Jak żyć długo. Dlaczego się starzejemy i czy naprawdę musimy - ebook
Jak żyć długo. Dlaczego się starzejemy i czy naprawdę musimy - ebook
A JEŚLI STARZENIE SIĘ TO CHOROBA… I TO CHOROBA ULECZALNA?
CZY MOŻNA ŻYĆ DŁUŻEJ I STARZEĆ SIĘ WOLNIEJ?
Żyjemy w przekonaniu, że starzenie się jest nieuniknione. Co jednak, jeśli wszystko, co dotychczas wiedzieliśmy o tym procesie, było mylne? Co, jeśli możemy wybrać, jak długo będziemy żyć?
Doktor David Sinclair, światowy autorytet w dziedzinie genetyki i długowieczności, twierdzi, że starzenie się to choroba, którą można leczyć. Przedstawia badania, które uświadamiają nam, jak możemy spowolnić, a nawet odwrócić ten proces.
Jednak nie jedynie naukowe odkrycia przybliżają nas do poznania sekretu długowieczności. Autor udziela nam również praktycznych porad. Okazuje się, że wystarczą małe zmiany w codziennym trybie życia, które pozwolą zachować młodość i zdrowie na dłużej.
Ta książka to drogowskaz pokazujący, jak odzyskać panowanie nad swoim zdrowiem. Raz na zawsze zmieni nasz sposób myślenia o starzeniu się i o tym, co możemy w tej kwestii zrobić.
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-7883-7 |
Rozmiar pliku: | 5,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Modlitwa babci
Dorastałem na skraju buszu. Moim podwórkiem, mówiąc w przenośni, było 40 hektarów lasu. W rzeczywistości las ten był o wiele większy. Rozciągał się jak okiem sięgnąć, a mnie nigdy nie nudziło się jego odkrywanie. Wędrowałem po nim godzinami i zatrzymywałem się, by studiować ptaki, owady i gady. Rozbierałem różne rzeczy na części. Rozcierałem brud w palcach. Przysłuchiwałem się odgłosom dżungli i próbowałem przyporządkować je do ich źródła.
Ale też się bawiłem. Robiłem miecze z patyków i forty z kamieni. Wspinałem się na drzewa i huśtałem na gałęziach, zwieszałem nogi nad stromymi urwiskami i zeskakiwałem z rzeczy, z których zapewne nie powinienem zeskakiwać. Wyobrażałem sobie, że jestem astronautą na odległej planecie. Udawałem myśliwego na safari. Przemawiałem do zwierząt niczym do widowni w operze.
– _Coooeey!_ – wołałem, co w języku plemienia Garigal, rdzennych mieszkańców tego terenu, oznacza „Chodźcie tutaj”.
Rzecz jasna, nie byłem w tym wszystkim wyjątkowy. Wiele dzieciaków na północnych przedmieściach Sydney podzielało moje umiłowanie przygód i odkrywania, a także miało bujną wyobraźnię. Tego oczekuje się od dzieci. Chcemy, by bawiły się w taki sposób.
Oczywiście, dopóki nie staną się „za duże” na takie rzeczy. Wtedy chcemy, by poszły do szkoły. Potem do pracy. By znalazły partnera. Oszczędzały. Kupiły dom.
No bo wiecie, czas ucieka.
Moja babcia była pierwszą osobą, która powiedziała mi, że nie musi tak być. A raczej nie tyle mi powiedziała, ile pokazała.
Dorastała na Węgrzech. Spędzała wakacje na kąpielach w chłodnych wodach Balatonu i chodzeniu po górach na jego północnym brzegu, w ośrodku wypoczynkowym odwiedzanym przez cyganerię: aktorów, malarzy i poetów. W miesiącach zimowych pomagała prowadzić hotel na wzgórzach Budy, zanim naziści przejęli go i zaadaptowali na główne dowództwo Schutzstaffel, czyli SS.
Dekadę po wybuchu wojny, na początku radzieckiej okupacji, komuniści zaczęli zamykać granice. Gdy jej matka próbowała nielegalnie przedostać się do Austrii, została złapana, aresztowana i skazana na 2 lata więzienia. Wkrótce potem zmarła. Podczas powstania węgierskiego w 1956 roku moja babcia pisała i kolportowała na ulicach Budapesztu antykomunistyczne ulotki. Gdy powstanie zostało brutalnie stłumione, a Sowieci aresztowali dziesiątki tysięcy dysydentów, uciekła do Australii ze swoim synem, a moim ojcem, doszła bowiem do wniosku, że nie można znaleźć się dalej od Europy.
Nigdy więcej do niej nie wróciła, ale ducha cyganerii zabrała ze sobą. Podobno była pierwszą kobietą w Australii, która włożyła bikini i została przez to przepędzona z plaży Bondi. Wiele lat spędziła całkiem sama na Nowej Gwinei, która nawet dzisiaj jest jednym z najmniej przyjaznych do życia miejsc na ziemi.
Choć wywodziła się z Aszkenazyjczyków, a została wychowana w obrządku luterańskim, miała bardzo świeckie poglądy. Naszym odpowiednikiem Modlitwy Pańskiej był wiersz angielskiego pisarza Alana Alexandra Milnego _Koniec_, którego ostatnia strofa brzmi:
_Teraz mam sześć lat,_
_rozum dosyć świetny._
_Więc myślę, że już zawsze_
_będę sześcioletni_¹.
Wielokrotnie czytała go mnie i mojemu bratu. Sześć lat, mawiała, to najlepszy wiek, i robiła, co w jej mocy, by przeżyć całe życie z zachwytem sześcioletniego dziecka.
Już gdy byliśmy mali, nie chciała, byśmy zwracali się do niej „babciu”. Nie lubiła też węgierskiego określenia babci, _nagymama_, ani pieszczotliwych zdrobnień typu babunia, babula czy babinka.
Dla nas, chłopców, i dla wszystkich innych była po prostu Verą.
Vera nauczyła mnie prowadzić samochód – gwałtownie skręcać i odbijać się od krawężników – gdy „tańczyła” w rytm muzyki płynącej z samochodowego radia. Powtarzała mi, że mam się cieszyć swoją młodością, rozkoszować się uczuciem bycia młodym. Dorośli, mawiała, zawsze wszystko psują. Nie dorastaj, radziła. Nigdy nie dorastaj.
W siódmej i ósmej dekadzie życia nadal była młoda duchem – piła wino z przyjaciółmi i rodziną, lubiła dobrze zjeść, opowiadała kapitalne historie, pomagała biednym, chorym i tym, którym się nie poszczęściło, udawała, że dyryguje orkiestrą symfoniczną, śmiała się do późnej nocy. Według powszechnie obowiązujących standardów to dowód, że dobrze przeżyła życie.
Ale czas uciekał.
W wieku osiemdziesięciu kilku lat Vera była już cieniem dawnej siebie, a ostatnią dekadę jej życia oglądało się z ciężkim sercem. Była słaba i chora. Miała w sobie dość mądrości, by nalegać, że powinienem poślubić swoją narzeczoną Sandrę, ale muzyka nie sprawiała jej już żadnej radości, praktycznie nie wstawała z fotela; żywiołowość, która ją definiowała, zniknęła.
Pod koniec opuściła ją też nadzieja.
– Tak to po prostu jest – powiedziała mi.
Zmarła w wieku 92 lat. Według powszechnie obowiązujących standardów, jako się rzekło, miała dobre, długie życie. Im dłużej jednak o tym myślałem, tym mocniej wierzyłem, że osoba, którą w istocie była, zmarła wiele lat wcześniej.
Starość może się wydawać odległa, ale każdy z nas doświadczy końca życia. Gdy już wydamy ostatnie tchnienie, nasze komórki zaczną domagać się tlenu, toksyny się nagromadzą, energia chemiczna – wyczerpie, a struktury komórkowe – rozpadną. Kilka minut później cała wiedza, mądrość i drogie nam wspomnienia, cały nasz potencjał – zostaną bezpowrotnie wymazane.
Przekonałem się o tym osobiście, gdy zmarła moja matka Diana. Byłem przy tym ja, mój ojciec, mój brat. Na szczęście była to szybka śmierć wywołana nagromadzeniem płynu w jej jedynym płucu. Śmialiśmy się razem z mowy pogrzebowej, którą napisałem w podróży ze Stanów Zjednoczonych do Australii, gdy nagle zaczęła się wić na łóżku i łapczywie chwytać powietrze, które nie zaspokoiło zapotrzebowania jej organizmu na tlen; patrzyła na nas z desperacją w oczach.
Pochyliłem się i szepnąłem jej do ucha, że była najlepszą mamą, jaką mogłem sobie wymarzyć. Po kilku minutach jej neurony zaczęły obumierać, wymazując nie tylko wspomnienie moich ostatnich słów, lecz także wszystkie inne. Wiem, że niektórzy ludzie umierają spokojnie. Nie to jednak spotkało moją matkę. W tamtej chwili z osoby, która mnie wychowała, przemieniła się w dygoczącą, dławiącą się masę komórek walczących o resztki energii tworzonej na atomowym poziomie jej funkcjonowania.
Mogłem myśleć tylko o tym, że nikt nie mówi nam, jak się umiera. Dlaczego nikt nam o tym nie mówi?
Są nieliczne osoby, które studiowały śmierć z bliska, na przykład Claude Lanzmann, autor filmów dokumentalnych o Holokauście. Jego ocena – a raczej ostrzeżenie – mrozi krew w żyłach. „Każda śmierć jest gwałtowna”, powiedział w 2010 roku. „Nie ma naturalnej śmierci, jak na tych obrazkach, które lubimy malować – o ojcu odchodzącym spokojnie we śnie, otoczonym przez rodzinę. Ja w to nie wierzę”².
Nawet nie dostrzegając jej gwałtowności, dzieci uczą się rozumieć tragedię śmierci zaskakująco wcześnie. W wieku 4–5 lat wiedzą już, że ona nadchodzi i jest nieodwracalna³. To dla nich szokująca myśl, koszmar, który się urzeczywistnia.
DOBRE, DŁUGIE ŻYCIE. Moja babcia Vera udzielała schronienia Żydom podczas II wojny światowej, mieszkała w dzikiej Nowej Gwinei, została siłą usunięta z plaży Bondi za włożenie bikini. Końcówkę jej życia oglądało się z ciężkim sercem. „Tak to po prostu jest”, mówiła. Osoba, którą w istocie była, zmarła wiele lat wcześniej.
Z początku, ponieważ to uspokaja, większość dzieci woli myśleć, że pewne grupy osób są przed śmiercią chronione: rodzice, nauczyciele i one same. Pomiędzy piątym a siódmym rokiem życia wszystkie jednak zderzają się z uniwersalnością śmierci. Każdy członek rodziny umrze. Każde zwierzę. Każda roślina. Wszystko, co kochają. One same również. Pamiętam, kiedy sam się tego dowiedziałem. Pamiętam, kiedy dowiedziało się o tym moje najstarsze dziecko, Alex.
– Tato, nie zawsze będziesz obok?
– Niestety nie – odparłem.
Alex płakał przez kilka dni, potem przestał i nigdy już mnie o to nie zapytał. Sam też nie poruszyłem więcej tego tematu.
Niewiele trzeba, by tragiczna myśl została głęboko pochowana w najgłębszych zakamarkach naszej podświadomości. Pytane o lęk przed śmiercią, dzieci odpowiadają zazwyczaj, że o niej nie myślą. Pytane, co myślą o śmierci, mówią, że to nie ich zmartwienie, bo śmierć przyjdzie w dalekiej przyszłości, gdy się zestarzeją.
Większość z nas głosi taki pogląd do szóstej dekady życia. Śmierć jest po prostu zbyt smutna i paraliżująca, by myśleć o niej codziennie. Często zbyt późno to sobie uświadamiamy. Gdy nadchodzi, a my nie jesteśmy przygotowani, może nas zdruzgotać.
Robin Marantz Henig, felietonistka „New York Timesa”, gorzką prawdę o własnej śmiertelności pojęła późno, gdy już została babcią. „Poza wszystkimi tymi cudownymi momentami, które masz szczęście dzielić”, napisała, „życie twojego wnuka będzie długim pochodem urodzin, których nie dożyjesz”⁴.
Trzeba odwagi, by świadomie myśleć o śmiertelności ukochanych osób, zanim się z nią zetkniemy. Trzeba jeszcze więcej odwagi, aby głęboko rozmyślać nad swoją.
To komik i aktor Robin Williams po raz pierwszy zmusił mnie do tej odwagi – rolą Johna Keatinga, głównego bohatera filmu _Stowarzyszenie umarłych poetów_, nauczyciela, który wzywa swoich nastoletnich uczniów, by spojrzeli w twarze dawno zmarłych chłopców na wypłowiałej fotografii⁵. „Nie różnią się niczym od was, prawda?”, mówi Keating. „Niepokonani, tak jak wy… Ich oczy przepełnione nadzieją… Bo widzicie, panowie, ci chłopcy są teraz nawozem”. Keating zachęca chłopców, by pochylili się i wsłuchali w wiadomość zza grobu. Staje za nimi i cichym, upiornym głosem oświadcza: „_Carpe. Carpe diem_. Chwytajcie dzień, chłopcy. Uczyńcie wasze życie niezwykłym”.
Ta scena wywarła na mnie przemożny wpływ. Możliwe, że zabrakłoby mi motywacji, by zostać profesorem Harvardu, gdyby nie ten film. Miałem 20 lat i w końcu usłyszałem, że ktoś jeszcze powtarza to, czego uczyła mnie babcia, gdy byłem mały – zrób swoje, aby uczynić ludzkość doskonalszą. Nie trać ani chwili. Ciesz się młodością; trwaj w niej, dopóki zdołasz. Walcz o nią. Walcz o nią. Nigdy nie przestawaj o nią walczyć.
Zamiast walczyć o młodość, walczymy o życie. A dokładniej – walczymy ze śmiercią.
Jako gatunek nigdy jeszcze nie żyliśmy tak długo. Ale wcale nie żyje się nam lepiej. Zdecydowanie nie. W ostatnim stuleciu zdobyliśmy dodatkowe lata, ale nie dodatkowe życie – w każdym razie nie życie, którym warto żyć⁶.
Dlatego też większość z nas na myśl o dożyciu setnych urodzin pomrukuje „Boże broń”, ponieważ wiemy, jak wyglądają te ostatnie dekady życia – większości osób w większości wypadków wcale nie wydają się pociągające. Respiratory i koktajle z prochów. Połamane biodra i pieluchy. Chemioterapia i naświetlania. Operacja za operacją. I rachunki za leczenie, Boże kochany, te rachunki⁷.
Umieramy powoli i w bólach. Mieszkańcy zamożnych krajów przez ostatnie 10 lat życia często zapadają na kolejne choroby. Uważamy to za normalne. Długość życia rośnie także w krajach biedniejszych – miliardy ich obywateli również podzielą ten los. Nasze sukcesy na polu przedłużania życia, zdaniem lekarza chirurga Atula Gawandego, skutkują „uczynieniem ze śmiertelności doświadczenia medycznego”⁸.
A gdyby nie musiało tak być? Gdybyśmy dłużej mogli być młodsi? Nie o lata, ale o dekady. Gdyby te ostatnie lata wcale tak bardzo się nie różniły od lat wcześniejszych? Gdybyśmy, ratując siebie, mogli też ratować świat?
Może nie będziemy już nigdy sześcioletni… Ale co, jeśli możemy być dwudziestosześcioletni lub trzydziestosześcioletni? Co, gdybyśmy mogli bawić się jak dzieci przez większą część naszego życia, nie musząc się martwić o to wszystko, co obowiązuje dorosłych? Co, gdyby te wszystkie rzeczy, które musimy wtłaczać w wiek nastoletni, wcale nie musiałyby być tak stłoczone? Gdybyśmy nie musieli być tacy zestresowani jako dwudziestokilkulatkowie? Gdybyśmy nie musieli czuć się jak ludzie w średnim wieku po trzydziestce i czterdziestce? Co, gdybyśmy po pięćdziesiątce chcieli dokonać w życiu diametralnych zmian i nie byłoby ani jednego aspektu, który by nam to uniemożliwiał? Gdybyśmy po sześćdziesiątce nie martwili się tym, co po nas zostanie, a dopiero zaczynali budować swoje dziedzictwo?
Co, gdybyśmy nie musieli myśleć o upływie czasu? Co, gdybym wam powiedział, że wkrótce – naprawdę niebawem – nie będziemy musieli?
Cóż, to właśnie wam mówię.
Mam to szczęście, że po 30 latach poszukiwania prawdy o ludzkiej biologii znalazłem się w wyjątkowym miejscu. Gdybyście odwiedzili mnie w Bostonie, znaleźlibyście mnie zapewne w moim laboratorium w Harvard Medical School, gdzie pracuję jako profesor na Wydziale Genetyki i jestem jednym z dyrektorów Centrum Biologii Starzenia Paula F. Glenna. Zarządzam też siostrzanym laboratorium na swojej _Alma Mater_, Uniwersytecie Nowej Południowej Walii w Sydney. W ośrodkach tych zespoły błyskotliwych studentów i doktorów przyspieszają i odwracają procesy starzenia w organizmach modelowych, piszą prace naukowe z największą liczbą cytowań w tej dziedzinie, goszczą na łamach najlepszych czasopism naukowych na świecie. Jestem też współzałożycielem czasopisma „Aging”, które gości na swoich łamach naukowców publikujących wyniki badań w pełnej wyzwań i jednej z najbardziej ekscytujących dziedzin naszych czasów, a także współtwórcą Akademii Badań nad Zdrowiem i Długością Życia, która zrzesza światową czołówkę badaczy procesów starzenia.
Pragnąc wykorzystać swoje odkrycia w praktyce, pomogłem założyć wiele firm biotechnologicznych, a także zasiadam w licznych radach naukowych i ciałach doradczych. Firmy te współpracują z setkami najwybitniejszych badaczy specjalizujących się w wielu różnych dziedzinach – od początków życia, przez genomikę, po farmaceutyki⁹. O odkryciach swoich laboratoriów dowiaduję się, rzecz jasna, wiele lat przed tym, zanim informacje na ich temat zostaną opublikowane, i stąd też wiem o wielu przełomowych odkryciach wcześniej, czasami nawet o 10 lat wcześniej. Kartki tej książki to dla was przepustka za kulisy i wasze miejsce w pierwszym rzędzie.
Otrzymałem australijski ekwiwalent tytułu szlacheckiego i pełniłem funkcję ambasadora, dzięki czemu wiele czasu spędziłem, rozmawiając z politykami i biznesmenami z całego świata o tym, jak zmienia się nasze rozumienie procesów starzenia i co to oznacza dla przyszłości naszego gatunku¹⁰.
Wiele naukowych odkryć wdrożyłem we własnym życiu, podobnie jak uczyniło to wielu członków mojej rodziny, przyjaciół i współpracowników. Rezultaty – które, co należy podkreślić, są całkowicie anegdotyczne – wyglądają zachęcająco. Mam 50 lat i czuję się jak dziecko. Moja żona i dzieci powiedzą wam, że tak też się zachowuję.
Jednym z przejawów tego stanu rzeczy jest wścibstwo – Australijczycy na takie wyjątkowo dociekliwe osoby mówią _stickybeak_. Być może wzięło się to od kurawong, które dziobem przekłuwają foliowe pokrywki butelek z mlekiem dostarczanych do naszych domów, żeby wypić ich zawartość. Moi starzy znajomi z czasów licealnych nadal żartują sobie z tego, jak podczas każdych odwiedzin w domu moich rodziców zastawali mnie przy rozbieraniu czegoś na części: kokonu ćmy, pajęczego schronienia z poskręcanych liści, starego komputera, narzędzi ojca, samochodu. Byłem w tym całkiem niezły. Gorzej mi szło składanie tego z powrotem do kupy. Nie mogłem znieść myśli, że nie wiem, jak coś działa albo skąd się wzięło. Wciąż taki jestem… Ale teraz przynajmniej mi za to płacą.
Mój dom rodzinny leży na kamienistym zboczu. Poniżej płynie rzeka, która wpada do zatoki Sydney. Arthur Phillip, pierwszy gubernator Nowej Południowej Walii, badał te doliny w kwietniu 1788 roku, kilka miesięcy po tym, jak on i jego Pierwsza Flota, złożona z marynarzy, skazańców i ich rodzin, założyli kolonię na brzegach „najwspanialszej i największej zatoki na świecie”. Osobą, która miała największy wkład w wybór tego miejsca, był botanik sir Joseph Banks, który 8 lat wcześniej popłynął wzdłuż australijskiego wybrzeża z kapitanem Jamesem Cookiem w ramach jego „podróży dookoła świata”¹¹.
Po powrocie do Londynu z setkami próbek roślin, którymi imponował kolegom, Banks namówił króla Jerzego III na założenie brytyjskiej kolonii karnej na kontynencie – najlepszym miejscem, argumentował, będzie zatoka nazwana Botaniczną na Cape Banks¹². Osadnicy z Pierwszej Floty szybko przekonali się, że Zatoka Botaniczna, mimo swojej doskonałej nazwy, nie ma żadnego źródła wody pitnej, dlatego też popłynęli do Zatoki Sydney i osiedlili się na jednym z największych wybrzeży riasowych na świecie, rozciętym przez głębokie doliny rzeczne, które powstały, gdy system rzeczny Hawkesbury został zalany przez podnoszący się poziom morza po ostatniej epoce lodowcowej.
Już jako dziesięciolatek odkryłem, że rzeka przepływająca przez moje podwórko wpada do Middle Harbor, odgałęzienia zatoki Sydney. Nie mogłem jednak znieść myśli, że nie wiem, gdzie ma źródło. Musiałem się dowiedzieć, jak wygląda jej początek. Podążyłem jej nurtem w górę. Mijałem rozgałęzienia kierujące się ku różnym osadom. Gdy zapadł zmierzch, byłem wiele kilometrów od domu, za ostatnią górą na horyzoncie. Musiałem poprosić przypadkową osobę, by pozwoliła mi zadzwonić do matki, którą ubłagałem, by po mnie przyjechała. Jeszcze kilka razy zapuszczałem się w górę strumienia, ale nigdy nawet nie zbliżyłem się do źródła. Jak Juan Ponce de León, hiszpański odkrywca Florydy znany z poszukiwań mitycznego źródła wiecznej młodości, poniosłem porażkę¹³.
Odkąd pamiętam, pragnąłem zrozumieć, dlaczego się starzejemy. Odkrycie źródła skomplikowanych procesów biologicznych przypomina jednak szukanie źródła rzeki – nie jest łatwe. Często kluczyłem w moich poszukiwaniach, miałem dni, kiedy chciałem się poddać. Ale wytrwałem. Po drodze widziałem wiele dopływów, ale znalazłem też to, co może być źródłem. Na kolejnych stronach przedstawię nowy pomysł na to, dlaczego procesy starzenia ewoluują, a także podstawy stworzonej przeze mnie Informacyjnej Teorii Starzenia. Pokażę wam też, dlaczego doszedłem do wniosku, że starzenie się to choroba – najbardziej powszechna choroba – którą nie tylko można, lecz także należy leczyć agresywnie. To część pierwsza.
W części drugiej pokażę wam kroki, które można wykonać od razu – oraz nowe terapie, w trakcie opracowywania – a które mogą spowolnić, zatrzymać lub też odwrócić procesy starzenia, kładąc kres starości, jaką znamy.
Owszem, doskonale zdaję sobie sprawę z implikacji tezy „kładąc kres starości, jaką znamy”, dlatego też w części trzeciej opiszę wiele potencjalnych wersji przyszłości, które te działania mogą stworzyć, i zaproponuję drogę, na którą chcemy czekać, do świata, w którym do wydłużenia życia dotrzemy przez stale rosnącą witalność i spędzimy tę część naszego życia bez chorób i niepełnosprawności.
Wiele osób powie wam, że to mrzonka – że bliżej tym tezom do twórczości H.G. Wellsa niż Karola Darwina. Niektórzy z nich to bardzo mądrzy ludzie. Nieliczni z nich znają się nawet świetnie na ludzkiej biologii, za co ich szanuję. Ci ludzie powiedzą wam, że nasz współczesny tryb życia to przekleństwo, przez które długość życia się zmniejsza. Powiedzą, że mało kto dożyje setnych urodzin – zarówno wśród was, jak i wśród waszych dzieci. Powiedzą, że studiowali doniesienia naukowe, dokonywali kalkulacji i nie wygląda nawet na to, by wasze wnuki dożyły setki. A potem dodadzą, że nawet jeśli dożyjecie tego wieku, nie będziecie wtedy zdrowi i nie będziecie cieszyć się tym osiągnięciem długo. A jeśli już nawet przyznają, że ludzie będą żyli dłużej, zastrzegą, że to przekleństwo dla naszej planety. Ludzkość jest wrogiem!
I mają na to wszystko niezłe dowody – w zasadzie cała historia ludzkości to jeden wielki dowód.
Jasne, krok po kroczku, tysiąclecie po tysiącleciu, dodawaliśmy lata do przeciętnej długości ludzkiego życia, powiedzą. Większość nie dożywała czterdziestki, a potem zaczęła. Większość nie dożywała pięćdziesiątki, a potem zaczęła. Większość nie dożywała sześćdziesiątki, a potem zaczęła¹⁴. Generalnie te wzrosty brały się stąd, że coraz więcej osób zyskiwało dostęp do stabilnych źródeł pożywienia i wody pitnej. Poza tym średnia odbijała się od dna – spadała liczba śmierci w wieku niemowlęcym i dziecięcym, rosła więc średnia. To prosta matematyka ludzkiej śmiertelności.
Średnia się przesuwała, ale granica nie. Odkąd zapisujemy historię, mamy dowody, że ludzie żyją 100 lat, a nawet dłużej. Niewielu jednak żyje 110 lat. Prawie nikt nie dożywa sto piętnastego roku.
Nasza planeta była do tej pory domem dla ponad 100 miliardów ludzi. Wiemy tylko o jednej osobie, Jeanne Calment z Francji, która podobno żyła dłużej niż 120 lat. Większość naukowców wierzy, że zmarła w roku 1997, mając 122 lata, choć możliwe, że jej córka dokonała oszustwa, aby uniknąć płacenia podatków¹⁵. Czy dożyła takiego wieku czy nie, w zasadzie nie ma znaczenia; są inne osoby, które zbliżyły się do tej granicy, choć większość z nas, 99,98 procenta, mówiąc dokładnie, umrze przed setnymi urodzinami.
Nie można więc odmówić logiki ludziom, którzy twierdzą, że nawet jeśli nadal będziemy nieco podnosić średnią, mało prawdopodobne, byśmy przesunęli granicę. Twierdzą oni, że łatwo jest zwiększyć maksymalną długość życia myszy lub psów, ale ludzie to co innego. Po prostu już żyjemy za długo.
Mylą się.
Jest też różnica między wydłużaniem życia a wydłużaniem okresu witalności. Jesteśmy w stanie to zrobić, ale zwyczajne utrzymywanie ludzi przy życiu – dekady po tym, jak ich życie zaczęły definiować ból, choroby, kruchość i brak mobilności – to żadne osiągnięcie.
Wydłużona witalność – czyli nie tylko więcej lat życia, lecz także więcej lat aktywnych, zdrowych i szczęśliwych – się zbliża. Nadejdzie szybciej, niż większość się spodziewa. Zanim dzieci, które dzisiaj przyjdą na świat, osiągną wiek średni, być może Jeanne Calment nie będzie już na szczycie listy 100 najstarszych osób w historii. A zanim zacznie się kolejne stulecie, osoba umierająca w wieku 122 lat może być uważana za taką, która żyła pełnią wcale nie tak długiego życia. Taki wiek nie będzie już wyjątkiem, ale faktem – do tego stopnia, że nie będzie się już nazywać tego długowiecznością, a po prostu życiem, i ze smutkiem będziemy wracać myślami do tego okresu w naszej historii, kiedy tak nie było.
Jaka jest granica? Moim zdaniem jej nie ma. Wielu moich kolegów się z tym zgadza¹⁶. Nie ma żadnego prawa biologii, które głosi, że musimy się zestarzeć¹⁷. Ci, którzy twierdzą inaczej, nie wiedzą, o czym mówią. Daleko nam jeszcze do świata, w którym śmierć będzie rzadkością, ale już blisko nam do odsunięcia granicy jeszcze dalej w przyszłość.
Wszystko to jest w zasadzie nieuniknione. Wydłużone zdrowe życie jest w zasięgu wzroku. Owszem, cała historia ludzkości sugeruje coś innego. Niemniej nauka o długowieczności w tym konkretnym stuleciu mówi, że wcześniejsze porażki to nie jest żaden wyznacznik.
Potrzeba radykalnej zmiany myślenia, aby w ogóle otworzyć się na to, co to oznacza dla naszego gatunku. Miliardy lat ewolucji nie przygotowały nas na to, dlatego też tak łatwo, wręcz kusząco, jest uwierzyć, że tego nie da się zrobić.
W takich samych kategoriach myślano kiedyś o lataniu – dopóki ktoś tego nie zrobił.
Bracia Wright wracają teraz do swego warsztatu po udanym przelocie nad wydmami w pobliżu Kitty Hawk. Świat ma się wkrótce zmienić. W dniach poprzedzających 17 grudnia 1903 roku ludzkość jest tego całkowicie nieświadoma. Nie istniał kontekst, w którym mogłaby powstać idea kontrolowanego, napędzanego silnikiem lotu, wydawała się więc ona dziwaczną, magiczną, opartą na przypuszczeniach fikcją¹⁸. A potem samolot wystartował. I wszystko się zmieniło.
Tak samo jest teraz. Znajdujemy się na etapie kolejnej historycznej zmiany. To, co do tej pory wydawało się magią, stanie się prawdziwe. To czasy, kiedy ludzkość przedefiniuje to, co możliwe, czasy końca tego, co nieuchronne.
To również czasy, w których przedefiniujemy, co to znaczy być człowiekiem, bo to nie jest początek rewolucji, a ewolucji.
------------------------------------------------------------------------
1 A.A. Milne, _Już mamy sześć lat_, tłum. Z. Kierszys, Warszawa 1997, s. 131.
2 W obejmującym wiele różnych tematów wywiadzie, udzielonym w ramach promocji jego pamiętników, Lanzmann powiedział o swoim wybitnym dziele na temat Holokaustu: „Chciałem możliwie najbardziej zbliżyć się do śmierci. W _Shoah_ nie ma żadnych osobistych świadectw, opowieści. To film tylko o śmierci. Nie o tych, którzy przeżyli”. Claude Lanzmann, _Death Has Always Been a Scandal_, „Spiegel” (10.09.2010), http://www.spiegel.de/international/zeitgeist/shoah-director-claude-lanzmann-death-has-always-been-a-scandal-a-716722.html.
3 Badanie dotyczyło 3 pojęć związanych ze śmiercią, które dzieci zaczynają rozumieć, zanim skończą 7 lat: nieodwracalności, niefunkcjonalności i uniwersalności. M.W. Speece, S.B. Brent, _Children’s Understanding of Death: A Review of Three Components of a Death Concept_, „Child Development 55” no. 5 (październik 1984), s. 1671–1686, https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/6510050.
4 Dziennikarka była, razem ze swoim zięciem, świadkiem narodzin pierwszego dziecka swojej córki. R.M. Henig, _The Ecstasy and the Agony of Being a Grandmother_, „New York Times” (27.12.2018), https://www.nytimes.com/2018/12/27/style/self-care/becoming-a-grandmother.html.
5 Filmowe nawoływania, by wykorzystywać każdy dzień, przybrały bardziej ponure tony po samobójczej śmierci gwiazdy. _Stowarzyszenie umarłych poetów_, reż. P. Weir, Touchstone Pictures 1989.
6 Autor uważa, że zamiast skupiać się na chorobach nowotworowych i układu krążenia, badacze powinni koncentrować się na „redukowaniu starzenia się i chorób wieku starczego, co przyczyni się do poprawy naszego zdrowia i dobrobytu”. G.C. Brown, _Living Too Long_, „EMBO Reports 16” no. 2 (luty 2015), s. 137–141, https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4328740/.
7 Na szczęście – w USA, nie w Polsce .
8 W ankiecie przeprowadzonej przez „Economist” większość respondentów z 4 krajów wyraziła pragnienie, by umrzeć w domu, choć tylko ułamek z nich uznał, że będzie to możliwe. Poza Brazylijczykami większość była zdania, że śmierć bez bólu jest ważniejsza niż dłuższe życie. _A Better Way to Care for the Dying_, „Economist” (29.04.2017), https://www.economist.com/international/2017/04/29/a-better-way-to-care-for-the-dying.
9 O potencjalnych konfliktach interesów piszę na końcu tej książki oraz na https://genetics.med.harvard.edu/sinclair-test/people/sinclair-other.php.
10 Moja wydawczyni kazała mi pisać o sobie egocentryczne rzeczy, aby dodać mi wiarygodności. Mam nadzieję, że nie zobaczy tego przypisu i nie każe mi go usunąć.
11 W 2018 roku razem z rodziną odbyłem podróż do Londynu, by zobaczyć oryginalne zapiski kapitana Jamesa Cooka z „podróży dookoła świata”, a także okazy botaniczne zebrane w Australii przez sir Josepha Banksa. Oczywiście przy okazji zobaczyliśmy też oryginalny model DNA Watsona i Cricka, skamieniałości pierwszych form życia, kamienny posąg Moai Rapa Nui, przekrój pnia tysiącpięćsetletniej sekwoi, pomnik Karola Darwina, pompę na Broad Street, Gabinet Wojenny Winstona Churchilla i Towarzystwo Królewskie, rzecz jasna. Gdy śledzi się drogę Cooka wzdłuż wschodniego wybrzeża Australii czy też Nowej Holandii, jak wtedy ją nazywano, od razu widać, że Banks już wtedy myślał o kolonii, która miała o nim nigdy nie zapomnieć. Nie dość że miejsce nazwano Zatoką Botaniczną, to jeszcze wybrzeżu nadano nazwę Cape Banks. Po zbadaniu Zatoki Botanicznej żaglowiec odkrywców HMS Endeavor popłynął na północ ku przylądkom zatoki nazwanej Port Jackson, która dzięki swoim o wiele głębszym wodom i strumieniowi zapewniającemu dostęp do wody pitnej okazała się lepszym miejscem dla kolonii karnej, którą gubernator Phillip założył 8 lat później.
12 _Phillip’s Exploration of Middle Harbour Creek_, Fellowship of the First Fleeters, Arthur Phillip Chapter, http://arthurphillipchapter.weebly.com/exploration-of-middle-harbour-creek.html.
13 Poszukiwania mitycznego źródła przez hiszpańskiego odkrywcę i konkwistadora nie znajdują potwierdzenia historycznego, ale to nadal ciekawa opowieść. J. Greenspan, _The Myth of Ponce de León and the Fountain of Youth_, „History Stories” (2.04.2013), A&E Television Networks, https://www.history.com/news/the-myth-of-ponce-de-leon-and-the-fountain-of-youth.
14 Według Creation Wiki: The Encyclopedia of Creation Science (strony założonej przez Northwest Creation Network, http://creationwiki.org/Human_longevity) w Księdze Rodzaju większość z nas dożywała dziewięćsetnych urodzin, a potem przestała. Następnie większość z nas dożywała czterechsetnych urodzin, a potem przestała. Potem żyliśmy 120 lat i przestaliśmy. W nowszych czasach, jak napisali Oeppen i Vaupel: „Eksperci badający współczynniki umieralności wielokrotnie zapewniali nas, że średnia długość życia dotarła już do ściany, i ci sami eksperci wielokrotnie musieli przyznać się do błędu. Pozorne stabilizowanie się średniej długości życia w różnych krajach to skutek nadrabiających opóźnienia guzdrał i liderów, którzy zostają w tyle”. J. Oeppen, J.W. Vaupel, _Broken Limits to Life Expectancy_, „Science 296” nr 5570 (10.05.2002), s. 1029–1031.
15 Toczy się dyskusja na temat tego, jak wiarygodnie badać wiek. Są ludzie, którzy twierdzą i dostarczają dowody na to, że są w bardzo zaawansowanym wieku, ale nie mają oficjalnych dokumentów potwierdzających datę urodzenia na modłę zachodnią. Tak czy inaczej, takie wypadki zdarzają się raz na miliard albo nawet rzadziej. W listopadzie 2018 roku rosyjski gerontolog Walerij Nowosiełow i matematyk Nikołaj Zak ogłosili, że po dokładnym zbadaniu sytuacji wierzą, iż córka Jeanne Calment Yvonne w 1934 roku przejęła tożsamość Jeanne, aby uniknąć płacenia podatków. Debata trwa. _French Scientists Dismiss Russian Claims over Age of World’s Oldest Person_, Reuters (3.01.2019), https://www.reuters.com/article/us-france-oldest-woman-controversy/french-scientists-dismiss-russian-claims-over-age-of-worlds-oldest-person-idUSKCN1OX145.
16 Włoscy badacze po przebadaniu 4 tysięcy starszych osób odkryli, że jeśli człowiek dożyje sto piątych urodzin, ryzyko śmierci wcale nie wzrasta z kolejnymi urodzinami, a szanse na śmierć w ciągu roku wynoszą pół na pół. E. Barbi, F. Lagona, M. Marsili, et al., _The Plateau of Human Mortality: Demography of Longevity Pioneers_, „Science 360” no. 396 (29.06.2018), s. 1459–1461, http://science.sciencemag.org/content/360/6396/1459.
17 „Jeśli ludzie średnio żyją osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt lat, jak teraz, długowieczni dożywają stu dziesięciu, stu dwudziestu lat”, mówi Siegfried Hekimi, profesor genetyki kanadyjskiego Uniwersytetu McGilla. „Jeśli więc średnia długość życia będzie się wydłużać, to by oznaczało, że długowieczni również będą żyć dłużej, ponad sto piętnaście lat”. A. Park, _There’s No Known Limit to How Long Humans Can Live_, _Scientists Say_, „Time” (28.06.2017), http://time.com/4835763/how-long-can-humans-live/.
18 Jak powiedział Arthur C. Clarke: „Każda dostatecznie zaawansowana technologia niczym nie różni się od magii”. (W oryginale autor powołuje się na hasło z amerykańskiej Wikipedii: „Any sufficiently advanced technology is indistinguishable from magic”. Arthur C. Clarke, Wikiquote, https://en.wikiquote.org/wiki/Arthur_C._Clarke).