Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Iliada - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 grudnia 2022
Ebook
29,90 zł
Audiobook
16,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Iliada - ebook

Najstarszy epos heroiczny, który opisuje ostatnie dni wojny trojańskiej i przenosi czytelnika do świata dawnych Greków i Trojan. Bohaterowie przedstawieni są jak ideały waleczności i poświęcenia dla walki o ojczyznę. Utwór pobudza do refleksji nad istotą wojny zarówno w tak odległych czasach, jak i obecnie.

Pierwsza polska wersja "Iliady" powstała w 1791 roku. Stała się inspiracją do powstania wielu dzieł literatury polskiej i światowej.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8289-893-4
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KSIĘGA I

Księga I

Gniew Achilla, bogini, głoś, obfity w szkody,

Który ścią­gnął klęsk tyle na grec­kie narody,

Mnó­stwo dusz męż­nych wcze­śnie wtrą­cił do Erebu,

A na pastwę dał sępom i psom bez pogrzebu

Wala­jące się trupy rycer­skie wśród pola:

Tak Zeusa wiel­kiego speł­niała się wola

Odtąd, gdy się zją­trzyli spo­rem nie­bez­piecz­nym

Aga­mem­non, król mężów, z Achil­lem walecz­nym.

Od kogóż tej nie­zgody pożar zapa­lony?

Od Feba, co go Kro­nid z pięk­nej miał Latony.

Gniewny na króla, woj­sku straszną klę­skę zadał,

Roz­sze­rzył mór w obo­zie, codzien­nie lud padał;

Mścił się, że był zelżony jego kapłan święty.

Przy­szedł Chry­zes, gdzie stały Acha­jów okręty,

Świetną na okup córki przy­no­sząc ofiarę,

A w ręku mając berło i Feba tiarę;

Pro­sił Greki o litość na ojcow­skie bóle:

Naj­bar­dziej zaś Atrydy, dwa naro­dów króle:

– «Atry­do­wie i Grecy! Niech wam dadzą bogi

Dobyć mia­sta Pry­jama, w swoje wró­cić progi!

Lecz pomni na łuk Feba strze­la­jący z góry,

Weź­cie okup, nie prze­czcie ojcu jego córy!

Rzekł. W Gre­kach szmer przy­ja­zny ozna­czał ich zgodę,

Aby uczcić kapłana i przy­jąć nagrodę;

Nie przy­pa­dła kró­lowi do serca ta mowa,

Więc go puścił z obe­lgą, przy­dał groźne słowa:

– «Znidź, naprzy­krzony star­cze, z oczu moich prę­cej,

Nie waż bawić się dłu­żej ani wra­cać wię­cej!

W tia­rze, w berle słaba dla cie­bie zasłona.

Chyba mi sta­rość córkę twoją wydrze z łona;

Od swych daleko, w Argos na zawsze osię­dzie,

Tam wełnę tkać i łoże moje dzie­lić będzie.

Pójdź precz! Ani mnie gnie­waj, żebyś został cały!

Rzekł król; zaląkł się sta­rzec i odszedł stru­chlały.

Szedł cicho ponad morze, gdzie huczały fale,

A gdy już był daleko, wynu­rzył swe żale

I syna pięk­no­wło­sej tak pro­sił Latony:

– «Boże! Któ­rego Chryza doznaje obrony,

Smin­tej­czyku! Co strzałę wypusz­czasz daleką,

Co masz Tened i Killę pod możną opieką:

Jeśli wień­cami twoje zdo­bi­łem kościoły,

Jeślim ci na ofiarę bił kozły i woły,

Niech prośba ta od cie­bie będzie wysłu­chana:

Zemścij się łukiem twoim obe­lgi kapłana».

Led­wie skoń­czył, modli­twa doszła ucha Feba;

Wysłu­chał go łaska­wie, zstą­pił gniewny z nieba

Z łukiem swoim, z koł­cza­nem; na ramio­nach strzały

W bystrym biegu strasz­nymi szczęki prze­ra­żały.

Idzie jak noc posępny; siadł z dala, łuk spina:

Leci strzała i świsz­cząc powie­trze roz­cina.

Okrop­nym brzmiąc łuk jękiem psy strzela i muły;

Wnet zgubne jego razy Achaje poczuły:

Palą się bez­prze­stan­nie smutne tru­pów stosy.

Przez dzie­więć dni na woj­sko śmier­telne szły ciosy,

Dzie­sią­tego Achil­les cały lud zwo­ływa,

Bo tę myśl w piersi Hera wlała mu życz­liwa,

Bole­sna, widząc swo­ich Acha­jów zagładę.

Zatem, gdy się na walną zgro­ma­dzili radę,

Mężny Achil­les tymi zaczął mówić słowy:

– «Teraz bar­dzo się lękam, synu Atre­jowy,

Aby­śmy, obłą­kani wpo­śród mor­skich bro­dów,

Nie musieli powra­cać do ojczy­stych gro­dów,

Jeżeli tu na zawsze nie zamkniem powieki,

Bo i wojna okrutna, i mór nisz­czy Greki.

Niech wieszcz lub kapłan powie, skąd ta chło­sta sroga,

Albo snów tłu­macz wierny – wszakże sny od boga?

Nie­chaj powie, dla­czego Feb naszej chce zguby:

Czy go nie­do­peł­nione obra­żają śluby?

Czyli stąd, że świę­tego stu­głowu nie bie­rze?

Bijmy owce i kozy dla niego w ofie­rze,

Aby ubła­gan wstrzy­mał ten mór nie­bez­pieczny»

To powie­dziaw­szy usiadł Achil­les waleczny.

Wstał Testora syn, Kal­chas, pierw­szy w swym urzę­dzie:

Zna, co jest, zna, co było, zna nawet, co będzie;

Mądry i duchem wiesz­czym od Feba natchnięty,

On do Troi achaj­skie pro­wa­dził okręty.

Więc tak na radzie gło­sem roz­trop­nym opiewa:

– «Chcesz, bym wyrzekł, dla­czego na nas Feb się gniewa,

Feb, któ­rego łuk srebrny zgubne strzały nie­sie?

Ja powiem, lecz przy­sięgą zaręcz, Achil­le­sie,

Że mi słowy i ręką dasz potrzebne wspar­cie,

Bo widzę, jak się na mnie roz­gniewa zażar­cie

Mąż, któ­remu nad sobą wła­dzę Grecy dali.

A gdy król na sła­bego gnie­wem się zapali,

Cho­ciaż się na czas wstrzyma, w razie nie zaszko­dzi,

Znaj­dzie potem spo­sob­ność i zemście dogo­dzi.

Uważ więc, czy­liś zdolny oca­lić mą głowę».

Achil­les odpo­wie­dział na tę wieszczka mowę:

– «Co tylko wiesz, mów śmiało! Bo na Apol­lina

Przy­się­gam, Zeu­sowi naj­mil­szego syna,

Któ­rego ty świę­to­ści trzy­ma­jąc na pie­czy,

Z daru jego zwia­stu­jesz przy­szłe Gre­kom rze­czy;

Przy­się­gam, póki widzę to świa­tło na nie­bie:

Żaden się z Gre­ków skrzyw­dzić nie odważy cie­bie,

Ani sam Aga­mem­non. Nic to nie prze­szka­dza

Prawdę wyrzec, że jego naj­wyż­sza dziś wła­dza».

Ośmie­lił się tym wiesz­czek: «Ani dla ofiary,

Ani dla ślu­bów – rze­cze – zesłane są kary;

Wzgarda świę­tego sługi ścią­gnęła tę stratę.

Nie chciał wydać król córki, odrzu­cił zapłatę,

Dla­tego mię­dzy nami zaraza się sze­rzy,

I nie wprzódy się w swoim gnie­wie Feb uśmie­rzy,

Aż król powróci zdo­bycz, którą dotąd trzyma.

I darmo odda brankę z czar­nymi oczyma.

Gdy do Chryzy poślemy jesz­cze stu­głów święty,

Może się da zła­go­dzić dla nas bóg zawzięty».

Skoń­czyw­szy usiadł Kal­chas. Natych­miast powsta­nie

Trzy­ma­jący sze­ro­kie Atryd pano­wa­nie,

Strasz­li­wie pomie­szany, gniew mu wnę­trze ści­ska,

A oko roz­pa­lone żywym ogniem bły­ska;

I rzekł, krzy­wym rzu­ca­jąc na Kal­chasa wzro­kiem:

– «Zawsze ty, widzę, jesteś nie­szczę­ścia pro­ro­kiem

I nic nie umiesz dla mnie zwia­sto­wać przy­jem­nie;

Każdy twój czyn i wyraz serce rani we mnie.

Teraz nawet roz­gła­szasz pomię­dzy Achiwy,

Iż dla­tego zarazą Feb ich trapi mściwy,

Żem zatrzy­mał dzie­wicę, oku­pem wzgar­dzi­łem.

Posia­da­nie tej branki bar­dzo mi jest miłem,

Byłaby moją w domu pocie­chą jedyną,

Więk­szą niż Kli­taj­me­stra, któ­rąm wziął dziew­czyną.

Wyrówna jej rozu­mem moja nie­wol­nica

I ser­cem, i prze­my­słem, i pięk­no­ścią lica.

Ale gdy trzeba, ojcu wra­cam ją do ręki,

Bo wolę całość ludu nad jej wszyst­kie wdzięki.

Tylko mi tę osłodź­cie stratę, przy­ja­ciele:

Godziż się, bym szko­do­wał sam jeden tak wiele?

Wszakże wszy­scy widzi­cie, co mi z rąk wypada».

Na to Pelid waleczny tak mu odpo­wiada.

– «Atrydo, jak­żeż razem i dumny, i chciwy!

Tobież łupu szla­chetne odstą­pią Achiwy?

Ja nie wiem, jeśli jakie łupy gdzie zło­żono:

Co z miast było wzię­tego, to już podzie­lono;

Wra­cać nazad i znowu dzie­lić nie przy­stoi.

Ale kiedy prze­moż­nej dobę­dziemy Troi,

Wróć tylko brankę bogu, za dzi­siej­szą stratę

Potrójną i poczwórną odbie­rzesz zapłatę».

– «Luboś mądry, nie zdo­łasz tego wmó­wić we mnie

Rzekł król – i chcesz mnie słowy pod­cho­dzić darem­nie,

Oddaw­szy moją brankę, będęż smutny sie­dzieć,

Gdy ty cie­szysz się twoją? Oddam, lecz chcę wie­dzieć,

Czyli tę stratę Grecy nagro­dzą mi rów­nie;

Jeśli nie chcą nagro­dzić, sam wezmę gwał­tow­nie…

Ale się w innej o tym nara­dzimy porze.

Teraz okręt na wiel­kie wypro­wadźmy morze

I zbierzmy zdolne majtki do takiej wyprawy,

Brankę wsadźmy z ofiarą stu­głowną do nawy.

Pierwsi z wodzów tę podróż na sie­bie weź­mie­cie;

Ajas, Odys, albo król panu­jący Kre­cie,

Lub jeśli tak roz­każę, naj­strasz­niej­szy z ludzi,

Pelid się tą usługą dla Gre­ków potru­dzi.

Pew­nie bóg zagnie­wany, który mści­wie strzela,

Tą ofiarą się zmieni dla nas w przy­ja­ciela».

Na to strasz­nie zapa­lon Achil­les zawoła:

– «O łakomco! O człeku bez­wstyd­nego czoła!

Któż z Gre­ków chęt­nie twoje spełni roz­ka­za­nie?

Kto pój­dzie na wyprawę? Na czele wojsk sta­nie?

Nie z mojej ja przy­sze­dłem pod Troję przy­czyny,

Ród ten prze­ciw mnie żad­nej nie popeł­nił winy;

Do owo­ców mej ziemi nie ścią­gnęli dłoni,

Nie tknęli się trzód moich, nie zabrali koni,

Naj­mniej­szej w żyznej Ftyi nie zro­bili szkody;

Dzielą mnie od nich wiel­kie i góry, i wody.

Ale z tobą-śmy przy­szli z odle­głych stron świata,

Czci two­jej nasłu­gi­wać, mścić się krzywdy brata.

Bez­czel­niku z psim okiem! Nie znasz tej usługi!

Jesz­cze mi to chcesz wydrzeć, com wziął za znój długi

I co mi zgod­nie grec­kie przy­znały narody!

Dotąd ja rów­nej z tobą nie mia­łem nagrody.

Gdy po doby­ciu mia­sta woj­sko łup roz­biera,

Na moich bar­kach cię­żar wojny się opiera,

Lecz kiedy podział przyj­dzie, lep­sza część dla cie­bie,

A ja – upra­co­wany, zemdlony w potrze­bie,

Z małą cząstką na okręt idę z bojo­wi­ska.

Do Ftyi, do mojego powra­cam sie­dli­ska,

Gdy nie masz moich zasług, śmiesz zdo­bycz wydzie­rać;

A nie wiem, czy beze mnie będziesz łupy zbie­rać«.

Jemu król Aga­mem­non, rów­nym gnie­wem zdjęty:

– «Jedź, gdy ci się podoba, spy­chaj twe okręty!

Czyż to na tobie jed­nym los Gre­cyji stoi?

Mam dru­gich, co się zemsz­czą mej krzywdy na Troi,

A naj­sku­tecz­niej Kro­nid panu­jący w nie­bie.

Z wszyst­kich kró­lów naj­bar­dziej nie­na­wi­dzę cie­bie…

Idź, rządź Myr­mi­do­nami, nie mną, człeku hardy:

Gniewy twoje niczego nie warte prócz wzgardy.

Lecz wiedz: gdy Feb ode mnie Chry­ze­idę bie­rze,

Dam roz­kaz, niech ją moi odwiozą żoł­nie­rze,

A za to się do two­jej posunę nagrody:

Bry­ze­idę ci wezmę z pięk­nymi jagody,

Byś znał, żem jest moc­niej­szy. Dru­gich strach ogar­nie,

Widząc, że mi się rów­nać nie można bez­kar­nie».

Na te słowa okrut­nie Pelid roz­ją­trzony,

Nie­pewny, na obie­dwie nachyla się strony:

Czy usu­nąw­szy dru­gich w Atryda ude­rzyć,

Czy lepiej gniew powścią­gnąć i zapał uśmie­rzyć.

Gdy się na obie strony chwieje myśl wąt­pliwa,

W zapale z pochew mie­cza strasz­nego dobywa:

Wtem z nieba z Hery przy­szła Pal­lada przy­sługi,

Bo rów­nie jej był miły jak jeden, tak drugi.

Z tyłu lekko za włosy pociąga ryce­rza,

Niczyim, jego tylko oczom się powie­rza.

Zląkł się Pelid, gdy spoj­rzał za sie­bie zdu­miały,

Widzi Pal­ladę: oczy jej groź­nie iskrzały;

I rze­cze: «Wielka córo pana bły­ska­wicy,

Po cóżeś to z nie­bie­skiej nade­szła sto­licy?

Czy widzieć, jaką Atryd obe­lgę mi czyni?

Oświad­czam ci, bo tego dokażę, bogini,

Że dłoń ta wnet za dumę duszę mu wywle­cze».

A na to modro­oka Pal­lada tak rze­cze:

– «Przy­szłam gniew twój uśmie­rzyć z woli Zeusa żony:

Jej Achil­les, jej Atryd rów­nie ulu­biony.

Nie ruszaj mie­cza, do krwi nie chciej się zapę­dzać;

Ale słów obe­lży­wych możesz nie oszczę­dzać.

Wierz mi, bo to być musi, że dla tej ofiary

Trzy­kroć będziesz dro­gimi nagro­dzony dary;

Tylko bądź nam posłuszny, gniew uha­muj srogi».

A Pal­la­dzie Achil­les mówi pręd­ko­nogi:

– «Choć cały gnie­wem pałam, lecz rozum ostrzega,

Iż ten błą­dzić nie może, kto bogom ulega;

Kto na roz­kazy bogów nie zatyka ucha,

Tego wza­jem łaskawe niebo chęt­niej słu­cha».

To wyrze­kł­szy, prze­staje na Pal­lady radzie,

Powściąga silną rękę i miecz w pochwy kła­dzie;

A bogini, posel­stwo odpra­wiw­szy swoje,

Do bogów spie­szy, w górne Zeusa pokoje.

Lecz Pelid jesz­cze gniewy straszne w sercu warzy

I rze­cze, dla Atryda nie szczę­dząc potwa­rzy:

– «Z psim okiem, z łani ser­cem, bezecny opoju,

Wziął­żeś broń, pro­wa­dził­żeś lud śmiało do boju?

Posze­dł­żeś na zasadzki, gdy szły inne wodze?

Ni­gdy! Drża­łeś ze śmier­cią spo­tkać się na dro­dze.

Lepiej dumną w obo­zie wła­dzę roz­po­ście­rać,

A kto ci się sprze­ciwi, temu łup wydzie­rać.

Nad pod­łymi panu­jesz, ludo­żerco, tłumy;

Ina­czej już byś zgo­nem przy­pła­cił twej dumy.

Ale ja ci przy­się­gam teraz uro­czy­ście,

Przez to berło, co wię­cej nie odro­śnie w liście,

Bo kiedy je raz na pniu ostry topór przy­tnie,

Żywne stra­ciw­szy soki, wię­cej nie zakwit­nie,

A dziś je w ręku greccy monar­cho­wie noszą,

Któ­rzy święte wyroki prawa ludom gło­szą;

Przy­się­gam ci naj­więk­szą przy­sięgą na świe­cie:

Wzy­wać Achilla Grecy, lecz próżno będzie­cie!

A ty się drę­cząc w sobie nie dasz im pomocy,

Gdy ich do wiecz­nej Hek­tor zacznie wtrą­cać nocy.

Zgryzą cię tro­jań­skiego postępy oręża,

Że naj­wa­lecz­niej­szego nie uczci­łeś męża».

To powie­dziaw­szy, przod­ków berło zna­ko­mite,

Berło świet­nie zło­tymi gwoź­dziami nabite,

Rzuca gniewny na zie­mię i na miej­scu siada.

Rów­nie się Aga­mem­non na niego roz­jada.

Wtem władca pylij­skiego powstaje narodu,

Z ust jego słod­sze płyną wyrazy od miodu.

Dwa poko­le­nia Pylów zamiesz­kały zie­mię,

Jak żył, a teraz trze­cie ludzi rzą­dzi ple­mię.

W te rzekł słowa, rozumu wiel­kiego tłu­ma­cze:

– «O, jak Acha­jów zie­mia gorzko dziś zapła­cze!

Jak się z tej ura­dują Tro­ja­nie nowiny,

Jak ucie­szy się Pry­jam i Pry­jama syny,

Gdy usły­szą, że zgubną ci zją­trzeni zwadą,

Któ­rzy innym przod­kują i męstwem, i radą!

Lecz starca głos niech w młod­szych winną bacz­ność wzbu­dzi,

Bom ja więk­szych przed laty widział od was ludzi,

A lekce mojej rady nie ważyli prze­cie.

Nig­dym takich nie widział, ni ujrzę na świe­cie,

Jakim był silny Dry­jant, Kaj­nej nie­śmier­telny,

Pej­ry­toj i Eks­a­dios, i Poli­fem dzielny…

Mężni sami, z męż­nymi cho­dzili za barki,

Cen­tau­rom, gór miesz­kań­com, dumne starli karki.

Z nimi od młodu moje bywały zabawy,

Gdy mnie z Pylos do spól­nej wezwali wyprawy,

I jam wal­czył, jak siły pozwa­lały moje;

Z dzi­siej­szych nikt by z nimi nie wyszedł na boje.

Tak wielcy, a mło­dego przyj­mo­wali rady:

I dla was będzie lepiej wstę­po­wać w ich ślady.

Ty, choć możny, nadobną zostaw mu dzie­wicę,

Niech ma dar, któ­rym uczcił Grek jego pra­wicę;

A ty, Achillu, z kró­lem nie bądź tak gwał­towny,

Bo mu żaden ze wszyst­kich kró­lów nie jest rowny.

Jeże­liś ty dziel­niej­szy, żeś synem bogini,

Jego moż­niej­szym wła­dza obszer­niej­sza czyni.

Atrydo, głos pokoju mię­dzy was przy­no­szę:

Złóż gniew na Achil­lesa, ja cię o to pro­szę;

W nim jest obrona floty, w nim woj­ska pod­pora».

Aga­mem­non w te słowa rze­cze do Nestora:

– «Zacny star­cze! Sza­nuję mądrą twoją mowę,

Lecz nad wszyst­kich ten czło­wiek chce wyno­sić głowę;

On by rad sobie wła­dzę naj­wyż­szą przy­własz­czył,

A któż będzie tak niski, by się przed nim płasz­czył?

Jeżeli mu zaś dziel­ność nadał bóg odwieczny,

Czyż przeto mu pozwala, by tak był zło­rzeczny?

Prze­rwał mu Pelid mowę i obelg nie ską­pił:

– «Ostatni był­bym z ludzi, gdy­bym ci ustą­pił…

Co ci powiem, to w żywej zacho­waj pamięci:

Dla branki wal­czyć bro­nią wcale nie mam chęci

Ni z tobą, ni z innymi Gre­ków ryce­rzami,

Choć bie­rze­cie dar, który przy­zna­li­ście sami;

Ale co na okrę­cie moim jest w ładunku,

Nic do twego nie możesz pod­cią­gnąć sza­lunku.

Odważ się tylko na to: całe woj­sko zoczy,

Że ta włócz­nia wnet czarną krew z cie­bie wyto­czy».

Tak w szko­dli­wej oba­dwa roz­ją­trzeni zwa­dzie

Powstali, czy­niąc koniec naro­do­wej radzie.

Pelid gniewny pod swoje udał się namioty,

Z nim Patrokl nie­odo­stępny i tesal­skie roty.

Atryd zaś okręt spy­cha, żagle roz­po­ściera,

Kła­dzie ofiarę, majt­ków dwu­dzie­stu wybiera,

I śliczną Chry­ze­idę pro­wa­dzi do nawy:

Mądry Ody­se­usz wodzem został tej wyprawy.

Ci mokrą płyną drogą, wia­try w żagle świsz­czą.

Król naka­zał obmy­cie; więc ludy się czysz­czą,

Rzu­ca­jąc wszystko w morze, co brud­nego zmiotą;

Potem się zaraz świętą zaj­mują robotą,

Biją byki i kozy na uczcze­nie Feba:

Skwa­rzy się tłu­stość, dymy się wzno­szą do nieba.

Gdy tak lud ofia­rami bła­gał Apol­lina,

Aga­mem­non się sro­żył na Peleja syna

I chcąc doko­nać swo­ich zapo­wie­dzi groź­nych,

Mówił do Eury­bata i Tal­dyba, woź­nych:

– «Do Achilla namiotu śpiesz­nym idź­cie kro­kiem

I przy­wiedź­cie tu jego brankę z czar­nym okiem.

Jeśli nie da, sam wezmę, gdy tam z wielą przydę,

A to więk­szą mu sprawi boleść i ohydę».

Tak zale­cił, groź­nymi roz­wo­dząc się słowy.

Stru­chleli biedni ludzie na roz­kaz takowy,

Idą powoli, cięż­kim ści­śnięci kło­po­tem.

Sie­dzą­cego zastają wodza pod namio­tem;

Achil­les ich spo­strze­gł­szy zasmu­cił się sro­dze;

Ci, króla czcią prze­jęci, w wiel­kiej byli trwo­dze,

Stali cicho, ni w jed­nym wyrze­kli co sło­wie.

Poznał rycerz ich trud­ność, więc pierw­szy tak powie:

– «Witaj­cie woźni, bogów i śmier­tel­nych posły!

Przy­stąp­cie. Wy nie winni, lecz Atryd wynio­sły;

Do niego ja, nie do was, mam żalu przy­czynę.

Pójdź, kochany Patro­klu, wydaj im dziew­czynę!

Weź­cie ją, ale bądź­cie świadki nad mym bólem

Przed nie­bem i przed zie­mią, i przed sro­gim kró­lem:

Będzie kie­dyś dla Gre­ków Achil­les potrzebny…

Złym tylko chu­ciom służy ten czło­wiek haniebny:

Z prze­szłych on rze­czy wno­sić przy­szło­ści nie umie

I gubi Greki, głu­piej doga­dza­jąc dumie».

Natych­miast wierny Patrokl z miej­sca swego wstaje,

Ślicz­nego lica brankę posłań­com oddaje;

Wra­cają się pod namiot Atryda sze­roki,

Z nimi nie­wia­sta idzie nie­chęt­nymi kroki.

Odcho­dzi od swych Pelid i łzy hojne toczy,

Z dala siada na brzegu, w morze wle­pia oczy

I wycią­gnąw­szy ręce, tak matkę zaklina:

– «Gdyś mnie krót­kiego życia dała na świat, syna,

Matko! Przy­naj­mniej Kro­nid, co pio­ru­nem włada,

Nie­chaj mi sławne imię i wielką cześć nada;

Lecz nie znam jej, gdy Atryd zdo­bycz gwał­tem bie­rze,

Którą mi zgod­nie greccy przy­znali ryce­rze».

To mówiąc, łzy wylewa rzę­si­stym poto­kiem.

Sie­dząc w morzu, pod ojca pode­szłego bokiem,

Sły­szy te żale matka, na kształt mgły wycho­dzi,

Tuż siada, ręką głasz­cze i jęki łago­dzi.

– «Czego pła­czesz? Skąd, synu, boleść masz tak wielką?

Powiedz i nic nie zataj przed twą rodzi­cielką».

A na to Pelid rze­cze wes­tchnąw­szy ser­decz­nie

– «Na cóż ci to powia­dać, co wiesz dosta­tecz­nie…

Więc, matko, wes­przyj syna! Śpiesz do gór­nych pro­gów.

Opo­wiedz krzywdę panu i ludzi, i bogów,

Jeśliś na jego dobre zasłu­żyła chęci.

Com sły­szał w domu ojca, mam dotąd w pamięci,

Że od cie­bie Zeusa wyszła raz obrona;

Bo gdy spi­sek Pal­lady, Hery, Posej­dona

Dążył na to, by w więzy ująć go haniebne,

W tak złym razie tyś wspar­cie dała mu potrzebne:

Stu­ręcz­ne­goś do nieba wezwała olbrzyma,

Który imię u ludzi Ajga­jona trzyma,

W nie­bie zaś Bry­ja­reja dają mu nazwi­sko.

Sil­niej­szy on od ojca. Kiedy usiadł bli­sko

Przy panu nie­śmier­tel­nych w strasz­li­wej posta­wie,

Zlę­kłe bogi prze­stały o złej myśleć spra­wie.

Wspo­mnij mu to, kolana w czu­łej ści­skaj dłoni,

Żebraj, aby tro­jań­skiej dopo­ma­gał broni;

Niech bije Greki, do naw ode­prze ze stratą,

Niech widzą, co mądro­ści ich króla zapłatą,

I nie­chaj Atryd swego poża­łuje błędu,

Że dla naj­dziel­niej­szego męża nie miał względu».

A Tetys na to, łzami zalaw­szy się cała:

– «Na com cię nie­szczę­śli­wym losem wycho­wała!

Obyś przy­naj­mniej sie­dział w nawie bez bole­ści!

Lecz i w cia­snym obrę­bie wyrok dni twe mie­ści,

I zrzą­dza ci na ziemi naj­nędz­niej­sze bycie!

Jak­żem ci, synu, smut­nym losem dała życie!

Wstą­pię na Olimp górny, przed Zeu­sem stanę,

Powiem, jak srogą na czci ode­bra­łeś ranę

Może na prośby moje łaska­wie się skłoni.

Ty gniewny siedź u floty, nie bierz się do broni.

Wczo­raj opu­ścił Kro­nid złote nieba progi,

Poszedł poza ocean, a z nim inne bogi,

By w uczcie towa­rzy­szył Ety­jo­pom czy­stym;

Za dwa­na­ście dni będzie w swym domu wie­czy­stym

Wtedy spie­szę do niego, ści­snę mu kolana;

Spo­dzie­wam się, że będę w proś­bie wysłu­chana».

To rze­kł­szy zni­kła, w smutku zosta­wia­jąc syna,

Że mu wzięta nie­słusz­nie prze­śliczna dziew­czyna…

Zagnie­wany Achil­les o dzie­wicy wzię­cie,

Ni­gdzie nie wyszedł, sie­dział na swoim okrę­cie;

Nikt go nie widzi w boju, nikt w radzie nie sły­szy,

Lecz w smutku pogrą­żony za bitwami dyszy.

Gdy prze­szło dni dwa­na­ście, nie­śmier­telne bogi

W nie­do­stępne Olimpu wra­cają się progi,

Kro­nid przod­kuje wszyst­kim do gór­nej sto­licy.

Tetys, pomna synowi danej obiet­nicy,

Zosta­wia ojca, rzuca nie­zgłę­bione morze,

I do nieba o ran­nej dostaje się porze.

Kro­nida, który grzmiące pio­runy zapala,

Na wierz­chołku Olimpu był od bogów z dala.

Siada przed nim bogini z pokorną postawą,

Ręką lewą kolana, brodę ści­ska prawą

I rze­cze: «Bogów ojcze, jeślim kiedy cie­bie

Lub uczyn­kiem, lub sło­wem rato­wała w nie­bie,

Skłoń ucho na me prośby, pamiętny przy­sługi:

Daj cześć synowi memu, gdyś wiek dał nie­długi!

Widzisz, jako nad ciężką obe­lgą łzy roni:

Wydarł mu gwał­tem Atryd owoc dziel­nej dłoni;

Ale ty go przy­naj­mniej uczcij, mądry boże,

Niech ręka twoja w bitwach Tro­jany wspo­może,

Niech górują nad Greki, odno­szą zwy­cię­stwa,

Aż póki ci nie uczczą mego syna męstwa».

Nic na to chmu­ro­władca Kro­nid nie odpo­wie,

Mil­cząc, całą tę sprawę waży w swo­jej gło­wie;

Tetys, jak go ujęła, tak się kolan trzyma,

I tak z roz­rzew­nio­nymi powta­rza oczyma:

– «Odmów mi, albo przy­zwól i zaręcz wyraź­nie!

Czyż jakie na Zeusa padają bojaź­nie?

Niech wiem, czym sama z bogiń okryta pogardą».

Kro­nid ciężko wes­tchnąw­szy: «Pro­sisz o rzecz twardą.

Jakie tro­ski dla mojej stąd wynikną głowy!

Na nie­po­kój mnie, córko, nara­żasz domowy:

Znowu się będzie trzeba z mał­żonką ucie­rać,

A i tak mi wyrzuca, żem Troję rad wspie­rać.

Idź, by cię nie postrze­gło zazdro­sne jej oko!

Prośbę twoją mam w sercu wyrytą głę­boko.

Skło­nię głową, byś pewna była mojej chęci;

Tej na stwier­dze­nie słowa uży­wam pie­częci,

Przed bogi i przed ludźmi znak ten jest konieczny».

To wyrzekł i brwi zmarsz­czył nie­bios pan odwieczny:

Pod­nio­sły się na gło­wie nie­śmier­tel­nej włosy,

Wstrząsł się Olimp i całe zadrżały nie­biosy.

Gdy takie zarę­cze­nie od Zeusa zyska,

Tetys idzie do swego w głębi wód sie­dli­ska,

On do swego pałacu. Wstają wszyst­kie bogi

I zabie­gają ojcu swemu na pół drogi;

Nikt na miej­scu nie został, cała nie­bian rze­sza

Na powi­ta­nie władcy pio­runu pospie­sza.

Skoro tylko pan bogów na swym zasiadł tro­nie,

Zdało się podejrz­li­wej doku­czyć mu żonie;

Postrze­gła, że z nim Tetys ciche miała rady,

Takie zatem z Kro­nidą roz­po­czyna zwady:

– «Z kim­żeś to, obłud­niku, roz­ma­wiał dziś w nie­bie?

Beze mnie radzić skry­cie roz­ko­szą dla cie­bie.

Zawsze lubisz przed żoną cho­wać sekret ści­sły

I ni­gdy nie powia­dasz, jakie twe zamy­sły».

– «O wszyst­kich – rzekł bóg – rze­czach być uświa­do­mioną

Zbytni cię­żar dla cie­bie, choć mi jesteś żoną;

Jed­nakże, co cie­ka­wość twoją słusz­nie budzi,

To pierw­sza wiesz ode mnie i z bogów, i z ludzi;

Lecz, co sam radzę, bogom nie myśląc powia­dać,

O to próżno nie pytaj, tego nie chciej badać».

Na to Hera, wiel­kimi oczyma wspa­niała:

– «Twardy Kro­nosa synu, cóżem usły­szała?

Nig­dym ci nie jest przy­kra, słusz­nie się tym szczycę,

Że nie chcę wglą­dać w żadną twoją tajem­nicę.

Ta zaś tro­skli­wość moja z tego idzie źró­dła,

Czy cię córka mor­skiego starca nie uwio­dła.

Bo dziś przy­szła do cie­bie, ści­skała kolana,

I podobno już w proś­bach swo­ich wysłu­chana:

Jej syna czci, a Gre­ków klę­ski nic nie zwle­cze».

Na to pio­ru­no­władca do Hery tak rze­cze:

– «Pło­che twe podej­rze­nia są dla mnie zwy­czajne,

Jed­nak ci nie­do­stępne moje myśli tajne.

Nie­na­wiść tylko męża odno­sisz w korzy­ści,

Choć­byś zga­dła mój wyrok. Co chcę, to się ziści.

Siedź i skrom­nie się moim powo­duj roz­ka­zem,

Bo cię tu nie zasło­nią wszyst­kie bogi razem

Od strasz­nego tej ręki ogrom­nej zama­chu».

Tak rzekł; umil­kła Hera i drżała ze stra­chu;

Musi ulec mężowi nie­zgięta jej dusza,

Lecz wszyst­kich bogów czu­łość jej zmar­twie­nie wzru­sza.

Zatem Hefajst, Olimpu sławny budow­ni­czy,

Miłą matkę pocie­sza w tak cięż­kiej gory­czy:

– «Jak to nas wszyst­kich smuci, jak dotkli­wie boli,

Że niebo się poróż­nia dla śmier­tel­nych doli.

Gdy się przy­kra nie­zgoda samych bogów ima,

Znikną uczty, roz­ko­sze, złe górę otrzyma.

Matce radzę, choć sama sobie radzić zdolną,

By na Zeusa była roz­kazy powolną:

Bo kiedy w gniew nasz ojciec roz­ją­trzony wpada,

Cała się dla nie­bia­nów zepsuje bie­siada.

Gdyby chciał, jak jest mocny, ten wielki pan gromu,

Wszyst­kich by nas wytrą­cił z nie­bie­skiego domu.

Matko! Ujmij go wdzięcz­nie, a spoj­rzy wesoło

I okaże pogodne Olim­powi czoło».

To powie­dziaw­szy Hefajst z miej­sca swego wstaje,

Bie­rze okrą­głą czarę, matce ją podaje

I rze­cze: «Znoś to, matko, lubo ci nie miło,

Żebyć się co gor­szego jesz­cze nie zda­rzyło;

Gniewy jego zła­go­dzi twa powol­ność wcze­sna.

Jakby dla syna twego była rzecz bole­sna,

Nie mogąc dać ci wspar­cia, patrzeć na twe jęki:

Trudno wytrzy­mać siłę Zeu­so­wej ręki.

Ni­gdy mi ten przy­pa­dek nie wyj­dzie z pamięci:

Gdym cię raz prze­ciw jego chciał wes­przeć nie­chęci,

Porwał za nogę, rzu­cił z nie­bie­skiego gma­chu,

Zale­d­wie ze mnie dusza nie wyszła z prze­stra­chu;

Lecia­łem przez dzień, w wie­czór upa­dłem na Lem­nie,

Tam Syn­ty­jo­wie ducha obu­dzili we mnie».

Tę Hefajst o przy­padku swoim powieść czyni.

A na to z białą dło­nią śmieje się bogini

I z uśmie­chem odbiera czarę z ręki syna.

On zaś od pra­wej strony obdzie­lać zaczyna

Słod­kim nek­ta­rem nieba wyso­kiego panów,

Który czerpa obfi­cie z poświę­co­nych dzba­nów.

Śmiały się, pijąc nek­tar, do roz­puku bogi,

Że im słu­żył tak grzecz­nie Hefajst krzy­wo­nogi.

Stół do zachodu słońca zasia­dają wkoło,

Jedzą smacz­nie i piją, bawią się wesoło:

Apollo na for­min­dze gra, muz chór dobrany

Słod­kimi wyśpie­wuje głosy na prze­miany.

Gdy słońce świetną głowę skryło w oce­anie,

Każ­dego boga wła­sne przyj­muje miesz­ka­nie:

Bo w Olim­pie ma każdy z bogów pałac złoty,

Cudow­nej prze­myśl­nego Hefaj­sta roboty.

Kro­nid także tam idzie, gdzie swój umysł boski

Snem zasila, wiel­kimi zmor­do­wany tro­ski.KSIĘGA III

Księga III

Gdy się uszy­ko­wały z wodzami orszaki,

Tro­ja­nie postę­pują z wrzawą jako ptaki:

Tak powie­trze w nie­sfor­nej prze­bie­gają wrza­wie,

Ucie­ka­jąc przed zimą i słotą, żura­wie,

Wzbiw­szy się pierz­chli­wymi skrzy­dły pod nie­biosy;

Mija ocean, cią­gnie z brzmią­cymi odgłosy,

Śmierć i strach nio­sąc lotna Pig­me­jom gro­mada,

Któ­rym wydaje bitwy, gdy z chmur na nie spada.

Tchnący męstwem, z naj­głęb­szym Grecy szli mil­cze­niem

A wspie­rać się wza­jem­nym gotowi ramie­niem.

Jako gdy wiatr mgłą szarą wierch góry odzieje,

Złą paste­rzom, od nocy lep­szą na zło­dzieje,

Na rzut bowiem kamie­nia led­wie się­gnie oko:

Tak się tuman roz­ciąga spod ich nóg sze­roko,

Gdy śpie­sząc, gdzie ich wie­dzie Ares boju chciwy,

Szyb­kimi kroki dłu­gie prze­bie­gają niwy.

Już są bli­sko, już rzezi znak Ares im daje.

Piękny Parys na czele męż­nych Tro­jan staje,

Mie­czem i łukiem zbrojny, pan­terą odziany,

Dwoma kręci oszczepy; a tak zaufany

Prze­ciwko naj­dziel­niej­szym Gre­kom się juna­czył,

By który swoje męstwo w bitwie z nim ozna­czył.

Tego skoro waleczny Mene­laj postrzega,

Iż śmia­łymi przed roty kro­kami wybiega

Jak lew ura­do­wany, kiedy go spo­tyka

Albo jeleń rogaty, albo koza dzika,

Zgłod­niałą rwie pasz­częką, co mu się dosta­nie,

Choć go rącze psy gonią i żwawi mło­dzia­nie:

Tak Atryd się raduje, gdy Parysa zoczy,

Bo chciał pomsty nad zdrajcą. Zatem z wozu sko­czy

I gnie­wem pała­jący zacho­dzi mu drogę.

Widzi go piękny Parys, czuje w sercu trwogę,

Więc w zastę­pach schro­nie­nia szuka swo­jej gło­wie.

Jako gdy pasterz smoka nady­bie w paro­wie,

Cofa się prze­lęk­niony, a bojaźń mu blada

Zim­nem kości prze­szywa i lice osiada:

Tak męż­nego Atryda prze­lą­kł­szy się broni,

Gładki Parys wśród pysz­nych Dar­da­nów się chroni.

Karci go Hek­tor za to: «Podły nik­czem­niku,

Zręczny tylko do nie­wiast, chy­try płci zwod­niku,

Z kształtu twoja zaleta. Obyś się nie rodził,

Obyś był ni­gdy w śluby mał­żeń­skie nie wcho­dził!

I mnie by lepiej było, i dla cie­bie z zyskiem,

Nie był­byś się stał ludz­kim, jak dzi­siaj, igrzy­skiem.

Jak tam szy­dzą Achaje, któ­rym twoja postać

Wró­żyła, że potra­fisz śmiało placu dostać;

Lecz nie masz w sercu męstwa, nie masz w duszy cnoty.

A więc tak nik­czem­nymi obda­rzon przy­mioty

Jakże śmia­łeś na morze spusz­czać twoje nawy?

Jak śmia­łeś, lud zebraw­szy do nie­cnej wyprawy,

Śliczną dziewkę ode­rwać od związ­ków wesel­nych?

Wykraść nie­wia­stę, krewną boha­te­rów dziel­nych?

Skąd szkoda ojcu, pań­stwu zguba osta­teczna,

Radość nie­przy­ja­cio­łom, tobie hańba wieczna.

Cze­muś się na Atryda nie wziął do oręża?

Doświad­czył­byś, jakiego żonę trzy­masz męża.

W upo­min­kach Kiprydy próż­nej szu­kasz chluby,

Lut­nia, kształt, włos tre­fiony nie wyrwie od zguby.

Lecz i Tro­ja­nie podli, że cie­bie w zapłatę

Nie­szczęść tylu w kamienną nie odziali szatę».

Na to boskiej urody Parys odpo­wiada:

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: