Jak przetrwać w średniowiecznej Anglii - ebook
Jak przetrwać w średniowiecznej Anglii - ebook
Oto niezwykły przewodnik po epoce tak odległej, że życie codzienne przypomina szkołę przetrwania! Czy jesteś gotowy na dietę złożoną z gotowanego boczku, chleba i grochu, konieczność zapuszczenia wzbudzającej zaufanie brody i publiczne pocałunki z innymi mężczyznami na znak pokoju?
Czy odnajdziesz się w świecie, w którym kobiecie nie wolno wzruszać ramionami, kąpiel raz na tydzień i codzienne czesanie włosów są dowodem próżności?
Poznaj epokę, w której zarazę powodowało niekorzystne ustawienie planet, próchnicę leczono za pomocą opium, bogaci płacili biedocie za pojawienie się na pogrzebie, a lordowie w imię mody potykali się o czubki własnych butów. Witaj w czasach, gdzie siedmiolatek za kradzież trafi na szubienicę, porządnego fachowca nie stać na marmoladę, a z ludźmi z wyższych sfer najprędzej dogadasz się… po francusku.
Nadal marzysz o podróżach w czasie? Jeśli tak, zapraszamy do lektury niezwykłej książki, dzięki której poznasz prawdziwe średniowiecze. Przekonaj się, czy dasz radę przeżyć w XIV-wiecznej Anglii!
Spis treści
Podziękowania
Wstęp. Witaj w średniowiecznej Anglii
1. Krajobraz
2. Ludność
3. Średniowieczny charakter
4. Informacje podstawowe
5. Ubiór
6. Podróżowanie
7. Gdzie się zatrzymać
8. Co jeść i pić
9. Zdrowie i higiena
10. Prawo
11. Czas wolny
Envoi
Pełne tytuły dzieł wymienionych w przypisach
Źródła ilustracji
Ilustracje
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66625-43-3 |
Rozmiar pliku: | 10 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pragnę podziękować swoim redaktorom, Willowi Sulkinowi i Jörgowi Hensgenowi, oraz ich współpracownikom z Random House za pomoc w realizacji tego pomysłu, a także mojemu agentowi Jimmowi Gillowi za mądre rady. Jestem ogromnie wdzięczny Kathryn Warner za recenzję wstępnej wersji książki oraz wszystkim, którzy zapewniali mi nocleg podczas licznych podróży związanych ze zbieraniem materiałów, a byli to: Zak Reddan i Mary Fawcett, Jay Hammond, Judy Mortimer oraz Robert i Julie Mortimerowie. Za celne sugestie udzielane w trakcie redagowania tekstu wdzięczny jestem Peterowi McAdiemu i Anne Wegner.
Najwięcej jednak zawdzięczam mojej żonie Sophie. Po raz pierwszy spotkaliśmy się w styczniu 1995 roku, by porozmawiać o tej książce. Jestem ogromnie wdzięczny Sophie za to, że zachęciła mnie do pisania, a także za to, że jakiś czas później wyszła za mnie za mąż. Doczekaliśmy się trojga dzieci: Alexandra, Elizabeth i Olivera. Im także jestem wdzięczny – za to, że nauczyły mnie na temat życia w każdej epoce tego, czego nie można nauczyć się z książek.
Moretonhampstead, Devon
9 marca 2008Wstęp
Witaj w średniowiecznej Anglii
Jakie obrazy wyczarowuje w twoim umyśle słowo „średniowieczny”? Czy są to rycerze i zamki? Mnisi i opactwa? Wielkie lasy, w których żyją wyjęci spod prawa zbójcy? Te popularne wizje niewiele mówią o tym, jak wyglądało życie większości społeczeństwa. Wyobraź sobie, że możesz podróżować w czasie i właśnie przeniosłeś się do XIV wieku. Jest letni poranek, a ty stoisz na drodze gruntowej w centrum Londynu. Służąca otwiera okiennice i zaczyna trzepać koc. Pies strzegący koni jucznych szczeka. Kupcy nawołują ze swoich straganów. Dwie kumoszki plotkują: jedna osłania oczy od słońca, druga trzyma w rękach kosz. Drewniane belki domów wysuwają się ponad ulicę. Ręcznie malowane szyldy nad drzwiami informują, co można kupić w sklepach na dole. Nagle w pobliżu straganów złodziej wyrywa kupcowi sakiewkę, a ten z krzykiem rusza za nim. Wszyscy obserwują pościg. Stoisz pośród całego tego zamętu i zastanawiasz się, gdzie spędzisz najbliższą noc. W co jesteś ubrany? Co będziesz jadł?
Gdy tylko zaczynasz myśleć o przeszłości w czasie teraźniejszym, pojawiają się nowe sposoby pojmowania historii. Sam pomysł podróży do średniowiecza pozwala nam rozważyć przeszłość w szerszym wymiarze – dowiedzieć się więcej o problemach ówczesnych Anglików, ich radościach i wreszcie o nich samych. Podobnie jak w przypadku biografii, przewodnik po minionej epoce daje wgląd w dusze jej mieszkańców. Zamiast oglądać diagramy przedstawiające wielkość plonów albo dochód statystycznej rodziny, możesz na własnej skórze poczuć, jak żyło się ludziom w tamtych czasach. Zrozumieć, dlaczego wykonywali takie czy inne czynności, a nawet dlaczego wierzyli w rzeczy, które dziś uważamy za nieprawdopodobne. Łatwiej ci będzie to pojąć, gdy zobaczysz, że mieszkańcy tamtej epoki byli takimi samymi ludźmi jak ty i często reagowali w sposób, w jaki każdy inny zareagowałby w ich położeniu. Pomysł podróży do średniowiecza pozwoli ci zrozumieć tych ludzi nie tylko w teorii, lecz także ujrzeć kwintesencję ich człowieczeństwa, ich nadziei i obaw, ich powszednich dramatów. Choć do tej pory taki zabieg stosowali głównie autorzy beletrystyki historycznej, nie ma żadnego powodu, by literatura faktu nie mogła przedstawiać materiału w sposób równie bezpośredni i empatyczny. Zastosowanie czasu teraźniejszego zamiast przeszłego nie czyni rzeczywistości mniej rzeczywistą.
Zabieg ten nie jest zresztą całkiem nowy. Od dziesiątków lat historycy architektury odtwarzają wizerunki zamków i klasztorów w takiej formie, jaką miały one w czasach swojej świetności. Podobnie kuratorzy muzealni rekonstruują stare domy i wypełniają ich wnętrza meblami z epoki. Powstają również grupy zajmujące się rekonstrukcją minionych zdarzeń i dawnych społeczeństw, które szukają odpowiedzi na pytanie, jak wyglądało życie w innych czasach, za pomocą śmiałych, praktycznych eksperymentów, w których przywdziewają odzież z tamtych lat, gotują w kotłach na otwartym ogniu albo próbują wywijać repliką miecza, odziani w ciężkie zbroje. Wszystkie te przykłady razem wzięte przypominają nam, że historia to coś znacznie więcej niż nauka o przeszłości. Zrozumienie jej to kwestia nie tylko wiedzy, lecz także doświadczenia, które pozwoli nam nawiązać duchową, emocjonalną, poetycką, dramatyczną i inspirującą więź z przodkami. To kwestia osobistych reakcji na wyzwania związane z życiem w minionych wiekach i kulturach oraz uzmysłowienia sobie, co odróżnia jedno stulecie od drugiego.
Historycy najbardziej zbliżyli się do tego celu poprzez zadawanie pytania: „Co by było, gdyby…?”, czyli tworzenie historii alternatywnych, w których rozważają, co by się wydarzyło, gdyby coś potoczyło się inaczej. Co by było, gdyby Hitler zajął Wielką Brytanię w 1940 roku? Gdyby hiszpańska Armada zwyciężyła? O ile takim rozważaniom łatwo wytykać jałowość (skoro te rzeczy się nie wydarzyły, to po co się nad nimi zastanawiać?), ich ogromną zaletą jest przenoszenie czytelnika prosto do konkretnego punktu w przeszłości i przedstawianie zdarzeń tak, jakby działy się tu i teraz. Pozwala to nadać narracji wyrazisty charakter. Postaw się w sytuacji księcia Wellingtona pod Waterloo albo admirała Nelsona pod Trafalgarem: obaj, podobnie jak ich zwierzchnicy, byli aż nadto świadomi konsekwencji ewentualnej porażki i z całą pewnością rozważali historię alternatywną, więc jej rekonstrukcja może nam przybliżyć tych ludzi w momencie podejmowania kluczowych decyzji. Pomyśl: gdyby Henryk IV nie wrócił do Anglii w 1399 roku i nie odsunął od władzy Ryszarda II, czekałoby nas jeszcze wiele lat tyranii tego ostatniego, prawdopodobnie owocującej unicestwieniem dynastii Lancasterów i wszystkich, którzy ją popierali. Wiosną 1399 roku to prawdopodobieństwo było kluczową kwestią polityczną i jedną z przyczyn powrotu Henryka do kraju. Było ono również głównym powodem poparcia go przez tak dużą część społeczeństwa. Te przykłady wyraźnie pokazują, że patrzenie na zdarzenia w taki sposób, jakby właśnie się rozgrywały, jest niezbędne dla dobrego zrozumienia przeszłości, nawet jeśli prognozowane skutki są dziś „gdybaniem” w takim samym stopniu, w jakim były nim wówczas.
Historia wirtualna w opisanej wyżej postaci przydaje się jedynie do zrozumienia wydarzeń politycznych, podczas gdy pod względem historii społecznej jej wartość jest znikoma. Na nic się nam zdadzą spekulacje na temat – powiedzmy – tego, co by się stało, gdyby czarna śmierć nie dotarła do Europy, ponieważ nie była to kwestia niczyjej decyzji. Jednak podobnie jak w przypadku rekonstrukcji typowego średniowiecznego domu, wirtualna podróż w czasie pozwala nam wyrobić sobie jaśniejszy, bardziej zintegrowany obraz życia w innej epoce, a w szczególności zadać sobie mnóstwo pytań, które być może wcześniej nie przyszły nam do głowy i na które wcale nie będzie łatwo odpowiedzieć. Jak ludzie z tamtych czasów się pozdrawiają? Jak żartują? Jak daleko od domu podróżują? Pisanie historii z punktu widzenia własnej ciekawości zmusza nas do wzięcia pod uwagę wielu kwestii, które tradycyjne podręczniki do historii na ogół ignorują.
Średniowieczna Anglia może się wydawać podróżnikowi w czasie obszarem bardzo rozległym. Cztery wieki dzielące inwazję Normanów od początków druku to czas ogromnych przemian społecznych. Średniowiecze tak naprawdę jest sekwencją kilku epok, a normański rycerz czułby się równie nie na miejscu podczas przygotowań do bitwy pod koniec XIV wieku, co XVIII-wieczny minister podczas współczesnej kampanii wyborczej. Dlatego właśnie niniejsza książka skupia się tylko na jednym stuleciu: XIV. Jest ono najbliższe popularnemu wyobrażeniu średniowiecza z jego etosem rycerskim, walkami na kopie, etykietą, sztuką i architekturą. Można je nawet nazwać „średniowieczem w miniaturze”, bo obejmuje wojny domowe, bitwy przeciwko sąsiednim królestwom – Szkocji i Francji – oblężenia, banitów, monastycyzm, wędrownych kaznodziejów, biczowników, budowę katedr, głód, ostatnie krucjaty, powstanie chłopskie i (przede wszystkim) czarną śmierć.
Wiemy już, że niniejsza książka koncentruje się na XIV stuleciu; trzeba jednak dodać kilka uwag. Po pierwsze, nie da się odtworzyć każdego szczegółu tamtej epoki wyłącznie na podstawie współczesnej wiedzy, która bywa niekiedy frustrująco niepełna. Po drugie, nie możemy być pewni, czy coś, co robiono w dany sposób w roku 1320, robiono identycznie w 1390. W niektórych przypadkach mamy wręcz pewność, że zaszły diametralne zmiany: tak było choćby w przypadku angielskiej sztuki wojennej czy śmiertelności w wyniku chorób, której obraz katastrofalnie zmieniła epidemia czarnej śmierci w 1348 roku. W wyjątkowych sytuacjach używam więc szczegółów pochodzących z wieku XV, by uzupełnić opisy końca poprzedniego stulecia, oraz z wieku XIII, by rzucić światło na jego początki. Takie naruszenie granic czasowych konieczne było jedynie w przypadku pewnych bardzo trudnych pytań. Istnieje na przykład stosunkowo niewiele źródeł opisujących lub wyjaśniających maniery obowiązujące w XIV stuleciu, podczas gdy dysponujemy kilkoma obszernymi materiałami z początków następnego. Ponieważ dobre maniery raczej nie zrodziły się w ciągu jednej nocy, wykorzystuję te materiały jako najbliższe prawdy i najbardziej szczegółowe dostępne źródło.
Książka ta powstawała na podstawie wielu różnych źródeł. Kluczowe były oczywiście materiały z interesującej nas epoki: opublikowane i nieopublikowane kroniki, listy, opisy życia domowego, wiersze oraz poradniki. Iluminowane rękopisy ukazują szczegóły z codziennego życia często trudne do odnalezienia w tekstach: choćby to, czy kobiety do jazdy konnej używały damskiego siodła (pozwalającego na trzymanie obu nóg z jednej strony). Mnóstwo wiedzy architektonicznej zachowało się dzięki istniejącym do dziś budynkom z tamtej epoki – zarówno domom, jak i zamkom, kościołom czy klasztorom – a coraz obszerniejsza literatura na ich temat dostarcza jeszcze więcej danych. W niektórych przypadkach dysponujemy dokumentami uzupełniającymi wiedzę architektoniczną: na przykład kosztorysami i ekspertyzami budowlanymi. Możemy opierać się na coraz większej liczbie znalezisk archeologicznych – począwszy od narzędzi, butów czy odzieży, po pestki owoców znalezione w średniowiecznych latrynach czy ości z terenów dawnych stawów – jak również na mnóstwie bardziej typowych odkryć – takich jak monety, ceramika czy wyroby z metalu. Dobre muzeum może dać człowiekowi tyle wglądu w życie w średniowieczu, na ile tylko pozwoli mu jego własna ciekawość i wyobraźnia.
Przede wszystkim jednak trzeba podkreślić, że najlepszym sposobem zrozumienia, jakie to uczucie żyć w XIV wieku, jest świadomość, jakie to uczucie żyć w dowolnych czasach, w tym także w naszych. Jedynym kontekstem pozwalającym nam zinterpretować wszystkie możliwe do zdobycia dane historyczne jest własne doświadczenie życiowe. Możemy inaczej się odżywiać, być wyżsi, żyć dłużej, a walki rycerskie na kopie uważać za niewiarygodnie niebezpieczne i niemające nic wspólnego ze sportem, ale wiemy, czym jest żałoba, miłość, strach, ból, ambicja, wrogość czy głód. Powinniśmy zawsze pamiętać, że to, co łączy nas z przeszłością, jest równie ważne, prawdziwe i kluczowe dla naszego życia jak to, co nas od niej odróżnia. Wyobraź sobie, jak za siedemset lat grupa historyków usiłuje wyjaśnić współczesnym sobie ludziom, jak żyło się na początku XXI wieku. Będą pewnie dysponowali książkami, zdjęciami, jakimś zachowanym w formie cyfrowej filmem, pozostałościami naszych domów i śmieci z wysypisk, ale przede wszystkim skupią się na tym, jak to jest być człowiekiem. W.H. Auden napisał kiedyś, że aby zrozumieć własny kraj, trzeba jakiś czas pożyć przynajmniej w dwóch innych. To samo można powiedzieć o różnych czasach: by zrozumieć własną epokę, musisz się zaznajomić z co najmniej dwiema innymi. Klucz do przeszłości może tkwić w ruinach albo w archiwum, ale sposobem na jej zrozumienie jesteśmy – i zawsze będziemy – my sami.1
Krajobraz
Miasta i miasteczka
Najpierw zauważysz katedrę. Jedziesz drogą, kończy się pas drzew i oto pojawia się ona – masywna i monumentalna, błyszcząca w porannym słońcu na szczycie wzgórza. Mimo drewnianego rusztowania po zachodniej stronie katedra stanowi ozdobę regionu ze swoim długim, wysokim na 24 metry, ostro zakończonym ołowianym dachem, łękami oporowymi i kolosalnymi wieżami. Dziesiątki razy przewyższa wszystkie otaczające ją budynki i sprawia, że mury miejskie wydają się dziecinnie niskie. Domy z tej perspektywy są malutkie, rozmieszczone pod chaotycznymi kątami, każdy w innych barwach i odcieniach, jak kamyki na dnie strumienia opływającego wielki głaz katedry. Trzydzieści kościołów wygląda przy niej skromnie, choć ich przysadziste wieżyczki wybijają się ponad resztę dachów.
Zbliżając się do murów miejskich, dostrzegasz wielką kordegardę. Dwie okrągłe wieże, każda wysoka na ponad 15 metrów, wznoszą się po obu stronach nowo wybudowanego, ostrego łuku z pomalowanym posągiem króla usytuowanym we wnęce nad imponującą bramą. Ten widok utwierdza cię w przekonaniu, że oto wkraczasz do ważnego i dumnego miasta. Miasta, w którym panują prawo i porządek, władzę sprawuje burmistrz, a w zamku na północno-wschodnich obrzeżach rezydują urzędnicy królewscy. Wysoki mur, posąg króla, wielkie okrągłe wieże, a w szczególności olbrzymia katedra nikogo nie pozostawią obojętnym.
I nagle w nozdrza uderza cię odór – 350 metrów od bramy miasta błotnistą drogę, którą podróżujesz, przecina strumień. Spoglądasz wzdłuż brzegu i widzisz sterty śmieci, rozbite naczynia, zwierzęce kości, wnętrzności, ludzkie odchody i gnijące mięso rozrzucone w krzakach. W niektórych miejscach meandry zmieniły się w doły wypełnione przywleczonymi z miasta odpadami. W innych z doskonale użyźnionej gleby wyrasta zielona trawa, sitowie i ściółka. Na twoich oczach półnadzy mężczyźni zdejmują z wozu kolejną beczkę z ekskrementami i opróżniają ją do rzeki. W śmieciach buszuje mała brązowa świnka. Trzeba przyznać, że nazwa „Shitbrook” – „Gówniany Strumień” – idealnie oddaje charakter tego miejsca.
Stanąłeś twarzą w twarz z kontrastami charakteryzującymi średniowieczne miasto. Dumne, majestatyczne i miejscami piękne, a zarazem mające wszystkie obrzydliwe cechy przejedzonego obżartucha. Gdyby pomyśleć o mieście jako o ciele, byłoby karykaturą ludzkiego: śmierdzące, brudne, gigantyczne, bogate i nienasycone. Gdy pospiesznie przejeżdżasz przez drewniany mostek na Shitbrooku i zmierzasz ku bramie, kontrasty uwydatniają się jeszcze mocniej. Podbiega do ciebie grupka chłopców o brudnych twarzach i potarganych włosach, którzy przekrzykują się wzajemnie: „Witaj, panie! Szukasz gospody? Potrzeba ci noclegu? Skąd przybywasz?”. Każdy chce pierwszy schwycić lejce twojego wierzchowca; któryś może udawać, że cię zna albo pochodzi z tego samego regionu. Ich ubrania są brudne, a jeszcze brudniejsze stopy w potwornie znoszonych skórzanych butach, prawdopodobnie starszych od tych, którzy je noszą. Witaj w mieście dumy, bogactwa, władzy, zbrodni, kary, wysublimowanej sztuki, smrodu i żebractwa.
Opisywane miasto nazywa się Exeter i leży w południowo-zachodniej Anglii, ale równie dobrze mogłoby to być niemal każde z siedemnastu miast z katedrą, a także tych, które odróżniają się jedynie nieposiadaniem takiej budowli. Pojawienie się w którymkolwiek z tych miejsc owocuje przeciążeniem wszystkich zmysłów. Wybałuszasz oczy na widok wspaniałych kościołów, ich bogatego wystroju i witraży. W nozdrza uderza cię fetor skażonych strumyków i ścieków miejskich. Uszy nawykłe do wiejskiej ciszy, śpiewu ptaków i szumu wiatru muszą szybko przywyknąć do okrzyków innych podróżnych, obwieszczeń urzędników, nawoływania robotników i bicia kościelnych dzwonów. W każdym mieście w dzień targowy albo podczas jarmarku będziesz notorycznie potrącany przez tłumy osób przybyłych na tę okazję ze wsi i celebrujących ją hucznie w tawernach. Odwiedziny w XIV-wiecznym angielskim mieście są dla zmysłów przeżyciem oszałamiającym i ekstremalnym.
Duże miasto potrafi przytłoczyć. Zdążyłeś już zobaczyć wyschnięte szczątki złodziei miotane wiatrem na szubienicy na rozstajach dróg. Główną bramę stolicy regionu zdobią głowy i kończyny zdrajców. Wjeżdżając do Yorku (największego miasta północy), zobaczysz nabite na pale nad bramą miejską poczerniałe głowy przestępców z wydłubanymi przez ptaki oczami. Nogi i ręce wiszą na linach, przypominając o niecnych knowaniach; wokół nich latają roje much, a w środku niejednej zalęgły się larwy. Wszystkie te symbole przypominają ci o potędze króla – władcy silniejszego i bardziej złowieszczego niż burmistrz czy radni, miejscowi lordowie, szeryfowie czy sądy.
Średniowieczna Anglia jest więc miejscem pełnym strachu i zgnilizny. Ale czy tylko? Ledwie wyszedłeś z cienia bramy miejskiej, pojmujesz, że to tylko jedna strona medalu. W Exeter na przykład wychodzisz z bramy prosto na szeroką i urokliwą South Street. Podziwiasz niektóre z najpiękniejszych miejscowych domów i gospód o pochylonych stromo dachach, których szczyty niemal stykają się ze sobą ponad ulicą. Po prawej stronie widzisz kościół św. Trójcy, która pod koniec XIV wieku cieszyła się wyjątkową czcią. Dalej twoim oczom ukazuje się zgrabna kamienica opata. Po lewej stronie biegnie rząd domków kupieckich. Otwarte sklepy na parterze dumnie prezentują pod markizami jedwabie i inne drogie tkaniny. Może przez chwilę zauważasz nierówną powierzchnię drogi gruntowej… albo błotnistej, jeśli niedawno spadł deszcz. Zaraz jednak twoją uwagę odwróci panujący wokół rozgardiasz. Kucyki i konie wędrują przez miasto w stronę placu targowego, obładowane zbożem i prowadzone przez chłopów z miejscowych farm. Mijają cię księża w habitach opasanych sznurami, przy których wiszą krucyfiksy i różańce. Może na końcu ulicy natkniesz się na głoszącego kazanie dominikanina w czerni, któremu przysłuchuje się grupka wiernych. Pachołkowie prowadzą na targ owce i bydło albo jadą wozami pełnymi jajek, mleka i serów w stronę szeregu sklepów stojących w miejscu zwanym Milk Street.
Miasto jest tak żywe i gwarne, że bardzo szybko zapominasz o zawieszonych na bramie głowach zdrajców. Fetor Shitbrooka został w oddali i ku twemu zdziwieniu nigdzie wokół nie widać zwierzęcych odchodów. Prawda wychodzi na jaw, gdy na South Street widzisz służącego sprzątającego łopatą odchody sprzed domu swego pana. Idziesz dalej w kierunku centrum i widzisz coraz więcej sklepików ściśniętych obok siebie w maleńkich domkach przy ulicy – niektóre zajmują klitki o powierzchni mniejszej niż 4 metry kwadratowe, ale wszystkie mają szyldy z symbolami pozwalającymi bez umiejętności czytania dowiedzieć się, czym handlują. Tu namalowany nóż informuje, że mamy do czynienia ze sprzedawcą sztućców, tam beczułka na drążku zaprasza na świeżo uwarzone piwo, gdzie indziej zabandażowana ręka głosi, że urzęduje tu chirurg. U szczytu Smithen Street, ulicy prowadzącej do rzeki, słyszysz dobiegające z kuźni uderzenia młotów i gardłowe krzyki kowali wołających do uczniów, by przynieśli im wody lub węgla. Inni rozstawiają stragany i obwieszają je metalowymi przedmiotami – nożyczkami, uchwytami na łuczywa, nożami – by przykuć uwagę tłumów przybywających spoza miasta. Nieco dalej trafiasz do Butchers Row, zwanego też Shambles, gdzie w pełnym słońcu na ladach przed sklepem leży mięso, a w cieniu za nim wiszą tusze i pieczone sztuki. Posłuchaj uderzeń tasaka o deskę, przyjrzyj się rzeźnikowi w skórzanym fartuchu kładącemu na wadze krwiste mięso i tak długo kombinującemu z odważnikami na drugiej szali, aż będzie pewien, że robi dobry interes.
Treść dostępna w pełnej wersji.