Jak złapać mordercę. Na tropie najbardziej znanych seryjnych morderców świata - ebook
Jak złapać mordercę. Na tropie najbardziej znanych seryjnych morderców świata - ebook
Najsłynniejsi seryjni mordercy i śledztwa, które doprowadziły do ich schwytania – fascynująca opowieść o rozwoju kryminalistyki i jej osiągnięciach.
Mydlarka z Corregio – morderczyni z włoskiego miasteczka. Aby ukryć ślady swych zbrodni, wykorzystywała ciała ofiar do produkcji mydła i babeczek sprzedawanych w sklepiku, który prowadziła.
Morderca z Randki w ciemno – zabójca co najmniej ośmiu kobiet. Swoich kolejnych ofiar postanowił szukać w niezwykle popularnym teleturnieju.
Potwór z Milwaukee – zabił i poćwiartował siedemnastu mężczyzn. Ponieważ chciał dłużej cieszyć się towarzystwem zwabionych ofiar, nie zabijał ich od razu, tylko próbował wymazać im pamięć, wiercąc w czaszce dziury i wstrzykując wrzącą wodę lub kwas.
„Gdy spotykam się ze zbrodnią w najczystszej postaci (…), czuję, że mam do czynienia z czymś wykraczającym poza możliwość racjonalnego wytłumaczenia” – powiedział agent FBI Robert Ressler po rozmowie z potworem z Milwaukee.
Jak złapać mordercę, którego motywów nie jesteśmy w stanie pojąć? Czy to prawda, że każdy seryjny morderca pragnie, aby go złapano? Kiedy po raz pierwszy drapieżcę udało się pojmać dzięki cyfrowym śladom zostawionym na dyskietce?
DrKatherine Ramsland, wykładowczyni psychologii sądowej i kryminologii, opowiada, jak odkrywano nowe sposoby ustalenia tożsamości mordercy – od pierwszych prób badania śladów krwi przez profilowanie psychologiczne do rewolucji, jaką w latach 90. ubiegłego wieku przyniosły badania DNA i narodziny cyfrowej kryminalistyki. Pokazując, jak nauka przełamywała kolejne bariery, obala często powtarzane mity i zwraca uwagę na to, jaki wpływ na śledztwa mają uprzedzenia i stereotypy.
Jak złapać mordercę to aktualna i pełna szokujących faktów książka, która powinna trafić na półkę każdego miłośnika kryminalnych podcastów.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-8461-6 |
Rozmiar pliku: | 3,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Chcę podziękować tym, którzy zachęcili mnie do wgłębiania się w umysły seryjnych morderców, dzięki czemu z czasem zdobyłam wiedzę potrzebną do napisania tej książki. Natchnęła mnie Marilyn Bardsley, a swoim rozumieniem kolejnych spraw dzieliło się ze mną kilku psychologów policyjnych z Federalnego Biura Śledczego: John Douglas, Roy Hazelwood, Gregg McCrary, Bob Ressler i Mark Safarik. Wśród wielu innych osób, które pomagały mi snuć rozważania, pragnę wymienić Sally Keglovits, Danę DeVito, Rachael Bell, „młodych gniewnych” – czyli moich studentów, Ala Carlisle’a, Susan i Zachary’ego Lysków, Dana Wisniewskiego, Boba Keppela, Boba Hare’a, a nawet Dennisa „Dusiciela z Wichita” Radera, z którym spotykałam się przez pięć lat, badając historię jego życia.
Podziękowania składam również swojemu długoletniemu agentowi Johnowi Silbersackowi oraz redaktorom Johnowi Meilsowi i Stefanowi Dziemianowiczowi, którzy uwierzyli w moje wyczucie tego skomplikowanego tematu i nie ustawali w zachętach do dalszej pracy.WSTĘP
Literatura na temat seryjnych morderców pełna jest fascynujących opowieści o tym, w jaki sposób doszło do ich pojmania. Swego czasu przeanalizowałam trzysta spraw pod kątem informacji pozwalających ustalić tożsamość oraz aresztować podejrzanych i udało mi się wyróżnić ponad dwanaście czynników, które odegrały kluczową rolę w ujęciu ściganych. Okazało się, że największy odsetek spraw (dwadzieścia procent) rozwiązano głównie dzięki przeprowadzeniu drobiazgowego – czasem wręcz zdumiewającego – dochodzenia. Następną w kolejce przyczyną wykrycia sprawców były błędy popełnione przez nich samych, przy czym kilku z nich dobrowolnie oddało się w ręce policji. Przegląd dotyczył spraw toczących się w różnych epokach historycznych i krajach (choć głównie na terenie Stanów Zjednoczonych), skupiłam się też na śledztwach mających szczegółowy i klarowny opis procesu identyfikacji tożsamości oraz aresztowania podejrzanego (nie była to zatem próba losowa). Mimo to moja analiza była niczym szkło powiększające, przez które zobaczyłam, jak niezmiernie trudnymi zadaniami bywają przetrząsanie materiału dowodowego (lub też stwierdzenie, że nie ma go w ogóle) i wyławianie tropów, które posuwają sprawę do przodu.
Wszystkie dochodzenia – zwłaszcza te ciągnące się latami, a czasami dekadami – składają się z wielu etapów, zawsze jednak występują w nich czynniki, które prowadzą do przełomu w śledztwie. Zwykle są to:
1. dochodzenie policyjne, w tym dowody rzeczowe / oględziny miejsca zdarzenia;
2. zeznania świadków (również niedoszłych ofiar);
3. zdrada ze strony wspólnika przestępstwa;
4. podejrzenia ze strony bliskich (przyjaciół, sąsiadów, krewnych);
5. aresztowanie w związku z innym wykroczeniem;
6. zabójstwo ofiary, którą można łatwo powiązać ze sprawcą;
7. kontakty sprawcy z prasą, ofiarami lub policją;
8. dowody przechowywane przez sprawcę (w domu, przy sobie, w komputerze, w schowku);
9. popełniony na miejscu zdarzenia błąd, który można połączyć z innymi przestępstwami podejrzanego;
10. przyłapanie na gorącym uczynku;
11. oddanie się w ręce policji;
12. rozpoznanie dzięki ujawnionemu wizerunkowi;
13. powtarzający się element wspólny dla różnych spraw;
14. dochodzenie w sprawie zgonu (często po śmierci samobójczej).
Na podstawie tej listy podzieliłam książkę na pięć części:
1. Rozwój technik kryminalistycznych
2. Procedury policyjne
3. Błędy i złe decyzje
4. Relacje świadków
5. Poddanie się
Dobierając sprawy, kierowałam się takimi kryteriami, jak rozgłos, które zdobyły poszczególne dochodzenia, ich zróżnicowanie oraz wartość dydaktyczna. Prawdopodobnie najbardziej pouczające są śledztwa ściśle związane z wynikami ekspertyz sądowych, ponieważ przypominają historię rozwoju medycyny sądowej i mogą stać się inspiracją do przyszłych nowatorskich rozwiązań. Inne sprawy wybrałam ze względu na nieoczywiste podłoże społeczne, aby podważyć stereotypy na temat sprawców seryjnych zabójstw. Niektóre z kolei są po prostu klasyką kryminalistyki. Oczywiście ten zbiór absolutnie nie jest wyczerpującym opracowaniem – do tej pory udokumentowano tysiące dochodzeń dotyczących seryjnych zabójstw – może jednak stanowić próbkę różnorodnych zadań, jakim muszą stawiać czoło organy ścigania. Mam nadzieję, że lektura zebranych przypadków wzbudzi podziw dla rozmiaru tych zadań i uzmysłowi, ile żyć ratują aresztowania.
Już na początku chcę zaznaczyć, że wokół postaci seryjnych zabójców krąży wiele mitów, głównie z powodu błędnych informacji rozpowszechnianych przez tę część mediów, która nie ustaje w pogoni za sensacją. Legenda numer jeden to głęboko utrwalone przekonanie, że seryjni mordercy pragną zostać złapani. Twierdzenie to znalazło się na liście bezpodstawnych wymysłów, z którymi Federalne Biuro Śledcze (FBI) próbowało się rozprawić w monografii _Serial Murder: Multi-Disciplinary Perspectives for Investigators_ opublikowanej ponad dziesięć lat temu. Z przeprowadzonego przeze mnie badania wynika, że w ręce policji oddało się zaledwie 2,3 procent seryjnych zabójców (czasami jedynym powodem był brak innego wyjścia). Niektórzy kryminolodzy nadal uważają, że to podświadome pragnienie bycia złapanym stanowi podłoże błędów, przez które sprawcy ostatecznie trafiają za kratki, w swoim badaniu wykazałam jednak, że takie błędy popełnia nie więcej niż dwadzieścia procent morderców. Nawet jeśli grupę „podświadomie pragnących kary” (2,3 procent oddających się w ręce policji i dwadzieścia procent popełniających błędy) rozszerzymy o tych, którzy zostali złapani z powodu popełnienia innego wykroczenia – 12,3 procent – okaże się, że wciąż zaledwie co trzeci sprawca będzie „pragnął” pojmania. Ten mit opiera się na przekonaniu, że wszyscy mamy sumienie, psychopatyczne osobniki co rusz przekonują nas jednak, że wyrzuty sumienia są im z gruntu obce. Nawet wśród tych, którzy sami zgłosili się na policję, nie wszyscy okazywali żal z powodu popełnionych czynów.
Niniejszy zbiór spraw stanowi przegląd, który łączy na przestrzeni wieków najbardziej podstawowe metody pracy dochodzeniowej z najnowszymi osiągnięciami nowoczesnych technik kryminalistycznych. Zjawisko seryjnych zabójstw od zawsze wplatało się w historię medycyny sądowej i psychologii jako jeden z najbardziej skomplikowanych rodzajów zbrodni. Rozwój nauki w ostatnich dziesięcioleciach pozwala jednak na coraz szybsze ustalenie tożsamości sprawców. Na dodatek śledczy uzbrojeni w nowe narzędzia pracy mogą wracać do dawnych spraw i doprowadzać do końca dochodzenia, które wcześniej wydawały się niemożliwe do rozwiązania. Przytoczone w tej książce historie ilustrują wielki postęp w zakresie śledztw w sprawach seryjnych zabójstw. Miejmy nadzieję, że przyczynią się do wprowadzenia kolejnych udoskonaleń na polu techniki kryminalistycznej.Rozdział 1
Szalony stolarz
Zbrodnie
W 1898 roku w niemieckiej wiosce Lechtingen zaginęły dwie dziewczynki. Hannelore Heidemann miała siedem lat, a jej koleżanka i sąsiadka Else Lanmeier – dziewięć. Często razem chodziły do szkoły, ale 9 września żadna z nich nie wróciła po zajęciach do domu. Zaniepokojone matki udały się razem w stronę budynku szkolnego, aby sprawdzić, co się stało z ich dziećmi, tam jednak dowiedziały się, że dziewczynki nie pojawiły się rano na lekcjach. Rozpoczęły się poszukiwania obejmujące okoliczne lasy, przyłączyli się do nich mieszkańcy wioski. Bliscy zaginionych odchodzili od zmysłów. Przepytywali wszystkich sąsiadów i znajomych, ale nikt nie przypominał sobie, by tamtego dnia widział Hannelore lub Else. Również w tych częściach lasu, gdzie dziewczynki lubiły się razem bawić, nie znaleziono żadnych śladów ich obecności. Na dodatek nie było to do nich podobne, by wagarować albo celowo swoim zachowaniem martwić rodziców. Powoli zapadał zmierzch i wszystko wskazywało na to, że poszukiwania dzieci trzeba będzie przerwać na noc, jednak parę osób nie ustawało w wysiłkach.
Właśnie wtedy uwagę jednego z poszukiwaczy przykuła jasna plama odcinająca się od szarzejących zarośli. Gdy podszedł bliżej, ujrzał zakrwawione dziecięce ramię, najwyraźniej oderwane od reszty ciała. Pozostałe kończyny odnaleziono w pobliżu, podobnie jak wypatroszony tułów i ubrania, które potwierdziły przypuszczenia co do tragicznego losu ofiary. Matka Hannelore rozpoznała szczątki córki, Else natomiast nadal pozostawała zaginiona.
Gęstniejący mrok utrudniał działania, jednak mieszkańcy wioski przerażeni odkryciem pierwszych zwłok nie zamierzali spocząć, dopóki nie odnajdą drugiego dziecka. Zdawali sobie sprawę, co to wszystko oznacza dla ich potomstwa. Godzinę później w gęstwinie krzaków natknięto się na ciało Else. Dziewczynka również została rozczłonkowana. Ludzie w pierwszym odruchu o bestialską napaść oskarżyli wilki – przecież żaden człowiek nie mógłby się dopuścić tak potwornej zbrodni.
Wieść rozeszła się po wiosce lotem błyskawicy, rodzice jeszcze bardziej zaczęli strzec swoich pociech. Myśl o wściekłym drapieżniku, który w każdej chwili mógł wyłonić się z lasu, napawała przerażeniem. Co gorsza, zaczęto się zastanawiać, czy sprawa nie dotyczy raczej człowieka, ale pozostającego pod wpływem nadprzyrodzonych mocy: wilkołaka. Pod koniec XIX wieku wierzono w istnienie tego typu stworzeń.
Już od XVI wieku we Francji i w Niemczech likantropia, czyli wilkołactwo, była chorobą diagnozowaną przez ówczesnych medyków, a niewykształcony lud uważał, że wilkołakami zostają ludzie, którzy zaprzedają dusze diabłu. Historyk i badacz folkloru Sabine Baring-Gould w swoim opracowaniu _Księga wilkołaków_1 zanotował, że w niektórych regionach likantropia szerzyła się niczym zaraza – donoszono o setkach przypadków tego zjawiska, czasami nawet całe rodziny okazywały się „watahami”, które oskarżano o brutalne morderstwa. Władze zlecały opracowanie i rozpowszechnianie broszur pouczających, co grozi ludziom przyłapanym na przekształcaniu się w zwierzęta, i przestrzegających przed zawieraniem diabelskich paktów.
Dziewiętnastowieczna rycina przedstawiająca wilkołaka napadającego na kobietę
Źródło: Za zgodą Wikimedia Commons
Urojenie wilkołactwa miało polegać na wewnętrznym przymusie, który sprawia, że osoba cierpiąca na tę chorobę odczuwa głód surowego mięsa, pod wpływem niezrozumiałych impulsów napada na ludzi, zapuszcza włosy, a nawet porusza się na czworakach susami naśladującymi zwierzęcy chód. W XIX wieku tego typu zachowaniami zaczęli zajmować się psychiatrzy, a w szczególności Richard von Krafft-Ebing, dyrektor zakładu dla obłąkanych nieopodal Grazu w Austrii i profesor psychiatrii w Strasburgu. W 1880 roku opublikował on usystematyzowaną klasyfikację diagnostyczną zaburzeń seksualnych, natomiast sześć lat później wydał opracowanie _Zboczenia umysłowe na tle zaburzeń płciowych_2, w którym szczegółowo opisał czterdzieści pięć przypadków, skupiając się w dużej mierze na sprawcach brutalnych zbrodni i ich wyjątkowo perwersyjnych praktykach. Między innymi przytoczył przykłady osób, które uważały się za wampiry, kanibali lub wilkołaki. Część z nich wgryzała się w świeże ludzkie ciała.
Badając powiązania między wybujałym pożądaniem seksualnym a skłonnościami do popełniania zabójstw, Krafft-Ebing stworzył „słownik perwersji”, a także ustalił standardy przeprowadzania analizy przypadku i diagnozowania. Jako pierwszy zgłębiał i starał się sklasyfikować „zabójstwa z lubieżności”, które nierzadko łączyły się z innymi aktami agresji i których w większości dopuszczali się biali mężczyźni.
Mieszkańcy Lechtingen wiedzieli tylko tyle, że dwie dziewczynki zostały brutalnie zamordowane. Garstka lokalnych policjantów, niedoświadczonych w tego typu dochodzeniach, przepytywała mieszkańców wioski, chcąc ustalić, czy zabójca nie kryje się wśród nich. Przy ciałach dzieci znaleziono guzik, który nie należał do żadnej z ofiar. Mogła to być przypadkowa zguba, funkcjonariusze jednak uznali, że guzik może należeć do mordercy. Był to jedyny ewentualny dowód rzeczowy w sprawie.
W trakcie przesłuchań padło nazwisko miejscowego stolarza Ludwiga Tessnowa. Ktoś widział, jak tamtego popołudnia wracał do wsi od strony lasu, a jego fartuch znaczyły ciemne plamy. Gdy policja udała się do domu mężczyzny, aby sprawdzić, co robił w dniu zdarzenia, ten odpowiedział, że fartuch często ma pobrudzony barwnikiem do drewna – i tyle. Poza tym stwierdził, że nie widział wtedy dziewczynek. Okazało się jednak, że guzik znaleziony na miejscu zbrodni był bardzo podobny do guzików od bluzy, która należała do Tessnowa i w której wyraźnie brakowało jednego guza.
Policjant przeszukujący warsztat stolarza znalazł puszkę z barwnikiem i „przez przypadek” wylał trochę jej zawartości na Tessnowa, aby zobaczyć, czy przypominała pozostałe plamy na fartuchu mężczyzny. Była do nich podobna. Funkcjonariusze nie mogli postawić stolarzowi żadnych zarzutów, musieli więc zakończyć śledztwo.
Tessnow wydawał się dziwny, ale w ciągu następnych czterech miesięcy, które spędził w okolicy, nie wydarzyło się nic podejrzanego. Gdy wyjechał z wioski, sąsiedzi odetchnęli z ulgą. Za to już wkrótce osoba stolarza miała wywołać niepokój wśród mieszkańców miasteczka oddalonego od Lechtingen o pięćset kilometrów.
Zatrzymanie
Mniej więcej w tym samym czasie naukowcy pracowali nad stworzeniem niezawodnych metod analizy składu i zachowania ludzkiej krwi. Za cel postawili sobie między innymi wynalezienie testu, który potrafiłby wykazać pochodzenie krwi – czy była ona ludzka, czy też zwierzęca. Przestępcy w tamtym okresie często twierdzili, że plamy na ich ubraniu to ślady po krwi zwierzęcia, i nie istniał żaden sposób, aby udowodnić im kłamstwo. W 1841 roku przedstawiono rozwiązanie polegające na podgrzewaniu krwi zmieszanej z substancją chemiczną i wąchaniu zapachu powstałego w wyniku reakcji, ale nie zawsze się to sprawdzało.
W ciągu następnych dziesięciu lat polski lekarz Ludwik Teichmann opracował metodę rozpuszczania krwi z roztworem chlorku, jodku i bromku sodu w kwasie octowym, dzięki czemu wykazał, że hemoglobinę można zmienić w heminę, krystalizującą w postaci możliwych do zbadania kryształków. Test Teichmanna, który pozwala na wykrycie obecności krwi i odróżnienie jej od innych substancji chemicznych, stosowano przez następne pół wieku, dopóki kolejny naukowiec nie wynalazł lepszej metody.
