Imperium Dzieci - ebook
Imperium Dzieci - ebook
W Imperium Dzieci najwyższymi wartościami są dobro i szczęście dziecka. W społeczeństwie podzielonym hierarchicznie o upragnione dziecko stara się B-Maria, lecz reguły klasowe niszczą jej marzenia. Surowe zasady imperium wymuszają na bohaterkach i bohaterach posłuszeństwo wobec reżimu lub bunt okupiony karą i wykluczeniem. Czy warto zmieniać świat, w którym dzieci nie cierpią? Jaką cenę musi ponieść jednostka, która wpisze się w wymarzoną wspólnotę? Czy istnieje granica tyranii, w której Idea Ocalonego Dziecka usprawiedliwia wszelką przemoc? W dystopijnej powieści Marta Sokołowska opisuje świat, w którym dążenie do doskonałości przybiera formę fanatyzmu. Zadaje pytanie o człowieczeństwo, którego istotą jest nie tylko konflikt, ale też troska o najsłabszych.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66487-66-6 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Niskie ciemne niebo i zieleń. W ten spokój, w te ostatnie chwile spokoju wkracza cień człowieka. Wchodzi z nocy w jasny kwadrat placu z huśtawkami: małymi dla dzieci małych i sznurowanymi wprost na gałęziach drzew dla większych. Na tej drewnianej nieskończonej ruchomości sadza dziecko wyciągnięte spod płaszcza, wokół nieśmiała obecność ciem, nocnych ptaków i biało-czarnych kwiatów.
I siedzi na huśtawce krucha drobina, lekko wznosi się i opada, wznosi się i opada bez jednego pisku, i wyżej! Wzbija się więc w strachu, a jest to strach zbawienny, strach ukazujący dziecku znikomość istnienia, strach – istota doświadczania życia. Wyżej! Dziecko znika wśród gałęzi, huśtawka straszy pustotą, człowiek zamiera, nagle krzyczy zrozpaczony i rzuca się do ucieczki, wypada z jasnego pola zabawy i znika.
Leży powyginane ciało złożone z kilku niepasujących do siebie części. Wywrócone oczy i miękkość skóry parzą.
– Ludzie, ludzie, dziecko nie żyje – krzyczy kobieta z psem na smyczy, pies się szarpie.
– Spadło z huśtawki – mężczyzna wyciąga telefon.
Kobieta i mężczyzna, spacerowicze, którzy nocą wychodzą z domu, a to z psem, a to popatrzeć na coś innego niż codzienne życie. Jednak ten spacer nie skończy się w parku, lecz w mediach, dlatego ona filmuje nieruchome ciało i mężczyznę, który dodzwonił się na pogotowie, filmuje wszystko wokół, rozświetlony kwadrat placyku i czarne drzewa.
– Tam ktoś jest – mówi kobieta i wskazuje ciemność.
Za jej palcem skrada się mężczyzna. Po chwili wraca z okutanym w płaszcz człowiekiem, popycha paluchem, jakby się brzydził. Kobieta rejestruje sylwetkę z góry na dół i z powrotem do góry. Zbliżenie na cudzą twarz.
– To twoje dziecko? – przesłuchuje ta z psem, pies wyje.
Nie, kręci głową.
– Wiesz, co tu się wydarzyło?
Nie, zaprzecza.
– Kłamie – mówi mężczyzna i patrzy na sygnał karetki ratunkowej nocą.
– Ma dokumenty? – pyta kobieta.
Mężczyzna grzebie w ubraniach, nałożonych warstwa na warstwę, szarpie ze złością splątane szmaty.
– Ma dowód – trzyma w dwóch palcach.
Kobieta filmuje go, gdy podchodzi do dziecka i w milczeniu uciska drobną klatkę, a potem za nie oddycha.
– Caryca – kobieta literuje nazwisko, nie przerywając rejestrowania tego, co dzieje się z dzieckiem. – Poruszyło się!
Patrzą na nią, gdy wpatruje się w ekran i tam szuka oznak życia.
– Dziecko poruszyło się u mnie na ekranie! Ono żyje!
Od nowa reanimacja, uciskanie i szybkie pompowanie powietrza w dziecięce usta. Wtedy mężczyzna podnosi paluch, jakby wskazywał niebo. Kamera przenosi się na jego twarz. Mężczyzna zbiera myśli, chce jak należy oddać ich doniosłość, liczy się każde słowo, każdy gest.
– Przestało – mówi kobieta, a w nim coś pęka, w każdym by pękło.
– Mam nadzieję, że zdechniesz – mówi kobieta oko w oko z Carycą.
Plwocina Carycy uderza ją w twarz i płynie po ustach, których ta nie chce oblizać, zatrzymuje się na brodzie, zanim zostanie wytarta rękawem. Kobieta dotyka palcami czoła Carycy i rysuje krzyż.
– Zdychaj, Caryco.1
B-Maria stała na najszczęśliwszym moście najpiękniejszego miasta pod słońcem, a to przecież niejedyny szczęśliwy most w Mieście Dzieci.
Radość malowała się na twarzach mijanych ludzi, duma człowieka z czynu człowieka i podziw dla myśli ludzkiej. Szkliła się trawa na moście, bujały słoneczniki splątane łodygami i dzwoniły po szynach wagony jeden za drugim, a z okien śnieżnobiałego tramwaju, do którego wskoczyła B-Maria, rozciągał się widok na rozlane jezioro.
Pędziła przez miasto połączone metrem i korzeniami drzew, zieloną metropolię, która była nie cmentarzem, lecz sadem ozdobionym domami między łąką a niebem, szczelną przyrodą, której się nikt nie przyglądał.
Dom bezpieczny, dom spokojny ukołysany był piosenką dla najmłodszych. Mieszkały tu rodziny trwale rozświetlone bogactwem i młodzież oddana zabawie. Wypełnione ludźmi bulwary tętniły radością, życie niosło się po Mieście Dzieci, a było to życie pełne cudów. Noce wypełniały się wspólnym śnieniem o dobrym świecie dobrych ludzi, którzy nie dodawali do świętego czasu dzieciństwa ani jednej złej chwili.
Miasto Dzieci nie było zwykłym miastem, lecz przestrzenią bez trosk, wolnym rośnięciem natury i ludzi, było stolicą Imperium Dzieci – dumą i wzorem do naśladowania dla innych miast.
Szczęśliwe chwile płynęły niezauważalnie, czas odczuwało się dzięki patrzeniu w kalendarz i odsłuchiwaniu komunikatu, co sześć równych godzin, doba w dobę.
Teraz tramwaj umilkł i umilkły piosenki na wietrze, niewielkie ekrany umieszczone na wiatach i ścianach domów zajaśniały słowo-obrazem.
– Nigdy dość przypominania, kim jesteśmy i kim bylibyśmy, gdyby nie Imperium – rozpoczął się przekaz. Najpierw cenne chwile na wskrzeszenie zastygłych wspomnień, potem historia powstania Imperium.
– Gdzież podziały się czasy żałoby? Minęły bezpowrotnie! Nie wrócą, nie zagarną młodości! Nie obrócą w perzynę marzeń! Zostały w pamięci ogarniętej wstydem za tych, którzy spojrzeli za siebie i odczuli winę. Ostatecznie pokona nas nie przyroda, nie szkodliwe nawyki, ale zawodna pamięć! – zapulsował ekran.
Głos niósł się we wszystkich językach i twardniała myśl o minionym niebezpieczeństwie wiszącym nad ludźmi.
– Jak żyło się, zanim powstało Imperium Dzieci? – zagrzmiały słowa, a paski grozy biły po oczach. – Brakowało radości, zawiły i ohydny świat wołał z przeszłości. Uczciwość stopiła się z występkiem, życzliwość z zazdrością. Domy, szkoły i miejsca pracy produkowały istoty samotne, żyjące w strachu przed przegraną w wyścigu o przeżycie. Dzieciom wypełniano czas od rana do nocy, by jako dorośli zarabiali pieniądze, za które nie mogli się najeść do syta. Ich wrażliwość spotykała się z okrutnym śmiechem. Dzieci stawały się placem boju i przedmiotami przekładanymi z kąta w kąt, zawracały głowę, gdy trzeba było iść za ciosem, miały być cicho i nie przeszkadzać dorosłym w zagłuszaniu ich pragnień. Osamotnieni opiekunowie uczyli niczyje dzieci sztuki przetrwania. Mówili: „nie czuj”, „nie kochaj” i „nie bądź naiwne”. Wytrząsali miłość do przyrody i radość z drobnych spraw. Niemowlęta, maluchy, nastolatki trzymane były godzinami bez słońca i świeżego powietrza. Dzieci-zabawki, dzieci-niewolnicy, dzieci-marionetki...
Szybko zmieniały się obrazy popychane słowami.
– Ludzie karmieni okrucieństwem, opowieściami o powszechnym terrorze i rzeziach, obojętnieli. Świat się wykolejał i musiał wymyślić się na nowo, jeśli chciał przetrwać. Tliła się nadzieja, że ratunek nadejdzie od tych ładnych i wykształconych, ale oni zajęci byli swoimi sprawami. Wtedy pojawiła się A-Caryca.
Ekran rozjaśnił się aureolą, z niej wyłoniła się kobieca postać w płaszczu i sznurowanych butach, włosy zaczesała do tyłu i związała na karku, ciemne oczy, brwi i usta znaczyły punktami gładką twarz.
– Zacznijmy od początku – powiedziała.
Mówiła prostymi słowami. Mówiła to, o czym myśleli inni. Jej idea była przepełnionym nadzieją głosem pokonanych, zwracała się przeciw egoizmowi i niesprawiedliwości. Ludzie w tramwaju chłonęli głos jakby pierwszy raz. Nieprzesłodzone dźwięki niosły się między głowami i układały wspólnotę tramwaju w zgrabny kopczyk.
– W marszu o przetrwanie patrzymy na najsilniejszych, wzrokiem omijamy słabych. Walczymy z tym, czego zmienić się nie da, z nawykami dziecięctwa zmienionymi w charakter. Jeśli dzieciństwo naznacza nas na całe życie, to szczęśliwe dzieciństwo czyni z nas szczęśliwych dorosłych. Dziecko jest najważniejsze. Jeśli ludzie oduczą się je kochać, jedyne, co im pozostanie, to pragnienie przetrwania, bezduszne i za wszelką cenę, kosztem tych, którzy nie mówią, nie dlatego, że nie cierpią, ale dlatego, że nie zostają wysłuchani. Chcesz szczęścia dla siebie, nie krzywdź słabszego, a im ktoś jest słabszy, tym usilniej nie rób mu krzywdy.
Ekrany zmieniły nastrój, rozjaśniły się fonty liter. Słowa krzepiły jak cukier.
– Wtedy ruszył marsz. Marsz dzieci. Wielki marsz dzieci – powiedziała lektorka. – Na jego czele górował schorowany maluch w rękach A-Carycy, a ona zwróciła się do dzieci dużych i małych, aby wyszły z domów, ze szkół i z podwórek, i przemówiły. Tak jak potrafią.
Łamał się obraz, puchł przekaz wzbogacony archiwaliami i treściwym napisem. Za każdym razem inny, atrakcyjny i interaktywny, wiernie oddawał historię Imperium.
Dzieci niosły balony i śpiewały piosenki, wykradały ze sklepów słodycze, deptały trawniki i rzucały kamieniami, ogarnięte pragnieniem niszczenia tego, co nie daje się określić, bo żywe i ładne, nienaruszalne i wyobrażone. Kilkuletnie dzieci szły pod rękę ze starszym rodzeństwem, dzieci miast i wsi, te wychuchane i te zarobione, ulice wypełniały się zabawą, śpiewem, grabieżą i krzykiem.
Pragnienie zemsty kazało im wołać: „Nie powstrzymacie nas!”, „Nie kupicie nas!”, w leniwym, odurzającym tempie destrukcja i gniew zalały drogi. Pęczniał marsz dzieci gotowych iść po swoje w oszałamiającej masie. Kilkuletnie włamywały się do sklepów, kilkunastoletnie rzucały puszkami z farbą. Było ich coraz więcej i więcej, potrzeba wyrównania rachunków z dorosłymi stała się upragnionym przymusem. Te, które zostały w domach, odmówiły pełnienia funkcji dziecięcych, to się stawało trudne do wytrzymania.
„Pamięć to coś więcej niż pomniki i rocznice, pamięć to ciało, które boli, i sny, które zmieniają się w koszmar” – pomyślała B-Maria. „Pamięć to pieszczota porozrywanej skóry, poklejonej byle jak. Pamięć to szczypcami rozerwane mięso wypełnione ropą i bólem, blizny niedające się ukryć”. Na ekranie dzieci odmawiały litanię skarg, a gdy zaczęły, nie umiały przestać. Nie było jak zamknąć im ust ani powstrzymać drżenia ramion.
I znowu pojawiła się A-Caryca. Chwyciła wspólne marzenia, a w jej dłoniach zasnęła straszna pamięć.
– Niech dzieci będą z wami! – powiedziała.
– Dzieci będą z wami! – obietnica niosła się z ekranu do ekranu.
– Nadchodzi Imperium Dzieci – dodała A-Caryca.
Imperium Dzieci nadeszło nieznoszącym sprzeciwu krokiem i A-Caryca zniknęła w tłumie młodych ciał. Dla siebie nie chciała nic. Koło dzieci stanęli zwykli ludzie, tacy, którzy mieli dość kłamstw i niesprawiedliwości. Ludzie skrzywdzeni, rozumiejący potrzebę odnalezienia wspólnoty przebaczenia i budowania nowego porządku.
Lektorka ugniatała myśli wspomnieniami. Mit założycielski Imperium musiał wypowiedzieć się do końca.
– Dziecko, każde dziecko było najważniejsze. Uprzywilejowanie jego potrzeb na nowo określiło hierarchię społeczną, przewartościowało wieczny porządek na taki, który doprowadził do powszechnego dobrobytu i sprawiedliwości.
„To prawda” – pomyślała wzruszona B-Maria. Przypomniała sobie niezliczoną liczbę pouczających filmów, które nigdy się nie nudziły, a każdy oświetlał inny fragment wspólnej historii Imperium. I teraz opowieść zmierzała do szczęśliwego zakończenia.
– Pionierka Idei Ocalonego Dziecka zbudowała Imperium nie wokół waluty, religii lub żądzy podbojów, ale wokół istoty człowieczeństwa, pragnienia posiadania i troski o potomstwo – szumiał ekran. – Mała historia zastąpiła wielką historię, szczęśliwa teraźniejszość unieważniła przeszłość wojen i przemocy. Od teraz będziemy dobrzy, powtarzaliśmy z nadzieją.
Słowa spadały kroplami, a sens lał się niczym wezbrana rzeka.
– Dzieci potrzebowały miłości i troski ‒ siła prostych słów torowała drogę do imperialnych serc. ‒ A-Caryca w swoim geniuszu postawiła na opiekunów, to w nich dostrzegła kluczową rolę w realizacji szlachetnych postulatów. Wspierano tych, którzy byli gwarantami przestrzegania zasad Imperium. Odrzucano wichrzycieli.
Drżał ledowy numer wagonu, za szybą wisiały chmury – ozdoba nieba. B-Maria wpatrywała się w baby ring, to tu odbywała się rozmowa o Imperium, w ciągle nowy, zaskakujący sposób. Czy to geniusz A-Carycy, czy siła obrazów poszukujących oczu sprawiały, że ani na chwilę nie chciało się odrywać wzroku od baby ringu.
– Nieprawość ludzka zniknęła w uzdrawiającym pocie ‒ odetchnęła lektorka. ‒ A-Caryca dała się poznać jako wytrawna znawczyni ludzkich słabości, prestidigitatorka w cudowny sposób unicestwiająca bolączki życia, cierpliwa działaczka ośmieszająca przeciwników idei. Imperium swoim zasięgiem ogarnęło całą ziemię, stając się wyznacznikiem powszechnego dostatku i spokoju. W chwili przyjęcia Idei Ocalonego Dziecka dla wszystkich zaczynał się dobry czas. A-Caryca stworzyła raj, w zamian poprosiła o niekrzywdzenie słabszych i nieustanne dążenie do doskonałości. Czy to cena zbyt wygórowana?
Dramatyczne pytanie zakończyło film na baby ringu i znowu zadźwięczały suwy tramwajowe.
B-Maria dotknęła nadgarstka, bo to, co niewypowiedziane, znajdowało się przy mankiecie jej koszuli – skromny dowód przywiązania do idei Imperium Dzieci, estetyczny i praktyczny baby ring. Nie było to jedynie urządzenie zacieśniające więź z mocarstwem, ale element czterostopniowej struktury społecznej, do której wszyscy należeli. Taki warunek powszechnego szczęścia postawiła A-Caryca – zgodne dostosowanie się do śmiałego wyzwania, ponieważ tylko wspólny trud dawał szansę wyjścia z tradycji obłędu i bezprawia.
Baby ring B-Marii mienił się na zielono, takich w tramwaju było najwięcej. Jako dorosła osoba ze statusem B żyła przyjemnie i bezpiecznie, mogła starać się o zgodę na rodzicielstwo i zmianę statusu na wyższy. Mogła, lecz nie musiała. Gdyby pozostała B, żyłaby życiem szczodrym. Jeśliby zechciała zostać A-rodzicem, przeszłaby – przy życzliwym wsparciu Imperium – wieloetapowe szkolenie i egzaminy. Bycie rodzicem weryfikowano sprawdzianem kompetencji. Każdemu przysługiwały trzy próby. Gdyby wynik testu był pozytywny, B-Maria otrzymałaby status A, pozwolenie na dziecko i złoty, błyszczący baby ring na rękę. „Niech dziecko będzie z tobą!”
Gdyby próby trzykrotnie się nie powiodły, B-Maria uzyskałaby status Q, neonowopomarańczowy baby ring i dożywotni zakaz posiadania dziecka. Należący do Q zachowywali pełnię praw obywatelskich oraz ograniczoną wolność wyboru pracy i mieszkania. B-Maria spojrzała w kąt tramwaju, stał tam jeden z nich, z tikami nerwowymi, strach było patrzeć na człowieka. Wróciła do myśli, które porządkowały imperialną rzeczywistość.
Z niechęcią przypomniała sobie, że w Imperium istniała jeszcze grupa X. Należały do niej osoby, które skrzywdziły najmłodszych. W Imperium nie było więzień, ale X stawał się wygnańcem przepędzanym z miejsca na miejsce. Śmierć wieczna stawała się ostatecznym potępieniem za wykroczenie przeciwko porządkowi, a znakiem rozpoznawczym tułaczy był metaliczny baby ring.
Dzieci do pełnoletniości pozostawały pod ochroną, miały złote baby ringi i status A. Po ostatnich dziecięcych urodzinach – już jako dorośli – otrzymywali od A-Carycy zielony baby ring, status B i moc prezentów na nową drogę życia: słoneczne mieszkanie oraz właściwe proporcje pracy i wypoczynku. Odtąd jako B mieli zasłużyć na złoty baby ring i prawo do dziecka. Mieli dorosnąć do siebie i stać się tym, kim A-Caryca chciałaby, żeby byli: dumnymi A-rodzicami lub szanowanymi przez Imperium B-obywatelami.
Przestrzeganie norm było nagradzane. Dobro przekładało się na dobrobyt, mieszkańcy Miasta trzymali się pewnie, jakby coś wyjątkowego unosiło ich cielesną powłokę ponad ziemią. Odstąpienie od normy stygmatyzowało. Drogi ludzi ze statusami się przecinały, nikt nie wadził sobie nawzajem, tylko istoty z grupy X przebywały poza Imperium.
Najwyższe, niedające się znieść poczucie harmonii i szczęścia wypchnęło B-Marię z tramwaju. Stanęła pod ścianą budynku, a chodniki wydały jej się przedłużeniem dziecięcych myśli.
– Niech dziecko będzie ze mną! – szepnęła tęsknie.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------DEBIUTY PROZĄ
W BIURZE LITERACKIM
JULIA FIEDORCZUK
Poranek Marii i inne opowiadania (2010)
FILIP ZAWADA
Psy pociągowe (2011)
KATARZYNA JAKUBIAK
Nieostre widzenia (2012)
BRONKA NOWICKA
Nakarmić kamień (2015)
TADEUSZ DĄBROWSKI
Bezbronna kreska (2016)
ELŻBIETA ŁAPCZYŃSKA
Bestiariusz nowohucki (2020)
MARTA SOKOŁOWSKA
Imperium Dzieci (2021)
NIEBAWEM
KRZYSZTOF CHRONOWSKI
Nieobecność (2021)