- nowość
Jabłoneczka - ebook
Jabłoneczka - ebook
„Jabłoneczka” jest antologią – jak wskazuje podtytuł - polskiej pieśni ludowej ułożoną przez Juliana Przybosia i która pierwszy raz ukazała się w PIW-ie w 1953 roku. Przeszło siedemdziesiąt lat od tej premiery zaskakuje wciąż, w czasie swoistego rewizjonizmu historycznego i ludowej wersji historii Polski, żywość słów, budujących pieśni poruszające najróżniejsze tematy. Jak sam legendarny poeta i teoretyk awangardy napisał we wstępie: „Chciałem ułożyć wybór najlepszych poezyj ludowych, pokusić się o pierwszą tego rodzaju próbę antologii, ułożonej na podstawie znajomości całego zapisanego zasobu pieśni śpiewanych przez lud. Wybór obejmuje więc zarówno epikę, jak lirykę, pieśni buntownicze, obrzędowe, miłosne, rodzinne, pasterskie, taneczne, żołnierskie i humorystyczne”. Niniejsze wydanie zostało rozszerzone o posłowie Rocha Sulimy, który to komentarz odsłania, że z pozoru przeszłe i ludowe tematy są w dzisiejszym świecie wciąż obecne i istotne.
Kategoria: | Katalog |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8196-912-3 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
(PRZEDMOWA DO I WYDANIA Z 1953R.)
I
Polska Ludowa przywraca ludowi jego dawną pieśń. Stare śpiewy chłopskie, wypierane przed wojną przez melodie i słowa piosenek kabaretowych, milkły w samym swoim gnieździe: na wsi, skazane, zdawało się, na ostateczne zapomnienie. Młodzież wiejska coraz rzadziej, i przeważnie tylko na weselu, grała i śpiewała na starą nutę. Sam słyszałem w swojej wsi rodzinnej, odległej od miasta, pastucha zawodzącego przy krowach postarzałe tango. Fałszował, upraszczał i melodię, i niedorzeczne słowa, ale nie sądzę, ażeby kiedyś w przyszłości te brzydkie teksty i obce melodie upodobniły się do naszych pieśni ludowych. Modna piosenka mieszczańska głuszyła śpiewkę ludową, starodawna pieśń chłopów zamierała. Wielu badaczy folkloru sądziło nawet, że zamarła na zawsze, bez nadziei wskrzeszenia.
A oto dzisiaj ożywa. Przemiana kulturalna, idąca w ślad za rewolucją społeczną, wydobywa pieśń ludową z głuszy zapomnienia i na powrót wkłada ją w usta ludu. Polska śpiewa dziś tak powszechnie, jak nigdy w dziejach swojej kultury.
Za potrzebą śpiewania, rozbudzoną żywo i szeroko, nie nadąża twórczość autorów pieśni masowej. Toteż niezliczone chóry świetlicowe i zespoły śpiewacze i taneczne włączyły dawną pieśń w stały repertuar albo wręcz tylko jej służą. Pieśń ludowa za pośrednictwem tych zespołów staje się na nowo pieśnią powszechną, śpiewaną w mieście i na wsi. A przecież jesteśmy dopiero u początków tego procesu, który ożywiając i popularyzując pieśń ludową, może dać jej głos nie milknący już nigdy, wpoić ją w ucho narodu i utrwalić. Śpiewki chłopskie dawniej w mieście nie śpiewane i lekceważone, a oceniane tylko przez nielicznych muzyków czerpiących z ich melodii, dziś wyszły na ulicę i za pośrednictwem świetlic i domów kultury mogą wejść w stały skarbiec pamięci muzycznej robotnika i inteligenta.
Zamówienie społeczne na prawdziwie ludowe teksty i melodie staje się coraz bardziej naglące. Odczuwają je nie tylko działacze oświatowi, ale i kompozytorzy, nie tylko młodzież szkolna, ale i poeci. Chyba jedynie w okresie romantycznej rewolucji literackiej, dokonanej przez Mickiewicza, odczuwano tak gorąco potrzebę zaczerpnięcia ze źródła twórczości ludowej jak teraz. Polska Ludowa wskrzesza swoją pieśń.
Temu pragnieniu udostępnienia twórczości poetyckiej i muzycznej ludu trzeba odpowiedzieć dostarczeniem pieśni szczerze ludowych, nie zepsutych przez przypadkowych przerabiaczy i poprawiaczy. Wybór, który sporządziłem, ma spełnić pierwszą część zadania: podać osnowę słowną pieśni ludowych wybranych ze zbiorów dających możliwie największą gwarancję autentyczności tekstu. Spośród około dwudziestu tysięcy tekstów pieśni ludowych zapisanych w ciągu przeszło stu lat wybrałem sześćset siedemdziesiąt pięć. Za główną zasadę wyboru przyjąłem wartość poetycką pieśni, włączając do książki tylko te osnowy słowne pieśni, które zwróciły moją uwagę swoim pięknem. Pominąłem wiele tekstów interesujących z innych względów, jeśli nie mogłem dosłuchać się w nich piękna. Chciałem ułożyć wybór najlepszych poezyj ludowych, pokusić się o pierwszą tego rodzaju próbę antologii, ułożonej na podstawie znajomości całego zapisanego zasobu pieśni śpiewanych przez lud. Wybór obejmuje więc zarówno epikę, jak lirykę, pieśni buntownicze, obrzędowe, miłosne, rodzinne, pasterskie, taneczne, żołnierskie i humorystyczne.
Przestrzegając tej naczelnej zasady wyboru, nie dopuszczającej wyjątków na rzecz utworów wyraźnie chybionych lub zbyt zniekształconych, dobierałem teksty tak, żeby przedstawiały twórczość poetycką całego obszaru etnograficznego Polski.
Wybierając najpiękniejsze pieśni z każdego regionu, zwracałem szczególną uwagę na ich wymowę ideologiczną. Z pieśni ludowej wydziera się potężny krzyk buntu; dosłuchać się w niej można nie stłumionych przez bat pański głosów gniewu i zemsty. Wielu dawnych zbieraczy szlacheckich nie kwapiło się do zapisywania buntowniczych pieśni, ale dość ich utrwalono, ażeby świadczyły o poczuciu klasowym chłopstwa. Rzadsze, ale również prawie wszystkie o mocnej wymowie ideowej i artystycznej, są pieśni o nędzy i niedoli. W surowych obrazach ukazują one srogą dolę bandosa, ciężki los sługi u pana i nędzę bezrolnego, biednego chłopa. Ale pieśń ludowa jest tworem różnorodnym, zebranym z kilku wieków i powstałym pod różnymi wpływami, także wpływami plebanii i dworu. Zwłaszcza wielka ilość kolęd, układanych zresztą nie przez chłopów, lecz kler, wchodziła w skład wszystkich dotychczasowych zbiorów. Tylko drobna część kolęd została przyswojona przez chłopa tak, że zbliża się do wyrazu szczerze ludowego. W moim zbiorze pomijam te twory muzy kościelnej, wpojone przez kler ludowi. Nie włączyłem też przypochlebnych pieśni dożynkowych i pieśni niezatartego pochodzenia szlacheckiego. Z pieśni dziadowskich weszły do zbioru tylko dwie.
Antologia moja jest pierwszą próbą ujęcia w wyborze całego zasobu polskiej pieśni ludowej. Antologia J. St. Bystronia wydana przed wojną zawiera ledwie sześćdziesiąt sześć pieśni i ma, jak z przedmowy autora wynika, szczególny charakter. Bystroniowi nie chodziło o wybór najładniejszych pieśni, lecz przede wszystkim o ilustrację swoich tez o istocie pieśni ludowej. Nie wartościował on pieśni, wybierał teksty nie dlatego, że piękne, lecz że reprezentują taki lub inny rodzaj w stworzonej przez niego klasyfikacji.
Bystroń dopatrywał się nawet szczególnej cechy twórczości ludu w tym, że niesie ona, jak samo życie, rzeczy cenne obok bezwartościowych, i z powagą naukowca przystępował zarówno do tekstów nijakich, jak i do utworów o wysokiej wartości artystycznej. Ale nie jest to cecha wyróżniająca; podobnie jak literatura pisana, i twórczość ludowa, bezimienna, ma swoje szczyty i niziny. Zasób pieśni ludowych, który nam zapisali zbieracze, obejmuje kilka wieków poezji chłopskiej, nie przebrakowanej nigdy przez żadnego historyka literatury. Pieśni ludowe traktowano jako folklorystyczny zabytek, a nie jako poezję, w której obok arcydzieł znaleźć się muszą z konieczności utwory bezwartościowe, podobnie jak w literaturze pisanej. Mój wybór jest próbą selekcji artystycznej całego zasobu pieśniarskiego ludu; odrzucam utwory bezwartościowe, na osnowę słowną pieśni ludowych patrzę nie jak na zabytek folklorystyczny, lecz jak na poezję.
Drugą po wyborze Bystronia, obszerniejszą próbą antologii pieśni ludowej jest cenna książka St. Czernika Poezja chłopów polskich. Czernik wybrał dwieście najcelniejszych pieśni, kierując się w wyborze trafnym zmysłem krytyka i smakiem doświadczonego poety. Wybór Czernika jest jednak za szczupły, opiera się on bowiem na przestudiowaniu tylko jednej dziesiątej całego zasobu pieśniarskiego ludu.
Przeczytałem chyba wszystko, co o polskiej pieśni ludowej napisano. Jakiż jest stan wiedzy o polskich pieśniach ludowych? Od pierwszego zbioru pieśni ludowych, sporządzonego przez Wacława z Oleska Zaleskiego w roku 1833, do Augustyna Steffena, wydawcy zbioru pieśni z Warmii w roku 1938, a więc w ciągu z górą stu lat, zbieracze melodii i tekstów pieśniarskich zgromadzili ogromny materiał: kilkadziesiąt tysięcy tekstów skupionych w wielotomowych wydawnictwach (najobfitszym z nich jest Lud Kolberga), rozrzuconych w setkach czasopism i pomniejszych publikacji. Obszerny to ogród, ale nieplewiony. „Lud — cóż to takiego?” — zastanawiał się w swoich studiach J. St. Bystroń, jedyny w międzywojennym dwudziestoleciu badacz pieśni, i odpowiadał: „Lud to warstwy nieoświecone”, a więc — analfabeci różnego pochodzenia i zawodu: i chłopi, i rzemieślnicy, i dziady odpustowe, i złodzieje, i gałganiarze miejscy. W nieplewionym ogrodzie bujają chwasty naniesione z zewnątrz. Obok pieśni samorodnie chłopskich można w zbiorach znaleźć pieśni szlacheckie, pieśni pochodzenia mieszczańskiego, pieśni dziadowskie i inne. Zapisano pieśni późno, w okresie schyłku bezimiennej twórczości chłopskiej. Do zbiorów weszło wiele tekstów w rozsypce, szczątków zapomnianych całości, niezliczonych odmianek, klecących się nieraz w ustach śpiewaków w osobne kalekie pieśni bez sensu. Istny bróg różnego rodzaju zboża, ale i mierzwy.
Na literaturę krytyczną o poezji ludowej składają się drobne przyczynki i kilka zaledwie opracowań poszczególnych pieśni. Od czasów Karłowicza, który podjął się (idąc za wzorem Childa) próby systematyki polskiej pieśni ludowej, nikt z badaczy nie objął krytycznym naukowym badaniem całości poezji ludowej. J. St. Bystroń dał w ciągu międzywojennego dwudziestolecia kilka szkiców, raczej ogólnikowych niż syntetycznych, gubiąc się z braku określonych kryteriów w opisie zewnętrznych cech pieśni. Dopiero książka Czernika, wydana przed pięcioma laty, jest pierwszym zarysem monograficznym pieśni chłopów pańszczyźnianych. Zapóźnienie humanistyki polskiej w tej dziedzinie badań jest dzisiaj szczególnie rażące. Zubaża ono historię naszej literatury o jeden z głównych rozdziałów w jej złotej księdze najcenniejszych artystycznych skarbów. Bo pieśń ludowa winna należeć do klasycznego kanonu naszej poezji na równi z Kochanowskim i Mickiewiczem. Podobnie jak dzięki pracom Brücknera i Badeckiego pomnaża się historia naszego piśmiennictwa o literaturę mieszczańską — nie można sobie wyobrazić rozumnego podręcznika literatury ani pełnowartościowej antologii poezji polskiej bez pieśni chłopskich. Ale takiego podręcznika, takiej antologii — dotychczas oko polskiego czytelnika nie oglądało. Poezję chłopów zepchnięto na margines życia kulturalnego „warstw oświeconych”, schowano w rezerwacie folklorystyki, nie zatroszczono się, aby pamięć o niej kwitła na równi z pamięcią o wierszach Kochanowskiego i Mickiewicza.
II
Od czasu gdy Brodziński nazwał pieśń ludową „źródłem największej poezji”, twierdząc, że „sztuka, robiąca z nich całość, uwiecznia zarazem charakter narodu i jego oświecenie”, nie było chyba wybitniejszego poety w Polsce, który by w jakimś okresie swojej twórczości — albo nie zaczerpnął z tego źródła, albo nie przejrzał się w jego zwierciadle. Mickiewicz wzniósł „wieść gminną” na szczyt poezji narodowej, a największe swoje arcydzieło widział w marzeniu pod strzechą wiejską, zrównane z piosenką chłopską. Miarę — jakąż, jeżeli nie przede wszystkim artystyczną — miarę pieśni ludowej uznał za najwyższy sprawdzian wartości Pana Tadeusza. Wydać się to może dziwne, niepojęte. Dlaczegóż arcymistrz pragnął zrównać swoją poezję z pierwotną prostotą warstw „nieoświeconych”? Czyżby uległ ludomańskiej egzaltacji pierwszych odkrywców pieśni ludowej? Ale tego sądu o poezji chłopskiej nie zmienił od Ballad i romansów po schyłek swojej twórczości, mimo iż od bezpośredniego czerpania wątków ludowych i stylizacji na ton i „myśl gminną” odszedł szybko i bezpowrotnie. W Konradzie Wallenrodzie uczcił pieśń ludową hymnem, przypisując jej mylnie charakter bohaterskiej poezji narodowej. Polska „pieśń gminna”, zapisana potem przez zbieraczy, nie okazała się arką przymierza między dawnymi a młodszymi laty — pieśń chłopska nie opiewa wydarzeń historycznych. Wbrew poglądom romantyków nie jest też tworem zbiorowym jakiegoś „ducha narodu”, lecz — choć anonimowa, tworzona była przez śpiewaków indywidualnych. A jednak — tak jak czarowała Mickiewicza w czasie, gdy dopiero zaczynano po amatorsku zapisywać ją i zbierać — tak pieśń ludowa działa nieodparcie na pokolenia poromantyczne poetów aż po nasze dni. Dlaczego?
Sztuka świadomego artysty karmi się sztuką poprzedników; ale tylko do pewnego momentu. Nie było poetów, którzy byliby sobą, tj. którzy by dawali pełnię swojego doznania i rozumienia świata od pierwszego swego wiersza. W porywie ku zupełnemu owładnięciu słowem atakowanego przedmiotu świadomy artysta trafia na szereg stadiów poetyckiego poznania, stadiów osiągniętych już przez poprzedników. Sztuka nazywania, styl poety, zanim stanie się stylem własnym, przechodzi w skrócie wiele stadiów poprzednich, cudzych, niczym płód w łonie matki. Ale już osiągnięty tzw. własny styl staje się z czasem nieprzydatny, bywa nawet przeszkodą w nazywaniu tego, co nowe. Styl wielkich poetów nie był jak zakrzepła skorupa, ale jak brzeg rzeźbiony przez rzekę życia, zmieniał się w miarę napływu nowych treści, które domagały się nazwania. Wielcy artyści byli sobą, będąc najwierniejszymi świadkami rzeczywistości. Otóż twórczość świadomego artysty zaczyna się w tej chwili jego rozwoju, gdy uzna on nieużyteczność, niezastosowalność sztuki przez siebie osiągniętej, gdy sprawa, którą chce nazwać, nie daje się ująć w żaden dawniej znany sposób. Pragnienie opanowania jej wiedzącym i czującym słowem nie znajduje w owej chwili zaspokojenia. Wtedy to właśnie, na szczycie samowiedzy twórczej, artysta znajduje się nagle w położeniu twórcy nieuczonego: uświadamia sobie bezradność całej swojej dotychczasowej sprawności artystycznej; staje w obliczu konieczności zaczynania sztuki od nowa. Tak jak ludowy pieśniarz czy świątkarz, który bez wyuczonych wzorów, bez „kultury literackiej” czy plastycznej stara się wytłoczyć w słowie czy w glinie możliwie najwierniejszy odcisk rzeczy, doświadczonej świeżymi zmysłami i wzruszoną wyobraźnią. Samorodny śpiewak ludowy, nie wiedząc, co to efekt estetyczny, nie stara się oń; daje obraz z konieczności własny i tylko tam, gdzie go zmusza do tego wzruszona myśl. Nieświadomie postępuje więc podobnie jak twórca najbardziej świadomy, wynalazca nowego wyrazu, przed nim nie praktykowanego i nie sprawdzonego w działaniu estetycznym. Rzetelność twórcza jest jedna: widoczna na szczytach sztuki i u jej początków.
Dlatego Mickiewicz sztukę Pana Tadeusza równał z pieśnią ludową o sierotce zaganiającej gąski w wieczornej porze. Dlatego arcymistrz miał prawo tęsknić za taką samą jak pieśni ludowej powszechnością swego arcydzieła.
Pieśń ludowa czarowała i czaruje poetów nie tylko jako uderzające świadectwo pierwiastkowego wysiłku twórczego. Pociąga i cieszy nie tylko jako dowód w istocie takiego samego twórczego aktu, nie sfałszowanego „postawą estetyczną”. Poeta prymitywny nie rozdziela tego, co śpiewane i pisane, od tego, co prawdziwe, faktu od zmyślenia, literatury od życia; zdradza więc tak naocznie, jak to się zdarza tylko u najbardziej świadomych artystów słowa, odwieczne pragnienie poetów: żeby słowo stało się ciałem, tj. żeby działało nie jak znak rzeczy, lecz jak sama rzecz. Najwymowniej to pragnienie wyraził Mickiewicz w Improwizacji, mówiąc, że czuje okrągłość słów, ich ruch, dźwięk i blask. Otóż w wielu pieśniach ludowych, tych, które powstały samorodnie, słowa są tak konkretne, bliskie rzeczy, wyzbyte abstrakcyjności, jakby były nie nazwaniem, lecz wręczeniem dotkniętych rzeczy. Zdania zawierają treść szczelnie, zdają się być czynnością samą, nie opowiadają, lecz jak gdyby czynnie powtarzają to, co nazywają.
Jaś koniki poił, Kasia wodę brała,
on sobie zaśpiewał, ona zapłakała.
Czy można bardziej rzeczowo powiedzieć tak wiele? Oto przykład zwięzłości takiej, że w tym dwuwierszu zaczynającym krwawą balladę każde słowo uobecnia rzeczy i czynności, wraża je w zmysły czytelnika jak dziejące się naocznie zdarzenie.
Tym przymiotem pięknej rzeczowości odznaczają się teksty poetyckie polskich pieśni ludowych w sposób wybitny. Polska poezja chłopska wyzbyła się fantastyki, która jak przypuszczać można, bujała w pieśniach średniowiecza; tylko resztki alegorycznej cudowności ocalały w urywkach i szczątkach, teraz przez lud nie rozumianych, jak np. w pieśni o dziewczynie i pawiu czy o turze, co złote różki ma. Piękno polskiej poezji ludowej jest dobitnością nagiego realizmu, dążącego najprościej do rzeczy, bez omówień i ozdoby. Mówię tu nie o wszystkich pieśniach śpiewanych przez lud wiejski (lud śpiewa i konwencjonalne piosenki), tylko o tych, o których sądzić można, że są samorodną twórczością chłopa.
Ale głównym powodem, dla którego poeci przysłuchiwali się namiętnie pieśni ludowej, jest jej powszechność. Marzenie, żeby być czytanym przez wszystkich, było i jest niewyznanym snem tych nawet pisarzy, którzy programowo gardzili tłumem profanów, a marzenie to widzą spełnione jedynie w poezji ludowej, dostępnej każdemu. Podpatrzeć tajemnicę tej powszechności, ażeby swoim utworom nadać zasięg jak najszerszy, żeby stać się poetą narodowym — było zawsze pragnieniem poetów, zwłaszcza poetów pojmujących swoją twórczość jako służbę społeczną, bardów poezji walczącej, tyrtejskiej. W najlepszych utworach poezji ludowej znajdują oni przykład takiego stopnia naturalnej prostoty, jaki artysta osiąga dopiero u kresu swojej drogi sztukmistrza. Myśli i obrazy są w pieśni ludowej — w najlepszych jej przykładach — tak ułożone, że jak przysłowie najłatwiej podają się rozumieniu. Co w pieśniach było trudniejszego do zapamiętania i do wymówienia — uległo zapomnieniu; słowo, zestawienie słów, wiersz, zdanie toczone jak kamyki w rzece zostały, tocząc się z ust do ust, zaokrąglone do zestroju dźwięków najsposobniejszych do wymówienia i śpiewania. Co było w artyście albo wybujałością przypadkowych cech osobowości, albo ustępstwem na rzecz interesów ideologicznych klas uciskających — tego lud trwale nie przyjął, to lud odrzucił lub poprawił. Pieśń ludowa musi być taka, by była rozumiana przez wszystkich, posługuje się więc obrazami i określeniami typowymi, odrzuca, co jest obce zakresowi wyobrażeń umysłowości prostaczej.
III
Powiedziałem, że chłop nie przyjął trwale tego, co w pieśni szlacheckiej i mieszczańskiej nie odpowiadało jego wyobrażeniom i sądom, buntowniczemu dążeniu do wyzwolenia społecznego. Byłoby jednak demagogicznym schlebianiem twierdzenie, że zdrowy jakiś instynkt klasowy odrzucał wszystko, co było wrogie chłopu. Wpływ demoralizującego oddziaływania dworu na chłopa można znaleźć i w pieśniach ludowych, zwłaszcza w pieśniach dożynkowych. Ważne jednak jest to, że ogromna większość pieśni ludowych jest ideologicznie chłopska, to znaczy wroga lub obca myśleniu i moralności dworskiej i plebańskiej.
Wielu badaczy folkloru radych by było oddzielić w zapisanym zasobie pieśniarskim to, co zostało przejęte z pieśni szlacheckich i mieszczańskich, od utworów samorodnie chłopskich. Praca ta z pewnością kiedyś zostanie dokonana, ale nie wydaje mi się, by rozstrzygnęła kiedykolwiek, co zaliczyć do pieśni szczerze ludowych, a co nie. Niezależnie od ich społecznego pochodzenia, pieśni od dawna utrzymujące się w śpiewie ludu należy uznać na równi z pieśniami samorodnie chłopskimi za pieśni ludowe. Zostały one bowiem w ustach śpiewaków sprawdzone, przemienione, przystosowane do ich pojęć tak, że często możemy uważać pieśni pochodzenia szlacheckiego i mieszczańskiego, śpiewane przez chłopów, za przeróbki — twórcze, przeistaczające nieludowe w ludowe. Oczywiście stopień tego uludowienia pieśni artystycznych może być różny. W tej antologii starałem się unikać utworów mających zbyt wyraźne cechy pochodzenia literackiego.
Byłoby też przesadą twierdzenie, że to tylko, co się przyjęło wśród ludu, jest i będzie trwałe; że stanowi więc pewien wzór, do którego powinni się stosować poeci i kompozytorzy pragnący być popularnymi. Błędem jest przypuszczenie, iż ideałem poety Polski Ludowej byłoby utrafienie w ton pieśni ludowej tak, by była niejako kontynuacją autentyku ludowego. Przecież socjalizm to dążenie do zniesienia różnicy między tak dawniej zwanym człowiekiem prostym a człowiekiem wykształconym. Proletariat miejski i wiejski był upośledzony nie tylko wskutek wyzysku ekonomicznego, ale także przez zepchnięcie do poziomu umysłowego czyniącego proletariat niezdolnym do przyjęcia sztuki tworzonej przez wielkich artystów. (Pieśniami ludowymi stawały się utwory drugorzędnych poetów). Ukazywanie sztuki ludowej jako wzorca byłoby grzechem przeciwko samej zasadzie twórczości, która przecież jest ustawicznym burzeniem wzorców i tworzeniem wartości nowych. Ale błędem również jest nagminne dzisiaj stylizowanie pieśni ludowych przez kompozytorów i poetów. To, że takie stylizowane utwory, pasożytujące na anonimowej twórczości ludu, cieszą się powodzeniem i popularnością, bynajmniej nie świadczy o ich wartości artystycznej. Popularność, nawet w naszych warunkach, w warunkach społeczeństwa dążącego do socjalizmu, nie może być jedynym miernikiem wartości artystycznej. Będzie nim dopiero w erze komunizmu, kiedy zniknie różnica między tzw. człowiekiem prostym a człowiekiem wykształconym.
Skłaniam się do zdania tych, którzy twierdzą, że samorodna twórczość ludowa ma się ku końcowi, że na wsi nie powstają już nowe pieśni. Jeśli jeszcze nie zamilkła zupełnie, to zamilknie prawdopodobnie wkrótce. Na podstawie kilkudziesięciu tekstów świeżo zapisanych przez zbieraczy Państwowego Instytutu Sztuki, tekstów, które wydawały się zbieraczom nieznane, mogłem stwierdzić, że pozornie nowe teksty są zmieszaniem starych; ale ostateczną odpowiedź na pytanie, czy chłop tworzy bezimiennie nowe pieśni, dać będzie można po zbadaniu ogromnego materiału zbieranego przez PIS. Rozsypka tekstów, ustawiczne ich mieszanie przez śpiewaków aż do nonsensownych, niezrozumiałych zlepków postępuje stale. Przypuszczam zresztą, że wierności słowom pieśni dotrzymywano jedynie w śpiewach obrzędowych, co wynikało z natury samego obrzędu, którego czynności narzucały porządek zdań i strof. Natomiast wszystkie inne pieśni zapewne bardzo szybko ulegały w miarę wędrówki z okolicy w okolicę zmianom, przekształceniom i zniekształceniom. Wbrew bowiem przysłowiu: „słowa z pieśni nie uronić”, śpiewacy gubili słowa nie tylko wskutek zawodnej pamięci, ale i z bezceremonialności wobec tekstu pieśni. Ważniejsza bowiem dla nich była melodia niż słowa. Bezimienna, wspólna własność ulegała ciągłemu i mnożeniu, i uszczuplaniu. A tak musiało być zawsze, nie tylko teraz, ale i w średniowieczu, i w wieku XVII, który był przypuszczalnie wiekiem rozkwitu poezji chłopskiej. W okresie feudalnym albo rodziły się samorodne pieśni ludowe, albo przyjmowane z dworu i miasta przekształcały się w twór ludowy. Dzisiaj prawdopodobnie chłop nowych pieśni nie składa, a przejmowane z miasta mają mało szans na upodobnienie się do pieśni ludowych. Szkoła, po raz pierwszy w dziejach naszej oświaty powszechna, ucząc czytać wszystkich, znosi trud śpiewania z pamięci. Pieśń czyta się utrwaloną drukiem ze śpiewnika. Z drukiem znika bezimienność pieśni i jej płynność i zmienność, cecha najbardziej ją różniąca od pieśni tworzonych przez autorów nieanonimowych.
Rolę pieśni ludowej przejmuje nowoczesna pieśń masowa, układana przez zawodowych pieśniarzy. Czy zdobędzie ona ten najwyższy przywilej, jakim szczyciła się pieśń ludowa: przywilej trwałości w pamięci muzycznej społeczeństwa? Czy też jak modne piosenki mieszczańskie milknąć będzie wraz z podmuchem mody, ustępując nowym sezonowym przebojom? Zależeć to będzie od tego, czy poeci układający pieśni masowe posiądą taką zdolność świeżego ujęcia surowych a typowych obrazów rzeczywistości, jaka uderza w najlepszych pieśniach chłopskich, tych, które nie uległy konwencjonalizmowi.
Albowiem w pieśniach ludowych widoczna jest niemal w tym samym stopniu co owa surowa rzetelność wysiłku — umowność ujęć i obrazów powtarzających się bez zmiany od pieśni do pieśni. Obok poezji — poetyczność. W miarę upadania i zamierania pieśniarstwa bierze górę nad ową widocznością aktów wyrażania konwencjonalność zakrzepłych zwrotów. Niektórzy upatrują nawet swoisty wdzięk poezji ludowej w grze dwu składników jej stylu: grze między surową wynalazczością a umownością utartych z dawna ujęć. Ale nie jest to skutek zamierzony przez samorodnych poetów — to wkład oświeconych czytelników, nieumiejących częstokroć dostrzec w sztuce „prymitywnej” niczego poza nieporadnością i naiwnością.
Nowa, już nie bezimienna pieśń ludowa powstająca w naszych czasach, pieśń masowa układana przez poetów, osiągnie rangę pieśni powszechnej wtedy, kiedy nie będzie naśladować dawnej pieśni ludowej ani jej stylizować, lecz sięgnie do tego źródła, z którego wypłynęły najlepsze pieśni ludowe. Nigdy bowiem z naśladowania nic oryginalnego nie wynikło.
Zwrot do poezji ludowej dokonać się może tylko tak, jak to rozumiał największy nasz muzyk i największy nasz poeta.
W znanym liście do rodziców z r. 1847 pisał Chopin o pierwszej młodzieńczej próbie Kolberga „harmonizacji” pieśni ludowych w wydanych w r. 1842 Pieśniach ludu polskiego z towarzyszeniem fortepianu: „Często podobne rzeczy widząc, myślę, że lepiej nie, bo mozół ten tylko skrzywia i trudniejszą robi pracę geniuszowi, który kiedyś tam prawdę odwikła. Aż do czasu owego wszystkie te piękności zostaną z przyprawionymi nosami, różowane, z poobcinanymi nogami lub na szczudłach i pośmiewiskiem będą tym, co lekko na nie spojrzą”.
Mickiewicz w rozmowie z Odyńcem powiedział, że wszyscy wielcy poeci czerpali z tego samego źródła. Odyniec, tak jak Brodziński, upatrywał to źródło w poezji ludowej. Mickiewicz odparł: „Poezja ludowa nie jest źródłem, ale tylko jak wiejska dziewczyna czerpie wprost dłonią i pije ze źródła, zanim je potem wodociągami do miasta na fontanny i na herbatę sprowadzą”. — „A więc cóż jest tym źródłem?” — zapytał Odyniec. Mickiewicz rzekł: „Rzeczywistość i Prawda”.
Niechże ta rzeczywistość i prawda bijąca mocno w najlepszych okazach pieśni ludowej, zebranych w tej książce, będzie nie wzorem dla poetów dzisiejszych, lecz przykładem. Przykładem, jak tworzyć rzetelnie i oryginalnie, jak nie naśladować i stylizować, lecz brać podnietę twórczą z prawdy, którą trzeba, według rady Chopina, z twórczości ludowej odwikłać.
*
Teksty pieśni ludowych zawarte w tej antologii wyjęte zostały ze zbiorów sporządzonych w ciągu stu kilkudziesięciu lat. Od pierwszego chronologicznie zapisu tekstów pieśni góralskich Seweryna Goszczyńskiego po Zbiór pieśni ludowych z Warmii Augustyna Steffena. Zbieracze oznaczali w pisowni właściwości gwarowe osnowy słownej pieśni w różny sposób. W obecnym wydaniu pomnożyłem ilość tekstów, w których zachowuję pisownię oznaczającą wymowę gwarową słów. Pisowni tej nie ujednostajniłem, teksty przepisałem w takiej postaci, w jakiej znalazłem je w cytowanym źródle.
Julian Przyboś
BESTSELLERY
- EBOOK
36,90 zł 51,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
19,90 zł 39,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
19,90 zł 39,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
19,90 zł 32,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: SuperNowaFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: KatalogWiedźmin Geralt to kulturowy fenomen naszego stulecia! Postać stworzona przez Andrzeja Sapkowskiego zawładnęła umysłami milionów ludzi na całym świecie! Zatem opowieść trwa, a historia nie kończy się nigdy...
33,90 zł 39,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.