- W empik go
Jak się dzieci w Bronowie z Rozalią bawiły - ebook
Jak się dzieci w Bronowie z Rozalią bawiły - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 159 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Helcia była jeszcze mniejsza; ba, chodzić nawet me umiała dobrze. Co się zapędzi, to jej się nóżki popłaczą i buch! – na ręce mamy albo niani. Takie to już te małe dziewczątka.
A nianię to miała Helenka taką dobrą i taką ładną, że się jej od szyi prawie puścić nie chciała. Było tej niani na imię Rozalia, a dzieci się niezmiernie przy niej bawić lubiły, szczególnie, kiedy zaczęła opowiadać przeróżne bajki. Już to, co prawda, Tadzio, jako słuszniejszy, wyśmiewał nieraz Stasia i Janka, że się babskiego fartucha trzymają. A zdarzało się to wtedy zwykle, kiedy z nowej głowy cukru hełm papierowy dostał i za rycerza się przebrał. Ale i on sam nieraz tak się w tych bajkach zasłuchał, że kiedy przyszła dziewiąta godzina, a mama zawołała: "dzieci, spać!" – to mój Tadzio pierwszy w prośby:
– Moja mamusiu, jeszcze troszkę – tylko się złota kaczka przez morze przeprawi!
A dopieroż te piosenki, co to nimi Rozalia usypiała Helcię – było czego posłuchać! Nie wiedzieć skąd się brały, a co jedna – to ładniejsza… a co dzień – to nowa. Dziś o sierocie, co gąski zganiała do domu, bo wieczór nadchodził, w chacie była zła macocha, a sieroty nie było komu bronić; jutro o wilku, co się rozhulał i w lesie sobie wesele wyprawiał: to znów o ułanie, co stal na widecie, to o koniku, co rżał w stajence… czekając aż młody wojak pożegna ojca i matkę… I kto by je tam zliczył!
Zaczynało się to nieraz od samego rana. Tadzio w najlepsze śpi, a tu mu Rozalia przy łóżeczku śpiewa:
Dzień dobry. Tadziu, na powitanie.
Koniczek w stajni, szabla na ścianie.
A ty, Tadziu, jeszcze śpisz,
O koniku ani wiesz!
Zrywał się Tadzio, oczy przecierał i już się uśmiechał, myśląc o owej szabli na ścianie, rześko się mył, czesał, ubierał, jak na rycerza przystoi. Tymczasem Rozalia budziła Stasia, który był zawziętym śpiochem:
Dzień dobry Stasiu na powitanie
Jedzie tu Krakus w siwej sukmanie
A ty, Stasiu Jeszcze spisz.
O Krakusie ani wiesz?
Staś tę piosenkę niezmiennie lubił. Zaraz też chwytał Rozalię za szyję i póty trzymał a całował, póki mu jej jeszcze ze dwa dwa nie zaśpiewała. Wtedy zaczynały się rożne pytania:
– A co to za Krakus?, a skąd on jedzie?, a po co? a na jakim koniku?, a jaka to ta siwa sukmana?, a kiedy on tu przyjedzie?
Rozalia dopiero jedno po drugim wszystko pięknie rozpowiada, tymczasem myje Stasia, czesze go, ubiera, a Stasiowi aż się oczy śmieją. A miał on jasne oczki, właśnie jakby dwie iskierki.
Potem szła Rozalia do małego Janka, ale z Jankiem ciężkie bywały przeprawy. Jak się rozgrymasił, to jak deszcz w jesieni zaczynał się mazać od samego rana. Ani wstać, ani spać, nie wiadomo było… jak sobie z nim poradzić. Aż i na niego sposób Rozalia znalazła. Jak tylko zobaczyła, że Janek dudki stroi, zaraz mu taką śpiewała piosenkę: