Hit Man. Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty - ebook
Hit Man. Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty - ebook
Ekonomiści od brudnej roboty (EBR-owcy) to sowicie opłacani specjaliści, którzy oszukują państwa na całym świecie na miliardy dolarów. John Perkins był jednym z nich, dlatego tak wiarygodne i z dużą dbałością o szczegóły opisuje mechanizmy ich działania. Autor po 12 latach od pierwszego wydania powraca z równie silnym impetem, odsłaniając kolejne międzynarodowe intrygi, korupcję, sekretne działania rządu USA i wielkich korporacji. Skutki ich działań doprowadziły, m.in. do uzależnienia finansowego słabszych gospodarczo państw od gospodarki Stanów Zjednoczonych, do kryzysu, a nawet upadku wielu z nich, do konfliktów zbrojnych, czy wreszcie do ataków terrorystycznych. To mocne tezy, ale też mocne są argumenty Perkinsa potwierdzające je. Hit Man. Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty to poprawione i uzupełnione o 15 nowych rozdziałów wydanie pokazuje, nie tyle fakt, że od czasu pierwszego wydania nic nie zmieniło się, co niepokojący obraz postępującej degeneracji, systemu, który opanował światową politykę, biznes i życie społeczne.
Praca Perkinsa jako EBR-owca polegała na przekonywaniu przywódców krajów posiadających, z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych, znaczenie strategiczne – od Indonezji po Panamę – by zgodziły się na gigantyczne inwestycje w rozwój infrastruktury, a wynikające z nich kontrakty przyznały korporacjom amerykańskim. Obciążone ogromnymi długami kraje te stawały się wasalami rządu amerykańskiego, Banku Światowego i innych, zdominowanych przez USA agencji, które pod szyldem pomocy ekonomicznej skrywały swą lichwiarską działalność – narzucając terminy spłat i uzależniając od siebie rządy suwerennych państw. Do narzędzi wykorzystywanych przez owych „fachowców” zaliczają się sfałszowane raporty finansowe, sfingowane wybory, przekupstwa, wymuszenia, seks, a nawet morderstwa. Ci ludzie uczestniczą w grze, która jest tak stara jak sama koncepcja imperium, ale w naszej epoce globalizacji osiągnęła nową, przerażającą skalę.
Hit Man. Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty czyta się jak thriller polityczny będący doskonałym materiałem do ekranizacji filmowej. Niestety nie jest on fikcją, a opartą na faktach opowieścią, która odsłania międzynarodowe intrygi, korupcję i sekretne działania rządu oraz korporacji, pociągające za sobą konsekwencje zgubne dla demokracji amerykańskiej i całego świata.
"Gdy czytałem Wyznania ekonomisty od brudnej roboty, nie miałem pojęcia, że kilka lat później sam będę obiektem ataków, które Perkins tak wyraziście opisał w swojej książce. […] Perkins po raz kolejny mówi coś ważnego światu, który potrzebuje demaskatorów otwierających ludziom oczy na prawdziwe źródła władzy politycznej, społecznej i ekonomicznej".
Yanis Varoufakis, były grecki minister finansów
Poszerzone wydanie aktualizuje i uzupełnia treści zawarte w książce opublikowanej po raz pierwszy w 2004 roku. W swoich zdumiewających wyznaniach John Perkins przedstawia nowe szczegóły, jak swoisty nowotwór wywołany przez EBR-owców, z aktywnym udziałem autora, rozprzestrzenił się na terytorium Stanów Zjednoczonych i innych państw, sięgając dalej i głębiej niż dotychczas. Dziś jest już dominującym systemem w polityce, biznesie i życiu społecznym.
Wyznania ekonomisty od brudnej roboty stały się międzynarodowym bestsellerem. Przez ponad siedemdziesiąt tygodni znajdowały się na liście najpoczytniejszych książek według „The New York Timesa”. Na całym świecie sprzedano ponad milion dwieście pięćdziesiąt tysięcy egzemplarzy tego tytułu i przetłumaczono go na ponad trzydzieści języków.
"Ta książka odwołuje się do istotnego zjawiska: poczucia niezadowolenia i nieufności, jakie Amerykanie żywią w stosunku do więzi łączących korporacje, ogromnych kredytobiorców i rząd, a więc siatki, którą Perkins i inni nazywają korporacjokracją".
„The New York Times”
"Wyznania ekonomisty od brudnej roboty były fantastyczną książką, która kilkanaście lat temu obnażyła prawdziwą historię. Nowe wyznania przedstawiają dalszy ciąg tej historii – okropne wydarzenia, które nastąpiły od tamtego czasu. W tej książce jest również mowa o działaniach, jakie możemy podjąć, by zamienić ekonomię śmierci w ekonomię życia”.
Yoko Ono
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65068-74-3 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Gdy czytałem Wyznania ekonomisty od brudnej roboty, nie miałem pojęcia, że kilka lat później sam będę obiektem ataków, które Perkins tak wyraziście opisał w swym dziele. Ta książka potwierdza moje doświadczenia z brutalnymi metodami i rażącą irracjonalnością, do których odwołują się potężne instytucje, dążąc do osłabienia demokratycznej kontroli nad władzą ekonomiczną. Perkins po raz kolejny zapewnia coś ważnego światu, który potrzebuje demaskatorów otwierających ludziom oczy na prawdziwe źródła władzy politycznej, społecznej i ekonomicznej”.
Yanis Varoufakis, były grecki minister finansów
„Wyznania ekonomisty od brudnej roboty były fantastyczną książką, która dziesięć lat temu obnażyła prawdziwą historię. Nowe wyznania przedstawiają dalszy ciąg tej historii – okropne wydarzenia, które naystąpiły od tamtego czasu. W tej książce jest również mowa o działaniach, które możemy podjąć, by zamienić ekonomię śmierci w ekonomię życia”.
Yoko Ono
„Nowe wyznania pozwalają dokładnie przyjrzeć się nikczemnym metodom, dzięki którym ekonomiści od brudnej roboty zdobywali wraz z szakalami coraz większą władzę. Ta książka pokazuje, w jaki sposób ci ludzie stali się problemem dla Stanów Zjednoczonych, a także reszty świata. To wspaniałe i odważne dzieło, które rzuca światło na nękające nas kryzysy i zapewnia rozwiązania pozwalające położyć kres tym problemom”.
John Gray, autor książki Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus
– numeru 1 na liście bestsellerów „The New York Times”
„John Perkins zgłębił mroczne zakamarki globalnej oligarchii i skierował się ku światłu nadziei. Ta oparta na faktach historia, którą czyta się niczym znakomicie napisaną powieść, będzie wartościową lekturą dla każdego, kto dąży do lepszej przyszłości dla nas, dla następnych pokoleń i dla naszej planety”.
Marci Shimoff, autorka książki Sekret szczęścia. 7 fundamentów życiowej radości
– numeru 1 na liście bestsellerów „The New York Times”
„Perkins przedstawia dogłębną analizę dwóch sił, które walczą ze sobą o możliwość decydowania o przyszłości. Jedna ma na celu podtrzymywanie rozwiązań, które służą nielicznym kosztem większości ludzi; druga promuje nową myśl, co właściwie oznacza bycie człowiekiem na tej pięknej, kruchej planecie. Ta inspirująca książka zachęca do podejmowania działań, które są przejawem nowej świadomości naszego wspólnego ekosystemu, a zarazem świadectwem odrodzenia ludzkości – EKOrenesansu.
Marci Zaroff, pionierka ekologicznego stylu życia, bizneswoman
i założycielka EKOmodowych marek Under the Canopy oraz Metawear
„Nowe wyznania to niezwykły przewodnik pomagający kształtować postawy, dzięki którym obecność ludzi na naszej planecie będzie przesycona szacunkiem dla wszelkich form życia. Ten tekst obnaża nasze dawne błędy, przedstawia wizję nienaruszającej równowagi ekologicznej przyszłości pełnej zrozumienia dla innych ludzi, a oprócz tego wskazuje praktyczne rozwiązania pozwalające pokonać drogę dzielącą obydwa te światy. Lektura obowiązkowa dla każdego, kto kocha nasz piękny dom, czyli Ziemię”.
Barbara Marx Hubbard, autorka bestsellerów,
prezes Foundation for Conscious Evolution
„Jako ktoś, kto pomagał tysiącom osób rozwijać firmy, na własne oczy mogłam się przekonać o tym, jak ważne jest mierzenie się z kryzysami tworzonymi przez stare wzorce ekonomiczne, a także podejmowanie pozytywnych działań zmierzających ku rozwijaniu nowych koncepcji. Doświadczenia Perkinsa, jego opis porażek dawnego systemu, klarowna wizja tego, co trzeba zrobić, nawoływanie do działania, a także radość, którą odczuwa, będąc częścią tych przemian dotyczących powszechnej świadomości, są niezwykle inspirujące”.
Sage Lavine, mentorka kobiet zajmujących się biznesem,
dyrektorka generalna Conscious Women Entrepreneurs,
założycielka Entrepreneurial Leadership Academy
„ książka odwołuje się do istotnego zjawiska: poczucia niezadowolenia i nieufności, jakie Amerykanie żywią w stosunku do powiązań korporacji, ogromnych kredytobiorców z rządem, a więc siatki, którą Perkins i inni nazywają «korporacjokracją»”.
„The New York Times”
„Ten fascynujący obraz świata intryg czyta się niczym powieść szpiegowską . Świetna książka”.
„Library Journal”
„Opowieść skierowana do wszystkich Amerykanów, którzy próbują zaprzeczać przykrej prawdzie, że za dostatek naszego społeczeństwa często musi płacić pozostała część świata”.
„Utne Reader”
„Wyobraźcie sobie skrzyżowanie opowieści o Jamesie Bondzie i koncepcji Miltona Friedmana”.
„Boston Herald”
„Twierdzenia Perkinsa mogą być dla większości Amerykanów czymś niewyobrażalnym. Gdy spojrzymy jednak na światową gospodarkę, nie brakuje obciążających dowodów . Obywatele tego kraju muszą okazać gotowość do tego, by przyjrzeć się działaniom naszych liderów politycznych i biznesowych, a potem zażądać powstrzymania destrukcji, przez którą świat staje się coraz bardziej niebezpiecznym miejscem”.
„Charlotte Observer”PRZEDMOWA
Ekonomiści od brudnej roboty (EBR-owcy) to sowicie opłacani specjaliści, którzy oszukują państwa na całym świecie na biliony dolarów. Kierują pieniądze z Banku Światowego, Amerykańskiej Agencji Rozwoju Międzynarodowego (USAID) i innych zagranicznych organizacji „świadczących pomoc” do skarbców wielkich korporacji i na konta kilku bogatych rodzin, które kontrolują zasoby naturalne naszej planety. Do narzędzi wykorzystywanych przez owych fachowców zaliczają się sfałszowane raporty finansowe, sfingowane wybory, przekupstwa, wymuszenia, seks i morderstwa. Ci ludzie uczestniczą w grze, która jest tak stara, jak sama koncepcja imperium, ale w naszej epoce globalizacji osiągnęła nową, przerażającą skalę.
Wiem, o czym piszę – sam byłem EBR-owcem.
Napisałem te słowa w 1982 roku – miały one otwierać książkę, której roboczy tytuł brzmiał Conscience of an Economic Hit Man, czyli Sumienie ekonomisty od brudnej roboty. Wspomniane dzieło dedykowane było prezydentom dwóch krajów – mężczyznom, którzy nie tylko byli moimi klientami, ale także cieszyli się moim szacunkiem i byli przeze mnie uważani za bratnie dusze. Jeden z nich to Jaime Roldós rządzący Ekwadorem, a drugi – Omar Torrijos stojący na czele władz Panamy. Obaj niewiele wcześniej zginęli w spektakularnych katastrofach, a ich śmierć nie była dziełem przypadku. Zostali zamordowani, ponieważ sprzeciwili się sojuszowi osób stojących na czele korporacji, rządów i banków – bractwu, które postawiło sobie za cel stworzenie globalnego imperium. My, EBR-owcy, nie zdołaliśmy przekabacić Roldósa i Torrijosa, więc do akcji wkroczyli inni specjaliści od brudnej roboty: szakale, którzy zawsze podążali tuż za nami, a podejmując działania, dysponowali pełnym błogosławieństwem CIA.
Przekonano mnie do tego, bym porzucił pomysł napisania tej książki. W czasie kolejnych dwudziestu lat jeszcze cztery razy zaczynałem pracę nad swoimi wspomnieniami. Za każdym razem decyzja o powrocie do pisania była następstwem aktualnych wydarzeń w polityce światowej: amerykańskiej inwazji na Panamę w 1989 roku, pierwszej wojny w Zatoce Perskiej, konfliktu w Somalii, a także działań podejmowanych przez Osamę bin Ladena. Groźby lub łapówki za każdym razem przekonywały mnie jednak do tego, by zrezygnować z pisania.
W 2003 roku prezes dużej oficyny wydawniczej należącej do potężnej, międzynarodowej korporacji, przeczytał roboczą wersję tego, co zamieniło się w Wyznania ekonomisty od brudnej roboty. Określił mój tekst mianem „fascynującej historii, którą trzeba opowiedzieć”. Później jednak smutno się uśmiechnął, potrząsnął głową i powiedział, że on sam nie może podjąć ryzyka opublikowania tej książki, gdyż mogłoby to wywołać sprzeciw jego zwierzchników z globalnej centrali. Poradził mi, żebym nadał swojemu dziełu charakter fikcji literackiej.
– Moglibyśmy wtedy wypromować pana jako powieściopisarza, a więc kogoś przypominającego Johna le Carrégo lub Grahama Greene’a – powiedział.
To, co opisałem, nie jest jednak fikcją. Ta książka to prawdziwa historia mojego życia. To opowieść o tym, jak powstał system, który nas zawiódł. Odważniejszy wydawca – człowiek stojący na czele firmy, która nie była własnością międzynarodowej korporacji – zgodził się zapewnić mi wsparcie, dzięki czemu mogłem się podzielić tą historią z czytelnikami.
Co zdołało mnie ostatecznie przekonać do tego, bym zignorował groźby i łapówki?
Krótka odpowiedź przedstawia się tak, że będąca moim jedynym dzieckiem Jessica skończyła studia i zaczęła samodzielnie poznawać świat. Gdy opowiedziałem jej, że zastanawiam się nad opublikowaniem tej książki, a następnie podzieliłem się z córką swoimi obawami, usłyszałem:
– Nie martw się, tato. Jeśli cię dopadną, przejmę twoje dzieło. Musimy to zrobić dla twoich wnuków, którymi mam zamiar kiedyś cię uszczęśliwić!
Tak właśnie wygląda krótka odpowiedź na postawione powyżej pytanie.
Dłuższa wersja ma związek z wieloma czynnikami: moją miłością do ojczyzny oraz ideałami wyrażanymi przez naszych Ojców Założycieli; głębokim przywiązaniem do amerykańskiej republiki, która obiecuje dzisiaj wszystkim ludziom na całej ziemi „prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia”; moją determinacją, by po 11 września 2001 roku nie siedzieć już dłużej z założonymi rękami, gdy EBR-owcy zamieniają tę republikę w globalne imperium. To ogólne ramy bardziej rozwiniętej odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego zdecydowałem się jednak napisać tę książkę – szczegóły wypełniające tę konstrukcję znajdują się w kolejnych rozdziałach, z których się ona składa.
Jak to możliwe, że nie przypłaciłem życiem opowiedzenia tej historii? Moje dzieło stało się dla mnie polisą ubezpieczeniową, o czym napiszę bardziej szczegółowo w dalszej części Nowych wyznań ekonomisty od brudnej roboty.
Książka, którą trzymasz w rękach, przedstawia prawdziwe wydarzenia. Przeżyłem każdą ukazaną tu chwilę. Opisywane przeze mnie widoki, osoby, rozmowy i uczucia były elementami mojego życia. To moje prywatne losy, choć rozgrywały się one w szerszym kontekście światowych wydarzeń, które ukształtowały naszą historię, doprowadziły nas do aktualnego położenia, a oprócz tego stworzyły podwaliny przyszłości naszych dzieci. Dołożyłem wszelkich starań, by jak najwierniej ukazać te doświadczenia, napotkanych przeze mnie ludzi oraz przeprowadzone rozmowy. Za każdym razem, gdy omawiam historyczne wydarzenia lub odtwarzam dyskusje z różnymi osobami, pomagam sobie, odwołując się do różnych narzędzi: opublikowanych dokumentów; prywatnych zapisków i notatek; wspomnień (zarówno moich, jak i innych uczestników opisywanych wydarzeń); pięciu rozpoczętych wcześniej rękopisów mojej książki oraz historycznych świadectw innych autorów (tutaj najważniejsze są materiały z ostatnich lat zawierające informacje, które do niedawna miały status tajnych lub były niedostępne z innych powodów). W przypisach końcowych można znaleźć odniesienia do materiałów źródłowych, dzięki którym każda osoba zainteresowana zgłębieniem jakiegoś tematu będzie mogła poszerzyć swoją wiedzę. W niektórych sytuacjach łączyłem kilka rozmów przeprowadzonych z daną osobą w jedną dyskusję, by zadbać w ten sposób o płynność narracji.
Mój wydawca zapytał, czy rzeczywiście określaliśmy samych siebie mianem ekonomistów od brudnej roboty. Zapewniłem go, że naprawdę tak postępowaliśmy, chociaż zazwyczaj używaliśmy tylko akronimu. W istocie tego dnia w 1971 roku, kiedy zacząłem współpracę z Claudine, moją nauczycielką, usłyszałem od niej:
– Moje zadanie polega na tym, by zrobić z ciebie ekonomistę od brudnej roboty. Nikt, nawet twoja żona, nie może wiedzieć, czym naprawdę się zajmujesz.
Chwilę później moja rozmówczyni spoważniała i dodała:
– Podejmując się tej pracy, angażujesz się w nią na całe życie.
Gdy Claudine opisywała, na czym będą polegać moje obowiązki, nie owijała niczego w bawełnę. Usłyszałem, że moim zadaniem będzie „przekonywanie światowych przywódców do tego, by przyłączali się do rozległej sieci promującej interesy handlowe Stanów Zjednoczonych. W ostatecznym rozrachunku owi liderzy wpadają w pułapkę zadłużenia, co stanowi gwarancję ich lojalności. Możemy wykorzystywać ich wedle uznania, zaspokajając tym samym nasze potrzeby polityczne, ekonomiczne lub militarne. Oni umacniają z kolei swoją pozycję polityczną, zapewniając obywatelom parki przemysłowe, elektrownie i lotniska. W tym samym czasie właściciele amerykańskich firm inżynieryjnych i budowlanych zbijają fortuny”.
Gdybyśmy zawiedli, na scenę mieli wkroczyć bardziej złowrodzy specjaliści od brudnej roboty – ludzie, których określano mianem „szakali”. W sytuacji, w której i oni ponieśliby porażkę, do gry włączało się wojsko.
*
Od chwili wydania Wyznań ekonomisty od brudnej roboty minęło niemal dwanaście lat – wraz z wydawcą, który opublikował wówczas ten tekst, uświadomiliśmy sobie, że nadszedł czas, by przygotować nowe wydanie. Czytelnicy książki wprowadzonej na rynek w 2004 roku przysłali mi tysiące e-maili zawierających pytania o to, jaki wpływ na moje życie miała publikacja dzieła i co robię, żeby odkupić swoje winy i zmienić system, któremu służą EBR-owcy. Ludzie chcieli się także dowiedzieć, w jaki sposób sami mogliby wpłynąć na sytuację. Ta nowa książka jest moją odpowiedzią na te pytania.
Nadszedł również czas, by przygotować nowe wydanie mojego tekstu, gdyż świat bardzo się zmienił. System korzystający z usług EBR-owców – wzniesiony przede wszystkim na fundamentach długu i strachu – jest dziś jeszcze bardziej zdradziecki niż w 2004 roku. Grono EBR-owców rozrasta się w zastraszającym tempie; owi fachowcy zaczęli też korzystać z nowych form kamuflażu i nowych narzędzi. Obywatele Stanów Zjednoczonych mieli okazję boleśnie odczuć na własnej skórze skutki poczynań tych specjalistów. Z konsekwencjami ich działań zmaga się cały świat. Znajdujemy się na krawędzi katastrofy ekonomicznej, politycznej, społecznej i ekologicznej. Potrzebujemy zmian.
Ta historia musi zostać opowiedziana. Żyjemy w okresie straszliwego kryzysu i niezwykłych okazji. Moja historia opisująca losy ekonomisty od brudnej roboty jest opowieścią o tym, jak dotarliśmy do naszego aktualnego położenia i dlaczego mierzymy się z trudnościami, które często sprawiają wrażenie niemożliwych do pokonania.
Książka, którą trzymasz właśnie w rękach, to wyznanie człowieka, który wykonując pracę EBR-owca, był elementem stosunkowo nielicznej grupy. Grono osób, które odgrywają dziś podobną rolę, jest dużo liczniejsze. Ci obdarzeni wymyślnymi tytułami ludzie przemierzają korytarze siedzib wielkich firm, takich jak Exxon, Walmart, General Motors i Monsanto, czyli instytucji znajdujących się na liście pięciuset największych przedsiębiorstw według czasopisma „Fortune”, a do tego korzystają ze współtworzonego przez siebie systemu, by dbać w ten sposób o prywatne interesy.
Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty to w istocie opowieść o tym nowym typie EBR-owców.
Ta książka jest także Twoją historią – opowieścią o Twoim i moim świecie. Wszyscy jesteśmy współwinni. Musimy wziąć na siebie odpowiedzialność za otaczający świat. EBR-owcy odnoszą sukcesy, ponieważ z nimi współpracujemy. Nęcą nas i nakłaniają pochlebstwami lub groźbami, ale zdołają zwyciężyć tylko w sytuacji, w której odwrócimy wzrok lub po prostu zaakceptujemy ich taktykę.
Zanim ta książka trafi w Twoje ręce, wydarzą się rzeczy, których nie potrafię przewidzieć pisząc, te słowa. Spróbuj potraktować tę lekturę jako tekst, który zapewni Ci nowy punkt widzenia oraz szansę zrozumienia owych wydarzeń i tego, co nadejdzie w przyszłości.
Akceptacja istnienia problemu jest pierwszym krokiem ku znalezieniu rozwiązania. Wyznanie grzechu stanowi początek drogi prowadzącej do odkupienia. Niech zatem ta książka pomoże nam ruszyć ku wybawieniu. Niech zainspiruje nas do wykazania się niespotykanym dotychczas zaangażowaniem i pomoże zrealizować marzenie o społeczeństwie, które dba o uczciwość oraz zachowanie równowagi.
John PerkinsWSTĘP Nowe wyznania
Każdego dnia prześladują mnie wspomnienia tego, co zrobiłem jako ekonomista od brudnej roboty, czyli EBR-owiec. Dręczą mnie myśli o kłamstwach, które opowiadałem na temat Banku Światowego. Nie dają spokoju metody, jakimi wraz ze wspomnianym bankiem i powiązanymi z nim organizacjami umacniałem pozycję amerykańskich korporacji, pozwalając im tym samym opleść swoimi złowrogimi mackami całą planetę. Nękają mnie wspomnienia łapówek wręczanych przywódcom ubogich krajów, szantażu, a także gróźb dotyczących tego, że w razie odrzucenia pożyczek mających pogrążyć dany kraj w długach, szakale z CIA pozbawią tamtejszych liderów władzy lub życia.
Czasem budzą mnie przerażające obrazy przyjaciół, którzy zajmowali niegdyś najwyższe stanowiska polityczne, a potem zginęli, gdyż nie chcieli zdradzić swoich obywateli. Niczym szekspirowska Lady Makbet próbuję zmyć krew ze swoich rąk.
Krew jest tu jednak zaledwie objawem problemu.
Zdradziecki nowotwór, który kryje się pod powierzchnią i został przedstawiony w pierwszym wydaniu Wyznań ekonomisty od brudnej roboty, daje przerzuty. Rozprzestrzenił się z krajów rozwijających się na Stany Zjednoczone i resztę świata; atakuje fundamenty demokracji oraz podstawy funkcjonowania naszej planety.
Wszystkie narzędzia EBR-owców i szakali – przesiąknięte kłamstwami koncepcje ekonomiczne, zwodnicze obietnice, groźby, przekupstwo, wymuszenia, długi, oszustwa, przewroty, zabójstwa i niepohamowana potęga militarna – są dziś wykorzystywane na całym świecie w jeszcze większym stopniu niż w okresie, który opisałem ponad dziesięć lat temu. Chociaż ten nowotwór rozprzestrzenił się do tego stopnia, że obejmuje bardzo duży obszar, a jego macki sięgają naprawdę głęboko, większość ludzi wciąż nie zdaje sobie sprawy z faktu jego istnienia, nawet jeżeli wszyscy zmagamy się z następstwami wywołanego przezeń kryzysu. Dziś jest to dominujący system w sferze ekonomii, polityki i kwestii społecznych.
Jego siłę napędową stanowią strach i dług. Jesteśmy bombardowani przesłaniami, które wywołują lęk i zmuszają nas do uwierzenia w to, że musimy zapłacić każdą cenę i zaakceptować dowolny dług, byle tylko powstrzymać wrogów, którzy podobno czają się tuż za rogiem. Problem jest czymś, co pochodzi z zewnątrz. Są nim rebelianci. Terroryści. „Oni”. Uporanie się z sytuacją wymaga też przeznaczenia ogromnej ilości pieniędzy na dobra i usługi wytwarzane przez coś, co nazywam „korporacjokracją” – w istocie jest to rozległa sieć korporacji, banków, należących do zmowy rządów, a także związanych z tym systemem bogatych i wpływowych ludzi. Popadamy w ogromne długi; nasz kraj i jego finansowi poplecznicy w Banku Światowym oraz instytucjach, które są z nim związane, zmuszają inne państwa do zaciągania pożyczek; dług zamienia w niewolników zarówno nas, jak i wspomniane kraje.
Tego rodzaju strategie doprowadziły do narodzin „ekonomii śmierci” – systemu zbudowanego na fundamencie wojen (lub zagrożenia konfliktem zbrojnym), długu oraz rabunkowego korzystania z bogactw naturalnych. Ta ekonomia stanowi zagrożenie dla środowiska i w coraz szybszym tempie wyczerpuje dokładnie te same zasoby, od których sama jest zależna – zatruwa powietrze, którym oddychamy, wodę, którą pijemy, a także jedzenie, które spożywamy. Chociaż ekonomia śmierci powstała na bazie jednej z form kapitalizmu, warto zwrócić uwagę na to, że słowo kapitalizm odnosi się do systemu ekonomicznego i politycznego, w którym handel i przemysł są kontrolowane przez prywatnych właścicieli, a nie przez państwo. Do tej kategorii należą zatem zarówno targowiska, na których lokalni rolnicy sprzedają swoje produkty, jak i ta niezwykle niebezpieczna forma globalnego, kontrolowanego przez korporacjokrację kapitalizmu, która z samej natury jest niezwykle agresywna, stworzyła ekonomię śmierci, a w ostatecznym rozrachunku dąży do samozagłady.
Postanowiłem napisać Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty, ponieważ w ciągu minionej dekady w wielu sferach zaszły ogromne zmiany. Opisywany przeze mnie nowotwór rozpanoszył się zarówno na terenie Stanów Zjednoczonych, jak i innych państw. Bogaci stali się tak naprawdę jeszcze bogatsi, a biedni jeszcze ubożsi.
Potężna machina propagandowa wykupiona lub kontrolowana przez korporacjokrację przedstawia niestworzone historie, by nakłonić nas do przyswojenia dogmatów, które służą jej interesom, a nie naszym. Te opowieści mają na celu przekonanie nas, że musimy zaakceptować system bazujący na strachu i długu, gromadzeniu bogactw materialnych, a także stosowaniu reguły „dziel i rządź” wobec wszystkich innych społeczności. Takie historie pomogły nam uwierzyć w kłamstwo dotyczące tego, że system oparty na działaniach EBR-owców zapewni bezpieczeństwo i szczęście.
Są ludzie, którzy zrzucają odpowiedzialność za nasze aktualne problemy na zorganizowany, globalny spisek. Chciałbym, żeby to było takie proste. Chociaż na losy wszystkich wpływają setki spisków, a nie tylko jedno sprzysiężenie o gigantycznym zasięgu (o czym wspomnę jeszcze w dalszej części książki), funkcjonowanie całego systemu, w ramach którego działają EBR-owcy, jest podsycane przez coś zdecydowanie bardziej niebezpiecznego od globalnej konspiracji. Siłą napędową są tutaj koncepcje, które przerodziły się w coś niepodważalnego. Wierzymy, że wszelkie formy rozwoju gospodarczego służą pomyślności gatunku ludzkiego, a im większy będzie taki wzrost, tym szerszy zasięg będą miały towarzyszące mu korzyści. Jesteśmy również przekonani, że osoby, które świetnie sobie radzą z podsycaniem rozwoju ekonomicznego, powinny być wychwalane i nagradzane, a ci, którzy urodzili się gdzieś na obrzeżach cywilizacji, mogą być wykorzystywani przez innych. Oprócz tego zakładamy, że mamy prawo używać wszelkich środków (co obejmuje także rozwiązania wykorzystywane przez dzisiejszych EBR-owców oraz grupę szakali), by dbać o wzrost gospodarczy, podtrzymywać rozpowszechniony na Zachodzie komfortowy i dostatni styl życia, a także toczyć wojny z każdym (na przykład z islamskimi terrorystami), kto mógłby zagrozić naszej ekonomicznej pomyślności, komfortowi i bezpieczeństwu.
W odpowiedzi na pytania czytelników uzupełniłem ten tekst o wiele nowych szczegółów i wyjaśnień dotyczących tego, w jaki sposób pracowaliśmy w czasach, gdy sam byłem EBR-owcem. Postanowiłem również bardziej szczegółowo opisać pewne kwestie przedstawione w tych rozdziałach, które składały się na pierwsze wydanie tej książki. Ważniejsze jest jednak to, że dodałem do niej całkowicie nową, piątą część pozwalającą zrozumieć, jak wygląda dziś gra, w której uczestniczą EBR-owcy. Dzięki tym rozdziałom czytelnik może się dowiedzieć, kim współcześnie są ekonomiści od brudnej roboty oraz szakale; ma też szansę zrozumieć, jak to możliwe, że ich podstępy oraz narzędzia mają dziś większy zasięg oddziaływania niż w przeszłości i jeszcze skuteczniej zamieniają ludzi w niewolników.
Część piąta tej książki zawiera także nowe rozdziały przygotowane w odpowiedzi na prośby czytelników. Pokazują one, co trzeba będzie zrobić, by obalić system EBR-owców, oraz przedstawiają konkretne taktyki prowadzące do tego celu.
Na końcu książki znajduje się fragment zatytułowany Dokumentacja aktywności ekonomistów od brudnej roboty w latach 2004–2015. Ta część tekstu stanowi uzupełnienie historii mojego życia i zawiera szczegółowe informacje przeznaczone dla czytelników, którzy oczekują dodatkowych dowodów związanych z przedstawianymi przeze mnie kwestiami lub chcieliby dokładniej zgłębić te tematy.
Pomimo wszystkich złych wieści oraz wysiłków współczesnych magnatów, którzy parają się rozbojem i próbują odebrać nam demokrację oraz planetę, jestem pełen nadziei. Wiem, że gdy wystarczająco liczna grupa ludzi dostrzeże prawdziwe mechanizmy funkcjonowania systemu EBR-owców, podejmiemy indywidualnie i zbiorowo kroki pozwalające zapanować nad tym nowotworem i odzyskać równowagę. Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty pokazują, w jaki sposób działa dziś ten system i co mogą zrobić ludzie – Ty, ja, my wszyscy – żeby go zmienić.
Thomas Paine zapewniał inspirację amerykańskim rewolucjonistom, pisząc: „Jeżeli muszą nadejść kłopoty, niech pojawią się one w moich czasach, dzięki czemu moje dziecko będzie mogło żyć w pokoju”. Te słowa są dziś tak samo aktualne jak w 1776 roku. Cel, jaki przyświecał mi podczas przygotowywania tej książki, nie różnił się od dążeń Paine’a: chcę inspirować ludzi i dodawać im sił, by podejmowali wszelkie niezbędne działania, które zapewnią pokój naszym dzieciom.ROZDZIAŁ 1 Brudna robota
Gdy ukończyłem w 1968 roku studia ekonomiczne, miałem zamiar zrobić wszystko, byle tylko nie brać udziału w wojnie w Wietnamie. Niewiele wcześniej wziąłem ślub z Ann. Ona również była przeciwniczką wojny, a do tego na tyle odważną, by razem ze mną wstąpić do Korpusu Pokoju. Przylecieliśmy do Ekwadoru w 1968 roku. Byłem dwudziestotrzyletnim wolontariuszem, który miał się zajmować w głębi amazońskich lasów deszczowych rozwijaniem spółdzielni kredytowych i oszczędnościowych. Ann zaś miała przekazywać przedstawicielkom ludów tubylczych wiadomości z zakresu higieny i opieki nad dziećmi.
Ann była już wcześniej w Europie, ale dla mnie podróż do Ekwadoru stanowiła pierwszą okazję, by opuścić Amerykę Północną. Wiedziałem, że zmierzamy do Quito – jednej z najwyżej położonych stolic na świecie, a zarazem jednej z najuboższych. Spodziewałem się, że to miasto będzie się różnić od wszystkiego, co dotychczas widziałem. To, z czym zetknąłem się na miejscu, było jednak dla mnie kompletnym zaskoczeniem.
Gdy nasz samolot lecący z Miami podchodził do lądowania, zaszokował mnie widok ruder ciągnących się wzdłuż pasa startowego. Nachyliłem się w stronę Ann, która zajmowała środkowe miejsce w rzędzie, a następnie wskazując za okno, zapytałem ekwadorskiego biznesmena, który siedział przy przejściu:
– Czy ktoś naprawdę mieszka w tych budynkach?
– Ekwador to ubogi kraj – odpowiedział, skłaniając z powagą głowę.
Widoki, które powitały nas, gdy jechaliśmy autobusem do miasta, były jeszcze bardziej przygnębiające: ubrani w łachmany żebracy korzystający z własnoręcznie zrobionych kul i kuśtykający ulicami wśród zwałów śmieci, dzieci z potwornie rozdętymi brzuchami, koszmarnie wychudzone psy oraz dzielnice slumsów, na które składały się zbudowane z tektury kontenery służące jako domy.
Autobus dowiózł nas do pięciogwiazdkowego hotelu InterContinental w Quito. Była to wysepka luksusu pośród oceanu ubóstwa, a zarazem miejsce, w którym wraz z grupką około trzydziestu innych wolontariuszy Korpusu Pokoju miałem przez kilka dni uczestniczyć w prowadzonych szkoleniach.
Podczas pierwszego z licznych wykładów poinformowano nas, że Ekwador jest czymś pomiędzy feudalną Europą a amerykańskim Dzikim Zachodem. Osoby, które przekazywały nam wiedzę, przygotowywały nas do radzenia sobie z wszelkimi niebezpieczeństwami: jadowitymi wężami, malarią, anakondami, zabójczymi pasożytami oraz wrogo nastawionymi plemionami łowców głów. Później pojawiły się dobre wieści: Texaco odkryło ogromne złoża ropy naftowej w lasach deszczowych, niedaleko miejsca, w którym mieliśmy stacjonować. Zapewniano nas, że ta ropa odmieni oblicze Ekwadoru, który przestanie być jednym z najbiedniejszych państw na tej półkuli i stanie się jednym z najbogatszych.
Gdy któregoś popołudnia czekałem na hotelową windę, wdałem się w rozmowę z wysokim blondynem, który zaciągał w sposób charakterystyczny dla mieszkańców Teksasu. Jak się okazało, był sejsmologiem – konsultantem zatrudnionym przez Texaco. Kiedy usłyszał, że Ann i ja jesteśmy ubogimi wolontariuszami Korpusu Pokoju, którzy będą pracować w lesie deszczowym, zaprosił nas na kolację do eleganckiej restauracji na najwyższym piętrze hotelu. Nie mogłem uwierzyć w szczęście, które właśnie się do mnie uśmiechnęło. Widziałem wcześniej menu tego lokalu i byłem świadom tego, że gdybyśmy chcieli zapłacić z Ann za nasz posiłek, przekroczylibyśmy kwotę, którą otrzymywaliśmy tu co miesiąc na bieżące wydatki.
Kiedy popijałem tamtego wieczoru margaritę i spoglądałem przez okna restauracji na Pichinchę, górujący nad stolicą Ekwadoru stratowulkan, opowieści sejsmologa dotyczące życia, jakie wiódł, zrobiły na mnie ogromne wrażenie.
Powiedział, że czasami przylatuje firmowym odrzutowcem z Houston prosto na lotnisko zbudowane w dżungli.
– Nie musimy przechodzić kontroli celnej i imigracyjnej – chwalił się. – Rząd Ekwadoru przyznaje nam specjalne pozwolenia.
Przebywając w lesie deszczowym, mógł liczyć na klimatyzowaną przyczepę kempingową, a także szampana oraz filet mignon serwowany na chińskiej porcelanie.
– Podejrzewam, że na was czeka tam coś trochę innego – powiedział ze śmiechem.
Później poruszył temat przygotowywanego przez siebie raportu dotyczącego czegoś, co opisał jako „rozległe morze ropy naftowej znajdujące się pod dżunglą”. Jak sam stwierdził, ten dokument miał się stać dla Banku Światowego uzasadnieniem dla udzielenia Ekwadorowi ogromnych pożyczek. Wspomniany raport miał również nakłonić graczy z Wall Street do inwestowania w Texaco i inne firmy, które mogłyby skorzystać na dobrej koniunkturze na rynku naftowym. Gdy wyraziłem swoje zdumienie tym, że postęp może zachodzić w tak szybkim tempie, spojrzał na mnie w dziwny sposób.
– Czego oni cię uczyli na tych studiach ekonomicznych? – spytał.
Nie wiedziałem, jak należałoby odpowiedzieć na to pytanie.
– Posłuchaj – stwierdził. – To dobrze znana historia. Widywałem już coś takiego w Azji, na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Teraz mam do czynienia z podobnym zjawiskiem i tutaj. Raporty sejsmologiczne połączone z jednym dobrym szybem naftowym, takim jak wykonany przez nas niedawno odwiert, z którego ropa sama tryska… – Na twarzy mojego rozmówcy pojawił się uśmiech. – Takie miejsce natychmiast zaczyna świetnie prosperować!
Ann wspomniała o ekscytacji związanej z tym, że ropa naftowa zapewni dobrobyt mieszkańcom Ekwadoru.
– Skorzystają tylko ci, którzy będą na tyle mądrzy, by włączyć się do gry – powiedział.
Dorastałem w New Hampshire, w miasteczku nazwanym na cześć człowieka, który dzięki fortunie zbitej w 1849 roku na sprzedaży łopat i koców ludziom przyjeżdżającym do Kalifornii w poszukiwaniu złota zbudował na wzgórzu rezydencję pozwalającą mu spoglądać na wszystkich z góry.
– Ludzie związani z handlem – powiedziałem – a także biznesmeni i bankierzy.
– Zgadza się. Dziś do tej listy trzeba też dodać wielkie korporacje.
– Odchylił się na krześle. – Jesteśmy właścicielami tego kraju. Nasze przywileje sięgają daleko poza możliwość wykonywania lotów bez typowych odpraw celnych.
– Co na przykład obejmują?
– Rany, musisz się jeszcze wiele nauczyć. – Skinął swoim martini w kierunku miasta. – Zacznijmy od tego, że kontrolujemy wojsko. Opłacamy pensje żołnierzy i kupujemy im sprzęt. Chronią nas przed Indianami, którzy nie życzą sobie szybów naftowych na swoich terenach. W Ameryce Łacińskiej ten, kto ma władzę nad armią, kontroluje też prezydenta i sądy. Możemy ustanawiać przepisy określające wysokość kar za wycieki ropy i stawek wypłacanych pracownikom, a także tworzyć wszelkie regulacje prawne, które mają związek z naszą działalnością.
– To wszystko jest finansowane z budżetu Texaco? – spytała Ann.
– No cóż, niezupełnie… – sięgnął przez stół i poklepał ją po dłoni. – To ty za to płacisz. A raczej robi to twój tata. Amerykański podatnik. Pieniądze docierają tu za pośrednictwem USAID, Banku Światowego, CIA i Pentagonu, ale każdy, kto tu mieszka – wykonał ręką gest w kierunku okna i znajdującego się pod nami miasta – wie, że wszystko kręci się wokół Texaco. Weź pod uwagę to, że w krajach takich jak ten zdarzało się w przeszłości wiele zamachów stanu. Jeśli dobrze się przyjrzysz, zauważysz, że do większości takich przewrotów dochodzi, gdy lider danego kraju nie chce grać według naszych zasad¹.
– Czy to oznacza, że Texaco obala rządy? – spytałem.
Sejsmolog tylko się roześmiał.
– Powiedzmy po prostu, że rządy, które nie współpracują, są postrzegane jako sowieckie marionetki. Stanowią zagrożenie dla amerykańskich interesów i demokracji, a to nie podoba się CIA.
Tamten wieczór zapoczątkował proces zdobywania przeze mnie wiedzy na temat czegoś, co z czasem zacząłem postrzegać jako system tworzony przez EBR-owców.
Razem z Ann spędziliśmy kilka miesięcy w amazońskim lesie deszczowym. Później przeniesiono nas wysoko w Andy, gdzie miałem pomagać grupie chłopów wytwarzających cegły. Ann z kolei szkoliła niepełnosprawnych, by mogli pracować w lokalnych firmach.
Powiedziano mi, że robotnicy zajmujący się produkcją cegieł powinni zwiększyć wydajność swoich archaicznych pieców, w których wypalali wyroby. Chłopi, którym miałem pomagać, jeden za drugim skarżyli się jednak na właścicieli ciężarówek, a także na magazyny działające w mieście.
Ekwador był krajem o bardzo ograniczonej ruchliwości społecznej. Garstka bogatych rodzin, ricos, kontrolowała praktycznie wszystko i wszystkich, z lokalnymi firmami i politykami włącznie. Ludzie pracujący dla owych bogaczy kupowali cegły od producentów po śmiesznie niskich cenach, a potem sprzedawali te produkty jakieś dziesięć razy drożej. Jeden z wytwórców cegieł udał się do burmistrza, żeby złożyć u niego skargę, ale po kilku dniach zginął pod kołami ciężarówki.
Na lokalną społeczność padł blady strach. Ludzie zapewniali mnie, że ów mężczyzna został zamordowany. Moje podejrzenia dotyczące tego, że istotnie mogło to być zabójstwo, tylko przybrały na sile, gdy szef policji ogłosił, iż zmarły należał do kubańskiego spisku, który miał przekształcić Ekwador w komunistyczny kraj (Che Guevara został stracony po akcji CIA w Boliwii niecałe trzy lata wcześniej). Policjant twierdził również, że każdy z wytwórców cegieł stwarzający problemy zostanie aresztowany jako buntownik.
Grupka chłopów wytwarzających cegły błagała mnie, żebym udał się do ricos i położył kres utrapieniu. Przedstawiciele lokalnej społeczności byli gotowi podjąć wszelkie kroki, byle tylko zadowolić ludzi, których się obawiali – rozumując w ten sposób, przekonywali samych siebie, że jeśli zrezygnują z oporu, ricos zapewnią im ochronę.
Nie wiedziałem, co należałoby zrobić. Nie dysponowałem żadnymi środkami pozwalającymi wywierać naciski na burmistrza, a do tego uzmysłowiłem sobie, że interwencja dwudziestopięcioletniego obcokrajowca może tylko pogorszyć sytuację. Ograniczałem się do słuchania chłopów i okazywania im współczucia.
Ostatecznie zdałem sobie sprawę, że ricos byli elementem strategii – systemu, który od czasów hiszpańskiej konkwisty pozwalał za sprawą strachu panować nad ludźmi zamieszkującymi Andy. Zrozumiałem też, że ograniczając się do współczucia, sprawiam, iż społeczność nie podejmuje żadnych działań. Ci ludzie musieli się nauczyć, jak stawiać czoło swoim lękom; potrzebowali też przyznać się do tłumionego gniewu, okazać prawdziwą irytację z powodu dotykającej ich niesprawiedliwości, a następnie przestać liczyć na mnie jako na osobę, która wszystko załatwi. Ci ludzie musieli się przeciwstawić ricos.
Któregoś razu późnym popołudniem przemówiłem do społeczności. Powiedziałem ludziom, że muszą przejść do czynów. Powinni zrobić wszystko, co konieczne – kładąc tym samym na szali własne życie – żeby ich dzieci mogły się cieszyć dobrobytem i pokojem.
Uświadomienie sobie tego, że ktoś musi zachęcić tę społeczność do czynów, było dla mnie ważną lekcją. Zrozumiałem, że ci ludzie w pewnym sensie sami współpracują ze swoimi ciemiężycielami, a jedynym wyjściem z sytuacji jest przekonanie społeczności do podjęcia działań. Co więcej, ta strategia okazała się skuteczna.
Wytwórcy cegieł utworzyli spółdzielnię. Każda z rodzin przekazywała owej instytucji wyprodukowane przez siebie materiały, a spółdzielnia wykorzystywała zyski czerpane ze sprzedaży towaru, by wynająć ciężarówkę i magazyn w mieście. Ricos bojkotowali spółdzielnię, dopóki luterańscy misjonarze z Norwegii nie podpisali z nią umowy na dostarczanie cegieł, których potrzebowali do wzniesienia szkoły. Płacili wytwórcom jakieś pięć razy tyle co ricos, choć była to połowa ceny, której zażądali od misjonarzy lokalni bogacze. Z zawartego układu zadowolone były obie strony – mniej szczęśliwi byli jedynie ricos. Ta umowa doprowadziła do rozkwitu spółdzielni.
Niecały rok później oboje z Ann zakończyliśmy służbę w Korpusie Pokoju. Miałem dwadzieścia sześć lat, więc nie było już szans, żebym został powołany w szeregi armii. Zostałem EBR-owcem.
Gdy przyłączałem się do tej grupy, przekonywałem siebie, że postępuję tak, jak należy. Wietnam Południowy znalazł się pod kontrolą komunistycznego Wietnamu Północnego, a świat musiał się mierzyć z zagrożeniami ze strony Związku Radzieckiego i Chin. Wykładowcy ze studiów ekonomicznych kładli mi do głowy, że finansowanie projektów infrastrukturalnych za pomocą gigantycznych pożyczek z Banku Światowego pozwoli wyciągnąć kraje rozwijające się z ubóstwa i uchroni je od komunistycznych wpływów. Takie nastawienie podsycali także eksperci z Banku Światowego i USAID.
Zanim odkryłem fałsz kryjący się za tą historią, wpadłem już w pułapkę systemu. Wychowując się w szkole z internatem w New Hampshire, czułem się biedakiem. Teraz nagle zarabiałem mnóstwo pieniędzy i podróżowałem pierwszą klasą do krajów, o których marzyłem przez całe życie. Zatrzymywałem się w najlepszych hotelach, jadałem w najbardziej wykwintnych restauracjach i spotykałem się z głowami państw. Zdołałem odnieść sukces. Jak mógłbym rozważać rezygnację z takiego życia?
Wtedy zaczęły się koszmary nocne.
Budziłem się w ciemnych pokojach hotelowych, prześladowany przez obrazy, które naprawdę kiedyś widziałem. Wśród tych wizji pojawiali się pozbawieni nóg trędowaci, którzy poruszali się po ulicach Dżakarty przypięci paskami do drewnianych skrzynek na kółkach; mężczyźni i kobiety kąpiący się w wypełnionych zielonkawym szlamem kanałach, do których tuż obok ktoś po prostu się wypróżniał; leżące na stercie śmieci, ludzkie zwłoki oblezione przez muchy i larwy; dzieci, które spały w kartonowych pudełkach i walczyły o odpadki z bezpańskimi psami. Dotarło do mnie, że zdystansowałem się emocjonalnie od tego typu spraw. Podobnie jak inni Amerykanie, uważałem, że takie osoby nie są pełnoprawnymi istotami ludzkimi: były „żebrakami”, „odmieńcami” – po prostu „nimi”.
Pewnego dnia indonezyjska limuzyna rządowa, którą jechałem, zatrzymała się na światłach. Trędowaty wepchnął przez okno zakrwawione resztki swojej dłoni. Kierowca krzyknął na niego, a intruz pokazał swój krzywy, bezzębny uśmiech, po czym cofnął rękę. Ruszyliśmy dalej, ale nie byłem w stanie wyrzucić z pamięci tego wydarzenia. Czułem się tak, jakby ten człowiek mnie odnalazł; jego krwawy kikut był ostrzeżeniem, a uśmiech – przesłaniem. „Popraw się – zdawał się mówić. Okaż skruchę”.
Zacząłem baczniej przyglądać się otaczającemu światu, a także sobie. Zrozumiałem, że chociaż żyłem wśród wszelkich przywilejów towarzyszących sukcesowi, byłem nieszczęśliwy. Każdego wieczoru zażywałem valium i wypijałem ogromne ilości alkoholu. Wstawałem rano, wlewałem w siebie kawę i połykałem tabletki pobudzające, a następnie chwiejnym krokiem udawałem się na spotkanie, by negocjować kontrakty warte setki milionów dolarów.
Takie życie zacząłem traktować jako normę. Uwierzyłem w te historie. Zaciągałem długi, by utrzymywać taki styl życia. Do działania popychał mnie strach – lęk przed komunizmem, utratą pracy, porażką i brakiem dóbr materialnych, które zdaniem otaczających mnie ludzi były mi niezbędne.
Pewnej nocy obudziłem się w środku zupełnie innego snu.
Wszedłem do biura przywódcy państwa, w którym odkryto niedawno ogromne złoża ropy naftowej.
– Nasze firmy budowlane wypożyczą sprzęt z firmy, która należy do pańskiego brata i działa pod szyldem koncernu John Deere. Zapłacimy dwa razy więcej, niż wynosi stawka rynkowa, a pański brat będzie mógł się podzielić z panem zyskami.
W moim śnie przeszedłem do wyjaśniania, że zawrzemy podobne układy z przyjaciółmi mojego rozmówcy będącymi właścicielami rozlewni Coca-Coli, innych firm produkujących żywność, a także przedsiębiorstw zapewniających pracowników. Wszystko, co musiał zrobić ów polityk, to zaakceptować pożyczkę z Banku Światowego, która pozwoliłaby mu wynająć amerykańskie korporacje do realizacji projektów infrastrukturalnych na terenie swojego kraju.
Chwilę później od niechcenia wspomniałem, że odmowa sprawi, iż do akcji wkroczą szakale.
– Proszę nie zapominać o tym, co przytrafiło się… – wyrecytowałem całą listę nazwisk obejmującą Mosaddegha z Iranu, Arbenza z Gwatemali, Allende z Chile, Lumumbę z Konga czy Diema z Wietnamu. – Wszyscy zostali obaleni lub… – w tym miejscu przejechałem palcem po szyi – ponieważ nie grali według naszych zasad.
Leżałem w łóżku, znów zlany zimnym potem, uświadamiając sobie, że ten sen ukazywał realia mojego życia. Robiłem to wszystko.
Dostarczanie urzędnikom państwowym (takim jak ten z mojego snu) sprawiających wrażenie materiałów, z których mogli zrobić użytek, by uzasadnić swoim obywatelom zaciąganie pożyczek, przychodziło mi bez najmniejszych trudności. Podlegający mi ekonomiści, eksperci finansowi, statystycy i matematycy mieli wprawę w tworzeniu wyrafinowanych modeli ekonometrycznych, które potwierdzały, że tego rodzaju inwestycje – budowa sieci energetycznych, autostrad, portów, lotnisk i parków przemysłowych – pobudzi wzrost gospodarczy.
Przez wiele lat polegałem też na tych modelach, przekonując siebie, że moje działania mają korzystne następstwa. Usprawiedliwiałem swoje czyny tym, że budowa infrastruktury na terenie danego państwa doprowadzi do wzrostu tamtejszego produktu krajowego brutto. Teraz musiałem stawić czoła faktom, które kryły się za tymi kalkulacjami. Prognozy ukazywały rzeczywistość w niezwykle stronniczy sposób. Były wypaczane tak, by sprzyjać rodzinom posiadającym zakłady przemysłowe, banki, centra handlowe, supermarkety, hotele oraz różne inne firmy, które odnosiły korzyści dzięki budowanej przez nas infrastrukturze.
Tym ludziom się powodziło.
Wszyscy inni cierpieli.
Pieniądze, które miały być przeznaczone na opiekę zdrowotną, edukację i inne świadczenia społeczne, wydawano na spłatę odsetek od kredytów. W ostatecznym rozrachunku kapitał pożyczki nigdy nie zostawał spłacony, a kraj wpadał w pułapkę długu. Wtedy na scenie pojawiali się specjaliści od brudnej roboty z Międzynarodowego Funduszu Walutowego i żądali od władz kraju udostępnienia naszym korporacjom tamtejszej ropy lub innych surowców, i to po zaniżonych cenach. Domagali się również prywatyzacji firm energetycznych, zakładów kontrolujących sieci wodociągowe i kanalizacyjne, a także innych instytucji z sektora publicznego, co przekładało się na sprzedaż owych przedsiębiorstw korporacjokracji. Głównymi zwycięzcami okazywały się wielkie firmy. W każdym z przypadków podstawowym warunkiem udzielenia takich pożyczek było to, że projekty będą realizowane przez nasze firmy inżynieryjne i budowlane. Większość pieniędzy nigdy nie opuszczała terytorium Stanów Zjednoczonych – były po prostu przelewane z siedzib banków w Waszyngtonie do biur firm budowlanych w Nowym Jorku, Houston lub San Francisco. My, EBR-owcy, dbaliśmy też, żeby kraj zaciągający kredyt zgodził się również na kupno od naszych korporacji samolotów, lekarstw, ciągników, technologii komputerowych oraz innych towarów i usług.
Chociaż pieniądze były niemal natychmiast zwracane przedsiębiorstwom należącym do korporacjokracji, kraj otrzymujący pożyczkę (dłużnik) miał obowiązek spłacić całą kwotę kredytu – kapitał oraz odsetki. Jeśli dany EBR-owiec odniósł całkowity sukces, pożyczki były na tyle wysokie, że kredytobiorca musiał po kilku latach zrezygnować z ich spłaty. Gdy doszło do czegoś takiego, my, EBR-owcy – niczym mafia – bezlitośnie egzekwowaliśmy dług. Nasze żądania mogły obejmować możliwość przejęcia kontroli nad głosami danego państwa podczas sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, zgodę na budowę baz wojskowych lub dostęp do cennych zasobów naturalnych, na przykład ropy naftowej. Oczywiście dłużnik wciąż był nam winien pieniądze, a nasze globalne imperium powiększało się o kolejny kraj.
Te koszmary pomogły mi zrozumieć, że moja egzystencja odbiegała od tego, o czym marzyłem. Zaczęło do mnie docierać, że – podobnie jak mieszkający w Andach wytwórcy cegieł – muszę wziąć odpowiedzialność za swoje życie i to, co robiłem sobie, a także innym ludziom oraz ich krajom. Przed podjęciem próby uchwycenia głębszego sensu tego spostrzeżenia, które zaczęło kiełkować w mojej świadomości, musiałem jednak odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie: jakim cudem sympatyczny dzieciak z rolniczego stanu New Hampshire wpakował się w ogóle w tak brudną robotę?