- promocja
I że ci nie odpuszczę - ebook
I że ci nie odpuszczę - ebook
Debiutancka powieść Joanny Szarańskiej w nowej odsłonie. Doskonałe połączenie komedii romantycznej z wątkiem kryminalnym sprawi, że pokochacie Kalinę i jej perypetie!
To miał być najpiękniejszy dzień w życiu Kaliny. Długa, biała suknia, ukochany mężczyzna u boku i uroczyste słowa „I że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Piękny sen pryska, kiedy przed ołtarzem okazuje się, że pan młody wkrótce zostanie tatusiem… dziecka innej kobiety. Mimo przerwanej ceremonii Kalina postanawia wykorzystać prezent ślubny – voucher do spa w zabytkowym dworku. Uzbrojona w walizkę fatałaszków i powieść o Bridget Jones wyrusza, aby zakosztować luksusów i wyleczyć złamane serce…
Niedoszła panna młoda trafia jednak do niezwykłego miejsca, gdzie brakuje wanny z hydromasażem i drogich kosmetyków, a urodę poprawia się kozim twarożkiem i kąpielami w mleku. Zbieg okoliczności sprawia, że Kalina przyjeżdża do dworku w zupełnie innym charakterze, niż planowała, a to dopiero początek przykrych niespodzianek…
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67324-42-7 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– A teraz powtarzaj za mną: ja, Kalina, biorę ciebie, Patryku, za męża. No, powtarzaj!
– Ja, Kalina... – zaczynam posłusznie, ale nagle zanoszę się głośnym śmiechem i aż dostaję czkawki.
Zamążpójście i związane z tym przygotowania to znakomita okazja do spotkania z przyjaciółkami i wspólnego wypicia kilku butelek białego półsłodkiego wina. Niektórzy określają podobne spotkania szumnym mianem „wieczorów panieńskich”, ale w tym wypadku wieczór panieński mamy już za sobą. Było na nim znacznie więcej osób i znacznie mniej wina.
Był za to striptizer w stroju mechanika samochodowego. Wymachiwał przed nami całym zestawem kluczy, a czynił to tak przekonująco, że zwrócił na siebie uwagę Kasi, mojej rudowłosej koleżanki z liceum.
– A ten, proszę pana, do czego ten się używa? – dopytywała żywo lekko oszołomionego chłopaka.
– Chyba do czego tego? – poprawiła odruchowo Klaudia, wpatrując się w pomarańczowy daszek czapeczki pana mechanika, i wychyliła kolejne martini. Po maturze zaliczyła dwa semestry na filologii polskiej, co uznaje za powód do dumy.
– Do czego używa się tego klucza? – poprawiła się szybko Kasia, a zawstydzony pan, który najwyraźniej lepiej czuł się w skórze mechanika niż striptizera, ochoczo zabrał się do objaśniania funkcji poszczególnych elementów znajdujących się w skrzyneczce z narzędziami.
– Nuda! – orzekła, ziewając, Monika, zwana przez nas Prezesową ze względu na spektakularny awans społeczny zdobyty poprzez małżeństwo z właścicielem firmy produkującej rękawice ogrodowe. – Co to za wieczór panieński? Skoro striptizer woli rozprawiać na temat zalanych świec i świateł stopu? Ja wam powiem, że byłam na wakacjach w Egipcie i tam turystyka jest na bardzo wysokim poziomie. Turystyka i seksturystyka też! – Uśmiechnęła się szelmowsko. – Tam striptizer nie odstawia takiej fuszery! – Wydęła usta w kolorze ostrej fuksji. – Jak mu się płaci za wyskakiwanie z portek, to wyskakuje!
Najwyraźniej przytyk Prezesowej trafił w sedno, bo zerwał się chłop gwałtownie i zatoczył tyłkiem tak szerokie koło, że przypięty do jego pasa śrubokręt uderzył siedzącą najbliżej Jolę w czoło i nabił jej guza wielkości śliwki węgierki.
– Oj! Sorry, sorry, sorry! – przepraszał roztańczony striptizer, podczas gdy my ratowałyśmy nieco zamroczoną Jolę lodem wydobytym z drinka i zawiniętym w kolorową serwetkę. – Wielkie sorry!
– Dobra, dobra! Masz tu stówkę i zmykaj! – Klaudia zdecydowała, że pora zakończyć zabawę w warsztat samochodowy. Po chwili striptizera i jego skrzyneczki z narzędziami już nie było. Po dwóch chwilach spostrzegłyśmy, że nie ma także Prezesowej...
Mimo to wieczór panieński zaliczyłyśmy do udanych. Były kolorowe drinki, striptizer i zabawa w babskim gronie niemal do białego rana. Co prawda Jola uskarża się na lekkie mrowienie w głowie, a Kasia na niedosyt wiedzy z zakresu mechaniki samochodowej, ale to mały szkopuł. Nie można mieć wszystkiego, a ja osobiście wolę mniej tłoczne spotkania, można rzec kameralne. Takie z przyjaciółkami i winem.
Przyjaciółki mam trzy i wszystkie kotłują się razem ze mną przed wielkim lustrem w moim pokoju. Oficjalna wersja mówi, że spotkałyśmy się, by omówić ostatnie szczegóły związane z jutrzejszą ceremonią, ale tak naprawdę chodziło o ukojenie nerwów, które towarzyszą mi przed wielkim dniem. W celu ukojenia tychże nerwów jedna z moich przyjaciółek, Iwa, kupiła cztery butelki półsłodkiego wina. W tym samym celu druga – Mirka – przyniosła dwie butelki Dorato zachomikowane od sylwestra. Jola dorzuciła czekoladę z orzechami i chipsy, za co niemal oberwała po głowie. Usprawiedliwiała się migreną, jednak niech nie myśli, że tak łatwo się wykpi. Przyjść na oblewanie jutrzejszego ślubu i nie pić?
Na tę chwilę nie ma już ani chipsów, ani czekolady, ani szampana, a białe półsłodkie wino zostało tylko jedno, i to tylko dlatego że żadna z nas nie radzi sobie z korkociągiem... Jesteśmy mocno zamroczone i bardzo szczęśliwe. Ja się uspokoiłam i wyluzowałam. Towarzyszy mi tylko taka maluteńka obawa, że jutro mogę mieć problemy z koncentracją. Ale to nic, prawda? Przecież się nie pomylę i nie poślubię obcego faceta, co?
Przy drugim winie padła propozycja, by przymierzyć suknię ślubną i sprawdzić, czy na pewno wszystko pasuje. Rozbieram się więc do stanika i majtek, a dziewczyny przynoszą suknię, która od kilku dni wisi na drzwiach szafy, szczelnie owinięta w pokrowiec, i wzbudza mój uśmiech, gdy tylko się budzę i na nią spojrzę.
Nie jestem w stanie sama jej założyć, więc ograniczam się do podniesienia ramion, a jedyna mocno trzymająca się na nogach Jola wchodzi na krzesło i zarzuca na mnie suknię od góry. Mirka sznuruje gorset tak mocno, że aż oczy wychodzą mi z orbit, a piersi ze stanika. Iwa przynosi z szafy białe satynowe pantofelki i dziwi się, że mam zamiar założyć do ślubu tak wysokie platformy. Co będzie, jeśli w drodze do ołtarza potknę się i przewrócę?
– Będę leżeć – odpowiadam wesoło po chwili namysłu. Połączenie wina, szampana i czekolady sprawia, że niegroźne mi żadne wypadki losowe. Iwa wkłada mi lewy but na prawą stopę. Gdy jestem już gotowa, tłoczymy się przed lustrem.
– Wyglądasz cudownie! – wzrusza się Iwa, która spośród nas jest największą romantyczką; płacze na wszystkich ślubach, nawet tych w telewizji...
– Idealnie! – dorzuca Jola.
Mirka milczy, więc patrzę na nią niespokojnie. Co jej się nie podoba?
– To tylko taki głupi włoski przesąd – mruczy pod nosem i macha ręką lekceważąco. – Nie przejmuj się!
– Jaki przesąd? – pytam przestraszona. – Mam coś niebieskiego i pożyczonego. I nawet starego!
– Moja ciotka wyszła za Włocha. I podobno u nich jest tak, że nie można przymierzać sukni ślubnej. To znaczy przymierzać wolno. – Mirka chwyta ocalałą butelkę i jednym wprawnym ruchem otwiera wino, po czym kończy: – Ale nie można wyglądać przy tym przymierzaniu idealnie.
Patrzę na Jolę oskarżycielsko, bo to ona powiedziała, że wyglądam idealnie. Jeśli jutro coś się nie powiedzie, to będzie wyłącznie jej wina. Potem wzruszam ramionami i mówię, że w ogóle nie wierzę w przesądy.
– I masz całkowitą rację! – cieszy się Mirka. – Zresztą to włoski przesąd na włoskie wesela. Twoje jest polskie, więc przesąd nie działa, co nie?
Oczywiście, że wcale nie wierzę w przesądy. To, że kupiłam niebieską podwiązkę, że mam pożyczony biustonosz i stare kolczyki z perełek babci Leokadii, o niczym nie świadczy! Mimo to na wszelki wypadek burzę sobie ręką włosy. Wyglądam jak czupiradło. Na pewno daleko mi do ideału...
Wszystkie cztery patrzymy w lustro i nagle Iwa pyta, czy wciąż jestem zdenerwowana. Zaprzeczam, ale przyjaciółki mi nie wierzą.
– Jak można nie czuć zdenerwowania przed własnym ślubem? To niemożliwe! – wymądrza się Iwa, która nie ma nawet chłopaka, nie wspominając o perspektywie rychłego zamążpójścia.
Uparcie dopytują, czego się boję. W końcu ulegam i wyznaję, że przysięgi małżeńskiej. I okazuje się, że to dopiero początek. Przy ostatnim winie ćwiczymy słowa, które za kilkanaście godzin mam wypowiedzieć nie dla zabawy, ale na serio i na całe życie. Już na samą myśl o tym czuję przyjemne dreszcze i łaskotanie w dole brzucha.
– A teraz powtarzaj za mną! – Wracamy do punktu wyjścia. Iwa potrząsa moim ramieniem. – Ja, Kalina, biorę ciebie, Patryku, za męża. No, powtarzaj!
– Ja, Kalina... – zaczynam dziarsko, ale cała ta sytuacja śmieszy mnie i sprawia, że zanoszę się śmiechem, który przechodzi w męczącą czkawkę.
– Nie śmiej się, tylko mów! – Iwa musztruje mnie i znów zaczyna: – Ja, Kalina, biorę ciebie, Patryku, za męża!
– Ja, Kalina... – zaczynam znów, głośno czkając, ale Iwa przerywa mi gwałtownie.
– Nie, nie, nie! To musi wyglądać inaczej! Na filmach zawsze wygląda to inaczej! Najpierw musimy zapytać, czy nikt nie zna okoliczności stojących na przeszkodzie zawarcia tego małżeństwa. – Gorączkuje się Iwa. Mirka przewraca znacząco oczyma, a ja krztuszę się ze śmiechu.
– Ale przecież u nas wcale się tak nie mówi! – protestuje Jola.
– Co ty tam wiesz! Nic nie wiesz! Wychodziłaś kiedyś za mąż? – Wstawiona Iwa szturcha Jolkę palcem wskazującym, aż ta przestraszona przyznaje, że rzeczywiście za mąż jeszcze nie wychodziła. – I co z tego, że u nas tak się nie mówi? My zrobimy tak, że się powie! Jak na prawdziwym amerykańskim filmie... – kończy rozmarzona i chrząka. – Zajmijcie miejsca, przechodzimy do ceremonii!
Po chwili wysokim głosem księdza proboszcza Iwa zadaje pytanie mające tak wielki wpływ na losy mojego związku. Jola oświadcza, że małżeństwo nie może zostać zawarte, gdyż narzeczony ma z nią piątkę dzieci i do tego szóste w drodze... Zanosimy się śmiechem. Iwa trzyma się za brzuch i jęczy, Mirka turla się po dywanie, ja sama chciałabym to zrobić, ale przecież mam na sobie suknię ślubną... Tyle jeszcze kojarzę. Niskim głosem mojego narzeczonego Iwa wypiera się związku z Jolą i udziału w produkcji szóstki dzieci, a następnie powracający do głosu ksiądz udziela nam ślubu.
Koniec przedstawienia. Brzuch boli mnie już tak bardzo, że chyba zaraz się posiusiam. Mirka wchodzi na krzesło i pomaga mi zdjąć suknię. Jola pada na stertę poduszek i odkłada pustą szklankę po soku. W majtkach, biustonoszu i moich pięknych ślubnych platformach biegnę do łazienki, aby zapobiec katastrofie. Tuż przy drzwiach potykam się o dywan i padam jak długa, o mało nie rozbijając sobie nosa o drzwi łazienki. Zdarłam skórę z kolana, które teraz piecze i pulsuje bólem, sama nie wiem, co gorsze. Przyjaciółki biegną na ratunek, ale podnoszę się i macham ręką na znak, że wszystko w porządku. Śmieję się, a łzy ciurkiem spływają mi po policzkach.
Ceremonia rozpoczyna się bez zakłóceń.
Zgodnie z planem, który tak misternie ułożyłam.
Najpierw główną nawą kościoła przechodzi mała dziewczynka w koronkowej sukience i dobranym pod kolor kapelusiku, sypiąc płatki różowych róż. Dziewczynka ma proste blond włosy i przerwę między zębami. Kolano lewej nogi pokrywa strup dorównujący rozmiarem temu, który sama noszę pod suknią. Czuję, że mam ochotę wyściskać tę małą.
Następnie z chóru rozlega się piękna i wzruszająca melodia grana na skrzypcach. Natychmiast wyciska mi kilka łez i budzi obawy o makijaż. Zauważam, że Jola też ociera oczy. Najwyraźniej nie tylko na mnie tak mocno działa muzyka!
Po kilku chwilach skrzypce cichną i na ambonę wchodzi nobliwy ksiądz proboszcz. Obejmuje surowym spojrzeniem sylwetkę moją i mojego narzeczonego. Jego ponura mina nie wróży niczego dobrego. Odczuwam nagły niepokój i staram się przywołać szczegóły spowiedzi przedślubnej. Czy jakieś wydarzenie z mojego dwudziestosiedmioletniego życia wywołało u księdza proboszcza oburzenie? Gdzieś w zakamarkach mojej świadomości majaczy wspomnienie pogadanki na temat czystości przedmałżeńskiej i niespokojnie zerkam na siedzącą za moimi plecami matkę. Chyba ksiądz nie zechce oświecić gości w kwestii mojego życia seksualnego?
W tej samej chwili kapłan wyszczerza do mnie zęby w parodii uśmiechu, zupełnie jakby czytał w moich myślach. Odchrząkuje i rozpoczyna uroczystą przemowę na temat dwóch serc, które się spotkały i podjęły decyzję, by dalej przez życie pójść razem. Tymi dwoma sercami jesteśmy oczywiście my – mój ukochany i ja. Spoglądam więc na mojego wybranka rozanielonym wzrokiem, który zasnuła romantyczna mgiełka, i sprawdzam, czy jest równie wzruszony jak ja. Okazuje się jednak, że spojrzenie Patryka utkwiło w butach księdza. Za to wzruszona do granic możliwości Jolka chlipie za moimi plecami aż miło!
Podczas mszy świętej moje myśli swobodnie szybują pomiędzy menu weselnym, które ma rozpocząć tradycyjny polski rosół z makaronem przybrany łabędziem z ciasta ptysiowego, a nocą poślubną, na którą przygotowałam specjalny czerwony komplecik z kusymi majteczkami i fikuśnym piórkiem. Nagle reflektuję się, że wszyscy wstali i spoglądają na nas wyczekująco. W końcu nadeszła ta chwila!
Ksiądz informuje zebranych w kościele gości, po co się tutaj spotkaliśmy i co teraz nastąpi. Szczerze powiedziawszy, witam tę chwilę z westchnieniem ulgi, gdyż czuję, że mój pęcherz znów o sobie przypomina. Zaciskam dłonie na plastikowej rączce bukietu ślubnego i zastanawiam się, czy goście poczują się urażeni, jeśli przed przyjęciem życzeń skoczę na chwilę do toalety za zakrystią. W tej samej chwili ksiądz każe nam podać sobie dłonie i powtarzać.
Staję vis-à-vis mojego przyszłego męża i uśmiecham się do niego krzepiąco. Stwierdzam, że Patryk nie wygląda dobrze. Jego przystojna twarz jest blada, na czole perli się pot. Albo mojemu narzeczonemu daje się we znaki zdenerwowanie, albo miniony wieczór obszedł się z nim równie niełaskawie, jak ze mną.
Pada regułka, która ma sprawić, że staniemy się mężem i żoną. Czuję motyle w brzuchu. Uskrzydlają mnie do tego stopnia, że zapominam o przepełnionym pęcherzu i pulsującym kolanie. Spoglądam prosto w oczy Patryka, który już nie bada stanu obuwia proboszcza, ale wpatruje się we mnie. Jestem skupiona jak nigdy, pragnę włożyć w tę przysięgę całą siłę mojej miłości. Otwieram usta i chcę wypowiedzieć magiczne słowa, które sprawią, że będę z ukochanym, dopóki śmierć nas nie rozłączy...
Ale uprzedza mnie Jolka.
Jak przez mgłę widzę, jak podnosi się ze swojego miejsca i zdejmuje okulary. Jest blada i spłakana. Iwa szarpie ją za sukienkę, chcąc usadzić na miejscu. Czy ta Jolka zgłupiała? Nie wysiedzi kwadransa? Koniecznie musi do toalety, gdy ja składam przysięgę małżeńską?
Ale Jola nie ma zamiaru wychodzić do toalety. Prostuje się dumnie i obwieszcza osłupiałemu księdzu:
– To małżeństwo nie może być zawarte, proszę księdza. Pan młody wkrótce zostanie ojcem. Mojego dziecka.
Przez kościół przebiega fala szeptów, zaskoczeni goście nachylają ku sobie głowy i wymieniają się spostrzeżeniami. Widzę, że moja matka otwiera i zamyka usta, niczym ryba wyrzucona na brzeg. Iwa kręci głową. Mirka ukryła twarz w dłoniach. Jolka patrzy na mnie przepraszająco. Czuję, że za chwilę wybuchnę niepohamowanym śmiechem. Czy ta Jolka zdurniała do reszty? Zapomniała, że to były głupie żarty? Taka gra? Pijacka zabawa?
Spoglądam na pobladłą twarz mojego narzeczonego i dociera do mnie, że to wcale nie zabawa. W następnej chwili biorę solidny zamach i idealnie zaprojektowany bukiet z białych róż i frezji ląduje u stóp proboszcza. Wychodzę z kościoła, nie patrząc na osłupiałych gości.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------CZWARTA STRONA POLECA SERIĘ „NA MIODOWEJ”
Praca, którą się kocha, szczęśliwy związek i jeden moment, który burzy tę sielankę.
Małgorzacie udało się zapomnieć o przeszłości. Spełnia się zawodowo, a prywatnie nie widzi świata poza Robertem. Do czasu, aż pewnego dnia dostaje list w błękitnej kopercie. Kto dziś jeszcze pisze listy? Małgorzata zna tylko jedną taką osobę, ale wolałaby wymazać ją z pamięci. Jednak informacja, którą skrywa błękitna koperta, skłania ją do powrotu na Miodową. Do domu pełnego wspomnień.
Jak na powrót Małgorzaty zareagują dawni przyjaciele i sąsiedzi? Czy na pewno jej związek jest udany? A może na Miodowej czeka na nią ktoś ważny? Przekonaj się sama.
Do zobaczenia na Miodowej!
.
Urocza uliczka na przedmieściach i chwytająca za serce opowieść o poświęceniu oraz miłości do dziecka.
Klara zawsze obawiała się związków, gdyż nie chciała powtórzyć błędów swoich rodziców, których małżeństwo się rozpadło. Kiedy Tomek skradł jej serce i obiecał nigdy go nie złamać, uwierzyła, że ich miłość wytrzyma każdą próbę. Pięć lat później Tomek odchodzi, a Klara zostaje samotną matką. Wraz z córką Nelą przeprowadzają się na Miodową. W piekarni, której wnętrze wypełnia aromatyczny zapach ciasta i kawy, Klara próbuje pogodzić się ze stratą i zapewnić dziewczynce szczęście. Nela wymaga jednak wiele uwagi. Jest przecież dzieckiem wyjątkowym...
Jak niepowtarzalna atmosfera Miodowej wpłynie na Nelę? Czy Klara odzyska spokój i rozpocznie nowe życie? A może Tomek wcale nie odszedł na zawsze?
.
Wzruszająca opowieść o sile kobiecości, która drzemie w każdej z nas! Jedynym miejscem, w którym Justyna kiedykolwiek czuła się kochana i szczęśliwa, był dom jej babci. Spędziła tam najlepsze lata dzieciństwa, zanim jej rodzice zadecydowali o przeprowadzce do dużego miasta. Od tego momentu wszystko układało się inaczej, niż planowała, a bolesne doświadczenia sprawiły, że zamknęła się na świat. Po wielu latach udało jej się znaleźć bezpieczną przystań na Miodowej. Otworzyła kwiaciarnię, nawiązała przyjaźnie, stworzyła dom. Jednak niespodziewana wizyta wywraca poukładany świat do góry nogami i zmusza kobietę, by po raz kolejny zmierzyła się z przeszłością.
Czy znajdzie w sobie odwagę i siłę do konfrontacji? I jak wpłynie to na relację z mężczyzną, który chce zdobyć jej serce?
.
Zapach kobiecych perfum na koszuli, późne powroty do domu, weekendowe delegacje... – Natalia nadal ma tak wiele powodów, by nie wierzyć mężowi. Dominik stara się za wszelką cenę udowodnić, że jeden błąd nie przekreślił życia, które wspólnie zbudowali, i nadal jest tym samym mężczyzną, w którym zakochała się przed laty. Przeprowadzka do nowego domu miała być dla nich drugą szansą. Obiecali sobie, że tym razem będzie inaczej: żadnych kłamstw oraz sekretów. Nowe miejsce to przecież najlepszy sposób, aby zacząć jeszcze raz. Jednak zaufanie jest bardzo kruche i niełatwo je odbudować. Szczególnie gdy do głosu dochodzą dawne słabości i nie sposób oprzeć się pokusie...
Czy mimo obaw Natalia zaufa mężowi i uwierzy, że są w stanie tworzyć szczęśliwą rodzinę? Czy zapomni o tym, co się wydarzyło, zanim zamieszkali na Miodowej? Jak wiele można poświęcić w imię miłości?
.