- promocja
Jak Związek Radziecki wygrał wojnę - ebook
Jak Związek Radziecki wygrał wojnę - ebook
Czy cała historia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej to kłamstwo?
W najnowszej książce Mark Sołonin udowadnia, jak zakłamana jest oficjalna historia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Wykorzystując odtajnione w ostatnich latach dokumenty, przedstawia kulisy układu w Monachium i próby wywołania wojny przez Stalina, analizuje gry operacyjne Armii Czerwonej pokazujące, jak najwyżsi dowódcy ZSRR wyobrażali sobie przyszłą wojnę z Niemcami, stawia zaskakujące pytanie: „Po co dwa razy w ciągu jednego dnia (a dokładniej nocy) ogłoszono dwie mobilizacje?”, wnika w kulisy kontrofensywy korpusów zmechanizowanych w okolicach Lepla i Sienna (operacji, która stoi w jednym szeregu z największymi bitwami pancernymi drugiej wojny światowej), zastanawia się nad prawdziwymi przyczynami głodu w oblężonym Leningradzie, tworzy alternatywny scenariusz przebiegu wojny bez amerykańskiej pomocy dla Stalina.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8188-846-2 |
Rozmiar pliku: | 3,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Monachium”. To krótkie słowo znajduje się w zestawie obowiązkowym pseudohistorycznej pseudowiedzy każdego patrioty-państwowca. O „Monachium” wiedzą wszyscy – podobnie jak o „uśpionym kraju”, „myśliwcach z dykty”, „jednym karabinie na trzech”, „Stalinie, który usiłował opóźnić”, „Richardzie Sorgem, który uprzedzał” itd. O „monachijskiej zmowie” mówi się za każdym razem, gdy tylko pojawia się temat paktu Ribbentrop–Mołotow. To jest nasz „kontratak”, niepodważalny argument przy demaskowaniu grzechów bezwstydnego „Zachodu”. Jednak nie wszystko jest takie, jakie się wydaje…
Na początek krótkie wprowadzenie historyczne. Pierwsza wojna światowa doprowadziła do upadku trzech olbrzymich wielonarodowych imperiów (austro-węgierskiego, rosyjskiego, tureckiego) i powstania nowych państw. Zwycięska strona (ententa) wytyczyła zachodnią granicę nowo powstałej Czechosłowacji według przedwojennej granicy między Austro-Węgrami i Niemcami. W rezultacie przy północno-zachodnich i południowo-zachodnich granicach nowego państwa znalazły się rejony gęsto zamieszkane przez mniejszość niemiecką (można powiedzieć: „austriacką”). Przy czym mniejszość ta była bardzo liczna: na początku lat 30. ludność Czechosłowacji liczyła 7,4 miliona Czechów, 3,3 miliona Niemców, 2,4 miliona Słowaków, 600 tysięcy Węgrów, 500 tysięcy zakarpackich Rusinów, 300 tysięcy Żydów, 100 tysięcy Polaków.
Nie będziemy teraz dywagować, jakie argumenty mógł (powinien był) przytoczyć „Zachód” w Monachium, kiedy odmawiał ponad 3 milionom Niemców sudeckich prawa do połączenia się z vaterlandem, ale przypomnijmy czytelnikom, że Anglicy i Francuzi o nic nie prosili dla siebie i niczego (oprócz wstydu) nie otrzymali. Przypomnijmy i o tym, że w Monachium Hitler nie żądał unicestwienia Czechosłowacji i nie nazywał jej „pokracznym bękartem traktatu wersalskiego”; w tym czasie żądania Niemiec sprowadzano do biblijnego „Wypuść lud mój”. I nawet przy tym, co dzisiaj wiemy o konsekwencjach „Monachium”, nie możemy nie przyznać, że ze strony Anglii i Francji była to – owszem, tchórzliwa i głupia – próba uniknięcia wojny. Szczytny cel. Właśnie na tym polega główna i jakościowa różnica między „Monachium” i radziecko-nazistowskim porozumieniem, które było umową między dwoma podżegaczami wojennymi w sprawie podziału przyszłych łupów.
Wróćmy jednak do 1938 roku. Co robił Związek Radziecki w czasie „kryzysu sudeckiego”? I na to pytanie odpowiedź „znają wszyscy”. ZSRR reprezentowany przez ludowego komisarza spraw zagranicznych M. Litwinowa ze wszystkich trybun potępił politykę „ułagodzenia agresora”, gniewnie piętnował i surowo osądzał, żądał od Francji wykonania jej zobowiązań wobec Czechosłowacji, wielokrotnie zapewniał Pragę o niezmiennym poparciu, zmobilizował i ściągnął do zachodnich granic kilkadziesiąt dywizji, przygotowywał do walki czołgi i samoloty, wyciągał liczne ręce braterskiej pomocy…
W porządku, ale pojawia się zgrzyt – piękny obraz zaburza proste, oczywiste, ale jeszcze niezadane wcześniej pytanie: „To dlaczego nie pomogli, skoro tak bardzo chcieli?”. Rzeczywiście, skoro potężny Związek Radziecki, który już latem 1938 roku dorobił się setek dywizji i brygad, tysięcy czołgów i samolotów bojowych, chciał pomóc Czechosłowacji (i nie tylko z platonicznej miłości do braci Słowian, a po to, żeby nie dopuścić do „ekspansji Hitlera na wschód”), to co przeszkodziło w urzeczywistnieniu tak pożytecznych i wzniosłych zamierzeń? Dlaczego nie wysłano nawet oficjalnej noty protestacyjnej do MSZ Niemiec? Nie wezwano radzieckiego ambasadora „na konsultacje” z Berlina – nie wspominając już o skuteczniejszych sposobach wyrażenia sprzeciwu Moskwy wobec warunków i wyników „układu monachijskiego”?
Warto zauważyć, że w wariantach odpowiedzi na to pytanie wyraźnie da się zauważyć charakterystyczne dla całej radzieckiej historiografii II wojny światowej „dwa szczeble”, dwa poziomy: dla „swoich” i dla „ciemnego ludu”. Wydane w skromnych nakładach, ale aspirujące do naukowej rzetelności grube monografie zwyczajnie i bez udawania, z pewnym nawet ostentacyjnym cynizmem („jesteśmy dorośli, po co mamy się krygować”), przyznają, że Związek Radziecki nie zamierzał pomagać Czechom. „Praktyczny umysł Stalina wyznaczał, tak w okresie przygotowań do Monachium (mimo dyplomatycznej retoryki), jak i po nim, stanowisko obserwatora czekającego na dalszy rozwój wydarzeń i kierującego się zasadą, mówiąc dosadnie, «unikania kłopotów»”.
A szerokim masom – po opowieściach o „700 myśliwcach przygotowanych do natychmiastowego wylotu do Czechosłowacji” i innych zapierających dech w piersiach przejawach gotowości ZSRR do udzielenia pomocy ofierze faszystowskiej agresji – z jękiem żalu mówi się, że chcielibyśmy pomóc, ale wszystko spaliło na panewce z powodu pewnego punktu. Radziecko-czechosłowackie porozumienie o wzajemnej pomocy zawierało w tekście klauzulę, że zobowiązania ZSRR wejdą w życie dopiero wtedy, gdy Francja również udzieli pomocy Czechosłowacji. A Francja nic nie robi, no to my też…
To wspaniała logika, znana i zrozumiała nawet dla ludzi niemających pojęcia, po której stronie globu trzeba szukać tego nieszczęsnego Monachium. „Pobralibyśmy się, ale jego (jej) rodzice nie chcą”. Co prawda zgodnie z prawem i w życiu wszystko jest inaczej. Do zawarcia małżeństwa i powstania wszystkich praw i obowiązków wynikających z jego zawarcia ani rodzice, ani „świadkowie” nie są potrzebni – tylko poświadczona na piśmie w urzędzie stanu cywilnego wola dwóch dorosłych osób, państwa młodych. Gdy jest taka wola, sprawę załatwia się szybko i łatwo, po uiszczeniu niewielkiej opłaty skarbowej; przy braku woli u przynajmniej jednej ze stron nie załatwia się nigdy.
Ani Czechosłowacja, ani tym bardziej Związek Radziecki nie były kolonią Francji. Ani Praga, ani Moskwa nie potrzebowały „pozwolenia” Paryża na zmianę istniejącego porozumienia albo zawarcia nowego. Trzeba było tylko chęci. Gdy była chęć (wola polityczna), dyplomacja stalinowska działała w zawrotnym tempie.
21 sierpnia 1939 roku w Moskwie jeszcze toczyły się rozmowy trójstronne misji wojskowych (Anglia, Francja, ZSRR) w sprawie wspólnych operacji wojskowych przeciwko Niemcom, a w nocy na 24 sierpnia na Kremlu już rozlewano szampana z okazji podpisania paktu Ribbentrop–Mołotow. W nocy z 26 na 27 marca 1941 roku w Belgradzie doszło do wojskowego zamachu stanu, a 3 kwietnia (czyli zaledwie tydzień później) delegacja nowego jugosłowiańskiego rządu już negocjowała z samym Stalinem traktat o przyjaźni i współpracy, który podpisano 6 kwietnia 1941 roku. Absolutny rekord świata w szybkości został ustanowiony przy zawarciu porozumienia z „ludowym rządem demokratycznej Finlandii”, który to (według gazety „Prawda” z 2 grudnia 1939 roku) przypadkowo został odkryty przez nasłuch radiowy i już następnego dnia przybył na rozmowy do Moskwy.
Równie odważnie i zdecydowanie Stalin łamał dowolne normy prawa międzynarodowego. W samym tylko 1939 roku Związek Radziecki jednostronnie zerwał pakt o nieagresji z Polską, a następnie z Finlandią, prowadził działania wojenne na terytorium nieuznawanej przez nikogo poza Związkiem Radzieckim Mongolii; w kolejnym, 1940 roku, grożąc użyciem wojsk, anektował część terytorium Rumunii (Besarabię i Bukowinę Północną) i okupował trzy kraje nadbałtyckie. I nic się nie stało. Stalin nie miał z tego powodu wyrzutów sumienia, a kolizje prawne nie przeszkadzały w prowadzeniu poważnych interesów. Mam nadzieję, że nie trzeba przypominać, jak towarzysz Stalin traktował normy stalinowskiej konstytucji w rozgrywkach wewnętrznych.
Ale może czechosłowacka burżuazja podle zdradziła swój naród i w obawie przed rosnącym autorytetem i wpływami partii komunistycznej odrzuciła wyciągniętą przez Moskwę przyjazną dłoń? Owszem, słyszeliśmy i o tym. Tylko jest to całkowicie niedorzeczne. Prezydent Czechosłowacji Edvard Beneš (wcześniej nieprzerwanie od 1918 roku pełniący funkcję ministra spraw zagranicznych) oprócz tradycyjnego dla czeskich elit rusofilstwa przejawiał dodatkowo znaczne zamiłowanie do marksizmu i socjalizmu. Beneš był chyba najbardziej lewicowym przywódcą politycznym w przedwojennej Europie, bardziej na lewo od niego znajdowali się tylko etatowi pracownicy NKWD. Nieprzypadkowo po przywróceniu państwa czechosłowackiego latem 1945 roku Moskwa właśnie jemu powierzyła stanowisko prezydenta – przy tym, że w pozostałych przypadkach emigracyjni przywódcy na wygnaniu zostali od stóp do głów napiętnowani jako „zdrajcy”, „sługusy burżuazji”, „marionetki światowego imperializmu” oraz innymi niezbyt pochlebnymi epitetami…
Nie ma jednak potrzeby spierać się o to, czego chciał, a czego nie chciał Beneš. Mamy dokument – odtajnione sprawozdanie radzieckiego ambasadora w Pradze S. Aleksandrowskiego („Notatki w sprawie wydarzeń z końca września i początku października 1938 r.”, Archiwum Polityki Zagranicznej Federacji Rosyjskiej, f. 0138, op. 19, p. 128, d. 6). Czytamy tam:
Prasa lewicowa energicznie zwalczała i szukała argumentów dowodzących możliwości i znaczenia wsparcia ze strony ZSRR bez pomocy Francji. Przedstawicielstwo bombardowano dziesiątkami telefonów, a liczni wybitni politycy i dziennikarze przychodzili codziennie z tymi samymi pytaniami: czy ZSRR pomoże bez Francji, kto jest autorem klauzuli z porozumienia radziecko-czechosłowackiego o wzajemnej pomocy, uzależniającej pomoc radziecką od pomocy Francji, czy nie można zawrzeć nowego, już związkowego porozumienia. (…)
21 września towarzysz Litwinow w Genewie bardzo wyraźnie podkreślił zależność pomocy radzieckiej od francuskiej. Kręgi reakcyjne zaczęły wykorzystywać tę okoliczność.
Dalej na kilku stronach Aleksandrowski opisuje, jak wyglądała wielka manifestacja ludowa w Pradze; jego czarnego „burżuazyjnego” packarda najpierw chciano zniszczyć, a potem, gdy dostrzeżono na masce czerwoną flagę radziecką, szalejący tłum, wznosząc radosne okrzyki, niemal na rękach wyniósł go do bram pałacu prezydenckiego.
Beneš próbował wyłącznie rzeczowo rozmawiać na temat wojennego rozwiązania sporu między Czechosłowacją i Niemcami. Kiedy zadawał pytania na temat przejścia Armii Czerwonej przez terytorium Rumunii albo gdy pytał o naszą reakcję na ewentualny atak Polski na Czechosłowację, to w jego tonie nie było żadnych wątpliwości co do tego, że przyjdziemy walczyć przez Rumunię albo Polskę. (…)
Gdy byłem u Beneša 25 września, jego pokoje wyglądały niczym obóz wojskowy. (…) Przyznam, że w tym czasie było mi trudno, gdyż nie mogłem nic powiedzieć Benešowi, szczególnie w odpowiedzi na jego praktyczne pytania. Zapytał mnie, ile tysięcy żołnierzy może wysłać do Czechosłowacji desant powietrzny Armii Czerwonej, jaki sprzęt wojskowy dostarczy taki desant, jakie środki techniczne będą potrzebne, żeby desant mógł rozpocząć działania bojowe. (…)
Wieczorem 26 września, po przemówieniu Hitlera, Beneš był w nie tylko dobrym, a wprost wesołym stanie ducha. Był wręcz nastawiony bojowo. (…)
27 września Beneš mówił już całkiem poważnie o nieuchronności wojny i jego ton w kwestii naszej pomocy był zgoła inny. (…) Odczuwałem wyraźnie, że Beneš jest bardzo zdenerwowany i z dużą powagą chce się dowiedzieć od nas, jak i kiedy udzielimy pomocy. (…) Nie mam i nie miałem wątpliwości, że Beneš aż do otrzymania doniesienia o konferencji w Monachium nie zamierzał kapitulować i pod tym względem nie oszukiwał sam siebie, ani współobywateli, ani nas. (…)
Już jako okrzyk rozpaczy potraktowałem telefon od Beneša o wpół do dziesiątej rano 30 września . (…) Ten historyczny dzień wymaga szczególnego omówienia. Ze względów technicznych będę mógł do niego wrócić dopiero przy kolejnej wysyłce poczty.
Skończono 20 października 1938 r.
Gdy radziecki ambasador (S. Aleksandrowski był osobą o wrażliwym sumieniu, bombardował Moskwę depeszami z prośbą o ratowanie zagrożonych czeskich antyfaszystów, czyli wydanie im wiz wjazdowych do ZSRR; wiosną 1939 roku odwołano go z Pragi i zwolniono z Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych, w 1943 roku, dość późno, aresztowano, rozstrzelano w 1945 roku, zrehabilitowano pośmiertnie w 1956 roku) czuł się „bardzo kiepsko, ponieważ nie mógł nic powiedzieć Benešowi”, kierownictwo partii komunistycznej rozpowszechniało ulotki następującej treści: „Według absolutnie pewnych informacji Związek Radziecki jest zdecydowany udzielić pomocy Czechosłowacji w każdym przypadku i w każdej chwili, gdy tylko zostaniemy zaatakowani. Związek Radziecki jest niezachwianie z nami”.
Ciągu dalszego raportu Aleksandrowskiego (jeżeli w ogóle istniał) w archiwach MSZ Federacji Rosyjskiej nie udało mi się odnaleźć. Dlatego opisując wydarzenia „historycznego dnia, który wymaga szczególnego omówienia”, posłużymy się książką amerykańskiego historyka czeskiego pochodzenia Igora Lukeša _Czechoslovakia Between Stalin and Hitler_. W jego relacji tragiczne rozwiązanie wydarzeń było następujące:
Około godz. 22.00 29 września Beneš otrzymał z Moskwy wiadomość od Fierlingera, który napisał, że według odpowiedzi Potiomkina, jeżeli Hitler zaatakuje Czechosłowację, „procedura w Genewie może być krótka, jak tylko znajdą się państwa gotowe do konfrontacji z agresorem”. Taka była odpowiedź Kremla na prośbę Beneša o niezwłoczną pomoc lotniczą, którą przekazał rankiem 28 września. (…) Teraz, gdy Beneš najbardziej potrzebował radzieckiego sojusznika, Kreml proponował mu zwrócenie się z problemem do Ligi Narodów. (…)
Tuż przed spotkaniem z przedstawicielami partii koalicyjnych rankiem 30 września, po otrzymaniu warunków układu monachijskiego, o godz. 9.30 Beneš sięgnął po swoją ostatnią szansę. Zadzwonił do Aleksandrowskiego i powiedział mu, że Wielka Brytania i Francja złożyły Czechosłowację Hitlerowi w ofierze. Kraj musi teraz wybierać między wojną z Niemcami (w tym przypadku zachodni sojusznicy ogłoszą, że rząd w Pradze jest podżegaczem wojennym i jej winowajcą) a kapitulacją. W tych okolicznościach Beneš poprosił radzieckiego ambasadora, aby jak najszybciej dowiedział się w Moskwie, jak Sowieci postrzegają sytuację. Czechosłowacja powinna walczyć czy skapitulować?
Aleksandrowski nawet nie wysłał tego pilnego pytania od Beneša do Moskwy. O godz. 10.30, nie zrobiwszy w ciągu godziny nic, radziecki ambasador udał się do pałacu prezydenckiego swoją czarną limuzyną Packard, żeby się dowiedzieć, co się dzieje. Nie spotkał się z Benešem, ale zebrał fragmenty informacji od jego współpracowników. (…)
O godz. 12.20 ambasada czechosłowacka w Moskwie poinformowała, że „nie ma żadnych wiadomości”, i dziesięć minut później minister spraw zagranicznych Krofta formalnie oświadczył Newtonowi i de Lacroix , że Czechosłowacja przyjmuje dyktat monachijski. Ambasada radziecka o godz. 13.40 wysłała drugi tego dnia telegram do Moskwy, informując Kreml, że Beneš przyjął warunki układu monachijskiego. (…)
Dopiero w nocy na 3 października 1938 roku prezydent Beneš otrzymał telegram od Fierlingera z Moskwy. Napisano w nim, że Kreml krytykuje decyzję czechosłowackiego rządu o kapitulacji i że Związek Radziecki udzieliłby wsparcia Czechosłowacji „w każdych okolicznościach”. Wiadomość ta została odebrana i rozszyfrowana w MSZ Czechosłowacji o godz. 2.00 3 października, czyli 61 godzin po tym, jak Praga przyjęła dyktat monachijski i co najmniej 36 godzin po opuszczeniu przez czechosłowackie jednostki linii umocnień na granicy. (…) Gdy już wszystko zostało powiedziane i zrobione, Praga otrzymała z Moskwy wyrazy platonicznego współczucia, starannie zaplanowane w czasie.
I jeszcze kilka dodatkowych akcentów do obrazu wydarzeń 1938 roku.
Ludowy komisarz spraw zagranicznych ZSRR M. Litwinow do ambasadora ZSRR w Pradze S. Aleksandrowskiego, 28 marca 1938 roku.
Kwestię austriacką i czechosłowacką zawsze rozpatrywałem jako jeden problem. Gwałt na Czechosłowacji byłby początkiem anschlussu, tak samo jak hitleryzacja Austrii z góry określiłaby los Czechosłowacji. (…) Już anschluss zapewnia Niemcom hegemonię w Europie, niezależnie od dalszych losów Czechosłowacji. (…) Dziwią mnie przypuszczenia Czechów, że będziemy żądać od Rumunii zgody na przemarsz naszych wojsk. Przecież ten przemarsz jest potrzebny przede wszystkim Czechosłowacji i Francji, to one powinny zabiegać o tę zgodę, tym bardziej, że łączą je z Rumunią pewne umowy. (Archiwum Polityki Zagranicznej FR, f. 0138, op. 19, p. 128, dz. 1, l. 16–19)
M. Litwinow do S. Aleksandrowskiego, 11 czerwca 1938 roku.
Nasza pomoc jest uwarunkowana pomocą francuską. Uważamy jednak, że zwrócenie się do nas Francji również nie dałoby oczekiwanego rezultatu i że wszelkie kwestie powinny być koniecznie konsultowane pomiędzy przedstawicielami francuskiego, czechosłowackiego i radzieckiego Sztabu Generalnego. Nie będziemy prosić o takie rozmowy, a Wy nie powinniście poruszać tematu. (Archiwum Polityki Zagranicznej FR, f. 0138, op. 19, p. 128, dz. 1, l. 38)
Sprawozdanie ze spotkania pierwszego zastępcy ludowego komisarza spraw zagranicznych ZSRR W. Potiomkina z ambasadorem Czechosłowacji w Moskwie Fierlingerem, 9 września 1938 roku.
Fierlinger zjawił się u mnie dzisiaj, żeby nieoficjalnie poskarżyć się na przyjęcie, z którym spotkali się u nas specjaliści wojskowi przybyli ostatnio do ZSRR z Czechosłowacji w ramach zadań specjalnych. Fierlinger powołuje się na następujące fakty:
1. Generałowie Šara i Netik rzekomo zostali bardzo oschle przyjęci przez towarzysza Szaposznikowa. Podczas ich powrotu z Moskwy razem z przedstawicielem Škody Hromadką ich rzeczy osobiste zostały bardzo dokładnie przeszukane na moskiewskim lotnisku. Przeszukano kieszenie zapasowych mundurów, które znajdowały się w walizkach. Przeczytano osobistą korespondencję. Wylot samolotu został zatrzymany prawie o pół godziny, ponieważ Hromadko miał przy sobie 2000 dolarów potrzebnych do opłacenia specjalnego samolotu, który czekał na niego w Amsterdamie. Fierlinger twierdzi, że po przyjeździe do Moskwy Hromadko zamierzał zgłosić przy kontroli celnej te środki, ale towarzysze z Ludowego Komisariatu Obrony, którzy go spotykali, odradzali mu spóźnienie się z powodu tej formalności.
2. Oficerowie czechosłowackiej artylerii, którzy przybyli do ZSRR przez Rumunię z działami i pociskami, zapakowanymi szczególnie starannie i oplombowanymi, po dotarciu do Leningradu zostali osadzeni w ścisłej izolacji pod nadzorem licznej ochrony. Ładunek, któremu towarzyszyli, został im odebrany i gdzieś wysłany. Następnie, gdy dotarli na poligon, stwierdzili, że z dział i pocisków usunięto plomby, a najbardziej tajne elementy zostały obfotografowane.
3. Dowódca czechosłowackich sił powietrznych Fajfr, który przyjechał do ZSRR w trybie pilnym w celu omówienia niektórych praktycznych zagadnień, wrócił rzekomo rozczarowany. Według Fierlingera rozmowa Fajfra z towarzyszem Szaposznikowem miała charakter formalny i nie wniosła nic konkretnego. (Archiwum Polityki Zagranicznej FR, f. 0138, op. 19, p. 128, d. 1, l. 62–63)
Raport ze spotkania W. Potiomkina z Fierlingerem, 15 września 1938 roku.
Fierlinger powiedział, że według informacji z ambasady francuskiej w Moskwie Georges Bonnet był nadzwyczaj niezadowolony z rozmowy z towarzyszem Litwinowem w Genewie. Jak powiedział Fierlingerowi Coulondre, towarzysz Litwinow wykazał w tej rozmowie wyjątkową powściągliwość i nie przedstawił żadnych pozytywnych propozycji dotyczących Czechosłowacji w przypadku ataku ze strony Niemiec.
Odpowiedziałem Fierlingerowi, że według towarzysza Litwinowa sam Bonnet rozmawiał z nim głównie o niejasnym stanowisku Anglii w sprawie Czechosłowacji. Bonnet nie rozmawiał z towarzyszem Litwinowem o wspólnym udzieleniu pomocy Czechosłowacji. Naturalnie towarzysz Litwinow nie miał podstaw do opracowania praktycznego planu wspomożenia Czechów. (…)
Fierlinger wysłuchał wszystkich wyjaśnień z głębokim smutkiem. (Archiwum Polityki Zagranicznej FR, f. 0138, op. 19, p. 128, dz. 1, l. 65)
Jeśli coś nie kwacze jak kaczka, nie pływa jak kaczka i nie lata jak kaczka, to najprawdopodobniej nie jest kaczką. A więc co to jest?
Oczywiście Związek Radziecki, czyli towarzysz Stalin, nie zamierzał ratować Czechosłowacji, „odpierać faszystowskiej agresji” itd. Dalsze powtarzanie tych bzdur jest możliwe tylko w stanie ostrego zatrucia ideologicznego. Jednak jeszcze bardziej błędna wydaje mi się teza, że Stalin rzekomo postanowił ograniczyć się do roli „obserwatora czekającego na dalszy rozwój wydarzeń”. Rzecz jasna, latem i jesienią 1938 roku Stalin miał Plan i to wcale niesprowadzający się do biernego oczekiwania na to, „co przyniesie los”.
Przytoczone powyżej rozproszone skrawki faktów i opinii nawet w małym stopniu nie mogą stać się bazą do rekonstrukcji stalinowskiego Planu. Wszystko, co mogę dzisiaj zaproponować czytelnikowi, to, powiedzmy, niejasne przypuszczenia, które jednak zrodziły się z lektury oryginalnych dokumentów źródłowych. Tak więc:
Plan geopolityczny z września 1938 roku pod względem celów i zadań, głównych mechanizmów jego realizacji, niczym się nie różnił od planu z sierpnia 1939 roku. Żadnego „dramatycznego zwrotu w polityce zagranicznej państwa radzieckiego” w sierpniu 1939 roku nie było (w zasadzie jest to istota mojego „niejasnego przypuszczenia”). Stalin, który pije szampana z Ribbentropem, i Stalin, który poprzez swojego ministra (komisarza ludowego) spraw zagranicznych piętnuje „faszystowskich podżegaczy wojennych” – to ten sam polityk dążący do tego samego celu strategicznego.
Celem jest wojna w Europie Zachodniej, krwawa i niszczycielska, po której zgliszczach Stalin poprowadzi swoje kolumny pancerne. Główne „narzędzie” służące do osiągnięcia tego celu – agresywny paranoik, który przejął (nie bez tajnych zakulisowych intryg Stalina) stery władzy w Niemczech. Głównym frontem przyszłej wojny powinna stać się francusko-niemiecka granica, ale Stalin próbuje wzniecić europejski pożar w innym miejscu, prowokując ostry lokalny konflikt. Latem 1938 roku takim „miejscem” jawi mu się Czechosłowacja, rok później – Polska. W 1938 roku głównym „punktem przyłożenia siły” była potencjalna ofiara faszystowskiej agresji – Czechosłowacja. To właśnie ją Moskwa z kunsztem doświadczonego prowokatora skłaniała do maksymalnego usztywnienia stanowiska.
Dziwne zastrzeżenia, że zobowiązania ZSRR wynikające z porozumienia o wzajemnej pomocy z Czechosłowacją wchodzą w życie dopiero w przypadku podobnych działań Francji, nie były oczywiście przyczyną determinującą stanowisko i działania Związku Radzieckiego, ale okazały się bardzo skutecznym narzędziem w realizowaniu polityki Stalina. Z takim zastrzeżeniem ludowy komisarz spraw zagranicznych ZSRR towarzysz Litwinow mógł, nic nie ryzykując, grzmieć z mównicy Ligi Narodów (a także wszystkich innych mównic) – loteria, w której grał Stalin, nie przewidywała przegranej. Jeśli Francja (i jej główny sojusznik Wielka Brytania) pójdą na ustępstwa wobec Hitlera, można będzie przez następne sto lat oskarżać te państwa o „zdradę”, „spisek z agresorem”, ukazując własną nieskazitelność (co obserwujemy do dziś). Jeśli dojdzie do wojny, to tutaj przed towarzyszem Stalinem otwiera się cały wachlarz wspaniałych możliwości.
Jedna z nich zalśniła wyraźnie w nocy z 22 na 23 września 1938 roku. Tak, tak, właśnie w środku nocy obudzono chargé d’affaires Polski w Moskwie, pana Jankowskiego, i wezwano do Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych, gdzie o czwartej nad ranem (pod koniec września jest o tej godzinie kompletnie ciemno) wręczono mu „Oświadczenie rządu radzieckiego do rządu Polski”. Oto jego pełny tekst (opublikowany zresztą w latach „głębokiej komuny”):
Rząd ZSRR otrzymuje z różnych źródeł doniesienia, że polskie oddziały gromadzące się na granicy Polski i Czechosłowacji przygotowują się do przejścia wspomnianej granicy i zajęcia siłą części terytorium Republiki Czechosłowackiej¹. Mimo powszechnego i niepokojącego charakteru tych doniesień polski rząd dotychczas im nie zaprzeczył. Rząd ZSRR spodziewa się, że takie zaprzeczenie nastąpi niezwłocznie.
Niemniej jednak, gdyby do takiego zaprzeczenia nie doszło i gdyby na potwierdzenie tych doniesień wojska Polski rzeczywiście przekroczyły granicę Republiki Czechosłowackiej i zajęły jej terytorium, rząd ZSRR uważa za stosowne i konieczne ostrzec rząd Rzeczypospolitej, że na podstawie art. 2 paktu o nieagresji, zawartego między ZSRR i Polską 25 lipca 1932 roku, rząd ZSRR w związku z aktem agresji dokonanym przez Polskę przeciwko Czechosłowacji byłby zmuszony bez ostrzeżenia wypowiedzieć wspomniany pakt.
Oświadczenie z 23 września to precyzyjny i dobrze przygotowany casus belli, uzasadniony prawnie pretekst do rozpętania wojny. I co dalej? Reszta jest milczeniem – jak powiedział na pożegnanie książę Hamlet. Żadnego „zaprzeczenia” od polskiego rządu nie było i wieczorem 1 października polskie oddziały przekroczyły granicę Czechosłowacji. I nic. Absolutnie nic. Ani radzieckiego ambasadora nie wezwano z Warszawy „dla konsultacji z rządem”, ani nie obudzono polskiego. Gdy polski rząd przeprowadził wszystkie wymienione w oświadczeniu niezgodne z prawem działania, Moskwa skromnie zachowała milczenie.
Mimo to widzę wszelkie podstawy, które pozwalają sądzić, że w potencjalnym konflikcie z Polską zamiary towarzysza Stalina były jak najbardziej poważne. Zresztą słowo „widzę” w tym przypadku nie jest zbyt odpowiednie. Zobaczyć je może każdy, komu będzie się chciało zdjąć z półki wydaną w wielkim nakładzie jeszcze w czasach radzieckich (Wojenizdat, Moskwa 1974) dwunastotomową _Historię drugiej wojny światowej_. Interesuje nas drugi tom prezentujący pod wspaniałym tytułem „Działania przygotowawcze Związku Radzieckiego w celu udzielenia pomocy Czechosłowacji” kolorową mapę, na której używając wszelkich potrzebnych strzałek i kółek, pokazano koncentrację wojsk radzieckich przy granicy z Polską. Mapa jest bardzo szczegółowa, zademonstrowano nawet drogę pewnej (67. Strzeleckiej) dywizji do granicy z… Łotwą! Ciekawe – jak utworzenie „Witebskiego i Bobrujskiego Zgrupowania Armijnego” i wysłanie ich na granice z Polską mogło mieć wpływ na „udzielenie pomocy Czechosłowacji”, od której dzieliło je 800 kilometrów terytorium Polski?
Zgadza się, ZSRR nie miał wówczas wspólnej granicy ani z agresorem (Niemcami), ani z ofiarą agresji (Czechosłowacją). Jednak najkrótsza droga na Czechosłowację nie wiodła oczywiście przez Witebsk i Warszawę, a przez północno-wschodnią część Rumunii (Bukowinę); od Winnicy przez rumuńskie Czerniowce do słowackiego Mukaczewa (nie zapominajmy, że Czechosłowacja była wtedy znacznie „dłuższa” ze względu na terytorium, które po II wojnie światowej stało się obwodem zakarpackim ZSRR). Perspektywy uzyskania zgody Rumunii na przejście wojsk radzieckich przez jej terytorium² były dość realne, o czym świadczy rzeczywista zgoda Rumunii udzielona w czerwcu 1940 roku – i nie na czasowy przemarsz wojsk, a na bezzwrotne przekazanie Związkowi Radzieckiemu terenów Besarabii i Bukowiny Północnej.
Po tym, jak „układ monachijski” przekreślił nadzieje Stalina na wielką europejską wojnę, ten nie odważył się rozpocząć własnej wojny z Polską i ładna mapa ze strzałkami wylądowała na odległej półce w sejfie Sztabu Generalnego. Ale widzicie, jak pięknie zostało to pomyślane! „Niezwyciężona Armia Czerwona śpieszy z pomocą ofierze agresji faszystowskiej, zmiatając po drodze biało-czerwone bandy…” Przy takim scenariuszu można się było nie ograniczać do półśrodków (w rodzaju „zachodniej Białorusi” i „zachodniej Ukrainy”), a przyłączyć do rodziny od razu Polską Republikę Radziecką. Pomysł jednak nie wypalił.
Mimo to nie nazwałbym jesieni 1938 roku „klęską Stalina”, a oto dlaczego. Niemcy w tym czasie były jeszcze zbyt słabe, nowo powstały Wehrmacht stawiał pierwsze niepewne kroki. Wojna przeciwko koalicji Anglii, Francji i Czech mogła zbyt szybko się zakończyć, a takie rozwiązanie zdecydowanie zaszkodziłoby Wielkiemu Planowi. Przez rok, do września 1939 roku, sytuacja znacznie się zmieniła. Hitler dojrzał, nabrał doświadczenia i arogancji, znacznie wzmocnił (i pod względem ilości, i pod względem jakości) swoje siły zbrojne, co było w dużej mierze skutkiem okupowania od 15 marca 1939 roku Czech wraz z zakładami koncernu Škoda, produkującego góry nowoczesnego uzbrojenia. I oczywiście pakt z ZSRR, czyli możliwość nieskrępowanych działań na wschodzie, gospodarcze i polityczne poparcie wielkiego mocarstwa, zapewnił nazistom „drugi oddech”.
Wojna, która wybuchła 1 września, w pełni spełniała oczekiwania Stalina: krew lała się strumieniami, wysiłek wielu wieków pracy legł w gruzach, gotyckie katedry w Londynie i Coventry, Warszawie i Rotterdamie zamieniły się w stosy pokruszonych cegieł. I Stalin poprowadził kolumny swoich czołgów po zgliszczach Europy. Co prawda kosztem utraty życia przez 17 czy 27 milionów obywateli radzieckich.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
Chodzi o konflikt wokół skrawka terytorium (około 30 na 70 kilometrów w międzyrzeczu Olzy i Ostrawicy na styku granic współczesnej Polski, Czech i Słowacji), tzw. Śląska Cieszyńskiego. W 1920 roku decyzją Naczelnej Rady Wojskowej ententy Śląsk Cieszyński został podzielony mniej więcej w połowie, wzdłuż rzeki Olzy, między Polską i Czechosłowacją. Korzystając z kryzysu sudeckiego, Polska zajęła czeską część Ziemi Cieszyńskiej, która stanowiła mniej niż 1,5% terytorium Czechosłowacji w granicach z 1938 roku.
2.
Czeski historyk I. Pfaff w wydanej w Pradze w 1993 roku książce _Sovětská zrada_ twierdzi, że we wrześniu 1938 roku podczas nieoficjalnych spotkań ministrów spraw zagranicznych ZSRR i Rumunii (Litwinowa i Comnena) umówiono się co do zasad przejścia wojsk radzieckich na Słowację przez terytorium Rumunii i wyznaczenia korytarza powietrznego do przelotu lotnictwa; biorąc pod uwagę, że rosyjskie archiwa pozostają wciąż zamknięte, nie można ani potwierdzić tych informacji dzięki radzieckim dokumentom, ani im zaprzeczyć.