- W empik go
Jak napisać powieść? - ebook
Jak napisać powieść? - ebook
Jak myśleć o powieści, żeby ją wymyślić? Jak przywołać bohatera, który rozwiąże problem czytelnika? Jak wszystko zaplanować – i wreszcie napisać?
Jak napisać powieść? to unikalna na polskim rynku analiza procesu twórczego – jednocześnie fachowa i przystępna. Tu każdy akapit zmusza do przemyśleć i odmiany spojrzenia na pisarskie rzemiosło.
„To jest poradnik pisania, którego potrzebuje każdy początkujący i średniozaawansowany pisarz. Autor zna się na rzeczy, co widać w każdym słowie książki. Wypełniona jest konkretnymi radami, a w tym samym czasie pozwala autorom na swobodną eksplorację swoich możliwości i zachęca do łamania zasad. Wyciągnęłam z książki dużo wartościowej wiedzy, a całości dopełniają interesujące przemyślenia autora na temat literatury, konstrukcji bohaterów i konwencji literackich. Polecam.” - Kinga Rak, literaturoznawczyni, twardaoprawa.pl
„Jak napisać powieść? jeszcze przed wydaniem przydało mi się w prowadzeniu zajęć z kreatywnego pisania. Podręcznik pomaga usystematyzować wiedzę, zachęcić do tworzenia i wreszcie nie tylko zacząć, ale i ukończyć swoje dzieło. Na polskim rynku wydawniczym nie spotkałam się jeszcze z tak brawurowo napisanym poradnikiem pisania. Polecam gorąco!” - Emilia Teofila Nowak, literatka, fabrykadygresji.pl
„To nie jest kolejna książka pt. "pisania nie da się nauczyć". To wręcz instrukcja obsługi, która ujawnia arkana pisania powieści, przydatna zarówno początkującym, jak i doświadczonym twórcom.” - Łukasz Kotkowski, pisarz, redaktor, spidersweb.pl
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-956562-9-3 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
TA KSIĄŻKA NIE JEST DLA SŁABYCH.
TA KSIĄŻKA JEST DLA PISARZY.
Trzymasz w ręku poradnik, który ma skłonić do myślenia. Jeśli się uda – na zawsze odmieni twoją perspektywę na tworzenie literatury.
Nie znajdziesz tu klepania po pleckach, lania wody i pitolenia o dupie Maryny. Nie będę dręczyć cię akademickim językiem czy zawiłymi wywodami – ale mimo to, sam zakres tematów sprawia, że „Jak napisać powieść?” jest pozycją trudną.
Przygotuj się na to, że będziesz wracać do lektury. Niektóre sekcje przeczytasz po kilka razy. Wszytko, co tu znajdziesz, ma ułatwić ci osiągnięcie wyższego wtajemniczenia.
Jeśli oczekujesz wyłącznie potwierdzenia swoich sądów albo nie masz motywacji do uczciwej pracy – szybko odpadniesz.
Jeśli zachowasz otwarty umysł, a jednocześnie będziesz myśleć krytycznie i samodzielnie, wyniesiesz z lektury najwięcej.
Kim jestem i dlaczego się mądrzę?
Dzień dobry, mam na imię Tomek i jestem grafomanem.
Literaci – zwłaszcza ci nadęci – lubią obrzucać się „grafomanią” jak obelgą, ale moim zdaniem nie ma w niej nic uwłaczającego. Wręcz przeciwnie: grafoman kocha pisać. Niekoniecznie rozumie czemu, nie zawsze też ma doniosłą mądrość do przekazania – ale uwielbia obcować z literaturą, zarówno jako twórca, jak i odbiorca. Dla niego napisana opowieść to brama do innych rzeczywistości i do własnego wnętrza. Doświadczenie, które wykracza poza rozum. Tajemnica, którą należy dzielić z innymi.
Można się śmiać z tak naiwnej miłości – w końcu często prowadzi do płodzenia nieprzemyślanych wierszy i kulejących opowiadań. Same chęci nie wystarczą, aby napisać arcydzieło. Ba, do tego w ogóle trzeba wiele wysiłku i nie mogę obiecać, że mój poradnik odblokuje każdą możliwą blokadę. Jedno złudzenie potrafię jednak rozwiać już teraz. Otóż, nikt nie rodzi się dobrym pisarzem. Nawet ci obdarzeni największym talentem muszą go odkryć i oszlifować. Proces jest męczący sam w sobie. A po drodze czekają niezliczone listy odmowne od wydawców, negatywne recenzje, uszczypliwe uwagi, zwątpienie, no i własna arogancja, która każe obrażać się na świat za wszystkie kłody rzucane pod nogi. Do mety docierają tylko wytrwali. Ci, którzy znaleźli siłę do przekraczania swoich granic.
Tej siły nie odkryjesz w chęci zarobku ani w pragnieniu sławy. Z całą pewnością nie zyskasz jej dzięki artystycznym pretensjom. Każda z tych motywacji prowadzi do zawodu. Siłę daje tylko szczera miłość do literatury, czyli ta część ciebie, którą nazbyt często wyśmiewa się jako grafomanię.
I mówi to facet, który od bodaj piętnastu lat utrzymuje się wyłącznie z pisania. Wedle rozsądnych standardów mogę uważać się za profesjonalistę. Wiele razy zaglądałem za kulisy rynku książki, a więc mam też mnóstwo powodów do cynizmu. Byłem dziennikarzem i copywriterem, później piarowcem. Pomagałem tworzyć fabułę i teksty do gier komputerowych. Redagowałem cudze dzieła, a zdarzyło się, że dokończyłem kilka jako ghostwriter. Pisałem dokumentację techniczną i samouczki. Najlepsze pieniądze, jak się okazuje, zarobiłem na tworzeniu materiałów szkoleniowych w języku angielskim. Mam więc na koncie więcej tekstów niż potrafię spamiętać. Od takich, w które wkładałem całe serce, do takich, które trzeba było napisać na kolanie. Od ciekawych i budujących, do wypełniaczy gazetowej pustki.
Najwięcej kłopotu zawsze sprawiało mi tworzenie literatury, zwłaszcza że od niej zacząłem i bardzo szybko dostałem po głowie, jak zresztą na grafomana przystało. To wczesne doświadczenie zaszczepiło przesadny perfekcjonizm, który blokował mnie przez wiele, wiele lat. Z drugiej jednak strony, właśnie z powodu perfekcjonizmu szukałem odpowiedzi na pytanie „jak napisać dobrą książkę”. Prosiłem o porady, słuchałem opinii ludzi mądrzejszych ode mnie. Ale przede wszystkim starałem się rozważać sprawę samodzielnie. Przeprowadziłem też całkiem sporo eksperymentów literackich, które nie nadają się do publikacji – ale dzięki którym nauczyłem się najwięcej.
Po tym wszystkim mogę powiedzieć z całą pewnością: perfekcjonizm nie jest receptą na grafomanię. Perfekcjonizm to po prostu strach przed krytyką. Niczego nie rozwiązuje, nie dodaje sił – wprowadza tylko swoją porcję komplikacji.
Na grafomanię nie ma lekarstwa, może poza takim, że przestajesz pisać w ogóle.
Istnieją jednak lekarstwa na twórczą niemoc, na strach, na koślawe pióro, na słabą fabułę czy na marne dialogi. Człowiek, który chce pisać lepiej, potrzebuje właśnie takich porad – konkretnych, rozwojowych i życzliwych. Mam wrażenie, że w Polsce niełatwo o taką wiedzę, zwłaszcza jeśli miałaby być podana uczciwie. Na pewnym podstawowym poziomie jest dostępna, owszem. Chodzi o rzeczy, które powinien umieć średniej klasy redaktor. Ale kiedy przychodzi do problemów typowo pisarskich – do wiedzy, która wymaga perspektywy twórcy – nagle widać braki.
Właśnie dlatego w 2013 roku założyłem „Spisek Pisarzy”; blog, na którym można otwarcie porozmawiać na powyższe tematy, i gdzie staram się propagować pisarską wiedzę najwyższej jakości. Z tego samego powodu przedstawiam ci ten oto poradnik. Każdy literat jest w głębi duszy grafomanem, więc nie dzielimy się na tych uzdolnionych i tych, którzy powinni dać sobie spokój już na starcie. Dzielimy się na tych, którzy wytrwali, i na tych, którzy ciągle mają sporo do nauki. Na tych, którzy rozbili bank, i na tych, którzy dopiero mierzą się do skoku.
Tę książkę napisałem dla każdej z tych grup. Niezależnie od tego, jak dobrze piszesz, znajdziesz tu coś dla siebie.
O czym jest ten poradnik?
Książka, którą trzymasz w rękach, powstała jako odpowiedź na liczne pytania i problemy kierowane do Spisku Pisarzy. Takie jak:
– Mam pomysł i nie wiem, co dalej?
– W środku pracy zorientowałem się, że moja powieść nie ma sensu. Co teraz?
– Pierwsze kilka rozdziałów powstało szybko, ale im dalej, tym mniej to wszystko czuję. Co zrobić?
– Niby znam swoich bohaterów, ale i tak zachowują się niekonsekwentnie. Jak ich ustawić do pionu?
– Napisałem wszystko i jest OK, z jednym wyjątkiem: wyszło nudne jak flaki z olejem. Pomocy?
– Nie potrafię skończyć powieści. Straciłem zapał i już sam nie rozumiem, o co mi chodziło na początku. Co robić?
Wszystko to problemy wynikające z tego, czy dobrze – i czy w ogóle – rozumiesz swoją opowieść. O czym chcesz poprzez nią powiedzieć, a o czym wychodzi samo z siebie? Jaką przemianę ma przejść główny bohater? W jakim tempie ma rozwijać się fabuła i w którym miejscu najlepiej podbić napięcie? Wbrew pozorom, odpowiedzi na te pytania nie są jakąś tajemną wiedzą, którą za każdym razem należy wymyślać po swojemu, bo inaczej nie będzie mieć sensu. Przed nami przyszło wielu twórców, którzy sprawdzili większość zakamarków i ze swoich obserwacji wyciągnęli sensowne wnioski. Na tej podstawie da się stworzyć pewien kanon reguł pisarskich, zbiór narzędzi rzemieślniczych, które pomogą zaprowadzić porządek w naszym myśleniu o opowieści.
To oczywiście nie znaczy, że w tematach, które poruszam, nie zostało już nic do dodania – albo że schodząc z proponowanej przeze mnie ścieżki popełnisz grzech śmiertelny. Przeciwnie, zachęcam do kwestionowania tych porad, do eksperymentowania z nimi i wbrew nim. Jedyne, czego nie chcę, to żebyśmy marnowali czas na ponowne odkrywanie koła. Bo w chwili, gdy to piszę, mamy w Polsce naprawdę skromny zasób wiedzy o:
– prowadzeniu osi przemiany bohatera;
– naturze podstawowego konfliktu opowieści;
– rzeczywistej relacji między protagonistą i antagonistą.
A wydaje się, że to wszystko – do diaska! – podstawy, bez których pisarz musi działać po omacku. Albo mu intuicja podpowie skuteczne rozwiązania, albo nie. Nawet tak prosty temat jak struktura fabularna, czyli seria faz, przez które przechodzi praktycznie każda opowieść, jest u nas traktowany okrężnie i jakby ze wstydem. Dlaczego? Przecież nieświadomość schematów nie przysporzy nikomu oryginalności. Wręcz przeciwnie.
Poradnik powstał więc po to, aby ułatwić ci zrozumienie swojej własnej opowieści, najlepiej zanim jeszcze powstanie, a idealnie – już na etapie doskonalenia pomysłu. Dobrze ją rozumiejąc, możesz świadomie kształtować jej przesłanie, zamiast liczyć na „zobaczę po fakcie, o czym wyszła”. Bardzo szybko zorientujesz się też, czy czekają cię trudne momenty, a może nawet gdzie dokładnie wypadną. W związku z tym, jeśli historia jest ponad twoje siły, dowiesz się tego na początku prac, a nie po pół roku intensywnego pisania. Natomiast jeśli rzeczywiście możesz ją napisać, tworzenie dobrze przemyślanej opowieści będzie prostsze i przebiegnie bez ciągłych zwątpień.
Zasadniczo wszyscy lubimy porządek. Wprawdzie jako twórcy mamy wyższą tolerancję dla chaosu, ale tak czy owak – porządek również i nam służy. Dlatego opowieść będę traktować jak złożony system, składający się z niezależnych podsystemów. Brzmi to technicznie i nazbyt rozumowo, ale zapewniam, że ostatecznie jest intuicyjne. Podobną perspektywą jest postrzeganie opowieści jako symfonii, która jest samodzielnym zjawiskiem, ale jednocześnie składa się z wątków muzycznych, a jeszcze niżej z dźwięków. Jeden wątek możesz odizolować od reszty. Każdy instrument gra przecież swoją linię, a nie linię wszystkich. Ale zebrane razem wątki tworzą nową jakość. To, czy usłyszysz harmonię czy kakofonię, zależy od tego, jak dobrze ze sobą współgrają.
Dlatego w dalszej części poradnika najpierw zajmę się przedstawieniem podsystemów opowieści, czyli na przykład bohaterów i ich wzajemnych relacji, a później – pokazaniem sprawdzonych sposobów na to, jak te podsystemy połączyć razem i w zgrabny sposób rozwinąć. Bez obaw, to wszystko brzmi na trudniejsze, niż jest.
CZY TA KSIĄŻKA JEST O PLANOWANIU POWIEŚCI?
Kiedy zaczniesz się zastanawiać nad swoim pomysłem, dojdziesz do wniosku, że warto to wszystko gdzieś zanotować. A od luźnych notatek do planu opowieści droga niedaleka.
Gdy mowa o planowaniu przyszłej książki, zwykle na myśl przychodzą stosy notatek, albo mapki świata rozrysowane na wielkich arkuszach papieru i zawieszone na ścianie, lub inne tego typu rzeczy. Laikom często się wydaje, że plan powieści musi być bardzo szczegółowy; najlepiej jeśli od początku obejmuje każde wydarzenie, najdrobniejszy zwrot akcji.
Z całą pewnością dzięki drobiazgowym planom można coś osiągnąć. Dla większości adeptów pióra to podejście będzie jednak przytłaczające – im pasują plany elastyczne, złożone z najważniejszych zdarzeń, ale pozostawiające wiele miejsca na spontaniczność. Istnieją też tacy pisarze, którzy muszą najpierw ruszyć bez przygotowania, rozpisać się, zakochać w książce, zanim będą gotowi do myślenia o przyszłości. Mamy różne temperamenty.
Właśnie dlatego nie zamierzam forsować konkretnej metody budowania planu. Przytłaczająca większość tej książki to neutralna wiedza – na co zwracać uwagę, jak prowadzić wydarzenia, żeby nie było nudno. Na koniec podaję tylko kilka przykładowych sposobów, jak zabrać się do tematu planowania.
Pamiętaj jednak, że ta książka jest równie przydatna, gdy nie zamierzasz planować swoich opowieści. Jeśli piszesz „na żywioł”, i taki sposób cię w pełni zadowala, to świetna wiadomość. Informacje, które przekazuję, pomogą ci zwłaszcza w początkowej i końcowej fazie pisania, czyli odpowiednio: gdy pomysł musi wyłonić się z chaosu i gdy gotowy tekst trzeba doszlifować.
Jeśli jednak nigdy nie zdarzyło ci się planować własnych opowieści, a tworząc spontanicznie, w końcu docierasz do muru – czytaj uważnie, bo dosłownie wszystko napisałem dla ciebie.
DLACZEGO PRZEDSTAWIAM SPRAWY TAK, A NIE INACZEJ?
W trakcie lektury zauważysz, że choć staram się objąć jak najwięcej podejść i perspektyw, ostatecznie nie silę się na obiektywność. Mam własne zdanie. Wartościuję. Warto, żebym wyjaśnił pozycję, z której docieram do swoich sądów.
Otóż: jestem praktykiem pisania. Dla mnie fundamentalną kwestią zawsze był odbiór tekstu przez czytelników. Czy dobrze się czyta? Czy da się zrozumieć? Czy dowcipy śmieszą, a wyciskacze łez rzeczywiście je wyciskają? W przypadku artykułów albo wpisów na blogu sprawa jest jasna – chodzi o efekt komunikacyjny. Odbiorca ma pojąć moją myśl. Wszystko się komplikuje, gdy przechodzimy do literatury. Tutaj chodzi przede wszystkim o doświadczanie – o przeżycia czytelnika w trakcie lektury.
Każdy z nas jest inny, więc różnie odbieramy książki. Faktyczne znaczenie dzieła literackiego powstaje na styku tekstu i czytelnika – nie wcześniej; nie w głowie autora. Najlepiej więc już od początku mieć świadomość, że odbiorcami nie da się sterować, nawrócić na poglądy pisarza, ani zapędzić podstępem do ideologicznej zagrody. Jeśli spróbujesz którejś z tych rzeczy, na każdego czytelnika, który da się ograć, trafisz pięciu, którzy cię wyśmieją.
Znaczenie dzieła literackiego powstaje na styku tekstu i czytelnika – nie wcześniej; nie w głowie autora
I to jest pierwsza rzecz, o której warto pamiętać: o szacunku dla indywidualności. Jeśli będziesz pisać w sposób otwarty, pozwalając odbiorcy na wyciąganie własnych wniosków, twoja proza tylko na tym zyska.
Druga rzecz do zapamiętania: nawet jeśli różnimy się w odbiorze, tak naprawdę oczekujemy od książki tych samych rzeczy. Dwóch, żeby być precyzyjnym – transcendencji i transformacji. Brzmi to wzniośle, ale dotyczy doświadczeń każdego z nas.
Transcendencja spotyka czytelnika wtedy, gdy ten porzuca siebie i przenosi uwagę w świat opowieści. Staje się świadkiem wydarzeń, tak jakby rzeczywiście rozgrywały się przed jego oczami, tu i teraz. Nawet więcej, zaczyna kibicować bohaterom, a może nawet identyfikuje się z nimi. To dzięki tej skłonności książka jako medium ma sens. Inaczej pozostałaby tylko słowami.
Transformacja to coś, w czym czytelnik orientuje się dopiero po lekturze. Jeśli książka rezonowała z nim szczególnie mocno, przemiana może oznaczać nowy ogląd na świat. Jeśli nie, przyjmuje formę przejściowego stanu umysłu, który może lecz nie musi skłaniać do dalszych rozmyśleń. Klasycznym przykładem jest spokój uzyskany po przeżyciu katharsis. Bardziej banalnym przypadkiem jest „żałoba” po zamknięciu opowieści – bohaterowie pokazali nam coś o nas samych, a więc zżyliśmy się z nimi, a teraz już nigdy ich nie spotkamy. Przy czym transformacja czytelnika nie musi być doniosła. Jeśli po przeczytaniu humoreski mamy lepsze samopoczucie, cel również został osiągnięty.
Dlaczego o tym piszę? Cóż, musisz dostarczyć amunicji na obu frontach. Transcendencja to aspekt związany z przystępnością, z tym, że fabuła wydaje się ciekawa i angażująca, dialogi pokazują iskrzenie pomiędzy postaciami, a opisy pogody i przyrody faktycznie wzbogacają doświadczenie czytelnika. Transformacja natomiast – to alchemia, którą oferujesz odbiorcy. Okazja do konfrontacji z czymś nowym i zaskakującym. Czyli: powód, aby się lekturą przejąć. Transcendencja bez alchemii to recepta na szybkie czytadło, które zaraz zostanie zapomniane. Transformacja bez zaangażowania czytelnika to droga do powieści męczącej i pretensjonalnej.
W dalszej części podręcznika raczej nie będę wracać do tych terminów, ale – jak sądzę – dobrze pokazują one pozycję, z jakiej rozważam proces twórczy. No i odpowiadają na pytanie „dlaczego akurat tak?”.
Dlaczego uważam, że każda opowieść powinna zakładać obecność protagonisty i (jakkolwiek rozumianego) antagonisty? Ponieważ transformację najlepiej zaoferować czytelnikowi poprzez wehikuł. Czyli poprzez identyfikację z bohaterem głównym, który mierzy się z przytłaczającymi problemami, a przezwycięża je tylko dlatego, że zdolny jest do odmienienia siebie. Bez antagonisty ta potyczka nie rozegra się na poziomie osobowym. Bez antagonistycznej siły w ogóle – problem wyda się abstrakcyjny i odległy.
Dlaczego zakładam, że jednym z fundamentów opowieści powinien być konflikt między prawdą i kłamstwem? Ponieważ transformacja – nawet jeśli jest negatywna – zakłada przejście z jednego stanu w drugi. I to nie są równoważne stany, które można sobie dowolnie wymieniać. Jeden z nich bohatera osłabia, drugi daje mu siłę. Jeden oznacza życie złudzeniami, drugi oferuje skuteczność.
Dlaczego proponuję określony wzorzec struktury fabularnej? Bynajmniej nie dlatego, żeby każda opowieść była taka sama i robiona od sztancy. Jeśli zależy ci na utrzymaniu zaangażowania odbiorców, musisz dbać o właściwe tempo i odpowiednie napięcie, a nie da się ich zrozumieć bez zrozumienia faz, przez które powieść powinna przejść.
Dlaczego masz się w ogóle trudzić z budowaniem tego bogatego, wielopoziomowego doświadczenia dla czytelnika? Dlatego, że każdy odbierze twoją opowieść inaczej, a im więcej zaoferujesz, tym więcej czytelnicy otrzymają punktów zaczepienia.
Te trzy punkty orientacyjne – transcendencja, transformacja i otwartość – bardzo pomagają w zachowaniu właściwych proporcji w prozie. Pamiętaj, że czytelnik ma własny rozum, więc podchodź do niego z szacunkiem. Oferuj, zamiast tłumaczyć. Pamiętaj też, że przyszedł do ciebie nie tylko po mądrość, ale i po rozrywkę. Zaproś więc go do innego świata, który odmalujesz jak najbardziej przekonująco. No i wreszcie: pamiętaj, że wszyscy czytamy, aby przeżyć coś więcej, niż jest nam dane w realu. A najsilniejsze przeżycia to te, które nas odmieniają.O czym piszesz?
Założę się, że pomysł na książkę przychodzi do ciebie jako rodzaj wizji – wizji bohatera, wizji świata, wizji zdarzenia lub dialogu. Możesz chwycić ten jeden element, ziarno opowieści, i pociągnąć ku sobie. Wtedy za jedną wizją nadejdzie następna, a pomysł zacznie się rozwijać niczym fraktal – nowy detal zaprosi kilka kolejnych.
Oczywiście to nie musi być dosłownie wizja. Sam otrzymywałem pomysły, które zaczynały się od dźwięków, przeczuć, albo wrażeń, jakich naprawdę nie potrafię opisać (a potrafię opisać wiele). Myślę jednak, że wiesz, o co mi chodzi. Też to wszystko do ciebie przychodzi i właśnie dlatego piszesz, lub przynajmniej poważnie zastanawiasz się nad pisaniem. Gdyby było inaczej, zamiast szukać pomocy w rozwoju, nawiedzałbyś spotkania autorskie z nieśmiertelnym pytaniem „skąd pan bierze pomysły”.
Ten proces przyjmowania i doskonalenia wizji jest bardzo intuicyjny. Najlepsze, co można zrobić, to nie przeszkadzać. Kiedy wizje nadejdą, podążaj za nimi; wydobądź z nich tyle inspiracji, ile potrafisz.
Kłopot pojawić się może dopiero, gdy zechcesz przekuć inspirację w faktyczną opowieść – w słowa na kartce. Zasadniczo w tym momencie masz dwie opcje. Albo idziesz „na spontan”, czyli stawiasz pierwsze zdanie, nie zastanawiając się nad nim przesadnie (byle było), a później rozpisujesz się, i rozpisujesz, dopóki nie trafisz na opór. Albo – druga droga – starasz się od razu ubrać pomysł w jakąś strukturę. Typu: mój bohater wygląda tak i tak, ma takie i owakie cechy charakteru, lubi to, a nie lubi tamtego, zajmuje pozycję społeczną, w coś wierzy i ma poglądy na politykę. Tak zorganizowany materiał posłuży później jako podstawa do metodycznego spisywania rozdziału za rozdziałem.
Oba podejścia są w porządku – to znaczy, każde odpowiada jakiemuś temperamentowi. Kłopot, który zapowiedziałem, polega na tym, że żadne nie gwarantuje sukcesu. Wręcz bardzo łatwo pogubić się i w jednym, i w drugim. Spisując notatki i robiąc plany można ugrzęznąć w czystej buchalterii tego, kto jaki ma kolor oczu, co bynajmniej nie pomaga w ogarnięciu całości. Natomiast idąc na żywioł, ryzykujesz, że zaczniesz pisanie z jednym przesłaniem w głowie, a skończysz z zupełnie innym. Zorientujesz się w tym dopiero po uwadze redaktora, że powieści brakuje skupienia lub w ogóle sensu.
Co zrobić, żeby ułatwić sobie życie i zmniejszyć ryzyko takich problemów?
Moja propozycja brzmi tak: zanim zabierzesz się do pisania, zastanów się, dlaczego w ogóle chcesz przekazać akurat tę opowieść. Co, nie masz innych pomysłów? W to nie wierzę. Więc dlaczego ten tak bardzo przykuwa twoją uwagę? Dlaczego wart jest pół roku, roku, dwóch lat pracy?
Kiedy już znajdziesz powód, dasz radę przekuć go w bardziej namacalne pojęcia: motyw przewodni, oś konfliktu, kłamstwo, w które bohater wierzy, i prawda, którą musi odkryć. To są konkretne manifestacje – w ramach opowieści – odpowiedzi na pytanie „po co ja o tym piszę?”. Wrócimy do nich już za moment. Na razie rozważ przynajmniej te kwestie:
1. Co ciągnie cię właśnie do tego pomysłu? Co ta wizja w tobie budzi? W jakie wewnętrzne światy cię prowadzi? Jakie emocje się z tym wiążą? I gdy mówię o emocjach, radzę sięgnąć głębiej niż fascynacja, tudzież nadzieja na udaną książkę. Zwłaszcza że tam, gdzie wędrujesz, poprowadzisz też czytelnika.
2. Co jest w tym pomyśle dla innych? Nie chodzi o wartość rozrywkową czy o potencjał sprzedażowy. To kwestie, które zależą bardziej od wykonania. Poza tym: za wcześnie, by je na poważnie rozważać. Zastanów się, czego twój czytelnik mógłby dowiedzieć się o sobie poprzez zetknięcie z pomyłem. Co chcesz mu uświadomić? Co z tego wynika dla człowieka żyjącego tu i teraz?
3. Co ten pomysł ma w sobie? Kiedy wizja już nabierze kształtu, możesz zaryzykować krok wstecz i spojrzeć bardziej analitycznie. Z czym tak naprawdę masz do czynienia? Jakie opowieści możesz z tego zrobić? No i – do czego to jest podobne? W tej ostatniej kwestii: nie bój się ani oryginalności, ani inspiracji cudzymi dziełami. Jako twórca potrzebujesz świadomości, skąd, co i jak – bo ułatwi ci to pracę. Ale rozważania z cyklu „to jest zbyt/za mało oryginalne” na tym etapie są zbędne. Jeśli rzeczywiście czujesz dany pomysł, to znaczy, że masz coś do powiedzenia. Nawet jeśli literaci dyskutują na ten temat od tysiącleci i nawet jeśli nikomu twój pomysł nie przyszedł jeszcze do głowy.
To nie jest obowiązkowa seria pytań – ani tym bardziej zamknięty zbiór kwestii do rozważenia! Zastanowienie się przynajmniej nad tymi trzema wprowadzi jednak porządek w to, jak rozumiesz pomysł na książkę. A porządek to coś, czego na wstępnych etapach brakuje.
Oczywiście, jeśli z jakiegoś powodu poczujesz, że ta struktura oddala cię od oryginalnej intencji, albo wręcz że pomysł się rozmywa – ucieknij z niej. Daj się ponieść intuicji tam, gdzie chce cię ponieść. Może nawet rozpisz się, bez dalszych dywagacji; stwórz pierwszy rozdział. Zobaczysz, jak idzie. Nawet jeśli w wyniku takiej próby wyrzucisz tekst do kosza, dowiesz się przynajmniej, w którą stronę nie chcesz zmierzać.
Pamiętaj, że celem tego etapu jest osiągnięcie dobrego zrozumienia twojego pomysłu na opowieść. Tylko i aż tyle. Moim zdaniem, lepiej to załatwić jak najwcześniej. Ale jeśli w natchnieniu napiszesz już pół książki i wrócisz do podstaw dopiero po trafieniu na mur – to też nie tragedia. Zawsze jednak staraj się podejść do sprawy z otwartością i uczciwością wobec siebie. Otwartość wobec pomysłu oznacza trzymanie wewnętrznego krytyka na wodzy. Możesz mieć mnóstwo idei, które twoja krytyczna strona określi jako zbyt dziwne, tym samym blokując ci drogę. No i z drugiej strony, uczciwość oznacza spojrzenie pozbawione cynizmu i chciejstwa. Nie myśl o tym, czy to się sprzeda. Nie myśl o tym, że są rozwiązania, które możesz zgapić. Skup się na tym, co faktycznie chcesz powiedzieć i dlaczego.
Kiedy uznasz, że pomysł zapuścił już korzenie – i że faktycznie będzie ci się chciało o nim pisać – możemy ruszyć dalej, do wydobywania motywów oraz osi konfliktu.
Od czego zacząć?
Inaczej mówiąc: co jest najważniejsze w pomyśle? To znaczy, co cię najszybciej wprowadza w opowieść lub w jej klimat?
Bardzo często takim przewodnikiem jest bohater. Jeśli czujesz, że tak jest, zapisz wszystko, co kojarzy ci się z postacią lub jej sytuacją. Nie musisz robić tego w jakiś szczególnie uporządkowany sposób. Ważne, żeby rozruszać wyobraźnię. I żeby coś zaczęło się pojawiać na papierze lub ekranie.
Kiedy spiszesz te luźne uwagi i pomysły, zyskasz już coś – jakąś listę lub historyjkę – którą da się rozwinąć. W dalszej części poradnika znajdziesz sekcję o tworzeniu bohaterów, a w niej więcej uwag o tym, jak uczynić ich ciekawymi i godnymi wiary. Na razie wystarczy że poprowadzą cię w głąb opowieści; nie muszą być oni na tym etapie doskonale spójni.
Bardzo możliwe, że zamiast bohaterów wymyślisz najpierw pewną sytuację, którą warto opisać. Oczywiście nie obejdzie się bez wymyślenia postaci, które to zdarzenie odegrają. Ale – rozważanie pomysłu zacznij właśnie od sytuacji. Stwórz krótką historyjkę na ten temat, albo wyraź wszystko poprzez dialog.
Od czego zacząć? Zawsze od tego, co cię najbardziej intryguje w pomyśle.
Jeśli zaczynasz od pomysłu na świat, spróbuj wejść w opowieść tą właśnie drogą. Co najbardziej de-finiuje rzeczywistość z twojej książki? Specyficzna technologia? Ciekawy system magii? Relacje socjoekonomiczne? Kiedy to sobie wyobrazisz i zapiszesz w luźnych punktach, łatwiej będzie wyciągnąć z tych informacji bohaterów, a później wywnioskować ich perypetie. Jeśli to świat ciekawi cię najbardziej i to właśnie o nim chcesz opowiedzieć, losy bohaterów muszą być przecież przykładami prawd istotnych dla danej rzeczywistości.
Krótko mówiąc, pracę nad powieścią zacznij od tego, co cię najbardziej intryguje w pomyśle. Wykorzystaj to, że myśląc o czymś, czujesz ekscytację. Idąc za tym przyciąganiem, zyskasz najwięcej.
Jak rozpoznać dobry pomysł?
Najprościej iść za własnym kompasem. Gdy chcesz coś napisać, zrób to. Nie przejmuj się rynkiem. Nie przejmuj się mędrkami z internetu. Nie przejmuj się nawet osobistą oceną własnych umiejętności. Jeśli napiszesz kiepską książkę, zawsze można ją włożyć do szuflady i być może odratować po latach. Nawet jeśli porzucisz opowieść w połowie, przynajmniej nauczysz się czegoś na nieudanej próbie. Ale jeśli w ogóle nie podejmiesz wyzwania, nie otrzymasz nic. Czas i tak na czymś ci minie, a pisarza jak nie było, tak nie będzie.
Pytanie „czy ten pomysł jest dobry?” ma sens dopiero wtedy, gdy masz tych pomysłów kilka, jeszcze nad żadnym nie pracujesz i chcesz wybrać najlepiej rokujący. W takim wypadku mam dla ciebie kilka wskazówek.
Po pierwsze, ciągle najważniejsza jest twoja osobista relacja z danym tematem. Jeśli cię kręci, to wszystko, czego trzeba. Oto więc pierwsze kryterium: z którą wizją najbardziej chcesz obcować? Przecież wejdziesz w nią na cały okres pracy przy książce, czyli w większości przypadków – na rok lub więcej. Jakby tego było mało, aby słowa znalazły drogę na papier, muszą najpierw przejść przez ciebie. Im bardziej intymną masz z nimi więź, tym lepiej.
Idąc dalej, zastanów się, co dany pomysł może dać lub uświadomić innym? To znaczy, w jaki sposób się do nich odnosi? Czy tu też widzisz jakąś relację lub jej potencjał? Jako przykład lubię podawać sagę o Greyu. E.L. James ewidentnie zaczęła ją pisać z wewnętrznej potrzeby, a nie dlatego, że liczyła na wielki sukces komercyjny – bo tego nikt się nie spodziewał. Sukces przyszedł, ponieważ jej erotyki ujawniły to, co wcześniej było ukryte, w jakimś stopniu nieświadome, ale co jednocześnie okazało się powszechne. Krótko mówiąc, fantazje James nie były tylko jej fantazjami. Jeśli czujesz, że dotykasz czegoś takiego – jakiegoś nurtu zbiorowej świadomości – chwytaj i korzystaj. Z takimi pomysłami nie warto się guzdrać, bo w końcu objawiają się też innym twórcom.
No i wreszcie, zastanów się, czy ta przyszła książka będzie dla ciebie wyzwaniem. Jeśli tak, to bardzo dobry znak. Z łatwym tematem uporasz się szybciej, owszem, ale tylko trudny zmusi cię do pracy na najwyższych obrotach. Konieczność mobilizacji lepiej rokuje dla jakości książki.
Wybierając spomiędzy pomysłów, możesz też bawić się w rozważania nad ich potencjałem rynkowym. Opłaca się to jednak dopiero wtedy, gdy masz już kilka książek, które zaskarbiły ci wdzięczność określonej grupy odbiorców. Znając swoich czytelników, możesz stwierdzić, co im się spodoba, a co nie. Jeśli nie jesteś jeszcze na tym etapie kariery, na wróżeniu z rynku zmarnujesz tylko czas. Nawet gorzej: naiwne przekonanie, że coś się sprzeda, a coś innego nie ma szans, doprowadzi cię do odrzucenia wartościowych pomysłów. Nikt tak naprawdę nie wie, co się sprzeda, a dopiero po fakcie wszyscy mają się za proroków. Słuchając takich głosów i idąc wiernie ich drogą, będziesz wiecznie w cieniu cudzego sukcesu.