Holland. Biografia od nowa - ebook
Holland. Biografia od nowa - ebook
Pierwsza biografia Agnieszki Holland
Żadna polska reżyserka nie odniosła w kinie tak wielkiego sukcesu jak ona. Jest ikoną i – jak czasem mówią o niej młodsi – matką chrzestną całego pokolenia filmowców.
W tej książce po raz pierwszy odsłania prawdę o swoim życiu.
Jak się pracowało i tworzyło w męskim świecie kina? Jak wyglądało jej dzieciństwo po tragicznej śmierci ojca? Dlaczego spośród wielu utalentowanych polskich filmowców właśnie ona zrobiła karierę na Zachodzie? Jak odnalazła się w Paryżu jako samotna matka uchodźczyni? Jak trafiła do Hollywood pod skrzydła takich sław jak Coppola?
Karolina Pasternak, dziennikarka filmowa, dzięki niezwykłej relacji z bohaterką tej książki mogła stworzyć pełną nieznanych i zaskakujących faktów biografię reżyserki.
Karolina Pasternak – wieloletnia dziennikarka „Newsweeka”, wykładowczyni, redaktorka naczelna. Jej materiały były publikowane w najważniejszych pismach w kraju. Przeprowadzała wywiady z czołówką światowego kina, . z Quentinem Tarantino i Stevenem Spielbergiem.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-6472-4 |
Rozmiar pliku: | 11 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Paszport dla psa
Na tyłach domu Agnieszki w Bretanii jest garaż. Szczeliny między kamieniami w murze są śnieżnobiałe, mimo że wapienna zaprawa połączyła je przeszło sto lat temu. Starannie rozlokowane stoją miotły, pudła, narzędzia, dziecięce zabawki, puszki farb. Na tym tle jak eksponat muzealny wygląda zgrabny rower marki Peugeot koloru liliowego – podarunek od Krzysztofa Kieślowskiego dla nastoletniej Kasi Adamik.
Vis-à-vis bramy garażowej, na drewnianych półkach sięgających do samego sufitu, stoją segregatory i teczki.
Jest jesień 2020 roku. Mijają właśnie dwa lata od tego tygodnia, który spędziłam z Agnieszką w Berkeley. Dwa lata od chwili gdy – jeszcze nie wiedząc, że skończy się to tą książką – zaczęłam wyprawę w przeszłość, wzdłuż linii jej życia.
To miało być kilkudniowe spotkanie: znajomy polecił mnie kuratorce muzeum sztuki w miasteczku akademickim w Kalifornii do poprowadzenia z Agnieszką podczas retrospektywy jej filmów sesji Q&A. Tylko że pytania i odpowiedzi nigdy nie kończyły się tam, w sali kinowej Berkeley Art Museum and Pacific Film Archive. Ten wyjazd przerodził się w jedną długą rozmowę. Trwała przy śniadaniach i kolacjach, podczas spacerów po tętniącym studenckim życiem Berkeley, gdy jeździłyśmy do San Francisco.
Potem, gdy już oficjalnie zbierałam materiały do tej książki, zmieniałyśmy tylko scenerię, a rozmowa trwała. Portret Agnieszki nabierał konturów. Kolejne osoby z jej życia, z którymi przeprowadzałam wywiady, dodawały nowe detale.
*
W Bretanii wdrapuję się na skrzynię w garażu i sięgam po pierwszy z brzegu segregator.
Czy ktoś wiedział, że pisała wiersze? Przyjaciele z tamtych lat? Jej bliscy? Pewnie tak, chociaż żadne z nich – ani były mąż, ani siostra, ani znajomi – nie mówią o tym, gdy się spotykamy, a mnie zwyczajnie nie przychodzi do głowy, by o to zapytać. W żadnym z setek, a może tysięcy artykułów o Agnieszce, które przestudiowałam, robiąc research, nie znalazłam ani śladu informacji na ten temat.
*
Tymczasem przez pierwsze lata pobytu we Francji przelewała na papier gorzkie obserwacje z życia na emigracji oraz pozbawione sentymentalizmu wspomnienia z ludowej ojczyzny. Takie jak w wierszu zatytułowanym „List do ministra MSW”
Panie ministrze
piszę do pana w sprawie
paszportu dla naszego psa
Przeszedł wszystkie obowiązkowe
szczepienia
nie jest rasowy
Je tylko mięso
Nieprzyznanie paszportu muszę
uważać za złośliwość
lub przeoczenie
bowiem państwo nie ma
żadnego interesu w zatrzymywaniu
go w granicach kraju
Pies nie ma jeszcze roku
Jako właściciel
mam obowiązek myślenia
o jego przyszłości
Jeśli spotka go kolejna odmowa
Przykro mi ale
(Proszę nie traktować tego
jak szantaż)
Będę zmuszony go uśpić¹.
*
Czego jeszcze nie wiem o Agnieszce Holland? O co jej dotąd nie pytano? Albo pytano, zakładając jednak, że historia jest znana. Że jej praski okres, włącznie z aresztowaniem i więzieniem, został opowiedziany. Że jej młodość przeszła w cieniu tragicznej śmierci ojca. Tylko że do niedawna sama Agnieszka nie miała przecież pewności: tata został zamordowany czy popełnił samobójstwo?
Lata 70.? W historii zapisały się jako okres triumfu kina moralnego niepokoju, a Agnieszka była jedną z jego autorek. Niemal jedyną kobietą wśród mężczyzn. Dlaczego niemal jedyną? Co to zmieniało?
W latach 80. splot okoliczności politycznych i prywatnych spowodował, że zamieszkała i zaczęła pracować we Francji, wychowując samotnie córkę Kasię.
W latach 90. zamieszkała w Hollywood. Czemu wybrała Stany? Czemu nie została we Francji? Jak się wtedy żyło w Los Angeles? Jakim doświadczeniem była praca z wielkimi studiami? Prawdziwe oblicze Hollywood tamtych lat poznajemy przecież dopiero w świetle opowieści #MeToo.
Jedyne, czego byłam pewna, pracując nad tą książką, to tego, że historię Agnieszki Holland trzeba opowiedzieć od nowa.
*
Niektórzy biografowie wybierają jakiś okres w życiu – zazwyczaj najbardziej dramatyczny, czasem – gdy to możliwe – skupiający jak w soczewce esencję ich bohatera. Inni dają historii wypłynąć w rozmowie – wywiadzie rzece. Jest wtedy, siłą rzeczy, jednostronna.
fot. Jerzy Kosnik/Forum
Gdy piszę ten wstęp, Martin Scorsese pokazał właśnie na jednej z platform streamingowych swój dokument o legendarnej nowojorskiej autorce Fran Lebowitz. Siedzą, rozmawiają. Przede wszystkim o Nowym Jorku, którego jest ikoną, ale też o dzieciństwie Lebowitz w Morristown lat 50., o młodości i starzeniu się, o książkach, filmach i nowych technologiach, o społeczności LGBT, której jest częścią. Kamera to rejestruje. Są w tym kilkugodzinnym miniserialu sceny, które zdradzają więcej o bohaterce, niż dałoby się opowiedzieć w opasłej książce. Po seansie łapię się jednak na tym, że o przebiegu życia Lebowitz nie wiem prawie nic – dostałam tylko wybrane fragmenty układanki. O jej życiu prywatnym – kompletnie nic. O błyskotliwych tekstach prasowych, które pisała – podobnie.
Coś za coś.
*
W trakcie pracy nad tą książką poznałam nieznane wcześniej fakty z dzieciństwa Agnieszki Holland. Ono jest jak słowo „Różyczka” z _Obywatela Kane_’_a_: łatwo się na nim zafiksować, trudno oprzeć się chęci analizowania wszystkiego przez jego pryzmat.
Żeby zrozumieć Agnieszkę Holland i jej dzieło, dobrze jest zwalczyć w sobie głód łatwych odpowiedzi. Albo jak ujęła to Olga Tokarczuk w swoim eseju _Człowiek na krańcach świata_: „wychynąć” poza swoją bańkę, w której się „zamykamy i mościmy”².
*
Objąć jej biografię i twórczość, pół setki filmów i seriali, które nakręciła, historię życia toczącą się na dwóch kontynentach i bogatą w wydarzenia, którymi można by obdzielić wiele osób, oddać jej złożoną osobowość – to trochę jak pakować walizkę na roczną podróż. Coś się nie mieści. Wszystkiego spakować się nie da.
Co zostawić? Anegdotę, która źle się zestarzała? A może nie? Może uda się ją wcisnąć między to, kim Agnieszka była kiedyś, a kim jest teraz?
Co jest tak naprawdę ważne? Który fakt, który list, który wiersz, który cytat, który tekst jej autorstwa?
Oczywiście nie dowiem się, czy spakowałam do walizki to co niezbędne, zanim nie zostanie nadana.
1. Wiersz pochodzi z domowego archiwum Agnieszki Holland.
2. „Kiedyś przynajmniej próbowaliśmy ująć świat w całości, budując jego kosmologiczne i ontologiczne wizje, zadając pytania o jego sens. Lecz gdzieś po drodze zostaliśmy sproletaryzowani w podobny sposób, w jaki kapitalistyczna fabryka sproletaryzowała rzemieślników, którzy potrafili jeszcze wytworzyć cały produkt, zamieniając ich w robotników wykonujących tylko jego określoną część składową, nieświadomych całości. Proces samodzielenia się społeczności ludzkiej na bańki jest procesem niewyobrażalnej totalnej proletaryzacji. Zamykamy się i mościmy w naszej ubańkowionej sferze doświadczeń zamykającej nam dostęp do doświadczeń i myśli innych. W dodatku tak wolimy, jest nam z tym dobrze, inni – ale inni naprawdę, ci, których zrozumienie, a może samo dostrzeżenie wymagałoby wychynięcia na zewnątrz – mało nas obchodzą” – Olga Tokarczuk, _Człowiek na krańcach świata_, „Polityka” 2020, nr 40.Rozdział 2
Mama
„_W naszej rodzinie wszystko stoi na silnych kobietach. Babcia Renia jest niekoronowaną królową tego klanu”._
Gabrysia Łazarkiewicz-Sieczko
Na piętrze kamienicy wynajętym w Krakowie na Zyblikiewicza mieszkało ich dziesięcioro. Kazimierz i Petronela, ich dwóch synów, Michał i Ignaś, oraz pięć córek. Najstarsza miała na imię Maria, druga Teofila, nazywana w skrócie Tolą, potem była Hanka i dwie najmłodsze: Apolonia i Weronika, zwana przez wszystkich Zionią.
Mieszkał z nimi też Sybirak Staszek Ziajko, który jeszcze w Starym Konstantynowie na Wołyniu zakochał się w Marii z wzajemnością i do Krakowa przyjechał już jako mąż najstarszej z sióstr Kowalczewskich.
12 listopada 1918 roku Petronela wyszła rano do banku i nie wracała do późnego wieczora. Gdy pojawiła się wreszcie w drzwiach mieszkania, oznajmiła rodzinie, że stracili cały majątek.
*
Tragiczna historia przodków Agnieszki jest bardzo ważna, bo miała ogromny wpływ na dzieciństwo jej mamy i w efekcie także na jej własne, a nigdy dotąd nie została tak naprawdę zgłębiona ani opowiedziana.
Pradziadek Agnieszki Kazimierz Kowalczewski był Galicjaninem, poddanym Franciszka Józefa. Jako młody mężczyzna pojechał na Wołyń, do Starego Konstantynowa, i tam poznał Petronelę, rodowitą Wołyniankę. Ożenił się z nią, założył pracownię krawiecką i szył dla okolicznej arystokracji. Pakował na wóz czeladników, bele jedwabiu i atłasu, które kupował w Berlinie albo w Wiedniu, i jechał na miesiąc w podróż. Do Potockich i Radziwiłłów, do Sanguszków i Woronieckich.
Wkrótce Kowalczewski stał się znanym w całej guberni wołyńskiej przedsiębiorcą. Słynął także z tego, jak manifestował swoją polskość.
W rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja wkładał odświętne ubranie, przypinał biało-czerwoną wstążkę i idąc do kościoła, intonował _Rotę_. Głos miał piękny i donośny. Jeszcze w Krakowie, gdzie się urodził, śpiewał w chórze w kościele Mariackim.
Do wiosny 1917 roku Kowalczewskiemu i jego rodzinie powodziło się bardzo dobrze.
Na dole po lewej Hania Kowalczewska z córką Ewą, po prawej Maria Kowalczewska z córką Janią. U góry Weronika Kowalczewska i syn Marii, Michał.
Archiwum Agnieszki Holland
O wydarzeniach roku 1917 na Wołyniu, a konkretnie w Starym Konstantynowie, pisze Zofia Kossak-Szczucka w _Pożodze_: „Pamiętam owe pierwsze dni marcowe 1917 roku. Zabłoconą i niechlujną ulicą Starego Konstantynowa przeciągał pierwszy »pochód wolnościowy«. (…) Rzecz dziwna i dziwna głupota: inteligencja, ta sama, której rewolucja napisała w następstwie straszny wyrok śmierci, przyjęła przewrót z entuzjazmem i radośnie; chłopi, którym otworzyć miała nową erę – nieufnie i pogardliwie (…). Każda chata żyła życiem gorączkowym, rozbita na parę obozów, zwalczających się namiętnie. Spokojny, rozważny żywioł starych gospodarzy opierał się biernie, tamował ruch, ale powoli ulegał i pozwalał unosić się młodym. (…) Wtedy objeżdżając tak ciche na pozór pola, można było słyszeć, wsłuchawszy się duszą, ochrypły głos Nizin, wołający o Głodzie Ziemi (…). Z chat, domów, płotów, podwórzy i przyzb bielonych wznosił się w górę i rósł jeden jęk, jedno skamlenie pożądania: Ziemi! Ziemi!”¹.
*
Pradziadek Agnieszki nie miał wprawdzie ziemi, ale miał majątek. Bolszewiccy żołnierze przyszli nocą, zabrali go i zamknęli w więzieniu. Nikt z potomków dokładnie nie pamięta, jak długo był uwięziony. W każdym razie wystarczająco długo, by w wilgotnej, zimnej celi zapaść na galopujące suchoty, jak kiedyś nazywano gruźlicę.
Był już bardzo chory, gdy prababci Petroneli udało się go wykupić od bolszewików. Było jasne, że nie mogą dłużej zostać na Wołyniu. Sprzedali więc resztki majątku, co się dało, zabrali z sobą, i ruszyli do Galicji – do domu.
Wydawało się, że ich sytuacja finansowa jest zabezpieczona. Wszystkie pieniądze, jakie zarobił na Wołyniu, Kowalczewski latami przesyłał do banku z siedzibą w Krakowie. Bank był oczywiście austriacki.
Tola Rybczyńska z domu Kowalczewska, babcia Agnieszki Holland.
Archiwum Agnieszki Holland
Gdy 11 listopada Polska odzyskała niepodległość, cały jego majątek przejął austriacki rząd. To był szok, z którego już się nie otrząsnęli. Rodzina znalazła się w fatalnej sytuacji finansowej. Gdyby Kowalczewski był na siłach, zawalczyłby pewnie o te pieniądze, ale od powrotu do Krakowa jego stan zdrowia z dnia na dzień się pogarszał. Zmarł, zostawiając żonę z szóstką nieusamodzielnionych dzieci – tylko najstarsza Maria była dorosła i miała męża. Sprawy w domu zaczęły się tragicznie komplikować. Zwłaszcza dla młodszych córek. Michaś i Ignaś uczyli się w szkole rzemieślniczej, wiadomo było, że po jej ukończeniu znajdą zatrudnienie w fabryce. Ale dla dziewcząt ze zubożałych domów w tamtych czasach jedyną drogą było wyjście za mąż za kogoś o stabilnej pozycji finansowej.
Apolonia i Weronika na zamążpójście były jednak za młode.
Najmłodszą z sióstr Kowalczewskich z bólem serca oddano do zakonnic. Był to niby sierociniec, ale warunki były klasztorne. O piątej rano pobudka na nabożeństwo, w ciągu dnia modły. Dyscyplina i brak czułości. Weronika została u zakonnic do szesnastego roku życia – siedem długich lat.
*
Chyba w tym właśnie momencie, gdy Zionia trafiła do zakonnic, losy sióstr zaczęły się tragicznie plątać.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
1. Zofia Kossak-Szczucka, _Pożoga_, Warszawa 1996, s. 19 i 21.