- nowość
- W empik go
Jak to się stało? Ameryka po wyborach - ebook
Jak to się stało? Ameryka po wyborach - ebook
Porozrywane Stany
Błyskotliwa analiza „amerykańskiej duszy” i politycznych wyborów
Amerykanie podczas historycznych wyborów – w których mieli okazję wybrać swoją pierwszą prezydentkę, do tego kolorową – postawili na tego, kogo wcześniej dobrze już poznali. Z całym jego dotychczasowym kompromitującym bagażem i przyszłą nieprzewidywalnością.
Eliza Sarnacka-Mahoney, komentując społeczne i polityczne zawiłości życia w USA, nie ukrywa sympatii i emocji. W tekstach towarzyszących tej zaskakującej kampanii prezydenckiej wskazuje na historyczne uwarunkowania, kreśli portrety kandydatów i ich wyborców, ujawnia kulisy partyjnych konwencji, śledzi wątek polonijny, poszukując odpowiedzi na istotne pytania: co przygotowało grunt pod zwycięstwo Donalda Trumpa i dlaczego to zasadniczo zmienia amerykańską politykę.
Eliza Sarnacka-Mahoney – dziennikarka i pisarka związana z mediami w Polsce i w USA, obecnie publicystka nowojorskiego„Nowego Dziennika”, kanadyjskiej „Gazety” oraz korespondentka amerykańska „Dziennika Gazety Prawnej” i tygodnika „Przegląd”. Ekspertka ds. dwujęzycznego wychowania dzieci, współredagująca portal edukacyjno-kulturalny Dobra Szkoła Nowy Jork. Autorka książek publicystycznych, poetyckich i powieści. Jej ostatnią książką publicystyczną był Amerykański reset. Stany (jeszcze) Zjednoczone od podszewki (wydana w 2023 r.).
Gdy nie pisze i nie śledzi wiadomości, podróżuje, komponuje piosenki i jeździ na nartach.
Amerykanie podczas historycznych wyborów – w których mieli okazję wybrać swoją pierwszą prezydentkę, do tego kolorową – postawili na tego, kogo wcześniej dobrze już poznali. Z całym jego dotychczasowym kompromitującym bagażem i przyszłą nieprzewidywalnością.
Eliza Sarnacka-Mahoney, komentując społeczne i polityczne zawiłości życia w USA, nie ukrywa sympatii i emocji. W tekstach towarzyszących tej zaskakującej kampanii prezydenckiej wskazuje na historyczne uwarunkowania, kreśli portrety kandydatów i ich wyborców, ujawnia kulisy partyjnych konwencji, śledzi wątek polonijny, poszukując odpowiedzi na istotne pytania: co przygotowało grunt pod zwycięstwo Donalda Trumpa i dlaczego to zasadniczo zmienia amerykańską politykę.
W dniu wyborów nic jednak się nie kończy,a wiele dopiero zaczyna. Amerykę czeka mnóstwo wyborów, bo na brak kłopotów i bolączek nie narzeka. Autorka książki przygląda się szczególnie wnikliwie kryzysowi zdrowia psychicznego i kryzysowi męskości tak drastycznie ujawnionemu w wyborach, edukacji, na którą czyha religijna prawica, epidemii uzależnień, biedzie i bezdomności amerykańskiego seniora.
U podłoża tych i innych problemów leżą zadawnione podziały polityczne, ale i przeciwstawne siły kulturowe i ideologiczne, które targały Stanami od ich zarania, a obecnie wręcz je rozszarpują. Sarnacka-Mahoney wyjaśnia, dlaczego największym wrogiem Ameryki jest dziś ona sama i jakich potrzebuje rozwiązań, by się obronić.
Spis treści
Spis rzeczy
Słowo wstępne 9
Część I: Samotni, wściekli, poszarpani. Amerykanie i wybory 2024
Co się stało z amerykańską duszą? 17
Biała, wściekła prowincja 27
Mission possible. Od Bidena do Harris w trzy tygodnie 40
Kamala Harris w Białym Domu. Czy to się mogło udać? 60
Trumponomika. Polityka kija bejsbolowego 86
Podzwonne dla starej gwardii 95
Amerykańska demokracja w opałach 106
Polski głos w amerykańskich wyborach 117
Część II: Co gryzie młodych?
Make love, not work 131
Koszty opieki nad dzieckiem zjadają demografię 141
Kids are not OK 152
Mężczyzna w kryzysie 164
Część III: Co gryzie starych?
Bezdomność amerykańskiego boomera 177
Kosztowna beztroska 189
Część IV: Co gryzie wszystkich?
Stawka większa niż aborcja 201
Dekryminalizacja narkotyków. Trudna lekcja Oregonu 211
Producenci broni pod ostrzałem 220
Oligarchia miliarderów – ostatnie odliczanie 231
Dług studencki. Kto wreszcie posprząta? 243
Odszkodowania. Niekończąca się opowieść 253
Nietykalni niemoralni (korupcja w Sądzie Najwyższym) 262
Część V: Jak ugryźć imigrację?
Samotni i wykorzystywani. Jak Ameryka zarabia na eksploatacji nieletnich imigrantów 277
Nienawiść i pożądanie. Opowieść o imigrancie 289
Spór o granicę. Wygrywają politycy, tracą wszyscy inni 300
Część VI: Jak gryzą ekstremiści?
Politykę na nadejście Trumpa przygotował Clinton 315
Jak dumne chłopaki skompromitowały Trumpa 325
Mesjasz Trump i królestwo boże 335
Najważniejsi sojusznicy Trumpa 345
Na zakończenie – jak możemy i musimy się bronić? 359
Lista tekstów publicystycznych Autorki włączonych do książki 369
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67220-32-3 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Amerykanie podczas historycznych wyborów – w których mieli okazję wybrać Kamalę Harris, swoją pierwszą prezydentkę, do tego kolorową – postawili na Donalda Trumpa. 47 prezydentem USA został więc patologiczny kłamca, bezwstydny oszust i skazany przestępca. Człowiek pozbawiony empatii i bez wyrzutów sumienia, bo do tego potrzeba świadomości społecznej, której też nie posiada w nadmiarze. Jako polityk nie ma szacunku ani dla praw, ani dla Konstytucji, a jego rząd wypełnią podobni mu, skorumpowani moralnie oportuniści i pochlebcy, bo mamy wystarczająco wiele dowodów, że najchętniej otacza się takimi ludźmi. Do tego chce rządzić niepodzielnie i bezkarnie, i choć wydaje się to nieprawdopodobne w kraju takim jak Ameryka, nie można definitywnie stwierdzić, że nie ma na to szans. Politycznie i ideologicznie zmotywowani sędziowie, którymi za swojej pierwszej kadencji obsadził sądy – w tym Sąd Najwyższy – już mu to ułatwili, a wszystko dopiero przed nami.
Ci, którzy nie oddali na niego swoich głosów, patrzą na wyniki wyborów z dodatkową grozą. Od początku amerykańskiej państwowości urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych był symbolem najwyższej nobilitacji, a sam prezydent z miejsca stawał się bohaterem narodowym i wzorem stawianym do naśladowania dzieciom. Urząd prezydenta został więc sponiewierany tym bardziej, że Amerykanie wynieśli Trumpa do władzy już po raz drugi, nie przejmując się jego skandalami i przestępstwami, a nawet tym, że współpracował ze spiskowcami, którzy 6 stycznia 2021 roku podjęli próbę zamachu na demokratycznie wybrane władze. Trudno zresztą uwierzyć, że ci, którzy Trumpa poparli, stawiają go swoim dzieciom za wzór cnót i zalet do naśladowania, a jeśli to czynią, strach myśleć, co to oznacza dla przyszłości amerykańskiego społeczeństwa.
Ze względu na zasady amerykańskiego systemu wyborczego, ale też specyficzne atrybuty amerykańskiej kultury i historii, Ameryka od zarania swego istnienia była targana – co staram się opisać w pierwszych rozdziałach tej książki – przez przeciwstawne siły, które od jakiegoś już czasu rozszarpują ją jednak na zupełnie oddzielne kawałki w sposób zatrważająco podobny do tego, jaki miał miejsce w przeddzień wojny secesyjnej, w okresie zwanym Antebellum South. W roku 2024 skala tego procesu osiągnęła nowe rozmiary, a jedynym beneficjentem wewnętrznej wojny Ameryki stali się adwersarze demokracji, którzy dołożyli starań, by zadawane przez nich rany były jeszcze głębsze i boleśniejsze. Nic przecież bardziej nie osłabia przeciwnika niż jego własny ból doznawany od środka.
O tym, jakie polityczne i gospodarcze skutki dla Ameryki i świata będzie miała druga prezydentura Trumpa, dopiero się przekonamy. Jej najważniejsze skutki społeczne dla Ameryki objawiły się jednak w całej okazałości już w chwilę po ogłoszeniu wyników. I nie są to bynajmniej – choć oczywiście pozostają bardzo istotne – jeszcze bardziej w tych wyborach pogłębione podziały Ameryki na biedną a bogatą, wykształconą a tę bez dyplomu, wielkomiejską a prowincjonalną czy wreszcie białą a kolorową. W roku wyborczym 2024 w Ameryce wykrystalizował się nowy front walki: między kobietami a mężczyznami.
Nie trzeba być politologiem, by widzieć, że taka konfiguracja może stać się krytycznym zagrożeniem dla amerykańskiej egzystencji jako takiej. Doprowadziła do tego kampania republikańskiego kandydata, który walcząc o głosy specyficznego elektoratu – młodych mężczyzn – skandalicznie uprzedmiotowił kobiety. Przytoczmy słowa Richarda Reevesa, wiodącego eksperta badającego świat współczesnego mężczyzny: „Wybory, w których najważniejsze miały być głosy i sprawy kobiet, okazały się wyborami na temat tego, czego chcą mężczyźni”. W wyborach, które wraz z Trumpem mężczyźni wygrali, przerażającą zapowiedzią tego, co czeka w ich świecie kobiety, stało się hasło: „Your body, my choice” (Twoje ciało, mój wybór) – odwrócenie popularnego wśród obrońców praw reprodukcyjnych sloganu wyborczego „My body, my choice” (Moje ciało, mój wybór). Miliony Amerykanek znalazły „zwycięski” przekaz w swoich skrzynkach mailowych i telefonach już 6 listopada 2024, nazajutrz po wyborach. Gwarantem, że duchy przeszłości powracają do Ameryki z pełną siłą, zaciskając zwłaszcza gardła kobiet, jest też fakt, iż Trump wkracza do Białego Domu wespół z naczelnym pronatalistą Ameryki, J.D. Vance’em, w roli swego wiceprezydenta, dzierżąc w dłoni „Projekt 2025” – podręcznik systemowej desekularyzacji życia publicznego, stworzony dla niego przez koalicję religijnych przywódców i ideologów.
Z drugiej strony uzasadniony jest strach o przyszłość samej amerykańskiej demokracji. Doskonale ujął to George Conway, konserwatysta i mąż byłej doradczyni Trumpa ds. komunikacji, od początku głośny krytyk Trumpa. „Przez stulecia Stany Zjednoczone były latarnią demokracji i racjonalnych rządów. Częściowo dlatego że Ojcowie Założyciele rozumieli niebezpieczeństwo jakie niosą ze sobą demagodzy i postanowili stworzyć system, który zabezpieczy przed nimi kraj. Po drugie dlatego że z szacunku dla wspólnego dobra nasz naród i jego przywódcy przestrzegali dotąd zasad i norm tego systemu. System nigdy nie był doskonały, ale ciążył ku samodoskonaleniu mimo wyzwań i trudności. Ostatecznie jednak ani system twórców naszego państwa, ani w istocie żaden reżim konstytucyjny, bez względu na to, jak dobrze skonstruowany, nie uchroni wolnych ludzi przed nimi samymi”.
W tej książce znajdą Państwo rozwinięcie przywołanych powyżej kwestii i dużo więcej. Analiza wyborów zajmuje w niej najważniejsze miejsce, ale dokonuję jej, zgłębiając tematy, które niekoniecznie dominowały w nagłówkach i przekazach dnia, szczególnie za granicą. Odkąd bowiem piszę o Ameryce, a robię to już od ponad dwudziestu lat, za najważniejsze uważam szerokie konteksty historyczne i kulturowe, licząc na to, że czytelnicy zechcą poświęcić im czas i uwagę. Nie da się przecież zrozumieć sensu ani dynamiki dzisiejszych amerykańskich „walk”, ani społecznych, ani politycznych, bez powrotu do wydarzeń z przeszłości, które formowały jednocześnie amerykańską mentalność, normy obyczajowe i kanon uznawanych tu wartości. Nie da się też pojąć kuriozów i jawnych sprzeczności, które obecnie kształtują amerykańską rzeczywistość. Bo jak do tego doszło, że partia demokratyczna, jeszcze u progu XXI wieku żelazna baza klasy pracującej i do dziś najmocniej walcząca właśnie o jej interes, została przez tę klasę porzucona? Dlaczego główną siłą polityczną w Ameryce jest prowincja, mimo że ponad 85% Amerykanów mieszka dziś w metropoliach lub ich sąsiedztwie? Czy to prawda, że Polonia w USA zawsze głosowała i dziś też głosuje konserwatywnie? Wreszcie, dlaczego ataki dezinformacyjne są w Ameryce tak skuteczne, że zaczynają coraz bardziej wpływać na wyniki wyborów? W zrozumieniu tego pomoże bliższe przyjrzenie się, między innymi, roli dezinformacji i teorii spiskowych w amerykańskim życiu w ciągu trzech ostatnich wieków.
W dniu wyborów nic jednak się nie kończy, a w istocie dopiero się zaczyna. Amerykę czeka mnóstwo wyborów, bo na brak kłopotów i bolączek nie narzeka. W dalszej części książki przedstawiam te, które są najbardziej palące, bo od decyzji, jak je rozwiązać, a nawet od tego, jak długo będą pozostawać nierozwiązane, zależy dalszy rozwój kraju, w tym ekonomiczny, co ma znaczenie dla całego świata. Ponieważ kontrolę w kraju przejęli republikanie, można się spodziewać, że w najbliższym czasie w wielu krytycznych obszarach życia, zwłaszcza społecznego, zmian na lepsze raczej się nie doczekamy. Co w związku z tym? Jaki wpływ na już katastrofalnie spadającą w Ameryce dzietność będzie miał dalszy brak ustawowego urlopu macierzyńskiego oraz gwałtownie rosnące koszty opieki nad dzieckiem? A brak inwestycji w tanie mieszkalnictwo, zwłaszcza dla amerykańskich seniorów? To oni, wcale nie tacy bogaci, jak się o nich myśli za granicą, są dziś najszybciej rosnącą grupą wśród amerykańskich bezdomnych. Czy wreszcie fakt, że w wyborach 2024 Trump nabił swoje wyborcze armaty, nie po raz pierwszy zresztą, lękiem przed imigrantami i skutecznie przekonał wyborców, że za kryzys na południowej granicy odpowiadają wyłącznie demokraci. Tym ostatnim kwestiom poświęcam w książce szczególne miejsce, bo imigracyjna schizofrenia oraz dalszy brak nowelizacji prawa imigracyjnego może Amerykę kosztować najwięcej.
Mam nadzieję, że oddaję Państwu do rąk lekturę, która nieco pomoże – wraz z moją poprzednią książką pt. Amerykański reset. Stany (jeszcze) Zjednoczone od podszewki – poszerzyć i uporządkować Państwa wiedzę o współczesnej Ameryce. A kończę ten krótki wstęp słowami z tablicy wyborczej, jaką postawił przed swoim domem jeden z wyborców w Massachusetts: AND ONE DAY, LIKE A MIRACLE, HE’LL BE GONE.Co się stało z amerykańską duszą?
Odpowiedź na to pytanie jest trudniejsza, niż się wydaje, bo trzeba zacząć od ustalenia, czym amerykańska dusza jest. I nie można uogólniać, że tworem prostym i uporządkowanym, bo przecież – jak chcieli ojcowie założyciele – ma być nieugiętą strażniczką wolności i równości. Nic bardziej mylnego.
Społeczna historia Stanów Zjednoczonych to ciąg nieustannych i gwałtownych zmian, zaś wyróżnikami ludności nazywanej amerykańskim społeczeństwem od zawsze były płynność oraz niespójność. Nie bez powodu mówi się, że USA są tyglem, w którym wrze nieustannie. I te zmagania o to, czyja racja zwycięży, są tyleż istotną częścią dźwigni amerykańskiego postępu, co i powodem bólu amerykańskiej duszy.
Radykalny indywidualizm
Świetnie wyjaśnił to Alexis de Tocqueville, francuski filozof i socjolog, który w drugiej dekadzie XIX wieku podróżował po młodym państwie amerykańskim, a następnie zebrał swoje refleksje w monumentalnym dziele Demokracja w Ameryce. Tocqueville już wówczas uznał, że jedynym spoiwem łączącym Amerykanów jest obsesja na punkcie własnego rozwoju oraz sukcesu. I przestrzegał, że takie nastawienie może być brzemienne w skutki dla społecznej tkanki Ameryki. Bo na początku, tłumaczył Francuz, indywidualizm tylko delikatnie podkopuje cnoty publicznego życia, lecz z biegiem czasu atakuje i niszczy wszystko na swojej drodze, by utopić się w samolubstwie.
Liczni współcześni eksperci zgadzają się Tocqueville’em, ba!, wśród nich są również tacy, którzy uważają za cud to, że Ameryka wciąż trwa. Należą do nich Richard Weissbourd, psycholog z Uniwersytetu Harvarda, oraz Chris Murphy, demokratyczny senator z Connecticut, którzy w kwietniu 2023 roku dla magazynu „Time” napisali esej We have put individualism ahead of the common good for too long (Nazbyt długo przedkładaliśmy indywidualizm nad dobro ogółu). I stwierdzili w nim: „Osiągnęliśmy to (stworzenie kraju i społeczeństwa), bo udawało się równoważyć napięcia między ścierającymi się ze sobą siłami indywidualizmu a kolektywizmu. Nasz największy narodowy geniusz objawia się bowiem nie w duchu przedsiębiorczości ani nie w duchu indywidualizmu , lecz w gotowości do podejmowania decyzji, by idea osobistego sukcesu nigdy nie stała się rządzącym absolutem”. Jednocześnie dołączają oni do grona osób alarmujących, że ta „gotowość” słabnie. Bo amerykańska dusza w ostatnich kilkudziesięciu latach stała się o wiele bardziej zindywidualizowana i nastawiona na osiąganie wykluczających się celów niż kiedykolwiek w przeszłości.
Ten proces przyspieszyło kilka czynników. Przede wszystkim zapoczątkowana przez prezydenta Ronalda Reagana rewolucja wznosząca radykalny indywidualizm we wszystkich sferach życia. Pochodnia tej rewolucji – entuzjastycznie podsycana przez ugrupowania prawicowe – wypaliła i dalej wypala dziury w społecznej materii, rozdzierając ją na zwalczające się frakcje. Kolejnych zniszczeń dokonała technologia. Media społecznościowe okazały się jednym z największych oszustw zaserwowanych ludzkości. Nie tylko nie spełniły obietnicy stworzenia silniejszych i zintegrowanych ze sobą społeczeństw, lecz jeszcze mocniej je podzieliły, zamykając nas w bańkach. „Konsumujemy informacje z odrębnych źródeł przekazujących nam kompletnie odrębne fakty, co tylko dalej niszczy naszą wspólną rzeczywistość, pozbawia nas spoiwa, bez którego nie ma mowy o żadnej jedności ani o zdrowym społeczeństwie, o czymś ze sobą wiarygodnie połączonym” – przestrzegają Weissbourd i Murphy.
Upadek idei równości
Tradycyjnie, choć w sporym uproszczeniu, można orzec, że Ameryka jest przykładem państwa, w którym od początku obowiązywał podział na dwie siły polityczne: lewicę oraz prawicę. Pierwsi dziedziczą idee po federalistach, rzecznikach silnego i centralnego (federalnego) rządu, drudzy – po demokratycznych republikanach przedkładających prawa stanów nad „federalną tyranię”. Ale ten tradycyjny, wydawało się, podział zanika. Okazuje się, że Amerykanie przestali w większości popierać którąkolwiek ze stron. W sondażu Gallupa z marca 2023 roku 43% badanych uznało się za wyborców niezależnych, a z demokratami bądź republikanami identyfikowało się tylko po 27%. Nie wiadomo, czy we wcześniejszej historii USA zdarzyła się podobna sytuacja, ale odkąd, nieco ponad 70 lat temu, zaczęto prowadzić badania – na pewno nie.
Próby wyjaśnienia fenomenu podjął się dziennikarz magazynów „The New Yorker” i „The Atlantic” George Packer w wydanej w 2021 roku książce Last Best Hope: America in Crisis and Renewal (Ostatnia wielka nadzieja: Ameryka w dobie kryzysu i odnowy). Za przyczynę upadku status quo autor uznaje utratę przez Amerykanów wiary w konstytucyjną ideę równości. A był to fundament, jego zdaniem, przez stulecia stanowiący najważniejsze kulturowe i intelektualne spoiwo społeczeństwa. Winę za to ponoszą nierówności ekonomiczne, dziś już tak ogromne, że nawet eksperci nie sądzą, że uda się je zniwelować. Świadomość ta wpędziła ludzi nie tylko w zbiorowy gniew, lecz niestety, jak pisze Packer, podkopała też powszechną wiarę, że Amerykanie potrafią stworzyć efektywną demokrację we wszystkich wymiarach swojego życia.
Cztery obozy walki
Katalizatorami przewartościowań, które rozmontowały tradycyjny model polityczny, były najpierw prezydentura Donalda Trumpa, a potem okres pandemii, bezlitośnie obnażający szokujące różnice w możliwościach i stylu życia poszczególnych klas społecznych. Zdaniem Packera Ameryka jest dzisiaj podzielona nie na dwa, a na co najmniej cztery bloki wyborcze.
Pierwszy z nich, stojący politycznie i ideologicznie na prawo od centrum, Packer nazywa Wolną Ameryką (Free America). Tworzą go reaganiści, do dziś stawiający na leseferyzm i kult indywidualizmu. Większymi lub mniejszymi reaganistami pozostaje większość współczesnych republikanów.
Blok drugi, również prawicowy, wyodrębnił się na skutek podziału Wolnej Ameryki – proces jej rozpadu zaczął się kilkanaście lat temu. To wtedy mieszkańcy wielkich połaci kraju, szczególnie jego środkowych i południowych części dotkniętych bezrobociem oraz stagnacją zarobków, zaczęli tracić złudzenia, że rządy korporacji oraz zalanie rynku imigrancką siłą roboczą to również ich przepis na sukces. Z głosem tego elektoratu jako pierwsza utożsamiła się republikańska polityczka Sarah Palin, przekonując, że wszystkiemu winne są elity i sprzedajny establishment w Waszyngtonie. Kilka lat później te nastroje skutecznie zagospodarował Trump i tym samym przypieczętował rozłam Wolnej Ameryki. Ten drugi polityczny byt Packer nazywa Prawdziwą Ameryką (Real America).
Blok demokratyczny rozpadł się w podobny sposób. Początkowo był jednością, którą Packer nazywa Mądrą Ameryką (Smart America). Tworzyła ją merytokracja – ideologiczni wychowankowie Billa Clintona, którzy zajmują, zwłaszcza w aspektach ekonomicznych, stanowiska zbliżone do Wolnej Ameryki. Od reaganistów merytokraci różnili się wyczuleniem na potrzeby społeczne oraz przekonaniem, że odpowiedzialne społeczeństwo ma obowiązek dokładać starań, by wszystkim zapewnić równe szanse i możliwości.
Rozłamowcy, którzy odmówili podążania tą wspólną ścieżką, to najmłodsze pokolenia: milenialsi i zetki. Zarzucają oni Mądrej Ameryce zdradę i oszustwo: patrzcie, mówią, zdobyliśmy wykształcenie, uczciwie pracujemy, a mimo to ledwie wiążemy koniec z końcem. Do tego widzą, że kraj jest podzielony nie tylko na konserwatystów i liberałów, lecz także na grupy represjonujące i grupy ciemiężone, a to kompletna odwrotność wizji, która przyświecała ojcom założycielom. Packer nazywa ten blok Sprawiedliwą Ameryką (Just America), aby podkreślić, że kładzie on nacisk na społeczną sprawiedliwość i dobro ogółu jako warunek dobra jednostki.
Co ciekawe, Sprawiedliwa Ameryka jest reakcją zarówno na Mądrą Amerykę, jak i na Prawdziwą Amerykę Trumpa, dla którego hierarchizacja, dzielenie i wykluczanie są narzędziami osiągania celów. Według Packera postawy i zachowanie Sprawiedliwej Ameryki są duchowo pokrewne historycznym ruchom z lat 60. XX wieku, kiedy to pokolenie obecnych boomerów wystąpiło przeciwko swoim rodzicom i dziadkom i wywalczyło wiele dziejowych zmian, które przeorały oblicze kraju.
Kończąc wiwisekcję amerykańskiej duszy, nie można nie zwrócić uwagi na to, że w obrębie wszystkich tych bloków zaznaczają się odrębne grupy, w tym te, które chcą swoje polityczne oraz światopoglądowe credo uzależniać od kryterium przynależności rasowej czy seksualnej.
Napięcia i poczucie rozbieżności interesów wywołuje ponadto fakt, że amerykański establishment polityczny jest obecnie najbardziej gerontyczny na świecie (konkretne dane na ten temat w rozdziale „Kids are not OK”), a kosmiczne koszty prowadzenia kampanii wyborczych skutecznie powstrzymują osoby młodsze, zwłaszcza kolorowe, przed angażowaniem się w politykę.
I wreszcie – stosunek do broni. Wyrósł on w ostatnich 40 latach na niebywale ważny aspekt amerykańskiej tożsamości, wprowadzając przy tym zamieszanie do takich pojęć jak patriotyzm i służba ojczyźnie, bo miłośnicy broni nader skutecznie je sobie przywłaszczyli, a na dodatek niektórzy łączą je z suprematyzmem i rasizmem.
Samotność dzieli najbardziej
Gdy Joego Bidena zastąpiła w kampanii prezydenckiej Kamala Harris, już w swoim pierwszym przemówieniu podkreśliła, że uważa się za kandydatkę pojednania i to stanowi największy kontrast między nią a jej rywalem. W trzecim wyścigu po prezydenturę Donald Trump już nawet nie krył, że jego politycznymi ambicjami kieruje przede wszystkim chęć zemsty i odwetu na oponentach, tym większa, im większe stawały się jego kłopoty prawne. Gdy w roli kandydata na wiceprezydenta postawił u swego boku pronatalistę J.D. Vance’a, Ameryka i tak już głęboko podzielona w kwestii praw reprodukcyjnych, rozpadła się na dwa dodatkowe obozy: posiadający potomstwo kontra bezdzietni. Nadto, jak pokazują badania, już nie margines, ale całe zbiorowości, bo aż co szósty Amerykanin (sic!) uważa przemoc za dopuszczalne narzędzie politycznej walki (Political Violence And The Election, Chicago Project on Security and Threats, lipiec 2024). Ostatnie tak mocne rozczłonkowanie amerykańskiej duszy na nieprzystające do siebie części dokonało się w okresie Antebellum South, czyli w przededniu wojny secesyjnej.
Miesiąc po wydarzeniach z 6 stycznia 2021 roku Instytut Brookingsa opublikował raport odezwę Ways to reconcile and heal America (Jak pogodzić i uzdrowić Amerykę), w której zaapelował o społeczne pojednanie – eksperci uznali je za konieczny warunek przetrwania Ameryki. „USA mierzy się z palącymi problemami polaryzacji, radykalizacji i ekstremizmu, które bardzo utrudniają realizowanie politycznych i społecznych celów” – napisał Darrell West, współautor raportu. Gdy w przededniu kolejnych wyborów prezydenckich zapytałam go, co uważa dzisiaj, odpowiedział: – „Polaryzacja się pogłębiła. Obawiam się, że w roku 2024 wzrośnie także ekstremizm. Wybory na pewno będą testem, czy i na ile jesteśmy w stanie wznieść się ponad ten pokiereszowany wizerunek w imię wspólnego dobra. Bardziej niż kiedykolwiek potrzebne nam jest odpowiednie przywództwo, by nas mądrze poprowadzić”.
Czy jednak samo dobre przywództwo wystarczy? Eksperci wskazują na jeszcze jedną kwestię, która przyczynia się do pogłębiania kanionów dzielących Amerykanów. To rozlewające się nie tylko na Amerykę, lecz także na cały świat zjawisko lojalności plemiennej. Twierdza tym trudniejsza do sforsowania, że mająca na usługach media społecznościowe. Problem w tym, że Amerykanie wydają się na chorobę plemienności wyjątkowo podatni, bo od zawsze mieli większe niż inni kłopoty z ustaleniem tożsamości grupowej. Od zawsze byli samotnikami. Za wysokie statystyki samotności w USA odpowiada z jednej strony kult indywidualizmu (jestem sam i walczę sam), z drugiej przyczyny geograficzno-ekonomiczne: rozmiar kraju, jego słabe w wielu częściach zaludnienie oraz tradycja wysokiej społecznej mobilności. Wszystko to razem nie sprzyja nawiązywaniu i utrzymywaniu silnych więzi z innymi.
Epidemia samotności, choć dziś mówi się o niej w kontekście bloku państw rozwiniętych, Ameryce znana jest od dawna. Już ponad 70 lat temu na listach bestsellerów królowała książka autorstwa grupy socjologów The Lonely Crowd: A Study of the Changing American Character (Samotny tłum. Studia nad zmieniających się charakterem Ameryki). Pół wieku temu rozchwytywano dzieło socjologa Philipa Slatera The Pursuit of Loneliness: American Culture at the Breaking Point (Poszukiwanie samotności. Amerykańska kultura nad przepaścią). Na początku nowego tysiąclecia hitem była opowieść Jacqueline Olds i Richarda Schwartza The Lonely American: Drifting Apart in the 21st Century (Samotny Amerykanin. Jak rozchodzą się nasze drogi w XXI wieku). I jeszcze dane: od lat 70. ubiegłego wieku, czyli od czasów, gdy zaczęto prowadzić odpowiednie statystyki, do chwili obecnej liczba osób odczuwających samotność wzrosła w USA z około 11% do 60% społeczeństwa (sondaż Cigna 2023). Tymczasem w pewnych zachowaniach ludzka natura jest niezmienna. Jednym z nich jest potrzeba przynależności grupowej, nieodzowna do normalnego funkcjonowania. „Mentalnie jesteśmy bardziej zaprogramowani na plemienność i konflikt niż na ugodę oraz rozsądną debatę” – mówił w wywiadzie dla Annie Duke psycholog Jay Van Bavel, współautor wydanej w roku 2021 książki The Power of Us (Siła nas). „Wygląda na to, że posiadamy w głowie coś na kształt guzika, który się wciska i sprawia, że zaczynamy inaczej postrzegać świat. Fachowo nazywamy to faworyzowaniem własnej grupy (ingroup favoritism). Gdy jednak pojawią się czynniki zewnętrzne, jak rywalizacja czy spór moralny, instynktownie pojawia się postawa potępiania grupy zewnętrznej (outgroup derogation ), nawet otwarta do niej nienawiść” – tłumaczył.
A naukowcy z Massachusetts Institute of Technology badający moc samotności dorzucają do tego w raporcie A Hunger For Social Contact (Głód kontaktu) z 2020 roku: kontakty z innymi ludźmi są tak rudymentarną potrzebą człowieka, wręcz fizycznym głodem, że samotność odczuwana jest jako bardzo nieprzyjemny stan; robimy więc wszystko, by gdzieś przynależeć.
George Packer ma dla samotnej i rozdartej amerykańskiej duszy jedną radę. Najprostszym sposobem na to, by Amerykanie osiągnęli to, co Tocqueville nazywa „nawykami płynącymi z serca”, jest skasowanie kont w mediach społecznościowych i spędzanie czasu w obecności osób, które nie wyglądają i nie myślą jak oni sami. „Badania potwierdzają – pisze Packer – że grupy tracą uczucia wrogości wobec swoich oponentów, jeśli mają okazję zaangażować się we wspólne działanie”. Autor Last Best Hope jest między innymi wielkim zwolennikiem wprowadzenia obowiązkowej „służby cywilnej” dla młodzieży, co pozwoliłoby różnym grupom społecznym się poznać i co najważniejsze, zaznać poczucia wspólnoty, towaru w dzisiejszych, „bańkowych” czasach deficytowego. Pomysł wart uwagi, ale najpierw Ameryka musi przetrwać wybory i zobaczyć, czy wciąż będzie po nich jednym państwem zainteresowanym wspólną przyszłością dla wszystkich obywateli.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------