- W empik go
Historya wymowy w Polsce. Tom 3 - ebook
Historya wymowy w Polsce. Tom 3 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 491 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od połowy XVII wieka do reformy Konarskiego.
I. Stan narodu społeczny i polityczny… 1
II. Oświata naukowa. Język… 5
III. Wymowa (pogląd ogólny)… 18
Rozdział I . Historya wymowy politycznej… 66
Jerzy Ossoliński. Jakób Sobieski. Stefan Pac. Stefan Rokowski. Albrecht Stanisław Radziwiłł. Jan Mikołaj Daniłowicz. Wojciech Wierzbowski. Alexander Trzebiński. Jan Lipski. Andrzej Olszowski. Tomasz Zamojski. Jan Stanisław Sapieha. Kazimierz Lew Sapieha. Paweł Piasecki. Adam z Wyszyny Grodziecki. Kazimierz Iwański. Jan Karol Konopacki. Jan Stanisław Jabłonowski. Adam z Brusiłowa Kisiel. Krzysztof Opaliński. Mikołaj Ostroróg. Jan Wydżga. Andrzej Szołdrski. Franciszek Dubrawski. Bogusław Leszczyński. Mikołaj Prażmowski. Floryan Kazimierz Czartoryski. Jędrzej Trzebicki. Stanisław Bieniewski. Krzysztof Pac. Jan Zamojski. Stanisław Skarszewski. Jakób Szcza – wiński. Paweł Potocki. Andrzej Maxymilian Fredro. Jan Stanisław Zbąski. Antoni Stanisław Szczuka. Stanisław Herakliusz Lubomirski. Michał Radziejowski. Andrzej Łączyński. Krzysztof Grzymułtowski. Jan Krzycki. Pieniążek. Stanisław Jabłonowski. Zaremba. Andrzej Morsztyn. Andrzej Chryzostom Załuski. Krzysztof Zawisza. Józef Sosnowski. Felix Lipski. Stefan Potocki. Antoni Poniński. Piotr. Sokolnieki. Jan Sapieha. Antoni Potocki. Adam Stanisław Grabowski. Jan Alexander Lipski. Jan Tarło… 101
Rozdział II. Historya wymowy religijnej… 223
Jakób Olszewski. Jacek Mijakowski. Kasper Drużbicki. Franciszek Zamościcki. Jerzy Trzebnic. Jakób Najmanowicz. Jakób Ostrowski. Jan Jachnowicz. Jakób Hasiasz. Hieronim Cyrus. Dyonizy Mosiński. Jan Karol Konopacki. Andrzej Hączl Mokrski. Adam Makowski. Jędrzej Grądzki. Konstanty Szyrwid. Wawrzyniec Suslyga. Jacek Liberyusz. Alexander Lorencowic. Alexander a Jesu (Jędrzej Kochanowski). Floryan Kazimierz Czartoryski. Tomasz Młodzianowski. Jan Wydżga. Seweryn Karwat (Wokiciewież). Andrzej Trzebicki. Jan Rywocki. Jan Dominik Kociełkowski. Tomasz Frydrychowicz. Jan Małachowski. Fabian Myślisowski. Jan Kurdwanowski. Adryan Pikarski. Szymon Stanisław
Makowski. Jerzy Albrecht Denhoff. Andrzej Chryzostom Załuski. Franciszek Rychłowski. Cypryan (Schober). Kazimierz Wołodkowicz. Jan Zamojski. Alexander Wolski. Marycz (Karmelita). Stradomski. Jacek Braulis. Paweł Raczyński. Ignacy Kownacki, Wincenty Skniłowski. Szembek (Karmelita). Popławski. Kożuchowski. Floryan Istubowicz. Justus Słowikowski. Chryzostom Gołębiowski. Stanisław Ormiński. Waleryan Gutowski. Walenty Pęski. Bonifacy Trybowież, Floryan Straszyński. Ambroży Glinkiewicz. Mikałaj Suchodolski. Jan Gawłowicz. Jan Alan Bardziński. Franciszek Poniński. Cypryan Sapecki. Antoni Szyrma. Paweł Franciszek Sapieha. Rajmund Mojecki, Antoni Węgrzynowicz. Józef Kleczyński. Jakób Filipowicz. Stefan Poniński. Marcelli Dziewulski. Jerzy Dębski. Krzysztof Szembek. Henryk Russyan. Dominik Antoni Wrzeszcz, Maryan Kwiatkowski. Kazimierz Wieruszewski. Jan Zrzelski. Urban Moczydłowski. Wojciech Alojzy Zabielski. Ignacy Kanty Herka. Klemens Stanisław Herka. Samuel Wysocki… 232
Rozdział III . Historya wymowy sądowej… 328
Rozdział IV. Wymowa przygodna
1) Panegiryki świeckie i kościelne… 340
2) Przemowy pogrzebowe… 345
3) Mowy świeckie obrzędowe… 360
4) Odezwy rycerskie… 378
5) Mowy naukowe, akademickie… 381
Rozdział V . Szkoła wymowy. Krasomowstwo… 383
Jan Kwiatkiewicz. Bartłomiej Duczymiński. Cielecki. Cypryan Soarius (Soarez). Stanisław Papczyński. Michał Radau. Michał Kraus. Andrzej Tember-ski. Faustyn Grodzieki. Adam Malczewski. Kazimierz Jan Wojsznarowicz. Jan Pisarski. Jan Ostrowski Danejkowiez, Samuel a S. Floriano (Wysocki)… 384
Mówcy Tylicyańscy.
Jan Broscius. Bartłomiej Duczymiński. Jakób Vitellius. Jakób Piotrowicki. Jan Rachtamowicz Cynerski. Stanisław Jurkowski. Mikołaj Sulikowski. Andrzej Lipnicki. Jan Racki. Marcin Ośliński. Andrzej Sleczkowski… 400
Szkoła kaznodziejska.
Mac. Warszawczyk (Varsoviensis). Piotr z Poznania (Posnaniensis). Zygmunt Lauxmin. Kazimierz Wijuk Kojałowicz. Wojciech Tylkowski. Franciszek Anioł Ostroróg. Stanisław Dąbrowski… 404PRZEDMOWA.
W obecnym Tomie III wyłuszczone są dzieje wymowy polskiej od schyłku czasów Zygmuntowskich aż do połowy XVIII wieku. Jestto epoka w piśmiennictwie naszem najmniej dotąd zbadana i oceniona. Większa część imion, które tu czytelnik natrafi, wchodzi po raz pierwszy do literatury: a chociaż poczet ten mógłby być nierównie liczniejszy, nie szło tu przecież o zasoby dla życiopisma i bibliografii, ale raczej wskazanie i uwydatnienie znamion cechujących ten okres piśmiennictwa. Obok mowców odznaczających się prawdziwą wartością, występują dziejowo i pośledniejsi w zawodzie, którzy przemawiając w duchu i smaku swego wieku, znacznej u spółczesnych używali wziętości, a ztąd służyć mogą za wyobrazicieli epoki. Nie same wreszcie wady języka i stylu są panującem ich znamieniem: literatura tego wieku miała swoje właściwe piętno i uwagi godną oryginalność, dla której ważny i nader ciekawy stanowi ustęp w historyi.
Zamknie dzieło niniejsze Tom IV. ostatecznym poglądem na dzieje wymowy w epoce jej odrodzenia, które bez zbytniego zwiększenia tej części pomieszczone tu być nie mogły.I. STAN NARODU SPOŁECZNY I POLITYCZNY.
Z schyłkiem panowania Zygmunta Wazy ściemniała gwiazda pomyślności Polski. Naród przeistoczył się moralnie i politycznie. Duch słabiejący spowodował odmianę zasad i wyobrażeń, a z nią spór burzliwy niezgodnych i trawiących się wzajemnie żywiołów, którego skutkiem było skażenie Rzeczypospolitej, poniżenie tronu, a w końcu otrętwienie i zupełna bezwładność.
Okres ten przedstawia upadek szlacheckiego gminowładztwa pod górującą przewagą możnych – wpływ cudzoziemski nurtujący we wszystkich kierunkach, z obrazą narodowych pojęć i wyobrażeń – burze i zawiści uciśnionych odszczepieńców kościoła – współzawodnictwo widoków osobistych, stronnictw, zasad i namiętności.
Od pamiętnej porażki rokoszan, duch narodowy drażniony obcemi ideami i uderzającą z góry napaścią na przywileje i swobody szlachecke, zdobywał się na zaradcze, często gwałtowne i nieodpowiednie środki, ku utrzymaniu starych, długim przeciągiem wieków uświęconych zasad. Groźny swojem knowaniem żywioł monarchiczny zbudził naprzód podejrzliwość i niechęci, które zgubny położywszy przedział między narodem a panującym, krzyżowały obustronne działania,. niepokojąc, niwecząc i utrudniając obrady. Czynnie popierana zasada prawowierności, po udaremnieniu przymierza z różnowiercami, uzbroiła się wyższością przywilejów i podniosła prześladowanie, które jątrzyło w łonie bratniem niechęci, rwało jedność celów i zgodę, i z odrzuceńców społecznego ciała mnożyło liczbę nieprzyjacioł ojczyzny. W miarę słabiejącej demokracyi szlachty wzrastała wielowładza możnych, którzy garnąc do siebie tłumy zwolennicze braci młodszej, za ich pomocą posięgli do steru polityki krajowej, trząsali obradami, a w wzajemnem współubieganiu się i rozterce podsiadali dumnoradcze trybu – ny, przed któremi milczał zwierzchni urząd i prawa. Z drugiej strony, opór i przeciwdziałanie słabszych wybiegać się musiały do zdradzieckich zamachów i nadużyć, obierając w miejscu lekarstwa truciznę, i zaostrzając spólne ciosy na zgubę Rzeczypospolitej. Nastały w rozerwanym narodzie zmowy buntownicze, związki wojsk i konfederacye, a głos zbawiennej rady na sejmach tłumiło anarchiczne veto. Naród zaślepiony mniemał się bezpiecznym pod tą tarczą wolności, nie bacząc, że ilu szlachty, tyla miał w łonie swojem despotów, gdy każdy jako poseł mógł samowolnie zamykać usta obradom, znosić uchwały narodu, i opierać się stanowczo jego działaniom i woli.
W takiem zawikłaniu stosunkow społecznych kaził się charakter narodowy, zaciemniało światło, psowały obyczaje. Nierząd publiczny ukazał się w życiu domowem. Owe starodawne, przyrodzone prawie cnoty, które utrzymywały tak długo byt polityczny i dźwigały narodową budowę, wyrodziły się stopniowo w narodowe wady. Rycerstwo przeszło w butność junacką, przywiązanie do swobód w niekarność i swawolę, pobożność w szał fanatyczny, wspaniałość w marnotrawny przepych, szczerota i jawność charakteru w nieoględną rubaszność tak w słowie jak i w czynie. Każdy, według wyrażenia Reja, czuł się pochopnym do rady i do zwady, do rządu i do prawa
Jerzy Ossoliński, kanclerz koronny, w jednej z mów swoich na sejmie wyraził: "Pomieszała od niedawnego czasu tak piękną corporis tej… zacnej Rzeczypospolitej formę przeklęta między stanami diffidencya. Już baczymy na oko, że na ten czas nie sąśmy więcej consultores, ale przy propozycyi prości declamatores, dworskim podobni kaznodziejom, od których koncepty subtelne i sarkazmy requiruntur, nauka i rada zbawienna contemnitur. Przy konkluzyi zaś bardziej na negotiatores poszliśmy, niż na senatores, po tej w późną noc cursitando giełdzie. Tu jeden przedaje swoję nieuważną ku prywacie tylko zwróconą kontradykcyą, tu drugi fałszywe kontradycentów hamowanie, trzeci zaś posłusznych potężną klientów fakcyą ostentat i nią straszy. O! święte niegdy dusze Oleśnickich, Tęczyńskich, Zamojskich, na których jeden głos nie tylko c i rcumstans nobilitas, ale i senatus frequens assurgebat, protestując się, że co jeden mówi, to wszyscy jego ustami mówią, jakośmy teraz daleko od waszej świątobliwej i staropolskiej cnoty!" Cóżkolwiek bądź, stała Polska nierządem – tkwił jeszcze długo w charakterze narodu pierwiastek moralny, który mu dawał rękojmię bytu i zachowawczą siłę, wśród uderzających zewsząd przeciwności. Miał on dosyć siły i energii do utrzymania dziedzicznych swoich instytucyj, dosyć żywiołu moralnego do wybujania ponad własne słabości i zaświecenia pięknemi czyny, wśród pozornego zarnom i zobojętnienia na dobro powszechne i losy. Tlała w duszy szlacheckiej na – miętna miłość swobód, żądza sławy, uczucie praw osobistych, podniesione aż do zapędnych uroszczeń dumy i próżności. W wojnach z pogańskiem toczonych barbarzyństwem naród przejął się był zapałem religijnym – odżył w nim duch rycerski dawnego chrześciaństwa. Ztąd wiek XVII wydał bohaterów nadzwyczajnych, okazał bujne, na podziw czynne i ruchliwe życie. Historya z roskoszą ukazuje nam kilka rysów wysokiej cnoty, rozumu, bohaterstwa, rzucających świetny ale już ostatni blask na dzieje Rzeczypospolitej. Upadek jej poczyna się dopiero za Sasów, gdy stanowcze w swych skutkach błędy polityczne, pogwałcenie swobód, umniejszenie i opustoszenie kraju, w obec nieczynnego zwątpienia i zepsucia obyczajów w narodzie, wyjawiły jego bezwładność,II. OŚWIATA NAUKOWA. JĘZYK.
Po świetnych czasach Zygmuntowskich niwa umysłowa znacznie pomierzchła. Stan społeczeństwa nie mógł sprzyjać postępowi światła. Wśród politycznego bezładu, rozerwania jedności, wtargnienia obcych pojęć i wyobrażeń, nauki utraciwszy swój cel moralny nikczemniały stopniami i nakoniec upadły.
Wszystka siła żywotna narodu zwrócona była na sejmy, dwory i palestrę, kędy rozwijała się wprawdzie niepoślednia czynność i energia; ale chociaż w tyra zgiełku burzliwej i hałaśliwej publiki powstawało wielu mężów znakomitych, światłych prawoznawców, polityków i mowców, głos ich tłumiły niezgody publiczne, stronnictwa i pieniactwo.
Ukształcenie praktyczne, obywatelskie, przestało być rzeczą, wychowania publicznego. Młodzież szkolna, naukami czczemi obałamucona, wychodziła na świat bez gruntownego usposobienia, i dopiero na dworach pańskich, w izbach urzędowych i sądowej palestrze dowiadywała się o Rzeczypospolitej. Część jej wybiegając dawnyni zwyczajem za granicę, przywoziła z sobą obce wyobrażenia, zepsucie obyczajów i głupotę (1)
Do upadku nauk głównie przyłożyły się dwie przyczyny: bezrząd i naśladowanie. Nieład w życiu społecznem spowodował takiż sam nieład w życiu umysłowem – naśladowa ie złego przykładu sprowadziło obcą zarazę i zepsucie.
Dopóki naród zachowywał jakąkolwiek postać rządności, nauki i wychowanie szły odpowiednim torem, rządnie, rozumowo i zasadnie. Lecz gdy z zwichnieniem wewnętrznego ładu i porządku, a razem zepsuciem obyczajów, brakło im tej moralnej podstawy, wszystkie wady panujące w ży- – (1) "Les études etaient negligées, et l'éducation publique, qu'on surveillait a peine, n'avait plas assez d'énergie pour mettre un frein a la licence des moeurs, licence, que favorisaient encore des guerres fréquentes et quelquefois désastreuses, quoique souvent terminées a la gloire de l'Etat et du héros qui les gouvernait." (Murray: de l'état des études en Pologne p. 41.)
ciu społecznem, zbytek, niekarności cudzoziemczyzna, wtargnęły do piśmiennictwa. Znane z owych czasów przysłowie: Wolno w Polsce jak kto chce, stało się równie godłem i zasadą piszących. Literatura ówczesna przedstawia najwierniej wzór swój, społeczeństwo: takim bowiem odznacza się nieładem, brakiem ciągłej myśli, pstrocizną, napuszystością, tak wreszcie oddana jest próżnym sporom i wielomowstwu z dwornemi pochlebstwy, jak naród sam w życiu rzeczywistem. Wychodząca ze szkół metoda dyalektyczna i jątrzona ustawnie zawiść ku różnowiercom, zaszczepiały w pismach polemikę zgubną dla nauk i dobrego smaku. Wygórowane w narodzie pojęcia o szlachectwie i duma możnowładców, podsycając ducha panegiryzmu, kaziły pióra pochlebcze i wiodły tą drogą styl do przesady. Są to dwie panujące barwy piśmiennictwa owej epoki.
Nie u nas wszakże miały źródło, ani naszej wyłącznie literaturze właściwemi były ówczesne przywary złego smaku. Upowszechnili je pisarze Włoch, Francyi, Hiszpanii, Niemiec, Anglii i Belgii. Wiek XVII, który w drugiej połowie swojej podniósł tak zaszczytnie literaturę francuzką, był przeciwnie epoką upadku jej u Włochów. Szkoła włoska, począwszy od większej nieco żywości w pisaniu, wybujała stopniami w najniedorzeczniejszą, przysadę. Wpłynął przeważnie na tę zmianę w piśmiennictwie jeden dowcipny ale zdrożny pisarz, Marini, który zaprą – gnąwszy stać się nowym i oryginalnym, i odstąpiwszy wzorów klassycznych starożytnej szkoły, zaraził spółczesnych swoim sposobem pisania (zwanym od jego imienia Marinizmem). Polegała ta mniemana twórczość i nowość na użyciu śmiałem najprzesadniejszych metafor, igraniu z dowcipem, nadziewaniu mowy apostrofami i prozopopejami, zasięganiu porównań ze wszystkich dziedzin umiejętności, a zwłaszcza mitologii, fizyki, historyi naturalnej i astronomii. Smak ten wylęgły we Włoszech pozyskał i w innych krajach naśladowców, a wkrótce dostał się i do Polski, gdzie do tego rodzaju wybredności umysły najwięcej były usposobione. Owa panująca idea szlacheckiej rodowości, przewaga możnowładców, a ztąd dworszczyzna występująca we wszystkich formach życia i obyczaju, szukały odpowiedniego słowa w krasornowstwie, szumnej i wysadnej deklamacyi. Z dawna przytem Polacy nawykli byli uważać Włochy za siedlisko oświaty i naukowego poloni – cokolwiek z Włoch a zwłaszcza z Rzymu wychodziło, miało cechę tradycyjnej powagi – ztąd i przywary tamecznych pisarzy snadno się u nas rozgościły. Mylnie przeto twierdzą niektórzy, że takiego zepsucia, jakie w piśmienictwie naszem przedstawia wiek XVII, nie było w żadnym narodzie i żadnym wieku – historya literatury inaczej o tem przekonywa.
Jezuici z potłumieniem reformy skończyli już byli swoję missyą – odtąd usiłowania ich inną przybrały dążność. Nauki nie za cel wyłączny ale za środek do swych obierając widoków, porzucili dawną drogę gruntownej i właściwej narodowi oświaty. Opanowawszy ster i kierunek wychowania w Polsce, wprowadzili do szkół scholastykę średniowieczną, mechanizm rozumowy, nauki… czcze a mozolne, dysputy i pedantyzm. W ten sposób kładli główną tamę postępowi światła. Obok jezuickich wszystkie inne zakłady naukowe, jak świeckie tak duchowne, upadły. Akademia krakowska w długich z Jezuitami sporach unikczemniona, podzieliła w końcu ich zdrożną nauczania metodę. Marnowano w szkołach czas i zdolności na łacinie – z retoryki nauczano mowczej przysady, a z filozofii wykrętnego udawania fałszu za prawdę. Język ojczysty, w powszechnem zaniedbaniu i pogardzie, napełnił się łaciną i innemi makaronizmami – styl zbliżył się do potworności – szkolna erudycya i czcza wybujałość zajęła wszystkie pióra. Nie można tych wad wyłącznie przypisywać Jezuitom, ale to pewna, że pedantyczną nauczania metodą, pochlebianiem nałogom politycznym, dworactwem i dogadzaniem psującemu się smakowi, przy zupełnem zaniedbaniu mowy krajowej, do ich upowszechnienia głównie się przyczynili – zkąd wiek ten przewagi jezuickiej w Polsce słusznie epoką Jezuitów nazwanym być moie.
Nie samo atoli zepsucie smaku, wady języka i stylu stanowią, charakter literatury owej epoki. Miała ona swoje piętno właściwe i uwagi godną oryginalność, która dla myślącego badacza płody ówczesnych pisarzy nadzwyczaj czyni ciekawemi. Wiek XVII przyrównywano u nas do wieży babilońskiej, gdzie za winę ślepoty i nierządu Bóg pomieszał ludziom języki. Głębiej wszelako w rzecz wejrzawszy, niepodobna zaprzeczyć, że wiek ten przechowywał w sobie żywioły, które nie dozwalają uważać go za przerwę wyłączną w umysłowym postępie, step nieużyty, martwy i bezpłodny. Zapał religijny i polityczny, tak żywo odbijający w pisarzach tej epoki – swoboda w użyciu dowolnej formy, okazująca poczucie się na własnych siłach – zdumiewająca obfitość i fantazya, przerosłe w nadmiar i wybujanie – okazują, że miały pod sobą grunt żywotny i płodny, któremu zbywało jedynie na rządnem użyciu i obrobieniu. Pod wielu względami wiek ten zdaje się przedstawiać charakter i fizyonomią wieków średnich: czem bowiem dla europejskiej litera- – tury i cywilizacyi były czasy średnie, tem dla naszego piśmiennictwa XVII stulecie. Tenże sam chaotyczny zamęt i niespojność pierwiastków, taż sama żywiołów moralnych fermentacya, podobne bóle i walki przesilenia, podobna wreszcie twórczość i bujanie władz umysłowych, jakiemi odznaczyły się wieki średnie, znamionują dzieje piśmiennictwa tej epoki. Któż nie dostrzeże, jak pisarze nasi tego okresu, unosząc mimowolnie tradycye upłynionej przeszłości, usiłowali jakby przerobić w sobie pierwiastki wyrodzonej natury, i wydobyć z nich siły do nowego życia? Tą tradycyą dla literatury był odziedziczony z poprzedniego stulecia smak i formy klassyczne, erudycya i baśnie mitologii, które wiek XVII samem nadużyciem i zbliżeniem do potworności zdawał się wskazywać nad odrzucenie. Trzeba bowiem było wyczerpnął to złe aż do dna, dojść do kresu ostatecznego zepsucia, aby z przesytu i sprawionej samym nadmiarem odrazy wyprowadzić siłę odwrotną, przetwarzającą, którą geniusze tego wieku proroczą dążnością swoją przysposobiały. Taką kolej przechodziła literatura polska XVII stulecia, zrzucająca z siebie bezkarnie więzy przymusu i uczonej nałogowości. Wewnętrznem parta poczuciem, bujała samopas, bez steru i przewodnictwa, bez żadnej zachowawczej miary i modły. Nie mogąc pomieścić się w ciasnych, niewolniczych formach klassyczności, łamała mimowolnie te pęta, samem na użyciem swobody, rozstrojeni, wysileniem. Nie była to więc epoka wprowadzania nowych zasad, ale raczej burzenia – i szła właściwą sobie drogą przeczącą. Jakoż w stylu i całej literaturze ówczesnej wydaje się to ciągłe bojowanie. Z podobną bezwzględnością pisarze nasi wyzwalali się z pojęć dawnej szkoły, jaką objawiał naród w życiu społecznem, igrając bezkarnie z swoją wolnością polityczną. Dlatego brzmią tak niesfornie ich dźwięki, rażąc ucho swym niedoborem, dziką i potworną wrzawą. Próżno szukałbyś tam zgody, loicznego porządku i układu – wszędy myśli bujające nad miarę, wszędy zbierana drużyna różnorodnych i nie znoszących się z sobą przedmiotów. Nie byłto jałowy bezsmak, ale raczej wymyślność smaku – nie brak, lecz marnotrawstwo sił i życia. Nie zbywało twórczości, ale rządu i miary – było podostatkiem treści, brakowało formy i harmonii. Można o charakterze tego wieku powiedzieć, co Rej (w swoim Żywocie) wyraził o młodzieńcu: że postawa jego i sprawy są jak piwo lub wino, które kiedy trybuje, wszystko z siebie na wierzch wyrzuca. Mogły z czarem ustać się i wytrawić te męty – mogła literatura w ten sposób wyjść z nieładu, w jaki wydźwignął się sam naród politycznie w przedzgonnej dziejów chwili. Pod grubą warstwa łaciny i obcych naleciałości, leżał w pogotowiu język XVI wieku, czysty, karny, urobiony, który dość otrząsnąć było z trawiącej go zewnętrznie pleśni, aby posłużył za narzędzie sposobne do najpiękniejszych i godnych geniuszu utworów. Gdyby literatura na tej drodze dalej była postępowała, miasto szukania wzoru u obcych i poddania się nowym więzom francuzkiego klassycyzmu, rychlej i pewniej zdążyłaby była do stanowczej mety odrodzenia.
