Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jak dziewczyna. Inspirujące historie kobiet, które żyją po swojemu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 marca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Jak dziewczyna. Inspirujące historie kobiet, które żyją po swojemu - ebook

O tym, jak nie zgubić siebie, gdy światwie lepiej.

Są w różnym wieku, pochodzą z odmiennych środowisk. Mają inne doświadczenia zawodowe, życiowe, emocjonalne. Na tym polega ich siła i piękno.

Zwykle robić coś „jak dziewczyna” oznacza: słabiej, gorzej. Tytułowe dziewczyny na pewno by się z tym nie zgodziły.

Janina Bąk, Sylwia Chutnik, Maja Heban, Martyna Kaczmarek, Magdalena Mołek, Helena Norowicz, Maja Ostaszewska, Agnieszka Smoczyńska, Danuta Stenka, Katarzyna Wolińska, Aleksandra Petrus.

Anna Tatarska zaprosiła je do intymnej rozmowy o stereotypach, dojrzewaniu, poszukiwaniu swojej ścieżki. O ciele i emocjach, o porażkach, rozczarowaniach i wkurzeniu. Bohaterki szczerze i otwarcie mówią także o rzeczach bolesnych i trudnych. O przemocy, traumie, wykorzystywaniu. O potrzebie bycia inną, o oczekiwaniach, których nie chcą już spełniać.Ale również o trudnej nauce akceptacji siebie,wynikającej z bycia sobą sile.

Kobiety w społeczeństwie nieustannie się ocenia, obserwuje. Ich decyzje i potrzeby często bywają kwestionowane. Sytuacja bohaterek książki jest o tyle wyjątkowa, że wszystkie – choć każda w inny sposób – są dodatkowo osobami publicznymi. Dziennikarkami, aktorkami, pisarkami, influencerkami. Są widoczne. Opinie innych ludzi, niekiedy okrutne i bezmyślne, to coś, z czym mierzą się na co dzień.

Słuchając opowieści bohaterek, poczujesz więź z kobietami, które mimo różnic wiele łączy. „Jak dziewczyna” to historia o ponadpokoleniowej i ponadpolitycznej wspólnocie kobiecych doświadczeń.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-6710-7
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Przy okazji ostatniej przeprowadzki byłam zmuszona przyjrzeć się mojemu księgozbiorowi i dokonać bolesnych, ale koniecznych redukcji. Stałam naprzeciw regałów i patrzyłam na tomy gromadzone przez lata. Od klasyków literatury po wielkich buntowników, eksperymentatorów. Moimi przewodnikami od dzieciństwa byli mężczyźni. Dorastałam z męską perspektywą, czytając męski opis świata, w którym dzieci zdarzały się komuś innemu, menstruacja nie występowała, a kobiety były albo wyidealizowanymi obiektami miłości, albo odgrywały rolę rekwizytów, które można podmienić w dowolnym momencie. Potem jeszcze pojawiły się kobiety w typie _femme fatale_, które rujnowały życie mężczyznom i nie można było na nich polegać. Dojrzewanie z Tolkiem Bananem i Kurtem Vonnegutem. Miłość oczami Szekspira i Byrona. Przyjaźń jako braterstwo krwi zrodzone w okopach. Ojczyzna jako wydarzenie, wokół którego uwijają się głównie mężczyźni i bohatersko za nią giną.

Do czasów liceum, kiedy poznałam swoją pierwszą nauczycielkę feminizmu, nawet nie wiedziałam, że to spojrzenie jest męskie. Wydawało mi się, że ono opisuje uniwersalnego człowieka, a jeżeli ja w jakiś sposób do niego nie pasuję, to znaczy, że na moich barkach spoczywa ciężar dostosowania się. Dopóki na lekcjach historii nie usłyszałam o sufrażystkach walących parasolkami w okna marszałka Piłsudskiego, myślałam, że świat budują mężczyźni, a kobiety mogą najwyżej trzymać im kielnię albo ocierać pot z czoła. Nie wiedziałam też, że świat, w którym dorastam, to świat patriarchatu – obowiązują w nim zasady władzy i opresji, i na starcie mam jasno określone w nim miejsce, cechy i powinności.

Dopóki żyłam jak Pippi Langstrumpf, nie bardzo mi to przeszkadzało. Nigdy nie byłam specjalnie ładna ani specjalnie miła, nie garnęłam się też do interakcji społecznych. Długo udawało mi się unikać wiedzy, że właśnie te cechy będą decydowały o tym, czy zostanę uznana za dość kobiecą, czy też nie. Na szczęście niemal jednocześnie dowiedziałam się, że istnieje gdzieś na świecie intelektualne zjawisko, egzotyczne i kolorowe, które twierdzi, że kobieta także jest człowiekiem, a te trzy cechy wraz z kuchnią, kościołem i sypialnią to zdecydowanie za mało, by stawać się sobą, zyskiwać osobowość, miejsce w świecie, przetrwać i być szczęśliwą. Feminizm okazał się dla mnie drogą do wolności i autonomii, a uczyłam się obydwu, czytając to, co pisały kobiety.

Stojąc przed moją biblioteką, myślałam o latach, które spędziłam sterowana od wewnątrz patriarchalnymi modelami. Lata zmagania się z własnym wyglądem, cechami charakteru, aspiracjami przebiegały burzliwie, bo wokół nie było zbyt wielu żeńskich wzorców i opowieści, które mogłabym zinternalizować, przetworzyć i na ich kanwie zbudować swoją narrację. Mężczyźni nie opowiedzą nam o dylematach macierzyństwa, życia w nieustannie ocenianym ciele kobiety, nie wiedzą, dlaczego przed naszymi toaletami zawsze jest kolejka i dlaczego częściej niż oni umieramy na źle zdiagnozowany zawał serca. I dlatego, stojąc przed swoim księgozbiorem, zrobiłam ruch, który kiedyś wydawał mi się nie do pojęcia – oddałam większość zgromadzonych tomów, napisanych przez mężczyzn, do osiedlowej biblioteki. Zdumiona bibliotekarka zapytała mnie, z jakiego powodu pozbywam się Bukowskiego i Hemingwaya, kolekcjonerskiej _Lolity_ Nabokova i kompletu dzieł Milana Kundery. Odpowiedziałam jej, że już nie oczekuję, że ci panowie powiedzą mi o świecie coś wartościowego. W nowym _własnym pokoju_ mam dużo pustego miejsca na półkach. Są tam już Olga Tokarczuk, bell hooks i Toni Morrison, ale miejsce czeka na kolejne niebinarne lub żeńskie osoby, które podzielą się ze światem unikalnymi opowieściami.

Potrzebujemy kobiet, aby opowiadały historie, ponieważ każdy powinien dorastać, słuchając o różnych punktach widzenia i bycia w świecie. Kobiety potrzebują głosu starszych kobiet, by dać się zainspirować, i równolatek, które wzmocnią je pełną ulgi refleksją – ona też tak ma! Potrzebujemy też czytać o losach kobietach dalekich od naszej osobistej perspektywy, by przeżyć zaskoczenie, a może zdziwienie, i przy okazji poszerzyć światopogląd. Wprowadzenie do powszechnej narracji głosu kobiet pozwala zobaczyć niuanse, które bez tego by nam umknęły, jak na przykład to, że cechy uważane za stereotypowo żeńskie ciągle są społecznie oceniane jako gorsze i związane ze słabością. Zasadniczą różnicę w naszych losach zrobi to, czy zasilą nas historie innych kobiet, ucząc, czym jest solidarność i siostrzeństwo, czy będziemy zdane na pozornie „uniwersalną”, a tak naprawdę androcentryczną opowieść, która skazuje nas na rywalizację i niesnaski.

Desperacko potrzebujemy bohaterek, które opowiedzą nam o wielowątkowym, zróżnicowanym, unikalnym doświadczeniu, a przy okazji przeprowadzą nas przez ostatnie trzy dekady historii Polski, widziane ich oczami. Magdy Mołek, która, chociaż osiągnęła bardzo wiele w swoim zawodzie, porzuciła pracę w znanej stacji telewizyjnej i zaczęła pracować na swoich zasadach, czy Sylwii Chutnik, która niestrudzenie dowodzi, że kontrkultura może zmieniać rzeczywistość, czyni to z brokatem we włosach i wyposażona w tupet łobuziary ze złotym sercem.

Kobietami się nie rodzimy, kobietami się stajemy. I jest to projekt trwający całe życie, mozolny i wystawiony na liczne niebezpieczeństwa. Także dlatego, że żyjemy w świecie określonych norm, zasad, które trzeba cierpliwie modyfikować, żeby kolejne pokolenia miały do zrobienia jeden krok mniej. Na przykład niszcząc przekonanie, że z żeńskim ciałem trzeba się urodzić. Taka definicja jest zdecydowanie za wąska, wykluczająca wiele z nas. O tym opowiada Maja Heban. A dwie perspektywy chorób zawarte w książce – Janiny Bąk i Kasi Wolińskiej, przypominają, że kanony sporządzone dla kobiet są zdecydowanie za wąskie, zarówno jeśli chodzi o ciało, jak i o umysł.

Żeńskość jest cechą, którą mogą odnaleźć w sobie wszyscy, a kobiecość pojemną kategorią, w której znajdą dla siebie miejsce różne istoty. Wyłanianie się na świecie nowego modelu świadomej kobiecości nie wydarzy się samo i nie będzie dziełem przypadku. Zacznie się od czytania i opowiadania herstorii, które od dawna czekały na usłyszenie.

_Marta Niedźwiecka_

Niebinarność – posiadanie tożsamości płciowej, która nie jest jednoznacznie męska lub żeńska.OD AUTORKI

Kultura się zmienia – słyszę, widzę, że tak jest, i cieszy mnie to. Ale wciąż my dziewczyny wytresowane przez tę kulturę, żeby konkurować, poddajemy się schematom, choć wiemy, że mają wady. Czujemy się samotne, także w tłumie. Boimy się poprosić o pomoc. Drżymy przed oceną. Nierzadko milczymy, choć chcemy krzyczeć, nie okazujemy emocji. Bo ktoś krzywo popatrzy, bo coś sobie pomyśli, coś powie. „Jak dziewczyna” wciąż jeszcze kojarzy się z „gorzej”, „mniej”.

Sama nigdy nie sądziłam, że „jak dziewczyna” znaczy gorzej. Przez sporą część dzieciństwa byłam wychowywana przez samodzielną mamę. Nauczyłam się od niej, że dziewczyny są wspaniałe i mogą wszystko, a dziewczyńska więź jest magiczna i silna. Jak choćby ta, która od ponad trzydziestu lat łączy mnie z moimi przyjaciółkami z dzieciństwa.

Nigdy nie przestałam tego czuć. Ale kiedy przyszło dorastanie, pojawiły się też wątpliwości. Głos pani pielęgniarki, mówiącej „jesteś najcięższa w klasie”. Koleżanki, zapraszane na pierwsze randki, kontra mój wieczny „friendzone”. Głos w głowie, mówiący: „Ten pomysł na pewno nie jest tak fajny, jak ci się wydaje”. I to poczucie, że zdecydowanie nie mogę być fajna, skoro mój biologiczny ojciec niespecjalnie się mną interesuje. Bycie dziewczyną stało się trudne jak bieg przez płotki, a mnie brakowało techniki i sił. Czułam się w tych zmaganiach osamotniona.

Pamiętam, że kiedy zaczynało się #metoo i zewsząd wyłaniały się opowieści o tym, co spotkało koleżanki i znajome, myślałam, że jestem szczęściarą. Sama nigdy nie doświadczyłam takiej sytuacji. Dopiero potem, gdzieś po drodze, pojawił się przebłysk obleśnego starszego reżysera, który pytał, czy dyktafon „to zabawka do waginy”. Wspomnienie lat niepoważnego traktowania w branży, bo przecież jestem taka młoda. Albo związek, w którym eks wygłaszał feministyczne mądrości, a za zamkniętymi drzwiami uprawiał gaslighting i zdradzał, a słowa „to koniec” magicznie wyczarowały w moich gałkach ocznych wybroczyny. Po latach, kiedy już przeprowadziłam parę tysięcy wywiadów, nie byłam w stanie uwierzyć, z iloma osobami łączą mnie podobne wspomnienia.

Wywiad, rozmowa, to taki niezwykły moment, w którym zawieszone zostają obowiązujące na co dzień zasady społeczne. Możemy się umówić, że tu i teraz ty i ja będziemy ze sobą szczerzy aż do bólu. Jest w tym coś magicznego i pięknego. Czasami zaczyna się od drobnej anegdoty. Kilka słów potrafi zburzyć barierę, jaka na początku zdaje się dzielić mnie i rozmówcę. Chłonięcie cudzych historii, wymiana doświadczeń i obserwacji budują bliskość, dają poczucie wspólnoty. W najmroczniejszej z chwil dodają otuchy. Przypomina: „nie tylko ty tak masz”. „Nie jesteś sama”.

Z miłości do rozmów i z zachwytu nad tym, co potrafią dawać, wzięła się ta książka.

***

Dziękuję moim rodzicom, którzy zawsze we mnie wierzyli. Dzięki Wam nie boję się życia. Wiem, że cokolwiek by się wydarzyło, dam radę.

Dziękuję Piotrowi, że jest moim domem.

Do tytułowych „dziewczyn”: Tym z Was, których opowieści nie trafiły ostatecznie na karty książki, chcę powiedzieć, że też jesteście jej bohaterkami, też jesteście tu obecne. Tym, które czytelnik_czka tu spotka, których posłucha, dziękuję, że mogłam się od nich uczyć. Dziękuję za czas, otwartość i zaufanie. Teraz tym poczuciem wspólnoty, które zrodziło podczas naszych spotkań, będziemy się mogły podzielić z czytelnikami_czkami _Jak dziewczyna_. Nie mogę się tego doczekać.AT: Uśmiecham się, bo zauważyłam, że masz brokat we włosach. Wygląda to bombowo.

SCH: Dostałam od Grażyny Plebanek taki brokat w pudrze, zamknięty we flakoniku francuskich perfum. Maluję się nim cała. Jak wychodzę z łazienki, to on nadal jest w powietrzu. Klimat Kim Wilde. Albo Festiwalu Opole, takiego z lat osiemdziesiątych.

Lata osiemdziesiąte, dziewięćdziesiąte to Twój czas dorastania. Miałaś w tym dziwnym czasie przeobrażania się – Twojego i świata dokoła – wsparcie? Zrozumienie, swoje bezpieczne miejsca?

Moja mama była bardzo wspierająca i dbająca. We wczesnych latach osiemdziesiątych nie było takiego dostępu do wiedzy jak dziś. Pamiętam, że gdy chciała mnie edukować seksualnie, sięgała po książeczkę _Mamo i Tato, opowiedzcie mi, skąd się wziąłem._ Siermiężna literatura, jednak więcej nie potrzebowałam, wtedy wiedzieć nie chciałam, nie ciekawiło mnie to. Natomiast od samego początku bardzo ważne były dla mnie ucieczki w literaturę. Na przykład _Muminki_ jako wizja pozornie odrealnionego świata. Miałam intuicję, bo kiedy po latach zaczęłam czytać również komiksy Tove Jansson, zobaczyłam, jak ciekawe są one genderowo. Najbardziej lubiłam Włóczykija, który miał swój własny mały świat. Z książek nauczyłam się, że mam prawo korzystać z wyobraźni, wymyślać rzeczy, wymyślać światy. To jest dla mnie ważne do tej pory, nie tylko w mojej twórczości, pozwala również dążyć do świata futurystycznego, idealistycznego względem tego bagna, w którym siedzimy. Później oczywiście pojawiły się też książki typu wczesna Musierowicz. Dla mnie to było ciekawe klasowo, ponieważ pochodziłam z dość biednego domu. Mieszkałam w warszawskim dziesięciopiętrowcu na rogu Podleśnej i Marymonckiej. Byłam _Jenny from the block_ z kultowej piosenki Jennifer Lopez z 2002 roku.

Czyli ta „dziewczyna ze zsypu, trzepaka i prusaka”, jak o sobie mówisz w wywiadach, to jest polska wersja _Jenny from the block_!

Tak, dokładnie.

Doskonałe tłumaczenie.

Jeden do jednego, mniej więcej. Jak każda taka osoba miałam jakieś wizje siebie bogatej. U Musierowicz szukałam inteligenckiego sznytu, którego nie miałam w domu, szalenie mi to imponowało. Możemy teraz z niej kpić, ale wtedy to była dla mnie też nauka ciepła rodzinnego, które miałam w domu, ale w zupełnie innym wydaniu. Jak masz osiem czy dziesięć lat, to trudno, żebyś gadała z ludźmi, których nie znasz, skoro mama nie pozwala ci wychodzić. Zawsze byłam wsobna, miałam swój własny świat. W książkach nie szukałam informacji, lecz dopełnienia. Z jednej strony znajdowałam przyzwolenie na to, w jaki sposób myślałam, a z drugiej strony – rodzaj inspiracji, żeby to pogłębiać. Wydaje ci się, że poezja i odjechane światy są świetne? Bajki i cała reszta mówią: ekstra, zapraszamy cię do nas, mamy domek w malutkim muchomorku.

Miałaś w stosunku do mnie ten „przywilej”, że mogłaś względnie świadomie obserwować jeden z bardziej fascynujących momentów w Polsce: przemiany po osiemdziesiątym dziewiątym roku. Pączkujące banery, neony, odszarzające się miasto na skraju plakatozy. To musi być ciekawe doznanie dla człowieka w tym wieku, dziewczyny, która zaczyna myśleć, co jej się podoba i też jak chce wyglądać.

To bardzo ciekawy moment, który fantastycznie opisał w kontekście muzyki Rafał Księżyk w książce _Dzika rzecz_. Pojawiła się możliwość tworzenia czegoś artystycznego. Telewizja to był nasz internet. Ja na przykład korzystałam z telegazety, stamtąd brałam adresy osób, które podobnie jak ja słuchały muzyki grunge na początku lat dziewięćdziesiątych. Dzięki temu miałam znajomych z różnych części Polski i jeździliśmy do siebie, to było super. Dzięki MTV poznałam Sonic Youth i całą resztę offowych zespołów, które mnie ukształtowały. W polskiej telewizji było _Lalamido_. Z dzisiejszej perspektywy zupełny szał, jakaś orgia wolności i queerowego myślenia. To dotyczyło też Polski. Sztuka krytyczna zaczynała zabierać głos w szerszym zakresie, z całym ciężarem społeczno-politycznym. Kiedy teraz ktoś mnie pyta: „A nie boisz się, że w twojej literaturze tak dużo jest spraw społecznych?”, to myślę: _Bitch, what?_. Ja po prostu tym nasiąkałam.

To był też fantastyczny czas w literaturze, również dla kobiet.

Debiuty od Nataszy Goerke, przez Izabelę Filipiak, teraz Morską, Manuelę Gretkowską po Olgę Tokarczuk. Pamiętam, że jej pierwszą książkę kupiłam w księgarni Liber, gdzie miałam praktyki jako uczennica liceum księgarskiego na ulicy Żeromskiego, ona zresztą czasem do Warszawy wtedy przyjeżdżała. To był też fantastyczny moment pod względem estetycznym. W latach osiemdziesiątych powstała filmowa _Akademia Pana Kleksa_, która miała bardzo duży wpływ, jeśli chodzi w ogóle o wizualność, o to, co się lubi, a co nie. Duży wpływ miał na mnie także mój ojciec i jego zaangażowanie w muzykę dancingową. Koafiury, pióra, cekiny. _It’s my life._

Czyli wolność brzmi jak Dr Alban, a nie Jacek Kaczmarski.

Tak. U mnie w rodzinie nikt na styropianie nie siedział. Ojciec jeździł, dancingi grał. W Stanach potem też to robił, ale nie miałam do tego dostępu, bo on tam był nielegalnie, więc nie mogłam do niego pojechać. Wyjechał w dziewięćdziesiątym pierwszym i nie widzieliśmy się przez dziesięć lat. Mama była ze mną w domu, dziadki w jakimś tam zakładzie pracy, jedna babcia w sklepie, druga sprzątająca w szpitalu. I ja, jarająca się Madonną od szóstego roku życia. Szukałam swoich rzeczy, z perspektywy czasu uważam, że były one queerowe, kampowe. Połączenie tego, co kojarzone z kulturą wysoką, z „niskim” zawsze bardzo mnie przyciągało. Dla mnie tamten moment to było pomieszanie estetyki disco z estetyką grunge, w mojej głowie to się do dziś układa idealnie. Te wszystkie rzeczy, które się wtedy działy, jawiły mi się totalnie spójnie, nie widziałam żadnych szwów ani fastrygi. W latach dziewięćdziesiątych przesunęłam się w stronę punkową i od dziewięćdziesiątego piątego roku funkcjonowałam na scenie punkowej i niezależnej. Bardzo szybko zaangażowałam się w organizację grupy, która później nazwała się Emancypunx, robiłyśmy różne happeningi, performansy. Niedługo potem pojawiły się Radykalne Cheerleaderki. To było fantastyczne – działałam politycznie, ale mogłam się ubrać w cekiny na ulicę_._ Spełnienie marzeń.

Polska była wtedy dla Ciebie queerowa?

Tak. Myślę o Balkan Electrique, współtworzonym przez Fiolkę z Bułgarii i Sławka Starostę, geja, nawet nie wyoutowanego, bo po prostu wszyscy wiedzieli, że jest gejem. Powstawały pierwsze sex shopy, mówiło się głośno o profilaktyce AIDS. Dla mnie, dwunasto-, trzynastolatki to było błogosławieństwo. W pokoleniu mojego syna dróg jest tak dużo, że trudno mówić o doświadczeniu pokoleniowym. U nas można było sobie wybrać, ale wyborów było mniej i one zawsze nacechowywały, przypisywały cię do jakiejś subkultury. Ja wybrałam alternatywę, która mnie przyzwyczajała do pewnych rzeczy. Zdawałam sobie sprawę, że jest ona odstępstwem od normy czy pewnego rodzaju marginesem. Byłam również świadoma tego, jakie są konsekwencje. Kiedy zaczęłam wyglądać inaczej, informowała mnie o nich ulica, gdzie dostawałam wpierdol, pluto na mnie lub – jak ktoś miał dobry dzień – wyzywano. O 7.24 rano wsiadałam do autobusu 122 do szkoły. Zamykały się drzwi i zaczynało się.

Wyczytałam, że pani od polskiego z liceum powiedziała Ci kiedyś, że jak tak dalej pójdzie, to skończysz na bazarze.

Powiedziała, że „co najwyżej będę sprzedawała gacie na Stadionie”. Cóż, miała rację. Wraz z moją kapelą punkową Zimny Maj zrobiłyśmy majtki z naszym szablonem. Więc rzeczywiście sprzedaję majtki. Co prawda, dopiero po czterdziestce – ale udało się, proszę pani.

Chłopakom rosną pierwsze wąsy, dziewczyny dostają okres, zaczyna się obwąchiwanie, wjeżdża temat seksu, chichoty, randkowanie. A Ty dostajesz wpierdol w autobusie. Jak to na Ciebie wpływa?

Byłam tak zwaną alternatywką, więc nie uczestniczyłam za bardzo w wyścigu o bycie najfajniejszą i najładniejszą dziewczyną ze szkoły. Teraz mam na ten temat więcej refleksji w nurcie _body positive_, ale wtedy nie miałam takich myśli. Mój wygląd był wówczas dość szokujący, w grę wchodziły dredy, kolczyki. Naprawdę, gdy patrzę na swoje zdjęcia, myślę: „Boże, Jezu… nie wypuściłabym tak z domu, bałabym się”. Teraz z matczyną niemal czułością spoglądam na młode queery z tęczowymi torebkami, martwię się o nie, o to, co je może spotkać w autobusie. Tymczasem ja w siódmej klasie wycięłam sobie irokeza. Wykluczyłam się w ten sposób na własne życzenie z tej typowej, tradycyjnej ścieżki młodej dziewczyny. Nigdy nie miałam doświadczenia chęci bycia „normalną”, akceptowaną. Wręcz przeciwnie – robiłam wszystko, żeby być nienormalna i nieakceptowana. Nie umiałam inaczej.

Dlaczego?

Nie interesowało mnie nic innego, jak tylko to, żeby zostać artystką, mieć czas, żeby słuchać muzyki i czytać książki. Potrzebowałam być inna. Miałam takie poczucie – jakkolwiek górnolotnie to brzmi – że ludzie mają wiedzieć o tym, iż ja żyję. Że nie mogę mignąć. Potrzebowałam, żeby mnie zapamiętano. Jednocześnie miałam zawsze dużą łatwość w nawiązywaniu kontaktów z bardzo różnymi osobami. Jechałam z koleżanką autobusem, ja cała w kolczykach, a ona taka typowa dresiara _à la_ _90s_, która zaszła w ciążę w drugiej klasie liceum. Jedna o drugiej myślała, że jest totalnie dziwna, ale przez te dwadzieścia minut byłyśmy razem. To było świetne. Dzięki temu nie byłam samotna. Miałam to szczęście, że nie musiałam rezygnować z własnych małych światów, lecz one nie zasłaniały mnie na tyle, żebym nie widziała, co się dzieje wokół. To mi też dużo dało w działaniu społecznym, nauczyło wchodzenia w różne sojusze. Działając społecznie, musisz mieć oczy dokoła głowy i wysoko rozwiniętą empatię, musisz ją skądś czerpać, „żywiąc się” emocjami, doświadczeniami, ale też potrzebami innych osób. Musisz być otwarta. Bo inaczej w swoim dziwackim świecie możesz sobie pomyśleć: „Fajnie by było, gdyby…”. Natomiast nie znając realiów osoby totalnie różnej od ciebie, nic nie zdziałasz.

Wtedy chyba prościej było być „alternatywką”. Gonili Cię tylko skini, a nie połowa społeczeństwa, z rządem na czele.

Ale reszta też nie była wtedy słodka. Pamiętam pana w garniturze, który mi powiedział, że jestem „okolczykowaną świnią”. Pamiętam ludzi z tak zwanej dalszej rodziny, którzy potrafili mówić mi takie rzeczy, że _wow_.

Nie wystarczyło wyjąć kolczyków na kolację rodzinną?

Jakbym zaczęła wyjmować, tobym nie zdążyła na tę kolację. Moja mama nie cieszyła się z tego, kim jestem, ale nie chciała mnie zmieniać. Chyba od samego początku miała poczucie, że ona po prostu tego – i mnie – nie rozumie. Nigdy mnie nie włączała w stereotypowe myślenie o dziewczynie czy kobiecie. Na przykład według ówczesnych kanonów wyglądałam jak ćpunka – a nigdy nie brałam dragów. Nie miała do mnie klucza, instrukcji obsługi. Mało kto miał.

Jakbyś waliła w żyłę, przynajmniej byłoby wiadomo, z czym to się je…

Pasowałabym do metki. A tak byłam dziwakiem. Jak to ugryźć? Nie wiadomo. Oczywiście, że się mnie wstydziła, było jej trudno ze mną wobec ludzi. Było jej trudno, kiedy nie zdałam w liceum. Myślę, że w latach dziewięćdziesiątych nie za bardzo wiedzieli, co robić z takimi osobami jak ja. Był ośrodek SOS, był KĄT, dla tych z „elementu”. A ja byłam mentalnie typem prymuski, tylko po prostu wtedy nie miałam czasu na szkołę. Robiłam rewolucję, przepraszam.

Myślisz, że coś straciłaś przez to, iż na własne życzenie wykluczyłaś się z tej „typowej ścieżki młodej dziewczyny”?

Byłam wychowana na punkowych zinach, gdzie te kategorie i to wartościowanie nie miały miejsca. Dziś teoretycznie wciąż jestem poza kanonami piękna rozumianego bardzo stereotypowo, ale o wiele więcej czasu poświęcam swojemu wyglądowi. Zwłaszcza teraz, gdy już się zmieniam w związku z wiekiem, to nie jest najfajniejsze na świecie. Wolę być _body neutral_. Szczególnie w stosunku do mojego brzucha. Na pewno bardziej się tym przejmuję, niż gdy miałam lat naście. Co wtedy straciłam? Myślę, że zyskałam. Zyskałam czas na robienie tego, co mnie interesuje. Od początku wiedziałam, kim chcę być, i napieprzałam swoje rzeczy. Mam tatuaż z napisem _Reading and writing_. Czytanie i pisanie. Od kiedy poznałam litery w wieku sześciu lat, robię dokładnie to.

W Twoim comingoutowym wywiadzie dla „Repliki” pojawiło się takie zdanie. „Ja hetero nigdy nie byłam. Zawsze byłam w tym spektrum między homo a hetero – ale w którym dokładnie miejscu, sama nie wiedziałam. Potrafiłam w poniedziałek myśleć o sobie jako o dziewczynie bi, a w czwartek, że chyba jednak jestem osobą niebinarną. Zdałam sobie sprawę wcześniej, że moja psychoseksualność jest płynna między tymi dwiema granicami, i nie miałam potrzeby jej bliżej określać”.

Robiąc ten out, znałam jego kontekst. Wiem, że trzeba o tym mówić, bo to jest polityczne. W liceum miałam przygody z dziewczynami, jednak mam wrażenie, że wtedy to była bardziej opcja „eksperyment”, poznawanie swojej seksualności. Potem na studiach byłam z dziewczyną przez jakiś czas, ale na czwartym roku związałam się z ojcem mojego dziecka. Byliśmy ze sobą przez prawie osiemnaście lat.

Porządny polski związek.

Totalnie. Ja w ogóle jestem porządna. Bardzo konserwatywna w wielu kwestiach. Jednocześnie mam poczucie, że możesz być z każdą osobą, która wyda ci się interesująca, którą kochasz. Nie musiałam się tego nauczyć, naczytać później, bo – tak jak mówiłam – w mojej młodości queer był we wszystkie strony. Zawsze mi się wydawało, że ta narracja, iż albo jesteś hetero, albo jesteś lesbijką, brzmi nudno. Oczywiście wiem, że są takie osoby, ale ja po prostu kompletnie się w tym nie odnajdywałam. O wiele ciekawsza jest metafora płynnej tożsamości psychoseksualnej.

Dla mnie to jest logiczne i nie miałabym żadnych pytań, lecz wiem, że bardzo często ludzie tego nie rozumieją. Funkcjonują w typowym systemie, że jest opcja A i opcja B, koniec. Więc jak to niby ma być: pomiędzy?

Kiedyś byłam osobą, która myślała sobie: „Nie rozumiesz? Ja ci to wszystko wytłumaczę”. Teraz oczywiście też mogę tłumaczyć, nie mam z tym problemu, ale coraz częściej w takich sytuacjach odpowiadam: „Tak jest, tak ludzie mają”. Trochę daję tę zagwozdkę, oddaję ułożenie sobie tego w głowie drugiej osobie. Nie trzymam jej za rękę, tylko mówię: „Ludzie żyją w takich kombinacjach, że Netflix za tym nie nadąży” – jeśli mówimy o kwestiach psychoseksualnych. Co mam zrobić, proponować, że rozrysuję? Zadziwia mnie, jak bardzo wsteczne jest takie rozumowanie. Wciąż i wciąż to samo. W prawach reprodukcyjnych, w przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet. Od dwudziestu paru lat muszę pisać te same felietony.

W tym porządnym polskim związku, o którym już powiedziałyśmy, zaszłaś w zaplanowaną ciążę. W punkowym środowisku, w którym się obracałaś, to nie było wtedy powszechne. Skąd pojawiła się ta potrzeba?

