Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Historya Stanów Zjednoczonych. Tom 3 z dodaniem aktów konstytucyjnych z r. 1781 i 1787, Okres trzeci – organizowanie państwa i konstytucya (1776-1789) - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Historya Stanów Zjednoczonych. Tom 3 z dodaniem aktów konstytucyjnych z r. 1781 i 1787, Okres trzeci – organizowanie państwa i konstytucya (1776-1789) - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 668 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA DO TOMU III-GO HI­STO­RYI ST. ZJED­NO­CZO­NYCH E. LA­BO­ULAYE\'A.

Za­mie­rzyw­szy w Zbio­rze zna­ko­mit­szych utwo­rów li­te­ra­tu­ry no­wo­cze­snej po­mie­ścić dzie­ła uży­tecz­ne, wzbo­ga­ca­ją­ce wie­dzę i przedew­szyst­kiem zdol­ne wy­peł­nić bra­ki od­czu­wa­ne w li­te­ra­tu­rze na­szej, mu­sie­li­śmy przy do­ko­ny­wa­niu wy­bo­ru wziąć pod uwa­gę tę oko­licz­ność, że do­tych­czas nie było w ję­zy­ku pol­skim dzie­ła, bądź ory­gi­nal­ne­go, bądź tłó­ma­czo­ne­go, któ­re­by przed­sta­wia­ło ob­raz po­wsta­nia, roz­wo­ju, wal­ki o byt, póź­niej­szych po­li­tycz­nych ko­lei i dzi­siej­szej or­ga­ni­za­cyi pań­stwo­wej wiel­kiej Rze­czy­po­spo­li­tej za Oce­anem; nie mie­li­śmy do­tych­czas na­wet naj­krót­sze­go pod­ręcz­ni­ka, zaj­mu­ją­ce­go się prze­szło­ścią tego kra­ju. W prze­szło­ści tej nie­ma wpraw­dzie wiel­kich, w sty­lu eu­ro­pej­skim, wy­pad­ków: nie­ma cie­ka­wych in­tryg pa­ła­co­wych, ro­man­sów wpły­wa­ją­cych na po­li­ty­kę, woli jed­nost­ko­wej, po­ru­sza­ją­cej ogrom­ną ma­chi­ną pań­stwo­wą, dy­plo­ma­cyi od­dy­cha­ją­cej kłam­stwem, po­li­cyi za­dzi­wia­ją­cej ta­jem­ni­czą zręcz­no­ścią, spi­sków wy­stę­pu­ją­cych jako epi­de­micz­ne cho­ro­by, pro­le­ta­ry­atu krzy­czą­ce­go: "chle­ba, " a chwy­ta­ją­ce­go za nóż, wiel­kich ar­mij, wiel­kich wo­jen o nic i wiel­kich ge­ne­ra­łów z ni­cze­go, nie­ma Na­po­le­onów, tra­tu­ją­cych na­ro­dy, nie­ma fe­oda­li­zmu, ani ry­cer­stwa, nie­ma krwa­wych walk re­li­gij­nych lub bi­sku­pów sia­da­ją­cych na koń i zdo­by­wa­ją­cych so­bie księz­twa – nie­ma tego wszyst­kie­go, co naj­bar­dziej za­cie­ka­wia i dla tłu­mu naj­więk­sze przed­sta­wia za­ję­cie; ale jest ci­chy roz­wój siły ży­cio­wej w uosad­nia­niu i cy­wi­li­zo­wa­niu puszcz ame­ry­kań­skich, jest wy­twa­rza­nie się po­wol­ne du­szy ogól­nej, na­ro­do­wo­ści, jest ro­sną­ce co­raz bar­dziej po­czu­cie od­ręb­no­ści i żą­dza sa­mo­by­tu, jest ener­gia nie­po­spo­li­ta, i umie­jęt­ne ko­rzy­sta­nie ze swo­bo­dy naj­mniej­szej, i za­dzi­wia­ją­ce po­sza­no­wa­nie jed­nost­ki a po­tę­ga ogó­łu, jest "Cyn­cyn­nat Za­cho­du" jak go By­ron na­zy­wa, jest wal­ka wy­trwa­ła o nie­pod­le­głość i w ośm­dzie­siąt lat po niej ol­brzy­mia, z ol­brzy­miem wy­si­le­niem prze­pro­wa­dzo­na, wal­ka o jed­ność pań­stwo­wą: jest osta­tecz­nie mało rze­czy zaj­mu­ją­cych prze­cięt­ne­go czy­tel­ni­ka po­wie­ści, ale wie­le cen­nych dla my­śli­cie­la, dla każ­de­go, kto przy­cho­dzi do dzie­jów po na­ukę, nie po za­ba­wę. I za­praw­dę, nie mar­twą tyl­ko, książ­ko­wą, ale żywą, dla ży­wych spo­łe­czeństw prze­zna­czo­ną, jest ta na­uka, jaką nam daje prze­szłość Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Za­rów­no tam, gdzie nam sta­wia wzo­ry do na­śla­do­wa­nia, jak i tam gdzie ostrze­ga i upo­mi­na przed nie­bez­pie­czeń­stwem, po­sia­da ona w so­bie ro­zum tak nie­złom­ny, wy­mo­wę tak prze­ko­ny­wa­ją­cą, że je­śli tyl­ko umysł mieć bę­dzie do­bre­go prze­wod­ni­ka w po­glą­dzie na dzie­je i or­ga­ni­za­cyę Sta­nów Zjed­no­czo­nych, to nie­uchron­nie wy­zna­wa­ne prze­zeń za­sa­dy spo­łecz­ne i po­li­tycz­ne przez ten po­gląd roz­sze­rzą się, upo­rząd­ku­ją, na­bio­rą osta­tecz­ne­go kształ­tu i har­tu. Hi­sto­rya Sta­nów Zjed­no­czo­nych, nie rosz­cząc so­bie pre­ten­syj do mo­no­po­lu, dziel­nie jed­nak­że my­śleć uczy i uka­zu­je na każ­dym kro­ku tę pod­sta­wo­wą praw­dę wszel­kiej teo­ryi ży­cia spo­łecz­ne­go, że, chcąc mieć jak­naj­więk­szą po­tę­gę w zbio­ro­wo­ści, po­trze­ba jed­nost­kom zo­sta­wić jak­naj­więk­szą sa­mo­dziel­ność, lecz i pra­wu za­ra­zem naj­wyż­sze pa­no­wa­nie.

Taki cha­rak­ter dzie­jów ame­ry­kań­skich wska­zał nam od­ra­zu dzie­ło, któ­re z li­te­ra­tu­ry eu­ro­pej­skiej wy­brać na­le­ża­ło do na­sze­go Zbio­ru,: żad­ne nie ma­lu­je roz­wo­ju Sta­nów Zjedn… tak wier­nie, do­bit­nie i na­ucza­ją­co, jak trzy­to­mo­wa Hi­sło­ire des Etats Unis Edwar­da La­bo­ulaye'a. Dzie­ło to, po­wsta­łe z kur­sów uni­wer­sy­tec­kich mia­nych w Kol­le­gium Fran­cuz­kiem w la­tach 1849, 1863 i 1864, tem od­po­wied­niej­szem się nam wy­da­ło, im bar­dziej uwzględ­nia stro­nę roz­wo­jo­wą, or­ga­ni­za­cyj­ną i or­ga­nicz­ną spo­łe­czeń­stwa ame­ry­kań­skie­go, tak w jego prze­szło­ści, jak i w by­cie obec­nym. Przed­sta­wia­nie wy­da­rzeń po­li­tycz­nych, kunszt dzie­jo­pi­sar­ski w opo­wia­da­niu mniej tu zna­czą niż wska­zy­wa­nie dróg, na ja­kich roz­wi­ja­ły się i roz­wi­ja­ją in­sty­tu­cye, niż ro­zum­ne ob­ja­śnia­nie urzą­dzeń pu­blicz­nych i uda­wad­nia­nie prawd dla ży­cia pu­blicz­ne­go po­ży­tecz­nych, a na­wet nie­zbęd­nych. Jest to dzie­ło ra­czej teo­re­ty­ka i pra­wo­znaw­cy po­li­tycz­ne­go niż dzie­jo­pi­sa­rza: ale wła­śnie dla­te­go dzie­ło za­le­ca­ją­ce się przed in­ne­mi do przy­swo­je­nia li­te­ra­tu­rze na­szej.

W dzia­le wy­da­rzeń opie­rał się au­tor głów­nie na dzie­łach Ban­cro­fta: Hi­sto­ry of the Uni­ted Sta­tes i Hi­sto­ry of the re­vo­lu­tion of North Ame­ri­ca, w dzia­le zaś or­ga­ni­za­cyi pań­stwo­wej na Sto­ry'ego: Com­men­ta­ries on the Con­sti­tu­tion: wszyst­kie te dzie­ła są za­słu­że­nie sław­ne i dają umy­sło­wi, któ­ry im za­ufa, opar­cie pew­ne. Nie szedł jed­nak La­bo­ulaye śle­po za tymi prze­wod­ni­ka­mi; wie­le in­nych dzieł hi­sto­rycz­nych i po­li­tycz­nych, ame­ry­kań­skich i eu­ro­pej­skich, nio­sło mu po­moc w pra­cy. Źró­dła bez­po­śred­nie: wy­daw­nic­twa cią­głe, Re­ge­stra, Rocz­ni­ki i Pa­mięt­ni­ki, Dzie­ła sa­mych dzia­ła­czy dzie­jo­wych, jak Wa­szyng­ton, Fran­klin, Ha­mil­ton, Ma­di­son, wresz­cie świa­dec­twa urzę­do­we za­pew­nia­ły opra­co­wa­niu do­kład­ność i peł­ność. Roz­le­głe oczy­ta­nie się

Au­to­ra, nie tyl­ko w utwo­rach i zbio­rach wprost za ma­te­ry­ał do da­ne­go przed­mio­tu słu­żą­cych, ale w ca­łej daw­niej­szej i współ­cze­snej li­te­ra­tu­rze po­li­tycz­nej, wy­bi­ja się z każ­de­go nie­mal roz­dzia­łu i przy ta­kiej tyl­ko roz­le­głej wie­dzy tego, co było, mógł La­bo­ulaye tak ja­sno i grun­tow­nie wy­gła­szać to, co być po­win­no. Przy­po­mi­na­nie róż­nych w nie­pa­mięć dziś już prze­szłych teo­ryj i ksią­żek do­da­je pra­cy fran­cuz­kie­go teo­re­ty­ka wagi na­uko­wej, a przy­ta­cza­nie, stresz­cza­nie i cha­rak­te­ry­zo­wa­nie po­sta­no­wień, odezw, mów, li­stów, bro­szur po­li­tycz­nych, tak wy­bit­nie od­zna­cza­ją­ce T. II dzie­ła, do­wo­dzą, do­bre­go zro­zu­mie­nia obo­wiąz­ku dzie­jo­pi­sa­rza, któ­ry sta­rać się po­wi­nien za­wsze o to, aby czy­tel­ni­ka swe­go w jak­naj­bez­po­śred­niej­sze ze­tknię­cie z prze­szło­ścią wpro­wa­dzić. Wy­kład ja­sny, pro­sty, po­rząd­ny, trzy­ma­ją­cy się ko­lei rze­czy i cza­su, przy­stęp­ność dla wszyst­kich, szcze­rość i lo­gicz­ność sty­lu: dają sum­mę przy­mio­tów for­mal­nych dzie­ła, sta­ją­cych god­nie obok ma­te­ry­al­nych, któ­re tkwią już w sa­mej tre­ści pra­cy.

Hi­sto­ire des E'tats Unis La­bo­ulaye'a jest owo­cem dłu­gich, przez lat kil­ka­na­ście z pew­ne­mi prze­rwa­mi pro­wa­dzo­nych, ba­dań. Au­tor prze­zna­czył ją, nie wprost na książ­kę, dla li­te­ra­tu­ry, ale na od­czy­ty, dla szko­ły. Nie zmie­nia­jąc by­najm­niej for­my od­czy­to­wej, pierw­szy tom dzie­ła swe­go wy­dał w roku 1855; dwa na­stęp­ne do­pie­ro w r. 1866. Układ tych to­mów był od­ra­zu ta­kim, ja­kim go wi­dzi­my w wy­da­niu czwar­tem zr. 1870, we­dług któ­re­go to wy­da­nia wła­śnie do­ko­na­no ni­niej­sze­go prze­kła­du. Dwóch póź­niej­szych jesz­cze wy­dań, z któ­rych szó­ste uka­za­ło się w Pa­ry­żu w roku 1876, nie zna­my. Niem­cy ry­chło uzna­li za­le­ty dzie­ła i prze­ło­ży­li je przed dzie­się­ciu jesz­cze laty (He­idel­berg, 1870).

Po­sta­no­wiw­szy spo­lsz­czyć dzie­ło tak, aby z nie­go zro­bić książ­kę pol­ską, mu­sie­li­śmy jed­no­cze­śnie przed­się­wziąć uksiąż­ko­wie­nie go i od­ję­cie mu cha­rak­te­ru zbyt miej­sco­we­go i oko­licz­no­ścio­we­go, nie­od­łącz­ne­go od wy­kła­dów ży­wych, zwłasz­cza we Fran­cyi Dru­gie­go Ce­sar­stwa, gdzie myśl sa­mo­dziel­niej­sza jak para zpod po­kry­wy przy każ­dej wy­do­by­wa­ła się spo­sob­no­ści, a dą­że­nia wie­dzy od dą­żeń ży­cia od­dzie­lać się nie da­wa­ły. W tym celu, nie zmie­nia­jąc by­najm­niej spo­so­bu, w jaki sam au­tor roz­dzie­lił cały przed­miot po­mię­dzy po­je­dyn­czo tomy, z któ­rych pierw­szy przed­sta­wia Wy­twa­rza­nie się Sta­nów czy­li Osad, dru­gi Wy­bi­ja­nie się ich na nie­pod­le­głość, a trze­ci Or­ga­ni­zo­wa­nie pań­stwa i kon­sty­tu­cyę, wpro­wa­dzi­li­śmy w sa­mym przed­mio­cie tkwią­cy po­dział na trzy­na­ście ksiąg, a w tych księ­gach zno­wu po­usab­nia­li­śmy roz­dzia­ły we­dług róż­nic przed­mio­to­wych, za­cho­dzą­cych w opo­wia­da­nej i przed­sta­wia­nej tre­ści. Są­dzi­my, że ta­kie usys­te­ma­ty­zo­wa­nie wy­kła­du, nie na­ru­sza­ją­ce by­najm­niej jego isto­ty, ni­cze­go nie­wy­trą­ca­ją­ce z ca­ło­ści, uła­twić tyl­ko może czy­ta­nie i przed my­ślą czy­tel­ni­ka do­god­niej­szą, swo­bod­niej­szą otwie­ra dro­gę. – Po­trze­bę od­ję­cia dzie­łu cha­rak­te­ru szkol­ne­go, oko­licz­no­ścio­we­go, usi­ło­wa­li­śmy za­spo – koić przez opusz­cze­nie tych wszyst­kich ustę­pów, nie­licz­nych zresz­tą i nie­dłu­gich, w któ­rych wy­raź­nie tyl­ko Fran­cuz na­uczy­ciel do uczą­cej się mło­dzie­ży fran­cuz­kiej prze­ma­wia. Prze­mó­wie­nia te leżą poza ob­rę­bem wła­ści­we­go przed­mio­tu, nie sta­no­wią nie­roz­dziel­nych czę­ści dzie­ła, nie wy­po­wia­da­ją, żad­nych prawd ta­kich, któ­rych­by au­tor sam na in­nych miej­scach w in­nej;, tyl­ko lep­szej, po­sta­ci nie wy­po­wie­dział: nie wa­ha­li­śmy się też ich usu­nąć, tem bar­dziej, że w wie­lu prze­wa­ża ga­da­tli­wość, a nie­któ­re wręcz nie przy­sta­ją do książ­ki. Dla ob­ja­śnie­nia czy­tel­ni­ka, z któ­rym szcze­rze za­wsze wy­cho­dzić na­le­ży, do­da­je­my tu­taj, że opusz­cze­nia po­wyż­sze są bar­dzo nie­licz­ne w dwóch pierw­szych to­mach, a w trze­cim od­no­szą się do str. 134/5, 158/60, 186/8, 208/9, 324, 368/72, 420/1, 435/7, 474/5, 499/501, 527/30 i 552/6 ory­gi­na­łu wy­da­nia czwar­te­go. Czy­tel­nik ze­chce sam prze­ko­nać się: czy, usu­wa­jąc te ustę­py, nie uro­nio­no ja­kie­go fak­tu lub zda­nia rze­czy­wi­stą po­sia­da­ją­ce­go war­tość?

Oprócz ta­kie­go oczysz­cze­nia te­xtu do­ko­na­li­śmy jesz­cze i skró­ce­nia dzie­ła przez opusz­cze­nie wszyst­kich trzech przed­mów do po­je­dyn­czych to­mów: do­brze je od­czy­tać, ale po­ży­tek z nich dla nie-Fran­cu­za nie stoi w go­dzi­wym sto­sun­ku z ob­szer­no­ścią (str. XIX, XI i XII); dla tego, kto dzie­ło samo prze­czy­tał, od­czy­ty­wa­nie tych przed­mów jest zu­peł­nie zby­tecz­nem. Na wyż­szym jesz­cze stop­niu po­wie­dzieć to moż­na i po­trze­ba o dwóch pierw­szych lek­cy­ach kur­su z roku 1849 (T. I, do str. 40) i dwóch pierw­szych kur­su z r. 1864 (T. III, do str. 66); lek­cye z r. 1849 zaj­mu­ją się cha­rak­te­ry­sty­ką kon­sty­tu­cyi ame­ry­kań­skiej i uży­tecz­no­ścią stu­dy­owa­nia jej, oraz pla­nem i po­dzia­łem wy­kła­du, lek­cye z roku 1864 – kon­sty­tu­cya mi fran­cuz­kie­mi i za­rzu­ta­mi prze­ciw­ko sa­me­mu przed­mio­to­wi wy­kła­dów. Wszyst­ko to pi­sa­ne jest ro­zum­nie, szla­chet­nie, z mi­ło­ścią praw­dy i uczu­ciem spra­wie­dli­wo­ści dla po­gnę­bio­nych, ale wszyst­kie­go tego treść ro­zu­mo­wa znaj­du­je się już w wy­kła­dzie sa­mym. Z opusz­czo­nej czę­ści tomu III na uwy­dat­nie­nie za­słu­gu­ją uwa­gi nad sto­sun­kiem na­mięt­no­ści do idei w dzie­jach (str. 30/1), da­lej oświad­cze­nie ode­rwa­nia się od Związ­ku, wy­da­ne w r. 1860 przez Ka­ro­li­nę Po­łu­dnio­wą (str. 46/8), wresz­cie wzmian­ka o Ka­na­dzie (str. 64/5).

Ta­kie są głów­ne zmia­ny wpro­wa­dzo­ne do ory­gi­na­łu. Opusz­czeń in­ne­go ro­dza­ju prócz wy­żej wska­za­nych szu­kać na­le­ży pra­wie wy­łącz­nie w T. II ory­gi­na­łu, mia­no­wi­cie na str. 86, 100 i 101, 284/5, 325 i 443/4. Na ob­szer­ność wy­peł­nia­ją one za­le­d­wie jed­ną kar­tę dru­ku.

Dal­szą zmia­nę sta­no­wi prze­nie­sie­nie kil­ku ustę­pów z te­xtu do przy­pi­sków pe­ti­to­wych, za­zna­cza­ne w na­szem wy­da­niu, oraz wy­łusz­cze­nie tre­ści pod roz­dzia­ła­mi, tak szcze­gó­ło­we, iżby w po­trze­bie za­stą­pić mo­gło Wskaź­nik rze­czy, któ­ry, rów­nie jak i mapy do wy­da­rzeń wo­jen­nych, w za­kres wy­daw­nic­twa ni­niej­sze­go wejść nie mógł.

Dzie­ło La­bo­ulaye'a przy T. III za­wie­ra brzmie­nie fran­cuz­kie kon­sty­tu­cyi z roku 1787 (1789); prze­kład pol­ski wzbo­ga­co­no jesz­cze przez do­łą­cze­nie aktu kon­sty­tu­cyi pier­wot­nej z r. 1781. Oba te do­ku­men­ta prze­ło­żo­ne zo­sta­ły z ory­gi­na­łów an­giel­skich, pierw­szy dzię­ki uprzej­me­mu po­śred­nic­twu p. Sy­gur­da Wi­śniow­skie­go, dru­gi przez ro­da­ka na­sze­go prze­by­wa­ją­ce­go sta­le w Ame­ry­ce, sę­dzi­we­go p. Hen­ry­ka Ka­łus­sow­skie­go.

W dzie­le La­bo­ulaye'a wy­kład nie się­ga poza rok 1789; za­trzy­ma­nie się na tej gra­ni­cy nie od­po­wia­da­ło za­mia­ro­wi po­wzię­te­mu przy wy­bo­rze Hi­sto­ryi Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Po­sta­no­wio­no prze­to uzu­peł­nić dzie­ło fran­cuz­kie opra­co­wa­niem ory­gi­nal­nem dzie­jów po roku 1789. Opra­co­wa­nia tego pod­jął się p. Ma­ry­an Du­biec­ki, szcze­ry mi­ło­śnik i gor­li­wy ba­dacz prze­szło­ści na­szej, zaj­mu­ją­cy się przy­tem i hi­sto­ryą po­wszech­ną, i tak po­wstał T. IV pol­skiej Hi­sto­ryi Sta­nów Zjed­no­czo­nych, obej­mu­ją­cy dzie­je Wiel­kiej Rze­czy­po­spo­li­tej za­atlan­tyc­kiej od r. 1788 – 1865. Ten tom ory­gi­nal­nie opra­co­wa­ny na pod­sta­wie dzieł Neu­mann'a, Los­sing'a, hr. Pa­ry­ża, Le­com­te'a, Flet­che­ra, któ­rych ty­tu­ły czy­tel­nik znaj­dzie w książ­ce, sta­je do sze­re­gu z trze­ma pierw­sze­mi jako Dzie­je pań­stwa już zor­ga­ni­zo­wa­ne­go. Kto­by chciał po­znać kro­ni­kę wy­pad­ków w St. Z. od za­koń­cze­nia woj­ny do­mo­wej, temu po­le­ca­my, dla po­tocz­niej­sze­go użyt­ku, wy­daw­nic­two Schul­thess'a (Eu­ro­pa­ischer Ge­schicht­sk­ca­len­der).

Text tak uzu­peł­nio­ne­go dzie­ła opa­trzo­no przy­pi­ska­mi, wy­ja­śnia­ją­ce­mi fak­ta bądź geo­gra­ficz­ne, bądź hi­sto­rycz­ne, bądź, co naj­głów­niej­sza, sta­ty­stycz­ne, któ­re-to ostat­nie na­no­wo po­da­wać na­le­ża­ło, czas bo­wiem po­zmie­niał cał­ko­wi­cie ich po­stać od chwi­li wy­da­nia książ­ki fran­cuz­kiej. Nie­kie­dy opo­wia­da­nie au­to­ra, zwłasz­cza w dwóch pierw­szych to­mach, uzu­peł­niać, nie­kie­dy zno­wu zda­nie jego ogra­ni­czać lub rze­czy­wi­stą z nie­go myśl wy­łusz­czać było po­trze­ba. Przy ta­kiem ob­ja­śnia­niu te­xtu na rze­czy pol­skie zwra­ca­no sta­le uwa­gę. Przy­pi­ski więk­sze w to­mie II, któ­ry naj­bar­dziej ich po­trze­bo­wał, prze­nie­śli­śmy na ko­niec tego tomu i czy­tel­ni­cy znaj­dą tu czte­ry ory­gi­nal­nie opra­co­wa­ne ustę­py pod na­zwą Do­peł­nień. Win­ni­śmy za­zna­czyć, że przy­pi­sek na str. 11 T. III wy­szedł zpod pió­ra p. Ma­ry­ana Du­biec­kie­go.

Przy­pi­ski sta­ty­stycz­ne, pra­wie wy­łącz­nie w T. III wy­stę­pu­ją­ce, po­mi­mo sta­rań na­szych nie mia­ły dla sie­bie ma­te­ry­ałów naj­śwież­szych i nie­zbęd­nych, i dla tego uwa­ża­my tu za po­trzeb­ne uzu­peł­nić je z wy­bor­ne­go wy­daw­nic­twa, do­pro­wa­dzo­ne­go aż po ko­niec r. 1878 p… t. Ame­ri­can Al­ma­nac etc… for the Year 1879 (New-York and Wa­shing­ton; The Ame­ri­can News Com­pa­ny). Po­sia­da­nie tego rocz­ni­ka, któ­ry do­szedł rąk na­szych do­pie­ro w koń­cu roku bie­żą­ce­go, za­wdzię­cza­my uprzej­mo­ści p. Sy­gur­da Wi­śniow­skie­go, któ­ry nie od­mó­wił nam nad­to jesz­cze oso­bi­ste­go wej­rze­nia w licz­by urzę­do­we i spo­rym ich za­so­bem ma­te­ry­ały na­sze wzbo­ga­cił.

1) Po­stę­pu­jąc po­rząd­kiem stro­nic Tomu III, przedew­szyst­kiem pod­no­si­my licz­bę lud­no­ści ogól­nej po­da­ną na str. 185 z 38, 558, 371, (r. 1870) na 38, 925, 598 (wraz z In­dy­ana­mi nie­opo­dat­ko­wa­ny­mi). In­dy­an wszyst­kich w Sta­nach Zjedn… było w tym roku 383, 712, w tej licz­bie 25, 731 cy­wi­li­zo­wa­nych, jak po­da­no na str. 183 T. IV-go, gdzie jed­nak­że przez opusz­cze­nie określ­ni­ka "cy­wi­li­zo­wa­nych" po­wsta­ła nie­do­kład­ność. Ob­li­cze­nia w 15 Sta­nach w la­tach 1874/6 do­ko­na­ne wy­ka­za­ły wzrost lud­no­ści o 2, 352, 384; moż­na z wiel­kiem praw­do­po­do­bień­stwem prze­wi­dzieć na cen­sus roku bie­żą­ce­go oko­ło 45 mi­lio­nów lud­no­ści, a na ko­niec wie­ku XIX-ego, nie 80, jak prze­wi­dy­wał Tick­nor, ale 100, jak prze­wi­du­je Spaul­ding. Licz­by urzę­do­we, ze­bra­ne przez p. Wi­śniow­skie­go, wy­ka­zu­ją zprzed r. 1875 Po­la­ków: w Sta­nach 14, 191, w ter­ry­to­ry­ach 244, ra­zem 14, 435 i 1 "pol­skie­go mu­rzy­na."

2) Na str. 200 po­sta­wio­no jako do­mysł zmniej­sza­nie się dłu­gu pu­blicz­ne­go od Lip­ca 1875 roku o 14 mil… dol­la­rów rocz­nie. Istot­nie oty­le zmniej­szył się dług w roku skar­bo­wym 1874/5, ale w la­tach na­stęp­nych uby­wa­nie jego bvło da­le­ko znacz­niej­sze: w roku 1875/6 uby­ło pra­wie 30 mil., w r. 1876/7 – prze­szło 41 mil., w r. 1877/8 – pra­wie 20 mil.. Na 1 Lip­ca 1878 roku koń­czą się na­sze wia­do­mo­ści. Ogó­łem od 31 Sierp­nia 1865 r. do d. 1 Lip­ca 1878 r. dług St. Zjedn… spadł z 2, 756, 431, 571 na 1, 999, 382, 280 doll.; a nad­to w kas­sie znaj­do­wał się w tym ostat­nim ter­mi­nie ogrom­ny za­pas z 256, 823, 612 dol­la­rów.

3) Sta­ty­sty­ka ciem­no­ty na str. 230 przed­sta­wia róż­ni­cę o nie­ca­łe 2 ty­sią­ce nie­umie­ją­cych na­wet czy­tać; w Al­ma­na­cu jest niż­szą.

4) Na str. 238 zo­sta­wio­no miej­sce pu­ste na licz­bę Di­strict­co­urts. Tri­bu­ne-Al­ma­nac na r. 1879, z któ­re­go wy­ciąg na­de­słał nam p. Wi­śniow­ski, usta­na­wia tę licz­bę na pięć­dzie­siąt dwa. W ośmiu ter­ry­to­ry­ach jest po 1 chief-ju­sti­ce i 1 as­so­cia­te. W ob­wo­dzie Co­lum­bia za­sia­da 1 chief-ju­sti­ce i 4 ju­sti­ces. Inne licz­by o są­dow­nic­twie są ta­kie, ja­kie po­da­no.

5) Licz­ba de­pu­to­wa­nych na Kon­gres (T. III, str. 86, 177, 183, 219 i T. IV, str. 11) we­dług bar­dzo szcze­gó­ło­we­go wy­ka­zu w Ame­ri­can Al­ma­nac wy­no­si­ła w 1878 roku 293; z ośmiu ter­ry­to­ry­ów było ty­luż de­le­ga­tów.

6) Pocz­ta (III, str. 204) przed­sta­wia wzrost nie­ustan­ny. W roku 1878 było: biur pocz­to­wych 39, 258, dróg pocz­to­wych 301, 966 mil ang. Koszt utrzy­my­wa­nia pocz­ty wy­no­sił oko­ło 5 mil… dol.

7) "Sekt" re­li­gij­nych (str. 260), zor­ga­ni­zo­wa­nych w ko­ścio­ły, jest w Sta­nach Zjedn. 27; głów­nych sześć: Me­to­dy­ści w 25, 278 gmi­nach, Bap­ty­ści w 14, 474 gra., Pres­by­te­ry­anie re­gu­lar­ni w 6, 262 gm., Ka­to­li­cy Rzym­scy w 4, 127 gmin., "Chrze­ścia­nie" (Chri­stian-Church) w 3, 578 gm… i Kon­gre­ga­cy­oni­sci w 2, 887 gm. Wszyst­kich wy­znaw­ców we wszyst­kich 27 ko­ścio­łach jest 21, 665, 062; świą­tyń 63, 082, gmin 72, 459. Ma­ją­tek ogól­ny stow. re­li­gij­nych wy­no­si 354, 483, 581 doll.

Wresz­cie wy­pa­da wy­ja­śnić po­wta­rza­ją­ce się na str: 86, 177 i 184 daty 1875 i 1876 przy terr. Co­lo­ra­do. Ter­ry­to­ry­um to Kon­gres już w r. 1875 pod­niósł na wy­so­kość Sta­nu; ale pro­kla­ma­cya pre­zy­den­ta uka­za­ła się do­pie­ro w roku na­stęp­nym i od niej wła­ści­wie po­czy­na się po­li­tycz­ny byt kra­iny jako Sta­nu.

Mimo sta­rań nie mo­gli­śmy za­po­biedz po­mył­kom w dru­ku. Tak w To­mie I na str. 72 po­win­no być: Nar­ra­gan­se­to­wie, na str. 119 dwie­ma klas­sa­mi, na str. 124 1861 – 1865, na str. 147 z Wir­gi­nii, na str. 154 1674, a nie 1664, na str. 212 ipse a nie ispe, na str. 228 Roz­dział II. W T. II: na str. 53 w przy­pi­sku: Oce­ana, na str. 171 od­sy­łacz (3) po­wi­nien iść po wy­ra­zie: "Lu­te­go, " a w miej­sce jego od­sy­łacz (4), na str. 242 oso­bach za­miast osob­nych, na str. 267 Roz­dział VI; w T. III: na str. 131 w przy­pi­sku De­ba­tes, na str. 200 Al­ma­nac, na str. 281 w przyp: De­part­ment. Inne, nie­do­strze­żo­ne, ja­ko­też małe… li­te­ral­ne, błę­dy czy­tel­nik sam spro­sto­wać ra­czy.

* * *

Edward Re­nat La­bo­ulaye uro­dził się w Pa­ry­żu d. 18 Stycz­nia 1811 r. Ukoń­czyw­szy Szko­łę Pra­wa, przez czas pe­wien był bez za­wo­du; nie za­prze­sta­jąc pra­cy praw­ni­czej od­dał się gi­ser­stwu i jako gi­ser pod­pi­sał się na roz­pra­wie wy­da­nej w roku 1839, a uwień­czo­nej przez Aka­de­mię Na­pi­sów p… t. Hi­sto­rya wła­sno­ści grun­to­wej w Eu­ro­pie od Kon­stan­ty­na aż do na­szych cza­sów. W trzy lata póź­niej zo­stał ad­wo­ka­tem przy są­dzie apel­la­cyj­nym w Pa­ry­żu i w tym sa­mym roku (1842) ogło­sił cen­ną roz­pra­wę za­po­zna­ją­cą Fran­cu­zów ze szko­łą hi­sto­rycz­ną nie­miec­ką Hu­go­na i Sa­vi­gny'ego ( Za­rys ży­cia i za­sad na­uko­wych Fry­de­ry­ka Ka­ro­la Sa­vi­gny'ego). W r. 1843 wy­dał Po­szu­ki­wa­nia sta­nu cy­wil­ne­go i po­li­tycz­ne­go ko­biet od cza­sów Rzym­skich, do­pro­wa­dzo­ne do XIX w., za któ­re od Aka­de­mii Nauk Mo­ral­nych i Po­li­tycz­nych otrzy­mał za­szczyt­ne od­zna­cze­nie. Inna jego pra­ca, w dwa lata po po­rzed­niej wy­da­na, z za­kre­su pra­wa rzym­skie­go, od­ku­pi­ła grze­chy jego mło­do­ści, pierw­sze chy­bio­ne zu­peł­nie roz­pra­wy za­raz po ukoń­cze­niu nauk w Eco­le de dro­it na­pi­sa­ne, i tak wiel­kie zna­la­zła uzna­nie, że otwo­rzy­ła mu pro­gi Aka­de­mii Na­pi­sów. Je­st­to cen­ne dzie­ło: Stu­dya nad pra­wa­mi kry­mi­nal­ne­mi Rzy­mian we wzglę­dzie od­po­wie­dzial­no­ści urzęd­ni­ków. Pra­wo­daw­stwu fran­cuz­kie­mu za­słu­żył się na­stęp­nie La­bo­ulaye przez wy­da­nie Glos­sa­ire de l'an­cien dro­it fran­ca­is i Le Co­utu­mier de Char­les VI; obie te pra­ce dziś jesz­cze mają na­uko­wą war­tość. W kil­ka­na­ście lat po pierw­szem wy­daw­nic­twie od­krył we­spół z jed­nym z uczo­nych pra­wo­znaw­ców Fran­cyi i wy­dał In­sty­tu­cye pra­wa fran­cuz­kie­go przez Fleu­ry'ego (1858).

Rzecz­po­spo­li­ta Lu­to­wa za­mia­no­wa­ła La­bo­ulaye'a w roku 1849 pro­fes­so­rem pra­wo­daw­stwa po­rów­naw­cze­go w Kol­le­gium Fran­cuz­kiem; w tej – to szko­le wła­śnie pierw­szym jego wy­kła­dem było przed­sta­wie­nie kon­sty­tu­cyi ame­ry­kań­skiej po­prze­dzo­ne hi­sto­ryą Sta­nów Zjed­no­czo­nych od sa­me­go po­cząt­ku wy­twa­rza­nia się osad. Po­zna­nie urzą­dzeń spo­łecz­nych i po­li­tycz­nych Wiel­kiej Rze­czy­po­spo­li­tej uła­twi­ła mu i uzu­peł­ni­ła po­dróż od­by­ta do No­we­go Świa­ta jesz­cze przed r. 1849.

Za­mach sta­nu z Dru­gie­go Grud­nia nie zmie­nił nic w po­ło­że­niu La­bo­ulaye'a, któ­ry, nie bę­dąc zwią­za­nym ze Stron­nic­twem Re­pu­bli­kań­kiem, po­sia­da­nie ka­te­dry uwa­żał za cen­niej­sze, niż gło­śne ob­ja­wie­nie wzgar­dy dla wy­pad­ków, do­ko­ny­wa­ją­cych się pod płasz­czem idei na­po­le­oń­skich i zba­wie­nia Fran­cyi. La­bo­ulaye zło­żył wy­ma­ga­ne oświad­cze­nie i po­zo­stał na ka­te­drze, aby z niej, oile moż­ność do­zwa­la­ła, wpa­jać w umy­sły mło­dzie­ży zdro­we za­sa­dy li­be­ra­li­zmu i praw­no­ści pań­stwo­wej i osła­biać urok siły przez zręcz­ne, co rok, w każ­dym no­wym wy­kła­dzie po­wta­rza­ją­ce się, pod­jaz­dy prze­ciw­ko sys­te­ma­to­wi na­po­le­oń­skie­mu. Czy­tel­nik znaj­dzie je tak­że i w dzie­le obec­nem, szcze­gól­niej w TT. I i III. Nie po­prze­sta­jąc na ta­kiem zu­żyt­ko­wy­wa­niu swe­go sta­no­wi­ska, La­bo­ulaye urzą­dzał od­czy­ty, wią­zał się z op­po­zy­cyą, na­le­żał do ko­mi­te­tów roz­bu­dza­ją­cych du­cha z uśpie­nia, a wszę­dzie, czy­to w for­mie na­uki, czy sa­ty­ry, sta­rał się od­dzia­ły­wać prze­ciw­ko ist­nie­ją­ce­mu pod­ów­czas we Fran­cyi sta­no­wi rze­czy. Naj­wy­bit­niej­szym wy­ra­zem prze­ciw­sta­wie­nia się jego Na­po­le­ono­wi jest gło­śna sa­ty­ra Pa­ryż w Ame­ry­ce (1863) na wie­le ję­zy­ków eu­ro­pej­skich, mię­dzy in­ne­mi i na pol­ski, prze­tłó­ma­czo­na, a czy­ta­na z chci­wo­ścią we Fran­cyi. Inna sa­ty­ra La­bo­ulaye'a Le prin­ce Ca­ni­che (1865) rów­nież sze­ro­ki zjed­na­ła mu roz­głos.

Z cza­sów pro­fes­su­ry wy­mie­nić po­trze­ba, prócz Hi­sto­ryi Sta­nów Zjed­no­czo­nych: Roz­pra­wy re­li­gij­ne (1857), Ba­da­nia nad wła­sno­ścią li­te­rac­ką we Fran­cyi i w An­glii (1858), Sta­ny Zjed­no­czo­ne i Fran­cya (1862). Pań­stwo i jego gra­ni­ce (1863), prze­ło­żo­ne w roku bie­żą­cym na ję­zyk pol­ski, Stron­nic­two li­be­ral­ne, jego pro­gram­mat, etc. (1864). Po­waż­ne pra­ce pra­wo­znaw­cze mniej­szych roz­mia­rów od­da­wał La­bo­ulaye do Re­vue de le­gi­sla­tion et de ju­ri­spru­den­ce; po­pu­lar­ne zaś, z ogól­niej­sze­go za­kre­su, po­miesz­czał w De­ba­tach, w Re­vue ger­ma­ni­que i w in­nych. Drob­ne te pi­sma wy­cho­dzi­ły póź­niej osob­no p… t. Stu­dya współ­cze­sne nad Niem­ca­mi etc, Wol­ność re­li­gij­na i t… d. Pa­nu­je w nich wiel­kie za­mi­ło­wa­nie i trzeź­we, grun­tow­ne po­ję­cie praw­dzi­we­go ide­ału ży­cia i po­rząd­ku pań­stwo­we­go i spo­łecz­ne­go; wszę­dzie obok ro­zum­ne­go sądu prze­bi­ja się to szla­chet­ne uczu­cie, któ­re, stwier­dza­jąc ko­niecz­ność ety­ki w hi­sto­ryi i po­li­ty­ce, za­wsze su­mie­nie po­nad po­tę­gą i uży­wa­niem jej sta­wia.

W r, 1855 za­ło­żył La­bo­ulaye po­waż­ne cza­so­pi­smo praw­ni­cze Reu­ve hi­sto­ri­que de dro­it fran­ca­is et itran­ger i przez lat kil­ka­na­ście był jed­nym z jego re­dak­to­rów. Wier­ny raz ob­ra­ne­mu kie­run­ko­wi hi­sto­rycz­ne­mu i po­rów­naw­cze­mu, po przy­swo­je­niu jesz­cze w r. 1841 Pro­ce­du­ry Cy­wil­nej Rzy­mian Wal­te­ra, w la­tach 1854/5 prze­tłó­ma­czył Pi­sma spo­łecz­ne Chan­nin­ga i jego roz­pra­wę O nie­wol­nic­twie, a oba te prze­kła­dy po­prze­dził wy­pra­co­wa­nia­mi wła­sne­mi. Jemu też za­wdzię­cza­ją Fran­cu­zi do­sko­na­łe prze­tłó­ma­cze­nie Pa­mięt­ni­ków i ko­tre­spon­den­cyi, oraz Stu­dy­ów mo­ral­nych i eko­no­micz­nych Fran­kli­na (1866/7).

Dla wy­tchnie­nia pró­bo­wał La­bo­ulaye sił swo­ich na polu po­wie­ścio­pi­sar­stwa mo­ral­ne­go i pi­sał małe po­wiast­ki dla dzie­ci i przy­po­wie­ści. Nie­któ­re z jego Con­tes bleus, ja­ko­też Ab­dal­lah znaj­du­ją się w prze­kła­dach pol­skich; ostat­nia, w Bi­blio­te­ce War­szaw­skiej za­miesz­czo­na, spra­wia głę­bo­kie wra­że­nie, nie­tyl­ko przez praw­dzi­wie tra­gicz­ne po­ło­że­nie bo­ha­te­ra, ale i przez pro­mien­ność, przez dy­amen­to­wy blask du­szy cier­pią­cej a pra­wej i nie­złom­nej. Po­wiast­ki błę­kit­ne za­rów­no dziec­ko jak i star­szy z przy­jem­no­ścią od­czy­ta; Au­tor ro­zu­mie i ko­cha na­tu­rę dzie­cię­cą i umie ją z praw­dzi­wie ar­ty­stycz­nem uczu­ciem wy­sta­wiać. Są jesz­cze i No­uve­aux Con­tes bleus La­bo­ulaye'a.

Na­próż­no au­tor H ist. St. Zjedn. ubie­gał się trzy­krot­nie za Ce­sar­stwa, któ­re dzia­łal­no­ścią swo­ją pod­ko­py­wał, o wzglę­dy ludu; da­rzo­no go po­pu­lar­no­ścią, ale nie ob­da­rzo­no man­da­tem. Kie­dy Ce­sar­stwo w ostat­nich la­tach swe­go ist­nie­nia za­czę­ło się chwy­tać li­be­ra­li­zmu, La­bo­ulaye w na­dziei uzy­ska­nia cze­goś dla Fran­cyi, wpadł w mat­nię, za­prze­stał opo­ru i po­sta­no­wił Na­po­le­ona po­pie­rać; od­tąd utra­cił tę nie­wiel­ką po­pu­lar­ność, jaką po­sia­dał, i nie wy­bra­no go na­wet w Lu­tym 1871, choć wy­bie­ra­no wte­dy pra­wie bez na­my­słu, byle tyl­ko lu­dzi ja­ko­ta­ko wy­bit­nych. Do­pie­ro w Lip­cu t… r. do­stał się do Zgro­ma­dze­nia Na­ro­do­we­go i od­tąd już bez prze­rwy w cia­łach pra­wo­daw­czych Fran­cyi za­sia­da; w koń­cu r. 1875 ob­ra­ny se­na­to­rem do­ży­wot­nim wszedł do Se­na­tu, gdzie, nie­trzy­ma­jąc z Re­pu­bli­ka­na­mi i De­mo­kra­ta­mi urzę­do­wy­mi, bro­ni swych za­sad wy­trwa­le i z po­świę­ce­niem po­pu­lar­no­ści, i tak gło­so­wał prze­ciw­ko prze­nie­sie­niu sto­li­cy z Wer­sa­lu do Pa­ry­ża i prze­ciw­ko pra­wom ście­śnia­ją­cym wol­ność na­ucza­nia. Jest on wro­giem wszel­kich mo­no­po­lów pań­stwo­wych i chce, aby Rzecz­po­spo­li­ta i wol­ność w niej były dla wszyst­kich, a nie dla jed­ne­go tyl­ko stron­nic­twa.

S. K.

War­sza­wa d. 30 Grud­nia 1879 r.

pad­ko­wi. I na dzie­ło tak wiel­kiej do­nio­sło­ści tar­gnąć się ośmie­li­li po­łu­dnio­wej, nie spo­strze­ga­jąc, iż upa­dek Pół­no­cy był­by za­ra­zem i upad­kiem Po­łu­dnia!

Eu­ro­pa ska­za­na jest przez los na nie­jed­ność. Dzie­je, prze­szłość, róż­ni­ca ję­zy­ków i szcze­pów, za­wsze jej miesz­kań­ców roz­dzie­la­ły. Cy­wi­li­za­cya ato­li sta­le pra­cu­je nad oba­le­niem tych prze­szkód, i cho­ciaż­by sza­leń­stwem być mia­ło wy­obra­ża­nie so­bie, że one znik­ną kie­dy­kol­wiek w zu­peł­no­ści, co do mnie, ko­cham sza­leń­ców, któ­rzy nam choć­by tyl­ko ma­lo­wa­ny ob­raz wiecz­ne­go po­ko­ju uka­zu­ją.

Ale Ame­ry­ka speł­ni­ła dzie­ło god­ne uwiel­bie­nia; je­że­li idzie o zjed­no­cze­nie, to ona je stwo­rzy­ła i nie­po­dob­na, mi tu nie po­wie­dzieć, że tar­ga­nie się na tę jed­ność jest czy­nem za­rów­no zbrod­ni­czym jak i nie­do­rzecz­nym.

Wi­dzie­my więc jaka jest uży­tecz­ność stu­dy­ów, któ­re tu­taj pro­wa­dzić mamy. Nie te same in­sty­tu­cye wpraw­dzie, ale to samo za­da­nie, co u nas, wy­stę­pu­je w tych stu­dy­ach. Zo­ba­czy­my: cze­go po­trze­ba do jed­no­ści w pań­stwie, a bez cze­go obejść się moż­na; je­że­li bo­wiem zwią­zek ame­ry­kań­ski mógł ist­nieć w wa­run­kach, któ­re wiel­kość jego wy­two­rzy­ły t… j… w peł­ni swo­bód mu­ni­cy­pal­nych, re­li­gij­nych i po­li­tycz­nych, nie jest tedy nie­odbi­cie po­trzeb­nem, by wszyst­kie siły kra­ju sku­pio­ne­mi były w dło­ni jed­ne­go zgro­ma­dze­nia lub jed­ne­go czło­wie­ka. Na­le­ży prze­to pil­nie prze­strze­gać co rzą­do­wi może być zo­sta­wio­nem… jako jego atry­bu­cya, co zaś ma mu być od­ję­tem. Mi­strzy­nią w tej rze­czy po­win­na być hi­sto­rya; tego ro­dza­ju wska­zó­wek na­le­ży od niej wy­ma­gać. Zaj­mu­ją­ce­mi są może opo­wia­da­nia o za­lo­tach na dwo­rze Elż­bie­ty lub Lu­dwi­ka XIV, lecz ja wolę baj­ki o wróż­kach: uwa­żam je za mo­ral­niej­sze.

Hi­sto­rya, gdy nam wy­kła­da dzie­je in­sty­tu­cyj spo­łecz­nych, tem sa­mem uka­zu­je oczom na­szym czy­ny ro­zu­mu lub nie­roz­wa­gi na­szych po­przed­ni­ków. Wów­czas-to nie­mniej dzie­je jak i po­li­ty­ka wcho­dzą na tory wła­ści­we. Hi­sto­rya prze­bie­ga cały go­ści­niec zmien­nych ko­lei losu, ja­kie były udzia­łem lu­dów, za­nim te do­tar­ły do in­sty­tu­cyi za­pew­nia­ją­cych im obec­ną po­myśl­ność; na­wet ich błę­dy są dla nas na­uką, sta­ra­my się bo­wiem ich uni­kać. Na po­dob­nych stu­dy­ach umie­jęt­ność po­li­ty­ki bar­dzo wie­le zy­sku­je: one jej wska­zu­ją jak da­le­ce mą­drość na­ro­dów przy­czy­nia się do ich wiel­ko­ści. Ta­kie­mi-to dro­ga­mi kro­cząc, hi­sto­rya stać się może naj po­ży­tecz­niej­szą z umie­jęt­no­ści, po­li­ty­ka zaś – praw­dzi­wą na­uką.

Wiem, że wie­lu nie po­dzie­la tego zda­nia. Dla pew­nej szko­ły, któ­ra hoł­du­je Ma­chia­we­lo­wi, po­li­ty­ka jest sztu­ką oszu­ki­wa­nia in­nych we wła­snych wi­do­kach; lecz ta szko­ła scho­dzi już z pola jako prze­sta­rza­ła. Zda­rza się wpraw­dzie z pew­ne­mi suk­ces­sy oszu­ki­wać in­nych, cho­ciaż ko­niec ta­kie­go po­li­ty­ko­wa­nia smut­nym jest za­wsze. Na po­cząt­ku za­wo­du to­wa­rzy­szy po­wo­dze­nie; wie­rzysz w swe zdol­no­ści, tłum nie szczę­dzi ci okla­sków; lecz prę­dzej lub póź­niej spo­strze­gasz, iż wraz z utra­tą uf­no­ści, utra­ci­łeś i po­tę­gę. Ta­kie­mi środ­ka­mi nie bu­du­je się nic trwa­łe­go na przy­szłość. Dzie­je roz­wo­ju kon­sty­tu­cyi ame­ry­kań­skiej za­ry­so­wu­ją ob­raz wręcz prze­ciw­ny, na­der pięk­ny i po­cie­sza­ją­cy. Wska­zu­ją one jak lu­dzie mi­łu­ją­cy do­bro speł­ni­li rze­czy wiel­kie, i męz­twem, a cno­tą po­wo­ła­li do ży­cia rząd i lud. Są to naj­pięk­niej­sze i naj­po­ży­tecz­niej­sze kar­ty hi­sto­ryi no­wo­żyt­nej. Po­li­ty­ka w dzie­jach Ame­ry­ki zmie­nia swój cha­rak­ter: nie jest sztu­ką oszu­ki­wa­nia lu­dzi, jest sztu­ką uszczę­śli­wia­nia ich.ROZ­DZIAŁ II. Wa­szyng­ton i kon­fe­de­ra­cya pod­czas woj­ny o nie­pod­le­głość. 1775 – 1781.

Roz­pra­wy kon­gre­su nad ukon­sty­tu­owa­niem związ­ku w la­tach 1776 i 1777. Swo­bo­dy szcze­gól­ne i wła­dza ogól­na. Gło­sy Adam­sa i Fran­kli­na. – Przed­sta­wien­nic­two Sta­nów i przed­sta­wien­nic­two związ­ku w kon­sty­tu­cyi fe­de­ral­nej. – Przy­ję­cie pro­jek­tu kon­sty­tu­cyi z r. 1777 przez po­je­dyn­cze Sta­ny. Głów­ne roz­po­rzą­dze­nia tej kon­sty­tu­cyi. Bez­sil­ność rzą­du na­czel­ne­go. – Wy­lud­nie­nie się Kon­gre­su. Ha­mil­ton i Wa­szyng­ton. List Wa­szyng­to­na do Har­ri­so­na z r. 1778. – Nie­do­la pań­stwa związ­ko­we­go w la­tach 1778 – 1781. Pie­nią­dze pa­pie­ro­we. Nie­do­sta­tek w ar­mii. Ubó­stwo skar­bu. Bun­ty. Ode­zwa Wa­szyng­to­na do Fran­cyi o po­moc. – Osta­tecz­ne upra­wo­moc­nie­nie się pierw­szej kon­sty­tu­cyi związ­ku. – Kwe­stya ter­ry­to­rytm. Roz­strzy­gnię­cie jej i wy­ra­żo­na w niem za­sa­da – List Wa­szyng­to­na zna­le­zio­ny w pa­pie­rach po Ma­di­so­nie – Po­trze­ba jed­no­ści. – Na­uka dla Fran­cyi. Uwa­gi nad jed­no­ścią fran­cuz­ką. Sa­mo­rząd i ze­środ­ko­wa­nie. Gra­ni­ca po­mię­dzy rzą­dem i oby­wa­te­lem. – Wiel­cy lu­dzie w dzie­jach. Bo­ha­te­ro­wie Car­ly­le'a. Wiel­kość mo­ral­na Wa­szyng­to­na.

Prze­cho­dzi­my te­raz do dzie­jów rzą­du re­wo­lu­cyj­ne­go, t… j… do dzie­jów kon­gre­su, od roku 1776 do 1781. W tym kil­ko­let­nim okre­sie uło­żo­no ar­ty­ku­ły kon­fe­de­ra­cyi, któ­re były ak­tem kon­sty­tu­cyi dla Ame­ry­ki od r. 1781 po rok 1787.

Od sa­me­go po­cząt­ku re­wo­lu­cyi ma­rzo­no o po­łą­cze­niu trzy­na­stu osad w je­den zwią­zek. W r. 1775 Fran­klin przed­sta­wił był pro­jekt, na któ­rym osnu­to póź­niej­szy pro­jekt z roku 1781. W r. 1776 wnie­sio­no dru­gi pro­jekt, dość po­dob­ny, do po­przed­nie­go pro­jek­tu Fran­kli­na, i pod­da­no go dys­kus­syi. Że jed­nak roz­pra­wy nad nim to­czy­ły się przy drzwiach za­mknię­tych, nie­wie­le prze­to o ko­le­jach, ja­kie pro­jekt ten prze­był, po­wie­dzieć mo­że­my, cho­ciaż o nie­któ­rych szcze­gó­łach prze­cho­wał się ślad w pa­pie­rach po­zo­sta­łych po Ma­di­so­nie. Od­ra­zu już wy­stą­pi­ła waż­na kwe­stya, któ­rą trze­ba było przed in­ne­mi roz­wią­zać: czy kon­fe­de­ra­cya, czy też unia, ma być za­war­tą? Czy trzy­na­ście osad mia­ły się zlać w jed­ną ca­łość po­li­tycz­ną, czy też każ­da z nich mia­ła uży­wać praw zu­peł­nej udziel­no­ści, ma­jąc wła­sne swo­je, od­ręb­ne od in­nych in­te­re­sa? Jan Adams i Fran­klin utrzy­my­wa­li, i słusz­nie, że na­le­ży z Ame­ry­ki uczy­nić je­den na­ród. Zda­niem ich, róż­ni­ce roz­dzie­la­ją­ce stan je­den od dru­gie­go były tyl­ko sztucz­ne­mi i znik­nę­ły­by po re­wo­lu­cyi, Nie chcie­li oni ni­we­czyć od­ręb­no­ści Sta­nów, nie chcie­li krę­po­wać ich swo­bód we­wnętrz­nych, ale po­nad tą udziel­no­ścią miej­sco­wą sta­wia­li wszech­władz­two kon­gre­su. Kwe­stya nie­wol­nic­twa już wów­czas snadź kieł­ko­wa­ła, oby­wa­te­le bo­wiem Po­łu­dnia gor­li­wiej od miesz­kań­ców in­nych pro­win­cyj bro­ni­li zu­peł­nej swej nie­pod­le­gło­ści; rząd cen­tral­ny wi­docz­nie im do­le­gał.

Za­tar­gi roz­po­czę­ły się pierw­szej za­raz chwi­li, gdy po­sta­wio­no py­ta­nie: w jaki spo­sób będą re­pre­zen­to­wa­ne Sta­ny w kon­gre­sie? Waż­ne to za­gad­nie­nie: czy ilość przed­sta­wi­cie­li za­le­żeć ma od ilo­ści Sta­nów, czy też ma być usta­no­wio­ną względ­nie do ilo­ści miesz­kań­ców? wstrzą­sa­ło umy­sła­mi ca­łe­go spo­łe­czeń­stwa i do ostat­nich cza­sów było przy­czy­ną roz­sz­cze­pie­nia Ame­ry­ki. Przy utwo­rze­niu kon­sty­tu­cyi fe­de­ral­nej wy­wi­kła­no się z trud­no­ści przez ko­ja­rzą­cą kom­bi­na­cyę, któ­ra do Izby re­pre­zen­tan­tów prze­zna­cza licz­bę ich usto­sun­ko­wa­ną do lud­no­ści, gdy tym­cza­sem se­nat wy­twa­rza się z peł­no­moc­ni­ków wy­bra­nych po dwóch z każ­de­go Sta­nu bez wzglę­du na ob­szer­ność ter­ry­to­rium. W ten spo­sób wszech­władz­two ludu ma swych przed­sta­wi­cie­li w izbie lu­do­wej, udziel­ność zaś Sta­nów znaj­du­je tar­czę w or­ga­ni­za­cyi se­na­tu.

Pod­czas owych roz­praw Fran­klin usil­nie na­le­gał, by re­pre­zen­ta­cya w kon­gre­sie ści­słe za­sto­so­wa­ną była do ilo­ści miesz­kań­ców. "Nie ma­cie po­wo­du nie­po­ko­ić się – mó­wił on Sta­nom ma­łym. Błęd­nem jest mnie­ma­nie, ja­ko­by Stan lud­niej­szy lub więk­szy prze­strze­nią po­sia­dał inne in­te­re­sa niż resz­ta na­ro­du. Tego ro­dza­ju unie za­wsze do­bre owo­ce przy­no­si­ły spo­łe­czeń­stwom, któ­re do nich przy­stę­po­wa­ły. Gdy za pa­no­wa­nia kró­lo­wej Anny chcia­no wcie­lić Szko­cyę do An­glii, Szko­ci uskar­ża­li się, iż zni­we­czo­no ich nie­pod­le­głość. "Wie­lo­ryb, wo­ła­li, po­żarł Jo­na­sza. " Sta­ło się ato­li in­a­czej: Jo­nasz po­żarł wie­lo­ry­ba t… j. An­glię; Szko­ci bo­wiem są wszę­dzie, znaj­du­je­cie ich na wszel­kich sta­no­wi­skach; są oni ludź­mi naj­czyn­niej­szy­mi w ca­łej Wiel­kiej Bry­ta­nii. Jo­nasz więc po­żarł wie­lo­ry­ba t… j. An­glię. " – Zką­dże po­cho­dzi owo po­wo­dze­nie Szko­tów, któ­rzy są po­nie­kąd Ga­skoń­czy­ka­mi W. Bry­ta­nii? Pe­wien Szkot tak ten ob­jaw wy­tłó­ma­czył jed­nej da­mie an­giel­skiej: "Po­cho­dzi to ztąd – rzekł – iż pil­nie strze­że­my na­szych gra­nic, aby ich nie prze­kra­cza­li lu­dzie ma­łych uzdol­nień." – "Wsze­la­koż prze­myt­nic­two zda­rza się u was nie­kie­dy" od­po­wie­dzia­ła mu An­giel­ka.

Roz­pra­wy, któ­re to­czy­ły się nad pro­jek­tem kon­sty­tu­cyi, od sierp­nia 1776 r., ujaw­nia­ły kon­gre­so­wi roz­ter­ki we­wnętrz­ne: żeby więc nie pa­so­wać się z trud­no­ścia­mi, może nie­prze­zwy­cię­żo­ne­mu po­sta­no­wio­no od­ro­czyć spi­sa­nie osta­tecz­ne ar­ty­ku­łów kon­fe­de­ra­cyi. Kwe­stya na ja­kiś czas była uśpio­ną,. Sta­now­cze uchwa­ły za­pa­dły do­pie­ro w roku 1777, i za­le­d­wie w li­sto­pa­dzie 1778 r. spi­sa­no osta­tecz­nie pa­ra­gra­fy kon­sty­tu­cyi (*). Je­de­na­ście Sta­nów przy­ję­ły je bez roz­praw; dwa zaś, Ma­ry­land i De­la­wa­re, od­rzu­ci­ły je, i trze­ba było cze­kać aż do roku 1781 na osta­tecz­ne usank­cy­ono­wa­nie usta­wy kon­sty­tu­cyj­nej. Usta­wa ta jest zresz­tą bar­dzo krót­ka. Wi­dać z niej do­sko­na­le, że za­wią­za­no kon­fe­de­ra­cye z ro­dza­ju tych… ja­kie świat już oglą­dał: cho­dzi tam tyl­ko o przy­mie­rze w ce­lach wo­jen­nych o przed­sta­wien­nie­two dy­plo­ma­tycz­ne na­zew­nątrz; o rzą­dzie we­wnętrz­nym wca­le jesz­cze mowy nie­ma.

Pierw­szy (**) ar­ty­kuł usta­wy orze­ka, że chcia­no utwo­rzyć ligę przy­jaź­ni dla za­bez­pie­cze­nia Ame­ry­ki od wszel­kie­go za­ma­chu na nie­pod­le­głość, wia­rę, han­del Sta­nów. Osa­dy skon­fe­de­ro­wa­ne przy­bie­ra­ją na­zwę Sta­nów Zjed­no­czo­nych Ame­ry­ki. Ale już w dru­gim pa­ra­gra­fie po­wie­dzia­no, iż każ­dy stan za­cho­wu­je swą udziel­ność, wol­ność, nie­pod­le­głość; i wszel­ka wła­dza, pra­wo, ju­ryz­dyk­cya, któ­re­by wy­raź­nie od­da­ne nie były zgro­ma­dze­niu fe­de­ral­ne­mu, tem­sa­mem już uwa­ża­ją się za po­zo­sta­wio­ne przy Sta­nach.

Wła­dza przed­sta­wi­cie­li była ra­czej po­zor­ną niż rze­czy­wi­stą. Kon­fe­de­ra­cya – we­dług słów Wa­szyng­to­na – była cie­niem bez cia­ła a kon­gres – zgro­ma­dze­niem dla próż­nej pa­ra­dy; jego uchwa­ły żad­nej nie mia­ły do­nio­sło­ści: wca­le ich nie słu­cha­no (***).

Do Kon­gre­su – na­le­ża­ło wy­po­wia­da­nie woj­ny, ale ze współ­udzia­łem (naj­mniej) dzie­wię­ciu Sta­nów. Po wy­po­wie­dze­niu rze­czą kon­gre­su było po­sta­no­wić wzglę­dem licz­by woj­ska, ma­ją­ce­go się po­wo­łać pod broń; ale gdy cho­dzi­ło o wy­ko­na­nie po­bo­ru, wła­dza kon­gre­su usta­wa­ła: odwo--

*) Data błęd­na. Kon­gres spi­sał osta­tecz­nie kon­sty­tu­cyę w pa­ra­gra­fy d. 15 li­sto­pad­da 1777 roku. W dniu 22 czerw­ca 1778 roku, roz­pa­trzył za­rzu­ty Sta­nów; w d. 9 lip­ca te­goż roku pod­pi­sa­ło kon­sty­tu­cyę 8 Sta­nów; w cią­gu te­goż roku 3 inne; De­la­wa­re w r. 1779, a Ma­ry­land do­pie­ro d. 1 mar­ca 1781 r. Jest to data praw­na tej kon­sty­tu­cyi, któ­ra po­prze­dzi­ła Wa­szyng­to­now­ską.

**) Wła­ści­wie ar­ty­kuł III. W pierw­szym po­wie­dzia­no tyl­ko, ze zwią­zek nosi na­zwę Sta­nów Zjed­noc­to­nych Ame­ry­ki.

***) Sto­ry: Con­sti­ta­tion § 246. (P. A.)

ły­wał się on do każ­de­go Sta­nu zo­sob­na, pro­sił o do­sta­re­ze­nie kon­tyn­gen­su, wzy­wał do two­rze­nia puł­ków, do za­opa­trze­nia ich w żołd, do wy­sła­nia na wi­dow­nię woj­ny. Wy­ni­kiem tego wszyst­kie­go było gó­ro­wa­nie in­te­re­su pry­wat­ne­go po­je­dyn­czych Sta­nów nad in­te­re­sem ogól­nym; tak więc pod­czas naj­ścia Wir­gi­nii przez Ar­nol­da Pół­noc­na Ka­ro­li­na nie wy­stę­po­wa­ła ze swą mi­li­cyą: trzy­ma­ła się snadź za­sa­dy, że pra­wi­dło­we mi­ło­sier­dzie na­le­ży oka­zy­wać, po­czy­na­jąc od sie­bie sa­me­go. Dzia­ło się wów­czas w dzie­dzi­nie ame­ry­kań­skiej woj­sko­wo­ści coś po­dob­ne­go do tego, co wi­dzie­li­śmy wie­le­kroć w sto­sun­kach eko­no­micz­nych Fran­cyi. Sko­ro tyl­ko da­wał się uczuć brak zbo­ża, miesz­kań­cy rzu­ca­li się, by prze­szko­dzić jego wy­wo­zo­wi: głód po­wszech­ny był wynf­kiem prze­zor­no­ści jed­nost­ko­wej. W ten­że sam spo­sób kon­fe­de­ra­cya sta­wa­ła wie­le­kroć w nie­bez­pie­czeń­stwie z po­wo­du przed­się­bra­nych środ­ków ostroż­no­ści przez po­je­dyn­cze Sta­ny.

Po­dob­ne nie­do­łęz­two ob­ja­wia­ło się i w kwe­styi fi­nan­sów: kon­gres po­sia­dał wpraw­dzie pra­wo bi­cia mo­ne­ty, lecz nie miał ani jed­ne­go do­la­ra do swe­go roz­po­rzą­dze­nia. Emis­sya bank­no­tów rów­nież była w za­kre­sie jego atry­bu­cyi; ale po usku­tecz­nie­niu emis­syi, spła­ta nie mo­gła być już prze­zeń do­ko­na­ną; Sta­ny zaś nie­zbyt się o spła­tę trosz­czy­ły, – i w ten spo­sób zmie­rza­no do ban­kruc­twa. Kon­gres był umo­co­wa­nym do za­cią­gnię­cia po­życz­ki w Ho­lan­dyi i we Fran­cyi; za­cią­gnął ją też i z wiel­ką na­wet ko­rzy­ścią dla Ame­ry­ki, lecz wca­le nie miał pra­wa pod­nieść z kas­sy bo­daj do­la­ra, dla opła­ce­nia czy­to ka­pi­ta­łu czy pro­wi­zyi. Przy po­dob­nym sys­te­ma­cie nie­po­dob­na było zy­skać trwa­łe­go kre­dy­tu.

Wła­dza kon­gre­su nie była bar­dziej rze­czy­wi­stą i na­zew­nątrz. Za­wie­rał wpraw­dzie kon­gres trak­ta­ty i od­by­wał ro­ko­wa­nia z Fran­cyą i Ho­lan­dyą; ale w chwi­li, w któ­rej­by cho­ciaż je­den Stan kon­fe­de­ra­cyi nie chciał wy­peł­nić zo­bo­wią­zań mię­dzy­na­ro­do­wych, bra­kło ca­łe­mu kon­gre­so­wi środ­ków do prze­ła­ma­nia opo­ru. Sta­ny przy­tem za­cho­wy­wa­ły przy so­bie pra­wo po­bo­ru ceł i za­pro­wa­dza­ły ta­ry­fy we­wnątrz kra­ju: anar­chia była zu­peł­ną.

Na ra­zie nie spo­strze­żo­no nie­bez­pie­czeń­stwa. W pierw­szych dniach każ­dej re­wo­lu­cyi pa­nu­je zwy­kle po­wszech­ny en­tu­zy­azm, któ­ry przej­mu­je umy­sły mnie­ma­niem, ja­ko­by pra­wa były nie­po­trzeb­ne. Ale w spra­wach ludz­kich nad­cho­dzi za­wsze chwi­la, w któ­rej pierw­szy za­pał sty­gnie, a rząd i ad­mi­ni­stra­cy­ana­praw­dę dzia­łać za­czy­na­ją, po­trze­bu­jąc do ist­nie­nia swe­go środ­ków i wła­dzy – tych zaś kon­gres zu­peł­nie był po­zba­wio­ny.

Dru­giem na­stęp­stwem tej bez­sil­no­ści było uby­cie wie­lu człon­ków z kon­gre­su. Woj­sko­wi, jak Wa­szyng­ton, po­szli się bić, inni zaś, i to nie naj­mniej wy­bit­ni, zo­sta­li w swych Sta­nach. Uchwa­la­no w każ­dym Sta­nie miej­sco­we kon­sty­tu­cye, or­ga­ni­zo­wa­no rzą­dy; uwa­ża­no wresz­cie, iż przy­jem­niej i po­ży­tecz­niej jest zo­stać rząd­cą swe­go kra­ju, niż de­le­go­wa­nym na kon­gres związ­ko­wy. Tak­to Jef­fer­son sta­je się gu­ber­na­to­rem Wir­gi­nii i prze­kształ­ca całe pra­wo­daw­stwo swej kra­iny. Kon­gres na schył­ku 1777 r. i na po­cząt­ku 1778 stop­niał do licz­by dwu­dzie­stu dwóch człon­ków; wpływ jego zu­peł­nie upadł. Wa­szyng­ton sam je­den wy­obra­żał cały rząd ame­ry­kań­ski: był on na­raz wo­dzem i or­ga­ni­za­to­rem ar­mii, miał w swych ręku całą wła­dzę woj­sko­wą, a z li­stów jego wi­dzie­my, że nie­ustan­nie pro wa­dził ro­ko­wa­nia z trzy­na­stu Sta­na­mi, szu­ka­jąc wszę­dzie po­mo­cy, na któ­rej mu tak bar­dzo zby­wa­ło.

Taki stan rze­czy nie­po­ko­ił praw­dzi­wych mi­ło­śni­ków oj­czy­zny, a zwłasz­cza Alek­san­dra Ha­mil­to­na, z któ­re­go na­zwi­skiem nie­jed­no­krot­nie się jesz­cze spo­tka­my na kar­tach tej książ­ki. Ha­mil­ton, na­le­żał do rzę­du tych po­li­ty­ków, któ­rzy od pierw­szej chwi­li wi­dzą i samo złe i le­kar­stwo na nie.

Po­ję­cia Ha­mil­to­na po­dwój­nie god­ne­mi są uwa­gi; był on, mało po­wie­dzieć przy­ja­cie­lem, był do­radz­cą Wa­szyng­to­na. W hi­sto­ryi świa­ta, nie znaj­du­ję nic bar­dziej wzru­sza­ją­ce­go nad sto­su­nek za­cho­dzą­cy mię­dzy tymi dwo­ma mę­ża­mi. Wa­szyng­ton po­sia­da wiek od­po­wied­ni, sta­no­wi­sko, roz­wa­gę; Ha­mil­ton, Fran­cuz po ką­dzie­li, ma umysł wraż­li­wy i za­pal­ny; bie­rze rze­czy głę­bo­ko, ale mu czę­sto brak po­wa­gi. Obaj przy­ja­cie­le wza­jem­nie się uzu­peł­nia­ją. Pra­wie za­wsze dzie­je się tak, że Ha­mil­ton pierw­szy do­strze­ga coś, coby uczy­nić na­le­ża­ło i pi­sze o tem ge­ne­ra­ło­wi. Wa­szyng­ton zaś, po­sia­da­jąc nie­złom­ny, ale nie­co ocię­ża­ły cha­rak­ter An­gli­ka, za­czy­na od prze­ra­że­nia się tem, co mu mówi Ha­mil­ton; przedew­szyst­kiem ude­rza go trud­ność za­da­nia. Upły­wa pół roku: ge­ne­rał na nowo roz­trzą­sa pro­jekt po­da­ny, i po dłu­gim na­my­śle przyj­mu­je myśl swe­go do­ra­dzey. Wte­dy-to oka­zu­je Wa­szyng­ton całą swą wiel­kość. Dość mu po­znać praw­dę, aby się ob­ja­wić bo­ha­te­rem. Wola jego jest jed­ną z naj­po­tęż­niej­szych, ja­kie świat wi­dział: Wa­szyng­ton na­le­ży do rzę­du tych, któ­rzy, raz co po­sta­no­wiw­szy, nie co­fa­ją się. Po­nie­waż po­sta­no­wie­nie po­wziął doj­rza­le, po dłu­giej, głę­bo­kiej roz­wa­dze, czuł więc, iż wo­bec Boga i wła­sne­go su­mie­nia dzia­łać już tyl­ko po­wi­nien. Nie było nie­bez­pie­czeń­stwa, któ­re­by go z dro­gi zwró­cić zdo­ła­ło. Z tego punk­tu wi­dze­nia ba­da­nie obu tych cha­rak­te­rów przed­sta­wia wiel­kie za­ję­cie dla umy­słu; do­tych­czas zbyt rzad­ko ze­sta­wia­no je ze sobą. Je­den z nich jest my­ślą, dru­gi – du­szą i ra­mie­niem.

W li­ście pi­sa­nym do Je­rze­go Clin­ton, pod datą 13 lu­te­go 1778 r., wi­dzie­my Ha­mil­to­na za­nie­po­ko­jo­ne­go opróż­nie­niem ław Kon­gre­su; uskar­ża się on… na to, iż wszy­scy lu­dzie zdol­ni Izbę opu­ści­li, i kraj znaj­du­je się w dziw­nej po­zy­cyi, ma­jąc pro­wa­dzić ro­ko­wa­nia z Eu­ro­pą

Na­ród się znie­chę­ca – mówi – woj­na nie po­su­wa się na­przód; cu­dzo­zie­miec gubi się w do­cie­ka­niach, gdzie­by od­szu­kać rząd ame­ry­kań­ski, któ­ry we Fran­cyi sku­pia się cały w oso­bie Fran­kli­na; Ame­ry­ka gi­nie od wła­snych nie­zgod (*).

Nie­co póź­niej, przy koń­cu 1778 r., w chwi­li, gdy już uchwa­lo­no ar­ty­ku­ły kon­sty­tu­cyi związ­ko­wej, znaj­du­je­my na­der pięk­ne, jak­by od­zwier­cie­dle­nie tego li­stu w li­ście Wa­szyng­to­na do Ben­ja­ini­na Har­ri­so­na, pre­zy­den­ta Izby w Wir­gi­nii, a ojca ge­ne­ra­ła Har­ri­so­na, tego sa­me­go, któ­ry zo­staw­szy pre­zy­den­tem Sta­nów Zjed­no­czo­nych, w roku 1841, umarł w mie­siąc po ob­ję­ciu swej god­no­ści i za­stą­pio­nym zo­stał przez Jana Ty­le­ra.

Przed­sta­wiam w ni­niej­szym roz­dzia­le uwa­dze czy­tel­ni­ka parę li­stów Wa­szyng­to­na. Wolę je dać w cał­ko­wi­tem brzmie­niu niż w for­mie stresz­cze­nia. Nic pięk­niej­sze­go nad wy­mo­wę Wa­szyng­to­now­ską. Ge­ne­rał nie jest wpraw­dzie pi­sa­rzem z po­wo­ła­nia; tyle jed­nak w jego sło­wach prze­ja­wia się zdro­we­go roz­sąd­ku, pa­try­oty­zmu, cno­ty, że istot­nie, od­czy­ty­wa­nie li­stów jego i odezw ze wszech miar za­le­cać po­trze­ba. Wa­szyng­ton, rów­nie jak i Ha­mil­ton, do­tknię­ty bo­le­śnie roz­ter­ka­mi, któ­re wy­cień­cza­ły kraj… od­wo­łał się do pa­try­oty­zmu oby­wa­te­li; gło­su jego jed­nak, na­nie­sze­zę­śe­ie, nie usłu­cha­no.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: