- W empik go
Irena Sendlerowa. Magiczny koralik - ebook
Irena Sendlerowa. Magiczny koralik - ebook
Majkę czeka niezwykła podróż w czasie. Podczas lekcji po raz pierwszy słyszy nazwisko Ireny Sendlerowej: wrażliwej dziewczynki i nieustraszonej kobiety, która podczas wojny uratowała dwa i pół tysiąca ludzi i została polską super bohaterką. Tak zaczyna się opowieść o narodzinach przyjaźni z nieco zarozumiałą Wiktorią, dość ponurym Ignacym oraz kotem Zuzełem, których połączyło zaangażowanie w poznanie trudnej i mrocznej historii XX wieku oraz roli odegranej w niej przez Irenę Sendlerową. Jej opowieść zaczyn się w 1910 w Warszawie – tutaj dorastała, otoczona miłością rodziców bawiła się z żydowskimi rówieśnikami i stawała w ich obronie, kiedy studiowała na Uniwersytecie Warszawskim. Całe dorosłe życie poświęciła pomaganiu drugiemu człowiekowi: pracując jako pracowniczka socjalna i opiekunka społeczna oraz ratując najmłodszych mieszkańców getta warszawskiego od okrutnej śmierci.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8151-095-0 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Siedzę w ławce pod oknem. Tym środkowym. Mam stąd dobry widok na boisko szkolne, kawałek drogi, a jak się odsunę z krzesłem do tyłu, to nawet mogę zobaczyć przystanek autobusowy i fragment ściany lasu. Dla mnie to ważne, bo nie lubię szkoły. Lubię za to marzyć, fantazjować, wyobrażać siebie różne rzeczy, przygody. Patrzę więc na las i wyobrażam sobie, że tam za lasem jest droga, która prowadzi do innego świata. Jest tam Niebieski Las.
I przede wszystkim nie ma tej paskudnej Wiktorii, która siedzi dwie ławki przed mną i prawie cały czas się zgłasza na wszystkich lekcjach. Bo wie najlepiej, bo dopowie, spyta, poprawi. Bo Wiktoria to jest z tych, co to zjedli wszystkie rozumy na śniadanie. To powiedzonko babci Neli. Tu pasuje jak ulał.
Aha. Jestem Majka.
Chodzę do piątej klasy.
Drzewa są niebieskie, młode listki błyszczą turkusowo i mają takie srebrzyste żyłki. Wąska ścieżka wije się między drzewami. A na jej końcu żółci się staw. Ma ciepłą wodę, trochę pachnie melonem, dno wysypane jest delikatnym piaskiem i ten piasek świeci, dlatego pływanie w nocy jest jak najbardziej możliwe. Nurkuję raz i drugi…
Nagle słyszę swoje imię.
Wracam i jestem znowu w szkole, w swojej ławce. Pani Kalita, nasza polonistka i wychowawczyni, stoi obok i patrzy na mnie z uwagą.
– Znowu cię myśli gdzieś poniosły – mówi półgłosem i kiwa przy tym lekko głową. – Oj, Majka, Majeczka, oczywiście nie wiesz, co my tu robimy – wzdycha.
– Ja powiem, ja wiem! – woła Wiktoria i nie czekając na odpowiedź nauczycielki, wyrzuca z siebie: – Będziemy przygotowywać prezentacje. W grupach. Każda grupa wybiera bohaterkę albo bohatera…
– Ja biorę Spidermana – rechocze rosły Karol, wysuwa przed siebie dłonie i udaje, że strzela pajęczyną w Ignacego, który jest chyba jeszcze bardziej odklejony od rzeczywistości niż ja. Na lekcjach też często zamyślony, na przerwach milczący z ponurą miną. Wiem, że podoba się paru dziewczynom z równoległej klasy. Szczególnie Aśce, z którą kiedyś chodziłam do przedszkola. „Taki mroczny, hi, hi!”
– Bardzo dobrze, Karolu. – Pani Kalita odwraca się w jego stronę. – Chętnie usłyszymy o tym, jak powstała ta postać oraz o komiksach i o innych adaptacjach tematu.
Karol zaczyna się kręcić niespokojnie.
– Ja się tam jeszcze zastanowię – burczy.
– Aha. Pani ma listę z nazwiskami bohaterek i bohaterów – odzywa się Wiktoria. – Gdyby ktoś nie miał pomysłu. Ja oczywiście mam. I to niejeden – dodaje z fałszywie skromną miną.
– Proszę numer sześć – przerywam te Wiktoriowe trele.
– Majka, nie chcesz bardziej się postarać? – pyta pani. – Może chociaż zapoznaj się z tymi nazwiskami.
– Proszę szóstkę – powtarzam.
Nauczycielka bierze do ręki kartkę ze swojego stolika.
– Wybrałaś postać Ireny Sendlerowej.
– O, nie, nie! – piszczy Wiktoria. – Ja sobie sama wymyśliłam, że będę o tej pani pisać.
– To napiszecie razem. – Pani Kalita rozgląda się po klasie. – I pomoże wam w tym Ignacy. – Ignacy toczy po nas baranim wzrokiem. Lekko wzrusza ramionami, a potem kiwa głową na znak zgody.
To już wiecie, czemu nie lubię szkoły.
Rozdział 2
Moja babcia Nela jest mistrzynią zupy pomidorowej i ruskich pierogów. I gdy tak wracałam do domu, myślałam, że przygotuje choć jedną z tych potraw. A tu się okazuje, że nic z tego. Babcia wychodzi, w pośpiechu szuka kolorowej apaszki, przekłada rzeczy z codziennej torebki do torebki wyjściowej. Ładnie wygląda w miodowych włosach i lekkim makijażu.
– Na obiad masz wczorajszy rosół, odgrzej też sobie wczorajsze spaghetti – rzuca w biegu między jedną szafą a drugą.
– Przedwczorajsze – uściślam.
– Ale nadal pyszne. – Babcia mruga do mnie. – Będę wieczorem. I obierz ziemniaki na jutro, proszę.
– A gdzie idziesz?
Babcine policzki czerwienieją.
– A… takie tam. Pan Marek zaprosił mnie do miasteczka. Idziemy do sklepu ogrodniczego. Mam mu coś doradzić w kwestii kwiatów.
Kiwam głową, że niby wierzę.
– Aha, a jak nazywała się ta twoja ulubiona piosenkarka? Bo mam o niej projekt przygotować z polskiego. – I wyobrażam siebie, jak babcia mi w tym pomaga, a może nawet zrobi większość. Mnie zostanie tylko odczytanie w szkole. I wcale nie zamierzam męczyć się z przemądrzałą Wiktorią ani z odklejonym Ignacym. Projekt mnie nie ominie. Muszę go tylko zrobić z jak najmniejszą stratą czasu i energii.
– Która? Możesz doprecyzować?
– Irena jakaś tam...
– Irena Santor? – Babcia patrzy na mnie zdumiona.
– O, nie… – jęczę. – Pomyliłam nazwiska. Mam przygotować o Irenie Se… Sa... Synd…
– Irena Sendlerowa – podsuwa spokojnie babcia.
– Kto to? – pytam bez zbytniej ciekawości. – Jednym zdaniem wystarczy – dorzucam szybko.
– Jednym zdaniem się nie da – odpowiada stanowczo babcia.
– Dobra, sama sobie sprawdzę – wzruszam ramionami. – Teraz to mnie interesuje rosół.
– Czeka cię niezwykła podróż w czasie – mówi babcia bardziej do siebie niż do mnie.