Rzeczywiście to była konfuzja mojego środowiska, w którym raczej się mówiło o aborcji niż o rodzeniu. Miałam poczucie, że bardzo lubię dzieci, po prostu. Jako że to była ciąża zaplanowana, tak sobie ułożyłam zajęcia na studiach, żeby nie musieć brać dziekanki, żeby na ostatnim roku, kiedy już dziecko będzie, mieć tylko jedne zajęcia – seminarium, i żeby w tym czasie z małym dzieckiem pisać magisterkę. Zrealizowałam to, bo sobie zapisałam. Nie lubię, kiedy nie udaje mi się to, co zaplanuję, więc dążę do tego, żeby wszystko się ziściło.

Początek pierwszej dekady nowego tysiąclecia w polskim feminizmie to raczej zero refleksji o macierzyństwie.

Ja na szczęście miałam dostęp do amerykańskiego feminizmu, wiedziałam, że to jest okej i że robię swoje. Lecz wiele osób, nawet takie, które już miały dzieci, nie rozumiały, o co chodzi. „Jak to? Z czego będziesz żyła, przecież studiujesz, nie masz pracy”. A ja nie miałam głowy w chmurach. Po prostu czułam, że dam radę, że wszystko będzie okej. To nie była historia o panience z dobrego domu, która nagle musi wynajmować nory i żebrać z dzieckiem. Wiedziałam, jak się żyje na minimalu, to mnie w ogóle nie przerażało. Wtedy nie było takiej mody jak teraz, że wymianki albo rzeczy z drugiego obiegu, a my przez pierwszy rok nie kupiliśmy synowi prawie nic, wszystko dostawaliśmy. Punk rock uczy cię też tego: DIY i oszczędność. Wiedziałam, że jak tylko będę mogła, to będę karmiła piersią, ile się da, co jest też superekonomiczne. Najdroższe były pieluchy. Oczywiście, gdyby sprawy potoczyły się inaczej, coś by było nie tak, to ten cały misterny scenariusz ległby w gruzach. Ale na szczęście wszystko poszło tak, jak miało być. Mimo wszystko nieposiadanie pieniędzy jest głupie, nie polecam nikomu.

Ciąża to czasami schizofreniczne poczucie, że jesteś dwiema osobami, czasami skrajne wyczerpanie, czasami źródło niewiarygodnej siły. Próbuję sobie wyobrazić to w tym Twoim dwudziestotrzyletnim ciele, które już wie, że chyba jest queerowe. Pamiętasz, jak to czułaś?

Kiedy byłam w ósmym czy dziewiątym miesiącu ciąży, dziewczyny z Zorka Project zrobiły mi zdjęcie, które znalazło się później w „Wysokich Obcasach”. Nago, z takim wielkim brzuchem, napęczniałymi cycami, dziarami. Nie znałam tych dziewczyn, przyszły do mnie do domu i po prostu się rozebrałam. Dopiero potem moja koleżanka, która mnie uczyła na studiach, powiedziała, że to zdjęcie było według niej kolejnym ważnym krokiem dla feminizmu. To był rok 2003, czas aktywnego wychodzenia z mitu macierzyństwa polskiego, Matki Boskiej, matki Polki, matki cierpiętniczej. A tu po prostu laska stoi i ma brzuch. Dwa lata później podobne zdjęcie zrobiła sobie moja koleżanka Ula Zawadzka: też w ciąży, z TT-pasem z nabojami, który wystawał spod tego brzucha. Ono ukazało się potem na okładce książki Elżbiety Korolczuk i Renaty E. Hryciuk _Pożegnanie z Matką Polką? Dyskursy, praktyki i reprezentacje macierzyństwa we współczesnej Polsce_. Tu nie chodziło o to, że lubimy się obnażać. Po prostu przez ten punk rock takie byłyśmy: miałyśmy performansowe ciała, one były polityczne, służyły czemu innemu. Na przykład kiedy byłam w siódmym miesiącu, brałam udział w performansach Guerilla Girls podczas ich wizyty w Polsce. To był czas inwazji na Irak. Coś tam śpiewałam, potem podnosiłam sukienkę i odsłaniałam ten wielki brzuch z napisem _Bush Fuck Off_. Mam też takie zdjęcie, jak piszę sobie _Pro choice_ na tym brzuchu w ciąży. Wtedy ludzie nie rozumieli tego za bardzo, im się to nie kleiło: że jak to, tu aborcja, tu feministka, a tu w ciąży? W Fundacji MaMa, którą założyłam w 2006 roku, też przez wiele lat dostawałyśmy zaproszenia na konserwatywne konferencje. Wcześniej, jak Ordo Iuris to było jeszcze Stowarzyszenie Piotra Skargi, non stop do nas pisało, aż musiałam je zablokować w mailach. Skończyło się dopiero, jak nas „zdemaskowała” Fronda, że lewaczki. Serio, ludzie mieli z tym jakiś problem, dysonans poznawczy. Nie łączyły im się te postaci matki i aktywistki, do tego opowiadającej się za prawem do decydowania o swoim ciele.

Ma to związek z przekonaniem, że jeśli jesteś w ciąży, kiedy chcesz mieć dziecko i ono rośnie w tobie, to jesteś przez to doświadczenie prowadzona i określana. Pewnie nie umiesz myśleć osobno, obok tego, i powiedzieć: ja jestem w ciąży, ale moja głowa wciąż jest _pro choice_.

W czasie ciąży zdawałam egzaminy. Pamiętam, że nie umiałam odpowiedzieć na jakieś pytanie i jedna z profesorek wypaliła: „No, ty masz już mleko w mózgu”. Takie sprowadzanie mnie do biologii, klasyk. A zarazem pamiętam, jak trudno było, gdy wróciłam na studia i na seminarium analizowałam tekst Judith Butler, jednocześnie karmiąc piersią dwumiesięczne dziecko. Paradoksalnie najtrudniejsze było to, że poświęcasz swoją energię, uwagę, pracę emocjonalną na pracę opiekuńczą, żeby dziecko nie płakało, nie przeszkadzało innym. Na przykład karmisz przez półtorej godziny, żeby je zatkać. Żeby nikt ci nie powiedział, że nie dajesz rady. Po tym wszystkim nie wiedziałam, jak się nazywam. Ale miałam do wyboru to albo zostać w domu z dzieckiem. Tego nie chciałam. Miałam kilka rzeczy do zrobienia.

Twój sen o tym, żeby pisać, tworzyć, zaczął się, paradoksalnie, realizować dopiero po tym, jak pojawił się Twój syn.

Tak. Ja zawsze pisałam, ale dla siebie. Wiersze. One jednak były taką wysoką autoekspresją artystyczną, natomiast nie pisałam ani nie tworzyłam po to, żeby wydać książkę czy robić coś na rzecz swojej tożsamości pisarskiej. Zaczęłam pisać, kiedy Bruno miał trzy lata i poszedł do przedszkola. Dostałam stałą kolumnę w nieistniejącym już „Życiu Warszawy”, gdzie opisywałam miejsca przyjazne dzieciom, chwilę później założyłam Fundację MaMa, zaczęłam pracować w Fundacji Feminoteka, a w 2007 roku zaczęłam pisać swoją książkę. Byłam pracowita, tworzyłam poza pracą, którą miałam na szczęście w elastycznych godzinach.

Pamiętam, że jak lekarka powiedziała mi na USG, że będę miała syna, to byłam smutna przez długi czas. Bałam się, że nie będę wiedziała, co z tym zrobić. Byłam jedynaczką wychowywaną przez samodzielną matkę i strasznie chciałam mieć córkę.

Też się bałam. Chodząc na _gender studies_, jak jeszcze nie byłam w ciąży, miałam referat u Katarzyny Miller, psycholożki, o strachach. I ja miałam strach przed synem. Kiedy dowiedziałam się na USG, że to będzie syn, to napisałam do niej SMS-a: „Kasiu, nie uwierzysz”. Ja się po prostu bałam, że nie będę wiedziała. Środowisko feministyczne, wszędzie same kobiety. Bałam się, że go skrzywdzę, nie będę umiała pochylić się nad jego potrzebami, nie zaczaję jego doświadczenia. Dopiero potem odkryłam wielką tajemnicę macierzyństwa: że to naprawdę nie ma znaczenia.

Dla dziewczyn z mojego środowiska Emancypunx czy Radykalne Cheerleaderki to był czad. Zdarzało się, że przychodziłaś po syna do przedszkola, a panie dziwnie się na Ciebie patrzyły?

Cały czas mi się to zdarza. Mój syn od urodzenia nie je mięsa, jest niechrzczony, ma matkę, jaką ma. To wymagało dodatkowej energii, przynoszenia do państwowych przedszkola i żłobka substytutów. Ale on sobie to ograł społecznie, jest tym innym, który się wyróżnia. Jako jedyny w przedszkolu nie jadł tak jak reszta? To wszyscy chcieli mieć tak jak on. Przychodziłam po niego we wczesnej podstawówce z różowymi włosami. To były czasy wielkich sukcesów lalek Monster High i książek o nich, jedna z bohaterek miała włosy z różową wsuwką. Dziewczynki na mój widok piszczały: „O Jezu, mama Brunona!”. Myślę, że część rodziców miała ze mną problemy, zwłaszcza jeżeli nie zgadzali się z moimi poglądami, ale byłam w trójce klasowej, załatwiałam. Jak to powiedziała moja profesorka, pochylając się nad wózkiem, kiedy po raz pierwszy zobaczyła Brunona: „Mamy się nie wybiera”.

Czy Twoją bibliografię można by w pewnym sensie potraktować jako rodzaj zapisu biograficznego? Twoje książki są o Tobie?

Jeśli mówimy o wszystkich moich książkach, nie dzieląc ich na opowiadania, felietony, książki dla dzieci czy naukowe, to rzeczywiście jest tak, że one jakoś tworzą obraz mnie i moich zainteresowań. Są to historie kobiet, ale też herstoria kobiet, ich przeszłość. Tematy, nazwijmy je ogólnie, wojenne – głównie Zagłada, ale też powstanie, zwłaszcza w tych pierwszych książkach. Tematy dotyczące moralnych wyborów, nieoczywistych problemów. No i dużo groteski, wiadomo. To tak naprawdę jest temat główny, który przyszpila różne poboczne. Natomiast jeśli zobaczymy oddzielne książki, typu _Warszawa kobiet_, gdzie w całości poświęcam się herstorii, czy _Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek_, ale też na przykład zbiór felietonów o macierzyństwie, to też _de facto_ pokazuje jakieś odnogi tego, czym się zajmuję. Z innej półki są moje książki i teksty naukowe, głównie dotyczące antropologii codzienności i literatury.

Wiele Twoich tekstów ma charakter edukacyjny, a przecież funkcjonujesz w środowisku, które – o czym pewnie obie wiemy – czasami zapomina, że poza jego bańką też jest świat. Jak się pilnujesz, by nie zapomnieć o tym wszystkim, co jest poza?

_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: