Jak zrozumieć dziecko? Wpływ ciała i umysłu na dziecięce emocje i zachowania. Samo Sedno - ebook
Jak zrozumieć dziecko? Wpływ ciała i umysłu na dziecięce emocje i zachowania. Samo Sedno - ebook
Masz czasami wrażenie, że twoje dziecko robi ci na złość? Żadne rozmowy, tłumaczenia, nagrody czy zachęty nie działają, gdy próbujesz nakłonić je do współpracy?
Dr Mona Delahooke, psycholożka kliniczna i terapeutka, wyjaśnia, że za każdym zachowaniem dziecka stoi jakaś konkretna potrzeba i nie zawsze jest ono w stanie kontrolować swoich reakcji ze względu na powoli dojrzewający układ nerwowy. Zamiast więc dyscyplinować dziecko, lepiej skorzystać z podejścia uwzględniającego jego psychologię i biologię – sensoryczne doświadczenia i emocje.
W tym poradniku dowiesz się, jak:
– poznać po zachowaniu dziecka, z czym sobie akurat nie radzi, aby właściwie na to odpowiedzieć,
– dostrzegać i interpretować sygnały ciała wysyłane przez dziecko,
– dbać o dobre samopoczucie malucha z szacunkiem dla jego potrzeb, wspierając jego rozwój emocjonalny i umiejętności społeczne,
– w końcu przestać się obwiniać i stresować decyzjami, jakie codziennie podejmujesz w związku z rolą rodzica.
O autorce:
dr Mona Delahooke – licencjonowana psycholożka kliniczna z ponad trzydziestoletnim doświadczeniem w pracy z dziećmi i ich rodzinami. Członkini Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego. Autorka książki Co kryje zachowanie? Prowadzi liczne wykłady, szkolenia i konsultacje dla rodziców, organizacji oraz szkół. Mieszka i pracuje w rejonie Los Angeles.
O książce:
Jako rodzice często szukamy idealnej instrukcji obsługi dziecka. Tymczasem najskuteczniejszą strategią jest uważna obserwacja sygnałów płynących z jego ciała. Zamiast oceniać, najpierw włączamy ciekawość i jednocześnie dbamy o swój dobrostan. Dopiero wtedy możemy pomóc dziecku wyregulować jego układ nerwowy. Relacja oparta na bezpieczeństwie i miłości tworzy warunki do harmonijnego rozwoju. Dr Mona Delahooke pięknie przypomina o tym, co w rodzicielstwie jest najważniejsze.
Agnieszka Pawłowska, psycholożka, nauczycielka mindfulness i compassion, autorka serii książek Kraina uważności
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67219-66-2 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gdy tylko usłyszałam w telefonie głos Janine, od razu wiedziałam, że jest zrozpaczona.
Jej czteroletni syn Julian sprawił, że straciła panowanie nad sobą. To, co się zaczęło jako typowa wyprawa na zakupy, wymknęło się spod kontroli i zakończyło katastrofą na sklepowym parkingu, wskutek czego Janine przyszło się mierzyć zarówno z gniewem, jak i silnym poczuciem wstydu.
Następnego ranka, gdy siedziała na kanapie w moim gabinecie i relacjonowała całe zajście, wciąż targały nią silne emocje. Janine w żadnym razie nie była nowicjuszką, gdy chodziło o radzenie sobie z dziećmi. Zanim została mamą, przez dziesięć lat pracowała w szkole podstawowej jako nauczycielka drugich klas i robiła to tak dobrze, że doczekała się licznych nagród za osiągnięcia zawodowe. Z kolei Julian był chłopcem, który rozwijał się bardzo szybko: w wieku jedenastu miesięcy już chodził, a przed pierwszymi urodzinami potrafił wypowiadać kilka słów. Czasami jednak miał duże problemy z kontrolowaniem emocji i wykonywaniem poleceń. Nawet jeśli jego mama oferowała mu nagrodę za dobre zachowanie, Julian i tak nie chciał się podporządkować.
Tego dnia, gdy mama i syn czekali w kolejce do kasy, chłopiec nagle zdjął batonik z półki.
– Odłóż go na miejsce – powiedziała Janine.
Gdy Julian odmówił, Janinie instynktownie zrobiła to, co wielokrotnie okazywało się bardzo skuteczne w radzeniu sobie z wybuchami złości uczniów: najpierw próbowała odwrócić uwagę syna, a następnie, gdy to zawiodło, ostrzegła go, że jeśli nie odłoży batonika, to nie da mu naklejki, którą każdego dnia przyklejała na jego karcie zachowania. Jednak tym razem im więcej mówiła do chłopca, tym większy rodził się w nim opór.
W końcu Julian nie wytrzymał i rzucił batonikiem w twarz ekspedientki.
– Julian – krzyknęła Janine – jesteś bardzo złym chłopcem!
Szybko przeprosiła panią w kasie, zostawiła wózek z zakupami, wzięła na ręce syna, który teraz wrzeszczał i się wyrywał, i wyniosła go na parking. Gdy dotarła do samochodu, wepchnęła chłopca do fotelika i wybuchnęła płaczem.
– Nie poznawałam samej siebie – powiedziała mi następnego dnia. – Czułam się taka winna.
Nazwała syna złym chłopcem, choć doskonale wiedziała, że wcale taki nie jest. Gdy się nie denerwował, był uroczym, spokojnym dzieckiem.
Dlaczego wysiłki Janine, mające na celu uspokojenia syna, spełzły na niczym? Dlaczego sprawy potoczyły się tak szybko w złym kierunku? I co kobieta mogłaby zrobić inaczej, żeby temu zapobiec? Niemal każdy, kto wychowuje dzieci lub opiekuje się nimi, ma wiele takich doświadczeń jak Janine. W ciągu ponad trzydziestu lat pracy jako psycholożka dziecięca spotkałam niezliczoną liczbę takich rodziców jak ona: troskliwych, empatycznych, zdolnych do refleksji, których pragnieniem jest, by ich dzieciom żyło się jak najlepiej, i którzy w pewnym momencie zaczynają się zastanawiać, co przeoczyli. Raz za razem słyszę te same słowa: „Robimy wszystko, co wyczytaliśmy w poradnikach dla rodziców! Gdzie popełniamy błąd?”
Ci rodzice zadają te same pytania, które stawiają sobie matki i ojcowie od pokoleń – być może i ty należysz do tego grona. Dlaczego córka nie chce ze mną współpracować albo mnie nie słucha? Dlaczego mój syn zachowuje się w tak nieprzewidywalny sposób? Dlaczego tak grymasi przy jedzeniu? Dlaczego nie przesypia nocy jak należy? Jak mam wyznaczać rozsądne granice? Skąd mam wiedzieć, czy nie oczekuję od swojego dziecka za dużo – a może wymagam od niego za mało? A być może najważniejsze pytanie, jakie tego ranka zadała mi Janinie i które słyszałam setki, jeśli nie tysiące razy, brzmi: Dlaczego puszczają mi nerwy i przestaję nad sobą panować, choć wiem, że tak nie powinno być?
Większość rodziców targanych podobnymi wątpliwościami i pytaniami zazwyczaj łączy jedno pragnienie: wychować dzieci tak, aby wyrosły na ludzi pewnych siebie, stanowczych, szczęśliwych i niezależnych. Jak jednak tego dokonać? Na które z porad dotyczących rodzicielstwa warto się otworzyć? Współcześni rodzice są dosłownie bombardowani pomysłami i wskazówkami z wszelkich możliwych stron; każe im się patrzeć na dziecko z różnych perspektyw, czują się zobowiązani do słuchania wielu ludzi: od influencerów z mediów społecznościowych, przez życzliwych (lub krytycznych) sąsiadów, po pedagogów szkolnych, oglądają też wykłady różnych specjalistów i wszystko, co można znaleźć w sieci. Wśród różnych stylów i filozofii rodzicielstwa – od uważnego i świadomego po stawiające na żywioł – można przebierać jak w ulęgałkach. Która opcja jest najlepsza? Jakie jest optymalne podejście do trudnego zachowania? Wysłanie do kąta? Tłumaczenie? Ignorowanie? Przerwa na policzenie do trzech? Coś innego?
To oczywiste, że rodzice chcą dla dzieci tego, co najlepsze. Wielu z nich czuje się jednak zagubionych i nie wiedzą, co robić. To zupełnie zrozumiałe. Mając tyle możliwości do wyboru, której z nich zaufać? W ciągu ponad trzech dekad pracy z dziećmi i ich rodzinami przekonałam się, że nie istnieje jeden uniwersalny model rodzicielstwa pasujący do wszystkich przypadków i gwarantujący udane wychowanie. Najważniejsze są nie zasady, tylko samo dziecko. To nie zrozumienie wytycznych na temat rodzicielstwa, proponowanych przez innych, ma kluczowe znaczenie, ale zrozumienie tego, jak nasze rodzicielstwo „wpasowuje się” w nasze dziecko. Dopiero gdy zdobędziemy wiedzę na temat tego, jak dziecko reaguje na ludzi i okoliczności, możemy znaleźć bardziej indywidualne i skuteczne odpowiedzi na pytania, przed którymi stają wszyscy rodzice.
Problem w tym, że zbyt często koncentrujemy się na zachowaniach dziecka, zamiast na nim samym. Zajmuje nas rozwiązywanie problemów, a nie rozwijanie relacji i budowanie więzi z maluchem.
W tej książce podpowiem ci, jak możesz przenieść punkt ciężkości z zachowania dziecka na to, co jest jego przyczyną, i jak przekierować wysiłki z próby zrozumienia metod rodzicielstwa na zrozumienie własnego dziecka. Moim celem jest pomóc ci w dostosowaniu sposobu wychowania do indywidualnych potrzeb twojej pociechy.
Krótko mówiąc, rodzicielstwo to nie teoria czy hipotetyczne założenia. To ty i twoje dziecko. Ta książka pomoże ci przejść od radzenia sobie z zachowaniami do wykorzystywania ich jako wskazówek, które pomogą ci zrozumieć wewnętrzną rzeczywistość dziecka – jego doświadczenia zmysłowe, uczucia i emocje.
Większość poradników proponuje rodzicom, aby reagowali na dziecięce zachowania przez odwołanie się do mózgu dziecka: rozmawiali z nim, tłumaczyli, motywowali, oferowali nagrody bądź stosowali kary. Takie podejście zasadniczo daje dwie możliwości: rozmowę i namawianie dziecka do zmiany zachowania lub dyscyplinowanie go. Innymi słowy rodzice dostrzegają z jednej strony poznawcze (myślowe) zdolności dziecka, z drugiej jednak lekceważą istnienie układu nerwowego, czyli związek między mózgiem i ciałem. A przecież układ nerwowy to ważna część całego organizmu, która przesyła sygnały zwrotne do mózgu. Do właściwego zrozumienia dziecka konieczne jest uznanie, że ciało i mózg są na równi ważne. W tej książce pokażę, jak w wychowywaniu wykorzystywać nie tylko psychologię, lecz także biologię dziecka.
Muszę podkreślić, że przedstawione tu podejście do rodzicielstwa nie opiera się wyłącznie na moich przemyśleniach i obserwacjach, ale jest solidnie umocowane w neuronauce. Poza tym posiłkowałam się swoim doświadczeniem zarówno psycholożki klinicznej, jak i matki.
Podczas studiów na wydziale psychologii uczono mnie, że powinnam się skupiać na rozpoznawaniu tego, co nie działa prawidłowo, czyli przypisywaniu psychologicznych symptomów do właściwych kategorii. Gdy sama zostałam matką, odkryłam, że metody, które przyswoiłam na studiach, bazujące na odwoływaniu się do umysłu dziecka – nazwijmy je podejściem rozumowym – nie zawsze się sprawdzają. W każdym razie nie pomogły mi, gdy stanęłam wobec problemu, jak mogę pomóc własnemu dziecku, które płakało całymi godzinami, czy jak przekonać dziesięcioletnią, pełną lęków córkę, że nocowanie u koleżanki jest czymś, z czym sobie poradzi. Dlatego po dziesięciu latach pracy uznałam, że pora poszukać lepszych odpowiedzi na pytania, które stawiają rodzice oczekujący ode mnie pomocy i z którymi jako matka sama musiałam się zmierzyć. Odkrycia, których dokonałam, wywróciły do góry nogami moje doświadczenie zawodowe i postrzeganie rodzicielstwa w ogóle.
Tradycyjne szkolenie, jakie przeszłam na studiach, w bardzo ograniczonym zakresie informowało o rozwoju niemowlaków i małych dzieci oraz o tym, jak im pomagać, dlatego postanowiłam zacząć wszystko od początku i zapisałam się na dwa kursy dotyczące zdrowia psychicznego niemowląt. Kolejne trzy lata praktykowałam w szpitalach, klinikach i żłobkach, by badać noworodki i nieco starsze maluchy. To doświadczenie otworzyło mi oczy na znaczenie wczesnego etapu rozwoju.
Dowiedziałam się, jak indywidualne różnice w obrębie ciała dziecka wpływają na jego rozwój oraz na to, jak rodzice i inni dorośli komunikują się z nim. Pracując w interdyscyplinarnych zespołach, w skład których wchodzili pediatrzy, logopedzi, fizjoterapeuci, terapeuci zajęciowi, edukatorzy, psycholodzy oraz – co najważniejsze – rodzice, nauczyłam się, jak interpretacja świata wynikająca z budowy ciała wpływa na rozwój dziecka i budowanie jego pierwszych relacji.
Tradycyjne szkolenie psychologiczne, które przeszłam, koncentrowało się wokół dziecięcego mózgu. A przecież jedynym dostępnym narzędziem komunikacji niemowląt jest ich ciało. Zrozumienie doświadczeń związanych z „czuciem”, które poprzedzają rozwój procesów myślowych i kształtowanie się pojęć, pozwoliło mi lepiej zrozumieć dzieci na wszystkich etapach rozwoju.
W kolejnych latach nauki miałam szczęście współpracować z dwojgiem pionierów badań nad wczesnym etapem rozwoju dziecka, doktorem Stanleyem Greenspanem i doktor Sereną Wieder, psycholożką – ich model kliniczny jako jeden z pierwszych uwzględniał zarówno mózg, jak i ciało. Punktem wyjścia dla obojga było założenie, że kluczowe znaczenie ma wyciszenie dziecka – czyli przywrócenie mu optymalnego stanu ciała – dopiero potem odwoływanie się do jego mózgu, czyli rozmowy, motywowanie czy oferowanie nagród, przyniesie efekty.
Co ważniejsze, swój model oparli na założeniu, że jedynym sposobem, aby skutecznie regulować ciało, jest uważna, pełna miłości i dająca poczucie bezpieczeństwa relacja. To wyjaśniało, dlaczego moja wyniesiona ze studiów wiedza psychologiczna, oparta na koncentrowaniu się na umyśle, często okazywała się zawodna. Tradycyjna psychologia nie doceniała kluczowej roli informacji zwrotnej płynącej z ciała i jej ogromnego wpływu na relacje z innymi, które z kolei oddziałują na zachowanie dzieci. Mniej więcej w tamtym czasie (czyli w latach 90. ubiegłego wieku) naukowcy zdobywali wiedzę o funkcjonowaniu mózgu w tak imponującym tempie, że w kręgach akademickich okres ten zyskał miano „dekady mózgu”.
Okazało się, że to, czego się dowiadywałam na temat znaczenia relacji międzyludzkich, zyskiwało wsparcie i uwiarygodnienie ze strony neuronauki, a dokładnie jej odłamu odnoszącego się do relacji. Dr Dan Siegal, psychiatra, jest prekursorem neurobiologii interpersonalnej, która zajmuje się badaniem wpływu doświadczeń interpersonalnych na rozwój mózgu. Inny psychiatra, dr Bruce Perry, stworzył neurosekwencyjny model terapii (skrót: NMT), w którym pobrzmiewały poglądy Greenspana i Wieder na temat wpływu relacji na wyciszenie i ustabilizowanie ciała, co z kolei przekłada się na zdolność do uczenia się i prawidłowy rozwój. Dr Connie Lillas, pielęgniarka, terapeutka rodzinna i badaczka, współtworzyła NRF, Neurorelational Framework (model neurorelacyjny), który również podkreśla kluczową rolę relacji jako czynnika wpływającego na rozwój mózgu. W późniejszym czasie miałam okazję zapoznać się z pracami dr Lisy Feldman Barrett, autorki teorii konstruowanej emocji, kładącej nacisk na wpływ sygnałów powstających w głębi ciała na podstawowe uczucia i emocje.
Jednak to przełomowe dokonania Stephena Porgesa wpłynęły w największym stopniu na mnie jako terapeutkę i matkę. Jego teoria poliwagalna, po raz pierwszy zaprezentowana w 1994 r., zgrabnie wyjaśniała z punktu widzenia ewolucji człowieka, jak i dlaczego ludzie reagują na różne życiowe okoliczności. Praca doktora Porgesa pozwoliła w innym świetle spojrzeć na autonomiczny układ nerwowy – wielką informacyjną autostradę łączącą mózg z ciałem – i jego wpływ na fizjologię, emocje i zachowania.
Teoria poliwagalna stała się bazą, która połączyła w jedno ciało i mózg, pozwalając mi dogłębniej zrozumieć zachowania dzieci. Dała naukowe uzasadnienie wszystkiemu, czego się nauczyłam o kluczowej funkcji relacji zapewniającej dziecku miłość i dostrojenie do jego indywidualnych potrzeb, sytuacji i specyfiki jego układu nerwowego. Odkrycie tego, choć stało w sprzeczności z tradycyjnym pojmowaniem zarządzania zachowaniami dzieci, jakiego mnie uczono na studiach, pokrzepiło mnie i dało mi poczucie spokoju. To, czego się dowiedziałam od naukowców i terapeutów, stanowi kluczowe przesłanie tej książki: pozostające w harmonii i prawidłowo funkcjonujące ciało wspiera zdrowe, pełne miłości relacje, co z kolei pomaga zbudować fundament, który kiedyś umożliwi dziecku korzystanie z umysłu: skuteczne argumentowanie, nazywanie i myślenie pozwalające w elastyczny sposób reagować na życiowe wyzwania. Zrozumiałam, że istnieje dwutorowa komunikacja między mózgiem a ciałem, i dowiedziałam się, na czym ona polega, dzięki czemu znacząco skorygowałam sposób pracy: zamiast skupiać się na eliminowaniu niepożądanych zachowań dzieci, zaczęłam na nie patrzeć jak na sposób, w jaki ciało komunikuje swoje potrzeby.
Ten fundamentalny zwrot opisałam w wydanej w 2019 r. książce Co kryje zachowanie? (wyd. Harmonia). Wzywam w niej do zmiany naszych reakcji na trudne zachowania dzieci i proponuję nowy sposób ich wspierania. Oddźwięk na publikację był bardzo duży, i to zarówno ze strony rodziców, jak i nauczycieli, psychiatrów i terapeutów z różnych stron świata, którym bliska stała się potrzeba wprowadzenia nowego wzorca do edukacji i psychologii. Ta powszechna i pozytywna reakcja zbiegła się w czasie z rozwojem ruchu na rzecz neuroróżnorodności, który wzywał do poszanowania indywidualnych różnic zamiast widzieć w nich zaburzenia wymagające korygowania. Ten nowy paradygmat, którego rzeczniczką się stałam, zakładał, że relacja między rodzicem a dzieckiem jest kluczowym i niezbędnym elementem rozwoju dziecka.
Książka Jak zrozumieć dziecko pogłębia to zagadnienie, dodając istotne spostrzeżenia na temat powiązania między mózgiem a ciałem jako bazą dla zrozumienia dziecięcych zachowań, a także proponuje nową mapę drogową dla rodziców, która wskaże, jak wychowywać radosne, pełne energii i pewne siebie dzieci.
Ta książka jest nie tyle klasycznym przewodnikiem po badaniach i teoriach z dziedziny neuronauki, ile opisem moich doświadczeń, które sama z niej wyniosłam, oraz tego, jak tę wiedzę zastosowałam jako terapeutka i matka. Kolejne rozdziały prezentują autorskie przełożenie neuronauki na praktykę. Muszę podkreślić, że moje opisy nie oddają jej złożoności, a tworząc je, pozwoliłam sobie na duże uproszczenia, by uczynić je bardziej zrozumiałymi i przyswajalnymi. Neuronauka rozwija się bardzo szybko, dlatego warto trzymać rękę na pulsie i być na bieżąco z nowymi odkryciami. Na końcu książki zamieściłam słowniczek, w którym znajdziesz istotne terminy naukowe.
Nauka nie powinna ograniczać się do laboratoriów i czasopism medycznych. Trzeba ją wprowadzać do naszych domów, ponieważ jednym z jej zadań jest ograniczanie cierpienia, poprawa relacji międzyludzkich i wsparcie przy podejmowaniu codziennych rodzicielskich decyzji. (Jeśli chcesz zapoznać się z materiałami źródłowymi, to niezbędne informacje na ich temat znajdziesz w bibliografii i przypisach).
Dzięki wsparciu neuronauki, zamiast koncentrować się na doradzaniu rodzicom, jak mają zmieniać zachowania swojego dziecka, zaczęłam pracować z rodzicami i dziećmi jednocześnie, tak aby pomóc rodzicom zrozumieć swoje latorośle – i samych siebie – bardziej całościowo, a punktem wyjścia jest uświadomienie sobie łączności między ciałem a umysłem.
Gdy zrozumiemy, że umysł dziecka nie działa w oderwaniu od jego ciała, będziemy mogli skorzystać z zupełnie nowych możliwości wychowawczych. Współdziałanie umysłu i ciała, leżące u podstaw wszystkich zachowań, wytycza nam nową mapę drogową, która skutecznie pokieruje nas jako rodziców, ponieważ jej wartość polega nie na uniwersalności, ale na dopasowaniu do konkretnego dziecka. Z tej koncepcji korzystam od ponad dwóch dekad, by pomagać matkom i ojcom jak najskuteczniej mierzyć się z wyzwaniami rodzicielstwa.
Zamiast poszukiwać diagnozy psychologicznej, spróbujemy zrozumieć dziecięcą fizjologię, która w znaczący sposób wpływa na zachowania. Zamiast poszukiwać deficytów, wsłuchamy się w sygnały wysyłane przez ciało, by z nich odczytywać kluczowe informacje. Obserwacja zachowań dziecka, jego postaw i działań przez pryzmat układu nerwowego pomoże ci spojrzeć na swoje rodzicielstwo w sposób indywidualny i da ci do ręki narzędzia potrzebne do podejmowania ważnych decyzji.
Właśnie taką informację przekazałam Janine, mamie Juliana, gdy po niefortunnym zdarzeniu w sklepie była zrozpaczona i pełna złości na siebie, że nie potrafiła w żaden sposób wyciszyć syna – lub siebie samej. To nie jej wina, że w szkoleniu przygotowującym do zawodu nauczyciela nie mówiono o wpływie stresu na układ nerwowy. Również nie z jej winy lekarz Juliana niemożność zapanowania nad chłopcem złożył na karb jego „mocnego charakteru” i zasugerował, by metodą kija i marchewki powstrzymywała „złe” zachowania i promowała posłuszeństwo. Prawdę mówiąc, wiele moich koleżanek i wielu kolegów po fachu wciąż zaleca takie metody.
W rozmowie z Janine podkreślałam, że zachowanie Juliana nie było celową próbą testowania jej granic czy świadomą odmową współpracy – on po prostu tak zareagował na stres. W podobnych sytuacjach właściwą reakcją nie jest dyscyplinowanie dziecka ani oferowanie mu nagrody, ale dostosowanie własnego postępowania jako rodzica, tak aby pomóc dziecku wyciszyć układ nerwowy, co pozwoli mu właściwie funkcjonować, być aktywnym i chętnym do uczenia się. To fundament metody, o której opowiadałam Janine – zapewniającej empatyczne podejście do dziecka, holistycznej i skutecznej. I właśnie o tej metodzie opowiada niniejsza książka.
Na kolejnych stronach poznamy kluczowe pojęcia umożliwiające dostosowanie metod wychowawczych do naszego dziecka.
- Jak wykorzystać zachowanie dziecka do uzyskania wskazówek pozwalających poznać jego niepowtarzalny „pomost” – to moja uproszczona nazwa połączenia między mózgiem i ciałem.
- W jaki sposób neurocepcja – termin stworzony przez Porgesa, określający to, co ja nazywam somatycznym systemem wykrywania zagrożeń – pomaga zrozumieć subiektywne doświadczenia dziecka.
- Jak ocenić, czy dane zachowanie wynika z intencji, czy też jest manifestacją stresu fizjologicznego.
- Jak więź między rodzicem i dzieckiem może pomóc dziecku rozwijać umiejętność samoregulacji.
- Jak ważne jest dbanie rodziców o swój dobrostan oraz jak pełna miłości obecność osoby dorosłej może pomóc dziecku się wyciszyć i dać poczucie bezpieczeństwa na poziomie fizjologicznym.
- Jak zrozumienie interocepcji – odczuć pochodzących z narządów wewnętrznych – może być dla ciebie przewodnikiem w zrozumieniu dziecka i kierowaniu jego działaniami oraz stać się wsparciem dla niego, aby pomóc mu być bardziej świadomym i dobrze obeznanym ze swoimi uczuciami i emocjami.
- Jak wykorzystać nabytą wiedzę na temat „pomostu” i innych opisanych zjawisk do rozwiązywania problemów i podejmowania wyzwań, przed jakimi stają rodzice od pierwszych dni życia dziecka po wczesny wiek nastoletni.
Przynoszenie ulgi, a nie dodawanie stresu – na tym polega rodzicielstwo
Być może teraz sobie myślisz: „Ale to wszystko oznacza ciężką pracę do wykonania”. Zanim pójdziemy dalej, chcę cię uspokoić, że moim celem nie jest dokładanie ciężaru na rodzicielskie plecy, tylko niesienie ulgi. Nie zamierzam dokładać ci stresu, niepokojów czy trudu ani wywierać na ciebie presji. Ta książka proponuje ci stać się kimś w rodzaju superrodzica. Pracowałam z setkami matek i ojców i jestem przekonana, że starają się wykonywać swoje zadanie jak najlepiej z zasobem informacji, jaki mają. W kolejnych rozdziałach pomogę ci rzucić nieco światła na wiedzę, którą zdobywasz, obserwując swoje dziecko, by umożliwić ci spojrzenie na nią z innej perspektywy. Nikt nie zna twojego dziecka tak dobrze jak ty, a narzędzia i sugestie, jakie znajdziesz w kolejnych rozdziałach, służą temu, by pomóc ci budować relację z twoim dzieckiem w sposób jak najbardziej naturalny i piękny. Nie chcę zmieniać twojego dziecka, ale pragnę dać ci możliwość zbudowania wyjątkowej relacji z nim, pełnej szacunku dla wyjątkowości jego umysłu i ciała, które podlegają ciągłym zmianom.
Na koniec pragnę z całą mocą podkreślić, że w żadnym razie nie lekceważę twoich rodzicielskich wartości, wynikających z życiowego doświadczenia, na które składają się dom, środowisko, krąg kulturowy itd. Urodziłam się i zostałam wychowana w USA przez rodziców pochodzących z dwóch różnych kontynentów. Jako najstarsze dziecko i Amerykanka w pierwszym pokoleniu jestem owocem dziedzictwa obojga rodziców, a wartości i tradycje, jakie mi przekazywali, były ściśle związane z kulturą, w jakiej sami dorastali. Informacje zawarte w tej książce potraktuj poglądowo i dopasuj do własnych tradycji i wartości. Niezależnie od tego, czy jesteś rodzicem niemowlaka, czy sporo starszego dziecka, czy masz jedynaka, czy całą gromadkę, liczę na to, że treści zawarte na kolejnych stronach pozwolą ci nabrać pewności siebie, gdy zaczniesz patrzeć na potomstwo bardziej kompleksowo. Bycie rodzicem nie jest łatwe, dlatego ważnym elementem książki są podpowiedzi, jak praktykować współczucie dla samego siebie i dbać o swój dobrostan, by złagodzić trudy rodzicielstwa.
Kluczem do zrozumienia, co leży u podstaw zachowania zarówno dziecka, jak i jego rodziców, jest uznanie umysłu i ciała za dwa współistniejące elementy całości. Ta wiedza zmieniła mnie jako matkę i jako psycholożkę, a gdy zaczęłam się nią dzielić z rodzinami, z którymi przyszło mi pracować, ich życie również ulegało przeobrażeniu. Mam nadzieję, że ta książka pomoże ci zmniejszyć brzemię rodzicielstwa i czerpać z niego więcej radości. Nauczy cię, by nie wracać do tego, co było, nie obarczać się winą i nie stresować decyzjami, które musisz codziennie podejmować w związku z rolą rodzica. W końcu pokaże ci, jak wspomagać zdrowy rozwój dziecka i pielęgnować więź z nim, aby okazała się na całe życie.Rozdział 1 Jak zrozumieć fizjologię dziecka i dlaczego jest to ważne
Sprawujemy pieczę nad układem nerwowym innych osób w nie mniejszym stopniu niż nad własnym. – Dr Lisa Feldman Barrett
Leanda i Ross trafili do mojego gabinetu, ponieważ desperacko poszukiwali jakiejś porady w związku z ich córką Jade. Bez wątpienia mieli wszelkie narzędzia, by być kompetentnymi rodzicami. Leanda pracowała jako pielęgniarka na oddziale dziecięcym, a Ross był dyrektorem szkoły średniej. Oboje wcześniej uczyli się o rozwoju dziecka i przeczytali niemałą liczbę książek o wychowaniu. Pierwsze lata życia starszej córki Marii minęły stosunkowo gładko, a Jade początkowo również sprawiała wrażenie dziecka szczęśliwego i dobrze się wpasowującego w rodzinny schemat.
Sytuacja się zmieniła, gdy dziewczynka poszła do przedszkola. Jade od samego początku się buntowała. Każdego ranka, gdy tata odwoził ją do placówki, dziewczynka błagała go, by jej tam nie zostawiał. Krzyczała przy tym i płakała tak głośno, że konieczna była interwencja wychowawczyni, która siłą odrywała ją od Rossa.
Im dłużej trwały te poranne batalie, tym bardziej zaniepokojeni i sfrustrowani byli rodzice. Czy opór ich córki był symptomem jakiegoś poważnego problemu? Czy w końcu z tego wyrośnie? Czy powinni iść za sugestią przedszkolanek, aby Jade zostawiać w przedszkolu mimo jej protestów, ponieważ to całkiem naturalna faza, która zdarza się dość często? Czy może jednak należałoby wdrożyć inną strategię? Najbardziej nurtowało ich następujące pytanie: czy możliwe, że metoda wychowawcza, jaką z powodzeniem stosowali wobec starszej córki, w przypadku Jade po prostu zawodzi?
Kiedy w końcu do mnie trafili, codzienne dramaty rozgrywały się niemal od czterech miesięcy. Nie pomagała troskliwa opieka, otwarta komunikacja z córką ani sugestie i wskazówki zaczerpnięte z licznych poradników. Od razu dało się zauważyć, że bardzo chcieliby widzieć, jak ich córka jest szczęśliwa i jak pięknie się rozwija, ale przytłaczały ich stres i niepewność, co powinni robić. Jak mogliby pomóc Jade?
Wskazówki otrzymywane przez Leandę i Rossa od przedszkolanek były zgodne z tymi, których udzielano wszystkim rodzicom: przyglądajcie się zachowaniu dziecka, a nie jemu samemu. Większość metod wychowawczych każe się skupiać nie na dziecku jako całości, ale jedynie na jego zachowaniach, i reagować stosownie do nich w określony sposób. Sugerowane reakcje – przekonywanie, prośby, zachęty, kuszenie nagrodami czy grożenie karami – odnoszą się do umysłu dziecka.
Takie style rodzicielstwa mają dwie zasadnicze wady. Po pierwsze, oferują metody uniwersalne, które mają pasować do wszystkich dzieci, czyli opierają się nie na tym, jakie jest twoje dziecko, ale na statystycznej wersji dziecka. Po drugie, zakładają, że dziecko zachowuje się intencjonalnie, innymi słowy: albo ma nad sobą kontrolę, albo jeśli się wystarczająco mocno postara, może ją mieć.
Za konkretną sugestią stoi konkretna filozofia: bądź pozytywny (skup się na zachęcaniu), wspieraj, ale bądź stanowczy (kategoryczny), częściej pozwalaj dziecku na niepowodzenia (nie krąż nad nim z ciągłą gotowością do pomocy), nie przenoś własnych problemów na dziecko (bądź bardziej świadomy), zastanów się nad tym, co się dzieje, bez oceniania (bądź bardziej uważny), pomóż dziecku nauczyć się, jak rozmawiać o swoich uczuciach (ucz je o emocjach). Wszystkie te strategie mogą być pożyteczne, jednak nie biorą pod uwagę unikalnych cech i potrzeb twojego dziecka w danej chwili. Ujmując to inaczej, nieistotne, jak dobre są te wszystkie porady w teorii – jeśli dziecko nie jest otwarte na ich przyjęcie, to po prostu nie zadziałają.
Do tego dochodzą jeszcze dość powszechne nieporozumienia w kwestii zdolności i chęci dziecka do kontroli zachowań. Nie tak dawno temu miałam okazję obejrzeć na YouTubie nagranie, w którym prowadzący doradzał, jak zapobiegać wybuchom złości u małych dzieci. Filmik miał ponad milion wyświetleń. Jest tylko jeden problem: wbrew popularnemu przekonaniu maluchy nie miewają wybuchów złości celowo. W rzeczywistości, niezależnie od wieku, taki wybuch jest sygnałem, że łączność na linii mózg–ciało jest w stanie przeciążenia, nadwyrężenia bądź osłabienia.
Umiejscawianie zachowań w kontekście
Gdy pełni dobrej woli edukatorzy, terapeuci i doradcy rodzinni sugerują, że dzieci celowo wpadają w złość czy histerię, ujawniają fundamentalny brak wiedzy na temat tego, jak maluchy rozwijają umiejętność kontroli nad impulsami, emocjami i zachowaniami. Kontekstem, jaki proponuję w książce, jest zrozumienie, czym jest i jak działa ich układ nerwowy. Dzięki temu dowiesz się, jak dzieci rozwijają samokontrolę i elastyczność emocjonalną oraz co możesz zrobić, by ten rozwój wspierać i pielęgnować, uwzględniając niepowtarzalne cechy charakteru twojego dziecka i jego genotyp.
Cieszący się największą popularnością wpis, jaki zamieściłam w mediach społecznościowych, to jedno zdanie, które często powtarzam rodzicom sfrustrowanych maluchów: „Jeśli zdolność kontroli emocji i zachowań jest w pełni rozwinięta dopiero na progu dorosłości, to dlaczego oczekujemy od małych dzieci, że będą to umiały zrobić, i karzemy je, gdy im się to nie udaje?” Te słowa, opatrzone rysunkiem słońca wykonanym dziecięcą rączką, miały ponad dwa miliony wyświetleń. Skąd aż tak szeroki oddźwięk? Prawdopodobnie stąd, że zawarta w nich prosta prawda przynajmniej częściowo uwalnia od poczucia winy i pretensji do siebie, z którymi mierzą się całe rzesze rodziców. (Tak naprawdę zdolność kontroli emocji i zachowań nie jest punktem przełomowym w rozwoju człowieka, ale ciągłym procesem, w którym ciało i umysł nieustannie się ze sobą komunikują. Zapewnia to nam bezpieczeństwo i pozwala przewidywać, co się może wydarzyć.
Większości z nas nikt nigdy nie uczył o kontekście dziecięcych zachowań, cała przekazywana nam czy zdobywana samodzielnie wiedza ogranicza się do zarządzania nimi. Nie wolno jednak lekceważyć szerszej perspektywy, czyli powodów, dla których ludzie działają tak, a nie inaczej. Zachowania można porównać do czubka góry lodowej, z której zaledwie dziesięć procent jest widoczne nad lustrem wody. Pod powierzchnią znajduje się cała ogromna reszta, ukryta poza zasięgiem wzroku, jednak znacznie istotniejsza. Gdy reagujemy tylko na zachowanie, którego jesteśmy świadkami, przeoczamy właśnie ten niewidoczny obszar. W ten sposób ignorujemy cenne informacje, mogące pomóc nam w zrozumieniu przyczyny takiej a nie innej reakcji. Częścią naszej kultury jest krytyczne, oceniające podejście do zachowań, w szczególności dziecięcych. Obecnie, dzięki rozwojowi neuronauki, dowiadujemy się znacznie więcej na temat postaw, postępowania, uczuć i emocji oraz tego, co jest ich motorem.
Niezależnie od zachowania naszym oczom objawia się zaledwie niewielka część całości. W rzeczywistości dzieje się dużo więcej. Nasze umysły i ciała nieustająco się ze sobą komunikują – mózgi nie funkcjonują w próżni! Dzieci rzadko reagują bez jakiegoś powodu lub tylko po to, by utrudnić życie rodzicom (choć nieraz można odnieść takie wrażenie). Ich zachowania to manifestacja tego, co rozgrywa się w ich wewnętrznym świecie, to informacje o ukrytej pod wodą części góry lodowej. Dlatego powinniśmy docenić ich wartość edukacyjną. Zamiast próbować wyplenić te zachowania, powinniśmy zobaczyć w nich bogate źródło wiedzy na temat tego, jak nasze dziecko doświadcza świata.
Niezależnie do tego, jak bardzo starasz się dziecko przekonywać, motywować nagrodą bądź zachęcać, nie uda ci się przymusić go czy nawet nauczyć kontroli nad czymś, czego kontrolować nie jest w stanie. Co zatem możesz robić? Zamiast korygować czy eliminować niepożądane zachowanie, próbuj odczytać wskazówki, jakie się w nim kryją na temat wewnętrznych doświadczeń dziecka.
„Pomost”
W szczególności zachowania dziecka informują nas o stanie jego autonomicznego układu nerwowego, dwukierunkowego systemu komunikacji między ciałem a mózgiem. Połączenie między ciałem a mózgiem, czyli układ nerwowy, działa jak neuronowy „pomost”, który ma istotny wpływ na nasze zachowania. Nie inaczej jest z dziećmi – ich ciała i mózgi tworzą pętlę, w której nieustająco dochodzi do wysyłania informacji i odbierania odpowiedzi na nie. Błędem jest traktowanie myślenia dziecka i sposobu manifestowania przez nie emocji oraz stanu organizmu jako oddzielnych bytów. Kondycja ciała ma związek ze sposobem, w jaki czujemy, działamy i myślimy. Ten złożony i wyjątkowy układ będziemy określać mianem „pomostu”.
Nigdy nie jesteśmy tylko ciałem lub tylko umysłem, zawsze jesteśmy jednym i drugim jednocześnie.
W każdym momencie reagujemy na zewnętrzne okoliczności w sposób ujęty na skali od receptywności (otwartości) po defensywność (obronność). Gdy postrzegamy dane zdarzenie czy sytuację jako zagrożenie, wchodzimy w tryb obronny. Gdy czujemy się bezpieczni, włącza się tryb receptywny. W ciągu wielu lat pracy z dziećmi wielokrotnie byłam świadkiem, że na poziom otwartości dziecka wpływa stan jego autonomicznego układu nerwowego, czyli „pomostu”. Gdy jest on mocnej konstrukcji, to wspiera prawidłowe zachowania i wzmacnia zdolność do elastyczności, sprawnego myślenia i podejmowania decyzji. Kruchy „pomost” oddaje pole niepokojom, lękom i wycofaniu. W tym drugim przypadku zachowania dziecka są dla rodziców źródłem trosk i frustracji: nie chce nosić skarpetek czy jeść tego, co jest zielone, bije siostrę lub brata, rzuca pilotem, gdy przychodzi pora na wyłączenie telewizora itd. Takie reakcje zdają się świadczyć, że dziecko nie chce współpracować, buntuje się, jest nieposłuszne. Na drugim krańcu skali znajdują się sytuacje, gdy dziecko się wyłącza, co łatwo można zinterpretować jako ignorowanie nas. Rzecz w tym – o czym więcej w kolejnych rozdziałach – że zachowania, które wydają się defensywne, tak naprawdę pełnią funkcję ochronną.
Innym przykładem kruchości „pomostu” jest wzmożona czujność, która może się objawiać nadmierną uległością i podporządkowaniem się. Może to znaczyć, że dziecko za bardzo bierze sobie do serca zadowalanie innych. Choć takie zachowanie często jest nagradzane, może wskazywać na nie najlepszy stan „pomostu”. Dzieci z osłabioną kondycją autonomicznego układu nerwowego często są czujne, czymś zafrasowane lub nieposłuszne, dużo krzyczą, płaczą, mają napady wściekłości, uciekają, wyłączają się albo są agresywne. Niezależnie od wieku ludzie nie zawsze są w stanie kontrolować swoje zachowania. W szczególności dotyczy to dzieci, a konkretna reakcja niekoniecznie jest ich wyborem. Zazwyczaj ma ona chronić dziecko przed głębokim i nieuświadomionym poczuciem strachu czy zagrożenia.
Możemy poznać kondycję autonomicznego układu nerwowego dziecka, przez śledzenie allostazy, czyli procesu, który służy utrzymywaniu równowagi w organizmie. Jednak znajomość naukowego nazewnictwa nie jest ci do niczego potrzebna! Lisa Feldman Barrett, badaczka i specjalistka w dziedzinie neuronauki, wymyśliła inny termin określający ciągłe równoważenie wydatkowanej energii i jej źródeł: „budżet” ciała. Celem tworzenia budżetu finansowego jest śledzenie przepływu pieniędzy. Podobnie jest z organizmem, który śledzi, „co się dzieje z takimi zasobami, jak woda, sól i glukoza, gdy je pozyskujemy i wydatkujemy”. Choć nie zawsze jesteśmy tego świadomi, wszystko, czego doświadczamy, włącznie z uczuciami i podejmowanymi działaniami, jest wpisywane na listę przychodów i wydatków w „budżecie” naszego ciała. Przytulenie, dobrze przespana noc, zabawa z kolegami i koleżankami, zdrowy posiłek to przykłady wpłat na nasze konto. Do wydatków zaliczymy takie pozycje, jak niedojadanie, picie zbyt małych ilości płynów, brak snu czy ignorowanie przez otoczenie.
W kolejnych rozdziałach będę się posługiwała terminem „budżet” ciała, ponieważ jest bardzo pomocny przy podejmowaniu ważnych i mniej istotnych rodzicielskich decyzji. Będziemy nasze działania odpowiednio modyfikować i dopasowywać tak, by jak najlepiej przystawały do „budżetu” ciała dziecka i naszego własnego.
Rodzice nieustająco stają wobec dylematów. Gdy dziecko musi się zmierzyć z jakimś problemem, mamy je motywować, by samo poszukało rozwiązania, czy właściwsze byłoby dokonanie „wpłaty” do jego „budżetu”, czyli zaoferowanie mu pomocy?
Sytuacja dziecięcego „pomostu” jest odbiciem „budżetu” jego ciała. Odczytanie tej stanu pomaga nam podejmować właściwe decyzje. Z kolejnych rozdziałów dowiesz się, jak śledzić zachowania dziecka oraz inne sygnały, które pozwalają ustalić, jakimi zasobami ono dysponuje w danym momencie. Ciało dziecka wysyła sygnały werbalne, ale przede wszystkim niewerbalne.
Zasadnicza myśl, którą pragnę się podzielić, brzmi następująco: najlepsze rodzicielskie decyzje nie koncentrują się na zachowaniach i myślach dziecka, ale na jego ciele i typowym tylko dla niego sposobie, w jaki w każdej minucie przetwarza i interpretuje swój świat oraz go doświadcza.
Strategia rodziców nie może się zaczynać od próby wyeliminowania danego zachowania. Zamiast tego powinniśmy się skoncentrować na wzmacnianiu „pomostu” dziecka (i naszego własnego). Na początek zadajmy sobie kluczowe pytanie dotyczące naszego podejścia do konkretnej sytuacji: co obserwowane zachowanie przekazuje nam na temat potrzeb dziecka w tym momencie? Czy potrzebuje rozmowy? Czy raczej przytulenia i ramienia, na którym może się wypłakać? Czy potrzebuje wyznaczenia granic i przypomnienia o konsekwencjach? A może czegoś bardziej podstawowego? Czy teraz mam się skupić na jego umyśle – argumentowaniu i przekonywaniu – czy raczej na odczuwaniu, ciele i jego potrzebach, żeby wzmocnić „pomost”? A może najlepsza byłaby opcja mieszana?
Każde dziecko i każda sytuacja są wyjątkowe. Większość strategii rodzicielskich i programów wsparcia w ogóle nie bierze tego pod uwagę, a przecież ma to wręcz fundamentalne znaczenie. Żeby dziecko przyjęło informację, jaką mu przekazujemy, i adekwatnie zareagowało, jego „pomost” musi być mocny i stabilny. A takiego nie da się zbudować, ograniczając się do zachęt, ignorowania nieakceptowalnych zachowań, stosowania kar, zawstydzania i/lub rozmów z dzieckiem. Niezbędne jest nasze bycie z nim oraz pielęgnowanie zaufania i więzi, mających swoje korzenie w pełnej miłości, uważnej obecności dostosowanej do potrzeb dziecka. Musimy cały czas mieć w pamięci, że podstawowym rodzicielskim zadaniem jest pomóc dzieciom wyrastać na coraz bardziej elastycznych i odpornych na przeciwności ludzi. Dzięki naszej obecności, będącej dla dziecka oparciem, uda nam się zwiększać oczekiwania wobec niego, a także wspierać je w nabywaniu umiejętności radzenia sobie z nowymi doświadczeniami, gdy z każdym rokiem będzie coraz bardziej samowystarczalne.
Oto nowatorskie podejście do typowych problemów rodzicielskich: to, co postrzegamy jako trudności behawioralne i emocjonalne, często jest adaptacyjną, podświadomą reakcją dziecka na jego wewnętrzną rzeczywistość, sposobem, w jaki jego ciało reaguje na zmiany wymagające dostosowania się bądź odpowiedzi – innymi słowy: na stres. Jeśli uzmysłowimy sobie, że stres to naturalna reakcja ciała na zmiany, inaczej spojrzymy na zachowania – będą one dla nas źródłem informacji o tym, jak ciało i umysł dziecka radzą sobie z naszymi oczekiwaniami wobec niego. W przeważającej liczbie wypadków okaże się, że mamy do czynienia z uszczuplonym „budżetem” ciała, co napędza „złe” zachowania. W rzeczywistości wcale nie są one złe, tylko służą ochronie, choć cały proces odbywa się podświadomie.
Ta rzeczywistość często jest ukryta przed naszymi rodzicielskimi oczami – maskuje ją nasza własna irytacja czy złość na dane zachowanie – do czasu aż zaczniemy zadawać sobie pytania, dlaczego dziecko robi to, co robi, i jak konkretne zachowanie pomaga mu dać sobie radę z rzeczywistością. Przyjęcie nowej perspektywy pozwoli zobaczyć w zachowaniach dziecka dowód na zdolności adaptacyjne człowieka. Warto odejść od kategoryzowania zachowań jako „dobrych” i „złych”. Lepiej je określać jako „adaptacyjne” i jako takie stanowią wyjątkowe źródło informacji dla rodziców.
Zachowania dostarczają cennych wskazówek na temat kondycji „pomostu” dziecka oraz tego, czego ono od nas potrzebuje. Po zmianie sposobu myślenia możemy zauważyć, że gdy skupiamy się na eliminowaniu zachowania, a nie zadajemy sobie pytania, co ono mówi o „pomoście”, pomijamy coś bardzo istotnego. Zamiast mówić płaczącemu dziecku, żeby przestało, zastanówmy się, czy płacz nie jest sygnałem, że dziecko do uspokojenia się potrzebuje odrobiny wsparcia i podniesienia na duchu. Mówienie dziecku, że ma siedzieć nieruchomo przy stole, nie pomaga, gdy ma ono silną potrzebę ruchu, by uporać się ze stresem. Jeśli dziecko boi się czegoś, co nie powinno wywoływać aż takiej emocji, na przykład treningu piłki nożnej czy dźwięku wydawanego przez zabawkę, nie ma większego sensu mówić mu, że nie ma się czego bać. Trzeba wsłuchać się w to, co ten strach nam ujawnia. Zachowanie daje wskazówki, co się dzieje w dziecku, dlatego to szczególnie ważny moment, by na chwilę się zatrzymać i zastanowić, co się rozgrywa na głębszym poziomie. Gdy zrozumiemy, jak umysł i ciało dziecka radzą sobie z życiowymi wyzwaniami, niezależnie od ich skali, możemy pomóc mu wykorzystać nowe doświadczenia tak, by nie dało się im przytłoczyć.
„Pomost” jako mapa drogowa do wyzwania „na miarę”
Chcemy, by z każdą nabytą umiejętnością nasze dzieci radziły sobie jak najlepiej, nieważne, czy chodzi o pierwszy w życiu kęs „dorosłego” posiłku, pierwsze kroki, pierwszy dzień w szkole czy pierwsze doświadczenia na letnim obozie. Pomagamy im, dopasowując nasze oczekiwania do ich możliwości. Chodzi o to, by dzieci mierzyły się z wystarczająco trudnymi wyzwaniami, które je wzmocnią, ale nie przytłoczą. W tym celu musimy tworzyć „wyzwania na miarę”. Obszar, w którym dzieci zdobywają nowe umiejętności, uczą się nowych rzeczy i wykorzystują swój potencjał przy właściwym wsparciu ze strony rodziców, nazwałam strefą wyzwań. Jak tę strefę wykryć? Trzeba podążać za sygnałami, jakie wysyła ciało dziecka.
Dziecko z uszczuplonym „budżetem” ciała zazwyczaj funkcjonuje poza strefą wyzwań. Ważne jest, by tę strefę – dla każdego malucha inną – zdefiniować. Dzieci nie nabędą odporności i nie staną się wytrwałe, jeśli wymaga się od nich zbyt wiele albo jeśli otrzymują zbyt dużo wsparcia ze strony dorosłych, którzy zachowują się niczym kwoki, chroniąc malucha przed wszystkim, a więc również przed zdrowymi wyzwaniami. W książce zamieściłam potrzebne informacje i przykłady, jak można oszacować poziom wyzwań dla dziecka w zależności od okoliczności. W tym celu konieczne będzie poszukanie odpowiedzi na takie pytania, jak:
- Co robić, gdy maluch (lub dziecko w starszym wieku) ma napady złości lub histerii?
- Jak radzić sobie z rywalizacją między rodzeństwem?
- Jak pomóc dziecku dobrze przespać noc?
- Co robić, gdy dziecko nie chce współpracować bądź jest nieposłuszne?
- Jak się zachować, gdy dziecko mierzy się z problemami związanymi z nauczycielem bądź rówieśnikami?
- Jak ocenić, czy granice, które dziecku stawiamy, nie są nadmiernie ani niewystarczająco surowe?
Określenie strefy wyzwań naszej pociechy pozwoli nam odpowiedzieć na te i inne pytania, a także da nam poczucie pewności, że decyzje, które podejmujemy jako rodzice, będą właściwie dopasowane do „pomostu” dziecka. Praca z dzieckiem w obrębie strefy wyzwań buduje tolerancję frustracji – zdolność do radzenia sobie z frustracją, zamiast ulegania jej. Dziecko, które wykształciło w sobie tolerancję frustracji, może odsunąć w czasie moment gratyfikacji i poczekać na to, czego pragnie, zachowując spokój w obliczu przeszkód, na jakie natrafi.
Jako rodzic odgrywasz kluczową rolę w budowaniu i wzmacnianiu „pomostu” dziecka. Świadomość tego nie musi jednak zwiększać stresu, jakiego już doświadczasz w związku z byciem mamą czy tatą. Pamiętaj, że nigdy nie jest za późno na poprawę kondycji „pomostu”. Każda interakcja między tobą a twoim dzieckiem może pozytywnie wpłynąć na jego otwartość i odporność psychiczną. Drzwi dające możliwość wsparcia twojego dziecka w zdrowym rozwoju są zawsze otwarte. Co więcej, wcale nie trzeba wykonywać swojej pracy perfekcyjnie. Na szczęście jest w niej miejsce na błędy, które są całkowicie naturalne, gdy mowa o procesie uczenia się. Idealne rodzicielstwo wcale nie jest najistotniejsze, tym bardziej że takie w ogóle nie istnieje! Znacznie ważniejsza jest zdolność zauważania, gdzie i co przegapiliśmy, zaradzenia temu i wyciągnięcia z tego wniosków na przyszłość. Wówczas zarówno my sami, jak i nasze dzieci będziemy wychodzić z kolejnych zawirowań silniejsi.
Im więcej rozumiemy na temat powiązania ciała i mózgu, tym lepiej zdajemy sobie sprawę, że kondycja układu nerwowego dziecka powinna być najważniejszym czynnikiem, od którego należy uzależniać wszelkie rodzicielskie decyzje. Każdy styl rodzicielstwa powinien uwzględniać trzy kluczowe elementy: (1) kondycję „pomostu” zarówno twojego, jak i twojego dziecka (od silnego do kruchego), (2) możliwości rozwojowe dziecka i (3) wyjątkowe cechy dziecka – indywidualne różnice, które wpływają na sposób przetwarzania informacji ze świata zewnętrznego, płynących od zmysłów, oraz pochodzących z wnętrza ciała. W książce będziemy wykorzystywać te trzy czynniki do dostosowania stylów rodzicielstwa do konkretnych potrzeb dziecka – tego właśnie nauczyli się Leanda i Ross, gdy ich córka Jade wykazała tak silny opór w związku z koniecznością chodzenia do przedszkola.L. C. Kamen, L. F. Barrett, Bloom Where You Are Rooted: What Neuroscience Can Teach Us About Harnessing Passion and Productivity, https://soundcloud.com/lisa-cypers-kamen/bloom-where-you-are-rooted-what-neuroscience-can-teach-us-about-harnessing-passion-and-productivity
S. W. Porges, Neuroception: A Subconscious System for Detecting Threats and Safety.
L. F. Barrett, Jak powstają emocje. Sekretne życie mózgu, Wyd. CeDeWu Sp. z o.o. 2020.
S. W. Porges, Neurofizjologiczne podstawy emocji i przywiązania w teorii poliwagalnej, Wyd. Uniwersytetu Jagiellońskiego 2021; A.D. Craig, How Do You Feel? An Interoceptive Moment with Your Neurobiological Self, Princeton University Press 2020.
S. W. Porges i D. Dana, Clinical Applications of the Polyvagal Theory: The Emergence of Polyvagal-Informed Therapies; S. W. Porges, Neurofizjologiczne…
S. W. Porges i A. S. Furman, The Early Development of the Autonomic Nervous System Provides a Neural Platform for Social Behavior: A Polyvagal Perspective.
S. W. Porges, Neurofizjologiczne podstawy…
S. W. Porges, Neurofizjologiczne podstawy…
S. W. Porges i A. S. Furman, The Early Development…
B. S. McEwan, Protective and Damaging Effects of Stress Mediators, https://www.tandfonline.com/doi/full/10.31887/DCNS.2006.8.4/bmcewen
L. F. Barrett, Jak powstają…
L. F. Barrett, Seven and a Half Lessons about the Brain, wyd. Houghton Mifflin 2020.
L. F. Barrett, Seven and a Half Lessons…
Wszystkie następne odniesienia do „budżetu” ciała odnoszą się do książki L. F. Barrett.
Cleveland Clinic, Stress.
S. W. Porges, The Polyvagal Theory: New Insights into Adaptive Reactions of the Autonomic Nervous System, https://www.researchgate.net/publication/24353692_The_polyvagal_theory_New_insights_into_adaptive_reactions_of_the_autonomic_nervous_system
R. C. Schaaf i L. J. Miller, Occupational Therapy Using a Sensory Integrative Approach for Children with Developmental Disabilities, https://onlinelibrary.wiley.com/doi/abs/10.1002/mrdd.20067: Ayres A. J., Sensory Integration and the Child: Understanding Hidden Sensory Challenges, wyd. Western Psychological Services 2005.
Pomysł wywodzi się ze strefy najbliższego rozwoju Lwa Wygodskiego, Mind in Society: The Development of Higher Psychological Processes.
APA Dictionary of Psychology, „Frustration Tolerance”.
APA Dictionary of Psychology, „Frustration Tolerance”.