- promocja
I (nie) żyli długo i szczęśliwie. Najgorsze rozstania w historii - ebook
I (nie) żyli długo i szczęśliwie. Najgorsze rozstania w historii - ebook
Z tej książki dowiesz się:
• Jak nie ukrywać kochanek?
• Czy lepiej zginąć od sztyletu, czy trucizny?
• Jakie imprezy organizował papież Aleksander VI?
• Kto, z kim, kiedy i dlaczego?
Jeśli właśnie ocierasz łzy po rozstaniu i siedzisz w rozciągniętym dresie na kanapie z pudełkiem lodów/piwem w ręku, pamiętaj, że mogło być gorzej. Nie ucinasz głowy swojemu/swojej eks, nie kastrujesz przypadkowych ludzi, nie zaczynasz nowego życia z lalką erotyczną, nie zamykasz nikogo w lodowym pałacu. W przeciwieństwie do wielu bohaterów tej książki.
Jennifer Wright, autorka bestsellera „Co nas (nie) zabije. Największe plagi w historii ludzkości”, tym razem prowadzi nas przez historie najgorszych związków i rozstań. Bohaterowie tej książki naprawdę nie żyli długo i szczęśliwie.
Książki dobre nie tylko w teorii!
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66570-40-5 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jeśli leżysz teraz w łóżku z kubełkiem lodów w jednej dłoni i butelką szkockiej w drugiej, jeśli wbijasz właśnie zęby w tę książkę (a jednego zęba brakuje po wczorajszej bójce w barze), jeśli łzy płyną ci po twarzy, a ty myślisz o tym, jak bardzo kochasz swoją/swojego eks – powiem ci, że radzisz sobie naprawdę nieźle. Mogło być gorzej. O wiele gorzej. Nie ucinasz właśnie głowy swojej/swojemu eks, nie kastrujesz przypadkowych ludzi, nie zaczynasz nowego, ekscytującego życia z lalką erotyczną. Jesteś bohaterem! Twoja powściągliwość zadziwiłaby Dalajlamę, najszczęśliwszego i najbardziej kochającego człowieka, jaki przychodzi mi do głowy. On nawet nie może umówić się na randkę, bo bez wątpienia w tabloidach pełno byłoby historii o pijanym Dalajlamie wydzwaniającym do swojej eks czterdzieści razy z rzędu.
Bóg mi świadkiem, robiłam to samo. Najbardziej żenujące chwile mojego życia następowały po rozstaniach. Wiem, że są ludzie, którzy rozczarowania sercowe znoszą spokojnie, rozmawiając z terapeutą, poświęcając czas na ciche opłakiwanie straty, a z sytuacji takich wychodzą wdzięczni za to, czego się nauczyli. Czasami udawałam, że jestem jedną z takich osób, w istocie jednak z rozstaniami radzę sobie, łykając Clonazepam, śpiąc szesnaście godzin bez przerwy i pisząc długie, szczere, płynące z serca mejle do mojego eks. A potem jeszcze kilka esemesów, aby się upewnić, że mejl doszedł. Zasłynęłam też tym, że apatycznie wrzucałam kubełek lodów o smaku ciasteczkowym Ben & Jerry’s na patelnię, aby się przekonać, czy wyrośnie mi z tego gigantyczne ciastko i nie będę musiała iść do sklepu po kolejne. Przy okazji: ciastko wyrośnie. Więc nie jest to znowu tak strasznie żenujące. W istocie to cenna podpowiedź kucharska.
Wiemy, że nie ma nic lepszego niż miłość. Nawet ciastko z lodów ciasteczkowych Ben & Jerry’s, choć ma mocne drugie miejsce, nie jest lepsze. (Przyznaję, że nie próbowałam heroiny). Nie musicie nawet wierzyć w miłość, aby to twierdzenie było i dla was prawdziwe. Miłość to nie Święty Mikołaj. To prawdziwe uczucie, które wynika ze zmian w chemii mózgu. Wydaje się to oczywiste, bo każdy, kto kiedykolwiek był zakochany, wie, że nie ma większej przyjemności. Gdy myślę o rzeczach, z których czerpię największą radość – zimowe poranki spędzone w łóżku, stare filmy, dobre jedzenie, wino z przyjaciółmi, pierwsza filiżanka kawy rano – mam świadomość, o ile są one lepsze, gdy dzieli się je z ukochanym. Kochanie kogoś, kto kocha ciebie, to prawdopodobnie jedyna sytuacja, gdy czujemy się całkowicie bezpieczni, radośni i dobrzy. To jak powrót do domu z deszczu, skrycie się w bezpiecznym i ciepłym miejscu.
Kiedy miłość się kończy, jest tak, jakby człowiek ponownie znalazł się na zewnątrz w samym środku huraganu. (W przeciwieństwie do heroiny huraganu doświadczyłam – byłam w jego środku niemal minutę. Taka osobista ciekawostka, pokazująca, jakie mam przejścia za sobą).
I tak jak większość ludzi silnie doświadcza miłości, tak również silnie odczuwa zawody miłosne. Pewien matematyk, znacznie mądrzejszy ode mnie, na podstawie liczby ludności i danych o częstości rozstań oszacował bardzo ostrożnie, że każdego dnia na świecie cierpi z powodu rozstania pół miliona ludzi. Do rozstania najczęściej dochodzi po mniej więcej pół roku spotkań. Biolodzy ewolucyjni odkryli, że mózg ludzi doświadczających zawodu miłosnego wygląda w badaniach obrazowych jak mózg uzależnionych od kokainy w chwili odstawienia. Nie radzimy sobie dobrze z rozstaniem. W obliczu większości najstraszniejszych rzeczy ludzie wykazują zaskakującą odporność. Jesteśmy odważni na polach bitew, heroiczni w walce z chorobą i generalnie naprawdę wspaniali, dopóki ktoś z nami nie zerwie. Wtedy się rozpadamy.
To, że można zdobyć miłość, a potem ją utracić, wydaje się szaleństwem. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji zachowujemy się nierozsądnie – najwspanialsze uczucie właśnie zniknęło. To najlepszy moment, aby oszaleć.
Często reagujemy w sposób, który nas przeraża. Później zostaje nam już tylko spoglądanie wstecz, a wtedy widzimy głupie, pełne wściekłości i dość dziwne rzeczy, które robiliśmy. Ktoś nagle stał się bardzo kiepski w pracy, ktoś inny zachowywał się irracjonalnie, na przykład rzucał czymś – pomiętymi listami, starymi płytami CD, małymi figurkami zwierząt – o ścianę. Inni z kolei są bardziej kreatywni. Naprawdę sądziliście, że zrobienie mozaiki w kształcie serca z pociętych krawatów sprowadzi tę osobę z powrotem? To nigdy jeszcze nie zadziałało! Jestem przekonana, że pewnego dnia dziewczyny z Icona Pop przypomną sobie, jak zrzucały ze schodów torbę z rzeczami swego eks, i pomyślą: „Może to nie był najwspanialszy moment w moim życiu”. W przerażającym spóźnionym olśnieniu zaczynamy się wręcz zastanawiać, czy aby nie jesteśmy najgorsi na świecie. Złamane serce potrafi z każdego z nas wydobyć jego najgorszą stronę. Gdy któryś z moich przyjaciół to przeżywa, trzymam go czule za ręce i powtarzam: „Nie jesteś najgorszy. Najgorszy jest Norman Mailer. Norman Mailer jest zawsze najgorszy”.
Norman Mailer naprawdę jest najgorszy, ale do tego jeszcze dojdziemy.
Jeśli rozstanie sprawia, że zaczynasz się zachowywać jak obłąkana, szalona resztka ciebie – wiedz, że nie tylko ty. Wielu słynnych, najbardziej utalentowanych ludzi kompletnie oszalało w chwili miłosnego zawodu. Edith Wharton. Oskar Kokoschka. Oscar Wilde. Wspaniali mężczyźni i kobiety, którzy pozostawili po sobie oryginalne dziedzictwo artystyczne, załamywali się w chwili rozstania. Ludzie znani z mniej szlachetnych dokonań – których dziedzictwo też jest mniejszego kalibru – zachowywali się jeszcze gorzej. Pomyślcie o Henryku VIII, który zaczął ścinać głowy. Albo o carycy Annie Iwanownie Romanowej, która zamykała ludzi w lodowym pałacu. Działy się naprawdę szalone rzeczy.
W klasycznym filmie Lew w zimie (1968) jest taka wspaniała scena, w której grupa mężczyzn czeka na śmierć. Jeden z nich oznajmia, że pragnie zginąć szlachetnie, na co drugi mówi: „A jakie znaczenie ma to, jak ktoś upada, ty rycerski głupcze?”. Pierwszy odpowiada: „Jeśli jest już tylko upadek, wówczas ma to znaczenie”. Wiele jest sytuacji w życiu – z pewnością są nimi rozstania – gdy nie dostaniemy tego, czego pragniemy, choćbyśmy nie wiadomo co zrobili. Możemy tylko wybierać, czy upadniemy nieładnie, jak Neron, Henryk VIII, Norman Mailer i wielu innych przywołanych w tej książce. Możemy też jednak próbować upaść godnie, jak Anna Boleyn czy Oscar Wilde, próbując znosić swoje cierpienia z klasą i elegancją.
Większość z nas ląduje gdzieś pośrodku.
Możecie myśleć, że w dawnych czasach wszystko było subtelne i romantyczne, rycerze na stałe przywiązywali się do swoich dam, a w okolicy zawsze jechał na koniu jakiś pan Darcy, gotów się z kimś ożenić. Nic podobnego. Historia to nie teraźniejszość, ale też nie jest od niej tak odmienna, a z pewnością nie lepsza.
W przeszłości ludzie doświadczali rozczarowań miłosnych tak samo jak my dzisiaj, a często miało to znacznie bardziej przerażające konsekwencje. W każdej epoce miłość i zawody miłosne zajmowały wszystkich, z wyjątkiem świętych i psychopatów. Miłość i jej skutki to główny obszar zainteresowania dobrych ludzi, złych ludzi, większości ludzi. Możliwe zresztą, że dotykało to nawet psychopatów – spójrzcie na cesarza Nerona. Albo pomyślcie o Borgiach, którzy zasłynęli głównie truciem swoich wrogów. I orgiami. Lukrecja Borgia, idąc do łóżka, nie rozmyślała o politycznych przewrotach. Martwiła się raczej, że wpadnie gdzieś na byłego męża i że będzie to bardzo dziwne uczucie.
Nie było epoki w dziejach, w której ludzie nie doświadczali zawodów miłosnych. Kiedyś raczej zdarzało się to częściej, bo nie było telewizji, która bardzo rozprasza uwagę. (Telewizja jest wspaniała. Nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej. Tylko telewizja powstrzymuje bogatych, znudzonych ludzi przed zmuszaniem swych poddanych do przebierania się za kury i udawania, że znoszą jajka – to kolejna rzecz, która zdarzyła się naprawdę).
Oprócz świadomości, że zerwania mogą źle wpłynąć na każdego, w dowolnej epoce – a kilka tych opowieści jest naprawdę dziwnych, dziwniejszych niż najdziksze sny Anny Iwanowny Romanowej – można z tych historii wysnuć również bardziej pocieszające wnioski. Okazuje się, że zerwanie niemal nigdy nie staje się decydującym momentem w czyimś życiu. Niemal nikt nie zostaje zapamiętany wyłącznie z powodu swego dziwacznego zachowania po rozstaniu (w wypadku Normana Mailera naprawdę szkoda, że tak się nie stało). Oskar Kokoschka, wedle informacji muzeum w wiedeńskim Belwederze, jest „niezwykle wpływowym pionierem ekspresjonizmu”. Nikt nie wspomina go jako „tego faceta, który stworzył wielką sekslalkę przypominającą jego byłą dziewczynę”. Właściwie nikt nie pamięta o tej lalce. No cóż, ja pamiętam i wy też będziecie, więc pewnie rujnuję mu reputację, jak dotąd bowiem większość ludzi nie pamiętała o tej lalce Kokoschki. Oscar Wilde jest z kolei tak kochany, że jego grób trzeba było odgrodzić taflami szkła, bo ludzie zbyt często go całowali (a większość tych wrażliwców zapewne lepiej znała Bądźmy poważni na serio czy Portret Doriana Graya niż Balladę o więzieniu w Reading). Edith Wharton pewnie nie może konkurować z Jane Austen w kategorii „pisarka, którą idealizują młode kobiety”, ale dajcie jej jeszcze ze sto lat. Chociaż więc rozstania bywają przerażające i wszechogarniające, a gdy do nich dochodzi, wydają się najważniejszymi wydarzeniami naszego życia – zwykle nie są jego ukoronowaniem.
Ludzie żyją dalej. Mają dobre życie. Robią wspaniałe rzeczy.
Zdarzają się szczęśliwe zakończenia.
Odnalezienie wielkiej miłości z kimś nowym i lepszym jest tym rodzajem szczęśliwego zakończenia, który zdarza się najczęściej. Bywają też inne pozytywne skutki miłosnych rozczarowań. Czasem są one potrzebne, byśmy mogli osiągnąć to, co chcemy, albo byśmy stali się ludźmi, jakimi powinniśmy się stać. Eleonora Akwitańska musiała doznać zawodu miłosnego, by wyrwać się z więzów cnotliwej żony i matki. Edith Wharton potrzebowała straty, by napisać kilka ze swych najtrwalszych i najbardziej poruszających dzieł. Chociaż szczęście to coś naprawdę wspaniałego, niekiedy to właśnie doświadczenie straty pozwala nam zrozumieć i pocieszyć innych ludzi.
Bez wątpienia miłość jest niebezpieczną i potencjalnie śmiertelną grą. Jaką jednak mamy alternatywę? To jedyna dostępna rozgrywka. Czym byśmy się zajmowali, gdybyśmy nie gonili za miłością? Może zbudowalibyśmy więcej akweduktów albo odkryli więcej leków, ale właściwie po co? Wszystkie te osiągnięcia cywilizacyjne istnieją tylko po to, byśmy zyskali więcej lat, które możemy spędzić, pijąc poranną kawę z naszymi ukochanymi.
Przeżywamy więc rozstania. Podnosimy się po najgorszych nawet upadkach. Dajemy sobie radę, jak tylko możemy, a załamania czynią nas ciekawszymi ludźmi. Gdy następnym razem znajdziemy miłość, będziemy bardziej ją cenić. Jesteśmy bohaterskimi ocalonymi – ludźmi silniejszymi, mądrzejszymi i lepszymi.
Z wyjątkiem niektórych opisanych w poniższych historiach.