Jacek Hugo-Bader. Włóczęga - ebook
Jacek Hugo-Bader. Włóczęga - ebook
W przypadku reporterskiej twórczości Hugo-Badera włóczęga – niespieszne przemieszczanie się, często bez wyraźnego celu, dla samej przyjemności wędrowania i obserwacji – jest czymś więcej niż wątkiem, motywem, toposem czy sposobem ukształtowania narracji, jak np. w pasażach tekstowych. To model reporterskiego życia, nieodłączny element autokreacji tekstowego „ja”, życiopisarska strategia, bez której nie sposób interpretować całościowo twórczości tego autora.
Z rozdziału 1
Izabella Adamczewska-Baranowska w swej opowieści próbuje podsumować tytułową włóczęgę autora – szkicuje hipnotyzujący portret reportera-chuligana, błękitnego ptaka opuszczającego wąskie ramy prasy, by w Szamańskiej chorobie „odlecieć” w rejony literatury. Śledząc wątki związane z życiopisaniem, wskazuje na reporterskie włóczęgi Hugo-Badera po Polsce potransformacyjnej i rozkładającym się Imperium – wszystkie je łączy figura „wałęsającego się psa”, który przygląda się otoczeniu z nosem przy ziemi. Posługuje się przy tym metaforą trickstera – żartownisia, szelmy i błazna, wędrującego przez świat, by zaspokoić niewyczerpany apetyt. Podkreśla także upodobanie twórcy do prowokacji i posługiwania się ironią, co powoduje, że występuje on czasem nie tylko w roli kronikarza swego pokolenia, „Kolumbów rocznik 50.”, ale także w roli rodzimego burzyciela mitów. Czytelnik, który sięgnie po tę książkę, też jest zaproszony i wciągnięty do włóczęgi – tropami autora – podczas niej wielokrotnie zostanie oszołomiony i zaskoczony, by na koniec wziąć udział w zwiedzaniu gabinetu Hugo-Badera.
Seria poświęcona jest wybitnym polskim pisarzom - ich twórczości ujmowanej przez nich samych i interpretowanej przez krytyków jako projekt egzystencjalny, jako próba ustanowienia i zapisania siebie i swojego sposobu odczytywania sensów rzeczywistości, indywidualnego oglądu różnych jej sfer - społecznej, politycznej, etycznej, kulturowej, metafizycznej. Istotnymi kategoriami wyjaśniającymi pisarskie dzieło są w tym przypadku biografia, tożsamość oraz kształtujące je szeroko rozumiane doświadczenie: cielesne i zmysłowe, psychiczne i społeczne, historyczne i polityczne, etniczne i estetyczne, religijne i duchowe...
W serii ukazały się tomy:
Agnieszka Kałowska, Witkacy. Etyka
Marzena Woźniak-Łabieniec, Rymkiewicz. Metafizyka
Maciej Urbanowski, Brzozowski. Nowoczesność
Anna Legeżyńska, Hartwig. Wdzięczność
Tomasz Garbol, Miłosz. Los
Adrian Gleń, Stasiuk. Istnienie
Agnieszka Kramkowska-Dąbrowska, Krasiński. Świadectwo
Dariusz Kulesza, Kossak-Szczucka. Służba
Józef Olejniczak, Gombrowicz. Ja!
Marta Tomczok, Amiel. Życie
Katarzyna Kuczyńska-Koschany, Tuwim. Pęknięcie
Spis treści
Dramatis Personae
Alternatywny spis zawartości rozdziałów (na zachętę)
Wstęp
Rozdział 1. Włóczęga, tramp, wałęsający się pies
Człowiek gościńca
Szkoła przetrwania
Rozdział 2. Centrum i peryferie. Prowincja
Wysadzeni z siodła
Dziennikarstwo bazarowe
Rozdział 3. Wchodzę w to
Zbliżenia
Wcielenia
Rozdział 4. Wschód – Zachód
Historia jest taka (ale wypijmy)
Gonzo – chuligan reportażu
Rozdział 5. Podziemie
Rozdział 6. Odloty
Zakończenie
Bibliografia podmiotowa
Książki
Reportaże w antologiach
Reportaże w „Gazecie Wyborczej” (cytowane w książce)
Multireportaże
Filmy
Konteksty reporterskie i literackie
Bibliografia przedmiotu
Opracowania o Jacku Hugo-Baderze (wyłącznie lub w kontekście)
Recenzje i publikacje prasowe
Wywiady
Konteksty
Filmy
Indeks
Kategoria: | Polonistyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8220-796-5 |
Rozmiar pliku: | 5,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
DRAMATIS PERSONAE
ALTERNATYWNY SPIS ZAWARTOŚCI ROZDZIAŁÓW (NA ZACHĘTĘ)
WSTĘP
Rozdział 1. Włóczęga, tramp, wałęsający się pies
Człowiek gościńca
Szkoła przetrwania
Rozdział 2. Centrum i peryferie. Prowincja
Wysadzeni z siodła
Dziennikarstwo bazarowe
Rozdział 3. Wchodzę w to
Zbliżenia
Wcielenia
Rozdział 4. Wschód – Zachód
Historia jest taka (ale wypijmy)
Gonzo – chuligan reportażu
Rozdział 5. Podziemie
Rozdział 6. Odloty
ZAKOŃCZENIE
BIBLIOGRAFIA PODMIOTOWA
Książki
Reportaże w antologiach
Reportaże w „Gazecie Wyborczej” (cytowane w książce)
Multireportaże
Filmy
Konteksty reporterskie i literackie
BIBLIOGRAFIA PRZEDMIOTU
Opracowania o Jacku Hugo-Baderze (wyłącznie lub w kontekście)
Recenzje i publikacje prasowe
Wywiady
Konteksty
FilmyALTERNATYWNY SPIS ZAWARTOŚCI ROZDZIAŁÓW
(NA ZACHĘTĘ)
Wstęp – w którym autorka nieśmiało wprowadza czytelnika w temat książki i pokrótce przedstawia jej bohatera, a także zarysowuje awanturnicze początki „Gazety Wyborczej” w pewnym warszawskim żłobku.
Rozdział pierwszy, w którym rozpoczynamy włóczęgę. Dowiadujemy się, jak podróżuje wałęsający się pies, dlaczego w podróży należy się ubrudzić i co mają reportaże JHB do podwórkowych zabaw z karabinem z patyka.
Rozdział drugi, w którym zagłębiamy się w rodową historię Baderów, próbując odpowiedzieć na pytanie, czy zamiłowanie do przygody można mieć w genach, a także przypominamy sobie barwne lata dziewięćdziesiąte, które ukształtowały naszego bohatera jako reportera.
Rozdział trzeci, w którym czytelnik dowie się, że JHB jest Nowym Nowym Dziennikarzem, a jego specialité de la maison to reportaż wcieleniowy.
Rozdział czwarty, w którym wybierzemy się wraz z Jackiem Hugo-Baderem do Poradziecji. Poznamy m.in. konstruktora kałasznikowa i będziemy podglądać nagie kobiety zbierające na pokryte olejkiem ciało pyłki anaszy. Dowiemy się też, dlaczego JHB nie zobaczył mózgu Lenina i w jaki sposób opisuje fantazmatyczny „dziki Wschód”.
Rozdział piąty, w którym mowa o „wojnie jaruzelskiej”, o „Kolumbach rocznik 50.” i o tym, kto tak naprawdę stracił na transformacji. W tym rozdziale pojawi się Ewa Hołuszko, legenda Solidarności, którą JHB kiedyś skrzywdził, ale przeprosił.
Rozdział szósty, w którym odlatujemy wraz z naszym bohaterem, poddającym się szamańskim czarom i poszerzającym granice realizmu. Spróbujemy odpowiedzieć na pytanie, jak się ma wiara do reportażu i czy JHB szamani.
Zakończenie – w którym autorka zaprasza na kuratorskie oprowadzanie po gabinecie JHB.WSTĘP
Reporterów podzielić można na poważnych i niepoważnych, salonowych i trotuarowych. Jacek Hugo-Bader to najbardziej znany polski przedstawiciel dziennikarstwa awanturniczego. Król reportażu wcieleniowego, w którym można dopatrywać się elementów wypromowanej przez Huntera S. Thompsona estetyki gonzo, dowcipny kronikarz polskiej transformacji i niestrudzony eksplorator rozkładającego się Imperium. Surwiwalowiec i żartowniś. Przez lata dorobił się stalkerów, szukających w jego tekstach pomyłek i nieścisłości, oraz wielkich fanów, porwanych szczerością i bezkompromisowością autora niebojącego się wchodzić w cudze buty i przyglądającego się światu „z perspektywy mrówki”, jak to ujęła Agnieszka Wójcińska. „Jeśli reportaż uznać za owoc mezaliansu literatury z brukowcem, to akurat to dziecko bardzo niewiele odziedziczyło po swoim brutalnym ojcu w klapkach, bokserkach i podkoszulku” – pisał Hugo-Bader o reportażu Remigiusza Ryzińskiego Foucault w Warszawie15. Jego własne reporterskie dzieci byłyby krzyżówką nonszalanckiego backpackersa z Ryszardem Kapuścińskim po wypiciu kilku szklanek rosyjskiej wódki.
Topos włóczęgi jako dominanty interpretacyjnej swojego życiopisania autor podrzucił czytelnikom sam, w wielu tekstach odwołując się do motywu „wałęsającego się psa”. Badając pisarski potencjał drzemiący we włóczędze i w trampowaniu, sięgam m.in. do tekstów Rebekki Solnit oraz tradycji literatury plebejskiej i pikareski, wykorzystując narzędzia wypracowane w literaturoznawstwie w konsekwencji tzw. zwrotu przestrzennego. Ponieważ teksty JHB są często autoreportażami, za istotne uważam wprowadzenie zaproponowanego przez Elżbietę Rybicką pojęcia auto/bio/geo/grafii16 – nie tylko w sensie mapowania miejsc, które Małgorzata Czermińska nazwała autobiograficznymi17, ale również w znaczeniu ujęcia reporterskiej biografii bohatera w porządku przestrzennym. Pomysł na kompozycję książki oparty jest na wektorach: centrum/prowincja, Wschód/Zachód, „podziemie”/„odloty”. Książka została pomyślana jako pierwsza całościowa próba prezentacji dokonań reporterskich Hugo-Badera, a zarazem cząstkowa biografia autora, który nie lubi o sobie mówić i skąpi czytelnikom wypisów z życiorysu, choć odpryski życia rodzinnego przedostają się niekiedy do jego tekstów. Chciałam, żeby (popularno)naukowość została połączona z reporterskim podejściem do bohatera, tematów i tekstów.
„Co nas czeka w 1957?” – zapytywał u progu nowego roku „Przekrój”. Dziewiątego marca – w Dzień Statystyki – na Alasce zatrzęsła się ziemia. W Polsce spokój – słońce wzeszło o 6.01, imieniny obchodzili Kandyd, Mścisław i Samanta. W Teatrze Śląskim oglądano premierę Śmierci Dantona, a w warszawskim Teatrze Kameralnym – sztukę Szaniawskiego Kowal, pieniądze i gwiazdy. Topniały stalinowskie lody. W „Monitorze Polskim” opublikowano „Obwieszczenie Polskiego Komitetu Normalizacyjnego z dnia 21 lutego 1957 r. w sprawie uchylenia normy państwowej dotyczącej mleka w proszku” oraz dokument zwalniający uniwersytety z konieczności tworzenia katedr marksizmu-leninizmu. W październiku laba się skończy, Gomułka zamknie „Po Prostu” za „niewiarę w socjalizm”, ale na razie czuć wiatr odnowy, trwa baby boom. W Sochaczewie na świat przychodzi przyszły autor Białej gorączki – znienacka, „o godzinie trzynastej, w sobotę na podłodze z pastowanych desek między kuchnią a sypialnią w mieszkaniu przy ulicy Warszawskiej 62”18. Zanim rodzice przeniosą się do Warszawy, mały Jacek mieszka w podupadłym ziemiańskim dworku, który dawniej był sercem Rozlazłowa Szlacheckiego, a teraz marnieje przy jednej z sochaczewskich ulic. Nieco później, dzięki staraniom rodziny, inna ulica w tym mieście nosić będzie imię jego dziadka Kazimierza Hugo-Badera, społecznika, opiekuna Puszczy Kampinoskiej i miłośnika Chopina (przyczynił się do rekonstrukcji domu kompozytora w Żelazowej Woli), a także – jak głosi rodzinna legenda – niespokojnego ducha, podróżnika i utracjusza, który przyspieszył proces zaprzepaszczania rodzinnego majątku. To między innymi niepozbawione zawiłości rodzinne legendy i przeprowadzka do Warszawy sprawiły, że teksty Jacka Hugo-Badera można czytać przez pryzmat opozycji centrum i peryferii. Do stolicy trafił w pierwszej klasie podstawówki. Wyprowadzkę z Rozlazłowa przyspieszyła spektakularna plajta rodziców, którzy zainwestowali pożyczone pieniądze w kurzą fermę, ale nie zostało im już na zaszczepienie ptaków. – Przyszła plaga, pomór. W ciągu jednej nocy zdechło półtora tysiąca kur. Pamiętam to jak dziś: długi kurnik i morze leżących pokotem ciał. Zostały trzy kury, takie dziwne, co za mamą jak psy chodziły i do chałupy się pchały. Rodzice wystarali się o przydział mieszkania spółdzielczego, co za komuny nie było takie proste, i pierwszą klasę skończyłem już w Dwieście czternastce w Warszawie, na Bielanach – wspomina reporter.
Dzieciństwo JHB niby miał sielskie – z przeglądania albumu pozostaje w pamięci widok uśmiechniętego, pucołowatego chłopca w otoczeniu rodzeństwa, kuzynek i rozlazłowskich zwierząt. Nie do końca jednak było to dzieciństwo szczęśliwe, bo naznaczone traumą. Jako niespełna ośmiolatek Jacek Hugo-Bader na dwa lata trafił do sanatorium dla dzieci nerwowo chorych w podwarszawskim Józefowie. – Założyła je tuż po wojnie doktor Szymańska, babka od Korczaka, dla dzieci z traumą powojenną, poharatanych19. Dzieciaki trafiały tam na rok, ja aż na dwa lata. Jakbym znalazł się w domu dziecka – wspomina reporter. – Ostatecznie byłem tam nawet zadowolony, biegaliśmy po lasach, dorastałem jak Mowgli w dżungli, ale separację trudno było znieść. Strasznie tęskniłem, pisałem rozpaczliwe listy do domu, błagałem, żeby mnie stamtąd zabrali. Rodzice musieli mnie oddać, bo nie mogli sobie ze mną poradzić. Byłem dzieckiem nerwowo chorym, z lękami nocnymi. W sanatorium pełno było takich dzieci, które w nocy trzeba było wynosić na zewnątrz, żeby się wywrzeszczały.
Być może na neurozę wpłynął „wypadek” – tak Jacek Hugo-Bader mówi o utracie oka, które, jako kilkulatkowi, w trakcie zabawy w Indian wybił mu strzałą z łuku kuzyn. – W ogóle tego nie pamiętam. Mam tylko migawki z okulistyki na Bielanach. Zaprzyjaźniłem się tam z fantastycznym gościem, który był bandziorem z dużym wyrokiem, o czym po latach opowiedziała mi mama. Do szpitala trafił z więzienia z samouszkodzeniem, powiedział mi, że sobie po prostu ołówek kopiowy starł na proszek i wsypał do oczu. Mieliśmy sztamę, do dziś go pamiętam. Bandycki wygląd miał, odsiadywał bardzo długi wyrok, nie wiem, czy nie za zabójstwo. Leżeliśmy na łóżkach obok siebie, byłem jego wzrokiem.
Czy trauma z dzieciństwa i odseparowanie od rodziny wpłynęły na wykształcenie się w późniejszym reporterze upodobania do włóczęgi i popadania w kontrolowane niebezpieczeństwo, ubarwiania rzeczywistości, a także sympatii dla wykluczonych? JHB uchyla się przed odpowiedzią na to pytanie. Robert Bonazzi, biograf Johna Howarda Griffina – reportera, który jako jeden z pierwszych wizualnie przeistoczył się w Afroamerykanina, by na własnej skórze sprawdzić, czy Południe pozostało rasistowskie – wiąże empatyczność autora Czarnego jak ja z doświadczoną przez niego ślepotą (Griffin na jakiś czas stracił wzrok w trakcie wojny, od szrapnela)20. Bonazzi argumentuje, że utrata wzroku pozbawiła reportera możliwości odróżniania ludzi pod kątem koloru skóry. Takie doświadczenie jest jednak również wyłączające, bo wiąże się z poczuciem niepełnosprawności, bycia innym – a zatem i otwarcia na takie osoby.
Drugą i trzecią klasę podstawówki JHB skończył w sanatorium, do czwartej poszedł już w Warszawie, na Bielanach. Do szkoły chodzić lubił, ale do nauki się nie przykładał. Dziś nie chce o tym opowiadać, ale udzielił szczerego wywiadu dla izraelskiej gazety, w którym przedstawił się następująco: „Moja matka była ogrodniczką, żona projektantką ogrodów. Mój ojciec był mechanikiem samochodowym, a ja chuliganem”. Dziennikarce wyjaśniał:
To był mój bunt przeciwko światu. Narobiłem kłopotów rodzicom, zostałem wyrzucony ze szkoły. Kiedy nadszedł czas pójścia do liceum, żadna normalna szkoła nie chciała mnie przyjąć. Zostałem poddany testom i skierowany do szkoły specjalnej, ale moja matka nie chciała o tym słyszeć. Poszła do ekspertów i psychologów, którzy powiedzieli, że mam potencjał21.
Kierunek studiów – „rewalidację umysłowo upośledzonych” – również podsunęła mu mama. Pracy magisterskiej nie napisał. – Studia mam skończone jak Aleksander Kwaśniewski. Żadna siła by mnie nie zmusiła do napisania czegoś, czego nikt nie przeczyta. Wybrałem z listy prakseologię, bo uznałem, że to śmieszne słowo, i na tym się skończyło, bo muszę mieć motywację do działania. Potem wybuchła „wojna jaruzelska” i zająłem się zupełnie czym innym – opowiada reporter (o działalności konspiracyjnej – więcej w rozdziale 5). Ale zarabiać trzeba, więc zgłosił się do podstawówki z pytaniem, czy potrzebują historyka. Potrzebowali. – To była szkoła przy Hucie Warszawa, w robociarskiej dzielnicy. Moimi uczniami były dzieciaki z osiedla Wrzeciono. Do tej pory pamiętają, że uczyłem je historii! – mówi reporter. – Wybuchł stan wojenny i kiedy otworzyli szkoły, to akurat miałem pierwsze zajęcia z ósmoklasistami. Zerwałem z muru dekret o stanie wojennym, przyniosłem na zajęcia i rozbijaliśmy go z dzieciakami na atomy. Chciałem im pokazać, jak państwo może wziąć za twarz społeczeństwo.
Na lekcjach musiał się konspirować prawie jak w drugiej Solidarności, bo był dyslektykiem i robił okropne błędy ortograficzne, o czym dowcipnie wspominał już na łamach „Wyborczej”, w Skruconym życiorysie dyslektyka:
W podstawówce za Boga, a nawet za cukierka, nie mogłem odróżnić liter b, p, d. Szkoła była mordęgą. Potem mama załatwiła, że zdałem do liceum księgarskiego. Na maturze polonistka pokazała mi palcem słowa, które muszę poprawić. Na ustnym egzaminie na pedagogikę widziałem, jak członkowie komisji pokazywali sobie moją pracę pisemną i pękali ze śmiechu. Dostałem piątkę. Potem uczyłem historii w podstawówce. Jak dzieciaki złapały mnie, że walnąłem byka, pisząc na tablicy – udawałem, że to specjalnie, żeby je sprawdzić, i najszybszemu stawiałem plusa. Wywalili mnie po pół roku, ale nie za byki, tylko za politykę, bo to był 1982 r.22