Na zaletę pisarzy tego okresu wyznać należy, że własnem kierując się poczuciem, i pisząc pod wpływem geniuszu swego czasu, odsłonili pierwsi ową romantyczną stronę literatury, tak zgodną z wyobrażeniami i uczuciami nowoczesnych. Byli oni powołani do wypowiedzenia w właściwym smaku i języku idei swojej epoki. Pod względem ducha narodowego i swojskości wyrażeń są rzeczy wiście mistrzami swego czasu. Mimo smak dziwaczny i zdrożny, nigdy piśmiennictwo nasze nie było wierniejszem społeczeństwa i wieku swego wyobrażeniem – nigdy żywioł narodowy tak w niem silnie i miejscowo się nie rozwijał. Cokolwiek w społeczeństwie było żywotnem, to znajdowało miejsce właściwe, wyrażało się i odbijało w literaturze. Wszędy pojęcia i wyobrażenia panujące w narodzie i tkwiące w charakterze społecznym, służą za wzór i modłę pojmowania, myślenia, opowiadania. Wszędy rzeczpospolita polska z swoją szlachtą, jej obyczajami, zasadami i językiem zwyczajnym, występuje do dzieła. Obce nawet rzeczy, mimo różnice czasu, miejsca i charakteru, odziewają się w postać i barwę miejscową. Pisarz nie krępowany żadnemi względami powagi, przyzwoitości i smaku, rozbijał wszechstronnie tę umysłową swobodę, i oddawał wszystko w ten sposób, jak naród cały po swojemu czuł, myślał i wyrażał. Widzisz tam nieforemność postawy, jawność i szorstkość charakteru, zdrożny i rozwiązły dowcip – lecz obok tych wad, zazwyczaj wielką siłę liryczną, męzkie i prawdziwie narodowe rzeczy ujęcie, a nawet szczerotę i niewinność. Posługuje w tej mierze język całemu narodowi właściwy, powszedni, towarzyski, pełen swobody i łatwości, acz nie strzegący stałych i koniecznych zasad, praw zewnętrznej budowy, czystości i harmonii. Żadne tam słowo nie było wydziedziczone – żadna hierarchia językowa nie oddzielała wyrazów gminnych, potocznych i rubasznych, od wyrazów szlachetniejszej mowy, uczonego i książkowego stylu. Wszystkie narodowe kształty mówienia, przysłowia, porównania, z żyjącego słownika wzięte, weszły do stylu ówczesnych pisarzy, i jak w epoce Reja, używały pospołu praw równości i obywatelstwa. W poezyi, wymowie, dziejopiśmie, i wszystkich zgoła rodzajach literatury, jeden widzimy język, jedyn styl – jednę wewnętrzną cechę: narodowość i popularność. Dosyć porównać pamiętniki Paska z rapsodyami Wojny Choeimskiej, fraszki tłumacza Argenidy z kazaniami X. Bieliekiego, i t… p.
Taki stan rzeczy objawiał się do końca prawie XVII wieku. Czyli to wreszcie przypiszemy klęskom długoletnich wojen religijnych w Niemczech, czy doznawanej od różnowierców opiece rządu polskiego, czy skłonności wrodzonej Polakom ku obcym przybyszom, to pewna, że w tej epoce, a zwłaszcza za panowania Władysława IV, kraj zaludnił się napływem cudzoziemców i napoił żywiołami obczyzny, która ze wszystkich stron godziła na osłabienie narodowości, wnosząc swój zaród równie do życia społecznego jak i piśmiennictwa.
Od sejmu niemego, przez cały już przeciąg panowania Sasów, Polska skołatana klęskami i nachylona do zguby spoczywała snem letargicznym, w nieczynności, w niemocy. Gmin szlachty patrzał z otrętwieniem na ujmę godności na – rodowej, upadek swobód politycznych i obce wpływy. Oświecenie wraz z literaturą do szczętu wygasło. Wśród ciemnoty powszechnej mnożyły się zdrożne przesądy. W całej Europie mniemano wtedy o Polsce, że wróciła do tego stanu dzieciństwa, w jakim były niegdyś ludy barbarzyńskie wieków średnich.
II. W wieku XVI, okresie rozwiniętego wszechstronnie światła, język ojczysty doszedł był pory najwyższej swojej dojrzałości i uprawy. Naród wyrobił w nim organ najstosowniejszy do wyrażania swoich myśli, pomnożywszy znacznie jego bogactwo, i z zewnętrzną ogładą nadawszy mu poprawność grammatyczną, czystość i właściwość. Połączyło się ku temu wiele przyjaznych okoliczności; które gdy z początkiem XVII stulecia wpływać przestały na jego ukształcenie, epoka ta stopniowo przekwitać zaczęła, i dała popęd z dawna w nim tkwiącym zarodom zepsucia. Jak skwapliwie pierwsi reformatorowie jęli się byli mowy krajowej, i upowszechnili przezeń pisma dyssydenckie, przysposabiając naród do reformy; tak od roku 1622 cenzura wstrzymywała gorliwie ich krążenie, ściślejsza co do dzieł wychodzących po polsku, przez które snadniej wciskać się mogły mniemania innowierców. Sami niemniej dyssydenci, widząc bezskuteczność swojej broni, wymierzonej z początku na lud stale do wiary ojców przywiązany, przenieśli walkę w wyższe sfery społeczeństwa, i tym celem wrócili znowu do łaciny. A tak język krajowy, wypychany od uczeńszych z piśmiennego użycia, po szkołach zaniedbany, i z ubytkiem światła coraz bardziej lekceważony, nie doznając znikąd skutecznego poparcia, kazić się począł i zwykłą, koleją nachylać ku upadkowi. Literatura polska była całkiem prawie Jezuitom obcą: uczyli oni samej wyłącznie łaciny, którą ich szkoły upowszechniły bez miary. Zbyteczne uniesienie się kumowie łacińskiej podawało w pogardę polską. Z dawna, bo już w epoce XVI wieku, uważano szkodliwy wpływ łaciny na polszczyznę. W czasach ścierania się i równoważenia tych dwóch języków nastał był zdrożny zwyczaj mieszania wyrazów łacińskich z polskiemi. Już Górnicki przyganiał niektórym pisarzom tę przywarę cudzoziemczyzny. Jak się rzuciły, mianowicie od czasów Stefana Batorego, łacińskie makaronizmy, tak nie było im potem miary. Z cieniów klasztornych i przybytków sądowych wada ta wciskała się na dwory, i do pałaców królewskich, i w mury prawodawczej świątyni. Pod karą uchodzenia za ostatniego nieuka, trzeba było klecić niesforną mieszaninę barbarzyńskiej z łaciną polszczyzny, i kazić nią zarówno oba języki. Tak w Rzymie za panowania cesarzów, greccy uczeni pomieszawszy swój język z łaciną, skazili mowę Tulliuszów, która odtąd chwiać się, przetwarzać, aż wreszcie z wylewem na państwo rzymskie barbarzyńskich narodów upaśdź niepowrotnie musiała. Cycero i Horacy wyszydzali greckie makaronizmy. I u nas rozsądniejsi pisarze powstawali przeciw temu zepsuciu. "Większą ohydę niż ozdobę (mówił Fredro) polska wymowa bierze, gdy… ją gęstemi łacińskiej mowy natykają więc słowami, aniżeli kiedyby się swą własną udawała polskich słów wspaniałością. Weź jeno trochę namysłu przed się Polaku: nie tylkoć dostarczy, ale zbywać nadto będzie słów polskich i wyboru."
Już też za Ludwiki Gonzagi królowej poczęły się były wciskać do Polski język i obyczaje francuzkie Francya w czasach Ludwika XIV miała sposobność, przez podniesienie nauk i politycznego znaczenia narodu do wysokiego stopnia,. uczynić język swój powszechnym w Europie i panującym. U nas, związki małżeńskie Władysława IV, Jana Kazimierza, a potem Jana Sobieskiego z rodziną francuzką, pomnożyły znacznie stosunki z Francyą i zaznajomiły naród z językiem francuzkim. Sakramentki naprzód i Wizytki przyłożyły się do jego upowszechnienia. Od Ludwiki Maryi, żony Jana Kazimierza, język francuzki stawszy się dworskim, zadał cios stanowczy polszczyznie, odtąd bowiem zaczęto już u nas myśleć po francuzku. Gdy nauki krajowe były w upodleniu, udawano się za niemi do Francyi, zkąd coraz przeważniej cudzoziemska napływała zaraza. Obok dawnych latynizmów, weszły do mowy szkodliwsze jeszcze gallicyzmy. Upstrzona wyrazami łacińskiemi, włoskiemi, francuzkiemi, polszczyzna brzmiała wszędy dziko i niezrozumiale. Najznakomitsi nawet mowcy świeccy nie byli wolnymi od tej przywary. Na zaszczyt kaznodziejstwa wieku XVII wyznać potrzeba, że mowę polską tak powszechnie każoną sami tylko mowcy kościelni jakokolwiek chronili od zepsucia, bądź to, że w praktycznem nauczaniu ludu pragnąc być powszechnie zrozumiałymi, nie radzi oddalali się od pospolitego sposobu mówienia; bądź, że z stanu i położenia swego wybrednościom zwyczaju mniej przystępni, do cudzoziemczyzny nie z taką łatwością nawykali: jakoż, z ust wielu kaznodziei ówczesnych wychodziła polszczyzna wcale czysta i piękna. Szlachta nie tyle jeszcze przywiązana do francuzczyzny, zajmowała się więcej łaciną – uczeńsi, prócz wierszopisów, woleli także pisać po łacinie.
Od początku zgoła XVII wieku, kiedy język wraz z literaturą ojczystą straciły dawną cenę, polszczyzna upadając stopniami przyszła do ostatniego prawie skażenia. Nie strawił jej wprawdzie ani przetworzył wewnętrznie wpływ cudzoziemski, ale pozbawił ją wielu rodzimych i nabytych poprzednio zalet, zwłaszcza czystości, dokładności i zewnętrznej ogłady.