Już w 1875 roku część środowiska medycznego była przekonana o istnieniu różnych odmian krwi. Jednak dopiero w 1901 roku austriacki doktor Karl Landsteiner z Instytutu Patologii i Anatomii Uniwersytetu Wiedeńskiego zdołał wyróżnić trzy odrębne grupy. Próbki do badań pobierał od współpracowników i za pomocą wirówki oddzielał surowicę od czerwonych krwinek. Następnie umieszczał próbki w różnych probówkach, by zmieszać krew pobraną od jednego uczestnika badania z krwią innych. Zaobserwował, że część próbek się łączy, natomiast pozostałe się oddzielają. W wyniku swojej pracy określił trzy grupy krwi, identyfikując je na podstawie czynnika zwanego antygenem, którego główną funkcją jest produkowanie przeciwciał zwalczających infekcje. W surowicy krwi grupy A znajdowały się antygen A i przeciwciała anty-B, ale nie stwierdzono antygenu B. W grupie B był obecny antygen B, ale brakowało antygenu A. Trzecia możliwa reakcja zachodziła w ostatniej grupie krwi, nazwanej C, a następnie przemianowanej na zero, ponieważ nie wykryto w niej ani antygenu A, ani B.
Dwa lata później doktor Adriano Sturli odkrył grupę krwi, w której występowały obydwa antygeny, dlatego nazwano ją AB. Oczywiste się stało, że grupę krwi dziedziczymy po rodzicach, co wykorzystano przy opracowaniu testów na ojcostwo.
W tym samym 1901 roku inny niemiecki biolog skupił się w badaniach na różnicach między krwią zwierzęcą i ludzką. Paul Uhlenhuth z Instytutu Higieny w Greifswaldzie chciał stworzyć surowicę przeciwko pryszczycy. W trakcie jednego z eksperymentów zaobserwował wyraźną reakcję zachodzącą między przeciwciałami a antygenem. Gdy zwierzęta zaszczepiono, aby zapobiec zakażeniu „zarazą pyska i racic”, w reakcji na wprowadzenie obcej substancji do organizmu krew wytworzyła substancje obronne. Te związki, zwane precypitynami, można było wykorzystać do rozróżniania protein.
Gdy Uhlenhuth wstrzyknął królikowi proteiny pochodzące z kurzego jaja, a następnie surowicę królika połączył z białkiem jajka, okazało się, że proteiny jaja wytrąciły się z zawiesiny, tworząc precypitynę. Kolejnym przełomem było ustalenie, że każde zwierzę ma odrębne dla swojego gatunku białka krwi.
Ludzie również.
Te odkrycia pociągnęły za sobą lawinę zmian w środowisku kryminalistyki. Koroner zwrócił się do Uhlenhutha z prośbą o zbadanie plam krwi pochodzenia zwierzęcego i ludzkiego, a wyniki testów okazały się całkowicie wiarygodne. Śledczy mogli od tej pory określać grupę krwi ofiary i sprawcy oraz weryfikować pochodzenie śladów krwi na ubraniu podejrzanych. Co prawda policjanci z Lechtingen nie mogli jeszcze skorzystać z tego typu badań, jednak postęp w medycynie sprawił, że następnym razem Tessnow nie zdołał się już tak łatwo wywinąć. Chociaż gdyby przeprowadził się jeszcze dalej, jego losy mogłyby się potoczyć inaczej.
W niedzielę 1 lipca 1901 roku w pobliżu uzdrowiskowej miejscowości Göhren, położonej na wyspie Rugia w powiecie Vorpommern-Rügen, zaginęła kolejna dwójka dzieci. Sześcioletni Peter Stubbe bawił się na dworze ze swoim starszym bratem Hermannem. Chłopcy pobiegli do lasu. Mijały godziny, ale nikt się nie martwił. Okolica uchodziła za bezpieczną. Dopiero gdy dzieci nie wróciły na kolację, rodzice zaczęli się niepokoić. Przeszukali najbliższe otoczenie, ale nie natrafiwszy na żaden ślad po chłopcach, poprosili sąsiadów o pomoc. Zapadał zmrok, a dzieci wciąż nie było. Rodzice musieli wstrzymać się z poszukiwaniami do rana.
O świcie przypadkowy przechodzień natknął się na ciała na polanie. Zamordowani chłopcy leżeli obok siebie, czaszki mieli strzaskane kamieniem. Podobnie jak w przypadku dziewczynek z Lechtingen, ręce i nogi ofiar zostały oderwane od ciał i rozrzucone. Młodszy chłopiec miał poderżnięte gardło i rozpruty brzuch, z którego wylewały się wnętrzności. Narządy płciowe i nogi starszego chłopca odnaleziono w innym miejscu. Morderca usunął również serce jednego z braci.
Ta zbrodnia nie mieściła się nikomu w głowie. Niemal po sąsiedzku tłumy turystów zażywały wypoczynku na nieskazitelnie czystych plażach. Jak to możliwe, że w lasach nieopodal mieszkała tak straszliwa bestia?
Trzy tygodnie wcześniej pewien rolnik doniósł, że ktoś zabił siedem owiec z jego stada i pozostawił ich ciała w podobnym stanie. Hodowca zeznał, że widział uciekającego nieznajomego mężczyznę.
Miejscowa policja przesłuchała wszystkich okolicznych mieszkańców. Okazało się, że sprzedawca owoców zauważył chłopców w towarzystwie stroniącego od ludzi stolarza Ludwiga Tessnowa. Z kolei sąsiad Tessnowa zeznał, że 1 lipca mężczyzna miał na sobie poplamioną odzież.
Śledczy udali się do stolarza. Ten stwierdził, że nie wie nic o losach dwóch chłopców, i nie pamiętał, aby kiedykolwiek z nimi rozmawiał. Szczegółowo opowiedział również, co robił w dniu zdarzenia. W trakcie przeszukania domu Tessnowa funkcjonariusze znaleźli świeżo wyprane ubrania, na których widniały ledwo widoczne ślady po plamach. Stolarz ponownie zarzekał się, że są to pozostałości barwnika do drewna. Policjanci przewieźli jednak Tessnowa do miasteczka, aby hodowca zarżniętych owiec mógł się mu przyjrzeć. Rolnik rozpoznał w stolarzu mężczyznę, który zbiegł z jego gospodarstwa. Wtedy zapadła decyzja o konfiskacie poplamionej odzieży Tessnowa i bacznej obserwacji jego dalszych posunięć. Śledczy wiedzieli, że muszą przyłapać go na gorącym uczynku, najlepiej tuż przed dokonaniem kolejnej zbrodni.
Miejscowy sędzia Johann-Klaus Schmidt przypomniał sobie sprawę dzieci z Lechtingen. Skontaktował się z tamtejszymi władzami i dowiedział się, że również w sprawie dziewczynek Tessnow był głównym podejrzanym, a najważniejszy dowód stanowiły ubrania noszące ślady krwi. Takiej zbieżności faktów nie można było zlekceważyć. Sędzia Schmidt umówił się na spotkanie z prokuratorem Ernstem Hubschmannem, który jak się okazało, był świeżo po lekturze artykułu Uhlenhutha _Eine Methode zur Unterscheidung der verschiedenen Blutarten_3 (Metoda badania różnych odmian krwi). Sędzia, nie zwlekając, przesłał Uhlenhuthowi skonfiskowaną odzież i kamień uznany za narzędzie zbrodni, ten zaś rozpuścił liczne plamy w destylowanej wodzie i wykonał opracowany przez siebie test. Niektóre zacieki rzeczywiście powstały w wyniku zafarbowania materiału bejcą do drewna, ale w siedemnastu zmazach naukowiec wykrył ślady krwi zarówno zwierzęcej (owczej), jak i ludzkiej. Na kamieniu również znajdowały się resztki ludzkiej krwi.
Gdy Uhlenhuth przekazał wyniki swoich badań, Tessnowa natychmiast zatrzymano i postawiono przed sądem. W trakcie procesu naukowiec wystąpił w roli biegłego, żeby wyjaśnić, na jakiej zasadzie działały jego testy. Stolarz został uznany za winnego i skazany na karę śmierci. Gdy wydawało się, że sprawę zabójstwa dziewczynek również można już zamknąć, Tessnow doznał ataku epileptycznego. Rozpoczęły się kolejne badania lekarskie, sześciu powołanych biegłych stwierdziło u stolarza niepoczytalność, jednak ich orzeczenia nie uratowały skazanego przed karą. Podczas rozprawy apelacyjnej potwierdzono winę Tessnowa, a następnie pojawiły się oficjalne doniesienia o jego straceniu. Choć istniały domysły, że sąd w tajemnicy złagodził wymiar kary, jednocześnie rozpuszczając informację o rzekomej śmierci skazańca.
W skrócie
Imię i nazwisko: Ludwig Tessnow
Kraj: Niemcy
Data urodzenia: 15 lutego 1872 r.
Data zgonu: 1904 r.
Okres działalności jako zabójca: 1898–1901
Liczba znanych ofiar: 4
Data aresztowania: 2 lipca 1901 r.
Tessnow prawdopodobnie cierpiał na nieopanowaną żądzę mordu, którą Krafft-Ebing zidentyfikował u innych zabójców popełniających przestępstwa na tle seksualnym. W psychice tego typu osób kształtują się dewiacyjne motywy seksualne, które przeradzają się w dręczące fantazje. Gdy w końcu brutalne marzenia zostają zrealizowane, mordercy szukają kolejnych okazji do ich wcielenia w życie. Parafilie związane z agresją wobec innych osób niosą ze sobą potencjalne zagrożenie. Kompulsywna natura sprawców często jednak skłania ich do popełniania błędów. Tessnow nie mógł przewidzieć przełomu w dziedzinie nauki, który doprowadził do jego pojmania, ale zdawał sobie sprawę z tego, że ciążą na nim podejrzenia. Nowe odkrycia naukowe początkowo były znane bardzo niewielu osobom, dlatego gdyby nie szczęśliwy zbieg okoliczności, medycyna sądowa nie zdołałaby się przyczynić do rozwiązania tej wstrząsającej sprawy.
1 S. Baring-Gould, _Księga wilkołaków_, tłum. M. Skierkowski, Wrocław 2013 (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
2 R. von Krafft-Ebing, _Zboczenia umysłowe na tle zaburzeń płciowych (psychopatia sexualis): opaczne czucie płciowe. Studyum sądowo-lekarskie dla użytku prawników i lekarzy_, tłum. A. Fabian, Kraków 1888.
3 P. Uhlenhuth, _Eine Methode zur Unterscheidung der verschiedenen Blutarten, im besonderen zum differentialdiagnostischen Nachweise des Menschenblutes_, „Deutsche Medizinische Wochenschrift” 1901, nr 7, 8.Rozdział 2
Zabójca ze ścieżki
Źródło: Science Source: Neville Chadwick
Zbrodnie
Dwudziestego pierwszego listopada 1983 roku piętnastoletnia Lynda Mann odwiedziła swoją przyjaciółkę Karen. Czuła się bezpieczna w rodzinnym miasteczku Narborough położonym w angielskim hrabstwie Leicestershire. Gdy około godziny dziewiętnastej pożegnała się z Karen i ruszyła w drogę powrotną do domu, przeszła przez sąsiednie miasteczko Enderby, po czym skręciła w stronę skrótu, nazywanego Black Pad, który prowadził przez zagajnik do miasteczka Lyndy. Dróżka biegła obok terenu miejscowego szpitala psychiatrycznego. Powoli zapadał zmrok i być może dziewczyna zdążyła zobaczyć księżyc w pełni, zanim ktoś ją zaatakował.
Po godzinie pierwszej w nocy ojczym Lyndy, Eddie Eastwood, zawiadomił policję, że przybrana córka długo nie wraca od koleżanki. Eastwood wyszedł wcześniej sam jej poszukać. Później się dowie, że przechodził tuż obok ciała dziewczyny, ale nie zauważył go i w końcu przerwał poszukiwania na czas nocy.
O świcie pracownik szpitala psychiatrycznego w drodze do pracy natknął się na częściowo nagie ciało Lyndy. Ktoś zdjął z niej dżinsy, buty i rajstopy. Apaszka pozostała na szyi, kurtka była podciągnięta do góry, a nos dziewczyny zakrwawiony.
Nadinspektor z wydziału kryminalnego David Baker stanął na czele zespołu śledczego. Na miejsce zdarzenia przyjechała ekipa policyjna z psami tropiącymi, część funkcjonariuszy została oddelegowana do badania śladów. Wszystko wskazywało na to, że Lynda została przed śmiercią zgwałcona. Ciało przewieziono do kostnicy, a sekcja zwłok potwierdziła gwałt. Przyczyną zgonu było uduszenie. Pobrano próbki nasienia do zbadania obecności antygenów i ustalenia grupy krwi za pomocą najlepszych testów, jakimi dysponowano w tamtych czasach. Okazało się, że gwałciciel miał grupę krwi A, podobnie jak dziesięć procent mężczyzn w Anglii.
Naturalnie podejrzenia w pierwszej kolejności padły na pacjentów szpitala psychiatrycznego, ale dyrektor placówki zapewniał, że feralnej nocy nikt nie opuszczał budynku. Badania krwi wykonane u tych podejrzanych, którzy byli gotowi do współpracy, dały wynik negatywny.
Dwa i pół roku później kolejna dziewczyna z tej samej okolicy padła ofiarą napaści.
Miejscowości Enderby i Narborough łączyła jeszcze jedna ścieżka, Ten Pound Lane, oddalona od skrótu Black Pad o niecały kilometr i również wiodąca przez zagajnik. Trzydziestego pierwszego lipca 1986 roku piętnastolatka Dawn Ashworth poszła odwiedzić przyjaciół. Gdy wieczorem nie wróciła do domu, rodzina rozpoczęła poszukiwania wzdłuż dróżek Black Pad i Ten Pound Lane. Późnym wieczorem rodzice Dawn zadzwonili na policję. Następnego ranka funkcjonariusze wyruszyli w teren z psami tropiącymi. W pobliżu Ten Pound Lane odnaleziono kurtkę dziewczyny. Drugiego dnia poszukiwań znaleziono ciało.
Podobnie jak Lynda Mann, Dawn również została rozebrana od pasa w dół. Leżała na lewym boku z podciągniętymi kolanami. Z waginy sączyła się krew. Sekcja zwłok wykazała, że doszło do penetracji zarówno pochwy, jak i odbytu, natomiast zgon nastąpił w wyniku ręcznego uduszenia. Badanie nasienia potwierdziło, że grupa krwi sprawcy zgadzała się z grupą krwi mordercy Lyndy. Ponieważ oględziny miejsca zdarzenia wskazywały na to, że Dawn stawiała opór, policja opublikowała w prasie ogłoszenie z prośbą do mieszkańców o zwracanie uwagi na mężczyzn ze świeżymi śladami zadrapań.
Ktoś zauważył, że zatrudniony w szpitalu siedemnastoletni pomocnik kuchenny R.B. kręcił się w okolicy ścieżki Ten Pound Lane. Z wyraźnym zainteresowaniem obserwował działania policji, podszedł nawet do jednego z funkcjonariuszy, aby donieść, że widział dziewczynę zmierzającą w stronę bramy. Zachowywał się tak, jak gdyby był przekonany o śmierci dziewczyny, zanim odnaleziono jej ciało, dlatego został aresztowany.
Odpowiedzi R.B., myślącego dość wolno jak na swój wiek, były niespójne. W końcu przyznał, że rozmawiał z Dawn i odprowadził ją kawałek ścieżką do domu. Nie krył się też z zamiłowaniem do oglądania pornografii, a mówiąc o dziewczynach, używał obraźliwego określenia „zdziry”. W późniejszych przesłuchaniach chłopak dodał kolejny szczegół: stwierdził, jakoby widział mężczyznę z laską, który szedł za Dawn. Gdy jednak funkcjonariusze oświadczyli R.B., że podejrzewają go o udział w zabójstwie, ten przyznał się do morderstwa, po czym tłumaczył, iż był wtedy pijany. Nie chciał skrzywdzić dziewczyny, przekonywał, że chyba wpadł w jakiś trans, bo nie pamięta momentu zbrodni. Za chwilę chłopak równie nagle zaprzeczył wszystkiemu, co przed chwilą zeznał. Ostateczna wersja, która padła podczas przesłuchania, zawierała wyznanie, że R.B. widział ciało Dawn i odbył ze zwłokami stosunek.
Większość oświadczeń R.B. nie pokrywała się z faktami ustalonymi w trakcie dochodzenia, chociaż jakimś cudem chłopak wiedział o szczegółach, które nie zostały podane do wiadomości publicznej. R.B. nie przyznawał się również do zabójstwa pierwszej ofiary, Lyndy Mann. Grupa krwi ustalona na podstawie pobranych próbek nasienia wskazywała na to, że obydwie zbrodnie popełnił ten sam sprawca. Jednak zgodność grupy krwi była zbyt słabym dowodem na to, że R.B. jest jedynym mężczyzną, któremu można przypisać obydwa gwałty i morderstwa. Na dodatek badanie nasienia bardziej wykluczało chłopaka z grona podejrzanych, niż go obciążało, ponieważ w jego spermie nie znaleziono pewnych cech charakterystycznych dla nasienia sprawcy. Policja nie dysponowała jednak innym podejrzanym. Śledczy potrzebowali, aby przyznał się do obu zabójstw.
Matka R.B. zapewniała synowi alibi, ale jej zeznania zlekceważono, skupiając się na oświadczeniach kilku młodych dziewczyn z miasteczka, które twierdziły, że chłopak je również zaczepiał na tle seksualnym. Z kolei ojciec R.B. przeczytał o wynalezieniu testów DNA dowodzących pokrewieństwa i z powodzeniem wykorzystywanych w sprawach o ustalenie ojcostwa w pobliskim mieście Leicester. Gdy poinformował o tym adwokata, ten nakłonił śledczych do wykonania dodatkowego badania nasienia R.B. Nadinspektor David Baker również zainteresował się odkryciem nowego sposobu testowania DNA i skontaktował się z doktorem Alekiem Jeffreysem, genetykiem pracującym nad przełomową metodą, z prośbą o pomoc. To połączenie sił okaże się jednym z najważniejszych zdarzeń w historii techniki dochodzeniowej.
W 1984 roku Jeffreys, specjalista z zakresu biologii molekularnej, wykorzystał badanie DNA do rozwiązania sporu dotyczącego kwestii imigracji, a konkretnie chłopca z Ghany, który twierdził, że ma matkę Brytyjkę, a wobec tego prawo do zamieszkania razem z nią w Wielkiej Brytanii. Naukowiec i jego współpracownicy z laboratorium Uniwersytetu Leicester poszukiwali niewielkiego fragmentu ludzkiego DNA noszącego indywidualną charakterystykę, ponieważ ten fragment umożliwiałby o wiele dokładniejsze różnicowanie między ludźmi niż badanie grupy krwi i pozwalał na precyzyjną identyfikację tożsamości.
Wyniki badań opublikowało renomowane czasopismo naukowe „Nature”. W artykule Jeffreys dowodził, że indywidualne sekwencje DNA są niepowtarzalne i nie odnajdzie się ich u żadnej innej osoby żyjącej obecnie, w przeszłości czy też w przyszłości. W 1985 roku naukowiec udzielił gazecie z Leicester wywiadu, w którym zapewniał: „Ta nowa metoda może oznaczać przełom w wielu dziedzinach, również identyfikacji sprawców przestępstw na podstawie niewielkiej próbki krwi pozostawionej na miejscu zbrodni”.
Jeffreys znał historię zabójstw obu dziewcząt z okolicy. Gdy odezwał się do niego nadinspektor Baker, zgodził się przebadać materiał biologiczny związany ze sprawami. Próbki z miejsc zdarzeń spakowano i wysłano do laboratorium razem z próbką krwi pobraną od R.B. Chociaż materiał dotyczący Lyndy Mann uległ już częściowemu rozkładowi, naukowiec podjął wysiłek przeprowadzenia dokładnej analizy.
W wyniku badania stworzono profil genetyczny gwałciciela Lyndy Mann. Następnie przetestowano nasienie pobrane w sprawie Dawn Ashworth i porównano rezultaty. Jeffreys nie miał wątpliwości, że sperma pochodziła od tej samej osoby – jednak tą osobą nie był R.B., który niesłusznie przyznał się do winy i przypadkowo stał się pierwszym człowiekiem oczyszczonym z zarzutów dzięki badaniom DNA.
Gwałciciel i zabójca dwóch piętnastolatek, kimkolwiek był, pozostawał na wolności. Baker musiał teraz odnaleźć i aresztować seryjnego zabójcę popełniającego morderstwa na tle seksualnym, który mógł ponownie zaatakować. Musiał również uporać się z podejrzanym fałszywie przyznającym się do winy. Gdy śledczy spytali R.B., dlaczego skłamał, chłopak odpowiedział, że działał pod wpływem presji. Ponieważ znał fakty na temat miejsca zdarzenia, których nie podawano do powszechnej wiadomości, policjanci domyślili się, że mógł znaleźć ciało przed policją. Być może też sami śledczy przez nieuwagę pokazali lub powiedzieli R.B. coś, co później chłopak wykorzystał, aby rozładować napięcie narastające podczas przesłuchania. W następnych dziesięcioleciach badania DNA wykażą, że od piętnastu do dwudziestu procent wyroków skazujących zapadło w wyniku fałszywego przyznania się do winy.
R.B. został zwolniony z aresztu, a śledczy wrócili do punktu wyjścia. Jednak tym razem mieli do dyspozycji nowe narzędzie, badanie DNA, postanowili więc poddać testom każdego mężczyznę z okolicy. Była to pierwsza w historii obława policyjna przeprowadzona za pomocą testów materiału genetycznego, posunięcie śmiałe i kosztowne. Funkcjonariusze poprosili chłopców i mężczyzn w wieku od 14 do 31 lat zamieszkujących Narborough i pobliskie miasteczka o dostarczenie próbki krwi. Zgłosiło się ponad cztery i pół tysiąca ochotników, większość z nich wyeliminowano na podstawie zwykłego badania krwi. Jednak próbki z grupą krwi odpowiadającą grupie mordercy zostały przesłane do dalszej analizy DNA. Ponieważ wydawało się mało prawdopodobne, by zabójca pragnął poddać się badaniu, które dowiedzie jego winy, policja wypatrywała osób uchylających się od wzięcia udziału w weryfikacji. Zamiast więc szukać igły w stogu siana, rozglądano się za kimś, kto nie chciał w ogóle podejść do stogu.
Procedura badania krwi obejmowała wylegitymowanie się dowodem tożsamości i wypełnienie kwestionariusza. Jednak oprócz paszportów i kart zatrudnienia, które sporadycznie pojawiły się w badaniu, inne dowody tożsamości nie zawierały zdjęć. Ostatecznie pierwsza obława przy wykorzystaniu testów DNA zakończyła się fiaskiem – nie wyłoniono nowych podejrzanych. Natomiast we wrześniu 1987 roku do policji dotarła informacja o podejrzanym incydencie.
Zatrzymanie
Pewna kobieta przypadkiem usłyszała rozmowę piekarza o nazwisku Ian Kelly, który w pubie opowiadał, że oddał swoją próbkę krwi zamiast próbki przyjaciela Colina Pitchforka. Dwudziestoośmioletni Pitchfork był znanym policji złodziejem i ekshibicjonistą, miał jednak żonę i dziecko. Aby ochronić rodzinę przed poznaniem tajemnic przeszłości, poprosił kolegę o pomoc w podmianie próbek, a ten się zgodził. Gdy policja aresztowała Iana Kelly’ego za udaremnienie prawidłowego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, piekarz przyznał się do współpracy z Pitchforkiem, która wstrzymała dochodzenie na osiem miesięcy. Według zeznań Kelly’ego Pitchfork miał twierdzić, że oddał próbkę krwi za innego mężczyznę i nie chciał oddawać za siebie, ponieważ przysporzyłoby mu to kłopotów, gdyby policja odkryła oszustwo. Pitchfork zapewnił również Kelly’emu fałszywy paszport do identyfikacji tożsamości podczas badania.
Śledczy przypomnieli sobie, że przesłuchiwali już Pitchforka. Było to po zabójstwie Lyndy Mann w 1983 roku. Wtedy utrzymywał, że w czasie morderstwa opiekował się dzieckiem, ponieważ żona była na zajęciach w szkole wieczorowej. Jego wersję sprawdzono i potwierdzono, więc został wyeliminowany z kręgu podejrzanych. Teraz z powrotem wciągnięto go na listę.
Aresztowano Pitchforka i tym razem przyznał się do winy. Zeznał, że jadąc z dzieckiem samochodem, zauważył Lyndę Mann. Na początku chciał jedynie się obnażyć, ale w trakcie tego aktu jego podniecenie bardzo wzrosło, przeradzając się w impuls do dokonania gwałtu. Dziewczyna uciekła do lasu, Pitchfork zaś pobiegł za nią, zanim zrozumiał, że będzie musiał ją zabić, aby nie doniosła na niego na policję. Zgwałcił i udusił swoją ofiarę. Po powrocie do samochodu dziecko, które zostawił w foteliku, wciąż spało, pojechał więc do domu, żeby się umyć przed odebraniem żony ze szkoły. Opieka nad dzieckiem okazała się dobrym alibi.
Pitchfork przyznał się również do zabicia Dawn Ashworth, ale zaprzeczał dopuszczenia się gwałtu analnego. Twierdził również, że ukrył ciało w innym miejscu niż to, w którym znalazła je policja, co podsuwało myśl, że R.B. lub ktoś inny natknął się na zwłoki, odbył z nimi stosunek analny, po czym ukrył je ponownie.
Pitchfork przyznał się także do próby gwałtu na szesnastolatce, która nie zgłosiła się na policję, oraz opowiedział szczegółowo o planach dotyczących uciszenia Iana Kelly’ego. W trakcie składania zeznań mężczyzna ujawnił, że już w dzieciństwie czuł się inny i gorszy od rówieśników. W wieku jedenastu lat zaczął obnażać się przed dziewczętami, co wywoływało w nim poczucie mocy. W końcu go nakryto, ale upokorzenie z tym związane nie powstrzymało go przed kolejnymi aktami ekshibicjonizmu. Po ślubie kontynuował tę praktykę seksualną, która z czasem miała eskalować w zachowania o wiele bardziej agresywne. Większość ekshibicjonistów nie zostaje gwałcicielami ani mordercami; jeśli jednak akty obnażania się karmią głęboko ukryte pragnienie, które ulega zaspokojeniu poprzez dodatkowe fantazje seksualne, zachowania stają się nałogowe. I tak jak w wypadku innych nałogów, potrzeba stymulacji ciągle wzrasta – a czasami rozwija się w kierunku przemocy.
Żeby potwierdzić prawdziwość zeznań Pitchforka, policja wysłała jego krew do badań DNA.
Jeffreys przeprowadził badanie RFLP – polimorfizmu długości fragmentów restrykcyjnych, procedurę długą i kosztowną, wymagającą sporej ilości materiału biologicznego (prawie litr). Wyniki nie zaskoczyły nikogo. Profil genetyczny Pitchforka pasował do obu próbek nasienia.
W skrócie
Imię i nazwisko: Colin Pitchfork
Kraj: Anglia
Data urodzenia: 23 marca 1960 r.
Data zgonu: nie dotyczy
Okres działalności jako zabójca: 1983–1986
Liczba znanych ofiar: 2
Data aresztowania: 7 września 1987 r.
Colin Pitchfork jest pierwszą osobą uznaną za winną morderstwa na podstawie badania zwanego „genetycznym odciskiem palca”. Dwudziestego drugiego stycznia 1988 roku Pitchfork został dwukrotnie skazany na karę dożywotniego więzienia.
Ta sprawa wywoływała zainteresowanie mediów na całym świecie i na stałe zmieniła sposób prowadzenia dochodzeń, w których pojawiają się ślady biologiczne. Doktor Jeffreys za wkład w rozwój nauki i kryminalistyki otrzymał z rąk brytyjskiej królowej tytuł szlachecki.
W Stanach Zjednoczonych badanie DNA zderzyło się z tak zwaną regułą Frye’a, zanim mogło na stałe zagościć w salach rozpraw. Musiało więc okazać się metodą uzasadnioną naukowo, przebadaną zarówno w teorii, jak i w praktyce, podlegającą jednoznacznej interpretacji oraz pozytywnie ocenioną przez amerykańskich akademików biegłych w danej dziedzinie.
Na gruncie amerykańskim pierwsza rozprawa, w której prezentowano materiał dowodowy pod kątem analizy DNA, odbyła się w 1987 roku. Dotyczyła gwałtu, o który oskarżono Tommiego Lee Andrewsa, i była dość złożona, ostatecznie jednak sędzia zgodził się przyjąć metodę badania DNA jako dowód w sprawie. Co prawda prokurator przeszacował siłę dowodu opartego na przebadaniu tylko jednej, pobranej od oskarżonego próbki, ale cała sprawa otworzyła drogę do dużych zmian prawnych. Środowiska naukowe zaczęły skrupulatnie sprawdzać metodę badań DNA i chociaż dość szybko zyskiwała ona aprobatę w coraz szerszych kręgach, co jakiś czas podważano interpretację wyników testów oraz wytykano niedbałe przechowywanie próbek wykorzystywanych jako dowody w sprawie. Nie istniały jeszcze przepisy o zapewnieniu odpowiednich laboratoryjnych warunków i coraz częściej laboratoria przysparzały problemów prokuratorom, ponieważ adwokaci prędko nauczyli się wykorzystywać słabości systemu. Ta sytuacja skłoniła nowojorskich prawników Barry’ego Schecka i Petera Neufelda do założenia Grupy Roboczej do spraw Badań DNA pod egidą Ogólnokrajowego Stowarzyszenia Karnistów zrzeszającego specjalistów prawa karnego. Grupa ta miała na celu utworzenie standardów dotyczących wykorzystania analiz DNA w ekspertyzie sądowej. W czasie między pobraniem a zbadaniem próbki może wydarzyć się wiele różnych rzeczy, dlatego sądy zostały zmuszone do ponownego rozpatrzenia dowodów opartych na testach DNA i wydania nowych orzeczeń, w każdej ze spraw indywidualnie. Na podstawie pierwszej sprawy z wykorzystaniem testów DNA prowadzonej przez laboratoria FBI w 1989 roku organizacja ta opublikowała wytyczne ze standardami zapewniającymi prawidłową jakość badań.
Sprawa Pitchforka pokazała, że testy DNA mają ogromną siłę, nie tylko jeśli chodzi o skazywanie winnych, ale i oczyszczanie z zarzutów niewinnych. Scheck i Neufeld założyli organizację Innocence Project1, która jako pierwsza podjęła wysiłki, aby badania materiału genetycznego służyły również osobom niesłusznie oskarżonym i skazanym.
1 Innocence Project (ang.) – Projekt Niewinność.CZĘŚĆ TRZECIA
BŁĘDY I ZŁE DECYZJE
Chociaż w opisanych w tej części dochodzeniach policja wykonała naprawdę solidną robotę, do pomyślnego rozwiązania spraw przyczynili się sami sprawcy, popełniając błędy. Przestępcy często uważają się za sprytniejszych od funkcjonariuszy. Gdy uda im się uniknąć odpowiedzialności za zabójstwo, rośnie ich pewność siebie, która czasami przeradza się w lekkomyślność i niedbalstwo. Niektóre z ich pomyłek wydają się zbyt absurdalne, by mogły być prawdziwe, ale warto pamiętać, że narcystyczny rys potrafi skutecznie utwierdzić mordercę w poczuciu wszechmocy.CZĘŚĆ PIĄTA
PODDANIE SIĘ
Zdarza się to rzadko, ale bywa, że seryjny zabójca inicjuje swoje aresztowanie. Czasami zostaje zatrzymany w związku z innym wykroczeniem i wtedy zaczyna zeznawać (niekiedy podając fałszywe informacje). Innym razem czuje się już osaczony. Kilku zabójców wyraziło skruchę i chęć zaprzestania zbrodniczej działalności. Przekonanie, że wszyscy seryjni mordercy _chcą_ zostać złapani, jest mitem, ale w kilku przypadkach pragnienie zatrzymania okazało się prawdziwe.NOTA O AUTORCE
Doktor Katherine Ramsland jest prorektorem Uniwersytetu DeSales w Pensylwanii, na którym wykłada psychologię sądową i kryminologię. Opublikowała ponad tysiąc artykułów i sześćdziesiąt osiem książek. Wystąpiła w ponad dwustu filmach dokumentalnych i programach telewizyjnych dotyczących przestępczości, była również konsultantem seriali _CSI: kryminalne zagadki Miami i Los Angeles_, _Kości_, _Alienista_ oraz pełnomocnikiem producenta programu _Murder House Flip_. Obecnie prowadzi blog „Shadow-boxing” na portalu „Psychology Today” oraz organizuje dla wydziałów zabójstw szkolenia dotyczące wyjątkowo groźnych przestępców.