- nowość
- W empik go
Idź po lepsze - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Idź po lepsze - ebook
Czytając tę książkę:
Zrozumiesz, jak edukacja lub jej brak może być początkiem wielu życiowych dróg.
Odkryjesz, jak pierwsze doświadczenia zawodowe kształtują nasze przyszłe decyzje. Zainspirujesz się do działania, niezależnie od tego, gdzie obecnie się znajdujesz.
To książka dla tych, którzy marzą o zmianach, ale nie wiedzą, jak zacząć. Dla tych, którzy wierzą, że zawsze można zrobić coś więcej, niż tylko siedzieć w jednym miejscu.
Kategoria: | Administracja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8384-572-2 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przedmowa
Ważne cytaty, które pomogą Ci w życiu:
Jack Sparrow — Piraci z Karaibów:
„Jedynymi zasadami, które naprawdę się liczą, są te: co człowiek może zrobić i czego człowiek nie może zrobić.”
Laska — Chłopaki nie płaczą:
„Musisz dowiedzieć się, co chcesz w życiu robić, a później zacząć to robić.”
Mam 35 lat (kiedy zaczynałem tę książkę, miałem 34) i jestem dzieckiem lat 90. Chcę podzielić się swoimi doświadczeniami oraz tym, jak zmieniało się moje postrzeganie życia i samego siebie na przestrzeni lat. Opowiem o mojej szkole, pracy oraz o różnych sytuacjach, które na mnie wpłynęły.
Każdy z nas ma jedno życie, ale można je podzielić na kilka etapów. Jednym z nich jest okres między dzieciństwem, a dorosłością. Do momentu założenia rodziny jesteś odpowiedzialny tylko za siebie i masz czas tylko dla siebie. Możesz podejmować ryzykowne decyzje, nie martwiąc się o konsekwencje dla bliskich. Kiedy skutki decyzji są niekorzystne, dotykają tylko ciebie. Jednak, kiedy masz rodzinę — żonę i dzieci — przed każdym działaniem musisz zastanowić się, czy nie zaszkodzisz im i czy warto podjąć ryzyko. Nasz umysł podświadomie sugeruje, że warto trzymać się znanych i sprawdzonych ścieżek, ponieważ zapewniły one przetrwanie nam lub naszym rodzicom. Przykładem może być znalezienie pracy na etacie i pozostanie w niej do emerytury. Wszelkie odstępstwa, jak poszukiwanie nowej pracy, wiążą się z ryzykiem i obawami. Bezpieczeństwo jest naszą pierwotną potrzebą, dlatego możesz utknąć w pracy, której nie lubisz, ale która pozwala opłacić rachunki i kupić jedzenie. Opowiem Wam moją historię, wskażę punkty zwrotne, które może pomogą Wam spojrzeć na swoje życie z boku i zastanowić się, jak Wy byście postąpili.Kontekst
Gdy byłem mały, nie mieliśmy telefonów komórkowych. Mogliśmy jeździć po szkole na rowerach, nikt nie wiedział, gdzie jesteśmy i co robimy poza domem. Dawało to inne poczucie wolności i odpowiedzialności za swoje słowa. Tak długo, jak wracałeś o umówionej porze lub nie okazywało się potem, że byłeś gdzie indziej, mogłeś robić, co chciałeś. Nikt nie mógł do ciebie zadzwonić ani sprawdzić twojej lokalizacji w aplikacji. Oglądało się to, co było w telewizji lub miało się na kasecie, a później płycie. W domu był jeden lub dwa telewizory i kilka kanałów do wyboru — nie mieliśmy kablówki ani dekodera do telewizji satelitarnej, ponieważ koszty były naprawdę spore. Nie było wszystkich filmów i seriali na wyciągnięcie ręki. Były to czasy kupowania nielegalnych płyt i ubrań na stadionie (nazywanym wtedy największym bazarem Europy), nagrywania piosenek z radia, ponieważ nie można było ich wyszukać i posłuchać w dowolnym momencie. Jak wiele się od tego czasu zmieniło. Jestem Boomerem?
Ważnym aspektem w moim życiu jest różnica między technologią z czasów mojego dzieciństwa i wczesnej młodości a tym, co mamy obecnie. Czy gdybyście wiedzieli, co można zrobić, a czego unikać, znając mechanizmy funkcjonowania w społeczeństwie, postąpilibyście inaczej? Perspektywa, którą posiadacie, wydaje się jedyną prawdziwą, ale z upływem czasu wiele moich zachowań z przeszłości wydaje się bezsensownymi lub głupimi. Nie chodzi tu o rozpamiętywanie wszystkich sytuacji, ale o zdanie sobie sprawy, że coś, co kiedyś było naprawdę ważne, teraz nie ma najmniejszego znaczenia.
Kiedy pojawiły się telefony komórkowe, a komputery zaczęły być używane nie tylko w firmach, ale także w domach- ludzie zaczęli korzystać z internetu, oczywiście za pośrednictwem telefonu stacjonarnego. Jeżeli nie miałeś gotówki to nie miałeś pieniędzy, karty rzadko kiedy były akceptowane, płatności blikiem czy przelewem nie mogłeś zrobić w każdej chwili. Przesyłki były drogie i obsługiwała je poczta więc na wszelkie internetowe zakupy czekało się bardzo długo. Teraz każdy ma w zasięgu ręki praktycznie wszystko: ulubioną piosenkę w kilka chwil, zawsze i wszędzie, nie ważne, że premiera odbyła się 10 min temu, zakupy, informacje o wszystkim co się dzieje na świecie.Edukacja
Chcę opowiedzieć Wam o mojej drodze edukacyjnej. Wybory, które podejmowałem, miały ogromny wpływ na moje życie. Choć mogłoby się wydawać, że wiele zmieniłbym, gdyby była taka możliwość, to jednak wtedy nie byłbym tu, gdzie jestem teraz. Być może moje doświadczenia, wnioski z nich i przemyślenia pomogą komuś w jego poszukiwaniach swojego miejsca, radzeniu sobie i uczeniu się na cudzych błędach.
Takim przykładem mogą być ludzie, których spotykaliście — siedzieliście z nimi w ławce i bawiliście się na przerwach. Ja, ze względu na miejsce zamieszkania, uczęszczałem do zespołu szkół, w którym od przedszkola do końca gimnazjum byłem praktycznie w tym samym towarzystwie. Bardzo przywiązałem się do ludzi i obawiałem się nowej szkoły — liceum oraz tego, co będzie potem. Jak się okazało, nie było to tak straszne, jak myślałem, choć nie było też specjalnie przyjemne. Ale po kolei.
W szkole podstawowej i gimnazjum (taki był wtedy system szkolnictwa) radziłem sobie bardzo dobrze, nawet bez dużego wkładu podczas zajęć i niewielkiej pracy w domu mogłem bez trudu dostawać dobre oceny i zaliczać przedmioty. Nie musiałem przygotowywać ściąg ani kombinować, wystarczyło zajrzeć do podręcznika, czasem kogoś zapytać. Większym problemem było to, gdy o czymś zapomniałem, a nie że nie umiałem. Nigdy nie byłem dobry z polskiego, jednak udawało mi się dostać ocenę 4, co było prawie wystarczające na pasek na świadectwie, który kiedyś był bardzo pożądany.
W podstawówce nie udało mi się uzyskać paska — zawsze brakowało mi jednej piątki. Kończyłem ze średnią 4,69, bez paska, ale z wyróżnieniem. Test po szkole podstawowej zdałem na 100%, uzyskując 40/40 punktów jako jedna z kilku (może trzech) osób w szkole i jedyny w klasie, jednak średnia tego nie odzwierciedlała. Może dlatego po przejściu do gimnazjum, gdy zmienili się nauczyciele, zdobyłem pasek za średnią 5,0 i wyrobiłem sobie dobrą renomę na kolejne lata.
Po osiągnięciu tego bez nadmiernego siedzenia nad książkami czułem się komfortowo i miałem poczucie, że nauka przychodzi mi bez trudu, więc w kolejnych latach, jak to mówią, odpuściłem. Nadal nie spędzałem dużo czasu nad książkami, uznając, że i tak jestem dobry, więc wystarczy tylko trochę uważać na lekcjach i rzucić w domu okiem na zadany materiał. Zacząłem mieć inne podejście do nauki i przestało mi zależeć na utrzymaniu opinii dobrego ucznia. Wtedy zacząłem poświęcać więcej czasu na gry komputerowe, jeszcze offline, np. GTA San Andreas, NFS Underground, The Sims czy Worms. Od tych gier można było odejść w każdej chwili, “zapauzować je”, nie było tam rankingów czy mikropłatności. Stopniowo przestawało mi zależeć na dobrych wynikach w nauce.
Wybór Liceum i Wyzwania Związane z Przyjściem do Nowej Grupy
Oczywiście, z uwagi na moje przywiązanie do kolegów, chciałem być w nowej szkole przynajmniej z jednym z dotychczasowych kolegów. W pewnym stopniu mi się to udało. Jeden z moich bliższych kolegów trafił do tej samej klasy, a kilka osób do równoległych (oczywiście nie ze wszystkimi żyłem w pełnej zgodzie). Z perspektywy czasu uważam, że uczęszczanie do tej samej szkoły od przedszkola do gimnazjum może negatywnie wpływać na chęć do późniejszych zmian. Teraz widzę, że bycie z tymi samymi kolegami przez wiele lat może być przyjemne, ale prowadzi do lęku przed zmianami, a gdy są one nieuniknione — jak np. konieczność zmiany środowiska — musisz na nowo budować swoją pozycję w grupie. Obserwowałem, jak nowi uczniowie w mojej klasie gimnazjalnej byli traktowani nieprzyjaźnie. Przychodzili ludzie z innych szkół z pobliskich wsi lub z powodu przeprowadzki, a grupa, która znała się od lat (w tym ja), traktowała ich jak gorszych. Widziałem, jak źle się czuli ci nowi uczniowie. Teraz uważam to za słabe zachowanie, ale gdy jesteś częścią grupy, zachowujesz się jak reszta.
W liceum, gdy poza dwoma kolegami nie znałem nikogo, poczułem, jak trudno jest wkomponować się w jakąkolwiek grupę. Często byłem odrzucany, nie umiałem się odnaleźć i trzymałem się na uboczu. Teraz rozumiem, że byłem w błędnym przekonaniu, że nowi koledzy będą mnie postrzegać tak, jak ci, z którymi znałem się od lat. Nie przyszło mi do głowy, że wchodząc w nowe środowisko, muszę na nowo dać się poznać i przedstawić się tak, jak chciałbym być postrzegany. Przecież nikt o mnie nic nie wiedział, a moi nowi koledzy nie pytali moich dotychczasowych znajomych, jaki jestem.
Dodam, że byłem bardzo szczupły i niski, co powodowało niską samoocenę. W kwestiach edukacyjnych oznaczało to, że zawsze byłem wybierany na W-Fie jako ostatni, nie miałem też talentu do sportów z piłką — każdą piłką, więc nikt nie chciał słabego zawodnika w drużynie.
Warto również wspomnieć, że rodzice mieli pewien wpływ na wybór mojej szkoły. W moim mieście był ogólniak o kiepskiej reputacji (niska zdawalność matur oraz słaba jakość nauczania), a w najbliższym mieście były dwa licea, które również nie były wybitne. Nie chodziło tylko o rankingi szkół, ale także o ludzi, którzy tam uczęszczali — jeśli nie chcieli się uczyć, to nie musieli. Ja chciałem, aby ktoś więcej ode mnie wymagał, ponieważ sam nie potrafiłem. Uważałem, że lepiej być najgorszym wśród najlepszych niż najlepszym wśród najgorszych. Miałem obawy, że jeśli będę chodził do szkoły, gdzie inni nie są zbyt ambitni, to skończy się to źle. Rzeczywistość jednak zweryfikowała te przekonania, część osób, które kończyły te szkoły potem radziła sobie świetnie w życiu, mimo że w szkole szło im słabo.
Rodzice podzielali moje obawy, szczególnie mama, więc pchali mnie w stronę bardziej wymagającego liceum. Jasne było, że nie chcieli żebym trafił do najbliższej szkoły. Pojawiały się pierwsze wątpliwości — czy będę musiał dojeżdżać dalej, tracić więcej czasu i więcej się uczyć, podczas gdy moi koledzy będą mieli łatwiejsze życie? Jednak udało się znaleźć kompromis, ponieważ to miasto nie było tak daleko, a nie byłem tam sam.
Zdecydowałem się na liceum o dobrej reputacji, choć wiedziałem, że może nie będzie łatwo. I tak właśnie było — napotkałem wiele trudności. Byłem najlepszym uczniem w gimnazjum, jednak nie zdawałem sobie sprawy, że chodziłem do słabej szkoły, która nie przygotowała mnie odpowiednio na wyzwania liceum. Zaczęły się kiepskie oceny, a ja bardzo źle się z tym czułem. Średnia między 3 a 4 była przytłaczająca i czułem się „głupi”. Byłem nawet zagrożony z kilku przedmiotów a bardziej zdolni nowi znajomi nabijali się ze mnie. Bycie przyjezdnym automatycznie sprawiało, że czułem się gorszy od rdzennych mieszkańców — na szczęście nie wszyscy tak mnie traktowali.
W liceum poznałem dwóch przyjaciół, z którymi utrzymuję kontakt do dziś. Najciekawsze jest to, że ci ludzie w jakiś sposób zobaczyli we mnie bratnią duszę, czego nie dostrzegało wielu innych, którzy raczej byli wrogo nastawieni. Gdybym nie wybrał tej szkoły, nie poznałbym też mojej żony, która mieszkała kilka kilometrów ode mnie. Jakimś cudem udało mi się poradzić sobie z tym liceum, z troszkę zegarmistrzowską precyzją — średnia ważona pozwalała mi dostać wiele piątek, które rekompensowały ważniejsze sprawdziany. Byłem w klasie o profilu matematyczno-informatycznym, ale miałem problemy z polskim, chemią i prawie z angielskim. Na lekcjach angielskiego bałem się ośmieszenia, trafiłem do grupy dobrych uczniów, którzy nie rozumieli, dlaczego sobie nie radzę. Bałem się odezwać i poprosić o pomoc, pojawił się strach przed lekcjami i poczucie niższości.
Chciałbym zwrócić uwagę na absurd polskiego systemu edukacji — mogłeś mieć pozytywne oceny z 14 przedmiotów, ale jedną jedynkę i nie zdałeś. To typowe karanie za błędy, a nie nagradzanie za sukcesy. Musiałeś powtarzać 95% opanowanego materiału, by zaliczyć ten jeden nieudany — to logika liceum, która na studiach już nie obowiązuje (powtarzasz tylko to, czego nie zaliczysz, a resztę materiału omijasz).
Patrząc wstecz, problemem gimnazjum było przyjmowanie „patologicznych dzbanów”, którzy uczęszczali do klasy z normalnymi ludźmi. Gdy miałem 15 lat, byłem w klasie, gdzie przyjęto 18-letniego typa, który robił co chciał, szkoła była dla niego bez znaczenia, a znęcał się nad kolegami. Część mniej ambitnych kolegów podziwiała go za to. On był nieudacznikiem, który potrzebował pomocy, ale dostawał aprobatę. Rozumiem, że nie miał łatwo, ale miał ogromny wpływ na innych. Z perspektywy szkoły rozumiem intencję — chcieli go przepchnąć jak najszybciej, ale kosztem reszty nas, uczniów.
Zakończyłem liceum z marnymi wynikami, ale z dobrą średnią z matury rozszerzonej (matury podstawowe poszły mi o wiele lepiej, ale nie miały znaczenia przy rekrutacji na studia). Ciekawostką jest to, że nie było wtedy czatu GPT, ale byli ludzie, którzy za opłatą przygotowywali z Wami prezentacje, które zapewniały zaliczenie przedmiotu jak Język Polski. To był moment, kiedy zdałem sobie sprawę, że lepiej jest oddać coś fachowcowi niż samemu wymyślać koło od nowa.
Na szczęście udało mi się dostać na studia dzienne na Wydziale Transportu na Politechnice. Wybrałem ten kierunek, bo starsi znajomi mówili, że tam nic się nie robi, a i tak się zalicza — chciałem mieć studia z głowy jak najszybciej i bez większego wysiłku. Muszę przyznać, że nie lubię siedzieć nad książkami i wkuwać nieinteresujących mnie treści. Niestety, po roku okazało się, że jednak trzeba coś robić, jest sporo materiału — projekty, ćwiczenia, kolokwia. Studia dzienne miały nieobowiązkowe wykłady, więc skoro mogłem je opuścić, to po co na nie chodzić? Później okazało się, że osoby uczęszczające były zwalniane z egzaminu, ale nie było to jasne od początku. Poczucie wolności i wyboru może być zgubne, ale kiedy próbowałem uczęszczać na wszystkie wykłady, często zasypiałem, więc nic nie zyskiwałem.
Na studia poszło ze mną dwóch dobrych znajomych z mojego miasta, z którymi miałem dobre relacje od pierwszej szkoły. Na drugim roku musiałem zdawać zaległe przedmioty z pierwszego roku, a część ćwiczeń miałem z innymi wykładowcami niż moi koledzy, co utrudniało mi sytuację. W końcu na trzecim roku musiałem podjąć decyzję o powtórzeniu roku. Była to już równia pochyła — nie mogłem zaliczyć pewnych przedmiotów, podczas gdy inni jakoś sobie radzili. Zacząłem coraz więcej czasu spędzać w grach online.
Pytanie, dlaczego się tu znalazłem, zadawałem sobie wielokrotnie. Byłem nauczony, że trzeba dokończyć to, co się zaczęło, bo inaczej będzie to zmarnowany czas. Teraz widzę to inaczej — czasami trzeba umieć się wycofać z błędnej decyzji, zamiast w nią brnąć. Porażka jest lekcją, której nie sposób było odrobić inaczej.
Po pewnym czasie nadal byłem zapisany na studia, opłacałem poprawki, ale nawet to nie zmotywowało mnie do ukończenia ich. Na drugim roku — z powodu słabych wyników -trafiłem na specjalizację kolejową, ale tam nie czułem się dobrze i przestałem chodzić na zajęcia. Specjalizacja mogła być przyszłościowa, ale miała etykietę najgorszej, a znałem społeczność kolejową zbyt dobrze, by chcieć iść tą drogą. Następnie zapisywałem się na uczelnię państwową w kolejnym roku, aby zachować status studenta i skorzystać z zniżki studenckiej. Udało mi się to realizować przez 2 lata, możliwe, że zająłem czyjeś miejsce, kogoś kto by skorzystał z tej edukacji, jednak nie miałem wtedy za dużo pieniędzy i musiałem jakoś sobie radzić.
W rzeczywistości nie miałem szczególnych zainteresowań. Niektórzy już w szkole wiedzą, co chcą robić w życiu, a mnie nic szczególnie nie pociągało. Wiedziałem, że muszę się uczyć, bo bez tego nie znajdę dobrej pracy, ale widziałem też osoby po studiach z niskimi zarobkami, co nie motywowało mnie do bycia dobrym studentem. Studiowałem więc bez większego zainteresowania — po prostu, żeby mieć papier.
Po dwóch latach przerwy, kiedy już pracowałem, zdecydowałem, że muszę skończyć jakiekolwiek studia, bo bez nich trafiłem do pracy z ludźmi, z którymi nie wyobrażałem sobie spędzać reszty życia do emerytury. Po tylu latach marnowanych na studiach dziennych rozpocząłem studia zaoczne — skoro nie wiedziałem czego potrzebuję wybrałem kierunek ogólny, który wydawał się sensowny — Zarządzanie. Teraz nie miałem czasu ani w tygodniu, ani w weekendy. Udało mi się z rocznym poślizgiem obronić dyplom i w jakimś stopniu poczułem się lepiej. Znowu pojawiła się chęć bycia lepszym od innych — nie chciałem być gorszy z powodu braku matury czy wykształcenia wyższego. Czasami robimy to, co społecznie wydaje się dobre, ale niekoniecznie jest dobre dla nas.Praca i pieniądze
Praca to ważny element naszego życia po szkole. Jeśli wybierzemy etat, będziemy tam spędzać 8 godzin dziennie — dużą część naszego dnia. Musimy się w niej czuć dobrze z każdego powodu, musimy akceptować swoje obowiązki, a nie tylko je tolerować. Inaczej będziemy codziennie wstając rano walczyć myśląc o tym, co nas czeka, męcząc się w pracy i czując, że czas płynie bezcelowo. Musimy mieć na uwadze, że pracujemy po to, aby zarabiać pieniądze, i obecnie nie mamy lepszych opcji. To, co nas spotyka, powinno nas motywować do rozwoju — zmiany obowiązków lub pensji, albo nawet zmiany pracy na inną, jeśli ścieżka w obecnej pracy jest zamknięta. Podczas mojej “kariery” napotykałem przykłady łamania lub naginania przepisów, Prawa Pracy czy Praw Człowieka. Co ciekawe możecie robić to samo co osoba siedząca obok, jednak z uwagi na formę zatrudnienia (umowa o prace, B2B, umowa zlecenie, na czarno) obowiązywać Was będą odrębne przepisy oraz inne stawki. W przypadku umowy o pracę możemy oczekiwać najwięcej, jeżeli chodzi o obowiązki, których musi dopełnić pracodawca, a jeżeli tego nie robi możemy zgłosić to do Inspekcji Pracy. Nikt nie spodziewał się pandemii, kiedy się pojawiła osoby pracujące na czarno zostały na lodzie, pracodawca nie był im nic winien, czerpali profit pracując “na lewo” jednak nie zdawali sobie ryzyka, że każdy dzień może być ich ostatnim dniem w pracy.
Pamiętajmy — wartość pracy jest taka, ile ktoś jest w stanie za nią zapłacić, a nie zawsze ilość pracy wykonanej jest proporcjonalna do wynagrodzenia. Ludzie ciężko pracują w różnych miejscach, a ich wynagrodzenie może się znacząco różnić. To kolejny aspekt, który powinien decydować o wyborze ścieżki zawodowej. Niektórzy nie mogą siedzieć przed komputerem cały dzień i wolą spędzać czas na świeżym powietrzu machając łopatą, a to powinno być brane pod uwagę przy wyborze pracy.
Zarządzanie Finansami i Praca
Kolejnym elementem, który przychodzi mi na myśl, jest to, że niektóre prace są odpowiednie w różnych momentach życia, w zależności od naszej sytuacji rodzinnej i osobistych preferencji. Gdy jesteś młody, możesz podjąć dodatkową pracę w fast foodach, dostarczać pizzę lub być barmanem. Żadna z tych prac nie zapewni ci specjalistycznego doświadczenia w przyszłej specjalizacji, ale z pewnością zapewni dodatkowy dochód. Kiedy jednak masz 40 lat i rodzinę, praca, którą każdy może wykonywać po szybkim przeszkoleniu, może nie być najlepszym wyborem — łatwo Cię zastąpić, a praca w niezwykłych godzinach może odcinać Cię od życia rodzinnego. Musisz doświadczyć i podejmować decyzje, nikt nie zrobi tego za Ciebie.
Teraz, o pieniądzach…
Moje pierwsze pieniądze dostałem jako kieszonkowe od Babci w podstawówce — 2 zł dziennie, co dawało mi pewne możliwości. Dlaczego o tym wspominam? Okazało się, że ten okres ukierunkował mnie na przyszłość, ucząc mnie zarządzania pieniędzmi. Mogłem oszczędzać lub wydawać, a później dostałem 10 zł na cały tydzień, więc musiałem planować zakupy. Nie lubiłem, kiedy koledzy pożyczali pieniądze ode mnie, niektórzy nawet uważali, że nie muszą ich oddawać. Kiedy masz pieniądze w młodym wieku i ktoś to zauważy, może na Tobie żerować i tu należy być czujnym. To była moja pierwsza lekcja zarządzania finansami i traktowania ich z konkretnym przeznaczeniem: na oszczędności lub na bieżące wydatki — pączek, batonik czy napój (Big Łyk za 2 zł). Na urodziny mogłem dostać 50—100 zł, a nie jak dzisiaj kilka tysięcy.
Gdy miałem około 12 lat, latem malowałem płoty u dziadków za 100 zł — to miało być początkiem mojej przygody z zarabianiem, ale więcej okazji nie trafiło się. Kolejną próbą było roznoszenie ulotek, kiedy mieliśmy około 13 lat — zarobiliśmy z kolegą po 20 zł za rozniesienie 1000 ulotek. Pieniądze poszły na automaty, a część ulotek wylądowała w koszu. Było to dość rozczarowujące, ale mieliśmy dość — nasz pracodawca oczekiwał, że odwiedzimy każdą klatkę schodową i pozostawimy ulotkę na drzwiach.
Kiedy stałem się bardziej samodzielny (byłem już pełnoletni), moja ciocia remontowała mieszkanie i potrzebowała pomocy. Mistrz remontu był zbyt dokładny jak na moje potrzeby i bardzo długo wszystko robił. Zaproponowano mi połowę jego stawki godzinowej, co była naprawdę dobrą propozycją. Nie mając doświadczenia, musiałem się nauczyć, jak przygotować podłogi, ściany i sufit do mieszkania. W tym czasie, gdy on zajmował się łazienką, ja przygotowałem trzy pokoje (szlifowanie, gruntowanie, malowanie ścian, lakierowanie sufitów i układanie paneli oraz listewek). Po 10 dniach wróciłem z całkiem przyzwoitą kasą, około 2500 zł, których przez ten czas praktycznie nie wydałem (mieszkałem w tym mieszkaniu, które remontowałem). Do dziś nie pamiętam, co zrobiłem z tymi pieniędzmi.
Wtedy jeszcze nie miałem auta, co w przyszłości okazało się być dużym wydatkiem. Było to jedno z pierwszych poważnych zobowiązań, które mogło mnie ograniczyć w życiu. Podobnie jak kredyt, który trzeba spłacać, nie można sobie pozwolić na kilka miesięcy bez dochodu lub ryzykować stracenia pracy. To samo dotyczy relacji — gdy wyjedziesz za granicę na wymianę szkolną lub do pracy, wiesz, że możesz stracić związek, więc unikasz takich działań. Podświadomie tworzymy zobowiązania, które przywiązują nas do miejsc i ludzi, aby nasze ego było spokojne. To nie pozwala nam się rozwijać, gdyż dążymy do stabilizacji, a nie doświadczania nowych rzeczy. Gdybym nie miał znajomych i dziewczyny to byłbym gotowy na wyjazd i wszystko wyglądałoby inaczej, czy lepiej nie wiem, jednak nie żałuję. Wizja nigdy niezrealizowanego wyjazdu na Erazmusa lub “za pracą” pozwala myśleć co by było, gdyby, a to ślepy zaułek wiec w moim przypadku nie brnijmy w niego. Kiedy już masz rodzinę, wszystko staje się jeszcze bardziej skomplikowane — decyzje, takie jak wyjazd za granicę, będą miały wpływ na życie wielu osób.
Wracając do pracy, pamiętam, że w tamtych czasach minimalna krajowa wynosiła około 1500 zł brutto, co oznaczało około 1200 zł netto w kieszeni. Nie było żadnych ulg podatkowych dla młodzieży czy studentów do 26 roku życia, jak ma to miejsce dzisiaj. W tamtym czasie złamałem obojczyk w wypadku rowerowym, co zatrzymało mnie w moich ambitnych planach na rok, ponieważ musiałem mieć przez ten czas tytanową płytkę na obojczyku, co uniemożliwiało mi zdanie egzaminu na prawo jazdy. Moja ręka była przez ten rok w temblaku, co również zahamowało moje próby rozwoju fizycznego.
Ważne cytaty, które pomogą Ci w życiu:
Jack Sparrow — Piraci z Karaibów:
„Jedynymi zasadami, które naprawdę się liczą, są te: co człowiek może zrobić i czego człowiek nie może zrobić.”
Laska — Chłopaki nie płaczą:
„Musisz dowiedzieć się, co chcesz w życiu robić, a później zacząć to robić.”
Mam 35 lat (kiedy zaczynałem tę książkę, miałem 34) i jestem dzieckiem lat 90. Chcę podzielić się swoimi doświadczeniami oraz tym, jak zmieniało się moje postrzeganie życia i samego siebie na przestrzeni lat. Opowiem o mojej szkole, pracy oraz o różnych sytuacjach, które na mnie wpłynęły.
Każdy z nas ma jedno życie, ale można je podzielić na kilka etapów. Jednym z nich jest okres między dzieciństwem, a dorosłością. Do momentu założenia rodziny jesteś odpowiedzialny tylko za siebie i masz czas tylko dla siebie. Możesz podejmować ryzykowne decyzje, nie martwiąc się o konsekwencje dla bliskich. Kiedy skutki decyzji są niekorzystne, dotykają tylko ciebie. Jednak, kiedy masz rodzinę — żonę i dzieci — przed każdym działaniem musisz zastanowić się, czy nie zaszkodzisz im i czy warto podjąć ryzyko. Nasz umysł podświadomie sugeruje, że warto trzymać się znanych i sprawdzonych ścieżek, ponieważ zapewniły one przetrwanie nam lub naszym rodzicom. Przykładem może być znalezienie pracy na etacie i pozostanie w niej do emerytury. Wszelkie odstępstwa, jak poszukiwanie nowej pracy, wiążą się z ryzykiem i obawami. Bezpieczeństwo jest naszą pierwotną potrzebą, dlatego możesz utknąć w pracy, której nie lubisz, ale która pozwala opłacić rachunki i kupić jedzenie. Opowiem Wam moją historię, wskażę punkty zwrotne, które może pomogą Wam spojrzeć na swoje życie z boku i zastanowić się, jak Wy byście postąpili.Kontekst
Gdy byłem mały, nie mieliśmy telefonów komórkowych. Mogliśmy jeździć po szkole na rowerach, nikt nie wiedział, gdzie jesteśmy i co robimy poza domem. Dawało to inne poczucie wolności i odpowiedzialności za swoje słowa. Tak długo, jak wracałeś o umówionej porze lub nie okazywało się potem, że byłeś gdzie indziej, mogłeś robić, co chciałeś. Nikt nie mógł do ciebie zadzwonić ani sprawdzić twojej lokalizacji w aplikacji. Oglądało się to, co było w telewizji lub miało się na kasecie, a później płycie. W domu był jeden lub dwa telewizory i kilka kanałów do wyboru — nie mieliśmy kablówki ani dekodera do telewizji satelitarnej, ponieważ koszty były naprawdę spore. Nie było wszystkich filmów i seriali na wyciągnięcie ręki. Były to czasy kupowania nielegalnych płyt i ubrań na stadionie (nazywanym wtedy największym bazarem Europy), nagrywania piosenek z radia, ponieważ nie można było ich wyszukać i posłuchać w dowolnym momencie. Jak wiele się od tego czasu zmieniło. Jestem Boomerem?
Ważnym aspektem w moim życiu jest różnica między technologią z czasów mojego dzieciństwa i wczesnej młodości a tym, co mamy obecnie. Czy gdybyście wiedzieli, co można zrobić, a czego unikać, znając mechanizmy funkcjonowania w społeczeństwie, postąpilibyście inaczej? Perspektywa, którą posiadacie, wydaje się jedyną prawdziwą, ale z upływem czasu wiele moich zachowań z przeszłości wydaje się bezsensownymi lub głupimi. Nie chodzi tu o rozpamiętywanie wszystkich sytuacji, ale o zdanie sobie sprawy, że coś, co kiedyś było naprawdę ważne, teraz nie ma najmniejszego znaczenia.
Kiedy pojawiły się telefony komórkowe, a komputery zaczęły być używane nie tylko w firmach, ale także w domach- ludzie zaczęli korzystać z internetu, oczywiście za pośrednictwem telefonu stacjonarnego. Jeżeli nie miałeś gotówki to nie miałeś pieniędzy, karty rzadko kiedy były akceptowane, płatności blikiem czy przelewem nie mogłeś zrobić w każdej chwili. Przesyłki były drogie i obsługiwała je poczta więc na wszelkie internetowe zakupy czekało się bardzo długo. Teraz każdy ma w zasięgu ręki praktycznie wszystko: ulubioną piosenkę w kilka chwil, zawsze i wszędzie, nie ważne, że premiera odbyła się 10 min temu, zakupy, informacje o wszystkim co się dzieje na świecie.Edukacja
Chcę opowiedzieć Wam o mojej drodze edukacyjnej. Wybory, które podejmowałem, miały ogromny wpływ na moje życie. Choć mogłoby się wydawać, że wiele zmieniłbym, gdyby była taka możliwość, to jednak wtedy nie byłbym tu, gdzie jestem teraz. Być może moje doświadczenia, wnioski z nich i przemyślenia pomogą komuś w jego poszukiwaniach swojego miejsca, radzeniu sobie i uczeniu się na cudzych błędach.
Takim przykładem mogą być ludzie, których spotykaliście — siedzieliście z nimi w ławce i bawiliście się na przerwach. Ja, ze względu na miejsce zamieszkania, uczęszczałem do zespołu szkół, w którym od przedszkola do końca gimnazjum byłem praktycznie w tym samym towarzystwie. Bardzo przywiązałem się do ludzi i obawiałem się nowej szkoły — liceum oraz tego, co będzie potem. Jak się okazało, nie było to tak straszne, jak myślałem, choć nie było też specjalnie przyjemne. Ale po kolei.
W szkole podstawowej i gimnazjum (taki był wtedy system szkolnictwa) radziłem sobie bardzo dobrze, nawet bez dużego wkładu podczas zajęć i niewielkiej pracy w domu mogłem bez trudu dostawać dobre oceny i zaliczać przedmioty. Nie musiałem przygotowywać ściąg ani kombinować, wystarczyło zajrzeć do podręcznika, czasem kogoś zapytać. Większym problemem było to, gdy o czymś zapomniałem, a nie że nie umiałem. Nigdy nie byłem dobry z polskiego, jednak udawało mi się dostać ocenę 4, co było prawie wystarczające na pasek na świadectwie, który kiedyś był bardzo pożądany.
W podstawówce nie udało mi się uzyskać paska — zawsze brakowało mi jednej piątki. Kończyłem ze średnią 4,69, bez paska, ale z wyróżnieniem. Test po szkole podstawowej zdałem na 100%, uzyskując 40/40 punktów jako jedna z kilku (może trzech) osób w szkole i jedyny w klasie, jednak średnia tego nie odzwierciedlała. Może dlatego po przejściu do gimnazjum, gdy zmienili się nauczyciele, zdobyłem pasek za średnią 5,0 i wyrobiłem sobie dobrą renomę na kolejne lata.
Po osiągnięciu tego bez nadmiernego siedzenia nad książkami czułem się komfortowo i miałem poczucie, że nauka przychodzi mi bez trudu, więc w kolejnych latach, jak to mówią, odpuściłem. Nadal nie spędzałem dużo czasu nad książkami, uznając, że i tak jestem dobry, więc wystarczy tylko trochę uważać na lekcjach i rzucić w domu okiem na zadany materiał. Zacząłem mieć inne podejście do nauki i przestało mi zależeć na utrzymaniu opinii dobrego ucznia. Wtedy zacząłem poświęcać więcej czasu na gry komputerowe, jeszcze offline, np. GTA San Andreas, NFS Underground, The Sims czy Worms. Od tych gier można było odejść w każdej chwili, “zapauzować je”, nie było tam rankingów czy mikropłatności. Stopniowo przestawało mi zależeć na dobrych wynikach w nauce.
Wybór Liceum i Wyzwania Związane z Przyjściem do Nowej Grupy
Oczywiście, z uwagi na moje przywiązanie do kolegów, chciałem być w nowej szkole przynajmniej z jednym z dotychczasowych kolegów. W pewnym stopniu mi się to udało. Jeden z moich bliższych kolegów trafił do tej samej klasy, a kilka osób do równoległych (oczywiście nie ze wszystkimi żyłem w pełnej zgodzie). Z perspektywy czasu uważam, że uczęszczanie do tej samej szkoły od przedszkola do gimnazjum może negatywnie wpływać na chęć do późniejszych zmian. Teraz widzę, że bycie z tymi samymi kolegami przez wiele lat może być przyjemne, ale prowadzi do lęku przed zmianami, a gdy są one nieuniknione — jak np. konieczność zmiany środowiska — musisz na nowo budować swoją pozycję w grupie. Obserwowałem, jak nowi uczniowie w mojej klasie gimnazjalnej byli traktowani nieprzyjaźnie. Przychodzili ludzie z innych szkół z pobliskich wsi lub z powodu przeprowadzki, a grupa, która znała się od lat (w tym ja), traktowała ich jak gorszych. Widziałem, jak źle się czuli ci nowi uczniowie. Teraz uważam to za słabe zachowanie, ale gdy jesteś częścią grupy, zachowujesz się jak reszta.
W liceum, gdy poza dwoma kolegami nie znałem nikogo, poczułem, jak trudno jest wkomponować się w jakąkolwiek grupę. Często byłem odrzucany, nie umiałem się odnaleźć i trzymałem się na uboczu. Teraz rozumiem, że byłem w błędnym przekonaniu, że nowi koledzy będą mnie postrzegać tak, jak ci, z którymi znałem się od lat. Nie przyszło mi do głowy, że wchodząc w nowe środowisko, muszę na nowo dać się poznać i przedstawić się tak, jak chciałbym być postrzegany. Przecież nikt o mnie nic nie wiedział, a moi nowi koledzy nie pytali moich dotychczasowych znajomych, jaki jestem.
Dodam, że byłem bardzo szczupły i niski, co powodowało niską samoocenę. W kwestiach edukacyjnych oznaczało to, że zawsze byłem wybierany na W-Fie jako ostatni, nie miałem też talentu do sportów z piłką — każdą piłką, więc nikt nie chciał słabego zawodnika w drużynie.
Warto również wspomnieć, że rodzice mieli pewien wpływ na wybór mojej szkoły. W moim mieście był ogólniak o kiepskiej reputacji (niska zdawalność matur oraz słaba jakość nauczania), a w najbliższym mieście były dwa licea, które również nie były wybitne. Nie chodziło tylko o rankingi szkół, ale także o ludzi, którzy tam uczęszczali — jeśli nie chcieli się uczyć, to nie musieli. Ja chciałem, aby ktoś więcej ode mnie wymagał, ponieważ sam nie potrafiłem. Uważałem, że lepiej być najgorszym wśród najlepszych niż najlepszym wśród najgorszych. Miałem obawy, że jeśli będę chodził do szkoły, gdzie inni nie są zbyt ambitni, to skończy się to źle. Rzeczywistość jednak zweryfikowała te przekonania, część osób, które kończyły te szkoły potem radziła sobie świetnie w życiu, mimo że w szkole szło im słabo.
Rodzice podzielali moje obawy, szczególnie mama, więc pchali mnie w stronę bardziej wymagającego liceum. Jasne było, że nie chcieli żebym trafił do najbliższej szkoły. Pojawiały się pierwsze wątpliwości — czy będę musiał dojeżdżać dalej, tracić więcej czasu i więcej się uczyć, podczas gdy moi koledzy będą mieli łatwiejsze życie? Jednak udało się znaleźć kompromis, ponieważ to miasto nie było tak daleko, a nie byłem tam sam.
Zdecydowałem się na liceum o dobrej reputacji, choć wiedziałem, że może nie będzie łatwo. I tak właśnie było — napotkałem wiele trudności. Byłem najlepszym uczniem w gimnazjum, jednak nie zdawałem sobie sprawy, że chodziłem do słabej szkoły, która nie przygotowała mnie odpowiednio na wyzwania liceum. Zaczęły się kiepskie oceny, a ja bardzo źle się z tym czułem. Średnia między 3 a 4 była przytłaczająca i czułem się „głupi”. Byłem nawet zagrożony z kilku przedmiotów a bardziej zdolni nowi znajomi nabijali się ze mnie. Bycie przyjezdnym automatycznie sprawiało, że czułem się gorszy od rdzennych mieszkańców — na szczęście nie wszyscy tak mnie traktowali.
W liceum poznałem dwóch przyjaciół, z którymi utrzymuję kontakt do dziś. Najciekawsze jest to, że ci ludzie w jakiś sposób zobaczyli we mnie bratnią duszę, czego nie dostrzegało wielu innych, którzy raczej byli wrogo nastawieni. Gdybym nie wybrał tej szkoły, nie poznałbym też mojej żony, która mieszkała kilka kilometrów ode mnie. Jakimś cudem udało mi się poradzić sobie z tym liceum, z troszkę zegarmistrzowską precyzją — średnia ważona pozwalała mi dostać wiele piątek, które rekompensowały ważniejsze sprawdziany. Byłem w klasie o profilu matematyczno-informatycznym, ale miałem problemy z polskim, chemią i prawie z angielskim. Na lekcjach angielskiego bałem się ośmieszenia, trafiłem do grupy dobrych uczniów, którzy nie rozumieli, dlaczego sobie nie radzę. Bałem się odezwać i poprosić o pomoc, pojawił się strach przed lekcjami i poczucie niższości.
Chciałbym zwrócić uwagę na absurd polskiego systemu edukacji — mogłeś mieć pozytywne oceny z 14 przedmiotów, ale jedną jedynkę i nie zdałeś. To typowe karanie za błędy, a nie nagradzanie za sukcesy. Musiałeś powtarzać 95% opanowanego materiału, by zaliczyć ten jeden nieudany — to logika liceum, która na studiach już nie obowiązuje (powtarzasz tylko to, czego nie zaliczysz, a resztę materiału omijasz).
Patrząc wstecz, problemem gimnazjum było przyjmowanie „patologicznych dzbanów”, którzy uczęszczali do klasy z normalnymi ludźmi. Gdy miałem 15 lat, byłem w klasie, gdzie przyjęto 18-letniego typa, który robił co chciał, szkoła była dla niego bez znaczenia, a znęcał się nad kolegami. Część mniej ambitnych kolegów podziwiała go za to. On był nieudacznikiem, który potrzebował pomocy, ale dostawał aprobatę. Rozumiem, że nie miał łatwo, ale miał ogromny wpływ na innych. Z perspektywy szkoły rozumiem intencję — chcieli go przepchnąć jak najszybciej, ale kosztem reszty nas, uczniów.
Zakończyłem liceum z marnymi wynikami, ale z dobrą średnią z matury rozszerzonej (matury podstawowe poszły mi o wiele lepiej, ale nie miały znaczenia przy rekrutacji na studia). Ciekawostką jest to, że nie było wtedy czatu GPT, ale byli ludzie, którzy za opłatą przygotowywali z Wami prezentacje, które zapewniały zaliczenie przedmiotu jak Język Polski. To był moment, kiedy zdałem sobie sprawę, że lepiej jest oddać coś fachowcowi niż samemu wymyślać koło od nowa.
Na szczęście udało mi się dostać na studia dzienne na Wydziale Transportu na Politechnice. Wybrałem ten kierunek, bo starsi znajomi mówili, że tam nic się nie robi, a i tak się zalicza — chciałem mieć studia z głowy jak najszybciej i bez większego wysiłku. Muszę przyznać, że nie lubię siedzieć nad książkami i wkuwać nieinteresujących mnie treści. Niestety, po roku okazało się, że jednak trzeba coś robić, jest sporo materiału — projekty, ćwiczenia, kolokwia. Studia dzienne miały nieobowiązkowe wykłady, więc skoro mogłem je opuścić, to po co na nie chodzić? Później okazało się, że osoby uczęszczające były zwalniane z egzaminu, ale nie było to jasne od początku. Poczucie wolności i wyboru może być zgubne, ale kiedy próbowałem uczęszczać na wszystkie wykłady, często zasypiałem, więc nic nie zyskiwałem.
Na studia poszło ze mną dwóch dobrych znajomych z mojego miasta, z którymi miałem dobre relacje od pierwszej szkoły. Na drugim roku musiałem zdawać zaległe przedmioty z pierwszego roku, a część ćwiczeń miałem z innymi wykładowcami niż moi koledzy, co utrudniało mi sytuację. W końcu na trzecim roku musiałem podjąć decyzję o powtórzeniu roku. Była to już równia pochyła — nie mogłem zaliczyć pewnych przedmiotów, podczas gdy inni jakoś sobie radzili. Zacząłem coraz więcej czasu spędzać w grach online.
Pytanie, dlaczego się tu znalazłem, zadawałem sobie wielokrotnie. Byłem nauczony, że trzeba dokończyć to, co się zaczęło, bo inaczej będzie to zmarnowany czas. Teraz widzę to inaczej — czasami trzeba umieć się wycofać z błędnej decyzji, zamiast w nią brnąć. Porażka jest lekcją, której nie sposób było odrobić inaczej.
Po pewnym czasie nadal byłem zapisany na studia, opłacałem poprawki, ale nawet to nie zmotywowało mnie do ukończenia ich. Na drugim roku — z powodu słabych wyników -trafiłem na specjalizację kolejową, ale tam nie czułem się dobrze i przestałem chodzić na zajęcia. Specjalizacja mogła być przyszłościowa, ale miała etykietę najgorszej, a znałem społeczność kolejową zbyt dobrze, by chcieć iść tą drogą. Następnie zapisywałem się na uczelnię państwową w kolejnym roku, aby zachować status studenta i skorzystać z zniżki studenckiej. Udało mi się to realizować przez 2 lata, możliwe, że zająłem czyjeś miejsce, kogoś kto by skorzystał z tej edukacji, jednak nie miałem wtedy za dużo pieniędzy i musiałem jakoś sobie radzić.
W rzeczywistości nie miałem szczególnych zainteresowań. Niektórzy już w szkole wiedzą, co chcą robić w życiu, a mnie nic szczególnie nie pociągało. Wiedziałem, że muszę się uczyć, bo bez tego nie znajdę dobrej pracy, ale widziałem też osoby po studiach z niskimi zarobkami, co nie motywowało mnie do bycia dobrym studentem. Studiowałem więc bez większego zainteresowania — po prostu, żeby mieć papier.
Po dwóch latach przerwy, kiedy już pracowałem, zdecydowałem, że muszę skończyć jakiekolwiek studia, bo bez nich trafiłem do pracy z ludźmi, z którymi nie wyobrażałem sobie spędzać reszty życia do emerytury. Po tylu latach marnowanych na studiach dziennych rozpocząłem studia zaoczne — skoro nie wiedziałem czego potrzebuję wybrałem kierunek ogólny, który wydawał się sensowny — Zarządzanie. Teraz nie miałem czasu ani w tygodniu, ani w weekendy. Udało mi się z rocznym poślizgiem obronić dyplom i w jakimś stopniu poczułem się lepiej. Znowu pojawiła się chęć bycia lepszym od innych — nie chciałem być gorszy z powodu braku matury czy wykształcenia wyższego. Czasami robimy to, co społecznie wydaje się dobre, ale niekoniecznie jest dobre dla nas.Praca i pieniądze
Praca to ważny element naszego życia po szkole. Jeśli wybierzemy etat, będziemy tam spędzać 8 godzin dziennie — dużą część naszego dnia. Musimy się w niej czuć dobrze z każdego powodu, musimy akceptować swoje obowiązki, a nie tylko je tolerować. Inaczej będziemy codziennie wstając rano walczyć myśląc o tym, co nas czeka, męcząc się w pracy i czując, że czas płynie bezcelowo. Musimy mieć na uwadze, że pracujemy po to, aby zarabiać pieniądze, i obecnie nie mamy lepszych opcji. To, co nas spotyka, powinno nas motywować do rozwoju — zmiany obowiązków lub pensji, albo nawet zmiany pracy na inną, jeśli ścieżka w obecnej pracy jest zamknięta. Podczas mojej “kariery” napotykałem przykłady łamania lub naginania przepisów, Prawa Pracy czy Praw Człowieka. Co ciekawe możecie robić to samo co osoba siedząca obok, jednak z uwagi na formę zatrudnienia (umowa o prace, B2B, umowa zlecenie, na czarno) obowiązywać Was będą odrębne przepisy oraz inne stawki. W przypadku umowy o pracę możemy oczekiwać najwięcej, jeżeli chodzi o obowiązki, których musi dopełnić pracodawca, a jeżeli tego nie robi możemy zgłosić to do Inspekcji Pracy. Nikt nie spodziewał się pandemii, kiedy się pojawiła osoby pracujące na czarno zostały na lodzie, pracodawca nie był im nic winien, czerpali profit pracując “na lewo” jednak nie zdawali sobie ryzyka, że każdy dzień może być ich ostatnim dniem w pracy.
Pamiętajmy — wartość pracy jest taka, ile ktoś jest w stanie za nią zapłacić, a nie zawsze ilość pracy wykonanej jest proporcjonalna do wynagrodzenia. Ludzie ciężko pracują w różnych miejscach, a ich wynagrodzenie może się znacząco różnić. To kolejny aspekt, który powinien decydować o wyborze ścieżki zawodowej. Niektórzy nie mogą siedzieć przed komputerem cały dzień i wolą spędzać czas na świeżym powietrzu machając łopatą, a to powinno być brane pod uwagę przy wyborze pracy.
Zarządzanie Finansami i Praca
Kolejnym elementem, który przychodzi mi na myśl, jest to, że niektóre prace są odpowiednie w różnych momentach życia, w zależności od naszej sytuacji rodzinnej i osobistych preferencji. Gdy jesteś młody, możesz podjąć dodatkową pracę w fast foodach, dostarczać pizzę lub być barmanem. Żadna z tych prac nie zapewni ci specjalistycznego doświadczenia w przyszłej specjalizacji, ale z pewnością zapewni dodatkowy dochód. Kiedy jednak masz 40 lat i rodzinę, praca, którą każdy może wykonywać po szybkim przeszkoleniu, może nie być najlepszym wyborem — łatwo Cię zastąpić, a praca w niezwykłych godzinach może odcinać Cię od życia rodzinnego. Musisz doświadczyć i podejmować decyzje, nikt nie zrobi tego za Ciebie.
Teraz, o pieniądzach…
Moje pierwsze pieniądze dostałem jako kieszonkowe od Babci w podstawówce — 2 zł dziennie, co dawało mi pewne możliwości. Dlaczego o tym wspominam? Okazało się, że ten okres ukierunkował mnie na przyszłość, ucząc mnie zarządzania pieniędzmi. Mogłem oszczędzać lub wydawać, a później dostałem 10 zł na cały tydzień, więc musiałem planować zakupy. Nie lubiłem, kiedy koledzy pożyczali pieniądze ode mnie, niektórzy nawet uważali, że nie muszą ich oddawać. Kiedy masz pieniądze w młodym wieku i ktoś to zauważy, może na Tobie żerować i tu należy być czujnym. To była moja pierwsza lekcja zarządzania finansami i traktowania ich z konkretnym przeznaczeniem: na oszczędności lub na bieżące wydatki — pączek, batonik czy napój (Big Łyk za 2 zł). Na urodziny mogłem dostać 50—100 zł, a nie jak dzisiaj kilka tysięcy.
Gdy miałem około 12 lat, latem malowałem płoty u dziadków za 100 zł — to miało być początkiem mojej przygody z zarabianiem, ale więcej okazji nie trafiło się. Kolejną próbą było roznoszenie ulotek, kiedy mieliśmy około 13 lat — zarobiliśmy z kolegą po 20 zł za rozniesienie 1000 ulotek. Pieniądze poszły na automaty, a część ulotek wylądowała w koszu. Było to dość rozczarowujące, ale mieliśmy dość — nasz pracodawca oczekiwał, że odwiedzimy każdą klatkę schodową i pozostawimy ulotkę na drzwiach.
Kiedy stałem się bardziej samodzielny (byłem już pełnoletni), moja ciocia remontowała mieszkanie i potrzebowała pomocy. Mistrz remontu był zbyt dokładny jak na moje potrzeby i bardzo długo wszystko robił. Zaproponowano mi połowę jego stawki godzinowej, co była naprawdę dobrą propozycją. Nie mając doświadczenia, musiałem się nauczyć, jak przygotować podłogi, ściany i sufit do mieszkania. W tym czasie, gdy on zajmował się łazienką, ja przygotowałem trzy pokoje (szlifowanie, gruntowanie, malowanie ścian, lakierowanie sufitów i układanie paneli oraz listewek). Po 10 dniach wróciłem z całkiem przyzwoitą kasą, około 2500 zł, których przez ten czas praktycznie nie wydałem (mieszkałem w tym mieszkaniu, które remontowałem). Do dziś nie pamiętam, co zrobiłem z tymi pieniędzmi.
Wtedy jeszcze nie miałem auta, co w przyszłości okazało się być dużym wydatkiem. Było to jedno z pierwszych poważnych zobowiązań, które mogło mnie ograniczyć w życiu. Podobnie jak kredyt, który trzeba spłacać, nie można sobie pozwolić na kilka miesięcy bez dochodu lub ryzykować stracenia pracy. To samo dotyczy relacji — gdy wyjedziesz za granicę na wymianę szkolną lub do pracy, wiesz, że możesz stracić związek, więc unikasz takich działań. Podświadomie tworzymy zobowiązania, które przywiązują nas do miejsc i ludzi, aby nasze ego było spokojne. To nie pozwala nam się rozwijać, gdyż dążymy do stabilizacji, a nie doświadczania nowych rzeczy. Gdybym nie miał znajomych i dziewczyny to byłbym gotowy na wyjazd i wszystko wyglądałoby inaczej, czy lepiej nie wiem, jednak nie żałuję. Wizja nigdy niezrealizowanego wyjazdu na Erazmusa lub “za pracą” pozwala myśleć co by było, gdyby, a to ślepy zaułek wiec w moim przypadku nie brnijmy w niego. Kiedy już masz rodzinę, wszystko staje się jeszcze bardziej skomplikowane — decyzje, takie jak wyjazd za granicę, będą miały wpływ na życie wielu osób.
Wracając do pracy, pamiętam, że w tamtych czasach minimalna krajowa wynosiła około 1500 zł brutto, co oznaczało około 1200 zł netto w kieszeni. Nie było żadnych ulg podatkowych dla młodzieży czy studentów do 26 roku życia, jak ma to miejsce dzisiaj. W tamtym czasie złamałem obojczyk w wypadku rowerowym, co zatrzymało mnie w moich ambitnych planach na rok, ponieważ musiałem mieć przez ten czas tytanową płytkę na obojczyku, co uniemożliwiało mi zdanie egzaminu na prawo jazdy. Moja ręka była przez ten rok w temblaku, co również zahamowało moje próby rozwoju fizycznego.
więcej..