Holoubek. Rozmowy - ebook
Holoubek. Rozmowy - ebook
Zapis rozmów Małgorzaty Terleckiej-Reksnis z Gustawem Holoubkiem dokumentuje opowieść jednego z najwybitniejszych polskich aktorów. W miarę upływu lat dzielących nas od słynnej inscenizacji "Dziadów" w reżyserii Kazimierza Dejmka jego rola Konrada w coraz większym stopniu staje się mitem, sam zaś aktor przeszedł do historii i legendy polskiego teatru.
Rozmowy odbywały się w różnych miejscach, latach i okolicznościach. Dla Gustawa Holoubka był to czas otwarty, ciągle jeszcze pełen możliwości. W trakcie powstawania książki nagle został przecięty, zatrzymany. I słowa, które były żywą rozmową, okazały się podsumowaniem osobistego i artystycznego życia, swoistym testamentem.
Dziś, po dziesięciu latach od śmierci Gustawa Holoubka, jego opowieść staje się historią. Wypowiedzi aktora poza osobistą narracją zyskują dodatkowy wymiar zapisu konkretnego czasu: drugiej połowy dwudziestego i początku dwudziestego pierwszego wieku. I jako takie wymagają uzupełnienia o świadectwa, dokumenty i komentarze.
Dlatego ukazuje się drugie wydanie książki "Holoubek. Rozmowy", wzbogacone o rozbudowane wyjaśnienia i materiały źródłowe, które w interesujący i rzeczowy sposób uściślają fakty, prezentują oceny, przywołują kontekst wydarzeń. Gorące polemiki, spory, recenzje i sądy, czyli historię sprawdzoną i udokumentowaną, autorka lokuje w przypisach-komentarzach, budując nad rozmowami z aktorem dialog Gustawa Holoubka ze swoim czasem.
Małgorzata Terlecka-Reksnis - dziennikarka, reporterka, współpracowała z „Reporterem”, „Polityką”, „Rzeczpospolitą” „Notatnikiem Teatralnym”, „Twoim Stylem”, „Zwierciadłem”. Jest autorką czteroodcinkowego filmu dokumentalnego o Gustawie Holoubku, cyklu wywiadów z polskimi twórcami oraz portretów gwiazd polskiej sceny zebranych tomie Soc, pop, post. "Portrety gwiazd" (2013). Ma na swoim koncie wiele publikacji poświęconych Gustawowi Holoubkowi oraz Tadeuszowi Konwickiemu (m.in. w : "Artyści Sceny Polskiej w ZASP 1918 - 2008", "Konwicki. Kompleks (Universitas 2010)", "Nasze histerie", "Nasze nadzieje (Iskry 2013)". Obecnie związana jest z Zakładem Teatru i Widowisk w Instytucie Kultury Polskiej UW.
Kategoria: | Sztuka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8123-667-6 |
Rozmiar pliku: | 4,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drugie wydanie książki Holoubek. Rozmowy różni się od pierwszego, z 2008 roku, w sposób zasadniczy, choć ani jedno słowo wypowiadane przez aktora nie zostało zmienione. Podobnie jak zapis miejsc i czasu, a także konstrukcja opowieści przeplatanej intermediami o naturze teatru i sztuki aktorskiej. Nieodwołalnie jednak zmienił się sam status tamtego zapisu sprzed dziesięciu lat. We wstępie do pierwszego wydania wyjaśniałam, że nasze rozmowy z Gustawem Holoubkiem narastały w czasie i przestrzeni. Toczyły się w różnych latach, kontekstach, miejscach. W kawiarni Czytelnika, w Teatrze Polskim, w Ateneum, w mieszkaniu aktora (zazwyczaj wczesnym przedpołudniem, tak aby zdążyć do Bliklego na kawę z Tadeuszem Konwickim), w Krakowie, w Zakopanym, w Bukowinie Tatrzańskiej (w czasie letnich wakacji). W studiach Poltelu (przy realizacji serialu Królewskie sny), na widowni Ateneum (w trakcie prób do Jegora Bułyczowa i innych oraz Garderobianego). Niespieszność tych rozmów polegała na poddaniu się nurtowi opowieści, kluczeniu wśród przeżyć i doświadczeń. Bezinteresowność na braku zobowiązań. Tym, co spajało wszystkie te rozproszone fragmenty, była teraźniejszość, która dawała możliwość bezpośredniego porównania tego, co mówi Holoubek, z jego działaniami na scenie, w teatrze, w życiu społecznym, politycznym. Czas Holoubka artysty i człowieka był jeszcze czasem niedokonanym, otwartym na interpretacje i wyjaśnienia. W trakcie autoryzacji pierwszej części rozmów aktor został przewieziony do szpitala, miał wrócić po kilku dniach. Tak się jednak nie stało. Parę miesięcy później, kiedy ukazała się książka Holoubek. Rozmowy, jego obecność w teatrze była jeszcze żywa i bardzo bliska. Rama teraźniejszości spajająca nasze rozmowy jeszcze działała, otwarta na aktualne interpretacje, doraźny sens słów aktora i jego ocen.
Natomiast dziś, po dziesięciu latach od jego śmierci, przekształciła się w historię, która domaga się objaśnienia, weryfikacji. Wypowiedzi Holoubka zyskały inny wymiar. Poza osobistą opowieścią stały się zapisem konkretnego czasu; drugiej połowy dwudziestego wieku i początku dwudziestego pierwszego wieku. I jako takie domagały się uzupełnienia o świadectwa, dokumenty i komentarze. Dlatego postanowiłam posłużyć się formą rozbudowanych przypisów, które, mam nadzieję, w interesujący i rzeczowy sposób uściślają fakty, korespondują z ocenami, pokazują konteksty wydarzeń. Przy czym wyjaśnię od razu, kluczowa dla mnie zarówno wtedy, kiedy rozmawialiśmy, jak i teraz, kiedy zmieniłam się w historyka, była i jest wersja Gustawa Holoubka. To, jak pamiętał wydarzenia, jak je analizował i opisywał. Nie dlatego, że był nieomylny, przeciwnie, dlatego, że jego wersja pozostanie osobistym świadectwem uczestnika historii. Zwłaszcza przy aferze dotyczącej wystawienia Dziadów, wersja wydarzeń Holoubka Konrada ma wagę dokumentu poddanego procesom pamięci. Dlatego też tak wiele mówi o mechanizmach mitologizowania zarówno samego przedstawienia, jak i roli Gustawa-Konrada. Słowem – opowieść Gustawa Holoubka zyskuje prawa do osobistego zapisu pamięci, literackiej ekspresji wspomnień. Gorące polemiki, spory, recenzje, oceny i sądy, czyli historię sprawdzoną i udokumentowaną, lokuję w przypisach-komentarzach, budując nad rozmowami z aktorem dialog Holoubka ze swoim czasem.
Małgorzata Terlecka-Reksnis
(styczeń 2018)KRAKÓW CZY WARSZAWA?
Zacznijmy od krakowskich sentymentów. Mimo że od przeszło pół wieku mieszka pan w Warszawie i to, co najważniejsze w pana aktorskiej karierze, związane jest ze stołecznymi teatrami, przy każdej okazji podkreśla pan swój związek z Krakowem. Wręcz się pan chwali Krakowem. Z czego to wynika?
Z tego prostego faktu, że tam się urodziłem i wychowałem. I jak to bywa z sentymentami, jeszcze do dziś, od czasu do czasu, zdarza mi się być przekonanym, że Kraków jest największym miastem, a Wisła najdłuższą rzeką.
Chwalę się Krakowem, bo to miasto, od kiedy pamiętam, było i po dziś jest najbliższe temu, za czym zawsze tęskniłem, czyli starej, mądrej Europie, z jej poszanowaniem tradycji i przywiązaniem do przeszłości.
Mam taką cechę, że nie wierzę w błyskawiczne osiągnięcia. Wiem natomiast, że to, co nam się w życiu zdarza, co próbujemy nazwać i pojąć, jest wypadkową wielu okoliczności i nawarstwiania różnych doświadczeń. Dlatego twierdzę, że zanim poweźmie się opinię o czasie współczesnym i tym, co ma nastąpić, trzeba znać przeszłość.
Dla mnie najważniejszym miejscem w Krakowie był Zwierzyniec, dzielnica równie starożytna jak Rynek i Podzamcze, położona nieco na uboczu. Nie wychylałem poza nią nosa do dziesiątego roku życia.
Przy ujściu Rudawy do Wisły stoi biały kościół i klasztor Sióstr Norbertanek. To była nasza parafia1. Do dziś w drugi dzień Świąt Wielkanocnych odbywa się tu Emaus, słynny odpust2, z dziesiątkami straganów zaopatrzonych w różne cuda; za moich czasów królowały wśród nich figurki Żydów na sprężynach, niezliczone przyrządy do śmigusa-dyngusa oraz kolorowe piłeczki na gumce, służące, jak wiadomo, do bicia koleżanek po głowie.
Naprzeciwko po drugiej stronie rzeki Rudawy mieścił się kiedyś klasztor Braci Albertynów3, miejsce bardzo tajemnicze, a dla mnie szczególnie ważne, bo tam pierwszy raz w życiu zobaczyłem jasełka. Przeżycie było tak emocjonujące, że dostałem gorączki. Obok rozciągały się Błonia4 porośnięte na wiosnę milionami żółtych mleczy. I jeszcze jeden magiczny punkt Zwierzyńca – Wzgórze Salwatorskie5 z kopcem Kościuszki6. Wspinaliśmy się tam, żeby popatrzeć na Stare Miasto otoczone Plantami i żydowski Kazimierz. W pogodny, letni dzień z kopca widać było nawet Tatry. I właściwie wszystko, co dotyczy mojego najwcześniejszego dzieciństwa, bierze się stamtąd.
Można to nazwać topografią nostalgii. Czy jest jeszcze coś poza sentymentami, co zawdzięcza pan rodzinnemu miastu? Co w pana stosunku do życia i do teatru wynika z krakowskiego rodowodu?
Tym czymś może być wyraźne, a nawet dojmujące poczucie, że przeszłość jest żywa i nieustannie obecna w teraźniejszości. Do dziś jeszcze, kiedy natrafiam na jakiś dylemat, automatycznie odwołuję się do przeszłości i tam szukam rozwiązań. Jestem przekonany, że bez zrozumienia tego, co się działo dawniej, nie ma żadnego postępu. Nic nowego nie może pojawić się w autentycznie odkrywczym blasku i kształcie, jeżeli nie towarzyszy temu świadomość stałych, niezmiennych wartości.
Skąd to się u mnie bierze? No właśnie z Krakowa, w którym tradycja nieustannie przeplata się z nowoczesnością. Bo to miasto to nie tylko kościoły, Wawel i tradycyjne, konserwatywne mieszczaństwo. To także postęp, awangarda i nowoczesność. Na przykład mało kto wie, że sport motorowy wziął się z Krakowa. Tu odbywały się pierwsze wyścigi motorowe słynnych braci Ripper7, którzy potem stali się symbolami miasta. Przedwojenna reprezentacja Polski w hokeju8 i najlepsza drużyna w koszykówce9 to także stary Kraków. A po dziś dzień to miasto jest matecznikiem awangardy w sztuce. Znamienne, że prawdziwa awangarda może urodzić się tylko w miejscach, w których kultywuje się tradycję. Po prostu przychodzą nowi ludzie i podejmują z nią dialog, szukając punktów stycznych między tym, co znane i trwałe, a tym, co nowe, teraźniejsze.
Wracając jeszcze do mojej krakowskiej przeszłości, chcę powiedzieć, że ma ona dla mnie znaczenie pierwotne, a więc absolutnie podstawowe. Często dywagujemy o względności czasu, ale nie zdajemy sobie sprawy, do jakiego stopnia jesteśmy w nim zagubieni. Nieustannie oczekujemy nowości, gonimy za bieżącymi wydarzeniami, zapominając o tym, co przeżyliśmy, czego doświadczyliśmy. A to jest nasz podstawowy kapitał, gdyż przez całe życie czerpiemy z wiedzy o samych sobie i o świecie, która została nam zaszczepiona w najmłodszych latach.
Tadeusz Konwicki, pana przyjaciel, nazwał ją „wiedzą – zapamiętaniem świata”10. Składają się na nią pierwsze obrazy i wrażenia nieskażone rozumem, który dopiero później dostarcza krytyczno-intelektualnych pojęć. Jakie są te pana pierwsze krakowskie obrazy?
Jest we mnie pamięć ulicy Kraszewskiego, na której się urodziłem i wychowałem, w kamienicy pod numerem 25. Nasze mieszkanie mieściło się na pierwszym piętrze. Urodziłem się w domu, bo wtedy dzieci przeważnie rodziły się w domu. Wiem z opowiadań matki, że odebrała mnie akuszerka, która miała prawie dwa metry wzrostu. Kiedy ojciec, który czekał pod drzwiami, spytał zdenerwowany: „Co się urodziło?”, odpowiedziała basem: „Dziecko”.
Pojawiłem się na świecie jako jedyny syn moich rodziców, ale szóste z kolei dziecko, gdyż zarówno ojciec, jak i matka wnieśli do rodziny dzieci z poprzednich swoich małżeństw11. Wychowywałem się wśród czterech przyrodnich braci, pod opieką najstarszej siostry Heleny.
Dobrze pamiętam też Zwierzyniec z jego tradycjami i silnym poczuciem lokalnej więzi. Wszyscy się tam znali i wszystko o sobie wiedzieli. Stary most, pierwszy na Zwierzyńcu12, łączył ulicę Kościuszki z wesołą ulicą Królowej Jadwigi, biegnącą w kierunku Woli Justowskiej. Mieszkańcy tej bogatej dzielnicy, zabudowanej nowoczesnymi willami, nam, dzieciakom ze Zwierzyńca, wydawali się istotami z innej planety13. Stanowili przedmiot naszej nieustannej fascynacji. Jeździli sportowymi samochodami, grali w tenisa, wyjeżdżali do zagranicznych szkół, dziewczyny nosiły krótko obcięte włosy i miały czerwone usta. Ambicja, żeby kiedyś dostać się do ich świata, na pewno nam wtedy towarzyszyła.
Tuż obok mojego domu rozciągały się słynne krakowskie Błonia. Wystarczyło przejść parę metrów przez łąki i już było się na tym największym boisku świata. Dziś wydają mi się o wiele mniejsze, skromniejsze, ale wtedy były ogromną przestrzenią zieleni i niczym nieograniczonej swobody.
1 Klasztorny kościół Sióstr Norbertanek pod wezwaniem św. Augustyna i św. Jana Chrzściciela, ufundowany przez rycerza Jaksa Gryfita z Miechowa w 1162 roku po jego szczęśliwym powrocie z wyprawy krzyżowej. Kościół wraz z przylegającym do niego klasztorem stanowi największy po Wawelu kompleks zabytkowy Krakowa.
2 Nazwa Emaus nawiązuje do opisanego w Ewangelii św. Łukasza spotkania zmartwychwstałego Chrystusa ze swoimi uczniami na drodze do miasta Emaus. Na pamiątkę tego wydarzenia w całej średniowiecznej Europie odbywały się pielgrzymki do kościołów położonych poza murami miasta, którym towarzyszyły odpusty. W Krakowie odbywało się wiele takich pielgrzymek i odpustów, ale przetrwał jedynie ten zwierzyniecki.
3 Właściwie nie klasztor, lecz prowadzony przez braci albertynów zakład dla nieletnich chłopców, pochodzących z ubogich rodzin, który mieścił się w dawnym pałacu Lasockich przy Tynieckiej 18, po drugiej stronie Rudawy (dzisiaj są to tereny parku Dębnickiego). Albertyni przed wojną prowadzili wiele przytulisk i ogrzewalni dla ubogich, ale poza tzw. Domem Generalnym przy Krakowskiej 43 nie mieli stałych siedzib klasztornych.
4 Ta 48-hektarowa łąka należała do norbertanek, które w 1306 roku dzięki umowie z Radą Miejską zamieniły ją na kamienicę przy Floriańskiej. Przez wieki Błonia służyły jako pastwisko, jeszcze do połowy lat 60. wypasano tam bydło, dopiero po wybudowaniu hotelu Cracovia w 1965 roku zamieniono je na teren rekreacyjny.
5 Wzgórze Salwatorskie z prastarym kościołem pod wezwaniem Najświętszego Salwatora, małym cmentarzem parafialnym z grobami uczestników insurekcji kościuszkowskiej oraz liczącym ponad sto lat willowym osiedlem zbudowanym jako miasto ogród i rozległym słynnym cmentarzem Salwatorskim. U podnóża znajduje się pętla tramwajowa Salwator.
6 Kopiec Kościuszki wieńczy wzgórze Św. Bronisławy, z kaplicy pod jej wezwaniem przylegającej do murów okalających kopiec prowadzi ścieżka na szczyt. Decyzję o budowie kopca podjął Senat Rządzący Wolnego Miasta Krakowa w 1820 roku. Na szczycie umieszczono granitowy głaz z napisem „Kościuszce”. W czasie pierwszej wojny Austriacy usunęli głaz i wybudowali tu punkt obserwacyjny.
7 Jan Ripper i Marian Ripper pochodzili z rodziny o wielkich tradycjach automobilowych. Starszy Jan, najwybitniejszy polski kierowca okresu międzywojennego (razem z ojcem Wilhelmem tworzyli pierwszą polską załogę startującą w Rajdzie Monte Carlo w 1928 roku). Młodszy Marian, zawodowy motocyklista, uczestniczył także w rajdach samochodowych. Jego wychowankiem jest Sobiesław Zasada. Krakowska Fundacja Rozwoju Sportów Motorowych od 1991 roku nosi imię Wilhelma, Jana i Mariana Ripperów.
8 Pierwszy pokaz meczu hokejowego odbył się w 1905 roku na Stawach Panieńskich we Lwowie. W ślad za nim w klubie Cracovia zaczęto uprawiać tę dyscyplinę jeszcze przed pierwszą wojną światową. Od 1937 roku, kiedy po raz pierwszy Cracovia została mistrzem Polski w hokeju, zdobywała ten tytuł jeszcze dziesięciokrotnie, nie mając sobie równych.
9 Drużyna TS Wisła, z której pierwszą piątkę zawodników powołano do reprezentacji Krakowa, podczas rozgrywanego w 1939 roku Turnieju Miast. W 1954 roku koszykarze Wisły zostali mistrzami Polski.
10 „(...) Maria Dąbrowska pisała, a przed nią parę tysięcy innych pisarzy, że cała nasza wiedza o świecie, ale nie ta krytyczno-intelektualna, tylko wiedza – zapamiętanie świata, bierze się z dzieciństwa. Ja też myślę, że czerpie się głównie z pierwszych lat. Potem człowiek ma już szalenie rozbudowany aparat krytyczny, zaczynają nim powodować impulsy społeczne”. Zobacz: Katarzyna Bielas, Jacek Szczerba, Pamiętam, że było gorąco. Rozmowa z Tadeuszem Konwickim, Znak, Kraków 2001, s. 150.
11 Helena i Sławomir byli dziećmi z pierwszego małżeństwa ojca, Gustawa Holoubka, zaś Jan, Józef i Zdzisław byli synami matki, Eugenii Holoubek, primo voto Słysz.
12 Most na Rudawie w ciągu ulicy Kościuszki, zwany Starym Mostem, zbudowany na początku XX wieku, odznaczał się masywną stalową konstrukcją kratownicową. W wyniku jego budowy zabytkowy klasztor Norbertanek schował się w zagłębieniu, tracąc nieco ze swych walorów widokowych. Po wojnie, w latach 50., zastąpiono go łukową, żelbetową, płaską formą niezakłócającą panoramy klasztoru.
13 Mowa o willowym osiedlu Salwator, zwanym także Urzędniczym, wybudowanym tuż przed pierwszą wojną i przeznaczonym dla elity krakowskich urzędników, profesorów i artystów. Autorem koncepcji architektonicznej tego osiedla był Roman Bandurski.Jaką dzielnicą był Zwierzyniec? Kto w niej mieszkał i skąd brało się to silne poczucie lokalnej wspólnoty?
Za moich czasów nikt obcy po zmroku nie mógł się tam czuć bezpiecznie. Była to społeczność silnie zintegrowana, z własną legendą i kodeksem obyczajowym. Stanowiliśmy coś w rodzaju enklawy, zamkniętej społeczności, kierującej się własnymi prawami. Na przykład, kiedy obcy chłopak odprowadzał „naszą” dziewczynę, musiał się opowiedzieć, czy ma poważne zamiary. Ona też brała za niego odpowiedzialność. Inaczej nie mógł bezpiecznie wejść do tej części miasta.
Na Zwierzyńcu obowiązywała szczególna moralność oparta na specyficznie pojmowanej tolerancji wobec cudzego życia i lojalności rozumianej jako nieświadczenie przeciwko tym, którzy powierzyli nam swoje sekrety, nawet jeśli zdarzyło się im naruszyć prawo. Za złamanie tych zasad groziła izolacja, wyrzucenie poza nawias społeczności. Kapuś nie miał po co pojawiać się w okolicy.
Wielu moich kolegów było andrusami, tak nazywano ich wtedy w Krakowie, dziś określilibyśmy ich jako chuliganów. Wywodzili się z biednych proletariackich rodzin. Na Zwierzyńcu w przeważającej większości mieszkali rzemieślnicy, robotnicy, pomniejsi urzędnicy i nauczyciele, różne drobne mieszczaństwo oczywiście niemające nic wspólnego z bogatą elitą przeważającą w centrum. Pamiętam, że gdy ktoś od nas wybierał się na Rynek, Grodzką czy Floriańską, mówiło się, że jedzie do miasta. Jeździło się tam tramwajem z przystanku przy ulicy Lelewela14.
Konkurowaliśmy z innymi starymi dzielnicami: Krowodrzą oraz Dębnikami, Grzegórzkami z prawego brzegu Wisły. One także tworzyły społeczności lokalne silnie związane odrębnym stylem, gwarą i sposobem zachowania. Nas, kilkunastoletnich chłopaków, najbardziej dzieliły kluby sportowe. W obronie drużyny Cracovii toczyliśmy na Błoniach z kibicami innych klubów prawdziwe bitwy.
Zwierzyniec miał swoje ceremonie i święta. Raz do roku odbywał się swoisty przegląd składu społecznego i zasobności naszej dzielnicy. Działo się to w Boże Ciało podczas procesji, która wyruszała po mszy z kościoła Sióstr Norbertanek. Wszyscy zbierali się na placu i ustawiali w tradycyjnym porządku. Najbardziej wyróżnieni byli ci, którzy nieśli baldachim nad księdzem i Sakramentem. Co roku wybierano ich ze zwierzynieckiej elity towarzyskiej, którą stanowiły stare murarskie rodziny, przekazujące sobie fach z pokolenia na pokolenie. Szli na czele, obowiązkowo ubrani na czarno, pod krawatami. Byli tymi, którzy wyprowadzają wiernych i przewodzą społeczności. Za nimi ustawiali się rzemieślnicy, przedstawiciele różnych branż i usług, potem urzędnicy, sprzedawcy, robotnicy. Dalej w pewnej odległości za mężczyznami szły wystrojone kobiety, podległe im, ale świadome swojej atrakcyjności, a na końcu razem młodzież i dzieci. Było to odbicie hierarchii i ładu obowiązującego we wszystkich dziedzinach lokalnego życia.
Jak w ten opis zwierzynieckich obyczajów wpisuje się historia pana rodziny? Jaki był dom, w którym się pan wychował? Co pan z niego wyniósł, jakie wartości i poglądy?
Pochodzę z rodziny dość skomplikowanej. Ojciec był Czechem osiedlonym w Polsce po pierwszej wojnie, w której brał udział15. Dwukrotnie ranny znalazł się w szpitalu w Krakowie. Sprowadził tu swoją czeską żonę z córką i synem16. Niestety, Czeszka niedługo zmarła. Tak się złożyło, że na tej samej ulicy, całkiem niedaleko, mieszkała moja przyszła matka, wtedy młoda wdowa z trzema synami17. Ona z kolei pochodziła ze wsi, gdzieś ze wschodniej Małopolski. Do dziś nie wiem, jakim cudem znalazła się w Krakowie. Jej pierwszy mąż, urzędnik magistracki, umarł nagle na serce w wieku trzydziestu sześciu lat. Pamiętam z fotografii, które matka przechowywała, że miał smutną twarz i zawadiacko podkręcone wąsy.
Kiedy moi rodzice się pobierali, mieli już razem pięcioro dzieci. Ja byłem jedynakiem z tego małżeństwa.
Jaki był nasz dom? Pełen życia, wojskowego hurraoptymizmu, kultu sprawności fizycznej i sportu. Ojciec, jak to wojskowy, lubił dyscyplinę i porządek. Wydawał komendy i rozkazy. Do niego należały ranki i wieczory. Matka natomiast miała poczucie humoru i upodobanie do pewnego rodzaju romantycznego bałaganu wokół siebie. Świetnie gotowała i na karmieniu nas wyczerpywała się jej rola. Reszta miała się jak gdyby układać w sposób naturalny, bez ingerencji dorosłych. Dom był do spania, jedzenia obiadu i kolacji, ale na pewno nie był siedzibą wychowawczą.
Starsi bracia poszli w ślady ojca, zostali zawodowymi oficerami18. Ja jako najmłodszy cieszyłem się absolutną swobodą. Mnie nikt nie wychowywał i nikt nie miał na mnie wpływu.
Podobno imię Gustaw dostał pan po ojcu, absolwencie Wiedeńskiej Akademii Wojennej. Jak go pan zapamiętał?
Tylko ułamkowo, w strzępach wspomnień. Nie może być zresztą inaczej, bo miałem dziesięć lat, kiedy umarł19. Był dzieckiem dziewiętnastego wieku. Miał dwadzieścia cztery lata, kiedy zaczął się dwudziesty wiek, i trzydzieści siedem, kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa; walczył w II Brygadzie Legionów Polskich20. Mogę więc śmiało powiedzieć, że moje korzenie sięgają dziewiętnastego wieku. Dziwnym trafem losu ten czeski obywatel osiadł w Krakowie i został Polakiem. Pamiętam, że płakał trzy razy: kiedy grano hymn austriacki, czeski i polski.
Kiedy ja zjawiłem się na świecie, miał już za sobą karierę wojskową. Działał w krakowskim Sokole, paramilitarnej organizacji zrzeszającej młodzież z różnych środowisk21. Chodziło o propagowanie patriotyzmu, idei służby ojczyźnie i fizycznej sprawności. Ojciec uczył gimnastyki, organizował zawody, mecze drużynowe i pokazy. Patronował też licznym klubom sportowym. Często jeździł w galowym mundurze22 na sokole zloty do innych miast południowej Polski i Pragi czeskiej. Oddawał się tej działalności z tak wielkim entuzjazmem i zapamiętaniem, że przepadał z domu na całe dnie.
Wyłaniają mi się z mgły pamięci tylko fragmenty obrazów z jego udziałem, szczegóły, takie na przykład jak ruch laski, którą wyrzucał w górę za każdym krokiem, kiedy późnym popołudniem wracał do domu. Szedł od strony placu Na Stawach, a ja czatowałem w oknie, żeby zobaczyć, kiedy pojawi się na rogu naszej ulicy, i wrzasnąć: „Ojciec wraca!”. Cały dom natychmiast stawał na równe nogi. Zaczynały się gorączkowe porządki. Ich istota polegała na tym, że każda rzecz beztrosko porzucona w ciągu dnia, przed powrotem ojca musiała trafić na stałe, przeznaczone dla niej miejsce.
Czy często go wspominam? Pośrednio czasami nagle wraca do mnie pamięć o nim przez porównanie z kimś, w kim rozpoznaję podobny sposób myślenia i podobne poglądy. Najczęściej okazuje się, że to podobieństwo wynika z przynależności do tego samego miejsca i tej samej formacji obyczajowej.
Ma pan na myśli krakowski konserwatyzm czy galicyjską miłość do Wiednia i przywiązanie do tamtej europejskości?
Mam na myśli nowoczesny konserwatyzm, czyli postawę kultywującą tradycje, ale otwartą na przyjęcie do wiadomości nowych prądów. Pamiętam taki krakowski epizod: wybór Jana Pawła II. Z tej okazji u byłej żony adwokata Pocieja odbywa się bankiet, zebranie adwokatów, prawników, lekarzy, słowem – inteligenckie krakowskie towarzystwo. Wspólny entuzjazm, prześciganie się w stopniach znajomości z papieżem, liczby osobistych z nim rozmów i kontaktów. Nagle jeden jedyny Pociej23 mówi, że jeżeli idzie o dyktat światopoglądowy Karola Wojtyły, to można byłoby z nim dyskutować. Oczywiście wszyscy skoczyli na niego. W odpowiedzi oddalił się do swojego mieszkania, piętro wyżej, ale zaraz wrócił do nas ze sztandarem studenckim Bratniaka Uniwersytetu Jagiellońskiego. Były na nim wyhaftowane dwa nazwiska: przewodniczącego Władysława Pocieja oraz sekretarza Karola Wojtyły. I powiada Pociej: „Właśnie wybieram się do Rzymu, żeby podarować ten sztandar Lolkowi, na pewno się ucieszy”. Dlaczego wspominam tę scenę? Bo zachowanie Pocieja jest typowe dla formacji, o której mówię. Kraków w większym stopniu niż jakiekolwiek inne miejsce w Polsce posiadł sztukę tolerancji. Wychował mnóstwo Niemców, Czechów, do których i ja należę. W Krakowie działała ogromna elita żydowskich uczonych, pisarzy, artystów. Trzech prezydentów miasta było Żydami24. Dlatego nie pojmuję zarzutów o antysemityzm kierowanych pod adresem Polaków, ponieważ moje doświadczenia są zupełnie inne.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
WSTĘP
KRAKÓW CZY WARSZAWA?
INTERMEDIUM: JA, MAJSTER
MAPA DZIECIŃSTWA
WOJNA I MIŁOŚĆ
INTERMEDIUM: SŁOWO
SZKOŁA TEATRALNA
INTERMEDIUM: UWOLNIENIE
KOMEDIA CZY DRAMAT?
PRZERWA
NARODZINY LEGENDY
SZEKSPIROWSKIE REMINISCENCJE
INTERMEDIUM: PARADOKS
HISTORIA MARZENIA (DZIADY)
INTERMEDIUM: PRZYJAŹŃ
HISTORII MARZENIA CIĄG DALSZY. LAWA
TEATR DRAMATYCZNY I POLITYKA
INTERMEDIUM: TALENT
ROZDZIAŁ OTWARTY
MIGAWKI Z ATENEUM
POŻEGNANIE
SPIS PREMIER
14 Salwatorska pętla i przystanek końcowy tramwajowej linii numer 6.
15 Gustaw Holoubek (ojciec) brał udział w pierwszej wojnie światowej najpierw jako oficer Cesarskiej i Królewskiej Armii (I Korpusu Armii Austro-Węgier), potem jako oficer Grupy Karpackiej i II Brygady Legionów Polskich.
16 Mariankę (Marię) Holoubek (z domu Kratochwilową) z córką Heleną i synem Sławomirem. W 1939 roku Helena wyszła za mąż za przyrodniego brata Józefa Słysza, oficera rezerwy kawalerii, późniejszego komendanta straży pożarnych w Krakowie i współtwórcę Spółdzielni Pożarniczej „Krakus” produkującej gaśnice pianowe. Jej brat Sławomir Holoubek absolwent Korpusu Kadetów i Szkoły Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu walczył w X Pułku Ułanów w kampanii wrześniowej. W czasie okupacji działał w konspiracji: jako Komendant Obwodu Armii Krajowej Łańcut (ps. „Rawicz”), w Batalionach Chłopskich (ps. „Okoń”).
17 Patrz przypis 11
18 Sławomir Holoubek, Jan Słysz i Zdzisław Słysz byli oficerami Wojska Polskiego, Józef Słysz oficer kawalerii przeszedł po wojnie do służby w Straży Pożarnej.
19 Gustaw Holoubek (ojciec) zmarł 9 kwietnia 1933 roku. Był urzędnikiem Towarzystwa Wzajemnych Ubezpieczeń „Florianka” i naczelnikiem krakowskiego Sokoła. Z karty żałobnej zawiadamiającej o uroczystościach pogrzebowych: „Wczoraj zmarł niespodziewanie śp. Gustaw Holoubek, Naczelnik I Okręgu Sokolego i długoletni zasłużony działacz w sokolstwie. Niniejszym zapraszam tamtejsze Gniazdo do wzięcia udziału w oddaniu ostatniej posługi zmarłemu. Pogrzeb odbędzie się we wtorek, dnia 11 kwietnia 1933, o godzinie 5 po południu z kaplicy cmentarnej. Zbiórka w gmachu Sokoła, Wolska 27, skąd honorowy poczet ze sztandarem wyruszy na cmentarz rakowicki. Czołem!”. Cytat za: http://cyfroteka.pl/ebooki/Wspomnienia_z_niepamieci-ebook/p35596i83391.
20 W stopniu porucznika w II Brygadzie III Pułku Legionów Polskich. Odznaczony Krzyżem Virtuti Militari.
21 Towarzystwo Gimnastyczne Sokół, założone w 1867 roku we Lwowie, stawiało sobie za cel budowanie świadomości narodowej, postaw obywatelskich oraz popularyzację sportu i aktywności fizycznej. Symbolem ruchu był sokół w locie trzymający sztangę do ćwiczeń. Lokalne oddziały, tzw. gniazda sokole, prowadziły polowe drużyny, organizowały zawody (letnie i zimowe), a także kursy dla nauczycieli gimnastyki. Po wojnie w 1947 roku organizacja została zdelegalizowana, zarzucono jej paramilitarny charakter. Reaktywowana w 1989 roku, już po transformacji.
22 Galowy mundur składał się z: czapki krakuski z piórem, czamary kroju wojskowego z rabatami, noszonej na lewym ramieniu, spodni spiętych szerokim pasem z klamrą ozdobną z inicjałem, wpuszczonych w wysokie buty, oraz karmazynowej koszuli ze stojącym kołnierzykiem spiętym okrągłą zapinką z wizerunkiem sokoła.
23 Władysław Pociej (1918–2007), wybitny znawca prawa karnego, obrońca w głośnych politycznych procesach „taterników” i „komandosów”. Absolwent prawa UJ, rocznik 1936. Ostatni rok ukończył w ramach tajnego nauczania w 1944 roku, podczas którego zaprzyjaźnił się z ówczesnym studentem polonistyki Karolem Wojtyłą.
24 Mieczysław Kaplicki (Maurycy Kapellner), lekarz, legionista, sprawował urząd prezydenta od 1933 do 1939 roku. Józef Sare (Saar), budowniczy, architekt, wiceprezydent, dwukrotnie pełniący funkcję prezydenta: w 1914 roku oraz w latach 1924–1926. Ignacy Landau (Izaak), adwokat ze słynnej rodziny Landauów, zwolennik asymilacji, reprezentant Stronnictwa Niezależnych Żydów; w latach 1914–1930 pełnił funkcję wiceprezydenta Krakowa.