- promocja
Iluminacje - ebook
Iluminacje - ebook
W swoim pierwszym zbiorze opowiadań, obejmującym ponad czterdzieści lat pracy, Alan Moore przedstawia serię szalenie różnych, ale równie niezapomnianych postaci, które odkrywają – a nawet niszczą i tworzą – niezbadane zakamarki egzystencji.
Konkubiny w fantastycznym domu rozkoszy i tragiczna historia miłosna. Paranormalna grupa badawcza zinfiltrowana przez jedną z nieziemskich istot, które chce zbadać. Surrealistyczna, kafkowska historia głównych graczy przemysłu komiksowego na przestrzeni ostatnich siedemdziesięciu pięciu lat. Pierwsze dni apokalipsy i specjalistka od prawa, która musi posprzątać ten bałagan. Duchy i stworzenia z innego świata, a także przygody mózgów Boltzmanna – i wiele innych.
Iluminacje to seria błyskotliwych, zaskakujących opowieści, które ujawniają pełną moc wyobraźni i magii, jak również dogłębną znajomość ludzkiej natury.
Alan Moore (ur. 1953) jest angielskim pisarzem uznawanym powszechnie za najlepszego i najbardziej inspirującego scenarzystę w historii komiksu. Jego nowatorskie dzieła to między innymi Top 10, Prosto z piekła, Zagubione dziewczęta i Liga Niezwykłych Dżentelmenów. Moore jest także autorem komiksów Strażnicy i V jak Vendetta (oba zostały zekranizowane), Sagi o potworze z bagien, Zabójczego żartu (uznawanego za jedną z najlepszych opowieści o Jokerze) oraz bestsellerowego Jerusalem. Wielokrotnie nagradzany, otrzymał między innymi: British Eagle Awards for Best Comics Writer (1982 i 1983), Internation Horror Guild Award (1995), Hugo Award (1988), Locus Poll Award (1988), Bram Stoker Award (2000). Urodził się w Northampton i się z niego do dziś nie wyprowadził.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8252-141-2 |
Rozmiar pliku: | 4,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Z moich doświadczeń wynika, że działania dżilkowca zwykle przypisuje się eksplozji magistrali gazowej._
Merelda w końcu przyjechała na konferencję CSICON-u, jak zwykle zwracając powszechną uwagę. Zaparkowała samochód obok starego zadaszonego targu i, zdyszana, przeszła całą Fetter Street, nim przypomniała sobie, że kołonotatnik z propozycjami ciągle leży na tylnym siedzeniu auta (cała Merelda!). Większość uczestników spotkania już przybyła. Drzwi agencji obrotu nieruchomościami były zamknięte tylko na zatrzask. Merelda przeszła przez nieoświetlone biuro, dotarła do dużej sali konferencyjnej na zapleczu, po czym spędziła miłe pięć minut na wesołej paplaninie, witając się z gośćmi.
Na końcu długiego stołu konferencyjnego zauważyła zdenerwowanego, nieogolonego Marcusa Clarke’a, założyciela Centrum Studiów nad Incydentami Cudownymi, Osobliwymi i Niewytłumaczalnymi. Entuzjastycznie perorował, rozmawiając z ponurym Davidem Watkinsem. Watkins, zawsze najbardziej konserwatywnie ubrany uczestnik spotkań odbywających się co dwa tygodnie, był regionalnym managerem firmy Chalcombe & Bentine – dlatego członkowie CSICON-u mogli korzystać z lokalu po godzinach pracy. Merelda niezgrabnie zdjęła płaszcz pokryty kroplami deszczu i pomachała do swojej przyjaciółki Emmy, siedzącej naprzeciwko Dave’a i Marcusa. Emma była nauczycielką i miała hopla na punkcie kryptozoologii. Sala konferencyjna pachniała skórą; gwar nieskładnych rozmów przypominał atonalne dźwięki dzwonków wietrznych. Brian Appleby, Wysoki Brian, nawracał na wiarę w duchy gotkę Adrianę, studentkę medioznawstwa, która wstąpiła do grupy zaledwie kilka tygodni wcześniej. Brian Taylor, Niski Brian, nie pojawił się na trzecim spotkaniu z rzędu. Merelda przypuszczała, że on i jego żona – Sandra, prawda? – są ciągle zaabsorbowani nowo narodzonym dzieckiem.
A zatem około dziesięciu osób. Nieźle. Errol Meeks opowiedział anegdotę na temat bojlera zakupionego niedawno do domu; wszyscy wybuchnęli śmiechem i ogarnęło ich lekkie poczucie winy, że w grupie nie ma innych czarnoskórych. Carl o cudzoziemskim nazwisku kończącym się na „-wicz” (albo coś w tym rodzaju) siedział z nieszczęśliwą miną najbliżej drzwi. Obok stał zwinięty dywan oparty o puste krzesło. Merelda przypomniała sobie, że mówił coś o zmianie mieszkania. Tak, chyba się przeprowadza. Ponura mina Carla miała prawdopodobnie związek z Alison Macready, która spoglądała na niego ostro z końca stołu, gdzie siedziała w pobliżu Dave’a i Marcusa. Rozmawiała z dwojgiem przyjaciół i sąsiadów z górnego piętra, Steve’em i Sheilą Dentonami. Przez ostatnie półtora roku Carl i Alison byli parą, a ich rozstanie trochę popsuło atmosferę na poprzednim spotkaniu. Przykre, ale takie rzeczy się zdarzają.
Merelda przewiesiła płaszcz przez ramię jak torreador muletę i powoli okrążyła stół. Zatrzymywała się przed kolejnymi gośćmi, zamieniała z nimi kilka słów, po czym usiadła na wolnym krześle obok Emmy. Wieczór zapowiadał się dość ciekawie. Marcus zaplanował wielką debatę nad zmianą programu badań CSICON-u, a także reorientacją niewielkiego kwartalnika grupy – nosił on tytuł „Interesting Times”. Merelda spytała młodą nauczycielkę, co sądzi o „niezbadanych wodach”, na które proponuje wypłynąć Marcus, ale Emma odpowiedziała, że nie jest pewna, czy dobrze go rozumie. Później zmieniła temat i pokazała Mereldzie w komórce rzekome zdjęcie czupakabry, trochę rozmazane. Gwar rozmów nagle ucichł jak w kinie, gdy gasną światła, i Merelda zrozumiała, że spotkanie wreszcie się zaczyna. Zamieniła się w słuch.
_Siedziałem, dopóki mogłem, a potem przeprosiłem i wyszedłem. Wiał wiatr i siąpiła mżawka. Usłyszałem, jak ktoś woła za moimi plecami: „Hej, proszę zaczekać! Zapomniał pan… prania”. Dwa tygodnie później powiedziano mi, że mniej więcej w tym momencie dżilkowiec rozłożył boczne płetwy. Oczywiście nikt dokładnie nie wiedział, co widzi, lecz uczestnicy spotkania mieli trochę czasu – sekundę, najwyżej dwie – by zrozumieć, czego nie widzą. Możecie uważać, że taka drastyczna akcja prewencyjna wiąże się dla mnie z dużym ryzykiem, ale z moich doświadczeń wynika coś przeciwnego._
David słuchał Marcusa, kiwając głową i od czasu do czasu chrząkając z aprobatą, bo go lubił i znał od lat, choć, szczerze mówiąc, miał wątpliwości co do projektu zmiany programu badań. Z pewnością grupa działała bardzo dobrze. Mimo to czuł, że nie może tego powiedzieć. Miał nieprzyjemną świadomość, że jest najstarszym członkiem CSICON-u, i nie chciał uchodzić za przeciwnika nowych idei, konserwatystę albo drętwusa. Czy ludzie ciągle mówią „drętwus”? Nie wiedział i z żalem godził się z tym, że staje się przez to jeszcze bardziej drętwy.
Marcus kiwał króciutko ostrzyżoną głową, coraz bardziej podekscytowany.
– Mam na myśli to, że kiedy ludzie relacjonują zjawiska, zwykle opisują je za pomocą znanych pojęć. A gdyby ktoś spotkał się ze zjawiskiem, które nie przystaje do naszych kategorii pojęciowych, i nie ma słów, by je opisać? Jak opisać? To niemożliwe, prawda? Z pewnością istnieją tysiące przypadków, kiedy… – David skupił uwagę na pozostałych badaczach niewytłumaczalnych fenomenów; gryźli łodygi rabarbaru, częstując się z talerzyków stojących na politurowanym stole, przy którym zwykle odbywały się dyskusje o cenach nieruchomości prowadzone przez pracowników firmy Chalcombe & Bentine. Doszło do zamieszania koło drzwi, gdy do sali wpadła elokwentna Merelda Jacobs. Skarżyła się, że zostawiła coś w samochodzie i musiała wrócić Fetter Street w ulewnym deszczu. Cóż, czyja to wina? Po drugiej stronie sali, naprzeciwko Carla Wasowca i jego chybotliwego stosu starych gazet, Brian Appleby jawnie podrywał nową członkinię, Adrianę. Jego wielkie jabłko Adama poruszające się groteskowo w górę i w dół przypominało jojo. David westchnął, choć tylko w duchu.
Może Marcus ma rację? Może CSICON rzeczywiście potrzebuje zmian? David przypomniał sobie czasy, gdy założyli go we dwóch, zaledwie trzy lata wcześniej, chyba w 2016 roku. Było to w trudnym okresie, kiedy Davida opuściła Anne – odeszła w siną dal. Zauważył, jak niewielu ma przyjaciół, i potrzebował kogoś, z kim mógłby pogadać. Znał Marcusa od 2000 roku, gdy młodszy mężczyzna był jego klientem i odkryli, że obaj od dawna czytają „Fortean Times”. Po odejściu Anne Marcus wpadał do niego na piwo dwa razy w tygodniu. W czasie jednego z takich spotkań rzucił pomysł stworzenia grupy zajmującej się badaniami zjawisk nadprzyrodzonych, „ale z poczuciem humoru”, jak się wyraził, po czym David bełkotliwie zasugerował, by spotykali się w przestronnej sali konferencyjnej w firmie – i po trzech latach w niej się znajdowali. Gdyby David chciał być szczery, musiałby przyznać, że w głębi duszy liczył na poznanie jakichś atrakcyjnych dziewczyn, ale tak się nie stało. Miał nadzieję poderwać długonogą Sheilę Hall, lecz ni stąd, ni zowąd wyszła za Steve’a Dentona. „Czym się różnię od Briana Appleby’ego, wygłaszającego chaotyczne tyrady o poltergeiście z Enfield, by ukryć samotność?” – pomyślał.
Marcus, siedzący obok Davida, poprosił o ciszę i zaczął entuzjastycznie perorować na temat „studiów nad negatywną przestrzenią w fenomenologii”, cokolwiek to miało znaczyć. Wieczór się rozpoczął.
_Jak już wspomniałem, trzeba się przyzwyczaić do życia emocjonalnego szepczącego wacka. Wcześniej jej nie spotkałem – i było oczywiste, że mnie nie znosi – ale myślałem głównie o seksie, który będziemy uprawiać, a także o tym, jakie ładne ma oczy. Owszem, czułem lekkie wyrzuty sumienia z powodu losu czekającego uczestników zebrania. Wiem, że to niezbyt racjonalne: widziałem ich po raz pierwszy, a oni mnie po raz ostatni. Był to pożegnalny wieczór. Chociaż uważam to za niemożliwe, usiłowałem patrzeć na świat z ich punktu widzenia i dlatego im współczułem. Kiedy rozmawiałem z nimi przed dwoma tygodniami, nie wydawało się to przykre; chciałem, żeby spędzili ze sobą trochę czasu, bo z ich perspektywy był to ostatni wieczór. Nie wstałem i nie wyszedłem natychmiast, bo nie jestem potworem. Pragnę to podkreślić._
Postanowiła więcej nie przychodzić na spotkania grupy. Podjęła decyzję, gdy w połowie ględzenia o umarłych, którzy nie mogą zaznać spokoju, żylasty Brian spytał, czy widziała film z Timothym Spallem. Fantastyczna kreacja. Ma go w domu i gdyby Adriana miała ochotę wpaść i obejrzeć…
Ogólnie rzecz biorąc, doszła do wniosku, że CSICON nie spełnił jej nadziei – tak naprawdę liczyła na zdobycie materiałów do pracy magisterskiej zatytułowanej _Subkultura badaczy zjawisk paranormalnych a współczesna prawica_. Czuła lekkie wyrzuty sumienia: nie była z nimi szczera. Sugerowała, że studiuje zjawiska nadprzyrodzone, choć w gruncie rzeczy studiowała badających je ludzi.
U szczytu stołu łysy wykładowca literatury angielskiej, z pewnością gej, energicznie kontynuował monolog. Jeśli Adriana dobrze rozumiała, główna teza sprowadzała się do tego, że zamiast szukać wampirów, latających talerzy, yeti, potworów z Loch Ness i innych prawdopodobnie nieistniejących fenomenów, grupa powinna poszukiwać zjawisk, których istnienia nikt nawet nie podejrzewa.
– Chcę powiedzieć, że wszyscy wiedzą, czym są duchy. – Cóż, nie wiedzą. – Powinniśmy szukać zjawisk, które są dla nas niewidzialne. – W oczywisty sposób obejmuje to duchy, jeśli się nad tym głębiej zastanowić. Po prostu, nie tylko w znaczeniu akademickim.
Adriana, starannie unikając kontaktu wzrokowego z chudym jak szczapa sąsiadem po lewej, zatrzepotała sztucznymi rzęsami i zerknęła na resztę grupy. Obok perorującego i gestykulującego prelegenta siedział pośrednik obrotu nieruchomościami, który przypominał jej ojca, choć wydawał się jeszcze bardziej przygnębiony i zirytowany. Nieco dalej, po przeciwnej stronie, pewien Polak wychodził ze skóry, by wszyscy zauważyli niedawno kupione przez niego ultranowoczesne kolumny głośnikowe, a na końcu stołu pięćdziesięciokilkuletnia rudowłosa kobieta, która spóźniła się na spotkanie, ostentacyjnie przeglądała kołonotatnik i głośno cmokała. Obok niej słuchała prelegenta niska blondynka ubrana w bluzę jak z kryminału skandynawskiego – Adriana przypuszczała, że to kolejna nauczycielka – a poza tym, po prawej, kilka pustych krzeseł dalej, siedział Errol. Był jedynym czarnoskórym członkiem CSICON-u i, przypadkowo, jedyną osobą, której imię zdołała zapamiętać.
Żaden z nich nie był użyteczny, bo żaden nie był szczególnie prawicowy. Powinna zmienić taktykę, zapisać się do Angielskiej Ligi Obrony i czekać na wzmianki o Atlantydzie albo teorii pustej Ziemi. Przesunęła niewielką gumę do żucia z prawej strony ust na lewą i podjęła stanowczą decyzję – nie przyjdzie na następne spotkanie za dwa tygodnie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki