Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Intuicja - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Intuicja - ebook

Charlotte zawsze fascynowały tajemnice ludzkiego umysłu. Jako psycholog widziała już wszystko – do czasu, gdy poznaje Ryana, więźnia zakładu karnego o zaostrzonym rygorze. W miarę jak go poznaje, zaczyna wątpić w jego winę. Ryan jest czarujący i inteligentny, ale także wycofany i tajemniczy. Zagłębiając się w jego sprawę, Charlotte odkrywa tajemnice i spiski, które grożą zniszczeniem wszystkiego, w co do tej pory wierzyła. Jest zmuszona wybierać między obowiązkiem wobec prawa a rosnącym uczuciem do niego. Ale czy może mu zaufać? Czy Ryan Baker naprawdę jest niewinny, czy też prowadzi niebezpieczną grę?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397177307
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Drzwi więzienia zatrzaskują się za mną, zostawiając moje dotychczasowe życie na zewnątrz. Wzdrygam się, żeby zrzucić nadmiar napięcia, które mnie opanowało. Krople potu na czole zdradzają moją wewnętrzną walkę. Twardość, chłód i bezduszność tego miejsca są dla mnie przytłaczające.

Zaciskam wilgotne palce na pasku torebki, podczas gdy za plecami słychać brzęk metalu, kroki i głośne rozmowy z krótkofalówek. Ze wstydem przyspieszam, chcąc uniknąć spojrzeń strażników, zanim zdążą odczytać moje podenerwowanie.

Kiedy tylko wchodzę do swojego gabinetu, czuję upragniony spokój, który zapewne ma krótką datę ważności. Zamykam za sobą drzwi i opieram się o nie tyłem. Bezszelestnie pozbywam się nadmiaru wstrzymywanego powietrza z płuc i czekam, aż serce zwolni swój galop. Gdy tak się nie dzieje, ruszam w stronę okna i je uchylam, wdychając świeże powietrze przez nos.

Nie mogę się poddać. Dmucham na spocone czoło, prostując sylwetkę. Jestem tu, żeby im pomóc, dopinguję się w myślach. Odejście na starcie nie leży w mojej naturze.

Rozglądam się po wnętrzu, jednak coś nie daje mi spokoju. Podchodzę do okna wychodzącego na korytarz i zasuwam żaluzje, by zapewnić intymność rozmowom, które mnie czekają. Z jednej strony obserwacja z zewnątrz może uratować mi życie, z drugiej – nie lubię być obserwowana.

Opieram się o krawędź biurka, lekko przysiadając, z jedną nogą swobodnie opartą o podłogę. Wreszcie mogę skupić uwagę na wnętrzu. Ściany, które mnie otaczają, mają ciepły odcień beżu, który wydaje się nijaki. Pomiędzy dwoma żółtymi fotelami stoi mały stolik kawowy, a na nim mało zachęcająca pustka. Odrobinę dłużej wpatruję się w ten mebel i pozwalam, żeby moja przeszłość mnie zaatakowała. Prędzej czy później i tak by mnie dopadła. Lepiej, żeby zrobiła to dyskretnie, jak na dobrze wychowaną traumę przystało.

Serce rozpędza się niczym pociąg. Skóra na głowie zaczyna mnie już swędzieć. Kolana mi drżą, jakby ktoś popieścił je prądem. Przymykam oczy, skupiam się na oddechu i wyobrażam sobie, że dzierżę w ręku kij.

To będzie moja ostateczna granica.

Żadnych krat, szyb, strażnika.

Zaciskam dłonie w pięści, gdy mózg wreszcie wierzy w to, że trzymam w ręku ten cholerny kij, i powtarzam w myślach swoją pozytywną mantrę.

Jeden raz, drugi, trzeci, piąty.

Działa. Uspokajam się i otwieram oczy.

To naprawdę kiepski początek pracy.

Idę usiąść na jednym z foteli, wyobrażając sobie osobę, która za chwilę zajmie drugie miejsce. Oczywiście znam jego akta, ale nie dały mi one pełnego obrazu tego, kim tak naprawdę jest Ryan Baker.

Czy będzie taktowny, czy rozpęta burzę wrogości? Czy jest otwarty na konstruktywny dialog, czy też w jego postawie będzie czaił się opór? Czy będzie dźwigał ciężar swojej przeszłości, czy też uwolnił się od jej uścisku?

Przestań. Przestań. Przestań!

Karcę się w myślach, próbując powstrzymać nadciągającą panikę. Przecieram twarz, wiedząc, że to była słuszna decyzja. Przecież jestem w tym dobra. Wiem, jak to działa. Nie mogę już uciekać od przeszłości. Muszę się z nią zmierzyć i przestać się zadręczać.

Nie wszyscy chcą cię skrzywdzić, Charlotte.

Nie wszyscy.

Jasne.

Spoglądam na zegarek. Mam dość czasu, by zapalić i ukoić nerwy, choć wiem, że to nieodpowiednie miejsce. Ale przecież więzienie to idealne miejsce na złe decyzje, prawda?

Wstaję z fotela i ruszam do biurka, ale gdy jestem w połowie drogi, rozlega się ciche pukanie do drzwi. Podskakuję, jakby ktoś przyłapał mnie na podjadaniu w bibliotece.

A więc fatalny początek dnia był tylko rozgrzewką, jak przypuszczam.

– Witaj, Charlotte – mówi mężczyzna, wchodząc zbyt pewnie do środka. – Nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać. – Podchodzi do mnie z uśmiechem i wyciąga rękę, żeby się ze mną przywitać. – Jack Wills. – Czeka, aż się przedstawię, i zamierzam to zrobić, ale on znowu otwiera usta. – Jak ci się u nas podoba?

Zabieram swoją dłoń i wygładzam nią spódnicę.

Cóż. Jestem tu od dzisiaj, jest dziewiąta rano, więc nie bardzo wiem, co mam powiedzieć, oprócz tego, że miałam naprawdę popieprzony początek dnia.

– Jest... spektakularnie przeciętne – odpowiadam, ukrywając prawdziwe myśli za cienkim uśmiechem.

Dostrzegam, że Jack niechętnie przyjmuje moją zdystansowaną postawę.

– Pracuję w skrzydle A – mówi – więc będziemy się często widywać. Chciałbym, żebyś czuła się tutaj dobrze. Z tego, co wiem, nie masz doświadczenia z więzieniem dla mężczyzn. Dobrze usłyszałem?

Och, wręcz co do słowa.

– Tak, ale mam doświadczenie z ludźmi, którzy stracili swoją wolność.

Maskuję uśmiechem sarkazm. Nie mogę stracić tej pracy, więc muszę zyskać sympatię personelu, żeby tutaj przetrwać.

P r z e t r w a ć.

Chętnie skasowałabym to słowo ze swojego słownika. Jack przechyla lekko głowę do lewego ramienia, przyglądając mi się, jak nowicjuszce.

– Na własne życzenie – nawiązuje do więźniów. – Nie możesz o tym zapominać. Niektórzy dobrze się maskują, udając wilki w owczych skórach, ale to wciąż wilki.

To, że jestem tutaj nowa, nie oznacza, że dopiero zaczynam karierę. Niektórzy chyba nie potrafią tego rozróżnić.

– Jestem tego świadoma.

W duchu dziękuję ojcu za lekcje dyplomacji. Nauczył mnie, że wszystko, co chcę powiedzieć na głos, mogę zatrzymać w głowie. Mózg i tak nie widzi różnicy.

A więc: jestem psychologiem klinicznym i mam doświadczenie w leczeniu wielu schorzeń psychicznych, jak i w pracy ze skazanymi, którzy doświadczyli traumy. Wiem, kiedy chcą się ze mną bawić, a kiedy naprawdę potrzebują pomocy. Wiem też, że bez względu na to, co zrobili, moim obowiązkiem jest ich leczyć.

Tak więc daruj sobie, Wszechwiedzący Jack.

– Zwykle po dwunastej robimy sobie przerwę, więc będzie nam miło, jeśli do nas dołączysz – mówi Jack, zjeżdżając z tematu i przejmując rolę miłego kolegi.

– My?

Jeśli są tacy jak on, nie przeżyję tego. Jasne, wiem, że go nie znam, ale sam fakt, że nie chcę go poznać, skreśla go na samym starcie. To jak z butami, które wyglądają na niewygodne – nie musisz ich zakładać, żeby wiedzieć, że będziesz cierpieć.

Nie ma tu straconej miłości.

– Na tym skrzydle – kontynuuje Jack. – Pięć osób: ja, Martin, Sonia, Ella i Jacob. Reszta jest nudna, ale jakby co, nie usłyszałaś tego ode mnie. – Śmieje się.

Naprawdę nie mam na to ochoty, ale nie mogę okazać się taką zdzirą.

– W takim razie, do zobaczenia.

Uśmiecham się fałszywie.

Pragnę, żeby nikt mi teraz nie przeszkadzał. Lubię pracować w ciszy i nie nadaję się na żadne grupowe śniadania.

– Gdybyś czegoś potrzebowała, to dzwoń. Idę po Bakera.

– Okej.

Jack odwraca się do mnie z irytującym uśmiechem.

– Jest spokojny, nie musisz się niczego obawiać.

Przysięgam, że jeszcze chwila i lekcje dyplomacji mojego ojca pójdą na marne. Jednak daję nam ostatnią szansę. Bez pośpiechu upijam wodę z butelki, myśląc nad odpowiedzią. Dlaczego z góry zakłada, że boję się więźnia? Wyglądam na kobietę, która nie grzeszy pewnością siebie?

Odstawiam butelkę na biurko i kładę dłonie na biodrach. Że też musiałam założyć tak ciasną spódnicę z wysokim stanem. Nie mogę nawet zaczerpnąć dobrze powietrza, a bardzo go teraz potrzebuję.

– Spokój to tylko fasada – odpowiadam. – Zawsze. Zwłaszcza u takich jak on. Ale wiesz o tym, prawda, Jack?

Jack marszczy brwi, jakby przez chwilę się zastanawiał, czy odpowiadać. W końcu odwraca się i wzrusza ramionami.

– Znasz się na swojej pracy, Charlotte. Ja na swojej. – Pragnę przewrócić teraz oczami, ale znów się do mnie odwraca. – Pamiętasz o laptopie, prawda?

O rany. Ostatnia rzecz, którą potrzebuję, to dać Ryanowi Bakerowi narzędzie, które mogłoby być użyte przeciwko mnie.

– Tak, wiem. Laptop zostawiłam na zewnątrz. Wszystko, co potrzebuję, mam w swoich notatkach.

– Dobry wybór. Bezpieczeństwo na pierwszym miejscu. To nie laptop jest tu najgroźniejszy.

Kiedy Jack zamyka za sobą drzwi, próbuję powstrzymać się przed oceną, choć to trudne. W końcu to moja praca. Czytanie sygnałów werbalnych, niewerbalnych, tonu głosu, pojedynczych słów, ubioru, kolorów, którymi dana osoba się otacza. To wszystko, na co zwracam uwagę, często przeszkadza mi w kontaktach międzyludzkich.

Nie przyszłaś tutaj zawierać znajomości, Charlotte.

Fakt. To moja szansa. Muszę się wykazać, pomóc Sarze i przy okazji udowodnić, że się do tego nadaję. Tylko te motywacje sprawiły, że zgodziłam się na tę posadę. Nie sądzę, że po tym, co przeżyłam w Willow Creek, ponownie chciała pakować się w tak bliski kontakt z osadzonym.

Ale podobno Ryan Baker jest inny. Jest tutaj prawie pięć lat i dawno nie wdał się w żadną bójkę. Prowokowany wiele razy, zawsze używa własnej strategii, która pozwoliła mu na zyskanie szacunku. A więc logiczne, że chcę go poznać i dowiedzieć się, co popchnęło go do takiej zbrodni? Analiza jego charakteru wniesie w moje obecne doświadczenie coś, czego desperacko potrzebuję.

Po piętnastu minutach, ponownie rozlega się pukanie do drzwi. Otwiera je Wszechwiedzący Jack. Najpierw widzę jego dłoń spoczywającą na klamce, potem ramię, szyję i prawy profil twarzy. Mówi coś do kogoś, a potem patrzy na mnie. Potem znów patrzy przed siebie i wprowadza więźnia.

I oto jest. Ryan Baker.

Wstaję z fotela i idę mu na spotkanie. Jest o wiele większy ode mnie, co z automatu sprawia, że czuję się niepewnie. Na sobie ma klasyczny więzienny strój: pomarańczowe spodnie i białą koszulkę. Jest bardzo dobrze zbudowany, co oznacza, że wyładowuje nadmiar testosteronu podczas ćwiczeń. Z daleka widzę, że ma czyste dłonie i świeżo ogoloną twarz. Wygląda jak człowiek, który dba o siebie, pomimo swojej obecnej sytuacji. Jego buty są wypolerowane do perfekcji, co odruchowo unosi moje brwi.

Przygotował się.

– Dziękuję, Jack. Możesz zostawić nas samych.

– W razie czego, wciśnij przycisk albo krzycz.

Zbyt szybko przełykam ślinę przez ściśnięty przełyk. Baker nie ma kajdanek, drzwi zostały właśnie zamknięte. Jesteśmy sami. W pokoju nagle zrobiło się ciasno i niezręcznie. Z drugiej strony, Jack dobrze zna osadzonych i gdyby Ryan Baker stanowił dla mnie zagrożenie, nie znalazłby się tutaj. Musielibyśmy odbywać tę rozmowę w o wiele mniej przyjemnych warunkach.

Tak, to mnie uspokaja.

Zauważam, że Baker ślizga po mnie wzrokiem, siedząc już na swoim miejscu. Poprawiam swoją spódnicę i łączę kolana jak najciaśniej, siadając. On dalej się we mnie wpatruje, ale mi to jeszcze nie przeszkadza.

– A więc – zaczynam – panie Baker, nazywam się Charlotte Belmont i od dzisiaj jestem pana psychologiem.

Baker odkrztusza gardło. Szykuję się na ripostę, w której zapewni mnie, że nie potrzebuje mojej pomocy albo awanturę. W zasadzie, jestem przygotowana na wszystko.

Chyba.

– Mów mi po imieniu, które na pewno znasz.

Unoszę wzrok znad papierów, które mają pomóc mi w rozmowie z nim. Z reguły osadzony stara się zachować jakieś pozory i sprawić, żebym go polubiła. Ale najwyraźniej robią tak tylko kobiety.

Czuję, że nie będę się z nim nudzić.

– Tak, oczywiście, że tak.

Nie wiem, czy to, że nie mam doświadczenia z więźniami, mnie tak peszy, czy chodzi głównie o niego. Oto jak na mnie patrzy.

– Nie bardzo rozumiem, dlaczego potrzebuję kolejnego psychologa? – pyta mnie Baker.

– Naczelnik uznał, że rozmowa ze mną może przynieść ci dużo korzyści – wyjaśniam. – Chce, aby twój umysł pozostał aktywny, ponieważ nie jesteś przeciętnym osadzonym.

Może naczelnik powiedział mi to, bo zdawał sobie sprawę, że Baker mnie o to zapyta. Ale wydaje mi się, że powód był głębszy. Miałam sprawić mu ten komplement, żeby mnie polubił. Patrząc na niego, nie sądzę, żeby zależało mu na mojej sympatii, ale dajmy mu szansę.

– Po czym to stwierdzono? – Marszczę brwi. O co mu chodzi? – Pytam, bo nie wiem, czy masz dostęp do mojej pełnej karty medycznej?

Chciałby, żebym znała historię jego leczenia, czy wręcz przeciwnie? Jaki cel mają te wszystkie pytania? To ja jestem od ich zadawania, a nie on. Do czego zmierza? Szlag. W takich chwilach nie różnię się od śledczych, którzy chcieliby znać odpowiedzi po pierwszej minucie przesłuchania.

– Nie mam dostępu do całej twojej historii medycznej, ale nie jestem tu po to, żeby powielać badania innych. Chcę cię poznać i sama wyrobić sobie opinię na twój temat.

Chcę go uspokoić, ale moje słowa chyba nie robią na nim wrażenia. A przynajmniej nie takiego, jakbym chciała. Uważa, że nim tu wszedł, wyrobiłam sobie o nim opinię. Poznaję ten sposób rozmowy, zachowania, mimiki. Wie, że znam jego akta i nie jest tu za drobne przestępstwo. To zawsze tworzy pierwszą blokadę między więźniem a psychologiem.

– Opinia może być potężniejsza od faktów, Charlotte.

Jest mi gorąco i znów suszy mnie w gardle. Nie podoba mi się to, w jaki sposób do mnie mówi i wypowiada moje imię. Chcę, żebyśmy zburzyli ten mur, ale nie w ten sposób.

– Ma moc wpływu na nasze postrzeganie i decyzje – dokańcza myśl. – Co czyni ją bardziej niebezpieczną.

Okej, teraz rozumiem. Chce, żebym od razu zdała sobie sprawę, że nie jest głupi.

– Tak, rozumiem to, Ryan, ale pragnę, abyś ty również zrozumiał, że wszystko, co mówisz, czym się dzielisz, jest poufne i jest to miejsce, gdzie możesz być całkowicie sobą.

Skoro nie jest głupi, rozumie mój przekaz. Zakładanie maski udaje się tylko przez jakiś czas. Pójdzie nam o wiele sprawniej i przyjemniej, gdy nie będzie udawał kogoś, kim nie jest.

Ryan mruży oczy i uśmiecha się tajemniczo.

– Spróbujmy – mówi.

Moje ciało lekko się odpręża, wiedząc, że mogę przystąpić do rozmowy i zadawania pytań.

– Dziękuję. A więc, jak się dzisiaj czujesz?

Czasami na najprostsze pytania najtrudniej nam odpowiedzieć.

Ryan opiera się o fotel i patrzy w stronę okna. Obserwuje delikatnie poruszającą się zasłonę. Możliwe, że zastanawia się nad odpowiedzią.

Podoba mi się to.

– Uczucia są subiektywne i często ulotne – mówi, wciąż patrząc w stronę okna. – Wolę skupić się na swoim stanie umysłu, który jest jasny i spokojny.

Powiedzieć, że jestem zaintrygowana jego odpowiedzią, to jak nic nie powiedzieć. Czuję też podekscytowanie do dalszej rozmowy.

– Opowiedz mi, jak spędzasz dni w zakładzie karnym?

Kiedy jego wzrok powraca na mnie, czuję lekkie spięcie w ramionach, mimo że staram się tego nie okazywać. To pytanie może być dla niego drażliwe, trudno wyobrazić sobie coś pozytywnego w więziennym życiu.

– Czytam, piszę i ćwiczę.

Zjeżdża wzrokiem ze mnie na stolik, a potem wzrusza ramionami, jakby to było coś oczywistego.

– Piszesz? – pytam z lekką ciekawością. Chciałabym, żeby rozwinął temat. – Czy chciałbyś mi opowiedzieć o tym coś więcej?

Beznamiętnie kręci głową, patrząc na stół między nami.

– Nie czuję takiej potrzeby.

Oczywiście, że nie czujesz.

– Rozumiem. – Powoli potakuję. – Czy podczas pobytu w zakładzie karnym udało ci się nawiązać jakieś znaczące kontakty lub przyjaźnie?

– Nie.

Nie zastanowił się. Nie ma to dla niego znaczenia albo usiłuje tak właśnie do tego podchodzić.

– Czy są jakieś aspekty życia tutaj, które uważasz za szczególnie trudne?

Baker zamyśla się, patrząc gdzieś za mnie.

– Brak prywatności i przestrzeni osobistej jest dla mnie dużym wyzwaniem.

Kiwam głową, przygotowując kolejne pytanie, które wymaga delikatności.

– Czy uważasz, że zostałeś sprawiedliwie potraktowany przez system wymiaru sprawiedliwości?

Patrzymy na siebie zupełnie inaczej.

Ja chcę, żeby każdy mój gest, ton głosu, pytanie dały mu do zrozumienia, że jest ze mną bezpieczny. On jakby okazywał mi, że istnieje bardzo cienka granica pomiędzy tym, co bezpieczne, a tym, skąd nie ma odwrotu.

– Wierzę, że każdy zasługuje na sprawiedliwe i równe traktowanie w świetle prawa, niezależnie od pochodzenia i okoliczności.

Nie odpowiedział wprost, ale czuję, że mówi o sobie. Może chce wzbudzić moją empatię, ale nie mogę dać się wciągnąć w zbyt szybkie osądy.

– Czy doświadczasz objawów depresji?

Ryan rozprostowuje palce, jakby próbował rozluźnić się po długim siedzeniu. Patrzy na mnie, a ja unoszę brew, przypominając mu, że czekam na odpowiedź.

– Mam swoje wzloty i upadki, ale ogólnie radzę sobie dobrze.

Potakuję, ale tym razem w mojej głowie zaczyna kiełkować pytanie, które chcę zadać, choć wiem, że to delikatny temat.

– Zastanawiam się, co w twoich doświadczeniach z przeszłości mogło wpłynąć na twoje obecne podejście do życia. Czy mógłbyś opowiedzieć mi trochę o tym, jak wyglądało twoje dzieciństwo?

Kącik jego ust nieco się unosi, chcąc zbyć moje pytanie.

– Jako więzień nauczyłem się, że czasami najlepiej jest zachować pewne informacje dla siebie.

Ryan lekko się do mnie nachyla. Nagle ten mały stół przestaje dla mnie istnieć, bo na dobrą sprawę on mógłby go po prostu podnieść jedną ręką i zrobić z nim, co tylko zechce.

Rzucić nim w ścianę.

Albo we mnie.

– Jeśli jednak szukasz wglądu w moje pochodzenie i wychowanie, mogę cię zapewnić, że to nie przez nie znalazłem się w tym miejscu.

Czuję napięcie, ale staram się zachować spokój. Jego odpowiedź była ostrożna i wyważona. To nie jest dobry moment na dalsze naciski.

– Rozumiem, Ryan. Szanuję twoją decyzję o tym, czym chcesz się dzielić.

Patrzy na mnie uważnie, a jego wyraz twarzy wskazuje na to, że docenił moją odpowiedź. To ważny moment, który może wpłynąć na naszą dalszą współpracę.

– Czy jest coś, co chciałbyś omówić lub nad czym chciałbyś popracować podczas naszych wspólnych sesji?

Ryan kręci głową, wstaję przygotowana na taki scenariusz, choć przyznam, że nie sądziłam, że cokolwiek się od niego dowiem. Wyciągam z biurka arkusz papieru i biorę ołówek, ale szybko go odkładam i chwytam za długopis. Obie te rzeczy są dla mnie niebezpieczne, ale przecież on musi wypełnić jakoś ten test. Mogę zadać mu te pytania i prosić o odpowiedź, ale wtedy uzna, że mu nie ufam.

Choć rzecz jasna, nie ufam mu.

Kiedy do niego wracam, on siedzi wciąż opanowany i emanuje pewnością siebie, która jest niemal namacalna. Jego przeszywające spojrzenie wwierca się w moje, i mimo że się nie odzywa, wiem, że mnie studiuje, próbując mnie rozgryźć.

Siadam na swoje miejsce, udając, że tego nie dostrzegam.

– Ryan, mam dla ciebie test.

Słyszę jego lekki śmiech, więc unoszę sam wzrok, z głową pochyloną nad papierami.

– Osobowości?

Jest mi niesamowicie gorąco.

Skubany.

– Umm, tak, osobowości.

Opuszczam wzrok, żałośnie speszona jego błyskotliwością. Ale chwila, dlaczego miałby nie być inteligentny, prawda? W końcu, zanim tu trafił, miał życie i nie byle jaki zawód. Ponownie na niego patrzę, ignorując jego krnąbrny uśmieszek.

– Test składa się z dziesięciu stwierdzeń, a uczestnik jest proszony o ocenę, jak dobrze każde z nich go opisuje, w skali od jeden – zdecydowanie się nie zgadzam, do siedem – zdecydowanie się zgadzam.

Wyciąga rękę, więc od razu podaję mu arkusz.

Nie wierzę, że tak łatwo mi poszło.

– Czym mam go wypełnić? – pyta, gdy stopniowo odzyskałam komfort.

Wyciągam przed siebie rękę z długopisem pomiędzy palcami.

– Ach, tak, proszę.

Podaję mu go, a on z wielką subtelnością przejmuje go ode mnie. Ta delikatność była o wiele bardziej przerażająca, niż gdyby po prostu mi go wyszarpał.

Kiedy czyta stwierdzenia, dość długo zastanawia się nad odpowiedzią. To może oznaczać, że naprawdę się nad nią zastanawia lub próbuje przeciągnąć czas. Obserwuję go z aptekarską precyzją, gdy wpisuje cyfrę. Jest leworęczny, niezwykle skupiony i póki co, współpracuje ze mną.

Wypełnienie kwestionariusza zajmuje mu kilka minut; to o kilka minut dłużej niż większość osadzonych, którzy oddawali mi go po paru sekundach. Niekiedy z ziewnięciem, nieraz nie czytając nawet stwierdzeń.

Wstaję, dziękując Bogu, że tak gładko nam poszło. Jednak on nadal siedzi, wpatrując się w mój brzuch.

– Dziękuję. To wszystko na dziś, Ryan. Miło było cię poznać.

Baker wstaje, więc robię krok w tył, nieświadomie szukając dystansu. Obcas mojego buta zahacza o fotel, przypominając mi, jak łatwo tracę nad sobą kontrolę w jego obecności.

– Wzajemnie, Charlotte. Wzajemnie.

Jego chrypiący głos, połączony z uśmieszkiem, chwyta mnie za gardło.

Wciskam przycisk i przywołuję strażnika, który eskortuje Ryana do celi. Gdy wychodzi, a drzwi się za nim zamykają, przejeżdżam palcem po swoim uśmiechu.

Wiem już, że nie spocznę, dopóki go nie rozszyfruję.ROZDZIAŁ 2

Gdy zjeżdżam z autostrady, sceneria wokół mnie gwałtownie się zmienia. Wysokie budynki i ruchliwe ulice zniknęły, zastąpione przez otwarte pola i ogrodzenia z drutu kolczastego. To tak, jakby ktoś celowo oddzielił cywilizację od tych, którzy długo jej nie zobaczą lub nie zobaczą jej nigdy.

Kiedy pracujesz z ludźmi, którzy utracili swoją wolność, zaczynasz dostrzegać jej wartość z zupełnie innej perspektywy. W moim przypadku odczuwam to bardzo wyraźnie. Cieszą mnie drobiazgi. Cieszy mnie wiatr tańczący w moich włosach i muzyka w uszach. Cieszy mnie to, że jeśli coś lub ktoś mi nie odpowiada, mogę odejść.

Choć nie zawsze korzystam z tego przywileju.

Nucę piosenkę ,,Little Lies” i stukam palcami w kierownicę, czując, jak rytm przepływa przez moje żyły. Czuję się wolna, beztroska i szczęśliwa, dopóki mój wzrok nie zahacza o moją obrączkę, która działa na mnie jak wyzwalacz.

To właśnie złożona natura ludzkich emocji powoduje nagłe zmiany nastroju; czujesz szczęście, a za chwilę pogrążasz się w smutku.

Zapach świeżo skoszonej trawy może przenieść nas do nostalgicznych wspomnień beztroskich dni dzieciństwa. Pusty talerz przy stole może wywoływać uczucie tęsknoty za rodzinnymi obiadami. Te wyzwalacze, niezależnie od tego, czy są to zapachy, widoki czy przedmioty, mają moc wzbudzania w nas szeregu emocji, przypominając nam o przeszłych doświadczeniach i kształtując nasz obecny nastrój.

Tak więc, moja obrączka przypomina mi o tym, że kiedyś byłam bardzo szczęśliwa.

Jednak gdy z oddali widzę budynek administracyjny, w którym spędzę kolejne osiem godzin, czuję napływ mieszanych emocji. Z jednej strony cieszy mnie powrót do tego, co lubię robić, ale z drugiej, nie wiem, czy jestem na to gotowa.

Człowiek nigdy nie jest gotowy do zmian, Charlotte.

Sztuka polega na tym, żeby robić coś mimo strachu.

Wyłączam muzykę i podjeżdżam pod bramę. Strażnik sprawdza mój identyfikator i życzy mi miłego dnia. Ciężkie metalowe wrota niemal jęczą, wpuszczając mnie do środka. Skręcam na parking dla pracowników i wyłączam silnik. Daję sobie chwilę na oddech i wysiadam z samochodu.

Gdy wszystko idzie gładko, zamiast od razu iść do biura, kieruję się do kuchni, gdzie czeka mnie pogawędka z kolegami z pracy. Tak zaczynamy każdy dzień; przychodzimy, wkładamy swoje rzeczy do szafek, rzucamy tekst na przywitanie, pijemy kawę i czekamy aż wybije nasza godzina. Od czasu do czasu ktoś rzuci jakimś tematem, ktoś się nie odezwie, a ktoś inny wpadnie w wir rozmowy. Ja z reguły milczę, lubię się przyglądać, przysłuchiwać, i w ten sposób poznawać ludzi.

Zresztą, jestem tutaj nowa, a oni dobrze się znają. Wyróżnia mnie nawet strój, ponieważ wszyscy ubrani są w granatowe uniformy. Jako psycholog, mam ten przywilej, by chodzić w swoich ubraniach, byleby były eleganckie i nikogo nie raziły w oczy, czy w inną część ciała.

– Hej, Charlotte – zaczepia mnie Ella, gdy zamykam szafkę. – Napijesz się kawy?

Ella zawsze pojawia się z uśmiechem i czymś słodkim w ręku – dzisiaj są to korzenne ciasteczka Biscoff. Z takim entuzjazmem, trudno jej nie polubić.

– Chętnie.

Uśmiecham się do niej, kiedy podaje mi kubek z kawą, a obok dwa ciasteczka.

Ella siada obok mnie tak blisko, jakby nie chciała, żeby ktoś nas podsłuchał. Chyba nie ma najlepszych relacji z Sonią, która uwielbia towarzystwo naszych rozgadanych i głośnych kolegów.

– Jak zapowiada się twój dzień? – pyta mnie Ella.

Odpalam w głowie swój kalendarz spotkań.

– Na początek, Baker.

Zerkam na nią przelotnie, wymuszając uśmiech.

– No proszę, i jak wam idzie?

Ella opiera się o krzesło, jakby chciała pociągnąć ten temat, ale wie przecież, że za wiele nie mogę jej zdradzić.

– Cóż, nie znam go jeszcze. Mamy za sobą pierwszą sesję i niewiele o sobie mówi. – Ella potakuje. – Ale kiedy się odzywa, mam jeszcze więcej pytań niż zazwyczaj w rozmowie z pacjentem.

Chichoczę i zamyślam się na chwilę, a Ella po chwili znowu się do mnie nachyla.

– Odpowiada na twoje pytania? – pyta.

– Niby tak, ale nie do końca.

Ella kiwa głową.

– Wiesz, tu twierdzą, że Baker jest nieszkodliwy, bo z nikim się nie bije i tak dalej, ale coś ci powiem. – Wytężam słuch. – Nie doceniają go ani potęgi jego umysłu.

Teraz ja kiwam głową zaintrygowana, choć sama to przypuszczałam. Ale ciekawe jest to, że ona też ma takie o nim zdanie.

– Jakieś rady? – pytam ją.

– Facet przeczytał chyba wszystkie książki o psychologii, emocjach, zachowaniu, kontroli i tak dalej, jakby trenował własny umysł.

Dlaczego o tym nie wiem? Naczelnik powinien był bardziej przedstawić mi zainteresowania pacjenta, to może nie marnowałabym czasu na pytanie Bakera o to jak się czuje.

– Dlaczego Baker nie może korzystać z biblioteki? – dopytuję szeptem.

Znalazłam tę informację w jakichś notatkach. Odmówiono mu ponad dwadzieścia razy dostępu do biblioteki, co mnie nurtuje.

Ella kiwa głową, zaciskając usta w uśmiechu.

– Mówiłam ci. – Stuka palcem w skroń. – Potężny umysł.

Może nie chce wchodzić w szczegóły, a może obawia się plotkować o więźniach w towarzystwie kolegów. Jednak podsyciło to moją ciekawość jeszcze bardziej i koniecznie muszę to sprawdzić.

– Długo tu pracujesz? – pytam ją.

– Dłużej niż on siedzi, więc gdybyś potrzebowała informacji na jego temat, zawsze ci pomogę. – Kieruje wzrok na bok, jakby chciała mi powiedzieć, że nie przy świadkach. – Czeka cię długa droga, żeby go otworzyć, ale moim zdaniem, nikomu się to nie uda.

Acha.

Ella posyła mi współczujący uśmiech, a ja okrywam jej dłoń swoją, by wiedziała, że to doceniam.

– Jestem ci bardzo wdzięczna, naprawdę.

Ella wstaje, więc dopijam szybko swoją kawę, żeby też wrócić do siebie.

– Do zobaczenia na lunchu – mówi, po czym wychodzi.

Wstaję i idę opłukać kubek po kawie w zlewie. Panowie dalej żwawo rozmawiają, ale to Jack jest duszą towarzystwa. Sonia poszła razem z Ellą, więc jestem z nimi sama. Tak bardzo chcę stąd iść, że nagle woda z kranu płynie dla mnie za wolno.

Gdy kończę i wycieram kubek ścierką, słyszę, jak Jack zaczyna się popisywać.

– Muszę go trochę utemperować, niech wie kto tu rządzi.

Martin i Jacob milczą przez chwilę.

– Mam to samo z Milesem – mówi nagle Martin. – Próbował ukryć kontrabandę, błagał, żebym nie pakował go do izolatki.

Czuję, że ich rozmowa nie klei się przy mnie, więc czym prędzej chowam śniadanie do szafki i biorę same przekąski do gabinetu.

– Na którą mam ci przyprowadzić Bakera, Charlotte? – pyta mnie Jack.

– Punkt dziewiąta.

Idę do drzwi, żałując że to właśnie Jack przypisał sobie rolę posłańca więźniów do mojego gabinetu.

– Wszystko okej, Charlotte? – pyta Jacob.

Kiwam głową, uśmiechając się do niego i wychodzę. Jeśli chodzi o całą śmietankę towarzyską, to właśnie Jacob i Ella są jedynymi osobami, z którymi można o czymś porozmawiać. Reszta lubi się popisywać.

Wchodzę do swojego gabinetu i przyciemniam żaluzje. Kładę torebkę na biurku i przy nim siadam. Muszę przygotować się do rozmowy z Bakerem, a mam na to piętnaście minut. Nie spałam całą noc studiując to, co do tej pory o nim wiem, ale nic mi to nie dało.

Potrzebuję o wiele więcej materiałów, a więc czeka nas wiele rozmów i minut spędzonych w ciszy. Zależy, które z nas wygra.

Wstaję z fotela, gdy rozlega się pukanie do drzwi. Nim się dobrze otworzą, jestem już przy nich i sama to robię.

– Witaj, Ryan. – Wskazuję ręką na jego fotel. – Proszę, zajmij swoje miejsce.

– Wszystko, okej? – pyta mnie Jack, zezując z Ryana, na mnie.

– Tak, możesz już iść.

Po prostu chciałam sama otworzyć drzwi i przywitać się z pacjentem. To chyba jeszcze nie jest przestępstwo?

Ryan nieznacznie się uśmiecha, siedząc i lustrując mnie w każdą możliwą stronę.

Wychylam głowę za drzwi.

– Jack?

Jack od razu się do mnie odwraca, a na twarzy wypływa mu uśmiech.

Uh.

– Tak?

– Czy możesz przynieść Ryanowi kubek z wodą?

Jack marszczy brwi, zawraca w moją stronę i staje w drzwiach.

– Kubek z wodą? – Potakuję, a Jack zagląda do środka. – Jesteś spragniony, Baker? – Ryan go ignoruje. – Jak ty z nim rozmawiasz? On coś w ogóle mówi?

– Bardzo cię proszę, przynieś kubek z wodą.

Jack salutuje, po czym się oddala.

– Tak jest.

Siadam na swój fotel i kładę blok kartek na kolanach. Nie lubię spodni, ale może powinnam zacząć je nosić. Wtedy moje kolana nie byłyby dla niego tak bardzo interesujące. Jak i moje dłonie, szyja, czy kilkucentymetrowy dekolt.

Lata pracy nauczyły mnie jednak, by podchodzić do tego z dystansem. Badania przeprowadzone w dziedzinie neurobiologii wykazują, że mężczyźni silniej reagują na bodźce wizualne związane z atrakcyjnością fizyczną. Wynika to z aktywności obszarów mózgu odpowiedzialnych za odczuwanie przyjemności i system nagrody.

To jest, poniekąd, uspokajające. Natury nie da się przecież oszukać.

Do pokoju wchodzi Jack z plastikowym kubkiem z wodą i kładzie go na stolik, pomiędzy mną a Ryanem. Drażni go, zaglądając mu do nieruchomej twarzy, macha mu ręką przed nosem, ale Ryan zachowuje się, jakby był kompletnie wyłączony.

Natomiast Jack... brak mi słów. W więzieniach często widziałam strażników, którzy wykorzystywali swoją pozycję, by podkreślić przewagę i upewnić się, że osadzeni czują się bezsilni. Takie zachowanie zwykle wynika z potrzeby kontroli i poczucia dominacji, co często zdradza niską samoocenę.

Staram się nie reagować, ponieważ chcę, aby Jack pokazał mi swoje jak najprawdziwsze oblicze.

– Pij, Baker, bo chyba zaschło ci w gardle.

Jego durny śmiech cichnie w raz z zamknięciem drzwi. Ja i Ryan udajemy, że ta sytuacja nie miała miejsca, więc przystępuję do pracy. On patrzy w podłogę, kompletnie niezainteresowany tym, co się dzieje.

A może nic się nie dzieje i w tym rzecz?

– Ryan, zauważyłam, że na każde pytanie w teście dałeś sobie taki sam wynik – mówię. – Dlaczego to zrobiłeś?

Nie chcę tracić czasu na pytania zachęcające, ponieważ one na niego nie działają. Może przejście od razu do rzeczy da mi większe pole manewru.

Ryan opiera rękę na oparciu fotela i rozszerza lekko kolana. Możliwe, że nieco się rozluźnia, albo udaje, żeby wprowadzić mnie w błąd.

– Chyba po prostu widzę siebie jako kogoś kto jest konsekwentny.

W innej scenerii, wybuchłabym śmiechem.

– Ale czy nie uważasz, że każdy ma jakieś słabości lub pole do popisu? Wiesz, większość ludzi prawdopodobnie próbowałaby trochę to wymieszać, aby wydawać się bardziej wszechstronnym.

– Nie widzę sensu w udawaniu kogoś, kim nie jestem.

I to tyle?

Oczywiście, że to bzdura.

I oczywiście, że sobie ze mną pogrywa.

– Rozumiem. Ale to ciekawe, że widzisz siebie równie ufnego, jak i zdystansowanego. Towarzyskiego i wycofanego. Wyluzowanego i spiętego.

Ryan uśmiecha się cynicznie. Wszędzie rozpoznam ten uśmiech. Doprowadza mnie do białej gorączki, ale on ma prawo uśmiechać się jak chce.

– Już taki jestem.

Czyżby?

– A może po prostu jesteś naprawdę dobry w odgrywaniu bezpiecznej roli.

Ryan odchyla się do tyłu i napręża klatkę piersiową.

– Może. – Wzrusza ramieniem. – Lepiej dmuchać na zimne niż na gorącym się sparzyć, prawda?

Przytakuję, choć bardzo mnie to zaciekawia i skrzętnie robię notatkę.

A potem na niego patrzę.

– Przypuszczam, że to zależy od tego, jak definiujesz to, co jest „gorące”.

Ryan uśmiecha się zadziornie.

– Dokładnie.

Zmieniam front.

– Wiem, że lubisz czytać. Porozmawiajmy o książkach.

Ryan drapie się po brodzie, a jego kąciki ust wędrują do góry. Wyciąga dłoń, dając mi niemy znak, że mogę zaczynać.

– Rozmawiajmy.

– Wiesz, Ryan, książki zawsze były dla mnie schronieniem. – Mam jego całkowitą uwagę. – Kiedy byłam małą dziewczynką, zakradałam się pod kołdrę z latarką tylko po to, żeby móc dalej czytać. – Chichoczę na te wspomnienia, ale widzę, że i na nim robią małe wrażenie. To już, coś. – Czy masz jakieś miłe wspomnienia z dzieciństwa?

Jego wzrok od razu tężeje. Cholera.

– Mam same dobre wspomnienia z dzieciństwa.

Wie, że każdy z nas, psychologów, właśnie od tego zaczyna swoje badania. Większość ludzi ma do tego defensywny stosunek. Jakbyśmy z góry zakładali, że ich wychowanie w całości wpłynęło na to kim są.

A to oczywiście nie prawda.

– Podzielisz się ze mną jakimś?

Chcę poznać te dobre wspomnienia, które przechowuje w swoim sercu. Wychowanie to tylko jeden z wielu czynników kształtujących naszą osobowość. Nasze indywidualne doświadczenia, zarówno te pozytywne, jak i negatywne, również wpływają na to, kim jesteśmy i jak myślimy. Dlatego warto spojrzeć na swoje wspomnienia z różnych perspektyw.

– Nie, niech zostaną moje.

Niecierpliwość rozpala się we mnie jak skrawek papieru pod płomieniem.

– W porządku. – Nie, wcale nie jest w porządku, ale jaki mam wybór? On daje tyle, ile chce, a ja muszę się z tego cieszyć. – Jaka jest twoja ulubiona książka?

Wydyma dolną wargę.

– Nie wiem, czy mam ulubioną. Czytam wiele różnych rzeczy.

Na pewno jakąś ma.

– Jaka jest ostatnia książka, którą przeczytałeś i naprawdę zrobiła na tobie wrażenie?

Mija kilka sekund nim odpowiada.

– Przeczytałem wiele książek, ale myślę, że naprawdę utkwiła mi w pamięci ,,Zbrodnia i kara,” Fiodora Dostojewskiego. Dzięki niej dużo myślałem o moralności i konsekwencjach naszych działań.

To zaciekawia mnie do stopnia, o jakim nawet nie śniłam. Szukam pytania, jakie mogę mu zadać, aby wyciągnąć z niego choć maleńką nitkę, bo jak mawiała moja babcia: po nitce do kłębka.

– Czy jest to coś, z czym się utożsamiasz?

Myślę, że trafiłam, ponieważ jego oczy delikatnie się rozjaśniają, a w kącikach ust dostrzegam ledwie widoczny uśmiech. Wygląda na zadowolonego z pytania, a może nawet z odpowiedzi, którą już ułożył w myślach.

– Można tak powiedzieć.

Okej. Robię szybką notatkę, a gdy kończę, patrzę na zegar nad jego głową. Nie chcę teraz wnikać w to, co powiedział, zostawiam to na czas, gdy będę sama w domu i będę mogła się skupić. Teraz szukam sposobu, jak pociągnąć temat literatury, aby podał mi książki, w których tak bardzo lubi się zaczytywać.

– Ja lubię czytać romanse – wyrzucam z siebie. – Zabierają mnie do świata pełnego napięcia i miłości. – Szybko żałuję swoich słów. Jest mi głupio. On natomiast wydaje się tym rozbawiony. – Przepraszam, pewnie nie chcesz tego słuchać.

Ryan celuje we mnie ręką.

– Nie, wręcz przeciwnie. Lubię słuchać.

Tak. Zauważyłam.

– Ale ostatnio zanurzam się w książkach biograficznych albo reportażach. Masz coś godnego do polecenia?

Patrzy na mnie tak intensywnie, że czuję się jak pod szkłem powiększającym.

– Mam.

Mrowi mnie całe ciało, ale nie wiem dlaczego.

– Zdradzisz mi tytuł?

Wpatruje się we mnie mocno. Naprawdę mocno. I nie mogę tego zrozumieć. To zwykłe pytanie, a ja potrafię zadawać o wiele gorsze. A jednak każe mi czekać, zastanawiać się, niecierpliwić. Myślę, że czerpie nawet z tego przyjemność, ale chyba nie będę teraz tego notować.

– ,,Utracona niewinność,” Johna Smitha – mówi wreszcie.

Zapisuję, bo nigdy o niej nie słyszałam, i ponownie na niego patrzę.

– O czym jest?

– Opowiada o człowieku, który został niesłusznie skazany za przestępstwo, którego nie popełnił.

Jego oczy, choć niebieskie, są jak dwie czarne dziury, wciągające mnie coraz głębiej w jego świat i nieznaną przestrzeń.

Przełykam ciasno ślinę.

– Na pewno ją przeczytam.

Wprawdzie łudziłam się do samego końca, że przyzna się do studiowania psychologii, ale może innym razem.

– Warto. Nigdy nie wiesz, co odkryjesz.

Ryan zaciska wargi, ale dostrzegam, że kącik jednej z nich nieznacznie unosi się w górę. To gra. Próbuje mną manipulować. Sugeruje mi, że mam jakąś tajemnicę do odkrycia, nad którą on ma kontrolę.

Odprężam się na swoim fotelu i zarzucam włosy do tyłu.

– Mamy trochę czasu, więc zapytam cię jeszcze o to, czego najbardziej ci teraz brakuje, Ryan?

Nachylam się, żeby napić się wody, nie oczekując spektakularnej odpowiedzi.

– Miłości.

Unoszę na niego wzrok, czując, jak drga mi prawa powieka. Ostatnim czasem, dzieje się tak, gdy coś wywołuje we mnie silne emocje.

Po prostu... nie wierzę, że to powiedział.

Jeśli potrafi odczytywać sygnały niewerbalne, to wie, że jego odpowiedź wystrzeliła mnie na chwilę z butów.

– Miłości? – Odkrztuszam zaschnięte gardło. – Czy mógłbyś powiedzieć mi, czym jest dla ciebie miłość?

Staram się ignorować przemykający po jego twarzy cień uśmiechu, ale nie ukrywam, że jest to trudne.

– To słodki ból w klatce piersiowej, gdy jej imię przechodzi ci przez myśl.

Zaraz zemdleję.

I sama nie wiem, czy to dlatego, że morderca mówi w taki sposób o miłości, czy ogólnie mężczyzna, który nie wygląda na takiego, co zadaje sobie trud aby w ogóle ją opisać.

– Miłość w najczystszej postaci to niezachwiana wiara w to, że wszyscy zasługujemy na drugą szansę.

Moje oczy się rozszerzają.

Nie, on nie może mi imponować.

Tyle że jego osobowość wyłania się przede mną jak majestatyczna góra, przy której czuję się coraz mniejsza.

– To głębokie spojrzenie na miłość, Ryan. – Staram się nie okazywać swojego podziwu, bo nie wiem, czy mówi to szczerze. – I muszę przyznać, że to intrygujące słyszeć z ust kogoś takiego jak ty... kto przeszedł przez tak wiele ciemności... i mówi o tym z taką pasją.

Musiałam zahaczyć o jego przeszłość, bo może wtedy odkryje swoją prawdziwą twarz, choć nie powinnam. Nie ufa mi, nie jestem tu by go osądzać za jego działania. Nie mam do tego prawa. Ale, do licha, chciałabym rozmawiać z nim do wieczora i odkryć w nim wszystko.

Dosłownie wszystko.

– Miłość, nie dyskryminuje ani nie osądza na podstawie naszych przeszłych działań, Charlotte. Miłość widzi poza powierzchnią, zagłębiając się w głębię naszej istoty. Ma moc uzdrawiania, przekształcania i wydobywania z nas tego, co najlepsze. Pomimo moich własnych zmagań i etykiet, które zostały na mnie nałożone, wciąż wierzę w jej siłę.

Oddychaj, kobieto.

Ponownie opieram się o fotel i zanurzam w gąszczu myśli. Chciałabym mieć tę wiarę, którą ma on. Może nie tylko ja mogę go czegoś nauczyć. Wydaje się uczuciowym mężczyzną, który starannie dobiera słowa i robi to świetnie. Jednak wciąż nie mam pewności, czy nie chce czegoś ugrać.

Dlaczego to właśnie mi udało się zachęcić go do rozmowy? Czy uważa, że jestem słaba? Czy sądzi, że może mnie zmanipulować? Czy jego otwieranie się przede mną jest spowodowane tym, że chce mi zaufać, czy mnie wykorzystać?

Jak to możliwe, że ten człowiek, po wszystkim, co zrobił i przeżył, dalej wierzy w potęgę miłości, a ja, psycholog, najchętniej dałabym tej suce w jej paskudny pysk?

Nie jestem pewna, co tu się dzieje. Ale to z pewnością dopiero początek naszej gry.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: