Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Idealne kłamstwo - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
2 października 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Idealne kłamstwo - ebook

Wczoraj Scott był martwy. Dzisiaj wrócił.
Ale Anna nie wierzy w duchy.

Scott był chłopakiem Anny. Kochała go, ale on zrujnował jej życie. Kiedy umarł, powinna poczuć wolność, jednak dzisiaj, czternaście lat później – Scott przez radio grozi, że ujawni jej mroczny sekret.

Anna popełniła jeden błąd i teraz przyjdzie jej za niego słono zapłacić. Scott jest jedyną osobą, która zna prawdę, ale jakim cudem żyje?
Wkrótce odpowiedzi będzie szukał Tom Douglas. Jednak Anna ucieka w panice: przed mężczyzną, którego kochała, przed mężczyzną, którego śmierć widziała na własne oczy; przed mężczyzną, który powrócił do żywych.

I ma tylko tydzień, by go znaleźć i zatrzymać.

„Niekwestionowana królowa thrillerów psychologicznych” – Fabulous Magazine
„Mroczny, ekstremalnie wciągający, znakomicie skonstruowany thriller psychologiczny” – The Times
„To oczywiste, dlaczego czytelnicy sięgają po kolejne thrillery tej autorki” – The Observer

Ponad 3 miliony sprzedanych egzemplarzy!

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8075-946-6
Rozmiar pliku: 712 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Obserwuje ją. Wie, dokąd zmierza, co robi, ale mimo to obserwuje. Jest teraz w środku – znika mu z pola widzenia – ale wkrótce znów się zjawi. Upłynęło trzydzieści minut, lecz czekanie mu nie przeszkadza. Opiera się ramieniem o ścianę w zacienionym przejściu, w miejscu, gdzie stał już wielokrotnie, i zastanawia się, kim ona jest i kim się stała.

W końcu szklane drzwi budynku mieszkalnego otwierają się i kobieta wychodzi. Unosi wysoko głowę, a jej jasne włosy lśnią w blasku lamp zamontowanych przy wejściu. Nawet z tego miejsca widać, że użyła ciemnoczerwonej pomadki do ust i ciemnego tuszu do rzęs. Dolna część jej krótkiej sukienki porusza się luźno wokół nagich, opalonych nóg. Nie widzi wyrazu jej oczu, ale wie, że jeszcze tej nocy będą błyszczeć z emocji.

Nienawidzi jej za to.

Przygląda się, jak ludzie odwracają głowy, żeby popatrzeć na tę atrakcyjną kobietę, która z taką pewnością siebie kroczy w szpilkach. Zastanawiają się zapewne, jakim cudem ktoś tak piękny idzie sam ulicami Manchesteru.

Od celu dzieli ją niewielka odległość i wcale nie musi za nią iść, ale robi to mimo wszystko. Zastanawia się, czy kobieta czuje na plecach palące spojrzenie, pełne pogardy za to, kim ona jest, i za ból, jaki spowodowała.

Pozostaje mu nadzieja, że jednak to czuje, bo wtedy mogłaby też poczuć strach. A on tego potrzebuje. Chce ujrzeć jej strach, posmakować go. Ale jeszcze nie teraz.

Wkrótce.PONIEDZIAŁEK

1

Wszyscy kłamiemy. Okłamujemy zarówno innych, jak i siebie samych. Później się usprawiedliwiamy, że to niewinne kłamstewka lub tak zwane białe kłamstwa, odbierając im w ten sposób jakiekolwiek znaczenie. Czasami twierdzimy jednak, że są one niezbędne, żeby chronić innych przed krzywdą. Bez względu na to, jak byśmy je usprawiedliwiali, jakiego nabrałyby kształtu, nadal pozostaną kłamstwami.

Oszustwo to poważniejsze słowo. Oszuści manipulują faktami, by tworzyć fałszywy obraz rzeczywistości, podobnie jak prestidigitator przy swoich sztuczkach.

Ja okłamuję moich najbliższych codziennie, a każde wypowiedziane łgarstwo odgrywa swoją rolę w większym oszustwie. Jest mi za to wstyd. Już na początku tej drogi zdawałam sobie sprawę, że nie przyniesie to niczego dobrego, ale pierwsze kłamstwo przeszło bez trudu i szybko się przekonałam, że nie mam większego wyboru. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy z faktu, że kłamstwo, które miało nikogo nie skrzywdzić, będzie kosztowało aż tyle. Uważałam, że to jedyny sposób na to, by ochronić rodzinę i utrzymać ją w całości. Ale w miarę jak oszustwo staje się coraz bardziej skomplikowane, pogłębieniu ulega też dół, który kopię. Staram się przekonać samą siebie, że to już prawie koniec, że wkrótce nie będę musiała kłamać. No, może nie aż tak często. Ale to kolejne kłamstwo – tym razem wobec samej siebie.

Budzę się każdego rana z poczuciem winy, a zaraz po nim przychodzi wstyd. Dziś jest gorzej niż kiedykolwiek dotąd. Dla mnie to wyjątkowy dzień, jednak nie mogę z nikim podzielić się jego doniosłością. Sama muszę poradzić sobie z bólem. Oczy wypełniają mi łzy, więc pozwalam sobie na chwilę oddechu, zanim wstaję z łóżka. Czuję ucisk w piersi, a ochota na podciągnięcie kolan pod brodę i zostanie w łóżku jest coraz silniejsza, jednak mój dwulicowy charakter nakazuje mi przybrać uśmiechniętą maskę i rozpocząć dzień.

Podchodzę do okna, odsuwam zasłony i zerkam na pole golfowe rozciągające się na tyłach domu. To kolejny piękny poranek, a w taki dzień jak ten jedynie kwestią czasu jest zapełnienie się torów mężczyznami i kobietami, którzy będą ciągnąć swoje wózki, wybijać małą piłeczkę na sto metrów lub więcej tylko po to, by potruchtać za nią i znów uderzyć. Nie rozumiem zachwytu golfem, doceniam jednak piękno krótko przyciętej zielonej trawy, przemyślnie wykopane oczka wodne i zagajniki, które już niedługo zaczną gubić liście.

Ten dom to prawdziwe szczęście. Jest w żałosnym stanie, ale kiedy mój mąż odziedziczył go po wuju, nie potrafiliśmy odmówić, poza tym nie jesteśmy obciążeni hipoteką. Z czasem go wyremontujemy, jednak trwa to wszystko dłużej, niż oczekiwaliśmy, jak to zwykle zapewne bywa przy takich nieruchomościach.

Opuszczam zasłony i idę do łazienki. Wydaję z siebie krótki pisk, kiedy kłuje mnie w stopę drzazga stercząca z drewnianej podłogi, wciąż oczekującej na cyklinowanie, które przywróci jej dawny wiktoriański blask. Dzieciom nie wolno wychodzić z łóżek bez kapci z gumowymi podeszwami, ale ja zawsze o tym zapominam. To moja wina, że podłoga tak wygląda. Sfrustrowana brakiem postępów, zerwałam przed dwoma tygodniami starą, brudną wykładzinę, czym zasłużyłam sobie na połajankę ze strony męża. Najwyraźniej miał jakiś plan, którego powinnam była się trzymać. To człowiek lubiący sporządzać listy spraw, które można potem skreślać po zrealizowaniu.

Prysznic daje mi trochę czasu na złapanie oddechu. Patrzę w lustro, upewniając się, że nic nie zdradza moich prawdziwych uczuć. Widzę zwyczajną twarz: trochę za długa górna warga, prosty nos i ciemnobrązowe włosy, które kończą się na wysokości podbródka. Moje błękitne oczy o owalnym kształcie, które zasadniczo uważam za najładniejsze, dziś są podpuchnięte, przez co nabieram jeszcze większej ochoty na to, by wrócić do łóżka i położyć na nich na pół godziny torebki z herbatą. Nie mogę jednak tego zrobić, moczę więc flanelowy ręcznik pod wodą i przyciskam do skóry z nadzieją, że pozwoli mi zdziałać cuda z makijażem.

W końcu schodzę na dół, mijając dwa worki na śmieci wypchane zerwaną tapetą – wynik mojej kolejnej próby przydania się na cokolwiek. Słyszę chichot i zerkam w stronę otwartych drzwi do kuchni, stając się świadkiem przyjemnej sceny, w której dzieci jedzą śniadanie przy chybotliwym stole z ceratą pod uważnym okiem mojego męża. Wychodzi na korytarz, chcąc jak zawsze się upewnić, że nie brakuje mi niczego do rozpoczęcia dnia. Zauważam, że lekko dziś utyka, ale nie komentuję tego. Wiem, że tego nie znosi.

Podnoszę rękę i obejmuję go za szyję.

– Jesteś taki cholernie wysoki – mówię, pociągając jego głowę do dołu, żeby pocałować go w usta. To prawda, jest wysoki, a jego szerokie ramiona wyglądają jak skonstruowane wyłącznie z myślą o tym, żeby się do nich tulić. Gdybym tylko mogła to zrobić.

– Dzień dobry, Hobbicie – odpowiada z uśmiechem i też mnie całuje.

Wygładzam żakiet nowej garsonki, którą kupiłam z myślą o takich dniach jak dzisiejszy, kiedy mam ważne spotkanie i muszę przyzwoicie wyglądać.

– Dobrze się prezentuję?

– Fantastycznie. Jesteś gotowa, by podbijać świat.

Dominic zawsze bardzo się stara, żeby poprawić mi humor. Nie pracuje od osiemnastu miesięcy, od chwili, którą eufemistycznie określiliśmy jego „wypadkiem”, i jest bardzo zadowolony z roli kury domowej, opiekując się dziećmi i stopniowo remontując dom. Oznajmił, że nie ciągnie go z powrotem do nauczania, podejrzewam jednak, że źle oszacował czas, który pochłania opieka nad dwójką szkrabów.

Ja byłam zazwyczaj przeciwnym biegunem dla mojego mało ambitnego męża. Kiedy miałam osiemnaście lat, chciałam latać, przeskoczyć każdy płotek na swojej drodze, sprawić, by wszystko było możliwe. Ta żądza życia doprowadziła jednak wyłącznie do zamętu i szybko nauczyłam się cenić stabilizację i życie wolne od niepewności. Czasami chcę oczywiście uwolnić choć małą część siebie od ograniczeń życia wynikających z kodeksów napisanych przez innych.

Idę w stronę kuchni, by pożegnać się z dziećmi, i rzucam do Doma przez ramię:

– Wcześnie dziś wstałeś. Nie mogłeś spać?

– Było mi za gorąco. Myślę, że następnym etapem remontu będzie naprawa okien w sypialni, żebyśmy mogli je przynajmniej otwierać i wpuszczać powietrze do środka. Prawie się tam udusiłem. Przepraszam, że cię obudziłem, wiedziałem jednak, że już nie zasnę, i poszedłem się przejść. Wiesz, jak to rano pomaga.

Podąża za mną, więc zatrzymuję się przy drzwiach i odwracam.

– Słyszałam samochód. Jak tam twoje nogi?

– Nie najgorzej, choć poszedłem chyba za daleko. Postanowiłem, że podjadę do parku, żeby zmienić trochę scenerię. Przed szóstą było tam zupełnie pusto. Rewelacja.

– Brzmi nieźle. – Wchodzę do kuchni. – Gdzie te nasze wyjątkowe dzieci?

Przez większość czasu z łatwością odgrywam rolę idealnej żony w idealnej rodzinie, czasami jednak trudno jest się zorientować, co jest farsą, a co rzeczywistością – to życie z dziećmi, które kocham, czy sekretne życie, w którym gram rolę pierwszoplanową.

Podchodzę pospiesznie do stołu. Powinnam już być w drodze, ale całuję Holly w policzki tak długo, aż odpycha mnie od siebie, chichocząc. Odwracam się w stronę Baileya, podnoszę jego pulchną rękę i zlizuję miód z palców, zanim rozmaże go na moim ubraniu.

– Zobaczymy się wieczorem, dzieciaczki. Życzę wam pięknego dnia! – wołam, kierując się do drzwi wejściowych.

Odwracam się na chwilę w progu, macham po raz ostatni Dominicowi na do widzenia, po czym podchodzę do mojego nowiuteńkiego karmazynowego samochodu, macając w torebce w poszukiwaniu kluczyków.

Wyciągam dłoń, by chwycić klamkę, i zastygam. W porę zauważam, co siedzi na szybie, zaledwie kilkanaście centymetrów od miejsca, gdzie chciałam położyć dłoń. Mam ochotę się odwrócić i uciec, ale wiem, że powinnam stać nieruchomo i zaczekać, aż źródło mojego przerażenia odleci. Nie sprawia jednak wrażenia, jakby dokądkolwiek się wybierało, a ja wpatruję się w żółto-czarne paski i smukły odwłok ukryty pod skrzydełkami. Wiem, gdzie znajduje się żądło. Słyszałam, że żądlą wyłącznie samice os, ale nie mam pojęcia, jak odróżnić samca od samicy i guzik mnie to obchodzi. Dla mnie one wszystkie są wrogami.

Przez chwilę wydaje mi się, że osa szykuje się do odlotu, bo unosi się na nóżkach i brzęczy przez kilka sekund. Siada jednak z powrotem. Mam wrażenie, że się ze mną bawi, czeka, aż zacznę machać i sprowokuję ją do ataku.

– Zaczekaj, Anno! – woła Dominic. Nie mogę na niego spojrzeć, ale pewnie zerka przez ramię, czy dzieci nadal jedzą śniadanie. Słyszę nieregularny tupot jego butów i czuję palce na ramieniu. Wyciąga rękę, trzymając w niej chusteczkę. Zatrzymuje się, po czym robi szybki zamach, a ja odruchowo pokrzykuję.

– Mam – mówi z nutą satysfakcji. Odwraca się i uśmiecha. – Możesz jechać, kochanie.

Znów jestem w stanie oddychać, choć widok tej osy odebrałam jako zły omen. Stoję w bezruchu.

Dominic otwiera drzwi do auta.

– Chcesz na chwilę wrócić do domu? Dobrze się czujesz?

Przez chwilę nie mogę zebrać myśli, ale w końcu się otrząsam. Przynajmniej Dominic nigdy się ze mnie nie śmieje. Mało tego, nawet zbadał mój problem.

„Sfeksofobia, czyli lęk przed osami”, wyjaśnił mi, kiedy po raz pierwszy był świadkiem mojej paniki.

W dzieciństwie zostałam trzykrotnie użądlona i od tamtej pory nienawidzę i straszliwie boję się os. Ale to nie uzasadnia paraliżującego mnie teraz strachu. Nie mogę wyjaśnić tego Dominicowi. Trauma związana z dniem, gdy stałam się sfeksofobiczką, była dużo gorsza, niż mógłby sobie wyobrazić.

Niestety nie wszystko da się rozwiązać z pomocą Dominica oraz chusteczki, odrobiny miłości i atencji. Niektóre sprawy wymagają czegoś więcej, a myśl o tajemniczej górze, na którą muszę się wspiąć, jest przytłaczająca. Czuję, jak zaciska mi się krtań. Kolejne kłamstwa, kolejne oszustwa.

Są takie chwile, których końca nie mogę się doczekać.

Ale są i takie, które mogłyby nigdy się nie kończyć.3

– Becky! – zawołał nadinspektor Tom Douglas, przechodząc przez biuro głównego zespołu dochodzeniowego.

Becky Robinson stała przy tablicy i rozmawiała z sierżantem Keithem Simsem. Odwróciła się, słysząc emocje w głosie Toma.

– Co jest?

– Chodź, już czas, żebyś włączyła się do akcji – odpowiedział, kiedy do niego podeszła.

Becky wróciła z urlopu macierzyńskiego i choć trudno było jej zostawić dziecko w domu, wyraźnie podekscytowała się na myśl o nowej sprawie. Wiedząc, że Tom przekaże jej wszystkie niezbędne informacje po drodze na miejsce przeznaczenia, chwyciła swoją torbę i wyszła za nim na słońce.

– Za gorąco jak na wrzesień – powiedział Tom, otwierając drzwi samochodu. – Jak w cholernym piecu.

– Kiedy prowadziliśmy razem naszą ostatnią sprawę, było lodowato. O ile dobrze pamiętam, napadało śniegu po pas, więc dla odmiany teraz może być upalnie.

Tom wrzucił bieg i wycofał samochód z miejsca postojowego.

– Jak tam Buster?

Becky się uśmiechnęła. Dali dziecku na imię George, jednak jej partner Mark w ostatnich miesiącach jej ciąży zwracał się do niego Buster i przezwisko przylgnęło na dobre.

– Świetnie sobie radzi. Mały grubasek. Będziesz musiał wpaść razem z Lucy i znów go zobaczyć.

Córka Toma, Lucy, uwielbiała dzieci i zawsze świetnie dogadywała się z Becky.

– Wpadniemy, dziękuję.

– To dokąd dziś jedziemy?

– Niedaleko, do centrum Manchesteru. Na piętrowym parkingu w samochodzie znaleziono ciało mężczyzny. Parking został zamknięty, ale jeśli szybko nie opanujemy sytuacji, już wkrótce wybuchnie tam chaos i ludzie zaczną się wkurzać.

Doświadczenie podpowiadało, że dokładne zbadanie miejsca przestępstwa może potrwać wiele godzin, więc właściciele pojazdów znajdujących się już na parkingu byli zasadniczo skazani na pozostawienie ich tam na dłuższy czas, a tych, którzy zamierzają wjechać, trzeba będzie odsyłać w inne miejsce do odwołania.

Becky jęknęła.

– Będziemy mieli mnóstwo ludzi narzekających na to, że nie dajemy im normalnie funkcjonować, podczas gdy kilka metrów dalej leży jakiś martwy biedak. Oni chyba uważają, że celowo usiłujemy utrudnić im życie.

Tom się uśmiechnął. To prawda, społeczeństwo wydawało się podzielone na tych, którzy akceptowali fakt, że czasami dochodzi do zdarzeń wywołujących pewne niedogodności, i na tych, którzy szukali tylko winnych wszelkich zaistniałych problemów. Zwykle obrywało się policji, którą obarczano wszelką odpowiedzialnością.

– Na szczęście dla nas z całym tym bałaganem będzie musiał poradzić sobie jakiś nieszczęsny mundurowy. My musimy dostać się jak najbliżej ofiary, a nie mam żadnych informacji na temat jej stanu. To będzie twój pierwszy trup od jakiegoś czasu, Becky. Jesteś na to gotowa czy zmiękłaś po tym porodzie?

Becky prychnęła.

– Jeśli już, to raczej stwardniałam, choć muszę przyznać, że stałam się nieco ostrożniejsza w kwestii bezpieczeństwa. Zaczekaj, aż ja poprowadzę następnym razem. Już nie będziesz musiał chwytać się drzwi, kiedy wejdę w zakręt. Jestem ostatnio antytezą brawury.

Tom rzucił jej spojrzenie mówiące o tym, że nie uwierzył w ani jedno jej słowo. Często droczył się z Becky, wspominając ich pierwsze wspólne doświadczenie w samochodzie – w centrum Londynu – kiedy stwierdził, że nie ma absolutnie żadnego pojęcia, jakim cudem dotarli z punktu A do punktu B, nie powodując żadnego poważnego wypadku.

Swobodna rozmowa została jednak przerwana, kiedy przybyli na parking. Tom spoważniał.

– No to jesteśmy na miejscu. Chodźmy zobaczyć, z czym mamy do czynienia. Gotowa?

Skinęła głową i otworzyła drzwi samochodu.

Kiedy Tom i Becky wspinali się po schodach na poziom piąty parkingu, ich kroki odbijały się echem od gładkich ścian. W powietrzu unosił się zapach rozgrzanego betonu i rozgotowanych warzyw, który prawdopodobnie dochodził ze stołówki dla personelu sąsiednich biur. Becky zmarszczyła nos. Uniosła jeden koniec długiego, kolorowego jedwabnego szala, który nosiła w celu ukrycia – zgodnie z jej słowami – wciąż pulchnego pociążowego brzuszka, i przyłożyła go dość teatralnie do twarzy.

– Nie można oczekiwać, że parkingi będą miejscami szczególnie urokliwymi, ale kiedy człowiek wciągnie smrodek duszonej kapusty, to zaczyna się robić nieznośnie.

Tom się uśmiechnął i pchnął drzwi prowadzące na słabo oświetlony parking. Panowała tu przejmująca cisza. Po rampach nie zjeżdżały ani nie wjeżdżały żadne auta, a w pobliżu nie było widać żywego ducha.

– Gdzie są wszyscy? – spytała Becky nienaturalnie głośno.

– Musimy podejść rampą na następny poziom pośredni. Z tego, co mi wiadomo, samochód stoi na samym końcu.

Skręcili na krótką rampę i spojrzeli w prawo, gdzie trzy lampy rozświetlały cienie. Przy jednym z samochodów kręcili się kryminalistycy, a Tom odetchnął z ulgą, ujrzawszy wielką postać Jumoke Osoby, zwanego Jumbo, który stał z rękami wspartymi na biodrach i nadzorował prace.

Uwagę wszystkich absorbowała ciemnoszara limuzyna Mercedes klasy S. Kiedy podeszli bliżej, Tom odnotował, że wóz wygląda na nowy, choć trudno było to stwierdzić z powodu spersonalizowanej tablicy rejestracyjnej CEJ79. Jumbo odwrócił się w ich stronę, a jego czarną twarz rozjaśnił szeroki, biały uśmiech.

– Dzień dobry, Tom. Dobrze znów cię widzieć, Becky.

Becky odpowiedziała uśmiechem i oboje szybko wskoczyli w stroje ochronne.

– Co mamy, Jumbo? – spytał Tom, podchodząc do samochodu.

– Jedna ofiara, mężczyzna, tak na oko po trzydziestce. Przyczyna śmierci wydaje się dość oczywista, choć patolog z MSW będzie to jeszcze musiał potwierdzić. Sami zobaczcie.

Pierwszą rzeczą, jaką zauważył Tom, była opuszczona szyba po stronie kierowcy. Nie było to zaskakujące, zważywszy na temperaturę. Wyciągnął osłoniętą rękawiczką dłoń, aby dotknąć maski. Zimna. Wyglądało na to, że ofiara była tu od pewnego czasu, a przynajmniej jej samochód. Bilet parkingowy powinien dać im dokładną odpowiedź. Czy kierowca zostawił otwarte okno po odebraniu biletu z automatu po przyjeździe, czy opuścił je, żeby z kimś porozmawiać? Czy znał zabójcę? Przyjechał na parking czy szykował się do wyjazdu? Tom układał wszystkie te kawałki w głowie, próbując je dopasować.

Drzwi auta były zamknięte, a Jumbo przesunął się na bok, żeby pozwolić Tomowi zajrzeć do środka. Samochód stojący obok mercedesa został zaparkowany tak blisko, że trzeba się było przeciskać.

Tom popatrzył na twarz mężczyzny, napuchniętą i poznaczoną popękanymi naczyniami krwionośnymi. Miał szeroko otwarte oczy i nabiegłe krwią białka.

Jak już powiedział Jumbo, przyczyna śmierci nie budziła większych wątpliwości. Na szyi mężczyzny znajdowała się nylonowa opaska do kabli. Została mocno zaciśnięta – nie sposób byłoby jej poruszyć – i werżnęła się mocno w skórę na szyi. Mężczyzna został uduszony – zgarotowany – od tyłu.

– I co myślisz? – zapytał Jumbo.

– Wiemy, kim jest ofiara?

– Tak sądzimy. Samochód jest zarejestrowany na Camerona Edmundsa, lepiej znanego jako Cameron Edmunds Junior. Nie ma przy sobie żadnego dokumentu, a telefon komórkowy na siedzeniu jest zablokowany. Nic nie zrobimy, dopóki nie dostaniemy się do karty SIM.

Nazwisko wyjaśniało przynajmniej skrót na tablicy rejestracyjnej. Tom założył, że numer był rokiem urodzenia, choć nawet w obecnym stanie facet wyglądał na młodszego.

– Jumbo, powinieneś rzucić na to okiem. – Jeden z techników klęczał między samochodami, badając forda focusa zaparkowanego obok mercedesa.

Tom i Jumbo przykucnęli przy techniku i popatrzyli we wskazane miejsce. Na drzwiach focusa widoczna była głęboka rysa, a wokół niej ślady ciemnego lakieru. Odwrócili się w stronę mercedesa i Jumbo ostrożnie otworzył tylne drzwi. Ich krawędź zbiegła się z rysą.

– Ktoś wsiadał lub wysiadał z tyłu i bardzo się spieszył, nie sądzicie?

Tom skinął głową.

– Może jedno i drugie.

Becky podeszła bliżej i stanęła nad nimi.

– Szefie, rozmawiałam z posterunkowym Khatrim, był pierwszy na miejscu przestępstwa. Osoba, która je zgłosiła, powiedziała, że zaparkowała samochód po przeciwnej stronie tego poziomu i podeszła bliżej, żeby przyjrzeć się mercowi, najwyraźniej wymarzonemu samochodowi. Założywszy, że jest pusty, facet zajrzał do środka. Teraz jest na dole w biurze parkingu i popija herbatę, żeby się uspokoić. Czy mam pójść z nim porozmawiać?

– Tak, za chwilę. Musimy jeszcze uzyskać jak najwięcej informacji na temat Camerona Edmundsa, skontaktować się z rodziną, zanim ktoś coś powie na zewnątrz. Ale zanim to zrobisz, przyjrzyj się miejscu zbrodni i powiedz, co widzisz.

Tom i Jumbo oddalili się od samochodu, żeby zrobić Becky miejsce. Obserwowali ją uważnie.

Popatrzyła z bliska na rozdętą twarz mężczyzny, świadoma, że był czyimś mężem, ojcem lub synem. Pragnienie zadośćuczynienia ludziom, którzy go stracili, sprawi, że będzie szukać odpowiedzi tak długo, aż dopadnie mordercę. To właśnie sprawiało jej taką cholerną satysfakcję w pracy i dlatego tak się cieszyła ze swojego powrotu.

– Samochód jest zimny, czyli stoi tu od jakiegoś czasu, ale u ofiary nie wystąpiło jeszcze stężenie pośmiertne, czyli nie jest martwa zbyt długo. To sugeruje, że denat wrócił do samochodu i zamierzał odjechać. Dlaczego więc otworzył okno? Z pewnością włączył klimatyzację. – Becky rozejrzała się dookoła. – Co z kamerami?

Jumbo się skrzywił.

– Nie ma żadnej? – spytała Becky z rozczarowaniem. Tak bardzo ułatwiłoby jej to pracę.

– To jeden z ostatnich parkingów wielopoziomowych, na których ich jeszcze nie zamontowano – odparł Jumbo. – Z pewnością wiedział o tym nasz morderca. Kamery są przy wjeździe i wyjeździe, ale nie na każdym poziomie.

– Niech to szlag – mruknął Tom.

– W rzeczy samej. Kilka kamer jest na pobliskich ulicach, ale to nam nic nie da, dopóki nie będziemy wiedzieli, kogo w ogóle szukamy.

Becky cofnęła się kawałek i spojrzała na samochód. Ofiara została zaatakowana od tyłu, czy to zatem oznaczało, że sprawca siedział już w środku? Podeszła do okna kierowcy i jeszcze raz spojrzała na twarz mężczyzny.

– Czy któryś z was zauważył, że skóra wokół oczu i nosa wydaje się napuchnięta, podrażniona? To mogło być cokolwiek, przeziębienie, alergia. Zastanawiam się jednak, czy nie pryśnięto mu czymś w oczy, co pozwoliło zabójcy wskoczyć na tylne siedzenie.

– Ale co? Spray pieprzowy? Gaz łzawiący? Dobre spostrzeżenie – przyznał Tom.

– Wspomnę o tym anatomopatologowi – dodał Jumbo, kiwając z uznaniem głową.

Becky zastanawiała się, czy okno było już otwarte, czy może ofiara opuściła szybę, żeby porozmawiać z zabójcą. Dlaczego miałby to zrobić? Znał go? Może sprawca udawał, że potrzebuje pomocy lub zasygnalizował mężczyźnie, że coś jest nie tak z samochodem – być może wskazał przebitą oponę – a ten otworzył okno, żeby sprawdzić. Wtedy zabójca prysnął mu czymś w oczy, wskoczył do samochodu, zarzucił opaskę na kable na szyję ofiary i ją udusił.

Czy to mogła być przypadkowa napaść? Rozbój? Nigdzie nie było portfela, ale telefon wciąż leżał na siedzeniu. Becky uznała, że nie ma w tym żadnej przypadkowości. Spray i opaska sugerowały, że wszystko skrupulatnie zaplanowano.

Wyglądało to raczej na egzekucję.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: