- W empik go
Humor i prawda w kilku obrazkach - ebook
Humor i prawda w kilku obrazkach - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 331 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Są pewne wyrazy, które jak dwa kawałki drzewa potrzebnie nieociosane, żadną miarą do siebie nie przystają, jakkolwiekbyś je obracał. Taką parą wyrazów jest przymiotnik uczony, i rzeczownik, kobieta. Czy powiesz uczone kobiety, czy kobiety uczone, zawsze czujesz, że niema powiązanej myśli. Tworzy się tam zawsze jakaś obca myśl, mechanicznego nauczenia się, jak np. szpak uczony; myśl mogąca być nawet obraźliwą. Aby więc nie obrazić kobiet, w których obronie tu autor tego artykułu występuje, wolał dać napis kobiety i uczoność, i te dwa znaczenia zostawić niepołączone, aż je czas kiedy obrobi i połączy. Leży w tem coś niepojętego. Gdy powiem wielki mąż, każdy wie, co chcę… powiedzieć, ale gdy powiem wielka żona, choćbym przy wielka i trzy wykrzykniki położył, każdy jednak pomyśli o jakiej rosłej pomorskiej piękności. Niech się jednak płeć piękna pociesza. Gdzie niema wyżyn, tam niema i niżyn. Więc gdy kto powie mała żona, każdy pomyśli zaraz o wzroście, nic o małych przymiotach duszy. Nareszcie ponieważ mówiemy, że są wielcy ludzie, a ludźmi są także i kobiety, więc w namiocie wielkiej ludzkości, wnijdą i kobiety, choć tylko jako kontrabanda. – Ale wracamy do założenia. "Gdzie słabo, tam się rwie "jest staropolskie przysłowie, które do wielu nader stosunków życia da się zastosować. Jakoś, już od czasów Adamowych, jak tylko Stwórca długowłosą towarzyszkę z żebra jego mu utworzył, nazywano niewiastę słabą istotą, i mimo uwielbień ciągłych o potędze jej uroku, o sile jej wdzięków, o bóstwie w ludzkiem ciele, opanowaniu i władzy nad sercami mężczyzn – w dziwnej z tem wszystkiem kontradykcyi, stało się owo zdanie o słabości istoty kobiecej, artykułem wiary u całego świata; – nic zatem już dziwnego, że i do płci pięknej zastosowano owo przysłowie: gdzie słabo, tam się rwie. Niech się tylko kobieta posiągnie drobną rączką po księgi obciążone cetnarami mądrości męzkiej; niech różanemi usteczkami zaszezebioce starożytnemi języki, obmierzehłemi dwoma tysiącami lat; niech główką gładko uczesaną pomyśli, poduma nad kwestyami politycznemi, naukowemi, filozoficznemi, – a co najgorsza, niech paluszkami bieluchnemi, po których łyszczą złote obrączki i pierścienie, różnych okoliczności pamiątki, uchwyci pióro, i pisze, i drukuje: – zaraz wystąpi mężczyzna filozof i powie: od jednej uncyi Heglowskiej filozofii pęknąć musi głowa wasza. – Słabo, urwało się! woła zbieracz przysłowi. – Co kobiecie po nauce? dziwi się pedant siedzący w piusce i szlafroku, i puści z fajki kłęb dymu, jakby na symbol kobiecej nauki. – Do kądzieli, do kuchni, do gospodarstwa, mruknie sąsiad przechyla; – mulier taceat in ecclesia, dołoży ksiądz pleban, co w umarłym języku nie brzmi tak niegrzecznie, jak gdyby powiedział po polsku: zasię kobiecie, gdzie mężowie radzą.
Tak ze wszystkich stron na słabe stworzenie nastawają mocniejsi, i jakże się niebożęta nie mają odstraszyć, nie rzucić ksiąg, nie spalić rękopisów. Jeżeli się pomimo to jednak znajdują kobiety, z protensyą być uczonemi, są to nieustraszone heroinie płci swojej, bieżące z piórmi przeciw opinii, jak żołnierz na bagnety.
Mężczyzni przez złośliwość, a może przez zazdrość, różne tu na nie powymyślali kawałki. Któraś z dam uczonych, mówią, pytała się: o którym to pan Horacyuszu mówisz, czy o tym, co tak pięknego Wirgiliusza napisał? Inna zobaczywszy gdzieś dzieła kilkotomowe łacińskie z napisem "Opera Ciceronis, " przy pierwszym widzeniu się z przyjaciółką swoją, także autorką, zdziwiona wyznała jej niewiadomość swoję, że ów wielki mówca rzymski także opery pisał. – Inna znowu zagabana, czy wie kto był Lukrecyusz, prawie obrażona odparła: któżby nie znał męża sławnej Lukrecyi, wszakże to ozdoba płci naszej. – Nie dość natem… między pretendentkami do uczoności miały być takie, co widząc na kompozycyach w końcu dodane da Capo, wzięły pana da Capo za bardzo sławnego i płodnego komponistę włoskiego. Ta pretensya uczoności, rozpowiadają złośliwe języki, aż do panien garderobianek zstąpiła. Jedna z nich służąc u pani co się kochała w książkach pięknie oprawnych, i miała świecącą się od złota bibliotekę, mając oddać książkę do introligatora, zapytała, popisując się uczonością, czy ma ją kazać oprawić in folio, czy in kwarto, czy w oktaw, czy w duodez. Inna widząc po listach pani swojej napisy à Madame Madame, chcąc się też poszczycić znajomością francuzczyzny, napisawszy list do narzeczonego, napisała na kopercie à Madamiec Madamiec. Inna nareszcie słysząc panie swoje utrzymujące, że słonia tak nazwano, iż dużo miewa słoniny, dowodziła, iż panny służebne dla tego nazwane teraz sofami, iżby się wygodnie na sofach rozlegać mogły.
Wszystko to przecież wymysły mężczyzn. Nie bez przyczyny jednak zarzucają płci pięknej, choć uczonej, brak ortografii w pisaniu, np. zwykło się trafiać, że piszą zbić kogo, zamiast zbyć kogo, samek za zamek, kafa za kawa, sacz za ssać, kobieda za kobieta i t… p… najczęściej wydarzać się zwykły takie przytrafunki w wyrazach cudzoziemskich. I tak pewna letnia małżonka ubolewała z czułej troskliwości nad mężem, że się nie ochrania i samochcąc sprowadza sobie homerydy, że się naraża na ekliptyczne choroby, i t… p. Wszakże są to drobnostki, nie warte wspomnienia. Wielcy ludzie nigdy się niemi nie zajmowali, czemuż nie wielkie kobiety. Zresztą są figury grammatyczne, zowiące się wyrzutnią, przekładnią, – czemużby więc nie miało być wolno autorce piszącej, wyrzucić z wyrazu jednę lub kilka liter, albo przełożyć jednę za drugą? – Może to z tego powodu pewna dama szukała raz w księgarni grammatyki polskiej z figurami, i dziwiła się mocno niewiadomości księgarza, powiadającego, że o takiej jeszcze nie słyszał.
Z chronologią także nie bardzo autorki trzymają. Kilka set lat prędzej czy później, to nie czyni różnicy. Dowodzi to z drugiej strony głębokiego filozoficznego pojęcia czasu, bo czem są wieki w porównaniu z wiecznością; a na owej obszernej przestrzeni przeszłości wszystko stało się sobie współobecne. Jeżeli zaś Kronikarzowi Mateuszowi Cholewa wolno było zrobić zwyciężcą Aleksandra Wielkiego i ożenić go z siostrą Juliusza Cezara; cóż tak zdrożnego, że pewna autorka sławiąc czyny tegoż samego Juliusza Cezara, żałowała, że nie został chrześcianinem; albo że inna Kopernika wprowadziła na obiady czwartkowe króla Stanisława.
Zrobiono to postrzeżenie pedagogiczne, iż młodzież żydowska wstręt ma do jeografii, i nauczyć się tej wiadomości niemoże. Tłumaczą to wstrętem do każdej innej ojczyzny, po utracie swojej. Co bądź, zawsze z większem prawem tłumaczyć można kobietę, że i jej jeografia nieprzypada do pamięci, bo i o niej powiedziano jest: że opuści ojca i matkę, i pójdzie za mężem.
Że od archeologii, co się tłumaczy nauka starożytności, kobiety uciekają, ani im się dziwić, bo któraż piękność nie ucieka od starości, i słusznie czuć musi antypatyą do wszystkiego, co ma przydomek stary. Rodzić się ztąd zwykły czasem pomyłki np. gdy ktoś na prelekcyi mówił o zepsuciu obyczajów starożytnych państw Assyryi i Babilonii, rzekła dama słuchająca: tacy starzy ludzie, i tacy lekkomyślni!
Mimo jednak tego nieobeznania się z owemi wszystkiemi grafiami i logiami, co już dla tego nie przystaje do gustu, że nie narodowe, – wielkie jest oczytanie się kobiet. Można o nich powiedzieć że chłoną książki. Wszystkie czytelnie miejscowe nie starczą. Prędzejby studnie książkami zarzucił. Łatwo zatem sobie wystawić obawę mężczyzn, co to lubią codzień i pobawić się, i kilka robrów, albo partyi szach przegrać, i interessa rzeczypospolitej mają na głowie, że nie mając czasu do takiego oczytania się, łatwo by mogli być wzięci przez kobiety na pytki. Z tego to powodu ta niby arrogancya, niewdawania się w uczone dysputy z kobietami, czystem tylko jest tchórzostwem. – W Królewcu za czasów Kanta takie było ubóstwienie dla tego filozofa między kobietami, jak niedawno w Berlinie było dla Liszta. Gdzie tylko wiedziano, że będzie jakie towarzystwo gdzie i Kant zaproszony, wszystkie pretensyonalne damy Królewca cisnęły się i wciągały niemieckiego filozofa do dysputy, o filozofii, o rewolucyi francuzkiej i t… p. A on im zawsze rzecz zwichnął i naprowadził na traktacik jaki o gospodarstwie, o wychowaniu dzieci i t… p. "Cóż to nas Pan masz wszystkie za piastunki, czy kucharki?" zapytała raz jedna z nich urażona. – Nie, moje panie, ale za matki i gospodynie, i dał im taką nauczkę: "kobieta niech będzie jako zegar na wieży, który punktualnie chodzi, i niech nie będzie jako zegar na wieży, głośny po całem mieście, bo każdy wie, że tylko bije godziny, gdy nakręcony; – kobieta niech będzie jako ślimak, zawsze w swoim domku, ale znowu niech nie będzie jako ślimak, co wszędzie domek swój obnosi, bo to obce wapienne ciało; – kobieta niech będzie jako echo, które nigdy samo nie odpowiada, ale znowu niech nie będzie jako echo, które zawsze przedrzeźnia człowieka". – Gdyby Kant był galantem, byłby powiedział, że patrząc na zegar, każdy wie która godzina, patrząc na kobietę zapomina która godzina. Ale taka galanterya nie pokazała się na królewieckim filozofie. Obwołały go za to kobiety o niechlujstwo, i wtrąciły w jego biografią jako charakterystykę, że często przez dwa tygodnie bielizny nie zmieniał, a w jednym kapelusiku przez 20 lat chodził.
Jeden ze znakomitszych jenerałów 1797 roku, nagabany przez panią Slaël-Holstein, szczęśliwszą autorkę niźli żonę, długo jej się wywijał z politycznych dysput, aż nareszcie przyciśniony przez nią w towarzystwie wielu dam, grzecznemi słówki: "mon Général raconter nous l'histoire de la revolution", odrzekł cierpko: "Madame, je l'ai faite, mais je ne sais pas la raconter. " – Ta sama autorka Corinny, widząc się z Napoleonem w Coppet, wiele mu rozprawiała o polityce, o administracyi Francyi. A on jej na to: Pani! któż się trudni wychowaniem jej dzieci? – Trzeba powiedzieć, że i to nie była grzeczność rycerska ze strony bohatera Francyi. Miss Martineau w dziele trzytomowem o towarzystwie amerykanskiem… dowiodła zwycięzko, że polityka i prawo obejmując Iakże interes kobiet, od ich także sądu zależeć powinny. Po słuszności też odparła pewna Francuzka Jenerałowi Bonaparte, gdy ten jej przyciął bez ogródki, że nie lubi, aby się kobiety do polityki mięszały: "zgoda Jenerale, ale w kraju gdzie kobiety idą pod gilotynę, niechże przynajmniej wiedzą, dla czego? "
Konsul Paweł Emiliusz, sławny zwycięzca Perseusza króla Macedończyków, nie był równie szczęśliwym małżonkiem, jak wojownikiem. Papirya z wysokiego rodu, najpiękniejsza z kobiet w Rzymie, była jego żoną. Mężowie zazdrościli jej nauki, a matrony rzymskie pięknych dzieci.
Emiliusz najszczęśliwszy na pozór z małżonków, wniósł przecież o rozwód. Ganili mu to przyjaciele i wystawiali zalety wysokie żony. A on im na to, wskazując na sandały: "oto piękne, ozdobne i nowe obuwie, a jednak mnie ciśnie. " Nie byłoć to bardzo grzeczne porównanie, jak na owe czasy. Ale może być, że odtąd urosło przysłowie, którem Niemiec oznacza małżonka najszczęśliwszego z najnieszczęśliwszych, mówiąc o nim, że jest pod pantoflem; i może, że nasz zwyczaj pić zdrowie dam z trzewika, zdjętego z maluchnej zgrabnej nóżki, znamionuje także owo słodkie jarzmo, któremu się niekiedy mężczyzni poddają, gdy jak to mówią, chodzą w kobiecej sukni.
Wszakże różne są gatunki takich trzewików, co cisną. Weber w swoim Demokrycie powiada, że Mojżesz w Egipcie zapomniał jeszcze o czterech plagach, któremiby był mógł Faraona i jego lud ukarać. Niechby im tylko był nasłał z kolei kobiety uczone, sentymentalne, kokietki i dewotki, a byłby sprowadził na ród mężów zazdrość, cierpienia, szaleństwo i śmierć. Dziś jeszcze, dodaje autor, nie jednego męża wpędzają one do grobu, lub do domu obłąkanych, a lekarze lecząc mężów, powinni naprzód w to zazierać, ażali choroba nie leży w trzewiku szczęśliwości.
Sentymentalność, to prawda że choroba, a każda choroba, gdy przydługa, mężowi się uprzykrzy i samego rozchoruje; – dewocya także gotowa męża przywieść do rozpaczy, bo żona poczytuje sobie za grzech spojrzeć nawet na męża, który zawsze ją ma w niebie, nigdy na ziemi; – nareszcie koketerya, co też galanteryą i dobrym tonem, salonowością nazywają – to tylko jest tłumaczeniem greckiego wyrazu pornaja, a za to wszystkie wyznania i wszystkie ludy rozwód dawały. – Ale aby uczoność kobiet tak cisnęła mężów, któż to uwierzy? Nie jestże to raczej blask świetny, który kobieta domowi przynosi? nie powinienże mąż poszczycać się żoną, której skronie nauki liść dębowy, zamiast róż miłości uwieńcza? Jeżeli dumną była z tego niegdyś żona Fichtego filozofa, że siedząc obok katedry, podawała mu kartę po karcie z poszytu do odczytania, przed liczną publicznością, zacóżby nie miał to sobie poczytać za zaszczyt mąż, że skupuje żonie swej papier i pióra do napisania filozofii , – że potem odczytuje gromkim głosem głębokie pomysły kobiece, by w słowiczym i kolibrowym jej głosie orli lot myśli, i siła jej niestraciiy? A jeżeli przenieść należy duchowość nad materyalność, idealność nad realność, myśl wielką nad zatrudnienie podrzędne, godziwa też przenieść filozofią i poezyą nad gospodarstwo domowe; można nawet dla myśli wzniosłych pozwolić, że ogród zajdzie chwastem, a w domu trocha będzie nieładu i nieporządku; można się niegniewać i o małe zapomnienia w wychowaniu dzieci, zdając je na bony i na nauczycieli, i o drobne niedogodności mężowe, gdy mu czasem zabraknie porządnej i czystej bielizny, a śpiżarnia i apteczka pustkami stoją. –
Zkąd przywilej mężom, aby o nich żony pamiętały, gdy sami trudnią się naukami, zakopią się w nich po uszy, i już o niczem nie myślą? Niechże i mężowie radzą o potrzebach domu, i o kuchni, i o praniu, kiedy im się wydarzy zaszczyt mieć żony uczone. Znów więc tylko prawo mocniejszego nadało mężczyznom przewagę, i z uczoności, która, za cóżby nie miała i kobiety zalecać, wymarzyli przywarę niewiast, jak gdyby niewiasta dla tego tak była nazwaną, że jest niewiadomością samą, i nic wiedzieć nie powinna.
Uczoność jako taka, jeżeli jest sama dobra, nie może się stać złą w kobiecie. Muszą więc być inne jakie usterki i niedogodności, które przy uczoności kobiecej mężom się niepodobają, i są, jak Paweł Emiliusz powiedział, na podobieństwo pięknego, ale cisnącego obuwia. – Zdaje się, że u większej części kobiet jest tylko pretensja do uczoności, a nie uczoność sama. Tworzy się z ciekawości, mnogiego czytania, bez strawienia tych ogromnych zasobów cudzych myśli. Niejedna z dam piszących, a i z tych nawet, co o filozofii piszą, prawi o Platonach, Arystotelesach, Kartezyuszach, Spinozach, Heglach, i innych potęgach rozumów męzkich. Ale gdybyśmy się zapytali, czyli czytała kiedy dzieła tych mężów, albo przynajmniej czy wie, o czem pisali, musielibyśmy odpowiedzieć, jak Krasicki we wstępie do Bajek:
– – – – wszystko to być może,
Jednakże ja to między bajki włożę.
Kobiety lubią wiele czytać, ale nic takiego, coby ich myśl mordowało. Samo wyobrażenie, że to może być coś ciężkiego, już je odstrasza. Pewna dama czytała życia sławnych mężow Plutarcha w tłumaczeniu francuzkiem pana Dacier i czytała je z ukontentowaniem, rozumiejąc, że czyta powieści. Gdy jej powiedziano, że to historya a do tego pisarza, który żył na półtora tysiąca lat przed nami, porzuciła czytanie. Ta więc niegruntowność i płytkość, którą najczęściej kobiety za uczoność biorą, od razu stawia je w fałszywem do świata świetle, a przez grzeczność mężczyzn, ich hołdy i uwielbienia, są jak te, którym nikt prawdy nie powie, i dla tego się w błędach swych poznać nie mogą.
Druga wada uczonych kobiet jest ta, że lubią niesłychanie wiele mówić, i wiele pisać. Już Milton, snać własnem doświadczeniem pouczony, odrzekł dość cierpko przyjaciółkom swoim na zarzut, że córek swoich obcych języków uczyć nie każe: "dosyć, moje panie, kobiecym językom na jednej mowie". Lubią mówić o wszystkiem i o wszystkich, a zawsze z pretensyą, żeby ich słuchano. Zdarzyło się, że przedstawiono pewnej uczonej damie męża znakomitego talentem i dowcipem. Rozmawiała z nim. a raczej do niego, długo, pytała o to i o owo, ale nigdy nie czekała odpowiedzi. Chwaląc kilka dni potem jego zdatności, zadziwiła się niepomału, gdy się dowiedziała, że to był głuchoniemy, znamienity w piórze ale nie w mowie.
Jeżeliby więc przedmiotem tak obfitej wielomowności miały być rzeczy uczone, – ciężkie zmordują – płytkie znudzą każdego. Nic dziwnego zatem, że mężczyzna nieraz wskazany na odegranie roli słuchacza w kolegium takiej professorki, której poklask oddać grzeczność sama każe: gdy dosyć naprzytakiwał się i giesty i uśmiechem, nareszcie jak Mefistofeles w znanej balladzie:
Nadstawia tylko pół ucha
Pół oka zwraca do samki,
Niby patrzy, niby słucha,
Tymczasem już blisko klamki
I dotąd jak czmycha, tak czmycha.
Seneka powiedział, i wzięło to sobie za godło wiek uczonych mężów, że życie bez nauki śmiercią jest (vita sine literis mors est.) W łacińskim języku literae znaczy naukę i listy. W tem to drugiem znaczeniu wzięły sobie owo godło i kobiety uczone. Pisać listy stało im się potrzebą życia. Niektórzy pisarze, przekonani jak to wszystko, co piszą, nieoszacowanej jest wartości, i jaką stratę poniosłaby publiczność z czasu, który licznym korrespondencyom poświęcają, postanowili odpisy swoje na listy tak urządzić, aby do druku mogły być podane i już otrzymaliśmy nie jeden tomik takich korrespondencyj. Biada czytelnikom, gdyby nasze autorki podobną wartość chciały przyłożyć do swoich korrespondencyj. Zalałyby nas powodzią książek. Mamy tego przykłady za granicą. Sławne listy księżnej Karoliny Orleańskiej są po 20 stronic, a listy księżny Walis są po 40 stronnic długie. Sarna w nich wyznaje, że palce jej posztywniały od pisania. Nie chcemy ubliżać listom pani Sevigné, de Genlis, Lepinasse i innych głośnych listopisarek, acz i tam wiele piękności stylu, przymałej nader treści, ale ktoś może niesłuszną zrobił uwagę, że listy kobiece najważniejsze są w postkryptach, czyli w dopiskach. Tak pewna wdowa, podobno we Włoszech, pisząc do nieżonatego mężczyzny w interesie spadku męża przeprasza w dopisku za pośpiech, bo turbuje ją dziecko chorowite, nie rokujące życia, jedyna pociecha po mężu, i dodaje: cóż mi po moich sto tysięcach, co po mojej młodości! – Inna, podobno sentimentalna Niemka, rozpisała cały list żalu i rozpaczy, o zawiedzionej miłości, o czarnej melancholii, o odebraniu sobie życia, a w przypisku na przyjaźń zaklina powiernicę serca swego, aby jej nie zapomniała przysłać stroik jaki modny na głowę, bo będzie wielki wieczór w sąsiedztwie.
Ponieważ jednak te listy są najlepsze, które są najbardziej naturalne, możnaby powyższe próbki położyć na karb naturalności, a zatem zalety pisania listów, – atoli w rozprawach uczonych nie tak łatwo takie naśladowanie natury dałoby się usprawiedliwić.
Dalsze niedogodności z uczoności kobiet, jest wychodzenie ich z po za sfery kobiecej, unikanie kobiet, a chęć przestawania z samymi mężczyznami. Krystyna królowa Szwedzka, może najuczeńsza z kobiet swego wieku, nie odwiedzała ani przestawała z żadną kobietą, prócz jednej Ninon de l' Enclos. Obcując z mężami, gdzie im dorównać rozumem nie mogła, zazdrość ją pobierała. Samo męztwo mężczyzn było dla niej przedmiotem zawiści. Kiedy Sobieski uwolnił Wiedeń od Turków, Krystyna, już w ówczas po złożeniu korony, napisała do niego list winszujący w bardzo pochlebnych wyrazach. Między innemi, wyznaje w tym liście, że jest niewdzięczną, gdyż wzbudził w niej zazdrość, uczucie dotąd jej nieznajome, którego żadna istota przed nim nie wzbudziła w jej sercu. Nie zazdrości mu królewstwa, lecz przydomku oswobodziciela Chrześciaństwa. W dalszem następstwie idzie naśladowanie zwyczajów męzkich, tak źle odbijające od wdzięków niewieścich, w końcu ubieranie się nawet po męzku.
Leży w tem jakaś utajona krytyka, bo zdaje się jak gdyby uczoność i autorstwo były nienormalnym stanem w kobiecie, skoro ją z kobiecości, aż do sukni wyzuwają. Natura przecież nigdy w masce nie chodzi, i nie da się żadnem domino obrzucić. Trudno i w przebranej kobiecie, choćby i w filozofce, nie widzić i nie przeczuwać połowicy Adamowej. Są prawda wyjątki, i nieraz natura męzka przez jakąś anomalią, przedzierzgła się w przymioty ciała niewieście. Za czasów Ludwika XV. sławną była pod tym względem d'Eon de Beaumont: zaraz z młodu okazywała skłonności męzkie i wychowała się po męzku. Została z kolei prawnikiem, oficerem, posłem i autorem, odznaczając się świetnie w każdym zawodzie tak różnego powołania. Nie chciano wierzyć jej płci, i lordowie angielscy robili o to zakłady, bez nadziei wyjaśnienia rzeczy. Aż Ludwik XV sprowadził ją z Londynu, i kazał jej chodzić w sukniach kobiecych.
Rewolucya Francuzka zastała ją jeszcze w pełni wieku. Beaumont ofiarowywała nadaremnie swoję usługi, prosząc o stopień oficera. Republikanie czy nie dowierzali, czy wstręt czuli do istoty będącej z ducha mężem, z ciała kobietą. Wróciła do Londynu i tam – po wytartych wdziękach na trudach męzkich – obudzając ckliwość tylko, umarła w nędzy. Prawdziwie politowania godna ofiara igraszki natury!
Zdarza się nieraz widzieć pokazujące się za pieniądze kobiety szybkonogie… idące z końmi na wyścigi: inne popisujące się atletyczną siłą ciała. Widowiska tego rodzaju bawić tylko mogą gmin i gawiedź, dla delikatniejszych uczuć mają cóś odrażającego. Takie Achillesy kobiece, znojem zlane, z napietemi żyłami na czole, z twarzą od krwi i powietrza ckliwie obrzmiałą; – takie Herkulesy kobiece ze sterczącemi muszkułami, z ręką i nogą, dla których na wieki znikł przydomek rączki i nóżki; z licem na którym wy – tarła się kobiecość, jak nacier srebra gdy miedź z fałszywego pieniądza przegląda: – takie meteory kobiece, przyzna każdy, są anomalią a raczej parodyą natury, nie śmieszną, ale wstręt czyniącą.
Niemal taki sam skutek wywiera uczoność na kobiety. Jak nie na pulchne ramiona są ciężary, które tylko szerokie barki mężczyzn dźwigać zdolne, tak nie na głowy kobiece są cetnary nauk, pod któremi faldzieje czoło, twarz się przeciąga i w zmarszczki zawczesne układa, kibić się garbi, członki się kurczą, ruch tężeje, więdnieje ciało, i włos mądrością strącony opada. Dodajmy do tego wzrok osłabiony i łzą ciekący, policzki blade i wpadłe, kaszel suchotny, włos i suknie w nieładzie, a będziemy mieli wizerunek uczonych mężczyzn, jaki się dość często słuchaczom i widzom po katedrach i akademiach przedstawia. Jeżeli lo więc głębokiej uczoności zewnętrzne są u mężów poznaki, pięknażby była z kobiet metamorfoza, gdyby się rzeczywiście ze studni mądrości napiły! Szczęściem więc dla nich, że uczoność tylko u nich pretensją, i takiego nielitościwego rozboju na ich wdziękach nic wywiera.
Starożytni Grecy mieli prawda Minerwę, to jest boginię, a nie bożka za symbol mądrości, i zdawałoby się że mądrość powinna być kobiety udziałem. Jaką mieli w tem przyczynę, że mądrość zrobili płcią żeńską, nie badam. Atoli musieli snać przewidzieć, żeby taka personifikacyą mądrości mogła uwieść kobiety na szkodę ich wdzięków, dla tego uzbroili Minerwę w szyszak, pancerz, tarcz i dzidę, a na tej tarczy była głowa Gorgony, straszliwa, przerażająca strasznością, zamiast pukli włosów mająca kłęby zwitych, syczących żmii, a kto wejrzał na tę głowę, okamieniał. Długo uczeni łamali sobie głowy, jakąby w tym obrazie leżała symboliczność, aż zjawiła się w Niemczech książka pod tytułem: Pisma hebrejskie, greckie i łacińskie, dziewicy Schurmann, z jej popiersiem na przedzie – i rozwiązaną naraz zostaią zagadka. Jako osobliwość dodać należy, że autorka dziewica, pod kontrfetem swoim taki położyła wiersz łaciński:
Non nisi dimidia speclatur imagino virgo,
Maxima quod totam nulla tabella capit. –
któryby w przełożeniu polskiem dla kobiet nieuczonych tak brzmiał:
Obraz ten obejmuje pannę w połowicy,
Bo się cała na żadnej nie zmieści tablicy.
Z równą dosadą mówi Armanda w komedyi Moliera:
Loin d'ètre aux lois d'un homme en esclave asscrvie,
Mariez vous, ma soeur, à la philosophie.
Co to jest być wyższą nad kobietę? – czem się niektóre osoby z płci pięknej poszczycą ją, – jest to niebyć kobietą. Czemże więc? – Możnaż mniej znać godność swoję? Najwyższą zaletą kobiety jest właśnie być kobietą. Jeżeli więc damy uczone policzyć należy do rzędu tych niewiast które są wyższe nad kobiety – nie dziw, że otrzymamy karrykatury, może nawet piękne, szczytne jak arabeski ale zawsze karrykatury. – Starczyły one obfitego materyału nieśmiertelnemu Molierowi do jego les femmes savantes. I nie jeden mąż przeczytawszy zamłodu Moliera, gdy się w on czas przy wolnej myśli śmiał ze sztuki do rozpuku, poźniej gdy mu się zdarzył zaszczyt mieć żonę uczoną, zawołał, jak Solona po trzykroć zawołał Krezus na stosie:
o Molier! Molier! Molier!
Już kiedy kobiecie idzie o palmę uczoności, niech przynajmniej za mąż nic chodzi, ale zostaje panną, jak Korinna w romansie pani Staël. Muzy, jak wiadomo, u starożytnych, także były dziewicze. Bo i na cóż zawód robić mężowi, który zamiast żony, dostaje w pożycie autorkę, 'poświęcającą dnie i noce piśmiennictwu; płodzącą dzieła i poemata, z których mężowi nie przyjdzie słodkie miano ojcostwa, szperającą w księgach i rękopisach, zamiast w gospodarstwie; zakładającą bibliotekę, zamiast spiżarni.
Gdy uczoność obiera niewiastę z kobiecości, a mężczyzną nie jest, zostaje w niej człowiek abstrakcyjny, bezpłciowy, który się mężowi dostaje w małżeństwo – najopaczniejsze połączenie poezyi i prozy, ideału i reału, abstrakcyj i rzeczywistości. A gdy, aby wyjść z abstrakcji, uczonej istocie przyjdzie na myśl, naśladować mężczyzn w manierach i stroju, wtedy mąż podający cygaro żonie w krawacie i długim angielskim surducie, dziwne musi mieć uczucie małżeństwa z półtora mężczyzny.
Wiadomo nadto, że uczeni ludzie potrzebują spokojności, i nie lubią aby im przeszkadzano; zamykają się więc przed ludźmi i odosabniają. Niech tak robi żona uczona, a oskarżyć by ją można, o opuszczenie męża z umysłu, na mocy czego jeżeli nie o rozwód, przynajmniej o seperacyą wnieśćby wypadało. Słyszano nieszczęśliwego pod tym względem ziemianina, który utyskiwał, że jak dawniej gdzieś na łysą górę, tak teraz na Parnas kobiety się wybierają; że wtenczas przynajmniej jeździły nocą, a dziś dnie całe i noce na tej podróży trawią. A jakiś Rzymianin, którego żona wciąż wiersze pisała, biedził przyjaciołom, co mu radzili, żeby żonę odwiódł od tej passyi, która go robi nieszczęśliwym: ach! bracia, rzecze, prawda że Orfeusz swoją Eurydykę aż z piekeł wyprowadził, ale nie urodził się jeszcze taki, coby żonę swą ze szczytu Parnasu do kuchni sprowadził.
Niedobrane to były małżeństwa, i mężowie prostoduszni, nie znali się na poetycznych zaletach żon swoich. Nie ubliża to wcale kobietom, poetkom, śmiało i rześko dosiadającym skrzydlatego Pegaza. Są to tylko niedogodności, które tyle razy się zawsze zauważają, ilekroć kobieta uczona lub poetka, w obowiązkach kobiety ma występować, z któremi-to obowiązkami owe szczytnolotne przymioty nie zgadzają się zupełnie.
Rzecz byłaby sama przez się bardzo świetna, gdzie tytuły popłacają, gdyby kobieta w skutek nabranych nauk została doktorką filozofii i obojga prawa, albo magistrzynią siedmiu sztuk wyzwolonych. Ale ten tytuł złączony z rzeczywiściejszym tytułem żony, matki i obywatelki, wyradza się zaraz na karykaturę. Nowożytna Penelope miałaby łatwiejsze pole odegnania się licznym zalotnikom, niechby tylko przyjęła jeden z owych tytułów uczoności męzkiej, włożyła na głowę biret, togą obrzuciła ramiona, a mijaliby zdala nowa Itakę, jak wróble oblatują strachy w pszenicy zatknięte.
Prawda, że kobiety nie jedno lepsze napisały od mężczyzn, bo czemużby rozum kobiecy nie miał być wyższy nad rozum mężczyzn ograniczonych i słabogłowych? Tylko z lego nie ma wypadać, by to, co jest na głowy męzkie, było na głowy kobiece. Wiadomo, że nawet i w dziełach pani Staël, stał Szlegel za kulisami. A co treściwszego kobieta wyda, to kompilacye z dzieł mężczyzn. Głębią ducha swego żadna z kobiet umiejętności na krok dalej nie posunęła. Dzieła kobiet są więc jak przedruki, tylko, że prawem nie zakazane. Wielkie z tego zarozumienie, bo wyraz dzieło, ciężkoznaczny, uroczysty, napuszony. A że mało kobiet uczonych i autorek, sterczą, jak któś o Poznańskiej powiedział literaturze, jak wyrosłe łodygi na obszernem, okiem nieprzejrzanem polu kobiecego świata. Ztąd wyniosłość kobieca, z laty wzrastająca. Próżność z wdzieków i gry miłości z laty się umarzają, próżność autorska i gra w uczone rzeczy z wiekiem się pomnaża. A laury jakie? – Kwitły póki wdzięki kwitły; z kwiatem wieku opadły i dopiero pokazało się, ie sława więcej służyła kobiecie, niż autorce.
To zważając matka, w której córce talent się pismiennictwa objawiał, tak ją pouczyła wkońcu:
Change done, ma fille, tu plume en aiguille, brule ton papier.
Il faut se resoudre
à filer, à coudre, c'est la ton métier.
Nie jesteśmy tego zdania. Kobieta ma wyższe, piękniejsze przeznaczenie, niżeli być szwaczką albo kucharką. Podejmując obronę kobiet przeciw pociskom opinii, przekonaliśmy się żeśmy ich bronili z niewłaściwego przymiotu. Czego czas nie połączył, człowiek nie połączy. Uczoność i kobiecość, są odpychające się przymioty w istocie niewieściej. Zastanówmy się, czyli nie w lepszej będą z sobą harmonii kobieta i rozsądek, i czyli z tego nowego tytułu nie da się do praw swoich przywrócić godność kobieca.