- W empik go
Jacek Wojciechowicz. Kulisy warszawskiego ratusza - ebook
Jacek Wojciechowicz. Kulisy warszawskiego ratusza - ebook
Magdalena Rigamonti, dziennikarka słynąca ze znakomitych wywiadów, tym razem zadaje trudne pytania Jackowi Wojciechowiczowi, byłemu wiceprezydentowi Warszawy. Z ich rozmowy powstała interesująca książka będąca wywiadem rzeką, dzięki któremu czytelnik poznaje kulisy rządzenia stolicą Polski, gabinetowe rozgrywki o władzę, mechanizmy podejmowania decyzji dotyczących wielomiliardowych miejskich inwestycji. Operacja Euro 2012, zwolnienie doktora Chazana, afera reprywatyzacyjna, pomnik smoleński. Przez dziesięć lat pracy w warszawskim ratuszu, Jacek Wojciechowicz poznał wiele jego tajemnic. Teraz nadszedł czas, aby o nich opowiedzieć...
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65157-84-3 |
Rozmiar pliku: | 3,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jest późny wieczór. Koniec sierpnia 2016 roku. Koło godziny dwudziestej trzeciej. Wróciłem właśnie z pracy, z Ratusza. Telefon od szefowej, od Hanny Gronkiewicz-Waltz. Słyszę, jak mówi, że jest z chłopakami i rozmawiają o sytuacji, o reprywatyzacji, o aferze, i jest taka propozycja, żebym podał się do dymisji. Ja, że to chyba jakieś żarty, jaja po prostu. Ja? A z jakiej okazji? Ona, że ta sprawa reprywatyzacji źle wygląda i że Jarek Jóźwiak już się zgodził. I że chłopaki – Grzegorz Schetyna i Sławek Neumann – uważają, że tak będzie lepiej.
W sekundę uświadomiłem sobie, że chcą mnie po prostu załatwić. Czyli podaję się do dymisji i w ten sposób przyznaję się, że miałem coś wspólnego z reprywatyzacją. Hanka daje słuchawkę Neumannowi, on opowiada, że tak trzeba, że dla dobra partii, że musimy ratować Hankę... A ja już wiem, o co im naprawdę chodzi. Mówię, żeby wybili sobie z głowy dymisję, że mogą mnie odwoływać i pięć razy, ale ja się do dymisji z takich powodów nie podam. I nie wezmę na siebie winy za reprywatyzację, zwłaszcza że nigdy się nią nie zajmowałem. Rozmowa skończyła się moim krótkim spier...
Po czterdziestu pięciu minutach HGW dzwoni ponownie i mówi, żebym był przygotowany, że o siódmej rano na briefingu przed siedzibą „Gazety Wyborczej” ogłosi, że ja i Jóźwiak podaliśmy się do dymisji. Tłumaczę jej, że od lat przy jej obojętności, a nawet przyzwoleniu kopią pode mną w Ratuszu dołki, a teraz ona próbuje mi odebrać ostatnią rzecz, jaka mi pozostała, czyli moją uczciwość. Rozłączamy się.
O pierwszej w nocy znowu telefon. Znów Hanka. Mówi, że rozmawiała z mężem i z kilkoma innymi osobami i że podjęła decyzję, że nas nie zwolni, bo to byłoby nieuczciwe. Rano na briefingu zwolniła Marcina Bajkę, dyrektora Biura Gospodarowania Nieruchomościami.
Kto oprócz męża wpłynął na jej decyzję?
Od rana w Ratuszu przychodziło do mnie wiele osób. I od nich się dowiedziałem, że największe wrażenie na HGW zrobiło to, co jej powiedziałem w nocy, czyli że próbuje mi odebrać ostatnią rzecz, jaką mam, moją uczciwość. To ją ostatecznie przekonało. Oczywiście prezydent ma prawo odwołać wiceprezydenta i trudno o to mieć pretensje. Jednak w tym przypadku chodziło o coś więcej, nie o zwykłe odwołanie, tylko o polityczne napiętnowanie. Po kilku dniach ukazał się tekst w „Wyborczej”, który opisywał to nocne spotkanie Hanki z chłopakami trochę inaczej. Było o tym, że Schetyna chciał odwołać wszystkich wiceprezydentów. I że oprócz Schetyny i Neumanna z HGW był jeszcze Andrzej Halicki. Artykuł kończył się zdaniem, że i Jóźwiak, i Wojciechowicz nie mogą spać spokojnie. To uświadomiło mi, że panowie z Platformy Obywatelskiej nie dali za wygraną, że sprawa się nie skończyła i knucie będzie trwało dalej. I się nie myliłem. Po kilku dniach Hanka zaprosiła mnie i Jóźwiaka do siebie do gabinetu i poinformowała, że Schetyna chce się z nią spotkać jeszcze tego samego dnia o godzinie szesnastej.
I co? Pytała was o radę, co robić?
Dokładnie. Zapytała wprost: „Co robimy?”. Widziałem, że te partyjne naciski coraz bardziej ją stresują. Do tego stopnia, że zaczęła się zastanawiać, czy nie odciąć się od Platformy i nie zostać prezydentem niezależnym. Koniec końców stanęło na tym, że do Schetyny, do Czytelnika (w budynku Czytelnika na Wiejskiej są biura PO), pojedziemy we trójkę. Byliśmy punktualnie. I czekaliśmy na przewodniczącego ze czterdzieści minut. Swoją drogą to co najmniej niekulturalne, żeby tyle czasu kazać czekać na siebie prezydentowi największego miasta w Polsce. Teraz myślę, że Grzegorz mógł to zrobić celowo, że to była taktyka, by dodatkowo Hankę upokorzyć i zmiękczyć. Przyszedł z Neumannem. Rozmawialiśmy godzinę. I znowu słyszę, jak Schetyna mówi, że to byłby naprawdę bardzo dobry pomysł, byśmy się podali do dymisji, że to oczyściłoby sytuację, spowodowało, że zeszłoby powietrze. Boże, przecież równie dobrze mógłbym się podać do dymisji z powodu katastrofy smoleńskiej, bo ani z jedną, ani z drugą sprawą nie miałem nic wspólnego. Nie wierzyłem, że biorę w tym wszystkich udział. Na koniec przy wyjściu Schetyna ze swoim charakterystycznym uśmiechem stwierdził, że będziemy jeszcze nad tym pracować. Nad tym, czyli nade mną, nad moim odwołaniem. Potem doszło do mnie, że oni pracowali nad Hanką już dość długo, co najmniej od paru miesięcy, by mnie odcięła, ograniczała wpływ na rządzenie miastem. Być może to też było przyczyną pogorszenia moich z nią relacji. Szczerze powiem, że oni mnie wtedy wszyscy bardzo zmotywowali do startowania w wyborach prezydenckich, do ratowania Warszawy przed tym partyjnym szambem, przed ich małością i beznadziejnością. Uważam, że duża część z nich nigdy nie powinna zajmować się działalnością publiczną. Oni nie są w stanie komukolwiek w czymkolwiek pomóc. Żyją głównie z tego, żeby szkodzić innym. Schetyna nie buduje, to człowiek, który niewiele różni się od Jarosława Kaczyńskiego. Mówię to po to, żeby uświadomić ludziom, jak wygląda robienie polityki, jaka to gangsterka, jakie oszustwo...
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------