Inni mają lepiej - ebook
Inni mają lepiej - ebook
Życie nie zawsze układa się tak, jak byśmy chcieli. Bywa skomplikowane, zwłaszcza gdy wyobraźnia zaczyna pracować na naszą niekorzyść.
Historia Zuzy, Natalii i Jagody to opowieść o tym, jak bardzo możemy się mylić w ocenie życia innych ludzi i swoich problemów. A także o miłości, ukrytych pragnieniach, drugich szansach i kobiecej przyjaźni, która daje siłę, by uwierzyć, że szczęście może być wyborem, nie przypadkiem.
Inni mają lepiej to idealna lektura dla tych, którym wydaje się, że życie sąsiadów, znajomych, wszystkich bliskich i dalekich „innych” jest bardziej kolorowe i dla tych, którzy potrzebują zachęty, by ruszyć z miejsca.
Warto przyjrzeć się historiom bohaterek, by na co dzień nie ulegać iluzjom, a walczyć o to, co jest dla nas naprawdę ważne.
Krystyna Mirek - jest autorką powieści obyczajowych, które czytelniczki kochają za wartką akcję, ciepły humor i życiowe obserwacje.
Napisała już ponad dwadzieścia powieści, które ciesząsię niesłabnącym powodzeniem i zdobywają listy bestsellerów. Pisanie było jej pasją, stało się także zawodem i sposobem na realizację marzeń.
Z wykształcenia jest polonistką wiele lat pracowała w szkole. Prywatnie żona i mama czwórki dzieci.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8310-113-2 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wielkie plany kontra prawdziwe życie
Do wyjazdu zostało tylko półtora tygodnia. Z tą myślą Zuza weszła do mieszkania po wieczornym spotkaniu z przyjaciółkami.
– Szmat czasu – wyszeptała z optymizmem, bo po wypiciu trzech herbat w towarzystwie Jagody czuła się na siłach, by stawić czoła całemu światu. Uznała, że zdąży schudnąć z pięć kilo, znaleźć wymarzonego partnera, uzupełnić garderobę o wystrzałowe ciuchy, wymienić olej w silniku i odmłodzić tatę przynajmniej o lat trzydzieści, żeby go można było spokojnie zostawić samego.
To był taki plan minimum na najbliższe dni. Z tego wszystkiego olej chyba miał największe szanse na sukces.
Ale póki co musiała położyć do snu zmęczoną Marysię.
– Pojedziemy w góry? – Córeczka była ledwo przytomna, ale najwyraźniej chciała jeszcze upewnić się w tej najważniejszej dla niej sprawie.
Było już późno. Dziewczyny zagadały się, potem nie mogły wyciągnąć córeczek z pokoju Lilki, na drodze były korki i tak jakoś zeszło. Dochodziła dziewiąta. Marysia od godziny powinna już była leżeć w łóżku. Zuza szybko odwiesiła do szafy jej sweterek i zapędziła dziewczynkę do łazienki. Na szczęście kolację miały już za sobą, bo Natalia przygotowała dla dzieci pyszne tosty z serem i szynką, więc dorośli też się załapali. Zjadła nawet Jagoda, po czym wzięła dokładkę, co mogło sugerować, że jednak jest człowiekiem i też czasem się łamie wobec tuczących kulinarnych pokus. Ale pewności nie było.
– Pojedziemy w góry z Lilą i Rozalką? – powtórzyła pytanie córeczka i spojrzała na mamę. Z jakiegoś powodu wyraźnie się niepokoiła, choć przecież wszystko zostało wspólnie ustalone w każdym najdrobniejszym szczególe.
– Tak. Oczywiście – Zuza starała się, żeby to zabrzmiało pewnie. Nawet się uśmiechnęła, co akurat nie było takie trudne, mimo trawiących ją wątpliwości, bo Marysia była bardzo rozczulającą, kochaną dziewczynką. Człowiek się od razu lepiej czuł, kiedy znajdowała się obok.
– Będziemy bez tatusia? – To pytanie padło znienacka pomiędzy ściąganiem bluzki a nakładaniem pasty do zębów.
Zuza omal nie upuściła szczoteczki. Szybko ją odłożyła. Powstrzymała nagłe drżenie rąk i kucnęła obok córeczki. Położyła jej dłonie na ramionach.
– Tak – powiedziała, po czym szybko zaczęła tłumaczyć sytuację, używając tych samych co zawsze słów. – Wiesz, rodziny bywają różne. Nasza jest taka. Masz mamusię, dziadka, wujka i ciocię…
– Wiem – przerwała jej Marysia. – Tylko tak pytam, żebyś ty się nie martwiła. Damy sobie radę.
Zuzie opadły ręce. Czuła się bezsilna wobec tej dzielności pięcioletniego dziecka. Marysia weszła na swoje krzesełko stojące obok umywalki, wzięła do ręki szczoteczkę i zaczęła myć zęby. Zwykle był z tym problem, marudziła, że sama nie umie, i chciała, żeby mama jej pomagała. A teraz szorowała co najmniej jak córka dentysty. Wyglądała na spokojną, ale przecież coś się w niej działo. Jak do tego dotrzeć? Nie wiadomo było, co myśli. Jakich użyć słów, by jej pomóc?
– Na pewno pojedziemy? – upewniła się jeszcze dziewczynka, kiedy już wypluła różową pastę, chlapiąc dookoła.
– Tak – Zuza powiedziała to, jakby składała uroczystą przysięgę i już wiedziała, że nie ma odwrotu.
Będzie musiała wykonać te wszystkie magiczne czynności, łącznie ze znalezieniem kapsuły czasu dla dziadka. Choć to i tak wydawało się bardziej realne niż spotkanie sensownego faceta, który pokocha kobietę z czterema kilogramami nadwagi, a także dzieckiem z poprzedniego związku. Romantyczną duszę, tak bardzo pragnącą ciepła i czułości, że mogłoby to wystraszyć najodważniejszego śmiałka. Ponoć mężczyźni takich nie lubią, Zuza czytała kiedyś artykuł na ten temat. Jej życie potwierdzało tę tezę.
Tęskniła za miłością, a jednak wciąż była sama.
Można się nawet było pokusić o stwierdzenie, że im bardziej pragnęła miłości, tym dalej ona od niej uciekała. Taki pokręcony los.
Włożyła Marysi piżamę z księżniczką Elsą, po czym zaprowadziła dziewczynkę do niewielkiego, wąskiego pokoiku. Kiedyś należał on do Zuzy i na ścianie wciąż wisiał jej ulubiony obrazek z kotem. Ale poza tym był to zgodny ze współczesnymi trendami przytulny zakątek miłośniczki _Krainy Lodu_ i – trochę drogich niestety, ale jakże słodkich – angielskich króliczków, których domek zajmował honorowe miejsce na niskim stoliku. Jedyny luksus w skromnym mieszkaniu.
Zuza zakupiła ten domek z alimentów i ile razy patrzyła, jak córka go uwielbia, zastanawiała się, czy nie powinna powiedzieć jej, że w pewnym sensie to od taty. Ale uraza i żal nie pozwalały jej na to. W końcu przecież to ona wybrała tę zabawkę i kupiła, to ona wiedziała, co Marysia najbardziej lubi. Była przy niej. A ten drań pomknął w siną dal i nawet się nie obejrzał za siebie.
Poczuła dreszcz jak zwykle na myśl o Tomaszu, a potem postanowiła zapomnieć.
– Śpij, kochanie – powiedziała i pogłaskała córeczkę po głowie. Otuliła kołdrą i zapaliła malutką niebieską lampkę. – Jutro musimy wcześnie wstać. Ja do pracy, ty do przedszkola.
– Możemy się zamienić – zaproponowała Marysia. Uwielbiała swoje koleżanki, ale niezbyt chętnie zrywała się rano. Najbardziej lubiła soboty, gdy mogła się dłużej wylegiwać w łóżeczku i bawić z dziadkiem. Bardzo ją też fascynowała praca mamy. Wydawało jej się, że dzieją się tam stokroć ciekawsze rzeczy niż w grupie „Słoneczka”.
– Jestem za – uśmiechnęła się Zuza. Też się nie paliła, by pędzić do biura. Jutro miało się odbyć zebranie. Każdy powinien przygotować propozycje obcięcia kosztów w firmie, bo ponoć nadchodził jakiś kryzys. Trudno sobie wyobrazić bardziej nieprzyjemne zadanie. Jedyny pomysł, jaki Zuza miała, to sprzedać dziurkacz i przebijać kartki własnymi zębami.
Oczywiście wszyscy wiedzieli, na co szef liczy. Że zaproponują rezygnację z premii czerwcowej albo w ogóle obniżkę pensji. A przecież i tak nie zarabiali zbyt dużo. Tyle że atmosfera w pracy była w porządku. Dziewczyny w dziale obsługi klienta miały mało czasu na pogaduszki, ale się lubiły. Pomagały sobie nawzajem. Zamieniały dyżurami, parzyły sobie kawę, a w czasie krótkich przerw miło gawędziły. Nie było też widać oznak żadnego kryzysu. Ludzie zamawiali żaluzje, rezerwowali terminy na montaż, rzadko zdarzały się reklamacje. Produkt był niezły. Ale szefa to nie satysfakcjonowało.
Zuza westchnęła i poprawiła Marysi kołderkę. Dziewczynka już zasnęła. Rzeczywiście była bardzo zmęczona. Często długo trzeba było przy niej siedzieć wieczorem, zanim na dobre odpłynęła. Nie można jej było zostawić samej, bo bała się ciemności, nawet jeśli obok łóżka paliła się lampka. Żadne sposoby nie pomagały.
Zuza chwilę patrzyła na jej twarz. Ładne łuki rzęs, delikatne, miękkie włosy, usta jej ojca.
Znowu on!
Poczuła nagłe uderzenie gorąca. Powinna oczywiście teraz rozczulić się nad losem swojego dziecka, jak przystało na kochającą mamę, a tymczasem jej się przypomniały tamte pocałunki w górskim schronisku. Gwałtowne i pełne namiętności.
Wstała. Zrobiła kilka kroków w niewielkim pokoju. Poprawiła zasłony i przestawiła pluszowego królika w inne miejsce. Zastanawiała się, co jeszcze mogłaby zrobić, żeby ugasić tęsknotę rozognionego nagle ciała.
– Psiamać jedna! – wyszeptała. – Jak ja to wytrzymam? Całe życie sama.
Miała dopiero trzydzieści lat. Ostatni raz czuła czyjeś dłonie na piersiach sześć lat temu. Kiedy zaszła w ciążę z Marysią. Potem wszystko gwałtownie się skończyło. Nawet nie najgorsze było to jej życie, dawała radę. Gdyby tylko nie ta okropna tęsknota…
Szybko wyszła z pokoju, jakby się bała, że jej gwałtowne emocje obudzą dziecko. Dotarła pod kuchenne okno i wyjrzała. Pod drzewem nikogo nie było. Latarnia oświetlała teren dość dokładnie. Tajemniczy mężczyzna nie zdołałby się ukryć.
Potarła czoło. Nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić. Kilka razy w ciągu ostatnich dni miała wrażenie, że gdzieś daleko widzi Tomasza. Że on pospiesznie znika, kiedy tylko zostanie zauważony. Ale to było raczej mało prawdopodobne. Ojciec Marysi znał ich adres, mógł się tutaj pojawić, kiedy tylko chciał. Zuza nie zmieniła numeru telefonu, to do niego nie dało się dodzwonić. Gdyby chciał się z nimi skontaktować, nie musiałby się trudzić ukrywaniem w krzakach. A jednak coś dziwnego działo się wokół niej.
Odetchnęła kilka razy głębiej, po czym postanowiła przestać o tym myśleć.
Zajrzała jeszcze do taty. Leżał już w łóżku w swojej piżamie w kratę, która – starannie wyprasowana z wyłożonym na boki kołnierzykiem – wyglądała prawie jak garnitur. Dziadek zawsze starał się trzymać fason.
– Nie śpisz? – zapytała, wchodząc do środka.
– Już się wyspałem.
– Kiedy? – zdziwiła się. – Wieczór przecież dopiero się zaczyna.
– Przez całe życie – odparł. – Szmat czasu. Tysiące nocy. Myślę o nich teraz często.
Miała ochotę zapytać, czego najbardziej żałuje, ale bała się odpowiedzi. Czytała kiedyś książkę na ten temat i znała statystyki. Ludzie pod koniec życia zawsze mówią podobne rzeczy. Że chcieliby bardziej żyć w zgodzie ze sobą, więcej czasu spędzać z bliskimi i przyjaciółmi, mniej pracować, cieszyć się każdą chwilą. Odważnie stawiać na miłość.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki