- W empik go
Jak żyć bez lęku i zmartwień - ebook
Jak żyć bez lęku i zmartwień - ebook
Mnisi buddyjscy uchodzą za najbardziej zadowoloną społeczność na świecie. Ich radosne twarze promieniują szczęściem i błogim spokojem. Chętnie też dzielą się z innymi receptą na udane i szczęśliwe życie, w którym nie ma miejsca na lęk i zmartwienia. Opisaną tutaj buddyjską ścieżką od 2,5 tysiąca lat przemierzają rzesze nieszczęśliwców poznających smak prawdziwie radosnego życia. Książka jest zestawem bardzo praktycznych wskazań mogących podnieść komfort psychiczny każdego człowieka bez wyjątku.
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8245-579-3 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pisanie tej książki szło mi niczym krew z nosa. Życie bez lęku i zmartwień jest wręcz banalnie proste i oczywiste — wystarczy mieć wszystko gdzieś. Już napisanie krótkiego artykułu na ten temat wydawało mi się wodolejstwem, a co dopiero całej książki. Dlatego ciągle podchodziłem do pisania, by po chwili je ponownie porzucić. Cokolwiek bowiem tutaj napiszę, nie zastąpi to praktyki. Najlepszym sposobem nauczenia się, jak żyć bez lęku i zmartwień, jest dołączenie do osoby, która już przestała się czymkolwiek przejmować i niczego się nie lęka, obserwowanie jej i kopiowanie zachowań. Na tym wszak buddyjska praktyka polega!
Budda nie pukał od drzwi do drzwi, głosząc Dobrą Nowinę o nadchodzącym Raju na Ziemi. On w tym raju już faktycznie żył. Był ciągle radosny i uśmiechnięty, beztroski i jednocześnie zaradny, imponował błyskotliwym humorem, a równocześnie wzbudzał szacunek i respekt. Te cechy Oświecenia były wizytówką i folderem reklamowym księcia Siddharthy. Przyciągały do niego rzesze naśladowców, którzy chcieli cieszyć się taką samą radością życia, jaką On przejawiał na każdym kroku. Zawsze zadowolony i tryskający humorem, ale jednocześnie bardzo wymagający od swoich uczniów. Nie pobłażał im, bez pardonu wydalając z Sanghi za świadome przewinienia. Aby być blisko Niego i móc się uczyć od samego Źródła, należało się wykazać wyjątkową determinacją i samodyscypliną.
Z tego właśnie powodu pisanie o tym, jak żyć bez lęku i zmartwień, jest zadaniem arcytrudnym. Zdecydowanie łatwiej byłoby mi wziąć zainteresowanego na jedną z moich pielgrzymek, podczas których ukazuję arkana bezstresowej i radosnej egzystencji. Sam klucz do niej jest banalnie prosty, droga do celu jednak ciężka i żmudna, polega wszak przede wszystkim na złamaniu siebie samego, swoich oczekiwań, pragnień i przywar. Wymaga wykasowania starych programów i wgrania nowego — nieegoistycznej egzystencji w tu i teraz. Dlatego właśnie ciągle pisanie tej książki przerywałem, by za jakiś czas, motywowany najczęściej nieudolnością praktykantów, ponownie do niej usiąść.
Nieocenioną pomocą w redakcji zagadnienia była pozycja Sri K Dhammanandy pod tym samym tytułem. Ów nieżyjący już mnich tradycji therawada był wielkim i nieszablonowym buddyjskim misjonarzem. Wykształcony solidnie na lankijskich uczelniach osiadł w klasztorze w Malezji, gdzie prowadził działalność edukacyjną wśród lokalnej społeczności. Pisał w języku angielskim, pogłębiając źródło wiedzy o Dhammie równocześnie dla krajów całego Zachodu. Jest autorem wielu prac, które dzisiaj stanowią podstawy kanonu palijskiego. Między innymi zunifikował ceremonię pudży, wprowadzając wspólny standard recytacji, jest autorem wielu mów Dhammy, jak również buddyjskich katechizmów.
Niemniej jednak w tej całej beczce miodu znajdzie się i łyżka dziegciu. Prowadząc działalność misyjną w Malezji, nawiązywał najczęściej do islamu, porównując ze sobą obie ideologie. Miało to sens, gdyż Malezja jest w przytłaczającej większości muzułmańska. Dla czytelnika z katolickiej Polski większość porównań będzie jednak niezrozumiała, co wymaga całkowitego przeredagowania jego pracy.
Drugim poważnym problemem jest mieszanie przez Dhammanandę buddyjskich tradycji. W jego malezyjskim klasztorze, do którego trafił ze Sri Lanki, panowała tradycja mahajany. Trudność polega na tym, że mahajana nie jest zgodna z therawadą. Rozbieżności są często diametralne. Dhamma therawady ogranicza źródło do jednego nauczyciela, którym był Oświecony (pali: Budda) książę Siddhartha Gautama. Tymczasem mahajana odnosi się do wielu nauczycieli, którzy ogłosili się buddami, jako źródeł dharmy. W tych źródłach nie ma, co oczywiste, zgodności. Wiele z tych nauk stoi w całkowitej sprzeczności z Dhammą akceptowaną przez therawadę. Bazujący w Malezji Dhammananda pragnął zachować przede wszystkim poprawność polityczną i unikał deprecjacji poglądów mahajany. Jego prace w niektórych momentach przypominają więc groch z kapustą, potrawę skomponowaną z niepasujących do siebie elementów. W wyniku tego część opisywanych przez Sri K Dhammanandę tez jest sprzeczna z kanonem therawady.
Z tych dwóch powodów prace Bhante Dhammanandy nie nadają się do wiernego przetłumaczenia na język polski, przynajmniej według mojego poglądu. Złożyłem śluby w tradycji therawady i jako jej przedstawiciel pragnę w moich książkach zachować jej wierność. Z drugiej strony jestem także gorącym zwolennikiem tej tradycji, dobrze ją rozumiem i się z nią całkowicie utożsamiam. Nie widzę więc powodów, by iść na jakiekolwiek kompromisy. W związku z tym wykorzystałem z publikacji Dhammanandy wzorzec, zachowując spis treści i poruszając tę samą problematykę, jednocześnie zmieniając redakcję na własną — wymieniłem przy okazji przykłady na biblijne i oczyściłem z naleciałości mahajany.
Oprócz powyżej wymienionych innowacji w książce znajduje się kilka rozdziałów dodatkowych, które wynikają z mojego własnego doświadczenia. Uważam, że samo rozprawianie o buddyzmie jest zupełnie płonne. W oderwaniu od praktyki Dhamma nie ma absolutnie żadnej wartości. Dopiero po wprowadzeniu jej w życie zaczyna przynosić wymierne efekty. Jest to jeden z powodów, dla których buddyzm stawiam wyżej od hinduizmu. Nurty takie jak adwaita wedanta lub dżinizm także uderzają w samo sedno Oświecenia, jednak pierwsza niemal nie posiada żadnej praktyki, druga natomiast tę praktykę traktuje zbyt ortodoksyjnie. W takim ujęciu Droga Środka, którą promuje buddyzm, wydaje się być także złotym środkiem. Samo zrozumienie Oświecenia, co proponuje wedanta, daje niewiele, natomiast skrajny radykalizm dżinizmu, często przecież prowadzący do śmierci praktykanta, jest narzędziem niepraktycznym. W niniejszej książce odnoszę się zatem wiernie do praktyk therawady, nie analizując innych tradycji.
Na zakończenie chciałbym jeszcze zwrócić uwagę czytelnika na fakt, który poruszałem już w moich poprzednich publikacjach, a mianowicie buddyjskiej genezy chrześcijaństwa. Moje studia buddyjskie są szerokotorowe, ze szczególnym uwzględnieniem wpływu buddyzmu na kształtujące się chrześcijaństwo. O związkach buddyzmu z chrześcijaństwem wspomniałem już w książce “Tomasz Apostoł w Indiach”. Nowotestamentowy niewierny Tomasz po Wniebowstąpieniu Jezusa udał się w podróż do Indii, w których poniósł męczeńską śmierć. Nie była to podróż przypadkowa. W czasach Jezusa Grecja znała buddyzm bardzo dobrze. Za sprawą Greków także Rzymianie się nim interesowali. Wymieniane przez rzymskich i greckich historyków miejsca z mnichami buddyjskimi i hinduskimi śramanami wkrótce przekształciły się w ostoje powierników Jezusa, dając początek chrześcijaństwu. Niniejsza książka jest jedynie studium ludzkiej psychiki i nie zajmuje się religiami; zachęcam jednak do paralelnej analizy źródeł chrześcijaństwa. Może się bowiem okazać, że wszystkie religie mają tę samą genezę i tę samą ścieżkę prowadzącą do wiecznej nirwany, do stanu, który jest naszym stanem naturalnym, do raju, którego de facto nigdy nie utraciliśmy, a który jedynie zasłania kurtyna naszej ignorancji. Po opuszczeniu tej kurtyny Eden stanie się faktem.
1 Lęk i zmartwienia
Życie bez lęku i zmartwień jest niezaprzeczalną domeną buddyzmu. Cała religia podporządkowana jest właśnie temu zagadnieniu. Budda dla swoich wiernych jest człowiekiem, który dzięki wytężonej pracy nad sobą samym osiągnął stan wiecznej i niezmąconej szczęśliwości. Nauki, których później udzielił swoim towarzyszom, stały się podstawą utworzenia nowej religii zwanej w Azji i w Indiach Dhammą Buddy, a na Zachodzie buddyzmem.
Wiele osób przeciwstawia Buddzie nauki Chrystusa, nadając sens i znaczenie cierpieniu. Tymczasem chrześcijaństwo wcale nie jest różne pod tym kątem od buddyzmu. Biblia jasno naucza, że chrześcijanie nie powinni się martwić. W Liście do Filipian 4: 6 znajdujemy słowa, “Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu.” Z Pisma Świętego uczymy się również, że nasze potrzeby i troski powinniśmy powierzać Bogu w modlitwie, a nie zamartwiać się o wszystko samodzielnie. Jezus zapewnia nas, że Ojciec w niebie zatroszczy się o wszystkie nasze potrzeby (w epilogu na końcu książki zacytowana została Ew. Mateusza 6: 25–34). Z tego powodu, nie powinniśmy martwić się o nic.
Skoro w życiu człowieka wierzącego nie powinno być miejsca dla strapienia, to jak zatem należy przezwyciężać troski? W 1 Liście Piotra otrzymujemy wskazówkę:
“Wszelką troskę swoją złóżcie na Niego, gdyż On ma o was staranie.” Biblijny Bóg nie chce, abyśmy sami nosili ciężary naszych problemów i trudności. Chce natomiast ulżyć nam w naszych problemach. Biblia mówi, że czyni tak, gdyż troszczy się o nas oraz o wszystko, co ma związek z nami. Żadne zmartwienie nie jest zbyt duże lub zbyt małe, aby On nie był nim zainteresowany. Gdy powierzamy Bogu nasze problemy, On składa nam obietnicę, że obdarzy nas swoim spokojem, który przewyższa wszelkie zrozumienie.”
.
“Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje jest lekkie.”
W podobnym tonie zachęca hinduizm do praktyki _bhakti_, która polega na oddaniu wszelkich trosk i lęków w ręce któregoś ze swoich bogów. Brahma jest powiernikiem naszego losu. Jego zadaniem jest troszczenie się o naszą teraźniejszość i przyszłość, jest przecież częścią nas samych. Praktyka _bhakti_ uwalnia z ograniczeń umysłu, zrzucając z _atmana_ kurtynę ego i jednocześnie realizując samego boga. Także tutaj pełne zaufanie do boskich sił jest kluczowe, należy im się bezwarunkowo poddać.
Lęk i zmartwienia są walutą, którą płacimy za przeżycie człowieczego istnienia. Nasza skłonność do niepokojenia się jest przyczyną wszelkich problemów. Lęk i zmartwienia wydają się więc być nieodłączną częścią ludzkiej egzystencji. Każdy, kto jest zanurzony w materialnym świecie, nie jest wolny od tych nieprzyjemnych stanów mentalnych. Głównym powodem zmartwień są wyzwania, które sami przed sobą stawiamy i obowiązki, które sami na siebie narzucamy.
Troski przychodzą do nas bardzo różnymi ścieżkami. Na przykład ktoś może czuć się gorszy, gdy się porównuje z innymi: “Może nie jestem wystarczająco dobry, by poradzić sobie z tą pracą”, albo “wydaje mi się, że nie jestem dość mądry, inteligentny, żeby móc na coś wpłynąć”. Niektórzy boją się pokazać przed innymi, jakimi są w rzeczywistości: “Nie mogę pokazać innym, jaki naprawdę jestem. Jeśli na to pozwolę, ludzie stracą do mnie zaufanie lub zaczną mnie traktować gorzej.” W konsekwencji tego niektórzy przywdziewają maski, udając kogoś innego, niż są w rzeczywistości.
Ludzie bardzo się też martwią o swój wygląd zewnętrzny. Mężczyźni przejmują się pojawiającą łysiną, kobiety zmarszczkami na twarzy. Martwią się również tym, że są za grubi lub za chudzi, mają zbyt ciemne włosy lub zbyt jasne, są zbyt niscy lub zbyt wysocy i tak dalej. Obawiają się krytyki innych, osądzenia swojej fizyczności i wyglądu zewnętrznego. Lękają się wyrazić publicznie swoje zdanie w obawie przed wyśmianiem, lecz ogarnia ich złość, gdy ktoś inny wyjdzie z tym samym pomysłem i zostanie z entuzjazmem przyjęty. Czują się skrępowani potencjalną krytyką i niezasłużonym niesprawiedliwym osądem.
Ludzie martwią się także o swoje rodziny. “Może nie jestem aż tak dobrym rodzicem, partnerem bądź dzieckiem…”. Niektórzy mężowie posiadający młode i piękne żony boją się, że te odejdą z innym mężczyzną. Podobnie kobiety związane z przystojnymi mężczyznami boją się, że ci je zdradzą i zostawią, odchodząc do młodszych, piękniejszych, seksowniejszych dziewcząt.
Samotne osoby martwią się, jak kogoś poznać i stworzyć z nim związek. Inni, żyjący już w związku, martwią się o możliwość spłodzenia potomstwa, czując się nieszczęśliwi i samotni w bezdzietnym małżeństwie. Z drugiej strony rodzice wielu pociech stale zamartwiają się, jak dobrze i bezpiecznie je wychować, a “może mój partner/moja partnerka już mnie nie kocha i mnie nie chce, mogąc w każdej chwili mnie porzucić?!”. Albo “czy moje własne dzieci zaopiekują się mną, gdy już zniedołężnieję?!”. Niektórzy rodzice martwią się bezpodstawnie o zdrowie swoich pociech, by nie zabrakło funduszy na ich edukację, by zapewnić im bezpieczny i przyjazny dom, by zabezpieczyć finanse na codzienne wydatki.
W miejscu pracy ludzie mogą mieć problem, by podołać wyznaczonym zadaniom, albo z podejmowaniem trudnych decyzji. “A co, jeśli moja decyzja okaże się błędna?”, “powinienem się wyprzedać już teraz i zrealizować zyski, czy może jeszcze poczekać na lepszą okazję?”, “czy mogę zaufać moim pracownikom w kwestiach finansowych, czy może będą oszukiwać firmę podczas mojej nieobecności?”. Niektórzy obawiają się możliwych strat, boją się, że nie zostaną awansowani, bądź zostaną przeładowani zbyt wieloma obowiązkami. Niektórzy przejmują się też tym, że ich współpracownicy mogą być zazdrośni o ich osiągnięcia. W rzeczywistości lista możliwych zmartwień, którym ludzie stawiają codziennie czoła, nie ma końca. Ludzka egzystencja jest pełna trosk i obaw, które czają się w zakamarkach umysłu.
Istnieje wiele rodzajów lęku. Jest strach przed niepewnością materialną, przed wrogiem, przed głodem, przed chorobą, przed stratą majątku, przed starzeniem się, strach przed śmiercią, a nawet strach przed niekorzystnym przyszłym wcieleniem. Człowiek nie tylko przejmuje się i lęka, gdy idzie mu źle, albo nie po jego myśli. Źdźbło niepokoju gnieździ się także wtedy, gdy wszystko jest dobrze. Boi się, że zaraz coś się zepsuje, coś pójdzie nie tak, że szczęście, którego doświadcza właśnie teraz, może prysnąć i zamienić się w rozpacz. Pomimo iż zgodnie z powszechnie przyjętą tezą brak informacji jest dobrą informacją, ludzie takim brakiem informacji potrafią się solennie zadręczać. Nieuzasadnione troski potrafią zmienić życie w niekończące się pasmo skrywanego lęku. Taka forma niedoli dręczy niemal całą ludzkość. Na dodatek nikt nie jest od niej wolny oprócz tych, którzy oczyścili już swoje umysły, czyniąc je doskonałymi.
Powody zmartwień
Ze wszystkich tych niekorzystnych stanów duchowych najgroźniejszym jest zmartwienie długotrwałe. Dlaczego ludzie się martwią? Po dłuższej analizie można dojść do wniosku, że odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna. Ludzie martwią się ze względu na koncepcję “ja” i “moje”, albo jak to nazywa buddyzm: “iluzję siebie”, ego.
Niemal wszystkie zwierzęta poniżej człowieka są kierowane instynktem. Nie dzieje się tak jednak w przypadku człowieka, który jest wyposażony w intelekt oraz intuicję. Dzięki siłom swojego umysłu wytwarza on koncepcję posiadania stałego ego, którego zadaniem są odruchy samozachowawcze. Buddyzm w historii ludzkiej myśli jest pod tym względem unikatowy, że odrzuca ideę posiadania duszy lub indywidualnej jaźni. Tezę taką uznaje jako nieuzasadnioną, sprzeczną z rzeczywistym doświadczeniem. Poprzez wiarę w swoje indywidualne istnienie człowiek wytwarza w sobie błędne przekonanie o posiadaniu własnego “ja” oraz wiele cech uznaje za “moje”. Postawa taka wywołuje znowu chciwość, zachowania egoistyczne, pychę, dumę i inne niezdrowe myśli. Koncepcja własnej indywidualnej “jaźni” jest głównym powodem wszystkich problemów, poczynając od konfliktów osobistych, a kończąc na wielkich wojnach światowych.
Koncepcja “ja” jest powodem tworzenia się błędnego poglądu o posiadaniu fizycznego ciała, które należy zaspokajać. Czasami to zaspokajanie żądz cielesnych sięga ekstremów. Lęk przed niemożnością pełnego zaspokojenia jego potrzeb i pragnień rodzi niepokój i troskę. Stąd zmartwienie jest niczym innym jak negatywnym stanem umysłu wynikającym z przywiązania do doczesnych przyjemności. Im silniejsze jest to przywiązanie, tym większy jest strach przed utratą tego czegoś. Natomiast z chwilą zaspokojenia konkretnej potrzeby, człowiek zaczyna tęsknić za zaspokojeniem kolejnej. Proces ten nie ma swojego końca.
W podobny sposób powstaje obawa przed kontaktem z czymś, co uważane jest za niepożądane. Przywiązanie do przyjemnych uczuć i niechęć do nieprzyjemnych powoduje powstanie niepokoju. Czasami w skrajnych sytuacjach pojawia się strach z powodu owego przywiązania, relacji z określonymi przedmiotami lub sytuacji, które same w sobie są nieszkodliwe, a które wywołują silne negatywne emocje. Takie przypadki znane są jako fobie. Fobią jest lęk przed ciemnością, lęk przed zamkniętymi przestrzeniami, przed otwartymi przestrzeniami, lęk wysokości, lęk przed zwierzętami, przed demonami i duchami, przed złodziejami, lęk przed wrogami, lęk przed rzuceniem uroku, iluzoryczny lęk przed zaatakowaniem lub zabiciem przez kogoś czającego się w ukryciu itd. Zmartwienia i cierpienia, jakich doświadcza taki człowiek, są niczym innym jak interakcją jego samolubnych pragnień ze zmieniającymi się warunkami. Niezrozumienie tego faktu jest przyczyną wielu cierpień. Osoba, która wytrenowała swój umysł, uświadamiając sobie prawdziwą naturę życia i jego atrybuty, osiąga rzeczywisty i wymierny postęp w przezwyciężaniu cierpienia. Uświadamia sobie, że porzucenie lub oddzielenie się od przyjemnych doświadczeń oraz od tych, których kocha, jest nie do uniknięcia. Może się to zdarzyć w każdej chwili, zarówno na początku relacji, jak i przy jej zmierzchu. Jedyną pewną rzeczą na tym świecie jest przecież to, że cokolwiek się kiedyś zaczęło, musi się i skończyć.
Człowiek uważający siebie za niezastąpionego lub sądzący, że musi ciągle być w pobliżu, aby widzieć, co należy zrobić, powinien rozważyć, co się stanie, gdy już go nie będzie. Najpewniej bliscy będą za nim tęsknić, a jego nieobecność będzie odczuwana być może przez jakiś czas. Ponieważ jednak nikt nie jest niezastąpiony, świat nadal będzie trwał tak jak zwykle, nawet bez tego człowieka. Jeśli wreszcie uświadomimy sobie, że tak właśnie się dzieje, to dlaczego człowiek miałby się tak bardzo martwić, żywiąc się wyobrażonymi lękami, które tylko szkodzą jego zdrowiu i ostatecznie skracają okres pielgrzymki życia, której końcem jest śmierć?! Na tym właśnie polega praktyka mnicha buddyjskiego. Wzorem księcia Siddharthy Gautamy opuszcza on dom rodzinny, najczęściej zrywając z nim wszelkie kontakty, i po przyjęciu nowego imienia rozpoczyna nowe życie. Dla starego świata umiera, popełniając mentalne samobójstwo. Rodzi się nowy, kompletnie inny człowiek…
Oddzielenie od wspólnoty również przynosi oczywiste cierpienie. Człowiek czuje się zagubiony, przygnębiony, ogarnia go beznadziejność i frustracja, gdy ktoś ukochany odchodzi lub on sam opuszcza kogoś. Jest to naturalny proces. Ludzie doświadczają cierpienia, gdy są odrzucani przez tych, których kochają. Czasami zamiast nauczyć się radzenia sobie z daną sytuacją i spróbować jak najszybciej zagoić rany, zostają sparaliżowani przygnębieniem, powracając w kółko w swoich umysłach do danej sytuacji i szukając sposobów oraz środków, aby naprawić swoje złamane serca. Niektórzy wyrażają nawet gniew i frustrację za pomocą agresji.
Lęk i przesądy
Istnieje jeszcze inny rodzaj lęku, który prześladuje ludzki umysł. Jest nim strach przed niekontrolowanymi siłami natury lub przed nieznanym. Ten strach prześladuje człowieka od zarania dziejów, poznał go, gdy tylko się nauczył sobie radzić z dzikimi zwierzętami i chronić przed atakami wrogich plemion. W tym nieustannym wysiłku radzenia sobie z siłami natury równocześnie zostało zasiane w ludzkim umyśle ziarno przesądu. Przesąd ów przetrwał i był przekazywany z pokolenia na pokolenie, niekiedy aż do dnia dzisiejszego.
Strach jest jedną z podstawowych cech pierwotnych (nie tylko ludzkich) mających swe źródło w instynkcie przetrwania. Jest stanem silnego emocjonalnego napięcia, pojawiającego się w sytuacjach realnego zagrożenia. Naturalną reakcją organizmu jest wówczas np. odruch silnego napięcia mięśni, a w konsekwencji ucieczka lub walka. Powodowany jest poniekąd zdolnością zapamiętywania i kojarzenia podobnych sytuacji (podobna sytuacja w przeszłości miała groźny skutek) oraz, w przypadku ludzi, umiejętnością abstrakcyjnego myślenia (z mojej decyzji wyniknie sytuacja, która spowoduje groźne konsekwencje). Strach nierozerwalnie związany jest z przyszłością (odstęp czasowy jest nieistotny), gdyż zdarzenia z przeszłości odczuwamy inaczej (żal po jakiejś stracie), a jeszcze inaczej odczuwamy zdarzenia teraźniejsze (ból sprawia nam cierpienie). Możemy wszak się obawiać mających nadejść: straty lub bólu.
Strach nie wiąże się z odczuwaniem sytuacji jako niebezpiecznej, ale źródło tej reakcji powoduje aktualny, określony stan organizmu. Szybko wygasa, jeżeli po wystąpieniu bodźca, który go wywołał, nie ma przykrych skutków jego działania. Wtedy reakcja zanika, a organizm przystosowuje się do nowej sytuacji. W przepadku, gdy szkodliwe działanie bodźca nadal trwa, przeżycie strachu rozwija się i nasila.
Natomiast w przypadku bardzo silnego strachu, jako element przygotowania do ucieczki, może nastąpić nieświadome wypróżnienie. Celem takiej reakcji fizjologicznej jest zmniejszenie ciężaru ciała, aby ułatwić ucieczkę. Innym przejawem pełnej mobilizacji organizmu jest napięcie wszystkich mięśni. Przejawem tego może być uniesienie się włosów na głowie człowieka, co jest analogią do jeżenia się sierści u zwierząt, drżenie, szybsze bicie serca, suchość w ustach itp.
Według znanego psychologa Johna Broadusa Watsona “strach jest jedną z trzech instynktownych reakcji emocjonalnych; pozostałe to miłość i gniew”. Watson uważa, że lęk wywoływany jest już u noworodka nagłą utratą komfortu lub głośnymi dźwiękami. Uważa on także, że nawet niemowlę powinno w rekompensacie otrzymać uczucie miłości. Odpowiednie “macierzyństwo” może złagodzić napięcia wynikające z tego podstawowego lęku. Pewne objawy lęku u noworodka mogą według niektórych ludzi być związane z jego poprzednim wcieleniem, z którego został usunięty, ale przywiązania i emocje pozostają wciąż świeże i żywe w jego umyśle. Stany odnoszące się do takich poprzednich przywiązań czasami objawiają się we wczesnym okresie niemowlęcym.
Przykładem to obrazującym może być lęk wysokości. Jedno niemowlę cieszy się i uśmiecha, gdy je podniesiemy na rękach lub nawet lekko podrzucimy, inne natomiast będzie siniało z przerażenia. Reakcja taka nie może być nabyta, gdyż to dziecko nie zdążyło jeszcze zebrać żadnych doświadczeń w swoim krótkim życiu. Jednym z wyjaśnień zatem jest reinkarnacja i przeniesienie swoich lęków z poprzedniego wcielenia.
W obliczu występowania sił przekraczających możliwość ich zrozumienia przez człowieka różnica między osobą dziką a zwierzęciem staje się bardziej obrazowa. Bestia poddaje się instynktowi i ulega jego sile, natomiast dzikus otoczony zwierzętami silniejszymi od siebie lub w obliczu sił natury, takich jak deszcz, wiatr, grzmoty i błyskawice lub naturalne klęski, jak trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów lub choroby epidemiczne, padnie na twarz przed tym całym terrorem, błagając niewidzialne byty o ochronę przed nieznanymi mocami. Postrzega poza sobą nadnaturalne moce, które mogą być, jak sądzi, ujarzmione poprzez modlitwę i przebłagane w podobny sposób, jak on sam mógłby być ukontentowany czyimiś pokornymi prośbami. W związku z tym dzikus rozwinął rytuały i ceremonie oddawania czci, czyniąc siły natury swoimi bogami. Korzystne siły stały się dobrymi “bogami”, podczas gdy niekorzystne siły stały się złymi “bogami”.
Strach ogarnia także tych ludzi, którzy nie są w stanie zrozumieć podstawowych praw przyrody. Zasadniczo lęk jest początkiem wszelkich przesądnych wierzeń. Pojęcie wywoływania swoimi postawami niezadowolenia Stwórcy zostaje zaszczepione w umysłach wyznawców wielu religii, którzy są uzależnieni od koncepcji odpowiedzialnego za wszystko Boga. Podstawą niektórych systemów religijnych i kultu jest instynktowny strach przed nieznanym. Strach stworzony przez religie jest najgorszą formą lęku, ponieważ więzi i ogranicza umysł, powoduje także wzrost przesądów, które kwitną niezwykle bujnie we mgle ignorancji.
Człowiek tęskni za swoim bezpieczeństwem oraz bezpieczeństwem osób, które kocha. Niepokój spowodowany tą tęsknotą płynie ciągłym strumieniem, bez jakichkolwiek szans na całkowite rozwiązanie problemu. Gdy wydaje się już, że sytuacja została opanowana i można się oddać błogiej beztrosce, czynniki zewnętrzne znowu się zmieniają, generując powstanie kolejnego zmartwienia. Zmartwienia, które okazuje się jeszcze większym utrapieniem, niż poprzednie. Człowiek taki staje się niespokojny niczym dziecko, które buduje zamki z piasku na plaży i boi się każdej nadchodzącej fali.
W pragnieniu bezpieczeństwa i lęku przed śmiercią człowiek często pada ofiarą przesądu. Otoczony niezrozumiałym wszechświatem rozwija wiarę w rzeczy, których się boi. Ignorancja i lęk przed nieznanym zrodziły wczesne wierzenia religijne, w których działanie wszechświata wyjaśniano w kategoriach nieomylnych nadnaturalnych bogów rzekomo kontrolujących wszystko, co się na ziemi i w kosmosie dzieje. Chociaż do tej pory nauka uczyniła wiele, aby rozwiać takie mity i rozwinąć wiedzę współczesnego człowieka, spora ilość przesądów odziedziczonych zostało z przeszłości i ludzkość nadal musi uwalniać się od narzuconej samej sobie niewoli. Przesądy osłabiają i zniewalają umysł. Zabobonne idee, przekonania i praktyki są zakorzenione w świadomości nie tylko niewykształconych ludzi, ale także, co dziwne, mają się całkiem nieźle wśród osób sumiennie wyedukowanych. Każde społeczeństwo powinno wspomnieć zatem słowa Buddy: “Gdziekolwiek powstaje strach, zawsze pojawia się on w głupcu, a nigdy w mędrcu”.
Co powodują troski?
“Kiedy zazdrość, nienawiść i strach stają się nawykiem” — zauważa laureat nagrody Nobla dr Alexis Carrel, — “są w stanie zapoczątkować prawdziwe choroby”. Medycyna jest obecnie zdania, że wiele chorób takich jak cukrzyca, wysokie ciśnienie krwi, wrzody żołądka, czy dolegliwości skórne wywołane są w dużej mierze przez życie w permanentnym stresie, lęku i zamartwianiu się. Myśl może wywoływać zaburzenia funkcjonowania narządów, ponieważ przyciągamy to, czego w życiu oczekujemy. Lekarze często stwierdzają, że ich pacjenci wykazują tendencje do wyzdrowienia bardziej według własnych oczekiwań, niż według tego, jak wskazywałyby ich prognozy.
Cierpienie mentalne zdecydowanie jest czynnikiem pogarszającym zdrowie fizyczne. Przedsiębiorcy, którzy nie wiedzą, jak radzić sobie ze zmartwieniami i stresującymi sytuacjami, nader często umierają młodo. Natomiast ludzie, którzy pomimo zewnętrznych zawirowań życia potrafią zachować zimną krew i wewnętrzny spokój, są w dużo większym stopniu wolni od zaburzeń mentalnych i fizycznych. Doświadczenie pokazuje, że wiele chorób fizycznych i psychicznych można wiązać ze zmartwieniami. Martwienie się zatruwa krew wcześniej niż podeszły wiek. Pewien stopień strachu, zmartwienia, czy niepokoju jest naturalny i może nawet być niezbędny do przeżycia, ale gdy nie jest pod kontrolą, ciągły strach i długotrwałe zamartwianie się sieją tylko spustoszenie w ludzkim organizmie. Wszystkie te czynniki przyczyniają się do osłabienia naszych normalnych funkcji życiowych, spadku odporności i zwiększenia podatności na choroby.
Według opinii wielu lekarzy w leczeniu większości zaburzeń czynności narządów należy zwrócić szczególną uwagę na stan psychiczny pacjenta. Zauważają oni także, że zmartwienia wcale nie rozwiązują problemów. Ba! Zmartwienia tylko intensyfikują chorobę, doprowadzając pacjenta zarówno do ruiny fizycznej, jak i psychicznej. Ponadto ten, kto jest nieustannie zmartwiony, doświadcza na własnej skórze, że stresowanie się nie rozwiązuje wcale problemów, a tylko pogarsza je, co z kolei powoduje niezdrową atmosferę w domu, w biurze, a nawet w całej społeczności. Poprzez pochopne działania wynikające z jego umiejętności zapanowania nad zmartwieniami i niepokojem zaburza spokój i szczęście otaczających go osób.
W podobny sposób, jak martwiący się człowiek jest w stanie wyrządzić wiele szkody zarówno samemu sobie, jak i innym ze swojego otoczenia, działa także strach. Ciągły lęk utrzymuje człowieka w stanie stałego napięcia psychicznego i zadręczania się. Strach stopniowo niszczy życie i zniewala umysł. Obawa jest potężną siłą pesymistyczną, która zaciemnia perspektywę, z jakiej widziana jest przyszłość. Jeśli człowiek odczuwa lęk, wpłynie on na pewno na jego sposób myślenia. Ten niezdrowy stan jest w stanie zniszczyć ludzką osobowość i uczynić z człowieka jego własny cień. Ogarniający człowieka strach słusznie został nazwany największym wrogiem ludzkości. Lęk stał się permanentnym stanem psychicznym milionów ludzi. Życie w ciągłym strachu, kulenie pod siebie ogona się i obawa przed diabłami, demonami, bogami i boginiami, jest wspólnym losem całej pogrążonej w niewiedzy ludzkości.
Strach w przypadku nieoczekiwanych kryzysów może nawet przerodzić się w panikę. Panikujemy, gdy nie jesteśmy przygotowani na pokonanie nagle i niespodziewanie występujących zagrożeń. Ponadto strach jest narzędziem zniewalania człowieka. Należy sobie zdać sprawę, że podejmowane codziennie decyzje w olbrzymiej mierze kierowane są właśnie strachem, często zresztą bezpodstawnym. Strach wykorzystują politycy walczący o swoje stołki, zastraszają nas urzędnicy karami finansowymi, w obecności pandemii w trosce o zdrowie i życie podporządkowujemy się nadużywającym swojej pozycji ignorantom, którzy wymyślają kolejne absurdalne zalecenia i nakazy. Pozbycie się strachu wyzwala ze wszystkich tych manipulacji, pozwalając przejąć w pełni świadomie kontrolę nad własnym losem oraz nad swoimi reakcjami w momentach ewentualnych zagrożeń.
Strach jest słabością, z którą powinniśmy walczyć przede wszystkim. Powoduje naszą niemoc, pozwala nami rządzić, zniewala nas. Żydzi podczas II Wojny Światowej sami wsiadali do wagonów jadących w stronę obozów zagłady. Motywował ich strach i naiwna nadzieja na przeżycie. Gdyby nie on, proces Holokaustu przebiegałby dużo mniej sprawnie, być może oszczędzając wiele istnień ludzkich. Dlatego powinniśmy bardzo poważnie zastanowić się nad przesłaniem wielkiego mędrca i katolickiego nauczyciela Jana Pawła II-go, którymi inaugurował w 1978 roku swój pontyfikat, zaczynając od sławetnej frazy: “Nie lękajcie się!”
Walka z lękiem
Są różne metody pracy z lękami. Psychoterapeuci najczęściej próbują przeczesać przeszłość pacjenta, szukając w niej źródła lęku. Zygmunt Freud wiązał znowu wszelkie problemy psychiczne z dzieciństwem, a ściślej z nieprawidłową relacją uczuciową z rodzicem, w której zawsze dopatrywał się podtekstów seksualnych. Co zadziwiające, jego dość pokrętna filozofia nawet dzisiaj znajduje wielu sympatyków.
Buddyzm w przeciwieństwie do psychoanalizy nie zagląda do wnętrza ludzkiej duszy choćby z tego względu, że nie uważa jej za realne istnienie. Ego jest jedynie zestawem przywiązań i identyfikacji, iluzją kreującą poczucie własnej odrębności. Zamiast więc grzebać w tej iluzji, należy ją po prostu zniszczyć. Można to uczynić, walcząc z przywiązaniami i nieprawidłowym odbiorem rzeczywistości. Należy zatem bardziej świadomie stawić lękowi czoła i się z nim zmierzyć, niż rozczłonkowywać go na kolejne niekończące się problemy i iluzje.
Pewien mnich z wrodzonym lękiem wysokości postanowił się z nim rozprawić, medytując na krawędzi wysokiej skały. Na początku usiadł w odległości kilku metrów od przepaści. Gdy miał oczy otwarte, lęk paraliżował jego ciało. Drętwienie zaczynało się od stóp, posuwając się w górę, aż finalnie ogarniało kark, całkowicie odbierając mnichowi kontrolę nad własną fizycznością. W ostatniej fazie tego paraliżu mnich zamykał oczy i koncentrował się na oddechu. Wówczas paraliż powoli ustępował, a mnich odzyskiwał kontrolę nad ciałem. Gdy już był całkowicie uspokojony i w pełni odzyskał władzę nad członkami, otwierał ponownie oczy, by paraliż wywołany lękiem wysokości znów mógł go zaatakować. Ćwiczył tak całymi dniami, aż mimo otwartych oczu paraliż nie następował. Wówczas zaczął siadać bliżej krawędzi i ćwiczył kontrolę nad lękiem od nowa.
Praca nad słabością trwała tygodniami, z każdym dniem coraz bardziej zbliżając mnicha do krawędzi. Dawała jednak wymierne rezultaty. Po dwóch miesiącach codziennej praktyki mnich mógł już patrzeć w przepaść, siedząc z wystającymi poza jej krawędź kolanami, a mimo to nie następował żaden dyskomfort psychiczny ani żaden paraliż ciała. Na końcu mnich mógł już stać prosto na samej krawędzi, bez żadnego najmniejszego nawet lęku spoglądając w dół stumetrowej otchłani. Ba! Czuł się przy tym niczym orzeł w gnieździe, który w każdej chwili może podskoczyć i pofrunąć przed siebie.
Rezultat tej praktyki nie tylko rozwiązał problem lęku wysokości, ale także wszystkich lęków z nią związanych, jak lot samolotem, jazda windą czy kolejką górską, które mocno uprzykrzały mu wcześniej życie. Fobia ta, która była zaimplementowana jeszcze w trakcie narodzin, została bezpowrotnie wyleczona poprzez odważne i bezkompromisowe stawienie jej czoła: bez grzebania w przeszłych relacjach seksualnych z rodzicem i bez wyjaśniania finalizacji poprzednich wcieleń upadkiem z wysokości. Źródło lęku okazało się zupełnie nieistotne. Wystarczyło stawić mu czoła.4 Psychiczna przemoc i zdrowie
Czynienie dobra może wydawać się łatwe, choć bycie dobrym człowiekiem jest w rzeczywistości dużo trudniejsze. Okrutnie wymagającym jest jednak utrzymanie dobrego nastawienia psychicznego i kontynuacja wykonania jakiejś służby dla dobra innych w obliczu oskarżeń, krytyki i innych piętrzących się przeszkód.
Człowiek nie składa się tylko z ciała, wyposażony jest także w umysł. Musi być zdolny do myślenia, gdyż taką właśnie funkcją odznacza się umysł. To właśnie za sprawą umysłu, a nie ciała, ludzkie wartości można zrozumieć, docenić, a także ich przestrzegać. Jeśli dana osoba nie używa swojego umysłu do racjonalnego myślenia, to nie jest godna być kwalifikowana jako przedstawiciel rasy ludzkiej.
Urodziliśmy się na tym świecie, aby czynić dobro, a nie aby spędzać dni na bezczynności i być dla społeczeństwa jedynie ciężarem. Zawsze myślmy o wzniesieniu się na wyżyny dobroci i mądrość, w przeciwnym razie nadużyjemy przywileju bycia urodzonym na wysokiej pozycji drabiny duchowej ewolucji, który osiągnęliśmy dzięki naszym poprzednim zasługom. Z całej masy nieskończonej liczby istot we wszechświecie, byt ludzki wspiął się najwyżej szczytów doskonałej egzystencji. Jesteśmy blisko samego wierzchołka, leży on wręcz na wyciągnięcie ręki. Nawet jeśli nie uda nam się dotrzeć do ostatniego etapu i osiągnąć szczyt jeszcze w tym życiu, to zawsze możemy podróżować bezpośrednią, bezpieczną trasą, która nas doprowadzi do celu bez ryzyka opadnięcia na dół niższych form życia. Ostatni etap łatwy nie jest, ale przy odpowiedniej determinacji możemy być pewni osiągnięcia odcinka drogi, z której nie ma już odwrotu.
Dlatego naszym najważniejszym zadaniem jest nie spadnięcie poniżej naszego obecnego poziomu istnienia. W tym celu powinniśmy spróbować zrozumieć procesy rządzące życiem oraz uświadomić sobie fakt, że każdy z nas siedzi u samego steru własnej ścieżki rozwoju. Musimy kierować naszym życiem w taki sposób, by uniknąć niższych form egzystencji, trzymając się ścieżki wyznaczonej przez Dhammę.
Życie we współczesnym świecie
Jak wygląda życie wielu współczesnych ludzi? Jeden wielki wyścig szczurów! Pierwszą kwartę tego życia zajmuje proces szkolnej edukacji. Zdobywamy wiedzę i umiejętności, które mają przydać się w drugiej kwarcie naszego życia, którą znowu poświęcamy intensywnej pracy. Ta praca jest wstępem do następnej kwarty egzystencji, której głównym zadaniem jest gromadzenie majątku, władzy i stanowisk. Ostatni kwartał życia spędzany jest na oczekiwaniu śmierci, nie wiedząc już właściwie dokładnie, po co to życie w ogóle było.
Ludzie starają się dbać o swój zewnętrzny wygląd, bardzo często zaniedbując swój rozwój wewnętrzny. Zaślepieni swoimi doznaniami zmysłowymi mylą iluzję z rzeczywistością. Ciężko pracują, czasami wręcz gryząc i pazurami wydrapując sobie nawzajem bogactwo, pozycję czy władzę, sądząc, że one oznaczają odniesienie w życiu sukcesu.
Jedną z największych bolączek dzisiejszego świata jest nadmiar działania. Ciągle gdzieś biegniemy, ciągle się spieszymy, ciągle mamy coś do zrobienia. Ten pośpiech i kolejne zadania towarzyszą nam od kołyski aż po sam grób. Rzadko znajdujemy chwilę, by sobie gdzieś w spokoju usiąść, zrelaksować się i wyciszyć. W dzisiejszym świecie człowiek może podróżować z zawrotną wręcz prędkością, w ciągu minut przemieszczać się z miasta do miasta, w ciągu godzin zmieniać kontynenty. We wszystkich sferach naszego życia dominuje tendencja optymalizacji, by robić więcej i więcej w jak najkrótszym czasie. Człowiek cały czas gdzieś pędzi, bo tego wymaga od niego współczesny model społeczny. Ledwo otworzy oczy, wstając rano z łóżka, by pędem zająć miejsce w kołowrotku szczurzego wyścigu. Po drodze zatrzymuje się tylko na chwilę, by spożyć szybki posiłek, po czym znowu wraca, by dokądś gonić. Nawet podczas nocnego odpoczynku nie potrafi się wyłączyć i zrelaksować. Kręci się w łóżku pół nocy, przeżywając ponownie dzienne niepowodzenia i stresy, a gdy wreszcie uda mu się zasnąć, zaraz dzwoni budzik. Trzeba wstać i wrócić znowu do tego kołowrotka.
Współczesny człowiek nadużywa swojego ciała i umysłu. Ludzkie nerwy nie są w stanie znieść obecnego tempa życia, więc jest tylko kwestią czasu, gdy nie wytrzymają takiego napięcia. W przeciwieństwie do człowieka natura nigdzie się nigdy nie spieszy. Działa zawsze swoim tempem. Powinniśmy brać z niej przykład. Współczesnego człowieka tak bardzo absorbuje praca, że nadal rozmawia i prowadzi interesy przez sen, przy tym dodatkowo lunatykując. Wyżyłowany do granic wytrzymałości, niczym sportowy samochód ryczący na maksymalnych obrotach silnika rozprasza swoje zasoby mentalne, powodując coraz większe uszczerbki na zdrowiu cielesnym i duchowym. Wikła się w szereg mniej lub bardziej potrzebnych poglądów, opinii i ideologii, z których wiele nie jest wcale najmądrzejszych. Duży wpływ na niego mają środki masowego przekazu, takie jak radio i telewizja, produkcje filmowe, prasa i portale internetowe. Kształtują one jego sposób rozumienia i doświadczania rzeczywistości, pragnienia i styl życia, choć on sam nie zawsze jest tego świadomy. W reklamach wykorzystywane są najniższe pobudki, można rzec zwierzęcych uwarunkowań, jak na przykład popęd seksualny. Przekonują one go do zakupu zupełnie niepotrzebnych rzeczy. Także taniec i muzyka stały się częścią wyścigu. Nie przynoszą one już ulgi i spokoju ducha, lecz jeszcze bardziej wyczerpują energię witalną. Zamiast służyć w celach wypoczynku i relaksu, jeszcze bardziej męczą, stając się substytutem wywołującego emocje, zezwierzęcenie i burzącego spokój umysłu narkotyku. Koniec końców zdezorientowany odwraca się od ścieżki prawości i zrozumienia, by podążać ścieżką łatwiejszą, ścieżką hedonistycznej zmysłowości i nadmiernej pobłażliwości.
Życie jako pole bitwy
Świat sam w sobie jest olbrzymim polem bitewnym. Wszędzie toczy się walka, stosowana jest przemoc, przelewana krew. Właściwością istnienia jest ciągły bój: człowiek walczy z człowiekiem, kobiety z mężczyznami, zwierzęta ze zwierzętami, człowiek z naturą i natura z ludzkością. Nawet w fizycznym ciele walka przebiega w sposób ciągły. System odpornościowy zabija bakterie i wirusy.
Umysł, podobnie do ciała fizycznego, także jest wielkim polem bitwy, na którym nieustannie toczy się szereg potyczek. Każdy, nawet najmniejszy incydent, zakłóca równowagę umysłową. Umysł staje się niesłychanie szczęśliwy, gdy rodzi nam się potomek. Natomiast gdy ten potomek zaniemoże, ulegnie wypadkowi lub rozchoruje się, szczęście przeradza się w olbrzymie cierpienie. Umysł oscyluje pomiędzy radością i smutkiem, ponieważ nie jest odpowiednio wyszkolony, by móc dostrzec prawdziwą naturę życia. Z tego właśnie powodu zwykły człowiek zawsze będzie odczuwał cierpienie, strach, niepewność i niezmiernie małą satysfakcję emocjonalną w świecie, którego funkcjonowanie opiera się na ciągłych zmianach. Gdy jednak umysł człowieka poprzez medytację zostanie odpowiednio wytrenowany i widzi naturę rzeczy oraz interpretuje je takimi, jakimi rzeczy w rzeczywistości są, jego umysł nie jest już dłużej do niczego przywiązany lub krępowany wydarzeniami zachodzącymi w świecie. Dzięki temu uwalnia się od cierpienia i wrażenia niedoskonałości świata.
Życie jest polem bitwy toczącej się jednocześnie na dwóch frontach, zarówno na zewnątrz człowieka, jak i w jego wnętrzu. Zewnętrzną ekspresją tej walki są intelektualizm i racjonalizm. Gdy energia na tym zewnętrznym froncie zostanie wyczerpana, człowiek wycofuje się do swojego świata wewnętrznego, do swoich myśli i uczuć. Stamtąd dalej próbuje prowadzić dalszą walkę. Gdy i tutaj wyczerpie swoją energię, zamyka się w sobie, regenerując siły. Następnego dnia zaczyna jednak bój na nowo. Natomiast gdy poniesie dotkliwą porażkę i całkowicie wycofa się do własnego wnętrza, gdzie nurzać się będzie we frustracji, złości, pragnieniach i fantazjach, jego zdrowie psychiczne z pewnością bardzo podupadnie. W niekontrolowanym i niezdyscyplinowanym umyśle dominują niezdrowe myśli, w których królują egoizm, chciwość, pogoń za sławą, majątkiem i władzą. Jeśli owa tendencja na tym etapie nie zostanie powstrzymana, umysł przekształci się w demoniczne narzędzie zamieniające człowieka w potwora. Nie powstrzyma się on już przed żadnym bezeceństwem, będzie gotowy zabijać i niszczyć każdego, kto ośmieli się stanąć na jego drodze, przeszkadzając w osiągnięciu chorych celów.
Przedkładając ponad wszystko własną wygodę i materialne korzyści, współczesny człowiek przestaje słuchać głosu natury. Zbyt dużo oczekuje od życia, co zwykle przekłada się na jego załamania psychiczne. Wierzy, że sukces oznacza możliwość robienia wszystkiego, na co się ma ochotę, że gwarancją sukcesu jest stanie się najlepszym i najskuteczniejszym, że bogactwo zapewni mu wolność. Wszystko to jest oczywistą nieprawdą, iluzją skołowanego wyścigiem szczurów umysłu, fizyczną niemożliwością. Funkcje umysłowe dzisiejszego człowieka są tak zajęte przyszłym szczęściem, że zaniedbuje on potrzeby fizycznego ciała i ignoruje znaczenie wartości chwili obecnej. Ten brak umiejętności właściwego ustawienia naszych priorytetów jest jedną z głównych przyczyn naszej frustracji, złości, niepokoju, strachu i niepewności. Skutkiem tego, ten bukiet negatywnych emocji, zbiorczo nazywany “emocjonalnymi zabójcami”, objawia się jako konkretna dolegliwość fizyczna lub zaburzenie psychiczne.
Strach, zmartwienie, brak poczucia bezpieczeństwa, zazdrość czy złość nie są tylko sprawą samego zainteresowanego, gdyż cierpi z ich powodu także całe jego otoczenie. Najnowsze badania wykazały, że w krajach rozwiniętych co piąta osoba cierpi na jakieś zaburzenie psychiczne, które wymaga leczenia psychiatrycznego. Genezę tych schorzeń badacze upatrują w różnych rodzajach nerwic. Powstaje wiele placówek medycznych i szpitali psychiatrycznych, które mierzą się z narastającym problemem społecznym generowanym przez stresogenny styl życia. Mimo tej tendencji gros osób nie zostaje zdiagnozowanych, choć niewątpliwie potrzebują oni pilnej pomocy. Tendencje te można obserwować także poprzez wzrost przestępczości, która jest pewnym miernikiem szczęśliwości społecznej. Analizując pod tym kątem, poziom cierpienia psychicznego osiąga właśnie alarmujące wartości. Według badań Zygmunta Freuda kompulsywni przestępcy nie są złymi ludźmi i nie wymagają jakiejkolwiek formy karania. Zamiast tego należy ich zrozumieć i im pomóc, gdyż ich skłonności przestępcze głównie są wynikiem choroby psychicznej. Takie właśnie podejście do problemu penitencjarnego leży u podstaw wszelkich postępowych reform społecznych, otwiera ono drogę do rehabilitacji, zamykając wrota zemsty i mściwości.
Istnieje pewien zasób powszechnych metodologii i technik terapii psychologicznych, które służą do leczenia osób niezrównoważonych psychicznie. Początkowo doprowadza się pacjenta do wydobycia na zewnątrz stanów psychicznych, które wcześniej na jakimś etapie zostały zagrzebane. Psychiatra zachęca do rozmowy, w której pacjent ujawnia zakamuflowane w zakamarkach umysłu myśli, które są często ukryte nawet przed samym pacjentem. Prowadzący terapię celowo powstrzymuje się przed powiedzeniem pacjentowi, co ten ma robić, starając się go naprowadzić swoimi pytaniami na właściwe tory rozumienia problemu. Wówczas sam zainteresowany ujrzy swoje błędne nastawienie. Doświadczony lekarz w ten sposób naprowadza na odkrycie prawdziwego powodu stanu chorobowego, którym w każdym przypadku jest sam pacjent. Taki sposób terapii poprzez demaskowanie problemu daje pacjentowi możliwość wgłębienia się w jego naturę, dając wskazówki pomagające w usunięciu go.
Bardzo podobną technikę samodzielnej pracy nad sobą stosuje Budda. Jej celem jest uświadomienie nam prawdziwej natury życia, nas samych i natury naszych problemów. Podążając tą stopniową metodą, dojdziemy do wniosku, że wszelkie problemy tego świata są spowodowane naszymi własnymi pragnieniami i ignorancją (niewiedzą). Jednocześnie motywowani jesteśmy do ćwiczeń praktycznych zmniejszających nasze duchowe splamienia i likwidujących źródła naszych problemów. Umożliwiają nam one doświadczanie duchowego wzrostu i całkowitego uwolnienia się od ziemskich uwarunkowań i za nimi idącego cierpienia.
W kierunku zdrowia psychicznego
Destrukcyjne siły umysłu oraz negatywne emocje muszą zostać zredukowane do poziomu, z którego można już nad nimi zapanować. W tym rozumieniu relaks jest koniecznością, a nie luksusem. Powinniśmy cały czas zachowywać się świadomie i wykluczać niepotrzebne czynności. Na przykład powinniśmy budzić się nieco wcześniej, by mieć zapas czasu na spokojne przygotowanie się do pracy lub na rozmowę z członkami rodziny. Powinniśmy także wyrabiać w sobie nawyk przebywania w samotności. Czas ten można przeznaczyć na czytanie książek, kontemplację i medytację, ćwiczenia fizyczne i umysłowe, czy też na zwykłe zrelaksowanie się.
Wszystkie dolegliwości człowieka powodowane są sposobem, w jaki próbuje on przekroczyć nurt życia. Nikomu nie uda się przepłynąć oceanu żaglówką, ustawiając się zawsze pod wiatr. Żagiel należy rozstawiać w taki sposób, by wiatr niósł go w założonym kierunku. Nurt życia zawsze płynie swoim rytmem w sobie znaną stronę. Nie daje się zmieniać. Podobnie jest ze słońcem, które porusza się po nieboskłonie swoim tempem i nie zmienia raz obranego kierunku. Aby odnaleźć pełną harmonię w życiu, człowiek musi się do jego ruchu dostosować. Osoba tego nie rozumiejąca będzie przeklinać noc za brak słońca, a dzień za oślepiający jego blask. Tymczasem ciemność nocy jest błogosławieństwem dla znużonych dzienną aktywnością zmysłów, a jasność dnia je ponownie pobudza, gdy już zdążą odpocząć.
Budda nauczał o prawie rządzącym wszechświatem, o Dhammie. Kto tego prawa przestrzega, tego czeka szczęście zarówno w świecie doczesnym, jak i w każdym przyszłym. Aby tego dokonać, niezbędne jest prawidłowe wykorzystywanie potencjału swojego umysłu. Należy go skierować na wytwarzanie sprawiedliwego i pokojowego świata. Jeśli pozwolimy umysłowi wędrować tam, gdzie on sobie iść chce, stanie się niezdyscyplinowany, wypaczony i zdeprawowany. Większość cierpienia tego świata jest powodowana właśnie takimi skalaniami umysłu. Człowiek, który nie osiągnął pokoju ze sobą samym, nie będzie także w stanie osiągnąć pokoju z innymi.
Nienawiść jest bardzo niezdrową postawą mentalną, powodującą ignorancję i utrudniającą prawidłowe zrozumienie. Nienawiść ogranicza, podczas gdy miłość uwalnia. Nienawiść powoduje wyrzuty sumienia, miłość rozgrzesza. Nienawiść przynosi żal i rozczarowanie, miłość daje poczucie spokoju i ukojenia. Nienawiść pobudza, miłość wycisza. Nienawiść dzieli, miłość jednoczy. Nienawiść przeszkadza, miłość pomaga. Uświadamiając sobie zalety miłości, należy wykorzenić ze swojego życia wszelką nienawiść.
Człowiek modli się o pokój na świecie, ale tego pokoju nie zazna, dopóki nie rozwiąże wszelkich konfliktów wewnątrz siebie samego. Osiągnięcie tego jest możliwe jednak jedynie poprzez kształtowanie dyscypliny umysłu i wyszkolenie go tak, by był człowiekowi posłuszny. Ktoś mógłby tutaj zadać pytanie “jak to zrobić?”. Tymczasem najważniejszą kwestią nie jest “jak”, tylko “czy” chce tego dokonać?! Gdy pojawi się odpowiednia determinacja, to pojawi się również ścieżka i odpowiednie narzędzie.
Podstawowe prawo umysłu mówi:
Jak widzisz, tak czujesz.
Jak czujesz, tak myślisz.
Jak myślisz, tak chcesz.
Jak chcesz, tak czynisz.