- W empik go
Improwizacje i poezje: poczet drugi - ebook
Improwizacje i poezje: poczet drugi - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 358 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedyś wieczorem, w podróży
Schroniona przed groźbą burzy,
W objęciach strzechy prostaczej,
Przy jesiennych wichrów jęku,
Z Tacytową księgą w ręku,
Tak badałam myśl badaczy:
"Dziejopis jest wieków okiem;
Sam na bezstronności szczycie,
Widzi w zburzeniu głębokiem
Dolinę zawichrzeń: życie.
Tamto najstraszliwsza burza:–
Deszcz ze krwi ziemię przesyca…
Grzech ciągle niebo zachmurza –
A szczęście – jak błyskawica!…
Więc ludzkość choćby iść chciała,
Gdy wre w koło nawałnica,
By nie paść, stoi jak skała."
Gdy szyderstwo w myśli mojej
Zaczernia dziejów osnowę;
Gdy powtarzam: "Ludzkość stoi." –
Brzmi głos: "E pur si muove!"
"Kto tu jest?…. kto odpowiada?"…
Spytałam dreszczem przejęta…
Trwoga w piersiach głos mój pęta;
Bo skazówka przeczuć blada
Daje mi znak: że głos taki
Nie mógł być głosem człowieka!
– Lecz nie długo wzrok mój czeka:
Jakieś mglisto-jasne szlaki,
Przez głąb chaty nawpół ciemną,
Cicho się snują przede mną….
A im bardziej moje oczy
Przez teleskop wyobraźni
Badają ten kształt przezroczy,
Tem w nim rozróżniam wyraźniej
Rysy jakiegoś stworzenia.
Lecz któż określić je zdoła?
To jak młodszy brat anioła,
A ciągle, ciągle się zmienia…
Choć wciąż w jednym kształtów wzorze,
To blask powiększy, to zmniejszy, –
To się przelewa w kolorze… –
A zawsze coraz piękniejszy!….
"Kto jesteś?" pytam w zachwycie;
–"Jam jest Postęp, – jam syn ruchu."
–"Więc jest postęp?"… zadziwiona
Wołam, rozpaczając skrycie….
"On żyje – a ludzkość kona?"…
"Wierzysz, rzekł, żem jest;– to wiele;
Lecz jeszcze nie wierzysz w duchu,
Bym był czynny w wieków dziele."
Za dłoń mię ujął – i z ujęciem razem
Taką skrzydlatość zbudził w stopie mojej,
Że choćbym była drzewem, nawet głazem,
Biedzbym musiała; – z postępem któż stoi?
Jakieśmy przeszli rozpaczy otchłanie,
Tęsknot wąwozy, powątpień rozdroże,
Czyż wam wypowiem? któż wymierzyć może
Kręty bieg myśli puszczonej w badanie?
Więc i ma dusza w drodze dociekania
Tak się na wielki rzut oka wysila,
Że już nadchodzi w wysileniu chwila,
Która zabija,– albo świat odsłania.
Czy niebo w wierze utwierdzić mię chciało?
Czy czas skróciło? – nie wiem, – lecz me siły
Ten wybuch woli przeżyły.
Nagle w punkt jeden streszczam przestrzeń całą,
Jakby przedemną kto rozsunął chmury,
U stóp się widzę świeżej życia góry;
Na niej, w ruinę pocięły przez lata
Stoi olbrzymi zamek dziejów świata .
– Dziwy Balbeku, piramid korona,
Są przy tym cudzie wszechświatów budowy,
Jak trawka, obok odwiecznej dąbrowy.
– Miljon tych gmachów on wziąłby w ramiona!
Czyż wam więc słowo określone powie
Z ilu tam wspomnień skamieniałych, mury?
Z ilu tam natchnień, las kolumn, skrzydlaty?
Z ilu tam uczuć, nieprzebrane kwiaty
Co pieszczą zieleń pysznej życia góry?
"Któż gości, wołam, – w tem zaczarowanym
Mieszkaniu wróżek, lub boskich rycerzy?"
Duch-postęp rzecze: "Jam jest jego panem;
"Co zbudowałem to do mnie należy."
Gdy w tej rozmowie, dłoń mą wiodąc zawsze,
Zlekka mię wznosi do wierzchołka góry,
Już płynąc w echa to słodsze, to łzawsze
W koło mnie zdali dzwonią dziwne chóry:
Wszystkie przekleństwa i błogosławieństwa,
Jęki rozpaczy, wykrzyki wesela,
Hasła hord dzikich i żale minstrela,
Wszystkie łoskoty brzmiące z ziemi całej,
W tych chórach jedną muzyką huczały!
"Słyszysz, duch rzecze, echo co tu leci?
Jestto przygrywka do pląsów stworzona,
W uroczystości brzmiącej sta stuleci
Którą wyprawiani dla mych córek grona.
Mam ja sześć córek, sześć er w dziejach świata;
Każda z nich w kolej wykonywa taniec,
Co wam trwa wieki; dla mnie w chwilę wzlata,
Bo nie zna czasu wszechczasów mieszkaniec.
To widowisko w tanecznym obrzędzie,
Trwało, wciąż trwa i trwać będzie
Od początku aż do końca
Istnienia ludzkiego rodu,
Jedną noc, bo od zachodu
Jednego wieczności słońca,
Do drugiej wieczności wschodu."
Kończył, gdy w chórów najgrzmotniejszej mocy,
Przeszliśmy złote przysionka podwoje;
Z wewnątrz, blask prawdy , strzelił w oczy moje,
Długo zamglone od badania nocy.
Blask ten z jednego tylko mknie ogniska…
Zwieszony w perły olbrzymiej krysztale,
Z arkady która rozdziela dwie sale,
Magicznem światłem w obiedwie przebłyska…
Tych sal zniszczonych bezmierne przestrzenie
Owiewa tylko błękitu sklepienie.
Ich niebotyczne ściany są z marmuru
Odmiennej barwy: ta czarna, – ta biała;
A tak ogromną jest grubość ich muru,
Że i arkada komnatą się stała.
Duch rzeki: "Tu ruchy ludzkości się mienią;
"A wyznaczoną do pląsów przestrzenią
Jest teraźniejszość , czyli ta arkada,
Która dwie sale istności rozdziela,
Przyszłość błyszczącą jak jaśmin wesela,
I przeszłość w barwie żałoby,
Zimną i cichą jak podziemne groby…
– Zważ że blask tylko od arkady pada;
On jeden łunę w dwie sale przesyła;
Przyszłość i przeszłość w pączku i w mogile,
Gdy się rozwidnią to tylko o tyle,
Ile obecność światła w nie rzuciła.
– Każda z mych córek, z er świata, koleją
Z sali przyszłości wychodzi nadzieją ,
I gdy przepląsa obecność z arkadą,
Ostatniej tańca postawy nie zmienia,
Lecz w niej ku sali przeszłości mknąc blada
Tam pozostaje pod kształtem wspomnienia. "
Gdy on przemawiał,tam kędyśmy stali
W przeszłości, w czarno-marmurowej sali,
Spostrzegłam, lśniących na hebanie głazów,
Sześć złotych odrzwi, czy sześć ram obrazów,
W czterech z tych opraw, niby cieniów cztery
Stały milczące cztery świata ery:
Pierwsza się tuli pod skórę pantery;
W ręku niezręcznie wywija maczugą,–
Włos jej się plącze… a obłędne oczy
Z błagalnym gniewem wkoło siebie toczy…
Ta drżąca ludzkość, pierwotna i dzika,"
Która w nic jeszcze z pojęciem nie wnika,
Jeńcem żywiołów a instynktu sługą.
Przykra to postać… wzrok przerzucam w drugą;
Aż krew zawrzała… tak świetna tam zmiana;
Choć to niewiasta, lecz w niej wzór rycerza;
Od stóp do czoła kruszcami oblana…
Pod łuną hełmu, za słońcem puklerza
Wzrok ironiczny ku chmurom wymierza,
Jakby rzec chciała:
"Sam piorun wyzwie ma strzała!"
Bo tu już w walce druga świata era;
Gdzie się wybiwszy z żywiołów przemocy,
Gdzie wystąpiwszy z idjotyzmu nocy
Ludzkość przybiera postać bohatera.
Już się z toporem przez lasy przedziera,
Puszcza się w fale, ujarzmia zwierzęta,
Dziwiąca męztwem, ale tak zawzięta
Że w braku wrogów walczy sama z sobą.
Drżąc przed nią, w trzeciej utkwiłam spojrzenia,
A bojaźń w zapał się zmienia:
Bo tu pod osłon śnieżystych ozdobą
Ludzkość, jak posąg klassyczny
Z powagą męża łączy wdzięk kobiety;
Ma dłoń rzeźbiarza – ma piersi słowika –
Oko malarza – albo budownika –
Uśmiech sofisty, a czoło poety!
To kształt plastyczny
Ery estetycznej,
Co czci przyrodę, wzór piękna z niej bierze,
Lecz nie drży przed nią tak jak w pierwszej erze;
Włada żywiołom, śpiewa bohatera,
Lecz nie tak dziko jako druga era;
Więc ich uroki równoważąc swemi
Ona syntezą dwóch pierwszych er ziemi.
Widząc to cudo, zawołam: "O duchu!
"Czyż po tej erze inne pójdą dalej?
Tu kres być musi w postępowym ruchu –
Bo doskonałość czyż się doskonali?"
Lecz duch rzekł." Ludzkość jest ciałem i duszą;
Doskonałości oboje dojść muszą.
Duch, czysty rozum, postęp niewidzialny,
Uśpione dotąd zbudzą się dopiero;
Drugi dział dziejów ma, potrójną erą
Zwalczyć nie żywioł lecz piekielne siły;
I tak powinien swój kształt idealny
Wydoskonalić wśród duchowej sfery,
Jak trzy pierwsze ery
Sferę zmysłową wydoskonaliły."
Na tę przemowę, patrzę w czwarte ramy:
Aż mi łza spadła.., bo któżby mógł zostać
Zimnym, spostrzegłszy tę klęczącą postać
W której się odbił cień Madonny samej?
To średniowieczna, czwarta ziemi era,
Co drugi pochód postępu otwiera.
Ona odziana swych własnych łez chmurą…
A w jej pokorze leży święta trwoga –
Jak ludzkość dzika drżała przed naturą,
Tak ludzkość w wierze drży przed sądem Boga,
Biegnie za wiarą, swą gwiazdą przewodnią,
Lecz gdzie, nie pyta, – bo ciekawość zbrodnią.
Czy prawda błyszczy tą tylko pochodnią
Ona nie bada, – bo zwątpienie zbrodnią.
Nie patrząc czyli z zarówną potrzebą
Rozróżnych cierniów wymaga krzyż wiary,
By nie ominąć tej której chce niebo,
Bezwzględnie wszystkie przyjmuje ofiary…
Zbawczym postrachem swe czoło ocienia…
Lecz ma trzy serca z których blask uderza:
Serce dziewicy, mnicha i rycerza;
A z nich trzech bije pożar poświęcenia!
Pierwsza er trójca co mnie zachwycała,
Teraz jak martwa przy tej erze wiary,
Bo tam kształt ducha, tu duch kształtu pała.
Jednak tak smętnie tleją serc pożary,
Że zwracam oko: lecz piąte i szóste
Ramy, jeszcze puste.
"Cóż to się znaczy?" – zapytam w podziwie;
Duch rzecze: "Dzieje wszak nie są skończone;–
Spojrz: – bo kto odwiał przeszłości zasłonę,
Niech wzrokiem śmiałym w obecność poziera.
Oto jest piąta, teraźniejsza era,
Ta w której żyjesz; ona w tańca szale."
To mówiąc, dłonią wskazał na arkadę,
Ku której wiódł mię przez wspomnienia salę.
– Pod ogniem perły, pod marmuru bramą,
Widzę nie taką jak jej siostry blade,
Lecz ludzkość żywą – w niej i siebie samą.
Jak człowiek zrzucił zmysłowe ciężary
Walcząc z przyrodą w erze bohatera,
Tak zrzucająca jarzmo ślepej wiary,
W rycerstwie myśli staje mędrców era.
Zwątpienie, miecz jej;–czczość serca, jej rana
A obojętność jej strasznym puklerzem;–
Lecz wiara z wiedzą, wiara niezachwiana,
Niekiedy jest jej pancerzem.
Częstokroć w tańcu ten pancerz odpina,
Z śmiechem szyderstwa ciska go ku ziemi…
Lecz wtedy zadrży pod wichry mroźnemi,
Któremi wieje Józafat – dolina.
Długo łuk badań naciąga, lecz strzała
Niebem odbiła, w nicość się zbłąkała…
Lecz gdy rycerka znów pancerz przypina,
Wtenczas się pląs jej cudotwórczym staje.
Bo kiedy tylko stopą dotknie ziemi,
Wnet w niej otwiera przepaściste kraje
Gdzie filozofja lśni skarby bożemi!
Wciążbym patrzyła w erę Manfredową
Gdyby nie postęp, co wyrzekł to słowo:
"I szósta era błyśnie ci choć blada..
Bo widzi przyszłość kto obecność zbada…"
Zlekka, wprowadził mię w sam głąb arkady,
Aleśmy znów się tak szybko cofnęli,
Żem ledwie mogła wśród proroczej sali,
Spojrzeć na ściany marmurowej bieli,
Co lśniąc migały jakby wodospady….
– Tam sześć konch pustych bujało w oddali;
W każdej z nich zda się była er kołyska.
Lecz zapomniałam wszystkich cudów świata,
Gdym zobaczyła że w światłach, skrzydlata
Mknie ku nam postać, arkady już bliska..:.
– O szczęście przeczuć! już więc niedaleka
Ta która z bożem królestwem nas czeka!….
A któż określi jej rajskie ponęty?
W niej ludzkość cała jest jak jeden święty!….
Jak w erze trzeciej, wśród arcydzieł tłumu,
Świat, piękność sztuki harmonizowała,
Tak w szóstej, piękność ducha doskonała
Będzie syntezą wiary i rozumu!
Gdy upojona tonęłam w nadziejach,
Duch mię zapytał: "Jestże postęp w dziejach?"
"Czy jest? – o nieba! któż zaprzeczyć zdoła?
Coraz piękniejszą każda z cór twych koła!"
Jakby łódź zwinęła żagle,
Jakby noc zapadła nagle,
Tak znikła widzeń potęga….
– Jam w chacie przy wichrów jęku; –
I taż księga
Wciąż w mem ręku;
Tylko po burzy zwątpienia
Tęcza mój duch rozpromienia.
5 Grudnia 1853 r.PRAWDA.
Prawdo! źródle – któż zuchwale
Skroń pochyli nad twe fale?
Przy spokojnym twym krysztale
Zda się mętnym zdrój oazy,
Łza mniej przejrzystą niż głazy,
Nawet anioł nie bez skazy!
Ten przed którym drżą anieli,
Jeden, przejrzeć się ośmieli
W źwierciadlanej twej topieli;
Bo on jeden się nie boi,
Choć wierność przezroczy twojej
Takim go, jakim jest, zdwoi.
Proste jak promień twe drogi,
Bo kręte tylko dla trwogi;
Ciebie jakież strwożą wrogi?
Fałsz podniósł czoło olbrzyma; –
Lecz próżno przecząc, się zżyma, –
Wszak fałsz jest tem czego nie ma.
Choć stłoczona lat ciężarem,
Wiecznej wiosny pałasz żarem;
Nieśmiertelność twym zegarem!
Wszystkie wieki, wszystkie światy
Owinęłaś w serc szkarłaty.
Liczby jak tajemne kwiaty
Różnokształtnie skroń ci stroją;
Czas orężem, światłość zbroją,
A sumienie lutnią twoją!
Oparty pielgrzymią trzciną
Człowiek idzie łez doliną,
Pod zwątpienia chmurą siną.
Gdy cię nie widzi, o złota!
Szaleje, przekleństwa miota,
Wyłamuje wszystkie wrota;
W groźną warownię natury,
W dedal serca, w wiedzę, której
Kluczów, strzeże sfinx ponury;
W łuk tryumfu gdzie lśni sztuka,
Nawet w próg wieczności puka,
0 prawdo! on ciebie szuka!
Nieraz już na podróżnika.
Niezwrotny grób się zamyka;
A nie znał twego promyka!
Lecz kto w przeczuć własnych żarze,
Długim wiekom brzask twój wskaże,
Takiemu wznoszą ołtarze!
1 Stycznia 1800 r.PIĘKNO.
Gracjan miał z Edmundem w szkole
Jedno serce, jedną wolę.
Czas rozdzielił te młodziany;
Z szkół, każdy wbiegł w inną burzę:
Gracjan w wir uciech porwany,
Edmund się puścił w podróże.
Gdy już powraca z za morza,
Jeszcze nim stanie w Warszawie,
Po drodze zboczył ciekawie
W gród gdzie żyła Wanda hoża.
A choć widział cudów tyle,
Tam uczuł urok nieznany,
Uczuł go w tę rzewną chwilę
Gdy w marzeniu zszedł Bielany.
Ta samotność pustelnicza
Jego zmienną duszę dziwi….
A z Kamedułów oblicza
Choć milczą, czyta: Szczęśliwi!
Zdumiony szczęściem nie z ziemi,
By nie osądzić z pozoru,
Badawczo rozmawia z niemi,
I zwiedza wnętrze klasztoru.
Lecz niepokój go przenika,
Bo mu, rzewna a nieśmiała,
Twarz jednego zakonnika
Inną, znaną przypomniała….
Patrzy w wahaniu głębokiem,
Lecz kiedy się niespodzianie
Spotkał z zakonnika wzrokiem….
"Ach Edmundzie!"….– "Ach Gracjanie!"….
Rzucili się w swe ramiona,
O! po trzech latach rozdziału,
Łza serdecznego zapału
Męzkiej duszy niewzbroniona.
– Jednak Edmunda wołanie
Brzmi z goryczą: "O Gracjanie!
Gdym cię żegnał wśród biesiady,
Świat różowo kwitnął tobie;
Teraz poważny i blady,
Kwiat zycia mrozisz w tym grobie?"…..
"W tym grobie?" Gracjan powtórzy,
I wwiódł go do celi białej,
Gdzie lśnią przez okna kryształy,
Czyste niebo i krzak róży.
"Toż to grób?" rzekł Gracjan – "w celi
Błogo jak w lilji kielichu;
Ogród, księgi, suknia w bieli:
Trzebaż mi więcej przepychu?"
"Tak – rzekł Edmund – z niebios tchnienie,
Swoboda tu niezrównana,
Lecz zkąd w tobie taka zmiana?
Jeszcze gdyśmy się żegnali,
Jak ja, lubiłeś szalenie
Filozoficzne rozprawy,
Urok sztuki i brzęk stali."
– "Niepojęte boskie drogi,"
Rzekł Gracjan, – "pójdźmy do cienia,
W ogród do darniowej ławy;
A opowiem ci przestrogi
Jakiemi Bóg serca zmienia:
Kiedyś odjeżdżał, byłem upojony
Bezdennem pięknem dzieł Boga i ludzi;
Lecz jakiż sobie wziąść kwiat z tej korony?
Jakiż stan obrać, gdy każden chęć budzi?
Myśl wsród tych dumań szła w sferę tajemną,
I świat piękności rozwarł się przedemną.
Widzę się nagle w czarownej dolinie;
W środku lśni pomnik; – w koło przestrzeń ziemi
Pod oceanem ziół i kwiatów ginie…
A jeśli czasem błyśnie między niemi,
To skrą klejnotów, lub srebrnemi żyły;
W koło się wznoszą złotych piasków góry,
Gdzie w niebotycznych lasach się ukryły
Hufce kolibrów i słowików chóry:
Wsród skał rozstępu, w szafirach się mieni
Łuną fosforu pałające morze…
W niebie, o dziwy! łączą grę płomieni
Gwiazdy, wschód słońca i północne zorze!
Jakby do matki, ramiona dziecięce,
Wzniosłem, wołając: "O piękności szczycie!
Matko – naturo! już od dzisiaj, życie
Twym przyrodzonym naukom poświęcę! "
Jeszczem nie skończył, gdy się z gór zerwały
Białe świątynie o złotych przysionkach,
I ciemne wieże w kamiennych koronkach.
Przecudne farby pieściły ich ściany;
A na pochyłych ścieżkach każdej skały,
Jak tłum podróżnych nagle zatrzymany,
Tysiąc posągów z spiżu i z marmuru,
W różnych postawach do mnie się zwracało;
Z świątyń niósł wietrzyk symfonję wspaniałą,
I wieszcze rymy ogromnego chóru.
Ach sztuki!" wołam: "czem przy was przyroda?
Nazwanie pięknych nie próżno nosicie,
W was szczyt piękności! wam mój hołd i życie!"…
Ledwiem wymówił, gdy kamień pomnika
Co stał w dolinie, z cicha się odmyka,
I postać z głębi występuje młoda.
Gdym ujrzał wzrok ten co aniołów nęci,
Zasłonę z pereł, co wkoło twarz pieści,
Uśmiech co wzrusza rubinowe usta,
Jej wizerunek stanął mi w pamięci:
To ona – żona Zygmunta Augusta:
Barbara! wzór ten urody niewieściej!
A w nią się patrząc, jawnie przekonałem,
Że kto przez piękną kobietę natchniony,
W naturę, w sztukę wgłębi się z zapałem,
Wszystkie piękności zdobędzie już trony!"
"Jeszcze daleko jednak do habitu"….
Z lekkiem szyderstwem Edmund mu przerywa.
"Nie tu, rzekł Gracjan,– kres opowiadania:
Ach! ledwiem jedno spojrzenie zachwytu
Utkwił w Barbarze, ona się już słania….
I do pomnika znów chyli…. nieżywa!
Patrzę do głębi, – w grobie blada leży, –
Zgasł w oczach ogień… w licach rozkwit świeży…
Wprawdzie jej rysy też same zostały, –
Lecz obojętne mi już, jak skroń skały."
"Była więc rzekłem – przez siłę wyrazu
A nie przez kształty tak w piękność bogatą;
Bo ją straciła z wyrazu utratą.
Tak, najstaranniej wykuty kształt głazu,
Jeśli uczucie snycerza, tajemnie
W nim nie zamieszka, bez piękna zostanie.
Świat cały dla mnie byłby martwym światem,
Gdyby na niego, czucie piękna we mnie
Nie oddziałało. Piękne czucia zatem
Od pięknych kształtów wyższemi być muszą,
Bo są ich duszą."
Ledwiem to wyrzekł, góry i świątynie
Z hukiem się wstrząsły i znikły w ruinie….
Bom się już zaparł samowładztwa bryły
Ziemskiej, widzialnej, co zmysły ceniły,
Od chwil gdym uznał siłę wyższą od niej.
– Trudność przedmiotu teraz mię nakłania
Przez same z tobą mówić porównania,
Bo niewidzialnie, już w drugą, wspaniałą
Sferę piękności wzbiłem się swobodniej….
Nic nie widziałem i nic nie słyszałem; –
Lecz co tu dźwiękiem, kolorem, balsamem,
Tam było samem
Czuciem – przeczuciem – zapałem!
Z wiedzy o sobie to tylko zostało,
Żem wiedział jeszcze iż serce mi biło,
Okute uczuć wszystkiemi ogniwy;
Ach biło…. a z jakąż silą!….
Czułem co czuje władca sprawiedliwy;
A to uczucie lśniło jak pochodnia;
Gdyby pochodnia znała się z rozkoszą
Zlewania świateł na czoło przechodnia,
Którego dłonie ją wznoszą.
Czułem co czuje serce zachwycone,
Gdy stanie mężnie na drogich obronę;
To czucie mógłbym równać do puklerza,
Gdyby czuł puklerz że broni rycerza.
Czułem co czują rodzice i dzieci;
To się uczucie tak wzajem zachwyca,
Jak z przyciąganiem księżyc morzom świeci,
A jak się morza wznoszą do księżyca.
Jam i przyjaźni wytrwałej
Czuł wierne odźwierciadlanie.
Ach czułem także co w szczęsne spotkanie
Czują dwa serca które się szukały.
Wpośród tych uczuć, jakby ich ognisko,
Oczyma serca ujrzałem tę, której
Pieśń Nibelungów uwiecznia nazwisko:
Cudną Krymhildę, – wzór wylanej córy, –
Wzór małżonki poświęconej, –
Wzór matki czujnej i władczyni tkliwej.
Nad nią uczucia , skrzącemi ogniwy
Jak brylant w ogniu splotły kształt korony;
Swiatłość brylantu jest wrząca a biała, –
I ta niewinna, choć wszystko kochała!
"Jakże zawołam z zachwytem,
Teraz mi zimną przyroda i sztuka!
Uczucie, piękności szczytem,
Bo nakazuje nam czyny.
Niech więc ma wola wsród bliźnich, rodziny,
Celów miłości wszędzie odtąd szuka."
–"Ha! otośmy jeszcze dalej
Od klasztoru odbieżali…"
Zawołał Edmund, – lecz brzmi głos kapłana:
"Gdym przed Krymhildą, w czuciach doskonałą
Tak się zaprzysiągł, – jakaż straszna zmiana!…
Serce Krymhildy z brylantu – zczerniało.
Teraz, tak niegdyś słodka, kochająca,
Gdy jej Zygfryda zdradliwie zabito,
W sercu, jaszczurkę pielęgnuje skrytą….
Wybuchła gniewem: monarchje zamąca….
Tłum żywcem pali…. sama ścina głowy!
Nieraz ją temi określano słowy:
Wprzód Penelopą, poszła w ślad Medei.
Cóż sprowadziło tak okropną zmianę?
Zemsta: – wszak także uczucie?
Uczucie, – lecz zfałszowane.
Nie dość na czynów chwalebnych wysnucie
Iść pędem uczuć; – na jasnej idei
Wesprzeć je trzeba. – Więc piękne pojęcia
Od pięknych uczuć wyższemi być muszą,
Bo są ich duszą.
Ledwiem wymówił, sfera uczuć znikła
Jak sztandar w błysku zwinięcia….
Bo samowładza serca ustąpiła
Od chwil gdym uznał że jest nad nią siła.
– W trzeciej mi strefie drga światłość niezwykła,
Logiki światłość, – serca nie paląca,
Bom czuć już nie mógł chłodu ni gorąca.
Wszystkie me władze rozum splatał ściśle;
Wtedy, na dowód swej istności, dusza
Te tylko miała słowa Kartezjusza:
"Jestem – bo myślę."
Ale się nawet blask uczuć, określi
Łatwiej niż pełnia i głębokość myśli….
Tam psychologja, niby dama biała
Komnaty duszy stopą przemierzała.
A matematyki, śmiało
Jak hierofanty z powagą na czole,
Szły w nieskończoną rachub parabolę.
Filozoficznych tysiąc systematów
W dziejowej karcie leżało,
Jak szkice niedoszłych światów.
W tym tłumie zjawisk, umysłu oczyma
Widzę Dydymę…..
"Jakaż to Dydyma?"
Zapytał Edmund.
Gracjan rzekł: "Mędrczyni
Co w siedemnastem stuleciu słynęła;
W swej myśli, jakby w egipskiej świątyni,
Pogan i chrześcjan najzawilsze dzieła
Wpisała w księgę olbrzymiej pamięci;
Lecz przeznaczyła tych dociekań żary
Na samo tylko rozniecanie wiary.
– Widząc jak u niej rozum wdziękiem nęci,
Łącząc moc męzką z słodyczą niewieścią,
Zawołam przejęty częścią:
"Wiedza w eterze, jednym rzutem oka
Słabości ludzkie przenika z wysoka;
Już z wiecznym mierzy się bytem.
Czemże więc czucia doczesne są dla niej'?
Pokornym dworem.–Tyś ich cudna pani,
Tyś myśli, piękności szczytem!"…
Kończę, – już ona…. nieba! cóż to znaczy?
Silna Dydyma, smutna i zmięszana….
Rozumowanie im głębiej sięgało,
Tem więcej czuła jak rozumie mało;
A chce znać wszystko, – rozjątrza się rana….
Już się rzuciła w rozpaczy
W księgi Agryppy i Nostradamusa:
W świetle kagańców, w wieży, w noc ponurą,
Strasznem zaklęciem wyzwała szatana.
Wstrząsło się piekło: "Zaprzyj się Chrystusa!'
Zaparła się, – chwyta pióro:
Za mądrość ziemską wieczność zaprzedała!….
– Na taki widok duch mój zgrozą pała….
"Nie dość więc wołam – owładnąć badanie!
Fałsz wkoło niego otworzy otchłanie;
Jeśli ciekawość wglądając bez miary,
Odbiegnie ducha prostoty i wiary.
Piękności ducha wyższe więc być muszą
Od pięknych myśli, kiedy są ich duszą."
Ledwiem to wyrzekł, wiedza się zaćmiła….
Bom samowładztwo odrzucił rozumu,
Od chwil gdym uznał że jest nad nim siła.
– Natomiast, w słońcach, wsród takiego szumu
Jak gdy Duch w ogniu spadł na Apostołów, wsród aromatu z kadzielnic aniołów,
U stóp wieczności, w hymnach się otwiera
Pyszna, ostatnia, czwarta to pięknie sfera,
W której trzy pierwsze zlały się, stopiwszy.
– Lecz pocóż mówić? dźwięk, kolor najżywszy,
Oddadząż świat ten bezdenny, przezroczy?
Czego słuch nie znał, nie widziały oczy?
Tam inne zmysły, – źrenice proroka;
Tam inne czucia, – miłość serafina;
Tam inna wiedza , – mądrość cherubina;
Tam inna siła, – pokora głęboka.
Widzę, w powietrzu zwieszoną w zachwycie
Postać w habicie;
Z cierniem spleciony nieśmiertelnik wianka,
Oblicze pała…. to cudna Hiszpanka!
Z ust jej się toczy huragan wymowy….
Tereso!…. święta!…. o wzorze duchowy!….
– Istność ma odtąd dźwięczy temi słowy:
"Wprawdzie i święty, nim stanie przy kresie,
Co chwila może spaść aż do otchłani….
Lecz tylko świętość znowu go podniesie;
Czytam: Omegę, doskonałość na niej.
Duchu cierpienia!
Czystości sumienia!
Ty jesteś piękności szczytem! "..
Zamilkł; – już Edmund Gracjana nie pyta,
Czemu się odział habitem?
Bojaźń przeczucia duch mu wstrząsła skrycie….
Jednak się jeszcze puszcza w grzmiące życie,
By wyprobować siłami własnemi
Gdzie piękność w pełni rozwita?
– Gracjan się cicho przesuwa po ziemi,
Bo jeszcze w świeży kwiat siły młodzieńczej
Pustelnię wieńczy.
– I Edmund wprawdzie, po dwudziestu latach
Przyszedł zamieszkać Bielany;
Lecz jakże inny! zraniony, znękany….
Z żałością do ludzi srogą.
Przyszedł odpocząć, lecz na zwiędłych kwiatach!
Oba gonili cel tejż samej treści;
Ten wiary, tamten doświadczenia drogą;
Ten szedł w spokoju, – a tamten w boleści.