Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Jack Ma & Alibaba. Historie sukcesu chińskich przedsiębiorców - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 czerwca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jack Ma & Alibaba. Historie sukcesu chińskich przedsiębiorców - ebook

Wzrost gospodarczy i wpływy Chin były jednym z najbardziej znaczących wydarzeń w gospodarce światowej w ostatnich czasach. Siłą napędową tej ekspansji byli prywatni przedsiębiorcy i chińskie firmy, z których niektóre dosłownie zredefiniowały krajobraz gospodarczy i biznesowy, zarówno w Chinach, jak i poza nimi.

Jack Ma (Ma Yun) jest jednym z takich przedsiębiorców. Wraz ze swoją firmą, Alibabą, stał się jednym z gigantów świata Internetu, a Alibaba - jedną z największych na świecie platform handlu elektronicznego. Książka przedstawia jego doświadczenia, karierę przedsiębiorcy i cały proces powstawania Alibaby. Autorzy pokazują, jak Jack Ma obalił tradycje i zbudował Alibabę w behemota, który ustanowił światowy rekord jako największa publiczna oferta akcji w historii podczas IPO w Nowym Jorku w 2014 roku.

Kategoria: Ekonomia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7802-9
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1. OJCIEC I SYN

Roz­dział 1

Ojciec i syn

Jezioro Zachod­nie w Hang­zhou sły­nie na całym świe­cie ze swo­jego piękna.

To wła­śnie to słynne jezioro zachę­ciło Jonesa, żeby tu przy­je­chać. Anglik sta­nął w drzwiach hotelu i spoj­rzał na mgłę spo­wi­ja­jącą wszystko dookoła niczym chmury albo dym. Jasna lustrzana tafla jeziora, zie­lone wysepki, wie­lo­ko­lo­rowe pawi­lony nad jezio­rem, wierzby pła­czące na brze­gach – wszystko było pokryte mgłą. Mimo braku wyraź­nego kon­tra­stu kolo­rów czy obec­no­ści spek­ta­ku­lar­nego dzieła natury obraz ten wni­kał głę­boko do umy­słu i duszy. Zupeł­nie jakby cały wyszedł spod ręki uta­len­to­wa­nego arty­sty.

Gdzieś w oddali pły­nęła mała łódź, na pierw­szy rzut oka nie więk­sza od liścia, która wzbu­rzała nie­ru­chomą taflę wody. To rybak w stoż­ko­wym kape­lu­szu i tra­dy­cyj­nej pele­ry­nie prze­ciw­desz­czo­wej prze­mie­rzał jezioro, wspo­ma­ga­jąc się bam­bu­sową tyczką. Patrząc na tę maje­sta­tyczną scenę, Jones nagle uświa­do­mił sobie, że to słynne miej­sce owiane mgłą i zalane desz­czem na połu­dnie od rzeki Jangcy, o któ­rym tak czę­sto mówili Chiń­czycy. Po tym olśnie­niu Anglik natych­miast zro­zu­miał, że nie przy­je­chał tu na próżno.

– Dzień dobry! – roz­legł się sym­pa­tyczny głos z bry­tyj­skim akcen­tem.

Cho­ciaż nie­wąt­pli­wie nale­żał do dziecka, sły­chać w nim było dużą pew­ność sie­bie.

Czy to moż­liwe, że był tutaj jesz­cze jakiś inny bry­tyj­ski podróż­nik? Jones, który od dłuż­szego czasu stał pod scho­dami hotelu Gol­den Moun­tain, odwró­cił się w stronę, z któ­rej dobie­gał dźwięk. Na linii wzroku zoba­czył mło­dego chło­paka, który był ubrany w białą koszulę z pod­wi­nię­tymi ręka­wami i czarne spodnie, a na nogach miał gumowe san­dały. Sie­dział na rowe­rze z jedną nogą na pedale, a drugą opartą o zie­mię. Pozdro­wił Jonesa po angiel­sku, obda­rza­jąc go sze­ro­kim uśmie­chem. Jones był zasko­czony, ponie­waż nie zda­rzało mu się, żeby chiń­skie dzieci pod­cho­dziły do niego i witały się w tak swoj­ski i entu­zja­styczny spo­sób. Wzru­szony postawą chło­paka, poma­chał mu ręką i odpo­wie­dział po angiel­sku:

– Dzień dobry, sło­neczny chłop­cze!

Tam­tego dnia deli­kat­nie mżyło, a słońce ukryło się za chmu­rami, dla­tego dla Jonesa rado­sny uśmiech chłopca był jak cie­pły pro­mień w ten wil­gotny dzień.

Chło­pak miał wyjąt­kowo dużą głowę, która nie paso­wała do jego drob­nej, deli­kat­nej syl­wetki. Jed­nak jego uśmiech był naprawdę cza­ru­jący. Oczy mu błysz­czały, a zęby miał białe jak śnieg. Można było odnieść wra­że­nie, że każdy cen­ty­metr jego uśmiech­nię­tej twa­rzy ema­nuje bla­skiem.

– Podoba się panu Jezioro Zachod­nie? Mogę pana opro­wa­dzić za darmo! Nie jestem pro­fe­sjo­nal­nym prze­wod­ni­kiem, ale na pewno mogę pana nauczyć cze­goś nowego o tym miej­scu.

Sło­neczny chło­piec mówił płyn­nie i wyraź­nie i choć była to raczej pro­sta angielsz­czy­zna, Jones zro­zu­miał każde zda­nie. Uśmiech­nął się z zado­wo­le­niem. Jako chrze­ści­ja­nin uznał to za dobry znak i ucie­szył się, że spo­tkał tak entu­zja­stycz­nego i cza­ru­ją­cego chłopca pod­czas swo­jej pierw­szej podróży do tego tajem­ni­czego kraju. Ski­nął głową w odpo­wie­dzi.

Mło­dzie­niec uśmiech­nął się jesz­cze sze­rzej. Pokle­pał tylne sie­dze­nie swo­jego roweru, suge­ru­jąc gestem Jone­sowi, aby na nim usiadł. Jones nie mógł uwie­rzyć, że jest na Dale­kim Wscho­dzie i za chwilę poje­dzie na wycieczkę rowe­rową wokół słyn­nego Jeziora Zachod­niego w Hang­zhou. Może uda mu się poczuć smak legen­dar­nego Wschodu, o któ­rym tak wiele sły­szał?

Wsko­czył zwin­nie na tylne sie­dze­nie roweru. Twarz sło­necz­nego chłopca przy­brała sta­now­czy wyraz. Chło­pak pochy­lił się nad kie­row­nicą i ruszył w stronę prze­pięk­nego kra­jo­brazu, peda­łu­jąc z całych sił.

Posłu­gu­jąc się pro­stym angiel­skim, sło­neczny chło­piec sta­rał się opo­wie­dzieć Jone­sowi o dzie­się­ciu słyn­nych punk­tach tury­stycz­nych wokół Jeziora Zachod­niego. Jones, widząc, że bie­dak z tru­dem łapie oddech, zesko­czył z roweru i posa­dził chłopca z tyłu. Peda­łu­jąc, słu­chał jego opo­wie­ści. Wypy­ty­wał go o cechy cha­rak­te­ry­styczne każ­dego słyn­nego miej­sca i zwią­zane z nim legendy.

Każdy z tych dwóch nie­zwy­kłych tury­stów wyniósł z owego spo­tka­nia coś cen­nego. Jones zachwy­cił się Jezio­rem Zachod­nim i tro­chę lepiej zro­zu­miał, w jaki spo­sób Chiń­czycy doce­niają piękno. To miej­sce kom­plet­nie go ocza­ro­wało – było praw­dzi­wym rajem na ziemi. Z kolei chło­piec w trak­cie roz­mowy z Jone­sem pod­szko­lił nieco swoją angiel­ską wymowę. Wypy­tał nie­zna­jo­mego o różne rze­czy, żeby nauczyć się mówić płyn­niej i dokład­niej. To spo­tka­nie zapa­dło Jone­sowi głę­boko w pamięć.

***

Wiele lat póź­niej Jones wziął do ręki cza­so­pi­smo i zoba­czył na okładce zdję­cie, które kom­plet­nie go zszo­ko­wało. Prze­szu­kał frag­menty daw­nych wspo­mnień i powoli poukła­dał je w całość. Osobą na zdję­ciu był ten sam sło­neczny chło­piec, któ­rego poznał przed wielu laty.

Duża głowa, błysz­czące oczy i sze­roki uśmiech były tak samo urze­ka­jące jak kie­dyś. Nawet po tylu latach Jones dobrze pamię­tał to przy­pad­kowe spo­tka­nie przy Jezio­rze Zachod­nim, cho­ciaż od tam­tego czasu odwie­dził wiele zna­nych miejsc na całym świe­cie. Prze­glą­da­jąc cza­so­pi­smo, zoba­czył nazwi­sko boha­tera okładki: Jack Ma. Kiedy przed laty roz­sta­wał się ze sło­necz­nym chłop­cem, nadał mu wła­śnie takie imię. A teraz ten młody Chiń­czyk, któ­rego spo­tkał przy­pad­kiem na swo­jej dro­dze, był boha­te­rem okładki opi­nio­twór­czego ame­ry­kań­skiego cza­so­pi­sma finan­so­wego „For­bes”.

Nie każdy ma zaszczyt tra­fić na okładkę „For­besa”. Jakie suk­cesy wynio­sły tego chłopca na takie wyżyny? Jone­sowi przy­szła do głowy opo­wieść o Ali­ba­bie z ponad­cza­so­wego dzieła _Baśnie z tysiąca i jed­nej nocy_. Kiedy tylko Ali­baba wypo­wie­dział słowa „Seza­mie, otwórz się”, jego oczom uka­zał się ogromny skarb.

Jones ponow­nie spoj­rzał na cza­so­pi­smo. Jack Ma był zarówno pre­ze­sem, jak i dyrek­to­rem gene­ral­nym zarządu chiń­skiej grupy Ali­baba. Kiedy męż­czy­zna trzy­mał cza­so­pi­smo w swo­ich dużych dło­niach, przed oczami sta­nęła mu scena roz­sta­nia z chłop­cem.

Słońce cho­wało się za hory­zon­tem, a Jezioro Zachod­nie w końcu zrzu­ciło z sie­bie zasłonę dymu i mgły. Gorące pro­mie­nie roz­pa­lały fale jeziora na jade­itowo-zie­lony kolor. Męż­czy­zna i chło­piec byli wyczer­pani. W oddali poja­wił się kolejny rower. Rowe­rzy­sta zawo­łał:

– Młody czło­wieku, star­czy na dziś, wra­caj do domu na obiad!

Był to męż­czy­zna w śred­nim wieku, nie­zbyt wysoki i bar­dzo podobny do sło­necz­nego chłopca. Jones uświa­do­mił sobie, że tam­ten musi być ojcem chło­paka. W cha­rak­te­ry­stycz­nym tonie jego głosu wyczuł szcze­gólną ojcow­ską czu­łość, którą czę­sto obser­wo­wał u męż­czyzn pod­czas swo­jej podróży po Dale­kim Wscho­dzie. Tak jak się spo­dzie­wał, chło­piec odkrzyk­nął:

– Tata!

W tej jed­nej chwili Jones poczuł, że ojciec chłopca zgo­dził się na tę wycieczkę wokół Jeziora Zachod­niego i że był to jeden z powo­dów, dla któ­rych chło­piec posta­no­wił opro­wa­dzić go za darmo. Mło­dzie­niec już wcze­śniej wyja­śnił mu, że jego celem są inte­rak­cje z zagra­nicz­nymi tury­stami. Chciał z nimi roz­ma­wiać i dosko­na­lić swój angiel­ski.

***

Ojciec Jacka Ma – Laifa Ma był zna­nym ani­ma­to­rem ludo­wym i dyrek­to­rem sto­wa­rzy­sze­nia chłop­skiego. Dzięki sze­ro­kiej sieci kon­tak­tów regu­lar­nie zabie­rał Jacka Ma do opery. Chło­piec nie rozu­miał zbyt wiele z chiń­skiej kul­tury wyso­kiej, ale uwiel­biał emo­cjo­nu­jące sceny walki mię­dzy ryce­rzami.

Nie był typem pil­nego ucznia, ale bar­dzo chęt­nie ćwi­czył sztuki walki. Naj­więk­szą bie­głość osią­gnął w zapa­sach. Nie prze­szka­dzało mu, że nie był wysoki ani krępy. W wal­kach na macie kolejne bli­zny zdo­by­wał rów­nie szybko, jak pozy­ski­wał nowych przy­ja­ciół. Jego naj­po­waż­niej­szy wypa­dek skoń­czył się zało­że­niem w szpi­talu 13 szwów. W szkole Jack Ma był typo­wym roz­ra­biaką. Jego mama zauwa­żyła kie­dyś, że chło­pak ni­gdy nie gra według reguł.

Uwiel­biał czy­tać książki Jina Yonga o sztu­kach walki. Fascy­na­cja tym tema­tem wpły­nęła na jego póź­niej­sze decy­zje. Kiedy zakła­dał nową sie­dzibę Ali­baby, nazwał różne miej­sca w budynku za pomocą okre­śleń wymy­ślo­nych przez Jina Yonga. Na przy­kład sale kon­fe­ren­cyjne otrzy­mały nazwy „Wyspa kwiatu brzo­skwini” i „Jasny szczyt”, a biblio­teka została mia­no­wana „Wie­czo­rem w klo­no­wym lesie”. Wszyst­kie te pomy­sły, włącz­nie z „Kon­flik­tem zbroj­nym nad Jezio­rem Zachod­nim”, zostały zain­spi­ro­wane książ­kami, które Jack Ma prze­czy­tał w dzie­ciń­stwie.

W okre­sie dora­sta­nia nie tylko fascy­no­wał się sztu­kami walki, lecz także wykształ­cił w sobie zami­ło­wa­nie do języka angiel­skiego. Jego ojciec lubił mawiać: „Byłem szpa­dlem, który wyko­pał jego umie­jęt­no­ści. Kiedy odkry­łem jego talent, wyko­rzy­sta­łem go do zasy­pa­nia pozo­sta­ło­ści po nega­tyw­nych cechach”.

Pierw­szą rze­czą, jaką wyko­pał, był talent do nauki języka angiel­skiego. Zda­rzyło się to zupeł­nie przez przy­pa­dek. Otóż w mło­do­ści Jack Ma miał raczej bun­tow­ni­czą naturę, a ojciec czę­sto bywał świad­kiem jego wybu­chów. Dość nie­ty­po­wym zacho­wa­niem Jacka Ma było to, że gdy ojciec na niego nakrzy­czał, on odpo­wia­dał mu po angiel­sku. To spra­wiało, że dys­ku­sje ojca z synem były naprawdę zabawne: ojciec mówił po man­da­ryń­sku z akcen­tem Hang­zhou, a Jack Ma odpo­wia­dał mu nie­zgrabną angielsz­czy­zną. Star­szy męż­czy­zna na to nie narze­kał, ponie­waż wła­śnie pod­czas tych spo­rów ujaw­nił się talent chłopca i jego fascy­na­cja tym języ­kiem obcym. Uwa­żał, że talent i pasja są klu­czo­wymi cechami u dziecka, dla­tego zawsze, gdy miał wolną chwilę, zabie­rał syna nad Jezioro Zachod­nie, żeby poszu­kał sobie jakichś obco­kra­jow­ców do ćwi­cze­nia języka. Mimo że sam nie znał angiel­skiego, zachę­cał chłopca do nauki i robił, co w jego mocy, żeby mu pomóc. Wymy­ślał roz­ma­ite stra­te­gie, żeby roz­wi­jać talent syna.

Cza­sami Jack Ma jechał razem z ojcem, a nie­raz sam brał swój odra­pany rower i peda­ło­wał wzdłuż brzegu Jeziora Zachod­niego, szu­ka­jąc oka­zji do dosko­na­le­nia umie­jęt­no­ści pro­wa­dze­nia roz­mów po angiel­sku.

Kon­takty z obco­kra­jow­cami oprócz moż­li­wo­ści szli­fo­wa­nia angiel­skiego miały jesz­cze inną zaletę: pomo­gły dora­sta­ją­cemu Jac­kowi Ma posze­rzyć hory­zonty. Kul­tura zachod­nia i jej war­to­ści, a także opi­nie i odczu­cia obco­kra­jow­ców, któ­rzy z zain­te­re­so­wa­niem obser­wo­wali szybki roz­wój Chin, w zna­czący spo­sób ukształ­to­wały myśle­nie chło­paka. Oczy­wi­ście nikt nie wie­dział, jakie myśli kłę­bią się w jego gło­wie. Wiele lat póź­niej, słu­cha­jąc, jak media nazy­wają Ali­babę „praw­dziwą marką świa­to­wej klasy”, nie­je­den z nich przy­po­mniał sobie jeż­dżą­cego na odra­pa­nym rowe­rze wokół Jeziora Zachod­niego nasto­let­niego Jacka Ma, który praw­do­po­dob­nie już wtedy marzył o wiel­kim suk­ce­sie.

***

Pew­nej dusz­nej nocy w Hang­zhou czoło ojca Jacka Ma zro­siły kro­pelki potu. Odbi­jało się w nich świa­tło księ­życa. Ogień w lam­pie przy­gasł i był nie więk­szy niż ziarno gro­chu. Męż­czy­zna chło­dził się wachla­rzem z liści pal­mo­wych i wpa­try­wał się w mło­dego chłopca. Jack Ma sie­dział w mil­cze­niu w rogu łóżka i nic nie mówił. Wła­śnie dostał odmowę z firmy, w któ­rej szu­kał pracy jako ochro­niarz.

– Młody Jacku Ma, musisz być bar­dzo przy­gnę­biony, ale jeśli nie dosta­łeś tej pracy, to może nie jest ci pisane być ochro­nia­rzem. Pamię­taj, że wszyst­kie drogi pro­wa­dzą do Rzymu. Skon­tak­to­wa­łem się z kil­koma wydaw­cami cza­so­pism. Jutro zaczniesz roz­no­sić prasę, co ty na to? – powie­dział ojciec chło­paka.

– Naprawdę? – oczy Jacka Ma się roz­świe­tliły.

– Nie zamie­rzam cię okła­my­wać: to będzie ciężka praca. Codzien­nie będziesz prze­jeż­dżać kil­ka­na­ście kilo­me­trów na trzy­ko­ło­wym rowe­rze. Musisz pod­jąć decy­zję teraz. Jeżeli boisz się cięż­kiej pracy, to lepiej od razu odrzuć tę pro­po­zy­cję. Lep­sze to niż ją przy­jąć, a po kilku dniach się zwol­nić.

Ojciec wstał, a Jack Ma zro­bił to samo, po czym wycią­gnął do ojca ręce i powie­dział:

– Niczego się nie boję. Jestem młody, a ciężka praca mi nie­straszna. Prze­cież to tylko jeż­dże­nie na rowe­rze, który ma jedno koło wię­cej. Kie­dyś dużo jeź­dzi­łem wokół jeziora i potra­fi­łem zro­bić kil­ka­na­ście kilo­me­trów dzien­nie.

– Dosko­nale. Jutro cię tam zabiorę i od razu zaczniesz pracę.

Ojciec pokle­pał Jacka Ma po ramie­niu, żeby dodać mu otu­chy.

Następ­nego dnia chło­piec z Jeziora Zachod­niego stał się mło­dzień­cem na trzy­ko­ło­wym rowe­rze. Od tam­tego czasu zdą­żył tro­chę pod­ro­snąć. Rower nie był nowy: miał mnó­stwo śla­dów na opo­nach, ramę pokrytą pla­mami rdzy i pęk­nięte sio­dełko. Pod­czas peda­ło­wa­nia wyda­wał z sie­bie dziwny dźwięk. Jack Ma wie­dział, że stare trój­ko­łowce niczym się nie róż­nią od sta­rych ludzi: tak samo jak oni dźwi­gają duże cię­żary. Co gor­sza, tył pojazdu był obcią­żony sto­sem papieru. Gazety może są lek­kie, ale nie gdy jest ich cała sterta.

Ojciec zała­twił mu tę pracę dzięki oso­bi­stym kon­tak­tom. Jack Ma musiał wsiąść na rower wypeł­niony po brzegi gaze­tami i roz­wieźć je po całym Hang­zhou do księ­ga­rzy i skle­pi­ka­rzy. W mie­ście lato było gorące. Pod wpły­wem pro­mieni słońca asfalt roz­grze­wał się tak bar­dzo, że był bar­dziej miękki niż gąbka. Powie­trze stało w miej­scu. Witki wierzb pła­czą­cych, które rosły nad Jezio­rem Zachod­nim, wisiały nie­ru­chomo. Sły­chać było tylko cią­gły, iry­tu­jący dźwięk cykad. Jack Ma naci­skał pedały roweru i po chwili dołą­czył do pojaz­dów, które powoli prze­miesz­czały się ulicą ską­paną w palą­cym słońcu.

Kiedy ojciec zoba­czył go po powro­cie do domu, w koszulce bez ręka­wów całej mokrej od potu, zro­biło mu się go tak żal, że aż odwró­cił wzrok. Na dużej twa­rzy Jacka Ma widać było wycień­cze­nie. Jego skóra na ramio­nach była popę­kana i spa­lona od słońca. Obraz syna w takim sta­nie spra­wił, że ojciec poczuł przy­pływ sil­nych emo­cji.

– I jak ci poszło? – zapy­tał go.

– Cał­kiem nie­źle – odparł chło­pak.

Sły­sząc te słowa, ojciec zamilkł – nie wie­dział, co odpo­wie­dzieć. Zapadł wie­czór. Męż­czy­zna przy­szedł do syna i usiadł na brzegu jego łóżka. Głasz­cząc się po ramio­nach, powie­dział:

– Widzę, że prze­je­cha­nie tylu kilo­me­trów bar­dzo cię wymę­czyło. Dla­czego nie potra­fisz wło­żyć tyle samo wysiłku w naukę, żeby dostać się na stu­dia? Naprawdę byłoby to dla cie­bie trud­niej­sze niż zro­bie­nie tych wszyst­kich kilo­me­trów na rowe­rze?

Głos ojca był łagodny, ale Jack Ma poczuł się tak, jakby dostał obu­chem w głowę. Tam­tej nocy nie mógł zasnąć. Wsłu­chu­jąc się w ciszę, obra­cał się nie­spo­koj­nie w łóżku. To, co usły­szał, było szczerą prawdą! Prze­cież wystar­czy, że się pod­cią­gnie z mate­ma­tyki! Dla­czego inni ucznio­wie dosta­wali dobre oceny z egza­mi­nów, a on nie?

Następ­nego dnia wyło­żył na biurko wszyst­kie pod­ręcz­niki i ćwi­cze­nia do mate­ma­tyki. Od tej pory codzien­nie wie­czo­rem roz­wią­zy­wał trudne rów­na­nia, jakby od tego zale­żało jego życie. Jego ojciec był zachwy­cony. Nie­cier­pli­wym gestem odsy­łał sprzed drzwi pokoju innych człon­ków rodziny, żeby nie prze­szka­dzali mło­demu czło­wie­kowi w nauce.

Przez cały rok Jack Ma w ciągu dnia jeź­dził na trzy­ko­ło­wym rowe­rze, a wie­czo­rami się uczył. Jed­nak jego wro­dzony brak zdol­no­ści mate­ma­tycz­nych nie był czymś, co dałoby się napra­wić, wku­wa­jąc wzory na ostat­nią chwilę. Dla­tego osta­tecz­nie na egza­mi­nie wstęp­nym na stu­dia Jack Ma dostał z mate­ma­tyki tylko 19 punk­tów. Nawet po zsu­mo­wa­niu wyni­ków ze wszyst­kich pozo­sta­łych przed­mio­tów wciąż bra­ko­wało mu 140 punk­tów do uzy­ska­nia potrzeb­nego mini­mum, aby dostać się na stu­dia licen­cjac­kie. Ta nie­osią­galna liczba i słabe wyniki Jacka Ma spra­wiły, że marze­nia jego rodziny obró­ciły się w pył. Nikt już nie zachę­cał go do ponow­nego przy­stą­pie­nia do egza­minu. Jed­nak on zobo­wią­zał się do tego sam przed sobą i stu­pro­cen­towo zaan­ga­żo­wał się w przy­go­to­wa­nia do następ­nej rundy egza­mi­nów wstęp­nych na stu­dia.

Kiedy nie zdo­był odpo­wied­niej liczby punk­tów po raz drugi, rodzina nie oka­zała mu wspar­cia. Jedy­nym wyjąt­kiem był ojciec, który nie tylko w imie­niu syna wrę­czył wydawcy rezy­gna­cję z pracy przy roz­wo­że­niu cza­so­pism, ale też zała­twił chłopcu kore­pe­ty­cje u naj­lep­szego nauczy­ciela mate­ma­tyki.

Nauczy­ciel ten rze­czy­wi­ście zasłu­żył sobie na swoją dosko­nałą repu­ta­cję, a Jack Ma brał u niego lek­cje dwa razy w tygo­dniu. Dow­cipny spo­sób mówie­nia i żar­to­bliwe gesty kore­pe­ty­tora spra­wiły, że Jack dużo bar­dziej polu­bił mate­ma­tykę, co było nie­zwy­kle ważne, ponie­waż to zain­te­re­so­wa­nie przed­mio­tem ma naj­więk­szy wpływ na suk­cesy w nauce. Wzory alge­bra­iczne, które kie­dyś tak bar­dzo męczyły Jacka Ma, nabrały dla niego nowego zna­cze­nia. Chło­pak zaczął roz­wią­zy­wać rów­na­nia z pasją i zacię­ciem.

Dzięki zmia­nie podej­ścia Jack Ma kon­se­kwent­nie dosko­na­lił umie­jęt­no­ści mate­ma­tyczne. O angiel­ski nie musiał się mar­twić, bo w tym przed­mio­cie zawsze był w czo­łówce.

Tam­tego roku Jack Ma po raz kolejny wszedł do sali egza­mi­na­cyj­nej Uni­wer­sy­tetu Hang­zhou. Ojciec, który poje­chał tam razem z nim, sta­nął przed drzwiami w mil­cze­niu. Pro­mie­nie lip­co­wego słońca oświe­tlały mu twarz i deli­kat­nie pobły­ski­wały w srebr­nych wło­sach na jego skro­niach. Ojciec poma­chał do Jacka Ma, a ten wszedł do sali, nie oglą­da­jąc się za sie­bie, po czym rzu­cił torbę na pod­łogę i usiadł przy biurku, na któ­rym wid­niało jego nazwi­sko.

Było to około 1984 roku. Leżąca na połu­dnie od rzeki Jangcy miej­sco­wość Hang­zhou ema­no­wała wdzię­kiem i ele­gan­cją, dzięki czemu każdy czuł się w niej wyjąt­kowo. Na uli­cach stały stra­gany z prze­ką­skami, które cie­szyły się popu­lar­no­ścią w całych Chi­nach. Wokół roz­cią­gał się malow­ni­czy kra­jo­braz, a miesz­kańcy ani się nie spie­szyli, ani nie leniu­cho­wali. Ludzie zacho­wy­wali się swo­bod­nie, jakby wszy­scy uro­dzeni w Hang­zhou cha­rak­te­ry­zo­wali się sil­nym wewnętrz­nym spo­ko­jem. Być może to idyl­liczne oto­cze­nie wpra­wiało ich w stan spo­koju, który spra­wiał, że nic nie potra­fiło ich zasko­czyć, a oni sami ni­gdy nie wpa­dali w złość.

Dla­tego też kiedy Jack Ma otrzy­mał wyniki, przej­rzał pobież­nie doku­ment, po czym odło­żył go na biurko. Jego ojciec, który był bar­dziej ner­wowy niż on, zapy­tał:

– I co? Jak ci poszło z matmy?

To był punkt zwrotny w życiu Jacka Ma – a przy­naj­mniej w histo­rii jego egza­mi­nów na stu­dia. Ucznio­wie, któ­rzy zali­czyli egza­min z wysoką notą, bez pro­blemu dosta­wali się na uni­wer­sy­tet. Tym, któ­rzy nie zdali, nie pozo­sta­wała żadna nadzieja. Nie­zwy­kle rzadko zda­rzało się, że ktoś pod­cho­dził do egza­minu trzy lata z rzędu. Jack Ma był jedną z tych osób – a wszystko przez mate­ma­tykę!

– Sie­dem­dzie­siąt dzie­więć – powie­dział, umniej­sza­jąc swoje osią­gnię­cie, jakby to było coś, czego nale­żało się spo­dzie­wać i co nie zasłu­gi­wało na jakąś szcze­gólną pochwałę.

Oka­zało się, że ciężka praca się opła­ciła. Rok spę­dzony na nauce nie poszedł na marne, a nauczy­ciel, który udzie­lał Jac­kowi Ma kore­pe­ty­cji, był praw­dzi­wym eks­per­tem. Czas i wysi­łek zain­we­sto­wany zarówno przez ucznia, jak i nauczy­ciela w końcu się opła­cił. W ciągu zale­d­wie dwóch lat Jack Ma popra­wił swój wynik z 19 punk­tów na 79. Każdy z tych egza­mi­nów przy­niósł cał­kiem inny rezul­tat. Dzięki popra­wie­niu wyni­ków z mate­ma­tyki Jack Ma uzy­skał ocenę łączną tylko o pięć punk­tów niż­szą od mini­mum potrzeb­nego, aby dostać się na uni­wer­sy­tet.

Jed­nak ten, kto zda­wał na stu­dia, wie, że te pięć punk­tów może zade­cy­do­wać o wszyst­kim. W przy­padku wielu osób ta nie­wielka róż­nica wystar­czy, żeby znie­chę­cić je do walki o szczyt, na który tak mozol­nie się wspi­nały, i spra­wić, że stracą oka­zję na lep­sze życie.

Oczy­wi­ście w życiu każ­dego czło­wieka ważną rolę odgrywa szczę­ście. Tak się aku­rat zło­żyło, że w tam­tym roku uczel­nia Hang­zhou Nor­mal Uni­ver­sity nie osią­gnęła limitu miejsc na stu­dia licen­cjac­kie i posta­no­wiła obni­żyć wyma­gany mini­malny wynik o pięć punk­tów. Dzięki temu zbie­gowi oko­licz­no­ści młody Jack Ma został przy­jęty. Nie ukry­wał przed nikim faktu, że wkro­czył do uni­wer­sy­tec­kich wież z kości sło­nio­wej po to, by dołą­czyć do uprzy­wi­le­jo­wa­nej grupy spo­łecz­nej.

Jego ojciec, patrząc, jak Jack Ma szy­kuje się do wyjazdu na stu­dia, poczuł, że ogar­nia go ulga. Wszyst­kie te lata wyrze­czeń, potu, krwi i łez, które poświę­cił na to, żeby odkryć talenty swo­jego syna, nie poszły na marne. Jack Ma wresz­cie opusz­czał rodzinne gniazdo. Tam­tej nocy Laifa Ma nie zmru­żył oka.

Oczy­wi­ście był to nie­zwy­kle ważny moment rów­nież dla samego Jacka Ma. Gdy wyjeż­dżał z domu na wyma­rzone stu­dia, jego pew­ność sie­bie bar­dzo uro­sła. Poczuł, że nie ma prze­szkody, któ­rej nie jest w sta­nie poko­nać. Popra­wie­nie wyni­ków z mate­ma­tyki z 19 do 79 punk­tów kosz­to­wało go bar­dzo dużo wysiłku, ale kiedy patrzył wstecz, miał wra­że­nie, że ten czas minął mu w oka­mgnie­niu.

W jego przy­padku klu­czem do suk­cesu było przy­ję­cie podej­ścia „ni­gdy się nie pod­da­waj”. Wiele lat póź­niej, gdy był już znaną posta­cią w świe­cie biz­nesu, aby uczcić pamięć swo­jego ojca, napi­sał na blogu nastę­pu­jące słowa:

Mia­łem wtedy tylko 12 lat, ale moje życie przy­po­mi­nało nieco histo­rię otwie­ra­ją­cego się sezamu z _Baśni z tysiąca i jed­nej nocy_. Zaszło wiele szo­ku­ją­cych zmian, jed­nak ni­gdy nie wąt­pi­łem w to, co się dzieje, ponie­waż mój ojciec spę­dził wiele lat na wyko­py­wa­niu szpa­dlem cen­nych prawd doty­czą­cych suk­cesu. Oto, czego się dowie­dział: musisz zna­leźć to, co cię inte­re­suje. Musisz roz­wi­jać swoje zain­te­re­so­wa­nia i zmie­nić je w talent. W końcu się prze­ko­nasz, że talent odgrywa naj­więk­szą rolę w twoim suk­ce­sie.

***

Na trze­cim roku stu­diów na Hang­zhou Nor­mal Uni­ver­sity Jacka Ma wybrano na prze­wod­ni­czą­cego uczel­nia­nego samo­rządu. Nie­długo póź­niej został prze­wod­ni­czą­cym fede­ra­cji stu­den­tów z Hang­zhou.

Jack Ma od dziecka był typem czło­wieka, który zawsze wal­czy o spra­wie­dli­wość. I wła­śnie dzięki tej rycer­skiej natu­rze i goto­wo­ści nie­sie­nia pomocy innym cie­szył się sym­pa­tią wszyst­kich uczniów.

Kie­dyś jed­nego chło­paka z jego roku nie dopusz­czono do egza­minu z powodu drob­nego błędu, który popeł­nił. Jack Ma nie znał go zbyt dobrze i ni­gdy wcze­śniej nie miał z nim więk­szego kon­taktu. Mimo to czuł, że ten młody czło­wiek nie jest sła­bym uczniem i jeśli teraz straci moż­li­wość podej­ścia do egza­mi­nów, wpły­nie to na resztę jego życia. Nie mógł stać bez­czyn­nie i nic nie robić: miał silne poczu­cie, że powi­nien pomóc kole­dze w potrze­bie. Wyko­rzy­stu­jąc swoją pozy­cję prze­wod­ni­czą­cego związku stu­den­tów, posta­no­wił poroz­ma­wiać z dzie­ka­nem wydziału i kie­row­ni­kiem kate­dry.

Na tym eta­pie Jack Ma był już znany w Hang­zhou Nor­mal Uni­ver­sity z wybit­nych osią­gnięć w nauce. Jego dosko­nałe wyniki, odważna postawa i dar prze­ma­wia­nia spra­wiły, że był wzo­ro­wym lide­rem stu­denc­kim. Dzięki temu zdo­łał przy­cią­gnąć uwagę kie­row­ni­ków wydziału i kate­dry. Po ponow­nym przyj­rze­niu się spra­wie oka­zało się, że argu­menty Jacka Ma nie są bez­pod­stawne: znisz­cze­nie przy­szło­ści tego mło­dego czło­wieka z powodu tak drob­nego błędu byłoby nie­god­nym zacho­wa­niem ze strony tak wybit­nej insty­tu­cji nauko­wej. Kie­row­nicy wydziału i kate­dry cof­nęli swoją decy­zję, a stu­dent bez trudu zdał egza­miny koń­cowe. Jack Ma szybko zapo­mniał o całej sytu­acji, ale kiedy dzie­sięć lat póź­niej tam­ten chło­pak usły­szał, że Jack Ma przy­je­chał do dyna­micz­nie roz­wi­ja­ją­cego się Shen­zhen, natych­miast go odna­lazł. Na jego widok kla­snął w dło­nie i powie­dział: „Gdy tylko usły­szałem od sta­rego kum­pla ze stu­diów, że jesteś w Shen­zhen, od razu tu przy­je­chałem. Powiedz tylko, czego potrze­bu­jesz, a ja ci to zała­twię”.

W tam­tym cza­sie Jac­kowi Ma nie powo­dziło się zbyt dobrze. Był nie­zwy­kle poru­szony tym, że w tak trud­nym okre­sie życia natra­fił na praw­dzi­wego przy­ja­ciela. Męż­czy­zna, któ­rego poznał w cza­sach stu­denc­kich, był wów­czas kie­row­ni­kiem filii oddziału firmy zagra­nicz­nej w Kan­to­nie (ang. Guang­zhou).

Pod­czas stu­diów Jack Ma cie­szył się sym­pa­tią wielu nauczy­cieli i zyskał uzna­nie kole­ża­nek i kole­gów z roku. Nawet po ukoń­cze­niu stu­diów cza­sami odbie­rał nie­spo­dzie­wane tele­fony: „Co sły­chać? Potrze­bu­jesz pomocy? Jeśli tak, to chęt­nie cię wes­przemy”.

Sze­roki krąg przy­ja­ciół i chęć poma­ga­nia innym spra­wiły, że Jack Ma cie­szył się wspar­ciem stu­den­tów, peł­niąc funk­cję prze­wod­ni­czą­cego związku stu­denc­kiego, a jego repu­ta­cja roze­szła się po całym kam­pu­sie. Był chwa­lony przez wykła­dow­ców Hang­zhou Nor­mal Uni­ver­sity. Dzięki swo­jej oso­bo­wo­ści został wybrany na lidera stu­den­tów Hang­zhou Nor­mal Uni­ver­sity, póź­niej na prze­wod­ni­czą­cego Związku Stu­den­tów Hang­zhou, a wresz­cie na przed­sta­wi­ciela wszyst­kich stu­den­tów w Hang­zhou.

Łatwiej jest poru­szyć górę niż zmie­nić naturę czło­wieka. Jack Ma ni­gdy nie byłby w sta­nie prze­for­mo­wać swo­jej oso­bo­wo­ści – miał ją w genach. Na każ­dym eta­pie życia gro­ma­dził wokół sie­bie duże grono przy­ja­ciół. Nawet gdy był bez gro­sza, nie bra­ko­wało mu przy­ja­ciół, któ­rzy byli dla niego jak pro­mień słońca i dzięki któ­rym czuł, że jego życie ma sens. Wła­śnie dzięki temu zdo­łał poko­nać tak wiele prze­szkód, gdy roz­wi­jał swoje start-upy: miał wokół sie­bie silną grupę ludzi, któ­rzy darzyli go bez­wa­run­kową przy­jaź­nią.

Życie jest nie­prze­wi­dy­walne, a gdy wra­camy myślami do tego, co wyda­rzyło się wczo­raj, zawsze znaj­du­jemy coś, czego żału­jemy. Jed­nak czy kto­kol­wiek jest w sta­nie prze­wi­dzieć, co powi­nien zro­bić dzi­siaj, żeby dobrze przy­go­to­wać się na jutro? Już na wcze­snym eta­pie swo­jej kariery Jack Ma wyka­zy­wał skłon­ność do tego typu prze­my­śleń.

Na uni­wer­sy­te­cie – w prze­ci­wień­stwie do innych miejsc – wiele rze­czy jest za darmo. Stu­denci sty­mu­lują swoje umy­sły, gro­ma­dząc i posze­rza­jąc wie­dzę. Orga­ni­zują wiele róż­nych wyda­rzeń. Zawsze, gdy na któ­rymś z takich wyda­rzeń poja­wiał się Jack Ma, wia­domo było, że znaj­dzie się w cen­trum uwagi. Inni stu­denci uwiel­biali go i sza­no­wali za pra­wość oraz uczci­wość. Jack Ma był też dosko­na­łym mówcą: gdy tylko zaczy­nał prze­ma­wiać, inni stu­denci mil­kli, porwani jego sło­wami. Miał inno­wa­cyjne podej­ście do życia. Mówił szybko, lecz wyraź­nie, uży­wa­jąc obra­zo­wego języka, i czę­sto przed­sta­wiał różne punkty widze­nia na dany temat.

***

Któ­re­goś dnia, gdy prze­ma­wiał przed audy­to­rium, swo­bod­nie omiótł wzro­kiem zebra­nych słu­cha­czy. Nagle zoba­czył nie­zwy­kłą parę błysz­czą­cych ciem­nych oczu. Lśniące źre­nice przy­po­mi­nały dwa czarne klej­noty i ema­no­wały szcze­ro­ścią. Były jak dwie iskierki nadziei. Jeżeli oczy są zwier­cia­dłem duszy, to w tam­tej chwili Jack Ma zoba­czył wszystko, co było w środku tej osoby. Poczuł coś sil­nego, jakby prąd elek­tryczny, coś w rodzaju nie­okre­ślo­nego prze­pływu napię­cia. Jak gdyby dwie chmury nio­sące ładu­nek elek­tryczny przy­pad­kowo zde­rzyły się ze sobą i wysłały bły­ska­wicę na zie­mię. Czas miał poka­zać, jak to wyda­rze­nie wpły­nie na los obu chmur.

Jack Ma nie należy do osób, które pozwa­lają sobie na chwilę waha­nia. Jest raczej zde­cy­do­wa­nym czło­wie­kiem. Po zakoń­cze­niu prze­mowy od razu ruszył na poszu­ki­wa­nie tych błysz­czą­cych ciem­nych oczu.

– Cześć, jestem Jack Ma. Mam nadzieję, że to począ­tek naszej zna­jo­mo­ści i że znaj­dziesz czas na kolejne spo­tka­nie. – Mówiąc to, wycią­gnął rękę i pro­mien­nie się uśmiech­nął.

Druga osoba z waha­niem podała mu swoją dłoń, a Jack sta­now­czo ją uści­snął. Był to bar­dzo inspi­ru­jący moment dla obojga. Stali, patrząc sobie w oczy, a powie­trze wokół nich aż iskrzyło.

– Bar­dzo mi miło. Mam nadzieję, że będę miała oka­zję poznać cię bli­żej.

Osobą tą była Zhang Ying, spo­kojna i intro­wer­tyczna dziew­czyna, która rzadko się odzy­wała, ale była nie­zwy­kle inte­li­gentna. Ich rela­cja szybko się roz­wi­nęła – ze zna­jo­mych ze stu­diów stali się parą, a póź­niej mał­żeń­stwem.

Było w nich coś, co wyróż­niało ich spo­śród wielu innych zako­cha­nych par. Zhang Ying powie­działa kie­dyś: „Jack Ma nie jest jakimś szcze­gól­nie przy­stoj­nym face­tem. Jed­nak spodo­bał mi się, bo umie robić rze­czy, któ­rych przy­stojni męż­czyźni nie potra­fią, na przy­kład otwo­rzył pierw­szy „angiel­ski kącik” w Hang­zhou, pra­co­wał na pół etatu jako prze­wod­nik i opro­wa­dzał zagra­nicz­nych tury­stów, żeby zaro­bić pie­nią­dze w obcej walu­cie, chwy­tał się roz­ma­itych prac tym­cza­so­wych, a jed­no­cze­śnie był jed­nym z naj­bar­dziej nie­zwy­kłych mło­dych spe­cja­li­stów w Hang­zhou”.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: