Improwizuj - ebook
Improwizuj - ebook
Kobiety często uważają, że nie są wystarczająco dobre ani dość mądre, by wyjść poza swoją strefę komfortu. Wmawiają sobie, że nie są gotowe, by robić to, o czym marzą. Czekają, aż będą perfekcyjnie przygotowane, i wciąż się wahają – często paraliżuje je strach. Czas z tym skończyć!
IMPROWIZUJ! – spróbuj, zanim poczujesz się gotowa
IMPROWIZUJ! – mów „tak”, a potem się zastanawiaj
IMPROWIZUJ! – poczuj się komfortowo ze swoim dyskomfortem
IMPROWIZUJ! – uwierz w siebie na tyle, by dać szansę swoim marzeniom
IMPROWIZUJ! – i przejmij kontrolę nad swoim życiem
Improwizuj!, rewolucyjny manifest innowatorki i buntowniczki Emmy Isaacs, to wezwanie skierowane do wszystkich kobiet, by robiły to, co je przeraża, nie bały się potknięć, otrząsały się z niepowodzeń i próbowały po raz kolejny.
Emma pokazuje, co jest naprawdę ważne: koncentrowanie się na osiąganiu swoich celów i spełnianie marzeń. Jeśli czujesz, że w życiu czeka na ciebie coś więcej, i pragniesz żyć pełniej każdego dnia, jeśli chcesz się dowiedzieć, jak założyć i rozwijać firmę albo maksymalnie wykorzystać swój potencjał…
TEN PRZEWODNIK ZAPROWADZI CIĘ TAM, GDZIE CHCESZ BYĆ
Przestańmy ukrywać się za bezpiecznymi wyborami i doskonałymi planami – zacznijmy działać! Zasługujesz na to, by być szczęśliwą i spełnioną kobietą, a ta książka krok po kroku pomoże ci zrozumieć, że niczym nie różnisz się od kobiet, które odniosły spektakularny sukces.
EMMA ISAACS zapomniała ułożyć sobie plan na życie. Nie posiada listy celów na najbliższych pięć lat, nie wierzy w równowagę pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym. Mimo to jakimś cudem zdołała założyć międzynarodową organizację, dziś wartą wiele milionów dolarów, jest cenioną mówczynią i komentatorką w mediach, - a osiągnęła to wszystko, wychowując sześcioro dzieci. Jak ona to robi? Skacze na głęboką wodę – improwizuje!
Emma Isaacs RZĄDZI. A do tego jest urocza. Miła, mądra, twardo stąpa po ziemi, jest też odważna i zabawna.
ELIZABETH GILBERT autorka Jedz, módl się, kochaj
Emma to osoba, która sprawia, że różne rzeczy się dzieją. Każdy z nas może nauczyć się czegoś z jej zachowania i stosunku do życia i biznesu.
KATE HUDSON, aktorka i współzałożycielka Fabletics
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-8404-3 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Odkąd pamiętam, pragnęłam wspaniałego życia pełnego przygód, co objawiło się tym, co mam dzisiaj: globalną markę, która działa na rzecz polepszenia życia kobiet, i zwariowany dom dla sześciorga małych ludzi, którzy rozwijają się w nim i ponoszą porażki.
Rzuciłam studia i zaczęłam zakładać własne firmy w bardzo młodym wieku. To znaczy, że jestem osobą, która do wszystkiego doszła własną pracą, kierując się jedynie skromnymi wartościami wpojonymi przez rodziców. Nauczyli mnie, żeby zawsze być miłą, uśmiechać się i śmiać jak najczęściej i dawać z siebie wszystko. Jak dotąd takie podejście nieźle służy mnie, moim firmom i rodzinie.
Nigdy nie poszukiwałam równowagi. Koncepcja życia w idealnej równowadze zawsze wydawała mi się nieco nieosiągalna i ulotna. Staram się tylko wprowadzić więcej zdrowia i spokoju w swoje życie tam, gdzie tylko mogę, ale nigdy nie próbuję równoważyć jego szal. Całkowicie nierealne jest myślenie, że możesz ćwiczyć, hodować własne warzywa, kierować imperium, być świetną partnerką, matką, przyjaciółką, a także nieugiętą liderką, a oprócz tego znaleźć czas i energię na ważne dla siebie sprawy. Mam międzynarodową firmę, szalony grafik podróżny i małe dzieci – dla mnie to obecnie po prostu niemożliwe.
Twoje życie może w ogóle nie wyglądać jak moje. Może dokonałaś wyboru, by nie mieć firmy albo nie mieć rodziny. To, że ja dokonałam innych wyborów, nie oznacza, że uważam, iż wszyscy powinni podążyć taką samą ścieżką.
Uważam natomiast, że wszystkie możemy wpaść w koleiny myślenia, że nie jesteśmy dość dobre ani dość mądre. Możemy wymawiać się, że to nie jest dobra pora na robienie tego, co chcemy. Czekamy, aż ktoś poklepie nas po ramieniu. Czekamy na bardziej sprzyjające okoliczności. Wahamy się, ponieważ się boimy.
Pragnę zostać przyjaciółką, która idzie obok ciebie i mówi: „Wiesz co? To wszystko jest tylko w naszych głowach”. Wiem, że czeka na ciebie ścieżka, która zaprowadzi cię tam, gdzie chcesz być. Ale to ty musisz na nią wkroczyć – nikt nie zrobi tego pierwszego kroku za ciebie.
Najwięcej pracy musimy poświęcić swojemu nastawieniu i temu, co sobie wmawiamy. Łatwo jest się porównywać i rozpaczać, bezustannie szukać potwierdzenia na zewnątrz. Musimy przestać myśleć w ten sposób, a zamiast tego zajrzeć w siebie i zapytać: „Co jest we mnie wyjątkowe? Jaki jest mój dar dla świata? Jak mogę to rozwijać?”.
Robię to, co robię w Business Chicks, ponieważ chcę być przewodniczką dla innych kobiet. Chcę wam pokazać, że wszystko jest możliwe bez względu na to, czy mówimy o biznesie, niezależności finansowej i sukcesie, filantropii czy nawet o porodzie. Zaczynałam bez żadnych kwalifikacji w każdej z tych dziedzin i byłam w stanie osiągnąć to, co sobie założyłam, a nawet więcej. Wiem, że wy też dacie radę.
Robię to, co robię, bo pragnę wzmacniać kobiety i świętować ich osiągnięcia. Chcę negować poglądy na różne sprawy, chcę dawać ludziom pewność siebie, aby się na niej wsparli, wyróżnili, spróbowali czegoś przerażającego, budowali swój majątek, wywierali wpływ, upadali, podnosili się i znów próbowali.
Dlaczego chcę to robić dla innych? Ponieważ, może egoistycznie, tego właśnie pragnę dla siebie.
Zaraz zaproszę cię do swojego świata. Pokażę ci, co działa u mnie, i otwarcie podzielę się z tobą tym, co nie działa. Mam nadzieję, że to, co znajdziesz na kartkach tej książki, wskaże ci, jak wynajdować nowe sposoby na to, by być dobrą dla ludzi, i jak zacząć myśleć, że gra, w którą grasz obecnie, może wymagać większego boiska. Mam nadzieję, że pogłębię twoje przekonanie o tym, co jest możliwe, i pokażę ci, że kiedy decydujesz się na krok w nieznane, jedyne wyzwanie to przelotny niepokój.
Jesteś gotowa?
„W 1989 roku byłam instruktorką fitnessu. Miałam teoretyczną wiedzę na temat projektowania, byłam taką sobie krawcową, całe weekendy poświęcałam na szycie strojów na zajęcia, ponieważ pragnęłam czegoś innego – czegoś, co mogłabym włożyć do ćwiczeń, ale też nosić na co dzień! Moje klientki zaczęły pytać, skąd mogą wziąć takie ciuchy jak moje, i pewnego dnia uświadomiłam sobie, że stoję przed grupą ubraną w moje projekty. Pamiętam, że pomyślałam wtedy: »Musisz to zrobić, musisz się temu całkowicie poświęcić i zobaczyć, dokąd cię to zaprowadzi«. Nie miałam bladego pojęcia o prowadzeniu firmy, ale następnego ranka rzuciłam pracę, żeby spróbować. Dzisiaj mamy ponad sto pięćdziesiąt sklepów i uważa się nas za wynalazcę kategorii _activewear_”.
LORNA JANE CLARKSON
założycielka Lorna JaneMAGIA IMPROWIZACJI
Im więcej masz lat, tym dobitniej uświadamiasz sobie, że ludzie zupełnie nie wiedzą, co robią. Wszyscy improwizują.
AUTOR NIEZNANY
Podnosi nas na duchu myślenie, że inni wszystko ogarniają, że ludzie sukcesu mają niezawodny plan, który wyciągają niczym asa z rękawa, gdy coś idzie nie tak.
Tyle że nikt tak naprawdę nie wie, co robi.
Nieważne, jak bardzo ci ludzie emanują iluzją kontroli i spokoju, na jakimś poziomie improwizują dokładnie tak jak reszta z nas.
Steve Jobs nie zaprojektował żadnego telefonu, dopóki Apple nie opracował iPhone’a. Ruth Bader Ginsburg nie miała doświadczenia jako sędzia amerykańskiego Sądu Najwyższego, dopóki go nie nabrała, a Arianna Huffington nie prowadziła żadnej organizacji medialnej, dopóki nie ruszyła z Huffington Post.
Prezydent rozpoczynający pierwszą kadencję nigdy wcześniej nie był prezydentem. Nie ma lepszego przykładu na moc improwizacji niż bycie młodą mamą. Dokonujesz najwyższego aktu improwizacji, wypychając coś rozmiaru arbuza z otworu rozmiaru cytryny, a potem podają ci małą istotę, za którą jesteś całkowicie odpowiedzialna, choć nie masz pojęcia, co z nią zrobić.
Uświadomienie sobie, że wszyscy improwizują, może na początku szokować, ale gdy się już z tą myślą oswoimy, zaczyna ona dodawać nam otuchy. A w końcu daje nam wolność. Powtarzajcie za mną: „Naprawdę nie wiem, co robię”. Ty też nie wiesz. Wszyscy po prostu improwizujemy.
Gdy rezygnujemy ze sprawowania nad wszystkim kontroli i przewidywania wszelkich możliwych rezultatów, robimy miejsce na nieznane. Kiedy nie mamy wygórowanych oczekiwań odnośnie do tego, co się wydarzy, robimy miejsce na niespodzianki, pozwalamy sobie wypłynąć na nieznane wody. W ten sposób zaczynamy się rozwijać.
Kilka lat temu musiałam polecieć na drugi koniec kraju na spotkanie, a wylot i przylot przypadały na ten sam dzień. Wiecznie staram się robić trzy rzeczy naraz, więc kiedy na lotnisku próbowałam wypożyczyć samochód, rozmawiałam przez telefon, a w drugiej ręce trzymałam laptop, bo chciałam skończyć prezentację. Kiedy pracownica wypożyczalni wypełniła papiery i podała mi kluczyki, wymamrotałam przeprosiny za to, że jestem taka rozkojarzona, i ruszyłam dalej.
Z telefonem przy uchu przez dobre dziesięć minut szukałam auta. Nieco zgrzana i spocona wrzuciłam rzeczy do bagażnika i wskoczyłam za kierownicę, gdzie zorientowałam się, że coś jest nie tak. Zobaczyłam drążek zmiany biegów po prawej. Aha! Dostałam samochód z ręczną skrzynią biegów. Nie miałam pojęcia, jak prowadzić coś takiego. Byłam już jednak spóźniona na spotkanie i miałam tylko dwa wyjścia: zabrać rzeczy, popędzić do terminala, zgrzać się i spocić jeszcze bardziej, odczekać swoje w kolejce, wypożyczyć inny model i szalenie spóźnić się na jedyne spotkanie, na które tu przyleciałam.
Albo mogłam improwizować.
W ułamku sekundy wybrałam to drugie.
Każdy, kto tego ranka wyjechał w miasto, na pewno zauważył podskakujący na drodze samochód i jego przeklinającą kierowczynię. Przeklinałam rodziców za to, że nie zmusili mnie do nauki jazdy samochodem z ręczną skrzynią biegów, przeklinałam producentów samochodów za to, że w ogóle coś takiego wynaleźli, przeklinałam siebie za myślenie, że da się tego z marszu nauczyć.
Po kilku przedłużonych postojach na światłach, kiedy niezliczone samochody trąbiły na mnie, żebym wzięła się w garść, w końcu zaczęłam łapać, o co w tym chodzi. A gdy już zaczęłam łapać, wzrosła moja pewność siebie. Zaczęłam dziękować rodzicom, że nigdy nie nauczyli mnie, jak prowadzić samochód z ręczną skrzynią biegów, chwaliłam w duchu producentów samochodów za to, że wynaleźli tak wspaniałe rozwiązanie, a co najważniejsze, poczułam się dumna, że miałam odwagę porwać się na coś tak odważnego.
Najwspanialszymi rezultatami improwizowania są historie, którymi możesz się potem dzielić, i to, jak dzięki tobie poczują się inni. Pojawiłam się na spotkaniu z szerokim uśmiechem i rozpoczęłam od wyznania, że przez ostatnie czterdzieści minut uczyłam się jeździć z ręczną skrzynią biegów. Oczywiście wszyscy uznali, że jestem trochę walnięta, ale nie przejęłam się tym. Udało mi się, czułam się królową wszechświata.
Improwizując, uczysz się ufać sobie i rozwijasz swoją pewność siebie. Zaczynasz wierzyć, że wszystko się ułoży, a nawet jeśli nie, przynajmniej poczujesz coś, czego nie czujesz, dopóki nie spróbujesz czegoś nowego. I to, moja kochana, jest w zasadzie sens naszego życia.
Pozwólcie, że zwrócę uwagę na jedną rzecz: Improwizowanie nie jest bezmyślnym działaniem bez żadnego planu. Ani całkowitym brakiem umiejętności. To raczej nietrzymanie się planu tak kurczowo, by uniemożliwiało to obranie innego kierunku.
Oczywiście należy mieć plan na życie, biznes, karierę. Należy też jednak pozwolić sobie na elastyczność modyfikowania go, gdy sytuacja tego wymaga.
IMPROWIZUJ! – mów „tak”, a potem się zastanawiaj.
IMPROWIZUJ! – spróbuj, zanim poczujesz się gotowa.
IMPROWIZUJ! – nie przewiduj, tylko kieruj się przeczuciem.
IMPROWIZUJ! – mniej czasu poświęcaj na tworzenie perfekcyjnych planów i przewidywanie porażek, które zapewne nawet się nie wydarzą.
IMPROWIZUJ! – przeznacz więcej czasu na spontaniczne działanie i radość z nieprzewidzianego.
IMPROWIZUJ! – poczuj się komfortowo ze swoim dyskomfortem.
IMPROWIZUJ! – pozwól sobie na spróbowanie tego, przed czym byś się wahała, gdybyś miała za dużo informacji.
IMPROWIZUJ! – uwierz w siebie na tyle, aby dać szansę swoim marzeniom.
IMPROWIZUJ! – przejmij kontrolę, bo cię na to stać.
Brian Chesky, współzałożyciel Airbnb, powiedział kiedyś: „Moim zdaniem trzeba zawsze żyć i myśleć jak dziecko. Albo mieć dziecięcą ciekawość i zdumienie światem. To prawdopodobnie najważniejsza cecha charakteru każdego człowieka, zwłaszcza przedsiębiorcy”¹.
Taki sposób myślenia to cudowna alternatywa dla życia z bezustannym porównywaniem się z innymi i zastanawianiem, czy dobrze robię. Cofnijmy się wszyscy do czasów dzieciństwa, bawmy się i bądźmy ciekawi. Mniej się stresujmy, przestańmy traktować siebie tak poważnie. Wróćmy do eksperymentowania i popełniania błędów.
Wróćmy do improwizowania.
BRAK GOTOWOŚCI
Nie, nie ma mowy. Nie ma mowy, żebym wzięła udział w wydarzeniu organizowanym przez jakieś „laski”.
JA
Tak właśnie zareagowałam, gdy koleżanka zaprosiła mnie na spotkanie organizowane przez Business Chicks .
Byłam wtedy dwudziestoczteroletnią pracoholiczką, twardą jak stal i upojoną życiem. Całymi dniami budowałam własną firmę rekrutacyjną, a nocami… no cóż, budowałam własną firmę rekrutacyjną.
Dopadł mnie wirus przedsiębiorczości, rzuciłam studia, moją salą wykładową stał się świat biznesu. Musiałam uczyć się sama, stałam się więc gwiazdą networkingu i naprawdę zdziwiło mnie odkrycie, że moja koleżanka znalazła organizację, do której jeszcze nie należałam.
Oburzona nazwą, którą uznałam za obelżywą dla kobiet, odparłam:
– Co za okropna nazwa! Jestem poważną przedsiębiorczynią!
Koleżanka roześmiała się i powiedziała:
– Em, opanuj się. Ich wydarzenia są wspaniałe, na pewno ci się spodobają.
Dziękuję losowi, że mnie przekonała. Weszłam na pierwsze spotkanie Business Chicks i od razu poczułam się podbudowana atmosferą, jaką tworzyły. Nauczyłam się już przygotowywać duchowo na nudę i nijakość korporacyjnych imprez networkingowych. Wydarzenia, w których brałam udział wcześniej, nakazywały mi wkładać na siebie zbroję, szykować się do bitwy, uważać na to, co mówię, i udawać kogoś innego. Zawsze czułam się po nich nieco samotna i zraniona.
Tym razem było jednak zupełnie inaczej. Z głośników płynęła muzyka, kobiety uśmiechały się i wyglądały na szczęśliwe. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego ogromu możliwości i pozytywnego nastawienia. Grupa była bardzo różnorodna wiekowo – składała się z kobiet u schyłku kariery i takich, które dopiero zaczynały – łączyło ją jednak coś, co nie miało nic wspólnego z wiekiem, doświadczeniem ani nawet gałęzią biznesu, w której pracowały jej członkinie. Wszystkie były tam, ponieważ chciały być – nie zmusił ich do tego żaden menedżer ani szef, a menedżerowie i szefowie, którzy zasugerowali im wzięcie udziału, zapewne otrzymywali potem nagrody za bycie wspaniałymi liderami.
Usiadłam z tyłu, tak daleko od podium, że prelegentki wydawały się naprawdę małe, ale to mi nie przeszkadzało. Rozkoszowałam się atmosferą w sali. Wokół mnie kobiety witały się uściskami i uważnie słuchały swoich opowieści. „Więc tak wygląda prawdziwa solidarność jajników – pomyślałam. – Biorę!”
Wciągnęłam się na maksa po tym jednym wydarzeniu. Zostałam członkinią, zapisałam też wszystkie swoje pracownice. Przez kilka następnych dni opowiadałam o swoim odkryciu każdemu, kto chciał słuchać. Kupiłam stos biletów na kolejne wydarzenie i zaprosiłam klientki oraz pracownice, aby poszły ze mną.
Na tym wydarzeniu interweniowało przeznaczenie. Dyrektorka marketingu Business Chicks wyszła na podium i poinformowała publiczność, że postanowiono zakończyć działalność grupy networkingowej, więc jeśli na sali jest ktoś, kto byłby zainteresowany jej przejęciem i prowadzeniem dalej, bardzo chętnie z tym kimś porozmawia.
Obok mnie siedziała Olivia Ruello, menedżerka mojej firmy rekrutacyjnej – jej ambicja i entuzjazm dorównywały moim. Współpracowałyśmy wtedy z Olivią tak blisko, że potrafiła kończyć za mnie zdanie (i często to robiła). Gdy tylko z ust dyrektorki marketingu padł komunikat, Liv pochyliła się ku mnie i szepnęła:
– Zamierzasz to kupić, prawda?
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
– No!
Gdybyście znali moją ówczesną sytuację, zapewne nakazalibyście mi zwolnić. Na pierwszy rzut oka w ogóle nie byłam gotowa, by przejąć Business Chicks. W sumie wiele osób radziło mi, bym nawet nie brała tego pod uwagę. Miałam dobry, silny biznes, który zarabiał pieniądze. Notowaliśmy stabilny wzrost, stopniowo powiększaliśmy grono klientów i współpracowników – narażanie tego z powodu nowego pomysłu zapewne nie było nam potrzebne.
Musicie jednak wiedzieć pewną rzecz o osobach przedsiębiorczych – powolny marsz, nawet jeśli zyskowny i stabilny, to nie jest prędkość, z którą działamy.
Dostrzegałam mnóstwo potencjału w magii tego, czym były Business Chicks i czym mogły się stać. Głos w mojej głowie powtarzał: Byłabyś szalona, gdybyś tego nie zrobiła. Idea zbliżania do siebie kobiet, by się uczyły, podnosiły wzajemnie na duchu i należały do czegoś naprawdę wyjątkowego, była zbyt kusząca.
Nie miałam wtedy żadnego doświadczenia ani wiedzy na temat budowania organizacji członkowskiej, nigdy nie prowadziłam żadnego wydarzenia (chyba że liczy się impreza z okazji moich dwudziestych pierwszych urodzin), ale nadrabiałam te braki determinacją i pewnością siebie. Czasami to wystarczy, aby ruszyć z kopyta.
Zbyt często czekamy, aby ktoś do nas podszedł, zamiast aktywnie i uparcie szukać możliwości. Czekamy na ten jeden „wspaniały pomysł”, tę jedną „wielką szansę” albo ukrywamy się za wymówkami typu „Zrobię to, gdy zbiorę kasę” lub „Zrobię to, gdy będę mieć więcej czasu”. Mówimy: „Zaczekam z tym, aż dzieciaki pójdą do przedszkola/szkoły/na studia lub wyprowadzą się z domu”.
Bezustannie myślimy o rezultatach i o tym, co może być, kosztem działania i podejmowania prób. Za bardzo polegamy na radach z zewnątrz i na siłach z zewnątrz, aby nam podpowiedziały. Widzę to za każdym razem, kiedy gdzieś przemawiam. Ludzie podchodzą do mnie potem i pytają: „No to jaką masz dla mnie radę?”. Czekają na genialną odpowiedź, na to, że z moich ust usłyszą szczegółowy plan na całe swoje życie. Zawsze robią zszokowaną minę i trochę bledną, kiedy odpowiadam: „Nie wiem, co jest dla ciebie dobre. Jedynie ty to wiesz”.
Jeśli tylko znieruchomiejemy na chwilę i naprawdę wsłuchamy się w siebie – w ten nasz wewnętrzny głos, który wie co i jak – usłyszymy to. Zamiast tego biegamy w kółko, pytając wszystkich: „Co twoim zdaniem powinnam zrobić? Co byś zrobił na moim miejscu?”.
W procesie prześwietlania dusz, które nie są nasze, marnujemy cenny czas, który powinnyśmy poświęcać na wgląd w siebie i postawienie pierwszego kroku. Nigdy jeszcze nie padłam ofiarą analitycznego paraliżu, ponieważ nie pozwalam sobie na przesadne analizowanie wszystkiego. Czy to dobry pomysł? Czy mnie ekscytuje? Jeśli tak, zabieram się do roboty.
Powiedz „tak”, resztę ogarniesz potem
Obecna rynkowa wartość Amazona to dziewięćset szesnaście miliardów dolarów, a jego założyciel Jeff Bezos część sukcesu przypisuje szybkiemu podejmowaniu decyzji². Jest to możliwe między innymi dzięki temu, że decyzje w firmie podejmuje się na podstawie siedemdziesięciu procent kluczowych informacji. Bezos uważa, że jeśli czekamy na dziewięćdziesiąt procent lub więcej, zapewne działamy zbyt wolno³.Najlepsze decyzje w swoim życiu podejmowałam najszybciej. Zamieszkałam ze swoim mężem Rowanem po mniej niż miesiącu randkowania. Zaręczyliśmy się po sześciu miesiącach, pobraliśmy w kolejnym roku, a trzy miesiące później byłam w ciąży z naszym pierwszym dzieckiem.
Znalazłam w sobie odwagę, żeby założyć firmę rekrutacyjną, kiedy miałam osiemnaście lat – wyzwanie, na które w ogóle nie byłam gotowa. Nie miałam doświadczenia ani wiedzy, ale miałam ducha walki i zacięcie, by wytrzymać. Miałam dwadzieścia cztery lata, kiedy kupowałam Business Chicks, i nawet do głowy mi nie przyszło, że powinnam się bać. Zrobiłam to, wsłuchując się w głos głowy i serca, nie biegałam po ludziach i nie pytałam ich, czy powinnam.
Jeśli wiesz, to wiesz. A jeśli nie wiesz, to się zdecyduj.
Kilka lat temu Business Chicks zorganizowały trasę Setha Godina po Australii. Seth jest mówcą motywacyjnym, pisarzem i blogerem – ale te określenia nie oddają wszystkiego. Jest po części marketingowym geniuszem, po części biznesowym guru, a ze wszystkich wspaniałych ludzi, z którymi dotychczas pracowałam, wypowiada się z największym sensem. Byłam podekscytowana tym, że go reprezentuję, ponieważ wiedziałam, że wywrze ogromne wrażenie na każdym, kto będzie miał szczęście go usłyszeć.
Na widowni tamtego dnia zasiadała między innymi Jen Bicknell. Jen była partnerką w kancelarii prawniczej od prawie dziewięciu lat. Należała do grona lojalnych fanek Business Chicks, wiedziała, że coś wyniesie z tego doświadczenia, zarezerwowała więc miejsce, nie orientując się nawet, kim jest Seth.
Jego słowa coś w niej obudziły. Powiedział, że jeśli chcemy, by spotkało nas w życiu coś wielkiego, musimy przestać czekać na pozwolenie. „Nikt was nie wybierze – mówił. – Same musicie wybrać siebie”.
Po jego wystąpieniu Jen popędziła z powrotem do biura, nie wiedząc tak do końca, co zrobić z tą całą energią. Wiedziała tylko, że właśnie doświadczyła czegoś wyjątkowego, że coś się w niej zmieniło. Sześć kolejnych tygodni spędziła po uszy w książkach Setha, aż wreszcie zrozumiała, że choć jest szczęśliwa, odpuściła, nie stawia sobie żadnych wyzwań. W głębi ducha uświadomiła sobie, że tak naprawdę powinna prowadzić własną firmę, i to właśnie postanowiła zrobić.
Odeszła z kancelarii. Obecnie prowadzi własną firmę konsultingową, doradza też swojemu byłemu pracodawcy. Kiedy otworzyła się na coś nowego, nie wiedziała, jak to dokładnie będzie wyglądać. Gdyby jednak nie miała odwagi, by spróbować, pewnie dalej by się nad tym zastanawiała.
Jednym z moich ulubionych przykładów tego typu historii jest historia producentki telewizyjnej, scenarzystki i pisarki Shondy Rhimes, która ma na koncie takie seriale jak _Skandal_, _Chirurdzy_ i _Sposób na morderstwo_. W Święto Dziękczynienia 2013 roku Shonda jadła obiad ze swoją siostrą Delores i opowiadała jej o zaproszeniach, które otrzymywała, gdy stawała się coraz popularniejsza w branży. Zaproszenia do wygłoszenia paru słów, na hollywoodzkie przyjęcia… Cokolwiek może przyjść do głowy, Shondzie to proponowano. Na jej siostrze te rozważania nie robiły jednak wrażenia. „I co z tego? – powiedziała. – I tak na nic nigdy się nie zgadzasz”.
W tej właśnie chwili, słysząc komentarz z ust Delores, Shonda uświadomiła sobie, że choć odniosła sukces, ukrywa się przed życiem i w rezultacie jest nieszczęśliwa. Tamtego wieczoru w domu siostry obiecała więc sobie, że otworzy się na nieoczekiwane propozycje i możliwości.
Przez rok godziła się na wszystko, co budziło jej zdenerwowanie i wytrącało ją z jej strefy komfortu: publiczne wystąpienia, programy telewizyjne na żywo, spotkanie z prezydentem Stanów Zjednoczonych, utratę czterdziestu pięciu kilogramów. Tym samym zmieniła swoje życie. „Samo robienie tego, co mnie przerażało, neutralizowało strach i sprawiało, że przestawałam go czuć”, wyznała w swoim TED Talku celnie zatytułowanym „Mój rok zgadzania się na wszystko”.
Mówienie „tak” i mierzenie się ze skutkami nie musi oznaczać założenia biznesu, spotkania z prezydentem (brawo, Shonda!) ani niczego równie onieśmielającego. Mówienie „tak”, kiedy nie znasz wszystkich odpowiedzi, może być czymś tak łatwym jak pójście na randkę z kimś, co do kogo nie czujesz się przekonana, albo rozmowa o pracę, choć jesteś zadowolona z tej, którą masz obecnie. Możliwości często pojawiają się niespodziewanie – nieoczekiwana pogawędka w biurowej windzie, przypadkowe spotkanie na grillu, na który nie zamierzałaś iść, udział w konferencji biznesowej z masą nieznajomych ludzi. Otwartość w mniej ważnych kwestiach może poszerzyć twoje horyzonty.
W opowieści Shondy najbardziej podoba mi się to, że nie zaczęła z intencją stworzenia TED Talka czy napisania książki. Powiedziała „tak”, bo wiedziała, że tego właśnie potrzebuje. Kiedy zgłosił się do niej wydawca z propozycją napisania książki o tym roku, zgodziła się. Jak mogłaby się nie zgodzić po tym wszystkim, co właśnie dla siebie stworzyła?
_Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji_