Instalacja Idziego - ebook
Instalacja Idziego - ebook
Jest to historia dziennikarza, który dowiaduje się o istnieniu swojego dorosłego syna Idziego, obdarzonego tajemniczą mocą. W towarzystwie Idziego ludzie zachowują się inaczej niż zwykle, są nienaturalnie szczerzy. Nie wiadomo, co o tym decyduje, czy rodzaj charyzmy, czy jakaś szarlataneria. Idzi potrafi niepostrzeżenie wymuszać na ojcu i jego otoczeniu różne decyzje, które uruchamiają serię dramatycznych zdarzeń…
Znakomicie skonstruowana powieść, operująca zagadką i trzymająca w napięciu, jak w dobrze skrojonym thrillerze. Akcja rozgrywa się w środowisku warszawskim. Na pierwszym planie galeria współczesnych postaci: dziennikarze, artyści, inteligencja, duchowni. W tle obraz współczesnej Warszawy: afery polityczne, uczuciowe rozterki, walka o stanowiska oraz konflikt sumień i światopoglądów. Do tego wyjątkowo prawdziwe, wręcz wyjęte z życia, przykłady duchowych i religijnych napięć w polskim społeczeństwie.
Jerzy Sosnowski (ur. 1962) – znany pisarz współczesny, autor . Apokryfu Agłai (2001), Wielościanu (2001), Ach (2005), dziennikarz TVP Kultura, były nauczyciel. Jego powieść Prąd zatokowy (2003) otrzymała nominację do Paszportu „Polityki”. Jest też laureatem Nagrody im. Kościelskich (2001). W 2006 roku otrzymał „Złoty Grot” – nagrodę Stowarzyszenia Sztuka-Edukacja-Promocja: „dla twórcy, którego działalność i dokonania inspirują do aktywności młodych humanistów”.
Kategoria: | Inne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-05132-0 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lojalnie uprzedzam, to będzie opowieść, w którą nie uwierzysz. Co więcej, i ja wierzę w nią tylko chwilami, kiedy się bardzo postaram. Gdybyśmy potrafili uwierzyć, nie musiałbym pisać. Może w ogóle nie trzeba by było wtedy nic robić. Usiedlibyśmy tam, gdzie komu wypadło, i zabawialibyśmy się stawianiem bądź obalaniem krzeseł – albo nawet jakichś cięższych mebli – bez użycia rąk. Kręcilibyśmy Ziemią jak globusem, spotykając się to tu, to tam, myślą tylko. Byłby nie kończący się letni dzień (astronomowie straciliby pracę) z łagodnym słońcem. Czy jego światło, o ile nikt go nie dostrzega, jest światłem czy raczej niespełnioną możliwością, ofertą zagubioną wśród innych ofert? Klasyczni metafizycy upierają się, że owszem – światło pozostaje światłem – fizycy są sceptyczni, a telewizor powtarza co chwila, że wybór należy do ciebie. Jak w sieci, klikasz jedną opcję albo drugą. Wątpię jednak, żebyś naprawdę miał wybór. Ktoś ci kiedyś powiedział, jak jest naprawdę, tak dawno to powiedział, że już go nie pamiętasz ani słów nie pamiętasz – jedynym ich śladem są wyżłobienia, którymi biegną twoje myśli; ażeby je puścić inną trasą, musiałbyś tego pragnąć ze wszystkich sił.
Tymczasem noc, koniec stycznia, stukot kół pociągu, seledynowy blask jarzeniówek na korytarzu, półmrok w rozkołysanych przedziałach. Jest tak późno, że pasażerowie pogrążeni w płytkim śnie albo unoszący się tuż nad jego powierzchnią nie pamiętają chwilowo, dokąd właściwie jadą. W ciemności za oknami przelatują smugi czegoś białego, czemu nikt nie poświęca uwagi, więc może to pryzmy brudnego śniegu albo kłęby pary, albo umorusane koszule aniołów, albo cielska smoków albinosów (nie, smoki chyba nie). Jeden podróżny schował głowę pod paltem, prawie go nie ma. Ktoś obok rozmawia, jeśli podróżnemu się nie zdaje, że słyszy, jak to:
Przed kilku laty grupa chłopaków pojechała na Mazury i pewnego dnia, znudzeni piciem piwa przed namiotem, postanowili się napić w jakimś innym miejscu, więc pożyczyli dwa kajaki i ruszyli w rejs, szukając ciszy, którą można by wypełnić gardłowym śmiechem i krzykiem, i radosnymi przekleństwami, że życie jest aż tak piękne. Wkrótce natknęli się na niewielką wyspę o brzegach szczelnie obrośniętych trzciną. Nie było wątpliwości, do nich będzie należało jej dziewictwo, co za piękna nagroda za wysiłek dla czterech dojrzewających mężczyzn. Nie bez trudu przedarli się na suchy ląd, ale tu czekała ich niemiła niespodzianka. Bo wprawdzie za parawanem krzaków rozpościerała się piękna okrągła polana z jednym wysokim drzewem, ale była już zajęta.
Pod drzewem namiot, półotwarty, z pokrzywionymi masztami.
Wewnątrz dwa staromodne materace, oklapłe, od dawna bez powietrza.
U wejścia poszarzały kocher.
Za namiotem wyschnięta na wiór łódka.
Przed nim – wpółzarośnięty czarny krąg, miejsce po ognisku.
Akurat powiał wiatr i zrobiło się naprawdę nieprzyjemnie, bo trudno było wątpić, gdzie się podziewa ta para, która tu przed nimi kiedyś dotarła. A że chłopcy nie chcieli z jakichś powodów mieć do czynienia z policją, którą pewnie należałoby zawiadomić, więc chyłkiem się wynieśli i nie wiadomo, co dalej, bo koła załomotały na rozjazdach, pociąg zwalniał przed jakąś stacją, rozmowa się urwała.
Ten, który mówił, i ten, który słuchał, wysiądą jeszcze przed świtem. Pasażer pod paltem wciąż nie odkrywa twarzy, zwłaszcza teraz nie chce jej pokazać. Bo – co za traf – on jeden wie, co to za wyspa i co się na niej stało. Nie śniło mu się więc (to straszne). Chyba że śni bez przerwy (to byłoby straszne tym bardziej).
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------