Islandia. Historie pisane wiatrem - ebook
Islandia. Historie pisane wiatrem - ebook
Gdzie najlepiej zapolować na z orzę?
Na którym lodowcu warto zrobić biwak?
Czy do wnętrza wulkanu można dojechać windą?
Bogactwem Islandii jest przyroda - nieposkromione wulkany, gorące gejzery, niekończące się pustkowia, bajeczne doliny, zamglone lodowce, dzikie rzeki i zdeterminowana, przystosowana do twardego życia roślinność. Wśród najpiękniejszych atrakcji warto wymienić jaskinię lawową Lofthellir, dymiące lody Kverkfjll, trasę Złoty Krąg, czarną plażę w Vk, trawersy przez Vatnajkulla czy popisy wulkanów na półwyspie Reykjanes.
Na kartach tej książki Katarzyna Bobola i Piotr Kersz ukazują subiektywną wersję wyspy, którą obserwują na co dzień. Wielu rzeczy w niej nie lubią, ale o wiele więcej kochają. Mimo że na Islandii częściej wieje i leje niż świeci słońce.
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788383174167 |
Rozmiar pliku: | 13 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nasz dom przez prawie 3 lata nad Jeziorem Mývatn
Hordy wygłodzonych turystów zaczynają nadciągać na śniadanie. Jak im powiedzieć, że jaja nieugotowane? Jak wytłumaczyć akt terroru w północno-wschodniej Islandii, gdzie gęstość zaludnienia to 1,3 człowieka na kilometr kwadratowy? Policja z Akureyri pojawia się po dwóch godzinach, rozszerza strefę ewakuacji aż do głównej drogi. Musimy jednak zaczekać aż z Reykjavíku przyleci helikopter z grupą antyterrorystów. W samo południe oddział specjalny ląduje na lokalnym lotnisku we wsi, skąd policyjny busik przywozi ich do nas. Zdjęcie człowieka z bronią z naszego strychu zajmuje im 5 minut. Bo nasz zamachowiec po prostu smacznie spał zmęczony wydarzeniami nocy i oczekiwaniem na policję. Gotuję nowe jaja i i serwujemy śniadanie w porze lunchu.
Terrorysta na naszym strychu
------------------------------------------------------------------------
Przestępca ukrywający się na naszym strychu okazał się być byłym chłopakiem najmłodszej córki Old Mana. Po upojnym wieczorze, podczas którego nie żałowali sobie wszelakich używek, pokłócili się. Odrzucony młody mężczyzna wsiadł do samochodu żony naszego starca (kluczyki oczywiście zawsze zostawiamy w autach) i odjechał. Być może zranione serce, być może używki spowodowały, iż już po pierwszym przejechanym kilometrze wypadł z drogi. Auto podpalił, a następnie – z powodu braku środka transportu – wrócił do domu dziewczyny. Dobijając się do drzwi od jej pokoju, domagał się... ponownego połączenia serc lub innego auta. Na dodatek w szale pomylił drzwi i dobijał się do drzwi jej ojca. Ten, wyrwany ze snu, wezwał policję. Chłopak ukrył się na strychu i zasnął. Afera mogłaby się zakończyć w momencie przyjazdu lokalnej policji, gdyby nie to, że na strychu była broń. W zamkniętej szafce, ale – jak wiecie – Islandczycy nie wierzą w zamki. Dlatego rzadko ich używają i nie zamykają domów oraz samochodów. Policjanci nie chcieli ryzykować życia, wchodząc po drabinie na górę. Dlaczego wam opowiadamy tę historię? Bo wszystkim wydaje się, że Islandia to koniec świata, gdzie nic się nie dzieje. My też myśleliśmy, że wyprowadzka na drugi koniec wyspy na farmę, po dwóch latach spędzonych w Reykjavíku, to jak lądowanie na Księżycu. A tu już w drugim tygodniu pracy takie atrakcje!
Emigrować? Ale dokąd?
------------------------------------------------------------------------
Dlaczego wyprowadziliśmy się z Polski do Islandii? Mogłabym tu wiele napisać o wczesnych fascynacjach wyspą, o zapisywaniu się (w chyba 2002 r.) do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Islandzkiej działającego w Warszawie czy o jeżdżeniu polonezem caro koloru czerwonego (na gaz!) z Krakowa do Trójmiasta na koncert Björk w 2007. Mogłabym wspomnieć o wygraniu w radiu biletów na koncert Jónsiego z Sigur Rós (koncert w halach Kombinatu w Nowej Hucie to najlepszy występ tego artysty, na jakim byliśmy), a także o próbach wczytywania się w islandzkie sagi i ich zrozumienia (ciągle się w nich mordują, ledwie czytelnik polubi jakiegoś bohatera – on zaraz umiera, zupełnie jak w Grze o tron). Ale wyprowadzanie naszej emigracji na Islandię z tych wydarzeń w naszym życiu byłoby naciąganiem faktów. Fascynowało i fascynuje nas wiele krajów świata. Ostatecznie wszystko jest mieszkanką świadomej decyzji i przypadku.
Latem 2018 po raz kolejny przylecieliśmy na wyspę, tym razem na trekking popularnym szlakiem Laugavegur. Pierwszą noc po przylocie spędziliśmy w Reykjavíku u znajomych, którzy z kolei pracowali na Islandii. Szlak przeszliśmy według planu i wróciliśmy do Polski. Do kraju, opanowanego przez niespełna rozumu polityków, do miejsca, w którym poziom nienawiści wśród ludzi przekroczył wszelkie dopuszczalne granice. Po miesiącu nie mieliśmy już sił tak żyć. Wtedy pojawiła się oferta od znajomych na Islandii, by przejąć ich pracę. Nie zastanawialiśmy się. Zamieszkaliśmy w Reykjavíku. Na chwilę, kilka miesięcy, dopóki nie wymyślimy bliższego Europie kierunku. I tak, pięć lat później ciągle dzielimy nasze życie między noce i dnie polarne. I czekamy na 27 października 2025 r., kiedy będziemy mogli złożyć wniosek o islandzkie obywatelstwo. Bo dobrze mieć w zapasie obywatelstwo tak fajnego kraju! I wtedy, pewnie przeprowadzimy się do kraju położonego bliżej Polski, może do Szwecji lub Norwegii... Poniżej 60 równoleżnika obecnie bywa dla nas zbyt gorąco.
Półwysep Snæfellsnes w chmurach
Polacy na Islandii
------------------------------------------------------------------------
Nie jesteśmy ani pierwsi, ani ostatni, którzy wpadli na Islandię na chwilę i nagle minęło kilka lub kilkanaście lat, a oni ciągle tu są. Powstaje mnóstwo książek, w których Polacy opowiadają o swoim życiu na wyspie. Większość tych opowieści łączy poczucie rozdarcia. Rodakom na Islandii jest dobrze, ale większość kiedyś, może dopiero na starość, ale jednak, chce wrócić do kraju.
Jedną z naszych ulubionych całorocznych rozrywek jest chodzenie na basen. W Polsce nigdy nie udało mi się nauczyć pływać. Piotr ogarnął pływanie żabką i na tym zakończył karierę. Po przeprowadzce na wyspę bardzo szybko staliśmy się posiadaczami półrocznych kart na miejskie baseny w Reykjavíku i bywaliśmy na nich niemal codziennie. Często szliśmy po prostu wziąć na basenie prysznic i posiedzieć w jacuzzi z gorącą wodą pod gołym niebem. Naszym ulubionym basenem był Sundhöll (Barónsstígur 45a, 101 Reykjavík), najstarszy basen w mieście otwarty w 1937 r., położony na tyłach kościoła Hallgrímskirkja (tego w centrum miasta na wzgórzu z wysoką wieżą). Tutaj poznaliśmy pierwszych Polaków – ratowników. Mateusz nauczył mnie, bojącą się wody, około 40-letnią wówczas babę pływania. Chciałby kiedyś wrócić do Polski, ale tam jako ratownik zarobiłby niewiele. Krzysztof buduje dla siebie i swojej rodziny (w tym córki urodzonej na Islandii) dom w Polsce. Chętnie by w nim kiedyś zamieszkał, ale czy jego córka, wychowana w islandzkim języku i kulturze, też będzie chciała?
Jezioro Tjörnin w centrum Reykjavíku. Zimą zamarza i służy jako lodowisko
W markecie w centrum miasta pracuje pani Krysia. Ona i jej mąż chcą dotrwać na Islandii do emerytury, a potem być może wrócić do Polski, choć niekoniecznie. Ma w Polsce dorosłe już dzieci.
Berna i Marcin kilkanaście lat temu przyjechali na Islandię do pracy. Znajomy załatwił robotę w fabryce ryb jej mamie, ale ta w ostatniej chwili musiała zrezygnować z wyjazdu. Niewiele myśląc, wskoczyli na jej miejsce. I dzisiaj układają sobie na wyspie życie z nastoletnią córką i małym synem. Raczej nie wrócą do Polski. Bo kiedy? Mają tu dzieci do wychowania. My też nie zakładamy, że opuścimy kiedyś Islandię na zawsze...
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------