- promocja
- W empik go
Jack Ma & Alibaba. Historie sukcesu chińskich przedsiębiorców - ebook
Jack Ma & Alibaba. Historie sukcesu chińskich przedsiębiorców - ebook
Wzrost gospodarczy i wpływy Chin były jednym z najbardziej znaczących wydarzeń w gospodarce światowej w ostatnich czasach. Siłą napędową tej ekspansji byli prywatni przedsiębiorcy i chińskie firmy, z których niektóre dosłownie zredefiniowały krajobraz gospodarczy i biznesowy, zarówno w Chinach, jak i poza nimi.
Jack Ma (Ma Yun) jest jednym z takich przedsiębiorców. Wraz ze swoją firmą, Alibabą, stał się jednym z gigantów świata Internetu, a Alibaba - jedną z największych na świecie platform handlu elektronicznego. Książka przedstawia jego doświadczenia, karierę przedsiębiorcy i cały proces powstawania Alibaby. Autorzy pokazują, jak Jack Ma obalił tradycje i zbudował Alibabę w behemota, który ustanowił światowy rekord jako największa publiczna oferta akcji w historii podczas IPO w Nowym Jorku w 2014 roku.
Kategoria: | Ekonomia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-7802-9 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział 1
Ojciec i syn
Jezioro Zachodnie w Hangzhou słynie na całym świecie ze swojego piękna.
To właśnie to słynne jezioro zachęciło Jonesa, żeby tu przyjechać. Anglik stanął w drzwiach hotelu i spojrzał na mgłę spowijającą wszystko dookoła niczym chmury albo dym. Jasna lustrzana tafla jeziora, zielone wysepki, wielokolorowe pawilony nad jeziorem, wierzby płaczące na brzegach – wszystko było pokryte mgłą. Mimo braku wyraźnego kontrastu kolorów czy obecności spektakularnego dzieła natury obraz ten wnikał głęboko do umysłu i duszy. Zupełnie jakby cały wyszedł spod ręki utalentowanego artysty.
Gdzieś w oddali płynęła mała łódź, na pierwszy rzut oka nie większa od liścia, która wzburzała nieruchomą taflę wody. To rybak w stożkowym kapeluszu i tradycyjnej pelerynie przeciwdeszczowej przemierzał jezioro, wspomagając się bambusową tyczką. Patrząc na tę majestatyczną scenę, Jones nagle uświadomił sobie, że to słynne miejsce owiane mgłą i zalane deszczem na południe od rzeki Jangcy, o którym tak często mówili Chińczycy. Po tym olśnieniu Anglik natychmiast zrozumiał, że nie przyjechał tu na próżno.
– Dzień dobry! – rozległ się sympatyczny głos z brytyjskim akcentem.
Chociaż niewątpliwie należał do dziecka, słychać w nim było dużą pewność siebie.
Czy to możliwe, że był tutaj jeszcze jakiś inny brytyjski podróżnik? Jones, który od dłuższego czasu stał pod schodami hotelu Golden Mountain, odwrócił się w stronę, z której dobiegał dźwięk. Na linii wzroku zobaczył młodego chłopaka, który był ubrany w białą koszulę z podwiniętymi rękawami i czarne spodnie, a na nogach miał gumowe sandały. Siedział na rowerze z jedną nogą na pedale, a drugą opartą o ziemię. Pozdrowił Jonesa po angielsku, obdarzając go szerokim uśmiechem. Jones był zaskoczony, ponieważ nie zdarzało mu się, żeby chińskie dzieci podchodziły do niego i witały się w tak swojski i entuzjastyczny sposób. Wzruszony postawą chłopaka, pomachał mu ręką i odpowiedział po angielsku:
– Dzień dobry, słoneczny chłopcze!
Tamtego dnia delikatnie mżyło, a słońce ukryło się za chmurami, dlatego dla Jonesa radosny uśmiech chłopca był jak ciepły promień w ten wilgotny dzień.
Chłopak miał wyjątkowo dużą głowę, która nie pasowała do jego drobnej, delikatnej sylwetki. Jednak jego uśmiech był naprawdę czarujący. Oczy mu błyszczały, a zęby miał białe jak śnieg. Można było odnieść wrażenie, że każdy centymetr jego uśmiechniętej twarzy emanuje blaskiem.
– Podoba się panu Jezioro Zachodnie? Mogę pana oprowadzić za darmo! Nie jestem profesjonalnym przewodnikiem, ale na pewno mogę pana nauczyć czegoś nowego o tym miejscu.
Słoneczny chłopiec mówił płynnie i wyraźnie i choć była to raczej prosta angielszczyzna, Jones zrozumiał każde zdanie. Uśmiechnął się z zadowoleniem. Jako chrześcijanin uznał to za dobry znak i ucieszył się, że spotkał tak entuzjastycznego i czarującego chłopca podczas swojej pierwszej podróży do tego tajemniczego kraju. Skinął głową w odpowiedzi.
Młodzieniec uśmiechnął się jeszcze szerzej. Poklepał tylne siedzenie swojego roweru, sugerując gestem Jonesowi, aby na nim usiadł. Jones nie mógł uwierzyć, że jest na Dalekim Wschodzie i za chwilę pojedzie na wycieczkę rowerową wokół słynnego Jeziora Zachodniego w Hangzhou. Może uda mu się poczuć smak legendarnego Wschodu, o którym tak wiele słyszał?
Wskoczył zwinnie na tylne siedzenie roweru. Twarz słonecznego chłopca przybrała stanowczy wyraz. Chłopak pochylił się nad kierownicą i ruszył w stronę przepięknego krajobrazu, pedałując z całych sił.
Posługując się prostym angielskim, słoneczny chłopiec starał się opowiedzieć Jonesowi o dziesięciu słynnych punktach turystycznych wokół Jeziora Zachodniego. Jones, widząc, że biedak z trudem łapie oddech, zeskoczył z roweru i posadził chłopca z tyłu. Pedałując, słuchał jego opowieści. Wypytywał go o cechy charakterystyczne każdego słynnego miejsca i związane z nim legendy.
Każdy z tych dwóch niezwykłych turystów wyniósł z owego spotkania coś cennego. Jones zachwycił się Jeziorem Zachodnim i trochę lepiej zrozumiał, w jaki sposób Chińczycy doceniają piękno. To miejsce kompletnie go oczarowało – było prawdziwym rajem na ziemi. Z kolei chłopiec w trakcie rozmowy z Jonesem podszkolił nieco swoją angielską wymowę. Wypytał nieznajomego o różne rzeczy, żeby nauczyć się mówić płynniej i dokładniej. To spotkanie zapadło Jonesowi głęboko w pamięć.
***
Wiele lat później Jones wziął do ręki czasopismo i zobaczył na okładce zdjęcie, które kompletnie go zszokowało. Przeszukał fragmenty dawnych wspomnień i powoli poukładał je w całość. Osobą na zdjęciu był ten sam słoneczny chłopiec, którego poznał przed wielu laty.
Duża głowa, błyszczące oczy i szeroki uśmiech były tak samo urzekające jak kiedyś. Nawet po tylu latach Jones dobrze pamiętał to przypadkowe spotkanie przy Jeziorze Zachodnim, chociaż od tamtego czasu odwiedził wiele znanych miejsc na całym świecie. Przeglądając czasopismo, zobaczył nazwisko bohatera okładki: Jack Ma. Kiedy przed laty rozstawał się ze słonecznym chłopcem, nadał mu właśnie takie imię. A teraz ten młody Chińczyk, którego spotkał przypadkiem na swojej drodze, był bohaterem okładki opiniotwórczego amerykańskiego czasopisma finansowego „Forbes”.
Nie każdy ma zaszczyt trafić na okładkę „Forbesa”. Jakie sukcesy wyniosły tego chłopca na takie wyżyny? Jonesowi przyszła do głowy opowieść o Alibabie z ponadczasowego dzieła _Baśnie z tysiąca i jednej nocy_. Kiedy tylko Alibaba wypowiedział słowa „Sezamie, otwórz się”, jego oczom ukazał się ogromny skarb.
Jones ponownie spojrzał na czasopismo. Jack Ma był zarówno prezesem, jak i dyrektorem generalnym zarządu chińskiej grupy Alibaba. Kiedy mężczyzna trzymał czasopismo w swoich dużych dłoniach, przed oczami stanęła mu scena rozstania z chłopcem.
Słońce chowało się za horyzontem, a Jezioro Zachodnie w końcu zrzuciło z siebie zasłonę dymu i mgły. Gorące promienie rozpalały fale jeziora na jadeitowo-zielony kolor. Mężczyzna i chłopiec byli wyczerpani. W oddali pojawił się kolejny rower. Rowerzysta zawołał:
– Młody człowieku, starczy na dziś, wracaj do domu na obiad!
Był to mężczyzna w średnim wieku, niezbyt wysoki i bardzo podobny do słonecznego chłopca. Jones uświadomił sobie, że tamten musi być ojcem chłopaka. W charakterystycznym tonie jego głosu wyczuł szczególną ojcowską czułość, którą często obserwował u mężczyzn podczas swojej podróży po Dalekim Wschodzie. Tak jak się spodziewał, chłopiec odkrzyknął:
– Tata!
W tej jednej chwili Jones poczuł, że ojciec chłopca zgodził się na tę wycieczkę wokół Jeziora Zachodniego i że był to jeden z powodów, dla których chłopiec postanowił oprowadzić go za darmo. Młodzieniec już wcześniej wyjaśnił mu, że jego celem są interakcje z zagranicznymi turystami. Chciał z nimi rozmawiać i doskonalić swój angielski.
***
Ojciec Jacka Ma – Laifa Ma był znanym animatorem ludowym i dyrektorem stowarzyszenia chłopskiego. Dzięki szerokiej sieci kontaktów regularnie zabierał Jacka Ma do opery. Chłopiec nie rozumiał zbyt wiele z chińskiej kultury wysokiej, ale uwielbiał emocjonujące sceny walki między rycerzami.
Nie był typem pilnego ucznia, ale bardzo chętnie ćwiczył sztuki walki. Największą biegłość osiągnął w zapasach. Nie przeszkadzało mu, że nie był wysoki ani krępy. W walkach na macie kolejne blizny zdobywał równie szybko, jak pozyskiwał nowych przyjaciół. Jego najpoważniejszy wypadek skończył się założeniem w szpitalu 13 szwów. W szkole Jack Ma był typowym rozrabiaką. Jego mama zauważyła kiedyś, że chłopak nigdy nie gra według reguł.
Uwielbiał czytać książki Jina Yonga o sztukach walki. Fascynacja tym tematem wpłynęła na jego późniejsze decyzje. Kiedy zakładał nową siedzibę Alibaby, nazwał różne miejsca w budynku za pomocą określeń wymyślonych przez Jina Yonga. Na przykład sale konferencyjne otrzymały nazwy „Wyspa kwiatu brzoskwini” i „Jasny szczyt”, a biblioteka została mianowana „Wieczorem w klonowym lesie”. Wszystkie te pomysły, włącznie z „Konfliktem zbrojnym nad Jeziorem Zachodnim”, zostały zainspirowane książkami, które Jack Ma przeczytał w dzieciństwie.
W okresie dorastania nie tylko fascynował się sztukami walki, lecz także wykształcił w sobie zamiłowanie do języka angielskiego. Jego ojciec lubił mawiać: „Byłem szpadlem, który wykopał jego umiejętności. Kiedy odkryłem jego talent, wykorzystałem go do zasypania pozostałości po negatywnych cechach”.
Pierwszą rzeczą, jaką wykopał, był talent do nauki języka angielskiego. Zdarzyło się to zupełnie przez przypadek. Otóż w młodości Jack Ma miał raczej buntowniczą naturę, a ojciec często bywał świadkiem jego wybuchów. Dość nietypowym zachowaniem Jacka Ma było to, że gdy ojciec na niego nakrzyczał, on odpowiadał mu po angielsku. To sprawiało, że dyskusje ojca z synem były naprawdę zabawne: ojciec mówił po mandaryńsku z akcentem Hangzhou, a Jack Ma odpowiadał mu niezgrabną angielszczyzną. Starszy mężczyzna na to nie narzekał, ponieważ właśnie podczas tych sporów ujawnił się talent chłopca i jego fascynacja tym językiem obcym. Uważał, że talent i pasja są kluczowymi cechami u dziecka, dlatego zawsze, gdy miał wolną chwilę, zabierał syna nad Jezioro Zachodnie, żeby poszukał sobie jakichś obcokrajowców do ćwiczenia języka. Mimo że sam nie znał angielskiego, zachęcał chłopca do nauki i robił, co w jego mocy, żeby mu pomóc. Wymyślał rozmaite strategie, żeby rozwijać talent syna.
Czasami Jack Ma jechał razem z ojcem, a nieraz sam brał swój odrapany rower i pedałował wzdłuż brzegu Jeziora Zachodniego, szukając okazji do doskonalenia umiejętności prowadzenia rozmów po angielsku.
Kontakty z obcokrajowcami oprócz możliwości szlifowania angielskiego miały jeszcze inną zaletę: pomogły dorastającemu Jackowi Ma poszerzyć horyzonty. Kultura zachodnia i jej wartości, a także opinie i odczucia obcokrajowców, którzy z zainteresowaniem obserwowali szybki rozwój Chin, w znaczący sposób ukształtowały myślenie chłopaka. Oczywiście nikt nie wiedział, jakie myśli kłębią się w jego głowie. Wiele lat później, słuchając, jak media nazywają Alibabę „prawdziwą marką światowej klasy”, niejeden z nich przypomniał sobie jeżdżącego na odrapanym rowerze wokół Jeziora Zachodniego nastoletniego Jacka Ma, który prawdopodobnie już wtedy marzył o wielkim sukcesie.
***
Pewnej dusznej nocy w Hangzhou czoło ojca Jacka Ma zrosiły kropelki potu. Odbijało się w nich światło księżyca. Ogień w lampie przygasł i był nie większy niż ziarno grochu. Mężczyzna chłodził się wachlarzem z liści palmowych i wpatrywał się w młodego chłopca. Jack Ma siedział w milczeniu w rogu łóżka i nic nie mówił. Właśnie dostał odmowę z firmy, w której szukał pracy jako ochroniarz.
– Młody Jacku Ma, musisz być bardzo przygnębiony, ale jeśli nie dostałeś tej pracy, to może nie jest ci pisane być ochroniarzem. Pamiętaj, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Skontaktowałem się z kilkoma wydawcami czasopism. Jutro zaczniesz roznosić prasę, co ty na to? – powiedział ojciec chłopaka.
– Naprawdę? – oczy Jacka Ma się rozświetliły.
– Nie zamierzam cię okłamywać: to będzie ciężka praca. Codziennie będziesz przejeżdżać kilkanaście kilometrów na trzykołowym rowerze. Musisz podjąć decyzję teraz. Jeżeli boisz się ciężkiej pracy, to lepiej od razu odrzuć tę propozycję. Lepsze to niż ją przyjąć, a po kilku dniach się zwolnić.
Ojciec wstał, a Jack Ma zrobił to samo, po czym wyciągnął do ojca ręce i powiedział:
– Niczego się nie boję. Jestem młody, a ciężka praca mi niestraszna. Przecież to tylko jeżdżenie na rowerze, który ma jedno koło więcej. Kiedyś dużo jeździłem wokół jeziora i potrafiłem zrobić kilkanaście kilometrów dziennie.
– Doskonale. Jutro cię tam zabiorę i od razu zaczniesz pracę.
Ojciec poklepał Jacka Ma po ramieniu, żeby dodać mu otuchy.
Następnego dnia chłopiec z Jeziora Zachodniego stał się młodzieńcem na trzykołowym rowerze. Od tamtego czasu zdążył trochę podrosnąć. Rower nie był nowy: miał mnóstwo śladów na oponach, ramę pokrytą plamami rdzy i pęknięte siodełko. Podczas pedałowania wydawał z siebie dziwny dźwięk. Jack Ma wiedział, że stare trójkołowce niczym się nie różnią od starych ludzi: tak samo jak oni dźwigają duże ciężary. Co gorsza, tył pojazdu był obciążony stosem papieru. Gazety może są lekkie, ale nie gdy jest ich cała sterta.
Ojciec załatwił mu tę pracę dzięki osobistym kontaktom. Jack Ma musiał wsiąść na rower wypełniony po brzegi gazetami i rozwieźć je po całym Hangzhou do księgarzy i sklepikarzy. W mieście lato było gorące. Pod wpływem promieni słońca asfalt rozgrzewał się tak bardzo, że był bardziej miękki niż gąbka. Powietrze stało w miejscu. Witki wierzb płaczących, które rosły nad Jeziorem Zachodnim, wisiały nieruchomo. Słychać było tylko ciągły, irytujący dźwięk cykad. Jack Ma naciskał pedały roweru i po chwili dołączył do pojazdów, które powoli przemieszczały się ulicą skąpaną w palącym słońcu.
Kiedy ojciec zobaczył go po powrocie do domu, w koszulce bez rękawów całej mokrej od potu, zrobiło mu się go tak żal, że aż odwrócił wzrok. Na dużej twarzy Jacka Ma widać było wycieńczenie. Jego skóra na ramionach była popękana i spalona od słońca. Obraz syna w takim stanie sprawił, że ojciec poczuł przypływ silnych emocji.
– I jak ci poszło? – zapytał go.
– Całkiem nieźle – odparł chłopak.
Słysząc te słowa, ojciec zamilkł – nie wiedział, co odpowiedzieć. Zapadł wieczór. Mężczyzna przyszedł do syna i usiadł na brzegu jego łóżka. Głaszcząc się po ramionach, powiedział:
– Widzę, że przejechanie tylu kilometrów bardzo cię wymęczyło. Dlaczego nie potrafisz włożyć tyle samo wysiłku w naukę, żeby dostać się na studia? Naprawdę byłoby to dla ciebie trudniejsze niż zrobienie tych wszystkich kilometrów na rowerze?
Głos ojca był łagodny, ale Jack Ma poczuł się tak, jakby dostał obuchem w głowę. Tamtej nocy nie mógł zasnąć. Wsłuchując się w ciszę, obracał się niespokojnie w łóżku. To, co usłyszał, było szczerą prawdą! Przecież wystarczy, że się podciągnie z matematyki! Dlaczego inni uczniowie dostawali dobre oceny z egzaminów, a on nie?
Następnego dnia wyłożył na biurko wszystkie podręczniki i ćwiczenia do matematyki. Od tej pory codziennie wieczorem rozwiązywał trudne równania, jakby od tego zależało jego życie. Jego ojciec był zachwycony. Niecierpliwym gestem odsyłał sprzed drzwi pokoju innych członków rodziny, żeby nie przeszkadzali młodemu człowiekowi w nauce.
Przez cały rok Jack Ma w ciągu dnia jeździł na trzykołowym rowerze, a wieczorami się uczył. Jednak jego wrodzony brak zdolności matematycznych nie był czymś, co dałoby się naprawić, wkuwając wzory na ostatnią chwilę. Dlatego ostatecznie na egzaminie wstępnym na studia Jack Ma dostał z matematyki tylko 19 punktów. Nawet po zsumowaniu wyników ze wszystkich pozostałych przedmiotów wciąż brakowało mu 140 punktów do uzyskania potrzebnego minimum, aby dostać się na studia licencjackie. Ta nieosiągalna liczba i słabe wyniki Jacka Ma sprawiły, że marzenia jego rodziny obróciły się w pył. Nikt już nie zachęcał go do ponownego przystąpienia do egzaminu. Jednak on zobowiązał się do tego sam przed sobą i stuprocentowo zaangażował się w przygotowania do następnej rundy egzaminów wstępnych na studia.
Kiedy nie zdobył odpowiedniej liczby punktów po raz drugi, rodzina nie okazała mu wsparcia. Jedynym wyjątkiem był ojciec, który nie tylko w imieniu syna wręczył wydawcy rezygnację z pracy przy rozwożeniu czasopism, ale też załatwił chłopcu korepetycje u najlepszego nauczyciela matematyki.
Nauczyciel ten rzeczywiście zasłużył sobie na swoją doskonałą reputację, a Jack Ma brał u niego lekcje dwa razy w tygodniu. Dowcipny sposób mówienia i żartobliwe gesty korepetytora sprawiły, że Jack dużo bardziej polubił matematykę, co było niezwykle ważne, ponieważ to zainteresowanie przedmiotem ma największy wpływ na sukcesy w nauce. Wzory algebraiczne, które kiedyś tak bardzo męczyły Jacka Ma, nabrały dla niego nowego znaczenia. Chłopak zaczął rozwiązywać równania z pasją i zacięciem.
Dzięki zmianie podejścia Jack Ma konsekwentnie doskonalił umiejętności matematyczne. O angielski nie musiał się martwić, bo w tym przedmiocie zawsze był w czołówce.
Tamtego roku Jack Ma po raz kolejny wszedł do sali egzaminacyjnej Uniwersytetu Hangzhou. Ojciec, który pojechał tam razem z nim, stanął przed drzwiami w milczeniu. Promienie lipcowego słońca oświetlały mu twarz i delikatnie pobłyskiwały w srebrnych włosach na jego skroniach. Ojciec pomachał do Jacka Ma, a ten wszedł do sali, nie oglądając się za siebie, po czym rzucił torbę na podłogę i usiadł przy biurku, na którym widniało jego nazwisko.
Było to około 1984 roku. Leżąca na południe od rzeki Jangcy miejscowość Hangzhou emanowała wdziękiem i elegancją, dzięki czemu każdy czuł się w niej wyjątkowo. Na ulicach stały stragany z przekąskami, które cieszyły się popularnością w całych Chinach. Wokół rozciągał się malowniczy krajobraz, a mieszkańcy ani się nie spieszyli, ani nie leniuchowali. Ludzie zachowywali się swobodnie, jakby wszyscy urodzeni w Hangzhou charakteryzowali się silnym wewnętrznym spokojem. Być może to idylliczne otoczenie wprawiało ich w stan spokoju, który sprawiał, że nic nie potrafiło ich zaskoczyć, a oni sami nigdy nie wpadali w złość.
Dlatego też kiedy Jack Ma otrzymał wyniki, przejrzał pobieżnie dokument, po czym odłożył go na biurko. Jego ojciec, który był bardziej nerwowy niż on, zapytał:
– I co? Jak ci poszło z matmy?
To był punkt zwrotny w życiu Jacka Ma – a przynajmniej w historii jego egzaminów na studia. Uczniowie, którzy zaliczyli egzamin z wysoką notą, bez problemu dostawali się na uniwersytet. Tym, którzy nie zdali, nie pozostawała żadna nadzieja. Niezwykle rzadko zdarzało się, że ktoś podchodził do egzaminu trzy lata z rzędu. Jack Ma był jedną z tych osób – a wszystko przez matematykę!
– Siedemdziesiąt dziewięć – powiedział, umniejszając swoje osiągnięcie, jakby to było coś, czego należało się spodziewać i co nie zasługiwało na jakąś szczególną pochwałę.
Okazało się, że ciężka praca się opłaciła. Rok spędzony na nauce nie poszedł na marne, a nauczyciel, który udzielał Jackowi Ma korepetycji, był prawdziwym ekspertem. Czas i wysiłek zainwestowany zarówno przez ucznia, jak i nauczyciela w końcu się opłacił. W ciągu zaledwie dwóch lat Jack Ma poprawił swój wynik z 19 punktów na 79. Każdy z tych egzaminów przyniósł całkiem inny rezultat. Dzięki poprawieniu wyników z matematyki Jack Ma uzyskał ocenę łączną tylko o pięć punktów niższą od minimum potrzebnego, aby dostać się na uniwersytet.
Jednak ten, kto zdawał na studia, wie, że te pięć punktów może zadecydować o wszystkim. W przypadku wielu osób ta niewielka różnica wystarczy, żeby zniechęcić je do walki o szczyt, na który tak mozolnie się wspinały, i sprawić, że stracą okazję na lepsze życie.
Oczywiście w życiu każdego człowieka ważną rolę odgrywa szczęście. Tak się akurat złożyło, że w tamtym roku uczelnia Hangzhou Normal University nie osiągnęła limitu miejsc na studia licencjackie i postanowiła obniżyć wymagany minimalny wynik o pięć punktów. Dzięki temu zbiegowi okoliczności młody Jack Ma został przyjęty. Nie ukrywał przed nikim faktu, że wkroczył do uniwersyteckich wież z kości słoniowej po to, by dołączyć do uprzywilejowanej grupy społecznej.
Jego ojciec, patrząc, jak Jack Ma szykuje się do wyjazdu na studia, poczuł, że ogarnia go ulga. Wszystkie te lata wyrzeczeń, potu, krwi i łez, które poświęcił na to, żeby odkryć talenty swojego syna, nie poszły na marne. Jack Ma wreszcie opuszczał rodzinne gniazdo. Tamtej nocy Laifa Ma nie zmrużył oka.
Oczywiście był to niezwykle ważny moment również dla samego Jacka Ma. Gdy wyjeżdżał z domu na wymarzone studia, jego pewność siebie bardzo urosła. Poczuł, że nie ma przeszkody, której nie jest w stanie pokonać. Poprawienie wyników z matematyki z 19 do 79 punktów kosztowało go bardzo dużo wysiłku, ale kiedy patrzył wstecz, miał wrażenie, że ten czas minął mu w okamgnieniu.
W jego przypadku kluczem do sukcesu było przyjęcie podejścia „nigdy się nie poddawaj”. Wiele lat później, gdy był już znaną postacią w świecie biznesu, aby uczcić pamięć swojego ojca, napisał na blogu następujące słowa:
Miałem wtedy tylko 12 lat, ale moje życie przypominało nieco historię otwierającego się sezamu z _Baśni z tysiąca i jednej nocy_. Zaszło wiele szokujących zmian, jednak nigdy nie wątpiłem w to, co się dzieje, ponieważ mój ojciec spędził wiele lat na wykopywaniu szpadlem cennych prawd dotyczących sukcesu. Oto, czego się dowiedział: musisz znaleźć to, co cię interesuje. Musisz rozwijać swoje zainteresowania i zmienić je w talent. W końcu się przekonasz, że talent odgrywa największą rolę w twoim sukcesie.
***
Na trzecim roku studiów na Hangzhou Normal University Jacka Ma wybrano na przewodniczącego uczelnianego samorządu. Niedługo później został przewodniczącym federacji studentów z Hangzhou.
Jack Ma od dziecka był typem człowieka, który zawsze walczy o sprawiedliwość. I właśnie dzięki tej rycerskiej naturze i gotowości niesienia pomocy innym cieszył się sympatią wszystkich uczniów.
Kiedyś jednego chłopaka z jego roku nie dopuszczono do egzaminu z powodu drobnego błędu, który popełnił. Jack Ma nie znał go zbyt dobrze i nigdy wcześniej nie miał z nim większego kontaktu. Mimo to czuł, że ten młody człowiek nie jest słabym uczniem i jeśli teraz straci możliwość podejścia do egzaminów, wpłynie to na resztę jego życia. Nie mógł stać bezczynnie i nic nie robić: miał silne poczucie, że powinien pomóc koledze w potrzebie. Wykorzystując swoją pozycję przewodniczącego związku studentów, postanowił porozmawiać z dziekanem wydziału i kierownikiem katedry.
Na tym etapie Jack Ma był już znany w Hangzhou Normal University z wybitnych osiągnięć w nauce. Jego doskonałe wyniki, odważna postawa i dar przemawiania sprawiły, że był wzorowym liderem studenckim. Dzięki temu zdołał przyciągnąć uwagę kierowników wydziału i katedry. Po ponownym przyjrzeniu się sprawie okazało się, że argumenty Jacka Ma nie są bezpodstawne: zniszczenie przyszłości tego młodego człowieka z powodu tak drobnego błędu byłoby niegodnym zachowaniem ze strony tak wybitnej instytucji naukowej. Kierownicy wydziału i katedry cofnęli swoją decyzję, a student bez trudu zdał egzaminy końcowe. Jack Ma szybko zapomniał o całej sytuacji, ale kiedy dziesięć lat później tamten chłopak usłyszał, że Jack Ma przyjechał do dynamicznie rozwijającego się Shenzhen, natychmiast go odnalazł. Na jego widok klasnął w dłonie i powiedział: „Gdy tylko usłyszałem od starego kumpla ze studiów, że jesteś w Shenzhen, od razu tu przyjechałem. Powiedz tylko, czego potrzebujesz, a ja ci to załatwię”.
W tamtym czasie Jackowi Ma nie powodziło się zbyt dobrze. Był niezwykle poruszony tym, że w tak trudnym okresie życia natrafił na prawdziwego przyjaciela. Mężczyzna, którego poznał w czasach studenckich, był wówczas kierownikiem filii oddziału firmy zagranicznej w Kantonie (ang. Guangzhou).
Podczas studiów Jack Ma cieszył się sympatią wielu nauczycieli i zyskał uznanie koleżanek i kolegów z roku. Nawet po ukończeniu studiów czasami odbierał niespodziewane telefony: „Co słychać? Potrzebujesz pomocy? Jeśli tak, to chętnie cię wesprzemy”.
Szeroki krąg przyjaciół i chęć pomagania innym sprawiły, że Jack Ma cieszył się wsparciem studentów, pełniąc funkcję przewodniczącego związku studenckiego, a jego reputacja rozeszła się po całym kampusie. Był chwalony przez wykładowców Hangzhou Normal University. Dzięki swojej osobowości został wybrany na lidera studentów Hangzhou Normal University, później na przewodniczącego Związku Studentów Hangzhou, a wreszcie na przedstawiciela wszystkich studentów w Hangzhou.
Łatwiej jest poruszyć górę niż zmienić naturę człowieka. Jack Ma nigdy nie byłby w stanie przeformować swojej osobowości – miał ją w genach. Na każdym etapie życia gromadził wokół siebie duże grono przyjaciół. Nawet gdy był bez grosza, nie brakowało mu przyjaciół, którzy byli dla niego jak promień słońca i dzięki którym czuł, że jego życie ma sens. Właśnie dzięki temu zdołał pokonać tak wiele przeszkód, gdy rozwijał swoje start-upy: miał wokół siebie silną grupę ludzi, którzy darzyli go bezwarunkową przyjaźnią.
Życie jest nieprzewidywalne, a gdy wracamy myślami do tego, co wydarzyło się wczoraj, zawsze znajdujemy coś, czego żałujemy. Jednak czy ktokolwiek jest w stanie przewidzieć, co powinien zrobić dzisiaj, żeby dobrze przygotować się na jutro? Już na wczesnym etapie swojej kariery Jack Ma wykazywał skłonność do tego typu przemyśleń.
Na uniwersytecie – w przeciwieństwie do innych miejsc – wiele rzeczy jest za darmo. Studenci stymulują swoje umysły, gromadząc i poszerzając wiedzę. Organizują wiele różnych wydarzeń. Zawsze, gdy na którymś z takich wydarzeń pojawiał się Jack Ma, wiadomo było, że znajdzie się w centrum uwagi. Inni studenci uwielbiali go i szanowali za prawość oraz uczciwość. Jack Ma był też doskonałym mówcą: gdy tylko zaczynał przemawiać, inni studenci milkli, porwani jego słowami. Miał innowacyjne podejście do życia. Mówił szybko, lecz wyraźnie, używając obrazowego języka, i często przedstawiał różne punkty widzenia na dany temat.
***
Któregoś dnia, gdy przemawiał przed audytorium, swobodnie omiótł wzrokiem zebranych słuchaczy. Nagle zobaczył niezwykłą parę błyszczących ciemnych oczu. Lśniące źrenice przypominały dwa czarne klejnoty i emanowały szczerością. Były jak dwie iskierki nadziei. Jeżeli oczy są zwierciadłem duszy, to w tamtej chwili Jack Ma zobaczył wszystko, co było w środku tej osoby. Poczuł coś silnego, jakby prąd elektryczny, coś w rodzaju nieokreślonego przepływu napięcia. Jak gdyby dwie chmury niosące ładunek elektryczny przypadkowo zderzyły się ze sobą i wysłały błyskawicę na ziemię. Czas miał pokazać, jak to wydarzenie wpłynie na los obu chmur.
Jack Ma nie należy do osób, które pozwalają sobie na chwilę wahania. Jest raczej zdecydowanym człowiekiem. Po zakończeniu przemowy od razu ruszył na poszukiwanie tych błyszczących ciemnych oczu.
– Cześć, jestem Jack Ma. Mam nadzieję, że to początek naszej znajomości i że znajdziesz czas na kolejne spotkanie. – Mówiąc to, wyciągnął rękę i promiennie się uśmiechnął.
Druga osoba z wahaniem podała mu swoją dłoń, a Jack stanowczo ją uścisnął. Był to bardzo inspirujący moment dla obojga. Stali, patrząc sobie w oczy, a powietrze wokół nich aż iskrzyło.
– Bardzo mi miło. Mam nadzieję, że będę miała okazję poznać cię bliżej.
Osobą tą była Zhang Ying, spokojna i introwertyczna dziewczyna, która rzadko się odzywała, ale była niezwykle inteligentna. Ich relacja szybko się rozwinęła – ze znajomych ze studiów stali się parą, a później małżeństwem.
Było w nich coś, co wyróżniało ich spośród wielu innych zakochanych par. Zhang Ying powiedziała kiedyś: „Jack Ma nie jest jakimś szczególnie przystojnym facetem. Jednak spodobał mi się, bo umie robić rzeczy, których przystojni mężczyźni nie potrafią, na przykład otworzył pierwszy „angielski kącik” w Hangzhou, pracował na pół etatu jako przewodnik i oprowadzał zagranicznych turystów, żeby zarobić pieniądze w obcej walucie, chwytał się rozmaitych prac tymczasowych, a jednocześnie był jednym z najbardziej niezwykłych młodych specjalistów w Hangzhou”.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki