Intrygi - ebook
Intrygi - ebook
Wspaniałe połączenie klasycznego fantasy z opowieścią o dojrzewaniu
Trzynastoletni Mags od ponad roku szkoli się na Herolda. Podobnie jak wszyscy Heroldowie, Mags dowiaduje się, że posiada specjalny talent – Dar Telepatii. Jednakże życie na dworze niepozbawione jest problemów. Kiedy chłopiec zostaje rozpoznany przez tajnych cudzoziemskich wysłanników, których cel jest nieznany, sam staje się podejrzanym. Kim są jego rodzice – i kim jest on sam? Czy Mags zdoła rozwiązać zagadkę swego pochodzenia oraz związku z tajemniczymi szpiegami i jednocześnie udowodnić swą lojalność, nim król i dwór uznają go za zdrajcę? Jasnowidzący mają wizję Króla we krwi, a wszystkie znaki wskazują na to, iż w sprawę będzie zamieszany Mags! Chłopiec zdobywa wreszcie pewne informacje na temat swych rodziców. Jak się okazuje, jego przypuszczenia dotyczące ojca i matki nie pokrywają się z rzeczywistością. A starzy wrogowie nie mają zamiaru rezygnować…
„Ekscytująca lektura! Mags jest niezwykle wiarygodnie skonstruowanym bohaterem, stającym przed wieloma wyzwaniami, którego polubią wszyscy starzy i nowi fani twórczości Mercedes Lackey".
„RT Book Review”
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8116-469-6 |
Rozmiar pliku: | 949 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mags uderzył dłonią o pomalowane na niebiesko drewniane drzwi stajni, które otworzyły się z hukiem i o mało nie wypadły z framugi, gdy chłopiec wtargnął do środka. Po stajni rozeszło się echo, płosząc Towarzyszy skulonych w przejściu przy drzwiach i sprawiając, że cofnęli się o krok lub dwa. Ściany z cegieł nie tłumiły zbyt dobrze dźwięków. Przenikliwy wiatr, który wpadł przez otwarte drzwi, smagnął Magsa po szyi, tak jakby zima chciała go chwycić w ostatni lodowaty uścisk. Pod drzewami i krzewami leżało jeszcze kilka upartych kupek śniegu, lecz na większej części ziemi śnieg stopniał, co przyniosło ulgę po zimie, która wydawała się nie mieć końca. Po wielkiej zamieci, która nieomal odcięła Haven, Pałac i jego przyległości od świata, nadeszły kolejne śnieżyce i Mags zastanawiał się, czy wiosna kiedykolwiek nadejdzie.
Wreszcie śnieg przestał padać, a potem zaczął topnieć. Pogoda zaczęła się zmieniać, choć zima wcale nie miała zamiaru spokojnie odejść. Pojawiający się od czasu do czasu mroźny wiatr był znakiem, że to jeszcze nie koniec.
Wiatr gwizdał przez szpary w futrynie, kiedy Mags pchnął drzwi i oparł się o nie, by je zamknąć, aż wreszcie sprężynowa zapadka z kliknięciem wskoczyła na swoje miejsce. Chłopiec wziął głęboki oddech i poczuł przyjemny zapach stajni Towarzyszy; czuć tutaj było słomą, czystymi końmi, lekko wilgotną wełną i dymem z palonego drewna. Jeśli dom miał swój zapach, to był on właśnie taki.
Wszystkie idealnie czyste konie znajdujące się w stajni popatrzyły w jego kierunku, po czym powróciły do tego, co robiły do tej pory. Tylko przez chwilę Mags był punktem, na którym skupiły się morza błękitnych oczu.
Największy ogier w stajni, który prawdopodobnie rozmawiał z dwoma innymi Towarzyszami, stojąc w przejściu między dwoma boksami, rzucił mu przeciągłe spojrzenie sponad swego długiego, arystokratycznego nosa. Mags odebrał je jako wyrażające dezaprobatę.
Nie wypada tak przeszkadzać. Nie Rób Tak. Poza Tym Wpuściłeś Do Środka Zimny Wiatr. Tego Też Nie Rób. Hmpf. — Nie była to myślmowa, ale równie dobrze mogli się nią porozumiewać. Ogier położył płasko uszy i machał ogonem z irytacją.
— Przepraszam, Rolan — powiedział szybko Mags, pochylając głowę. Ogier królewskiego Herolda rzucił mu Surowe Spojrzenie Starszych. Chłopiec, odprowadzany jego uważnym wzrokiem, podążył do ostatniego boksu znajdującego się obok drzwi prowadzących do jego własnego pokoju i stanął twarzą w twarz ze swoim Towarzyszem, Dallenem. Konie — albo Towarzysze — nie potrafiły się uśmiechać, ale Mags wyczuł, że jego przyjaciel jest nieco rozbawiony.
Nie przejmuj się Rolanem; lubi myśleć o sobie, że jest w centrum, a cały świat kręci się wokół niego — rzekł Dallen. Jego błękitne oczy świeciły wesoło i podczas gdy jedno ucho strzygło w kierunku Magsa, drugie wskazywało na Rolana.
Parsknięcie, które dobiegło z drugiej strony stajni, sprawiło, że Mags pojął, iż Dallen nie przejmował się tym, że komentarz zostanie usłyszany. Użył myślmowy w rozmowie z Magsem, lecz zarazem pozwolił, by jego słowa odebrali wszyscy Towarzysze w stajni. Mags uśmiechnął się. Bywało, że tupet Dallena nie tylko oscylował na granicy bezczelności, ale wstrzelał się dokładnie w jej centrum, rażąc nią dookoła.
Rolan czasem bywa drażliwy. Ludzie wchodzą przez te drzwi przez cały dzień; i oczywiście za każdym razem, gdy tylko w stajni zaczyna być cieplej, wpuszczają zimne powietrze. — Dallen sięgnął przez ramię i zębami naciągnął nieco wyżej biało-niebieski koc. — Dlatego właśnie używam mojego eleganckiego koca. Oczywiście niektórzy nie chcą się nimi okrywać, bo wtedy nie mogliby prezentować swoich mięśni, więc kiedy robi się przeciąg, są pierwszymi, którzy się skarżą.
Na te słowa w całej stajni rozległo się rżenie. I kolejne głośne parsknięcie.
DALLEN, DZIĘKUJĘ ZA TWOJE ZABAWNE UWAGI — rozległ się bardzo głośny, dźwięczący, mentalny głos, który było chyba słychać w całym Haven. — Z PEWNOŚCIĄ ZAREKOMENDUJĘ CIĘ NA STANOWISKO NADWORNEGO BŁAZNA.
Teraz rżenie rozległo się w każdym boksie, włączając w to Dallena, który potrafił żartować sam z siebie. Dallen rzucił głową i zdołał skrzyżować kolana oraz zrobić zeza, wywołując tym chichot Magsa.
Kiedy czekam, aż pogoda się poprawi, nie muszę przebywać z tobą na zewnątrz, zostaję w swoim boksie i wtulam się w siano — to chroni mnie nieco przed uderzeniami zimna za każdym razem, gdy ktoś wchodzi do stajni — mówił dalej zadowolony Dallen, podczas gdy Towarzysz królewskiego Herolda, Rolan, powrócił do jakiejś ważnej rozmowy. — Ale to sprawia też, że jestem uważany za leniwego niedorajdę.
— Nie leniwego — odrzekł Mags, biorąc szczotkę, by usunąć jakieś niewidoczne pyłki kurzu albo źdźbła siana, które mogły utkwić w lśniącej grzywie i ogonie jego Towarzysza. — Po prostu praktycznego. Gdybym nie musiał biegać z jednej lekcji na drugą, zaszyłbym się w swoim pokoju i nie wychodziłbym do czasu, aż zrobi się naprawdę ciepło. — Westchnął lekko. — Od tak dawna nie widziałem słońca, że zaczynam wątpić, iż ono istnieje! Nic dziwnego, że Rolan jest taki drażliwy.
Dallen energicznie skinął głową.
Całkowicie się z tobą zgadzam. Wszystkie te pochmurne dni i wiecznie padający śnieg sprawiają, że ludzie stają się depresyjni i podenerwowani. Jak sądzę, również niektórzy z nas zaczynają tracić cierpliwość. To trudne tkwić tutaj w zamknięciu, wiedząc, że wiosna nie spieszy się z nadejściem. — Ogier przeciągnął się, przekrzywiając głowę, tak by Mags mógł wyszczotkować wszystkie swędzące miejsca. Chłopiec zabrał się do pracy. — Nie jestem jedynym, który marzy o spacerze podczas leniwego, ciepłego dnia, kiedy grzeje słońce. Niestety, nastąpi to dopiero za parę miesięcy. A kiedy pomyślę o tym, jak przyjemnie będzie wytarzać się w wysokiej trawie i galopować podczas ciepłej letniej nocy — również zaczynam być rozdrażniony. Zwłaszcza gdy myślę o galopowaniu podczas letnich nocy, bo wyglądam tak wspaniale w świetle księżyca!
Mags musiał się uśmiechnąć na te słowa, a nastrój mu się polepszył. Schylił się ku szyi Dallena i szczotkował go, a czynność ta podziałała uspokajająco na nich obu. To był dla Magsa kolejny nieco nerwowy dzień. Być może Dallen miał rację, mówiąc, że przebywanie w zamkniętych pomieszczeniach sprawia, że wszyscy są nie w sosie. Chłopiec nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak się dzieje — do czasu, gdy popatrzył na sprawę z punktu widzenia innych Adeptów. Większość z nich czuła się zmuszona pozostawać w swoich ciepłych pokojach, co było udręką, a nie luksusem, o którym Mags jeszcze niedawno mógł tylko pomarzyć… właściwie był prawdopodobnie jedynym uczniem, który uważał, że każdy dzień spędza w luksusowych warunkach.
Ech, może nie całkiem. Jest dwoje Adeptów z terenów, na których hoduje się owce. I dwoje z rodzin rolników. A, i jest jeszcze dziewczyna, której ojciec jest kowalem…
Jednakże tylko on był Adeptem, który doświadczył tego, co inni uznawali za skrajne ubóstwo. Większość Adeptów pochodziła z uprzywilejowanych albo przynajmniej z zamożnych rodzin. Nawet prosty pasterz był przerażony, gdy słyszał o warunkach, w jakich żył Mags i inne dzieciaki z kopalni.
Adepci zawsze się na coś skarżyli — na jedzenie, pracę, łóżka, stroje, które nie pasowały, na zbyt ciepłe lub zimne pokoje albo że któryś z nauczycieli jest zbyt surowy. Mags czasem się zastanawiał, czy aby inni uczniowie nie wymyślają sobie powodów, by móc się skarżyć.
On tymczasem… był wdzięczny, że budzi się w jakimkolwiek łóżku. A podwójną wdzięczność czuł za to, że jest to ciepłe łóżko w ciepłym pokoju, w dodatku — czyste i wygodne.
Przez większą część życia za posłanie służyło mu brudne siano w dziurze pod podłogą szopy, a za przykrycie koc, który był bardziej dziurawy niż ubranie. Miejsce do spania dzielił z tuzinem innych, niewolniczo pracujących dzieciaków. Nigdy nie było tam ciepło, nawet latem. Nigdy nie było tam czysto.
Mags również nie był czysty, nawet podczas tych rzadkich okazji, gdy dzieciakom podawano dobry posiłek i pozornie dobrze je traktowano. Zdarzało się to wówczas, gdy kopalnię odwiedzali ludzie kontrolujący, w jakich warunkach żyją pracujące w kopalni dzieci. Kąpiele? Nigdy o nich nie słyszał. Zmywali brud przypadkowo, na przykład podczas pracy przy śluzach, kiedy przesiewano żwir z kopalni w poszukiwaniu niewielkich odprysków kamieni szlachetnych.
Posiadanie ciepłego, czystego łóżka — oczywiście, każdy tego pragnął. A gdy uwolniono go od Pietersów, w konsekwencji czego zaczął się „cywilizować”, Mags odkrył, że lubi higienę. Już po pierwszej kąpieli poczuł się lepiej, choć początkowo to nowe doświadczenie przerażało go.
Posiadanie czystego ubrania, które nie było łachmanami, smaczne jedzenie, którym można się było nasycić — to jak na warunki, w których wyrastał Mags, było szczytem marzeń. Albo nawet nie, nie marzeń. Kiedy pracował jak niewolnik, nie wiedział, że takie rzeczy są w ogóle możliwe, jak więc mógłby o nich śnić?
Wszystko, co dobre, przytrafiło mu się dzięki Dallenowi. To Dallen uczynił Magsa swoim Wybranym, to on przybył po niego, a kiedy nie mógł wyrwać chłopca z rąk człowieka, który zmuszał go i inne dzieciaki do niewolniczej pracy, Dallen zasięgnął pomocy Herolda Jakyra.
Oczywiście w tamtym czasie Mags bał się Herolda tak samo jak mistrza Pietersa, choć na swój sposób było to dobre, bo strach sprawił, że Mags był zbyt sparaliżowany, by się poruszyć czy uciekać. Trwało to do chwili, gdy Dallen pomógł mu się uspokoić.
A potem — och, jak bardzo zmieniło się jego życie!
To, że został Adeptem, odmieniło jego życie tak bardzo, iż Mags myślał nieraz, że stał się inną osobą. Weźmy na przykład jedzenie. Mags nie musiał już więcej jeść kapuśniaku i chleba, który smakował jak sieczka czy trociny. Nie musiał nigdy więcej szperać na śmietniku albo w świńskich pomyjach w poszukiwaniu jedzenia, które nie odpowiadało ludziom mieszkającym w Wielkim Domu. Kiedy pracował jak niewolnik w kopalni, jego największym pragnieniem było natrafienie na bogate złoże kamieni szlachetnych, bo zapewniało mu to dodatkową, niewielką porcję chleba, której nie otrzymywali inni.
Albo warunki, w jakich mieszkał. Nie było już mowy o sypianiu w dziurze na zgniłym sianie, razem z grupą brudnych dzieci. Czy o marznięciu pod cienkim kocem i próbach rozgrzania się, tuląc się do innych. Nie było mowy o owijaniu bosych stóp słomą i łachmanami. Nie było już odmrożeń. Adepci w Kolegium, przynajmniej jak dotąd, nie wiedzieli nawet, czym są odmrożenia!
Skończyło się również spędzanie praktycznie każdej godziny dnia w tunelu kopalni, leżenie na brzuchu i wydłubywanie drogocenne kamienie palcami. Nie było już kar polegających na zmniejszaniu porcji jedzenia, gdy poszukiwania okazały się nieskuteczne — tak jakby Mags miał jakąkolwiek kontrolę nad tym, co tkwiło w skałach!
Nieprawdopodobne.
Nie, inni Adepci nie mieli pojęcia, jak dobrze tutaj mają.
Prawdę powiedziawszy, Mags nie chciał, by zaznali tego samego losu co on. Nikt nie powinien żyć tak, jak kiedyś on żył.
Jednak różnice pomiędzy życiowym doświadczeniem Magsa i innych Adeptów utrudniały mu przystosowanie się w sposób, którego nikt inny nie rozumiał. Nawet on sam tego nie pojmował, czuł jedynie ciągły dyskomfort — z wyjątkiem chwil, które spędzał sam na sam z Dallenem. Czuł się jak kociak wychowany przez kurczaki. Było oczywiste, że nikt w Kolegium nie reagował na pewne sprawy tak jak Mags i wszyscy tutaj z własnego doświadczenia wiedzieli, jak ludzie powinni traktować się nawzajem.
Mags nie dorastał tak jak człowiek, ale jak zwierzę, albo nawet i gorzej. Umiał czytać i pisać, bo takie było prawo, lecz właściciele kopalni starali się, by dzieciaki nie nauczyły się zbyt wiele. Mags nie miał pojęcia, jak odnaleźć się wśród ludzi, którzy mieli coś, co poznał teraz — normalne życie.
Nie radził sobie w sytuacjach, które wymagały orientowania się, w jaki sposób reagują ludzie. To wpędzało go w kłopoty — albo przynajmniej sprawiało, że rzucano mu zdziwione spojrzenia — zdarzało się to tak często, że już przestał na to zwracać uwagę. Kiedy w jakiś sposób naruszał powszechnie obowiązujące reguły zachowania, które dla innych były jasne, nigdy nie był całkiem pewny, jakie słowa czy uczynki to powodowały. A przynajmniej dopóki nie wytłumaczył mu tego Dallen.
Niezależnie od tego, co zrobił i jak wiele nauczył się o zachowaniach innych ludzi, i dlatego, że był tak wdzięczny za wszystkie najmniejsze rzeczy — których nie potrzebował — często czuł, że nie jest w stanie się dopasować.
Był Adeptem od kilku miesięcy i wciąż wydawało mu się, że bierze udział w wyścigu, w którym nie jest w stanie nadążyć za resztą. Jak bardzo by się starał, inni i tak byli zdolniejsi, szybsi i mocniejsi. Było oczywiste, że wszyscy, począwszy od najskromniejszego służącego, a skończywszy na najpotężniejszym człowieku w kraju, przywykli do posiadania większej ilości rzeczy niż Mags. Każdy dzieciak z kopalni miał na własność co najwyżej kawałek podartego koca, i to tylko wtedy, jeśli ktoś starszy mu go nie odebrał. To, że miał teraz sporo rzeczy, wydawało się Magsowi absurdalne. Pod tym wszystkim tkwił strach, że ktoś go odnajdzie i wszystko mu odbierze. Lęk ten zmniejszał się z upływem czasu, ale nie zniknął całkowicie, wpływając niemal na każdy aspekt życia chłopca.
Wiesz, to, co mogę zrobić, to powtarzać ci, że przynależysz tutaj, że dobrze wybrałem i nikt nie ma zamiaru cię nigdzie odsyłać — powiedział Dallen, z czułością chuchając ciepłym, pachnącym oddechem we włosy Magsa. — W ostateczności zdejmę z ciebie ten strach. Będę niczym woda niszcząca skałę.
Mags westchnął i poklepał Dallena po szyi. Nawet jego Towarzysz nie całkiem go rozumiał. Nie mógł pomóc. Mags przez lata żył w określony sposób i… być może skała była zbyt twarda, by można ją było rozkruszyć.
A poza tym pozostawała kwestia… pozycji Magsa w Kolegium. Większość osób wokół niego, a zwłaszcza jego koledzy Adepci, byli przyzwyczajeni do szacunku ze strony osób o niższej pozycji społecznej, których zwłaszcza poza Kolegium było wielu. Adepci byli pewni siebie i oczekiwali, że inni będą się do nich zwracali z respektem. Mags przywykł do otrzymywania ciosów i przykrych słów, a dopóki nie założył szarego stroju Adepta, nikt nigdy nie okazywał mu szacunku.
Adepci podchodzili do innych swobodnie, co Magsowi przychodziło z trudem. Musiał walczyć ze sobą, by nie okazywać swojego poddaństwa, charakterystycznego dla służących. To oczywiście było postrzegane jako „podlizywanie się”.
I wreszcie, Mags naprawdę podziwiał Heroldów i wielu starszych Adeptów. Chciał, by o tym wiedzieli. Zasługiwali na szacunek. Do licha, to przecież właśnie Heroldowie uratowali go i inne dzieciaki z kopalni! Życie tam w najlepszym razie trwało krótko, w najgorszym zaś… no cóż, dzieciakom, które okazywały choć cień sprzeciwu, zdarzały się „wypadki”. Na świecie było dość niechcianych sierot, mogących zastąpić te dzieciaki, które nie przeżyły.
Dobre maniery, respekt, wiedza, jak się zachowywać pośród innych — wszystko to było zupełnie obce komuś, kto dorastał, walcząc o kuchenne odpadki, i kto podlizywanie się traktował jako sposób na uniknięcie pobicia. Wiele razy w kopalni Mags z radością zrobiłby prawie każdą poniżającą rzecz, byle tylko dostać trochę więcej jedzenia albo choć minimalnie większy koc. Zrobiłby niemal wszystko. Jak więc mógł należeć do grupy ludzi, którzy myśleli, że usiłuje wkradać się w ich łaski, podczas gdy on był tylko wdzięczny za to, że mógł być tutaj?
Ale był ktoś, na kim Mags zawsze mógł polegać. W jakiś sposób Dallenowi zawsze udawało się sprawić, że chłopiec zaczynał się czuć lepiej. Niezależnie od tego, co się stało i jakie faux pas popełnił.
Chwil zwątpienia, w których Mags sądził, że nigdy, przenigdy nie uda mu się przywdziać białego stroju Herolda, było coraz mniej. Coraz częściej miał poczucie, że zaczyna zachowywać się podobnie do reszty ludzi, nawet jeśli nie czuł się tak jak inni.
Po prostu działaj. Sprawiaj wrażenie, że tu przynależysz i w końcu nawet ty sam w to uwierzysz. — Dallen trącił go nosem. — Możesz także pomyśleć o tym miejscu pod moją szyją…
Chłopiec uśmiechnął się lekko i delikatnie przeciągnął szczotką po skórze Dallena. Pocieszająca, stała obecność Towarzysza w jego myślach działała uspokajająco. Kiedy zaś niewidzialna presja stawała się zbyt duża, Magsowi przynosiła ulgę tylko fizyczna obecność Dallena.
Dziś powodem, dla którego tu się znalazł, była opinia, że próbuje stać się pupilkiem nauczycieli, podczas gdy w rzeczywistości Mags pragnął być traktowany na równi ze wszystkimi uczniami w klasie. Był wdzięczny nauczycielom za dodatkowy czas, który mu poświęcali. Skąd więc wzięła się taka krzywdząca opinia?
— Twoja obecność jest lekiem na całe zło — wymamrotał do Dallena. — Nie wiem, jak to się dzieje, że jeszcze nie masz mnie dosyć.
Wybaczę ci, jeśli dostanę ciastko z jabłkiem, które mi obiecałeś — rzekł Dallen, niecierpliwie trącając kieszeń Magsa. — Wiesz, słodkie pierożki z jabłkami smakują najlepiej, gdy są jeszcze ciepłe, a ty powiedziałeś, że przyniesiesz mi jedno po lunchu.
Zadowolony, że może zająć się czymś, co oderwie go od nieprzyjemnych myśli, Mags sięgnął do kieszeni i wyjął dwa małe trójkątne ciasteczka — specjalny przysmak na zimny dzień, przygotowany przez kuchnię. Ciasteczka były deserem, który można było wynieść z jadalni i zjeść później, grzały ręce i uczniowie zawsze to doceniali. Przygotowanie małych, pojedynczych ciastek zabierało sporo czasu, ale z drugiej strony, kiedy jedzenie można było zabrać ze sobą, jadalnia szybciej pustoszała. Oznaczało to, że można było pozmywać naczynia, wytrzeć stoły, umyć podłogi i znacznie wcześniej skończyć pracę. Każdy coś zyskiwał.
Drzwi znowu się otworzyły, a Mags uzmysłowił sobie, że nie był jedynym człowiekiem noszącym szary strój Adepta, który chciał skraść kilka chwil sam na sam ze swym Towarzyszem. Prawdopodobnie ten ktoś także przyniósł słodkiego pierożka. Towarzysze lubili słodycze. Mags nie kłopotał się sprawdzaniem, kto to był; jeśli ta osoba i jej Towarzysz będą mieli ochotę na pogawędkę, wiedzą, że Mags jest w stajni. A jeśli będą pragnęli prywatności, chłopiec nie miał zamiaru im przeszkadzać.
Póki co obserwował, jak znika pochłaniane przez Dallena ciasteczko.
— Nie mam pojęcia, dlaczego tak bardzo je lubisz — powiedział Mags — skoro właściwie nawet nie jesteś w stanie poczuć ich smaku. Byłbym zdziwiony, gdyby ciasteczka zdążyły choć dotknąć twego języka.
Mags ugryzł kawałek własnego ciastka. Było pyszne; jabłka smakowały tak, jakby dopiero co je zebrano, co było niesamowite, gdyż do wypieku użyto suszonych owoców z zeszłorocznych zbiorów. Główny kucharz był dumny z tego, że jedzenie przygotowane dla ponad setki osób smakowało tak, jakby to był posiłek dla małej rodziny. Prawie zawsze mu się to udawało. Na przykład dzisiejszy lunch… Myśląc o nim, Mags oblizał wargi. Gęsta zupa fasolowa z boczkiem, golonka z kapustą i mnóstwo bułek prosto z pieca, które aż parzyły w ręce, gdy próbowałeś je rozkroić i posmarować masłem.
— Dobre, proste jedzenie w dużej ilości to jest to, czego młodzi potrzebują — usłyszał niechcący słowa kucharza. — A jeśli wysoko urodzonym to nie pasuje, mogą się stołować gdzie indziej.
Cóż, jeśli to było „dobre, proste jedzenie”, to Mags nie chciał jadać z wysoko urodzonymi. Jego głowa prawdopodobnie eksplodowałaby wtedy od nadmiaru wrażeń.
I po dzisiejszym lunchu, zamiast ciast ustawionych na stołach, przy drzwiach czekały małe słodkie pierożki, które można było zabrać ze sobą. Na deser zawsze było ciasto. Kucharz uważał, że taki przysmak to doskonały sposób, by jadać owoce zimą. Kolejny luksus nie do pomyślenia. W kopalni Mags miał możliwość spróbowania czegoś słodkiego tylko wtedy, gdy żuł końcówki kwiatu koniczyny, skradł trochę miodu z gniazda dzikich pszczół albo zwinął coś słodkiego i przypalonego z koryta świń.
Doskonale czuję smak ciastka, dziękuję. Czy nie czas już, żebyś wracał na lekcje? — zapytał Dallen, oblizując swoim ogromnym językiem zęby i pysk, a nawet nozdrza, starając się nie stracić żadnego okruszka cukru, miodu i przypraw. — Czasami trudno jest oddzielić ogarniające cię poczucie niepokoju od spraw, którymi ja i ty naprawdę powinniśmy się zajmować.
Nie jest tak źle — odrzekł na to Mags. Ugryzł kolejny kawałek ciastka, rozmyślając, jak bardzo przydatna jest myślmowa. To umożliwiało mu jednoczesne „mówienie” i jedzenie. — Myślę, że robię postępy z historii. Lubię też liczyć, ale dzisiaj zaczęliśmy geometrię i przyprawiło mnie to o zawroty głowy. Lena potrafi mi pomóc z historią, ale nie wychodzi jej to w przypadku geometrii. Nie rozumiem, po co nam cokolwiek poza rachunkami. Nie mam zamiaru być wynalazcą!
Myśl o porannej lekcji matematyki sprawiła, że Mags lekko się spocił. Kąty, niewiadome i obliczenia, które nie były tak proste jak dodawanie czy odejmowanie.
Nie, nie będziesz wynalazcą, ale musisz mieć pojęcie o takich sprawach, gdy będziesz jeździł do wiosek. Nie tylko wynalazcy potrzebują geometrii. Do zadań Herolda należy przywracanie znaczników granicznych po powodzi albo innej katastrofie, sprawdzanie ich, gdy trwa spór o ziemię — zauważył rozsądnie Dallen, a Mags otrzymał mentalną wizję Herolda — jak zawsze był to ktoś, kogo nie znał, kto trudził się nad obliczeniami, a potem udawał się w celu przemieszczenia kamieni granicznych, obserwowany przez dwóch rolników, którzy czujnie wypatrywali najmniejszej oznaki faworyzowania drugiej strony. — Aż nazbyt często, zwłaszcza na terenach położonych daleko od Haven, Herold jest jedynym ekspertem, na którego pomoc mogą liczyć mieszkańcy wsi. Dlatego właśnie masz mnóstwo zajęć poświęconych leczeniu ran i podstawom uzdrawiania. Nikt nie oczekuje, że staniesz się Uzdrowicielem — ale może się zdarzyć, że ktoś zostanie ranny, a ty będziesz jedyną osobą, która będzie w stanie pomóc.
Mags starał się, jak mógł, ale nie potrafił wyobrazić sobie siebie samego występującego z pozycji autorytetu. Marszczył się na tę myśl, a czasem wywoływała ona u niego ból głowy. To, że pewnego dnia ktoś będzie na nim polegał, słuchał go, wydawało mu się nieprawdopodobne. Kto kiedykolwiek mógłby w niego wierzyć?
Ja w ciebie wierzę. A tak poza tym, nie chodzi o to, że ludzie mają wierzyć w ciebie, osobiście. Kiedy pojawisz się w obwodzie, nikt nie będzie cię tam znał — i nie musi. Ludzie wierzą w strój Herolda i to, co on reprezentuje. Nie interesuje ich, kto go nosi, dopóki człowiek ten podejmuje właściwe decyzje. Wierzą w urząd Herolda.
Mags żuł z namysłem, po czym przełknął. Istniała jedna rzecz, którą mógł sobie wyobrazić. Z łatwością widział siebie stającego w obronie ludzi, którzy nie mogli się bronić. Bo przecież już to kiedyś robił, czyż nie? Naraził się na niebezpieczeństwo, by ratować Beara. A przedtem… przekazał Heroldom informacje, których potrzebowali, by zamknąć kopalnię i ocalić dzieci pracujące jak niewolnicy.
Mimowolnie zadrżał, myśląc o rewanżu, jaki może na nim wziąć jego dawny pracodawca, jeśli kiedykolwiek odkryje, kto go wydał, po czym rzekł z udawaną lekkością:
— Sądzę, że sam mogę kiedyś potrzebować leczenia. Słyszałem, jak nieraz określa się prawdziwych Heroldów w bieli: „Och, Zastrzel Mnie Teraz”.
O tak. Bycie Heroldem należało do niebezpiecznych zajęć. Czasem Mags był z tego zadowolony… Przypominało to scenariusz: „Mam dwie wiadomości: jedną dobrą, a drugą złą. Dobra to taka, iż będziesz szanowany, a wszystkie twoje potrzeby i pragnienia będą zawsze zaspokajane. Zła wiadomość jest taka, że twoje nowe imię brzmi: Cel”. Bywało, że Mags czuł ulgę, ponieważ nie był w stanie uwierzyć w to życie, chyba że miałoby się ono wiązać z dużym ryzykiem.
Czasami jednak dopadał go lęk. Pomimo wymijających słów czuł na karku zimny dreszcz na myśl o wykorzystywaniu wiedzy Uzdrowicieli do leczenia samego siebie. To było przerażająco bliskie sytuacji, w której pomógł uratować Beara.
Dallen posłał Magsowi przeszywające spojrzenie.
Nie będę udawał, że to niemożliwe, ale nim zaczniesz się o to martwić, minie jeszcze dużo czasu. Przed tobą lata nauki. I kto wie? Być może zostaniesz w Haven lub w innym mieście i w ogóle nie będziesz podróżował po obwodzie. W porządku?
Mentalny głos Dallena podszyty był jednak niepokojem. Mags uśmiechnął się i potarł policzkiem o szyję Towarzysza.
— Nie mam zamiaru się tym martwić. Po prostu przyjmijmy, że to dobry powód, by jeszcze bardziej się starać podczas trudnych lekcji. Zwłaszcza jeżeli trzeba umieć zakładać bandaże! — Roześmiał się. — Przede mną długa droga, by dogonić innych uczniów. Zanim włożę biały strój Herolda, będę już mieć siwe włosy!
Czyścił Dallena dopóty, dopóki jego gruba, zimowa sierść nie stała się czysta i gładka niczym puch z nowej poduszki, a jego grzywa i ogon lśniły niczym jedwab. Mags starannie zachował pozostałe po czesaniu włosie do wyplatania — teraz już wiedział, jak bardzo ludzie cenią drobiazgi zrobione z włosów Towarzysza i z jego pomocą. Mags powiesił nawet na gwoździu małą torebkę zrobioną z siatki, w której gromadził włosie Dallena. Zwijał je w niewielki kłębek i starannie chował do torebki; tym razem również tak zrobił.
Wyczyściwszy Dallena i przykrywszy go kocem, Mags wyjrzał z boksu.
— Kiedy wszedłem dziś do stajni, Rolan wyglądał tak, jakbym przerwał mu jakąś fascynującą konwersację. Czy rozmawiał o jakichś ważnych sprawach, czy o drobiazgach?
Za jego plecami Dallen wydał z siebie dźwięk przypominający parsknięcie.
Nie zdziwiłoby mnie, gdybyś przerwał mu flirtowanie. Jego godność nigdy nie pozwoliłaby mu się do tego przyznać. Jestem pewien, że większość klaczy szaleje za nim.
Mags odwrócił się i pokręcił głową.
— Myślę, że Rolan kłusuje na twoim terenie. Co ty na to, Dallen? — Uśmiechnął się.
Ogier znowu parsknął.
Chcę, byś wiedział, że tak czystej i olśniewająco doskonałej istocie, którą jestem, nie grozi utrata uwielbienia innych, nawet na rzecz Rolana. To nie tak, że stoję w swoim boksie smętnie, czekając na twą wizytę.
Zdołał podskoczyć i zadrzeć nos niczym koń paradujący podczas pokazu.
Mags musiał się roześmiać.
Choć muszę przyznać, że pomaga również fakt, że jesteś tak troskliwy podczas pielęgnowania mnie. Pozwala jeszcze bardziej podkreślić to, co i tak jest już wspaniałe. — Dallen przekrzywił głowę i przybrał dumną pozę.
— Jesteś bardzo skromny! — zachichotał Mags.
Ależ oczywiście. To właśnie między innymi sprawia, że cieszę się takim uwielbieniem.
Dallen skierował na Magsa swoje ogromne błękitne oczy.
Chłopiec znowu zachichotał.
— Przysięgam, jesteś gorszy niż dworacy. W następnej kolejności zażądasz, bym znalazł dla ciebie jedwabny i aksamitny koc, bo wełniane przykrycie nie pozwala dostatecznie wyeksponować twojej sierści.
Hmm. Tak sądzisz? — Dallen zamilkł na chwilę na tyle długą, że Mags zaczął się zastanawiać, czy jego Towarzysz wziął tę propozycję poważnie. Potem Dallen zarżał wesoło. — Powinienem zalecić to Rolanowi. Będzie czegoś takiego potrzebować, by ze mną rywalizować.
— Rolan najchętniej wyrwałby ci ogon. — Mags potrząsnął głową. — Nie wiem, dlaczego jeszcze tego nie zrobił.
Tak naprawdę, choć udaje, że czuje się dotknięty, lubi, kiedy wytykam mu jego próżność. A ja lubię pozwalać mu wylewać jego rozdrażnienie. Oto nasza sztuka przetrwania.
To były nieznane Magsowi słowa. Potrząsnął głową.
— Sztuka przetrwania? Co to oznacza?
To wielki sekret życia, drogi chłopcze. Nie możesz zaplanować wszystkiego, toteż przyjmujesz dobre i złe rzeczy, które się wydarzają, i radzisz sobie z nimi. I nawet jeśli życie nieraz bywa poplątane, jakoś dajesz sobie radę.
Mags zastanowił się nad tym. Prawdą było to, że żył chwilą, nie myśląc o złych czy dobrych czasach, a w każdym razie nie stawiał sobie tego za cel. Ale działo się tak dlatego, że kiedy myślał o swoim życiu — nawet jeżeli wszystko układało się po jego myśli — gdzieś głęboko kryła się pewność, że to, co dobre, nie może trwać wiecznie. Całe dotychczasowe życie go tego uczyło. Czy więc myślenie o dniu dzisiejszym i niezamartwianie się o przyszłość było tym, co Dallen nazywał „sztuką przetrwania”?
Niezupełnie — sprostował Towarzysz. — W ciężkich czasach masz nadzieję, że nastaną lepsze dni, i tak się dzieje. W szczęśliwych momentach robisz plany na przyszłość, bo wiesz, że nadejdą również gorsze chwile. I, co smutne, one nadchodzą. Taka jest natura rzeczy.
Cóż, Mags nie mógł się z tym nie zgodzić.
Dallen lekko go trącił.
Zasada jest taka, że większa część spraw nie jest aż tak ważna, jak sądzimy. Tak długo, jak trzymasz się tej myśli, żaden wróg ani nawet fałszywy przyjaciel nie będzie w stanie cię zranić — a przynajmniej nie tak bardzo, byś nie mógł się podnieść.
Mags spojrzał na niego podejrzliwie.
Nikt z nas nie jest na tyle pewny swego miejsca w świecie, by od czasu do czasu nie czuć, że traci grunt pod nogami, gdy dzieje się coś złego. Liczy się to, że znowu wstajesz. Nie to, że upadasz, ale to, że się podnosisz, jest tym, co naprawdę ma znaczenie.
Mags prychnął.
— Powinieneś otworzyć sklep w dzielnicy Uzdrowicieli Umysłu i kasować za każdą poradę.
Dallen uniósł głowę, co nadało mu królewski wygląd.
Możesz sobie kpić. Ale odpowiedz mi na jedno pytanie, jeśli możesz.
Mags potaknął.
Dallen schylił głowę i poważnie popatrzył młodemu Adeptowi prosto w oczy.
Czy masz zamiar zjeść drugą połowę swojego ciasteczka? — zapytał znacząco. — Bo jeśli nie…
Mags westchnął, zaśmiał się i dał mu je.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki