Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Irena Sendlerowa. Magiczny koralik - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 stycznia 2020
24,99
2499 pkt
punktów Virtualo

Irena Sendlerowa. Magiczny koralik - ebook

Majkę czeka niezwykła podróż w czasie. Podczas lekcji po raz pierwszy słyszy nazwisko Ireny Sendlerowej: wrażliwej dziewczynki i nieustraszonej kobiety, która podczas wojny uratowała dwa i pół tysiąca ludzi i została polską super bohaterką. Tak zaczyna się opowieść o narodzinach przyjaźni z nieco zarozumiałą Wiktorią, dość ponurym Ignacym oraz kotem Zuzełem, których połączyło zaangażowanie w poznanie trudnej i mrocznej historii XX wieku oraz roli odegranej w niej przez Irenę Sendlerową. Jej opowieść zaczyn się w 1910 w Warszawie – tutaj dorastała, otoczona miłością rodziców bawiła się z żydowskimi rówieśnikami i stawała w ich obronie, kiedy studiowała na Uniwersytecie Warszawskim. Całe dorosłe życie poświęciła pomaganiu drugiemu człowiekowi: pracując jako pracowniczka socjalna i opiekunka społeczna oraz ratując najmłodszych mieszkańców getta warszawskiego od okrutnej śmierci.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8151-095-0
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Sie­dzę w ław­ce pod oknem. Tym środ­ko­wym. Mam stąd do­bry wi­dok na bo­isko szkol­ne, ka­wa­łek dro­gi, a jak się od­su­nę z krze­słem do tyłu, to na­wet mogę zo­ba­czyć przy­sta­nek au­to­bu­so­wy i frag­ment ścia­ny lasu. Dla mnie to waż­ne, bo nie lu­bię szko­ły. Lu­bię za to ma­rzyć, fan­ta­zjo­wać, wy­obra­żać sie­bie róż­ne rze­czy, przy­go­dy. Pa­trzę więc na las i wy­obra­żam so­bie, że tam za la­sem jest dro­ga, któ­ra pro­wa­dzi do in­ne­go świa­ta. Jest tam Nie­bie­ski Las.

I przede wszyst­kim nie ma tej pa­skud­nej Wik­to­rii, któ­ra sie­dzi dwie ław­ki przed mną i pra­wie cały czas się zgła­sza na wszyst­kich lek­cjach. Bo wie naj­le­piej, bo do­po­wie, spy­ta, po­pra­wi. Bo Wik­to­ria to jest z tych, co to zje­dli wszyst­kie ro­zu­my na śnia­da­nie. To po­wie­dzon­ko bab­ci Neli. Tu pa­su­je jak ulał.

Aha. Je­stem Maj­ka.

Cho­dzę do pią­tej kla­sy.

Drze­wa są nie­bie­skie, mło­de list­ki błysz­czą tur­ku­so­wo i mają ta­kie sre­brzy­ste żył­ki. Wą­ska ścież­ka wije się mię­dzy drze­wa­mi. A na jej koń­cu żół­ci się staw. Ma cie­płą wodę, tro­chę pach­nie me­lo­nem, dno wy­sy­pa­ne jest de­li­kat­nym pia­skiem i ten pia­sek świe­ci, dla­te­go pły­wa­nie w nocy jest jak naj­bar­dziej moż­li­we. Nur­ku­ję raz i dru­gi…

Na­gle sły­szę swo­je imię.

Wra­cam i je­stem zno­wu w szko­le, w swo­jej ław­ce. Pani Ka­li­ta, na­sza po­lo­nist­ka i wy­cho­waw­czy­ni, stoi obok i pa­trzy na mnie z uwa­gą.

– Zno­wu cię my­śli gdzieś po­nio­sły – mówi pół­gło­sem i kiwa przy tym lek­ko gło­wą. – Oj, Maj­ka, Ma­jecz­ka, oczy­wi­ście nie wiesz, co my tu ro­bi­my – wzdy­cha.

– Ja po­wiem, ja wiem! – woła Wik­to­ria i nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź na­uczy­ciel­ki, wy­rzu­ca z sie­bie: – Bę­dzie­my przy­go­to­wy­wać pre­zen­ta­cje. W gru­pach. Każ­da gru­pa wy­bie­ra bo­ha­ter­kę albo bo­ha­te­ra…

– Ja bio­rę Spi­der­ma­na – re­cho­cze ro­sły Ka­rol, wy­su­wa przed sie­bie dło­nie i uda­je, że strze­la pa­ję­czy­ną w Igna­ce­go, któ­ry jest chy­ba jesz­cze bar­dziej od­kle­jo­ny od rze­czy­wi­sto­ści niż ja. Na lek­cjach też czę­sto za­my­ślo­ny, na prze­rwach mil­czą­cy z po­nu­rą miną. Wiem, że po­do­ba się paru dziew­czy­nom z rów­no­le­głej kla­sy. Szcze­gól­nie Aśce, z któ­rą kie­dyś cho­dzi­łam do przed­szko­la. „Taki mrocz­ny, hi, hi!”

– Bar­dzo do­brze, Ka­ro­lu. – Pani Ka­li­ta od­wra­ca się w jego stro­nę. – Chęt­nie usły­szy­my o tym, jak po­wsta­ła ta po­stać oraz o ko­mik­sach i o in­nych ad­ap­ta­cjach te­ma­tu.

Ka­rol za­czy­na się krę­cić nie­spo­koj­nie.

– Ja się tam jesz­cze za­sta­no­wię – bur­czy.

– Aha. Pani ma li­stę z na­zwi­ska­mi bo­ha­te­rek i bo­ha­te­rów – od­zy­wa się Wik­to­ria. – Gdy­by ktoś nie miał po­my­słu. Ja oczy­wi­ście mam. I to nie­je­den – do­da­je z fał­szy­wie skrom­ną miną.

– Pro­szę nu­mer sześć – prze­ry­wam te Wik­to­rio­we tre­le.

– Maj­ka, nie chcesz bar­dziej się po­sta­rać? – pyta pani. – Może cho­ciaż za­po­znaj się z tymi na­zwi­ska­mi.

– Pro­szę szóst­kę – po­wta­rzam.

Na­uczy­ciel­ka bie­rze do ręki kart­kę ze swo­je­go sto­li­ka.

– Wy­bra­łaś po­stać Ire­ny Sen­dle­ro­wej.

– O, nie, nie! – pisz­czy Wik­to­ria. – Ja so­bie sama wy­my­śli­łam, że będę o tej pani pi­sać.

– To na­pi­sze­cie ra­zem. – Pani Ka­li­ta roz­glą­da się po kla­sie. – I po­mo­że wam w tym Igna­cy. – Igna­cy to­czy po nas ba­ra­nim wzro­kiem. Lek­ko wzru­sza ra­mio­na­mi, a po­tem kiwa gło­wą na znak zgo­dy.

To już wie­cie, cze­mu nie lu­bię szko­ły.

Rozdział 2

Moja bab­cia Nela jest mi­strzy­nią zupy po­mi­do­ro­wej i ru­skich pie­ro­gów. I gdy tak wra­ca­łam do domu, my­śla­łam, że przy­go­tu­je choć jed­ną z tych po­traw. A tu się oka­zu­je, że nic z tego. Bab­cia wy­cho­dzi, w po­śpie­chu szu­ka ko­lo­ro­wej apasz­ki, prze­kła­da rze­czy z co­dzien­nej to­reb­ki do to­reb­ki wyj­ścio­wej. Ład­nie wy­glą­da w mio­do­wych wło­sach i lek­kim ma­ki­ja­żu.

– Na obiad masz wczo­raj­szy ro­sół, od­grzej też so­bie wczo­raj­sze spa­ghet­ti – rzu­ca w bie­gu mię­dzy jed­ną sza­fą a dru­gą.

– Przed­wczo­raj­sze – uści­ślam.

– Ale na­dal pysz­ne. – Bab­cia mru­ga do mnie. – Będę wie­czo­rem. I obierz ziem­nia­ki na ju­tro, pro­szę.

– A gdzie idziesz?

Bab­ci­ne po­licz­ki czer­wie­nie­ją.

– A… ta­kie tam. Pan Ma­rek za­pro­sił mnie do mia­stecz­ka. Idzie­my do skle­pu ogrod­ni­cze­go. Mam mu coś do­ra­dzić w kwe­stii kwia­tów.

Ki­wam gło­wą, że niby wie­rzę.

– Aha, a jak na­zy­wa­ła się ta two­ja ulu­bio­na pio­sen­kar­ka? Bo mam o niej pro­jekt przy­go­to­wać z pol­skie­go. – I wy­obra­żam sie­bie, jak bab­cia mi w tym po­ma­ga, a może na­wet zro­bi więk­szość. Mnie zo­sta­nie tyl­ko od­czy­ta­nie w szko­le. I wca­le nie za­mie­rzam mę­czyć się z prze­mą­drza­łą Wik­to­rią ani z od­kle­jo­nym Igna­cym. Pro­jekt mnie nie omi­nie. Mu­szę go tyl­ko zro­bić z jak naj­mniej­szą stra­tą cza­su i ener­gii.

– Któ­ra? Mo­żesz do­pre­cy­zo­wać?

– Ire­na ja­kaś tam...

– Ire­na San­tor? – Bab­cia pa­trzy na mnie zdu­mio­na.

– O, nie… – ję­czę. – Po­my­li­łam na­zwi­ska. Mam przy­go­to­wać o Ire­nie Se… Sa... Synd…

– Ire­na Sen­dle­ro­wa – pod­su­wa spo­koj­nie bab­cia.

– Kto to? – py­tam bez zbyt­niej cie­ka­wo­ści. – Jed­nym zda­niem wy­star­czy – do­rzu­cam szyb­ko.

– Jed­nym zda­niem się nie da – od­po­wia­da sta­now­czo bab­cia.

– Do­bra, sama so­bie spraw­dzę – wzru­szam ra­mio­na­mi. – Te­raz to mnie in­te­re­su­je ro­sół.

– Cze­ka cię nie­zwy­kła po­dróż w cza­sie – mówi bab­cia bar­dziej do sie­bie niż do mnie.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij