- W empik go
Jak wyleczyć się z choroby psychicznej? - ebook
Jak wyleczyć się z choroby psychicznej? - ebook
Skondensowana wiedza w formie e-book o tym jak autor poradził sobie z chorobą CHAD. Jaką przeszedł drogę, co mu pomogło i co może pomóc również Tobie. Jeśli nie masz bezpośredniej styczności z tą chorobą, a ktoś w Twoim otoczeniu się z nią zmaga to uważam, że jest ona warta sprawdzenia. Poradnik opisuję powtarzalne zachowania jakie występują przy tego typu schorzeniach i pomaga bardziej zrozumieć osobę chorą.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8189-427-2 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mam na imię Jasiek, jestem studentem psychologii. Wyleczyłem się z choroby CHAD. Jest to choroba afektywno dwubiegunowa, w której można określić dwa podstawowe stany: depresja i mania.
Od paru lat nie zażywam żadnych farmaceutyków dzięki naturalnym sposobom leczenia, które opisuję w poniższej książce-poradniku.
Gdy byłem chory to bardzo brakowało mi takiej pozycji w języku polskim. Po całkowitym wyleczeniu i zrozumieniu tej choroby poczułem, że chce pomóc i dotrzeć do jak najwięcej ilości ludzi. Mam nadzieję, że ta książka — mini przewodnik, będzie krokiem do tego, co planuję w przyszłości. Proszę tylko przeczytaj ją do końca i daj sobie szanse na wypróbowanie opisanych sposobów. Jestem pewny, że mogą one pomóc w opanowaniu również innych chorób psychicznych.
Nie neguję zażywania leków i wiem, iż na pewnym etapie choroby są konieczne. Jednak uważam, że leczą one skutki a nie przyczynę i na pewno nie są niezbędne „do końca życia” jak to, niektórzy lekarze orzekają. Ja i wiele innych osób są dowodem na to, że można normalnie żyć, dobrze się czuć i funkcjonować bez nich. Potrzeba znaleźć w sobie odpowiednią dawkę energii, dzięki sposobom opisanym poniżej.
Oczywiście nie twierdzę, że te porady wyleczą wszystkich z chorób psychicznych i na każdego zadziałają tak samo.
Jestem jednak przekonany, że pomogą poczuć się dużo lepiej z samym sobą i dzięki temu mieć więcej siły na „walkę” z chorobą.
Przed jakąkolwiek decyzją, proszę skonsultuj się z lekarzem. Opisane sposoby nie są poradą farmaceutyczną.Moja historia
Przed pierwszą w życiu wizyta u psychiatry, walczyłem samodzielnie z tą chorobą przez około roku.
Zaczęło się niewinnie od objawów typu smutek, tęsknota, poczucie pustki itd.
Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że jest coś ze mną „nie tak”. Tym bardziej, że w tym czasie przebywałem za granicą, z dala od mojej ówczesnej dziewczyny i przyjaciół. Byli dla mnie kimś bliższym niż rodzina i wydawało mi się to normalne, że czuję smutek i tęsknotę.
Mijał czas i mój stan z dnia na dzień się pogorszał. Z pozytywnego gościa stałem się chodząca „zmorą”.
Problem narastał i coraz bardziej nie umiałem sobie z nim poradzić. Uciekałem w alkohol, izolowałem się od innych, powoli zaczynały się u mnie stany lękowe i paranoje. Aż po najgorszy stan tzn. myśli samobójcze. Trwał on kilkanaście tygodni, może parę miesięcy i stał się on dla mnie tak duży, że w końcu musiałem o tym z kimś porozmawiać…
Pierwszy raz — gdy już byłem w naprawdę kiepskim stanie, powiedziałem o tym mojemu bratu, który mieszkał w Polsce. Poprosił mnie żebym wrócił, a się tym zajmiemy.
Problem polegał na tym, iż doprowadziłem się do takiego stanu, że bałem-wstydziłem się wyjść do sklepu po zakupy, więc wyprowadzka, czy lot samolotem było dla mnie czymś niemożliwym.
Pamiętam, że przed poinformowaniem go już miałem za sobą dużo nieprzespanych nocy. Natłok myśli samobójczych, uczucie, że wszystko jest bez sensu, że się nie nadaje do niczego, wszyscy wokół się ze mnie śmieją czy obgadują było straszne. Ten głos w głowie był cały czas i nie sposób było go wyciszyć.
Po wielu perturbacjach i pomocy otoczenia udało mi się wrócić do Polski. Rozmowy z bliskimi, czyli porady typu: „wszystko będzie dobrze”, jeszcze mocniej nasilały we mnie ten stan.
Płakałem niemal codziennie. Wydawało mi się, iż jest to sytuacja bez wyjścia. Planowałem wielokrotnie jak skutecznie i “bezboleśnie” się zabić.
Jednak dzięki wsparciu rodziny i „sił wyższych”, udało mi się ten okres jakoś przeżyć. Gdy przyleciałem do Polski nie było mowy o pójściu do żadnego specjalisty — bo przecież: „Mi nie pomoże, nic i nikt mi już nie pomoże”. Po długich rozmowach z rodziną, udało się mnie namówić i pojechałem na pierwszą wizytę do psychiatry.
Okazało się, że mój stan wymaga natychmiastowej hospitalizacji lub ewentualnej opieki 24h na dobę. Inaczej było wysoce prawdopodobne, że popełnię samobójstwo. Co nie było dla mnie jakimś wielkim szokiem. Wiedziałem, że jeśli mój stan się nie zmieni, będzie to tylko kwestią czasu.
Najbliżsi bardzo to przeżyli…
Na szczęście udało się wszystko tak zorganizować, że miałem opiekę i nie musiałem iść do szpitala.
Pierwsze dwa tygodnie po wizycie i przepisaniu tabletek były kluczowe. Przez ten okres chemia powoli wchłania się do organizmu i często jest tak, że stan pacjenta może się jeszcze w tym czasie pogorszyć.
Nie wchodząc w szczegóły przeżyłem ten okres, który był chyba jeszcze trudniejszym niż nieprzespane noce i praca za granicą, gdzie nikt nie mówił w języku ojczystym. I na dobrą sprawę nikt nie wiedział, co się ze mną dzieje. Ukrywałem to do samego końca przed całym moim środowiskiem.
Podejrzewam, iż nawet dziś wielu ludzi z mojego otoczenia nie zdaje sobie sprawy z tego co przeżyłem. Gdy ktoś pytał co u mnie, to odpowiadałem: „Zmarła mi bliska osoba z rodziny i bardzo to przeżywam” — co z drugiej strony nie było kłamstwem. Zależało mi żeby tak zostało, przez co leczenie depresji było utrudnione. Kryłem się z tym, zamykając na kontakty.
Po jakimś czasie, powoli zacząłem zbierać się do kupy. Podjąłem pracę, wynająłem pokój i starałem się „kontynuować życie”.
Podczas brania tabletek, mimo wszystko cały czas czułem, że nie jestem sobą i coś jest nie tak. Na początku próbowałem sobie z tym jakoś konstruktywnie poradzić np. wracając na siłownie, czyli do czegoś, co wcześniej sprawiało mi wielką frajdę. Jednak to nie przynosiło oczekiwanych efektów. Czułem się dużo lepiej w trakcie i po treningu. Lecz gdy tylko poziom endorfin opadał, to znowu następowało załamanie nastroju. Byłem bardzo samotny mimo tego, iż miałem wokół siebie moich bliskich. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że był to tylko jeden z kroków, jaki trzeba wykonywać codziennie żeby móc czuć się lepiej.
Podczas brania psychotropów nie można pić alkoholu ani zażywać innych używek. Unikałem tego przez pierwsze parę miesięcy, przez co jeszcze bardziej się izolowałem — bo przecież żyjemy w kraju gdzie wszyscy piją, a jak nie pijesz to jest coś z tobą nie tak. Towarzystwo miałem takie, że jak się nie wyszło na piwo to było „bez sensu w ogóle wychodzić”.
Pewnego razu potrzebowałem wyjść do ludzi i się skusiłem. Chciałem ostrożnie wypić jedno piwo żeby za bardzo nie uszkodzić sobie organizmu. W końcu chemia jaką codziennie zażywałem, była bardzo silna (między innymi lit), a w połączeniu z alkoholem powodowała spustoszenie w organizmie.
Po wypiciu alko złudnie czułem, że wszystko nagle jest ok. Smutek znika, stawałem się duszą towarzystwa. Pojawiały się chęci do życia a raczej do robienia i tworzenia różnych dziwnych hedonistycznych akcji.
Tak popijałem coraz częściej, bo gdy na drugi dzień pojawiał się kac, następował bardzo duży zjazd samopoczucia. Aż do tak głębokiego stanu depresji. Dokładnie jak sprzed pierwszej wizyty u psychiatry, tzn. do myśli samobójczych.
Stwierdziłem wtedy, że to wszystko przez tabletki, które biorę i po około pół roku zażywania psychotropów, odstawiłem je — żeby móc dalej pić bez większych konsekwencji dla organizmu.
Oczywiście przed wszystkimi grałem, iż jest ze mną wszystko ok, a ja już jestem zdrowy. „Świetnie się czuje i poradzę sobie bez tabletek”.
Tak naprawdę byłem w kiepskim stanie a hurraoptymizm podtrzymywałem tylko kolejnymi dawkami alkoholu. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że mam wielki problem — tak samo, gdy pojawiła się pierwszy raz depresja. Ukrywałem to dobrze. Jednak po czasie moja ówczesna dziewczyna zaczęła zauważać, że chyba nie jest ze mną dobrze. Dosyć często sobie popijałem, będąc nawet w jej towarzystwie. Jednak ja, dalej trwałem w alkoholowej fazie, nie zważając na wszystko i robiąc naprawdę głupie rzeczy.
Po pewnym czasie stwierdziłem, że nasz wieloletni związek dobiegł końca, odchodzę z pracy, wyprowadzam się i generalnie zmieniam swoje życie „na lepsze”.