość kupców i rzemieślników zaledwie wynosiła piętnastą część ogółu ludności. Było to społeczeństwo złożone jedynie z właścicieli rolników; był to lud, który z powodu miejscowych warunków wyrobił w sobie obyczaje i zamiłowanie wolności. Ustrój rządu potężnie się przyczyniał do ustalenia wśród tłumów ducha niepodległości. Wszystkie osady powstały same przez się, bez udziału rządu; swobody zaś, któremi się cieszyły, miały swe źródło bądź w akcie nadawczym, udzielonym tej lub owej kompanii, bądź też w przywileju królewskim, który pospolicie tem szersze nadawał prerogatywy, im mniej król mógł się troszczyć o dalekie nieznane puszcze.
Nie będziemy streszczali wszystkich owych konstytucyj obowiązujących w rozmaitych okolicach krzewiącego się osadnictwa; gdyż wszystkie one powstały według jednej modły, którą dla nich była metropolia. Wszędzie spotykamy gubernatora, radę, izbę deputowanych; – wiernie odwzorowany systemat angielski złożony z króla, lordów i gmin; a zarazem wzór dla późniejszego konstytuowania się Stanów, w których widziemy prezydenta, senat i kongres złożony z przedstawicieli narodu.
Ale jedność ustroju państwowego w metropolii i w osadach była tylko powierzchowną, formalną: w treści zachodziła rdzenna różnica. W Anglii król dziedziczny, w osadach zaś władza często się zmieniająca, – gubernator bez wojska, bez pieniędzy; w metropolii arystokracya rodowa, w osadach kilku radzców, ludzi nieznanego imienia. Obsłona tylko była i tu i tam jednakowa, ale pod nią ukrywały się dwa różne pierwiastki: w Anglii możnowładztwo, w Ameryce – demokracya. Wybornie to rozumiał jeden z ostatnich gubernatorów królewskich w Massachusetts, Hutchinson, gdy pisał: *.
"Trudno sobie wystawić zarząd, któryby, podlegając innemu zarządowi, był przezeń mniej kontrolowanym aniżeli rządy osad. Każdej osa- -
* Hinton: str. 181. (Przyp. Autora)
dzie bowiem dano tam moc uchwalania praw oddzielnych i zastosowywania ich do ducha i usposobień mieszkańców, do miejscowych warunków i okoliczności. Szczególniej uwydatnia się to w Massachusetts, który się rządzi prawami nader od praw angielskich odmiennemi, aczkolwiek nie sprzeciwiającemi się im wręcz. Niedość, iż prawo karne, procedura cywilna, przepisy prawa spadkowego różniły się od angielskich instytucyj i były stosowane wedle woli osadników i ku ich korzyści, ale pozwolono im jeszcze zaprowadzić własny obrządek i karność kościelną, które w Anglii tolerowanemi zaledwie być mogą!"
Innemi słowy, zasiew demokracyi tłumiony w Anglii przez arystokracyę rodową, kościół anglikański i przywileje gruntowe, – kiełkować i rozwijać się zaczął w Ameryce.
Zgromadzenia przedstawicieli gmin, istniejące w każdej osadzie, potężnie oddziaływały na ogół mieszkańców, zaszczepiając w każdym z obywateli, bodaj w najmniejszym wśród maluczkich, upodobania i nawyknienia do pewnych swobód. Zgromadzenie uchwalało podatek i układało jego rozdział między członków gmin; ono również corocznie wyznaczało pensyę gubernatorowi, urzędnikom i sędziom. Przywileje zgromadzeń wysoce ceniono; nie było ani jednej osady, któraby nie stawiała oporu usiłowaniom Anglii zmierzającym do zupełnego wyswobodzenia administracyi z pod kontroli ciał prawodawczych.
Już na sto lat przed epoką rewolucyi daje się spostrzegać w owym ustroju społecznym pewna zapowiedź przewrotu. Osady najzupełniej były przekonanemi, iż są na małą skalę parlamentami, iż tworzą parlament kolonialny; a zatem parlament angielski nie posiada wcale prawa wglądania w ich miejscowe sprawy. Zresztą sama postawa, z jaką występowały osady, odpierając zamachy władzy królewskiej, wskazuje z jaką skrzętnością ścieśniały one atrybucye tronu, zostawiając dlań tylko czcze miano władzy zwierzchniczej. Z wyjątkiem więc handlu i żeglugi, któremi pozwolono zajmować się nadal metropolii, wszelkie inne sprawy załatwiają osadnicy jako wszechwładni panowie, odtrącając wszelkie wdawania się władzy królewskiej, a tembardziej parlamentu.
Siła oporu, jaką rozwinęły osady w owych starciach z metropolią, ztąd powstała, iż pierwotnie osady te były bardzo maluczkiemi… żadnego znaczenia nie posiadały; później przyłączyła się do tej okoliczności i sama odległość. Przed zastosowaniem pary do żeglugi, skomunikowanie się z Ameryką wymagało niemało czasu. Upływały całe miesiące zanim rozkaz wydany mógł zostać wykonanym: zresztą i samo wydanie rozkazu łatwem być nie mogło dla oddalonych a nieobeznanych z miejscowemi stosunkami.
Rząd na gruncie amerykańskim czuł się dziwnie odosobnionym. Brak mu było owych potężnych środków działania, w jakie obfituje każdy rząd sterujący państwem dawno uorganizowanem, gdzie odległość nawet znika, gdyż do najdalszych kończyn sięga tysiące rąk całkowicie oddanych, bo dobrze płatnych. Na dziewiczym gruncie Ameryki nie widziemy ani urzędów świetnie uposażonych" ani dostojeństw wysokich, któremiby rząd mógł szafować dla zyskania sobie współpracowników, ani tytułów, owej zdawkowej monety próżności, która jest wielka przynętą dla tłumów; nie posiadał rząd tameczny ani armii, ani fortec, ani zbrojnej załogi; nie był mocen ani przekupywać dla swych widoków ani też zastraszać mieszkańców. Jeżeli zaś usuniemy bojaźń i nadzieję, dwie dźwignie konieczne dla każdego rządu pragnącego nabrać trwałości, pozostanie tylko miłość ludu, a tę osięgnąć można jedynie przez prawe postępowanie.
Jako jeden z ostatnich rysów usposobienia osadników powinniśmy tu zaznaczyć to, iż w głębi ich piersi nie pałał wcale ogień młości ku ojczyźnie ich ojców. Poczuwali się oni do spójni z Anglikami jedynie w dziedzinie myśli: pojęcia ich bowiem religijne, polityczne, naukowe były pojęciami Anglików: ale nic z nimi nie mieli wspólnego, gdy chodziło o przywiązanie do rządu, z pod którego opieki uciekli ich przodkowie i który był im znany jedynie jako źródło ich cierpień.
W chwili wybuchu rewolucyi osadnicy stanowili już trzecie, czwarte a miejscami nawet piąte pokolenie wychodźców: trudno przypuścić, by ci ludzie, których pradziadowie zostali wypędzeni z Anglii przez Karola I lub Jakóba II. mogli żywić przywiązanie do domu hanowerskiego lub metropolii; skarbnica bowiem ich wspomnień oprócz prześladowań nic innego nie miała do przekazania potomnym.
Po zawarciu pokoju w 1763 r., kiedy nieporozumienia z Ameryką mnożyć się zaczęły, minister stojący u steru zarządu finansów, Karol Townshend, kończąc mowę miana o opodatkowaniu osad, zawołał z tem wylaniem się wzruszającem w jakich niekiedy lubują się ministrowie skarbu, łącząc patryotyzm z kwestyą podatków:
"I czyż teraz ci Amerykanie, osiedleni naszą pracą, wypiastowani naszą pobłażliwością, pod której osłoną wzrośli do tak niepospolitego znaczenia i potęgi, ochraniani przytem naszym orężem, i czyż ci Amerykanie, powtarzam, ośmieliliby się odmówić nam swego grosza, aby zmniejszyć brzemię, które nam barki przytłacza?"
Jeden z wymowniejszych obrońców Ameryki, pułkownik Barre. (którego nazwisko zdradza pochodzenie francuzkie), odrzekł mu temi słowy:
Co? Mówisz pan, iż osadnicy osiedleni, zostali waszą pracą? Nie, to wasz ucisk zaludnił nimi Amerykę. Ścigani przez waszą tyranię, schronili się oni do głębi niegościnnej pustyni: tam wystawili się na wszystkie klęski i nędze, jakie tylko człowieka spotkać mogą, na wszystkie okrucieństwa dzikich: a jednak, ożywieni prawdziwą miłością wolności angielskiej, chętnie znosili to wszystko zestawiając twardy swój żywot w osadach z niedolą doświadczaną we własnej ojczyźnie, z niedolą otrzymywaną z rąk ludzi, którzy powinni, byli być ich przyjaciołmi.
"Mówisz pan, że osadnicy wypiastowani zostali pod osłoną waszej pobłażliwości? Nie, mylisz się. Oni wzrośli dzięki waszemu niedbalstwu. Jeżeliście ich opieką swą osłaniali, to ta opieka miała na celu narzucanie im rządców i grabieżców. Posyłano tam rzeczywiście kilku umocowanych przez parlament, ale cóżto byli za jedni? Byli to ludzie, których postępowanie wielekroć ścinało krew w żyłach owym przyjaciołom wolności; byli to ludzie, co chętnie opuszczali ziemię angielską, by ujść za ocean przed zasłużonym tu wyrokiem sprawiedliwości. Mienisz pan osadników ochranianymi waszym orężem? Przeciwnie, oni-to wielekroć, uniesieni szlachetnym zapałem, chwytali za oręż, by was bronić; oni-to, rozwijając wśród nieustannych trudów swe męztwo, używali go dla ochrony zagrożonych i krwią zbroczonych granic, podczas gdy w głębi kraju wszystko poświęcano dla skutecznego przyjścia wam z pomocą.
Wierzcie mi, duch wolności, który ożywiał ów lud od pierwszych chwil jego istnienia, duch ten nie opuści go nigdy * "
Pułkownik Barre mówił prawdę, ale go nie słuchano. Duma angielska nie mogła zezwolić na legalny opór osadników; lecz słowa powyższe pozostały na karcie dziejów, jako usprawiedliwienie rewolucyi amerykańskiej, i z tego względu uważaliśmy za właściwe przypomnieć je w tem miejscu.