Jak żyć, Panie Doktorze? Psyche - ebook
Jak żyć, Panie Doktorze? Psyche - ebook
Czy szybciej, mocniej, tu i teraz, a może powoli i oczekując? Samemu – w oderwaniu – czy może z Bogiem? Kochać innych czy siebie? Czy kierować się zdrowiem swoim, czy zdrowiem planety? Balansować między pracą a życiem czy może integrować i spajać? Żyć dla siebie czy dzieci? Po co i dokąd? To tylko wybrane pytania, na które odpowiadamy swoimi decyzjami. Wybieramy codziennym zatroskaniem o swoje zdrowie, dostrzeganiem swoich emocji, podążaniem tam, gdzie i z kim chcemy być, częściej jednak w zupełnym oderwaniu od siebie dryfujemy niesieni przez prądy codziennej rutyny. W tej części autorami są: Janusz Sytnik- Czetwertyński, Maja Herman, Mateusz Banaszkiewicz, Łukasz Święcicki, Adam Skowron, Bartosz Łoza, Marcin Wełnicki, Maja Herman, Daniel Śliż, Andrzej Jabłoński, Mateusz Banaszkiewicz, Paweł Gużyński, Piotr Krakowiak i Michał Bloch.
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-654-7184-0 |
Rozmiar pliku: | 2,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
dr n. med. Daniel Śliż – adiunkt w III Klinice Chorób Wewnętrznych i Kardiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego oraz w Szkole Zdrowia Publicznego Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego, senator WUM. Specjalista chorób wewnętrznych, specjalista Medycyny Stylu Życia IBLM oraz specjalista zdrowia publicznego. Współzałożyciel i prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Stylu Życia, członek zarządu Sekcji Farmakoterapii Sercowo-Naczyniowej Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. W przeszłości zasiadał w zarządzie Sekcji Prewencji i Epidemiologii PTK. Członek Rady Naukowej Instytutu Żywności i Żywienia. Współpracował m.in. z Ministerstwem Zdrowia RP, WHO oraz Departamentem Zdrowia Publicznego. Bez przesady lubiany nauczyciel. Kocha gotowanie, nowe smaki oraz fotografię.
prof. dr hab. n. med. Artur Mamcarz – kierownik III Kliniki Chorób Wewnętrznych i Kardiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, wieloletni prodziekan II Wydziału Lekarskiego, a obecnie członek Rady Uczelni WUM. Specjalista chorób wewnętrznych, kardiolog, współzałożyciel Sekcji Farmakoterapii Sercowo-Naczyniowej, Sekcji Kardiologii Sportowej Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego oraz Polskiego Towarzystwa Medycyny Stylu Życia. Naukowiec wywodzący się ze Szkoły Kardiologicznej prof. Zdzisława Askanasa, lubiany wykładowca, nauczyciel i wychowawca. Poza medycyną zafascynowany sportem, malarstwem modernistycznym i dalekimi podróżami, bez przesady korzystający z życia.WSTĘP
Kiedy rozpoczynaliśmy pracę nad tryptykiem, w założeniu był on jednym opasłym tomiszczem. Dużym, nieporęcznym brykiem z odpowiedziami na nurtujące redaktorów pytania. W toku pracy redakcyjnej doszło do podziału na Somę, Psyche oraz Matriks.
Psyche to część tryptyku opowiadająca o psychice; o tym, co warto robić, a kiedy może lepiej sobie odpuścić. O tym, czy wiara ma sens, i o tym, jak bardzo ją przedefiniowaliśmy. Jest trochę o nowym kulcie umownej religii – pieniądzu. Urealniona fikcja, na którą się wszyscy umówiliśmy, zakłada nadanie konkretnej wartości zadrukowanej obustronnie karteczce papieru z nadrukowanym nominałem. To oczywiście ludzka naiwność powoduje, że wierzymy w sens tej fikcji. Dzięki tej wierze możemy każdego dnia zamienić taką zadrukowaną karteczkę lub zbliżenie plastikowej karty do czytnika na coś realnego, np. badania. Człowiek staje się zatem bardziej naiwny niż małpa, ta bowiem nigdy nie zrobiłaby takiego biznesu z kimkolwiek, mogłaby co najwyżej zamienić kokosa na banana, ale zamienić banana na kartkę – wolne żarty. To dzięki temu nowemu wynalazkowi, jakim jest wiara w umówione złudzenia, świat dziś trzyma się w równowadze. Ale czy to religia prowadząca człowieka do szczęścia? Czy szczęście jest zależne liniowo od zarobków albo stanu posiadania? Czy każdy może to samo i czy wszyscy jesteśmy równi przed obliczem losu? To tylko wycinek szerokiego spojrzenia na temat zdrowia, na który redakcja chciała zwrócić uwagę Czytelnika.
Trochę tak wyszło, że Psyche stało się intelektualną podróżą nie tylko w poszukiwaniu zdrowia, ale też czegoś więcej… poszukiwaniu szczęścia. Czy je znaleźliśmy? Nie, każdy musi odnaleźć je sam. W tej podróży pytania nie pozostały bez odpowiedzi, a odpowiedzi rzuciły nowe światło na wiele zagadnień zdrowia publicznego, psychologii i medycyny.
Zapraszamy do lektury!
ROZDZIAŁ 1A
Myślę, więc jestem
Janusz Sytnik-Czetwertyński
Wprowadzenie
Cogito ergo sum („myślę, więc jestem”) to stwierdzenie fundamentalne. Ma wymiar filozoficzny, społeczny, historyczny, a przede wszystkim uniwersalny. Po raz pierwszy wypowiedziano je u początków budowy naszej cywilizacji. Było wówczas hasłem filozofii św. Augustyna, ostatniego z wielkich myślicieli starożytności, którego udziałem był widok upadającej kultury Rzymu, a zarazem początek cywilizacji zachodnioeuropejskiej.
Jako że cywilizacja ta wzrastała na zgliszczach swojej poprzedniczki, przyszło czekać niemal 1200 lat, nim refleksja ta została podjęta przez Kartezjusza, prekursora myśli współczesnej. Słowa te kończą więc jeden rozdział, ale i rozpoczynają kolejny w pochodzie dziejów. Kończy się etap budowy podstaw i granic wiedzy, rozpoczyna się zaś etap jej szczegółowych badań.
Cogito ergo sum ma także wymiar filozoficzny. Zawdzięczamy to Kartezjuszowi, który ze słów tych wyprowadził cały system oparty na skrajnym sceptycyzmie, mający za podstawę stwierdzenie, że czynność myślenia jest jedynym dowodem na istnienie. Niczego bowiem nie możemy być pewni, nic nie jest jednoznaczne, tylko to, że skoro myślę – to jestem.
Dziś rozumowanie to stoi u podstaw prób stworzenia wiedzy pewnej, opartej na niepodważalnych założeniach. Jest to bez wątpienia wielki krok na drodze do budowy możliwej wiedzy obiektywnej.
Wreszcie – co interesujące – cogito ergo sum jest wezwaniem moralnym, czymś w rodzaju „mieć albo być”. Cóż bowiem jest ważniejsze: istnienie (droga być)i płynąca z niego apoteoza wewnętrznego rozwoju czy posiadanie (droga mieć)? Spytajmy inaczej: czy większą wartość ma bogactwo materialne, czy duchowe? Wielu wydaje się, że najbardziej pożądana byłaby droga złotego środka. Nie jest jednak możliwa, gdyż w człowieku prędzej czy później przeważy element chciwości bądź potrzeba twórcza. Obie te drogi są bowiem równie bezwzględne i wymagające, obie anektują człowieka bez reszty i żadna nie pozwala na kompromisy.
Dwie drogi
Droga być jest drogą otwarcia się człowieka na świat zewnętrzny, droga mieć – zamknięcia się w granicach własnego „ja”. Człowiek podążający drugą z nich, drogą posiadania, rozwija jednak – paradoksalnie – to, co wobec niego zewnętrzne. Można rzec, że buduje otaczającą go scenografię, kupuje wiele rzeczy o umownej wartości i walorach konsumpcyjnych – zazwyczaj różnego rodzaju mechanizmy. Ich cechą wspólną jest użyteczność, mechanizmy te po prostu coś ułatwiają, ale zarazem demobilizują użytkownika. Są społecznie niebezpieczne, rozwijając w człowieku głównie potrzebę gnuśności. Bierność jest bowiem przyrodzoną naturą ciała. Każdy lekarz ma tego świadomość, choćby wówczas, gdy prowadząc leczenie respiratorowe, pilnie strzeże momentu, gdy przestaje być ono niezbędne. Mózg osoby respirowanej doznaje bowiem gwałtownego uczucia przyjemności, wręcz wzniosłości, jak zawsze gdy przynależna nam czynność zostaje zmechanizowana i realizowana w naszym zastępstwie. W przypadku przedłużającej się terapii respiratorem mózg może więc nie podjąć ponownie pracy, nawet jeśli jest do tego zdolny, domagając się nieustannej, mechanicznej wyręki. Droga posiadania, droga mieć to więc ścieżka schlebiająca naszej zwierzęcości, fizjologii, wywołująca mechaniczny stan przyjemności. Można powiedzieć, że jest to droga czystej materii, zaopatrująca jedynie ciało. Droga twórcza, droga być – choć nigdy nie będzie w pełni niezależna od potrzeb cielesnych – jest środkiem intelektualnego i duchowego rozwoju. Podążając nią, człowiek podejmuje nowe wyzwania, mierzy się z przeciwnościami, a tym samym w pełni się realizuje.
Również tu człowiek angażuje się w świat zewnętrzny, lecz nie po to, by otaczać się przedmiotami, lecz po to, by dzielić się sobą. Cechą charakterystyczną tej drogi jest uniwersalna potrzeba zmiany świata na lepsze, w przeciwieństwie do potrzeby posiadania, której jedynym celem jest dokonywanie zmian w swoim otoczeniu, i to tylko w zakresie własnej korzyści.
„Myślę, więc jestem” to zatem również przywołanie człowieka do wyboru drogi twórczej, do sposobu angażowania się w świat, w działania publiczne, pracę, kulturę. Dla lekarza wezwanie to staje się rodzajem sztuki życiowej, której wyrazem jest postawa wiedzy i obowiązku wobec drugiego człowieka, będącego wszak częścią świata zewnętrznego. Lekarz pragnie zmieniać świat na lepsze, służąc drugiemu człowiekowi w najtrudniejszych dla niego chwilach, pomagając mu odzyskać to, co utracił wskutek dolegliwości.
Celu tej drogi nie stanowi więc materialne posiadanie. Jest ukierunkowana na to, by dać. Wymaga głębokiego namysłu i poczucia społecznej wspólnoty. Nic więcej, ale i nic mniej.
Droga lekarza
Lekarz nie ma wyboru. Choćby dlatego, że droga twórcza jest drogą życia, wartości dla medyka najistotniejszej. To życie jest przecież sednem istnienia służby zdrowia, węzłem centralnym, który splata każdy rodzaj aktywności lekarskiej, nie tylko w ramach dyscyplin i zawodów, lecz także sposobu pracy, postawy, od praktyk leczniczych po spontaniczne relacje z pacjentem. Wszystko ma znaczenie i wszystko w ostatecznym rozrachunku sprowadza się do kwestii życia. Pod tym względem zawód lekarza ma aspekt niemal metafizyczny.
Należy bowiem podkreślić szczególność zawodu lekarza, który nie zamyka się w ramach wiedzy merytorycznej, ale wymaga specjalnych predyspozycji społecznych, wrażliwości na drugiego człowieka, a nade wszystko empatii. Trzeba pamiętać, że bycie lekarzem odnosi się bardziej do postawy życiowej niż zawodu, że życie i walka o nie są celem niemal każdej lekarskiej czynności.
Każda terapia to walka o życie pacjenta, bezpośrednia, gdy wystąpi stan zagrożenia, lub pośrednia, gdy choroba obniża jedynie życiowy komfort. W każdym przypadku jest jednak walką o to, by człowiek mógł się w pełni realizować zgodnie z przyrodzonymi możliwościami i talentami.
Życie jest więc wartością, która wyznacza lekarzowi sens jego pracy dosłownie w każdej sytuacji. Nie sposób wskazać jakiejkolwiek czynności medycznej nieukierunkowanej ostatecznie na życie.
Walka o życie – pozornie – jest walką tragiczną. Zawsze w ostatecznym rozrachunku zwycięża śmierć. A jednak chodzi o coś głębszego, o to, czy odchodzimy ze świata na warunkach kreowanych przez fizjologię, czy wiedzę. Każde ozdrowienie pacjenta, szczególnie po trudnej i ciężkiej chorobie, jest obiektywnym zwycięstwem wiedzy nad fizjologią. Można powiedzieć, że wzbogaca człowieka o nowy dar życia, dzięki któremu znów może tworzyć i zmieniać świat na lepsze. Wiedza lekarska jest w tym rozumieniu cywilizacyjnym zwycięstwem nad fizjologicznym mrokiem, bo sprzeciwia się przypadłości chcącej wygasić ludzkie życie, nim przyjdzie jego naturalny czas.
Walka lekarza nie jest skierowana przeciw naturze, wręcz odwrotnie – jest walką o możliwość zrealizowania się natury w jej pierwotnym zamyśle. Ostatecznie przynosi światu dodatkowe pokłady mocy twórczych, wyrwane fizjologii. Jest więc to droga prawdziwie twórcza, nie tylko dla samego lekarza, lecz także dla konkretnego człowieka, który powierzył mu pieczę nad swoim życiem.
Droga twórcza ma więc dwa przeciwstawne bieguny: pierwszy dotyczy wewnętrznego doskonalenia, na drugim, osiągnąwszy możliwą doskonałość, zaczynamy się nią dzielić z innymi. Jest to więc zarówno ścieżka indywidualnego rozwoju, jak i obiektywnej pomocy. Mowa o sytuacji, w której człowiek kosztuje wiedzę, by na jej podstawie dzielić się umiejętnościami i praktyką. Wszak
najpierw poznajemy rzeczywistość, a później się z nią konfrontujemy. Ta konfrontacja to moment, w którym wiedza teoretyczna sprzęga się z praktyką, której obliczem jest ludzkie doświadczenie. Medycyna bowiem nie zajmuje się przypuszczeniami, zawsze odnosi się do faktów, do empirii.
Dla lekarza sformułowanie „myślę, więc jestem” oznacza zatem świadomość wiedzy, chęć jej poszerzania i dzielenia się nią z drugim człowiekiem. Przy czym dzielenie to nie odbywa się w formie nauki, lecz poprzez służbę drugiemu człowiekowi (choć zawsze ma to jakiś wymiar kształcący, choćby wówczas, gdy lekarz daje określone zalecenia).
Jest to notabene jedna z kluczowych różnic między drogą posiadania a drogą twórczą. Droga posiadania jest ksobna, egoistyczna, w przeciwieństwie do drogi twórczej, która jakkolwiek przechodzi etap indywidualnej nauki, to w ostateczności dzieli się jej zdobyczami. I ten właśnie czynnik rozstrzyga ostatecznie o wartości tej drogi.
Droga posiadania odrzuca altruizm, nakazuje gromadzić, brać wszystko dla siebie. Jest to zatem droga samotności, szczególnie gdy zdobywane trofea zaczynają przesłaniać świat, gdy chęć posiadania staje się jedyną podnietą skłaniającą człowieka do jakiegokolwiek działania. Z czasem droga ta prowadzi do samouwielbienia, a także do chęci nie tylko otaczania się określonymi przedmiotami, ale wręcz nałogowego przebywania pośród nich tak, że zastępują kontakt z żywym światem.
Drogą lekarza, jak powiedziano, jest droga twórcza. Jest ona ukierunkowanana samodoskonalenie, ale w kontekście służby drugiemu człowiekowi. Służbę tę wspiera szlachetność i poczucie wzniosłości, gdy osoba, której lekarz okazał pomoc i serce, odradza się po pokonaniu wszelkich fizjologicznych pułapek. Dlatego też droga twórcza jest zawsze kreacją, działaniem, zaangażowaniem wyznaczanymi przez troskę i odpowiedzialność za innych. Jest to droga afirmacji życia, rozwoju i potrzeby działania.
Drogę tę wyznaczają dwa podstawowe aspekty: aktywności i wyobraźni. Aspekt aktywności ma wymiar biologiczny i odnosi się do potrzeby działania, aspekt wyobraźni zaś dotyczy potrzeby kreowania strategii walki ze słabościami i wynikającymi z nich dolegliwościami.
Aspekt aktywności
Aktywność to spontaniczny wyraz życia i działania. Bez aktywności nie istniałby świat, nie byłoby postrzeżeń, czasu, przestrzeni, nie byłoby nic. Wszystko, co istnieje, podlega zasadom działania, wchodzi we wzajemne relacje, tworząc ściśle zharmonizowany system natury.
Aktywność rozumiana jest jednak dwojako, nie tylko jako uniwersalna siła, lecz także, potocznie, jako codzienna praca. Człowiek podążający drogą być odnajduje w wykonywanej pracy możliwość realizacji swoich mocy twórczych. Tak rozumiana praca staje się pasją, twórczą namiętnością. Stanowi najpiękniejszy z możliwych wymiarów uczestnictwa w życiu społecznym.
Droga być – droga prawdziwie twórcza – jest więc realizacją dwóch etapów, pierwotnej drogi wiedzy, na której zaczynamy rozumieć świat, oraz wtórnej drogi aktywności, która wyraża się potrzebą czynienia dobra.
Dopiero na drodze aktywności tak ukształtowany człowiek może stanąć i zakrzyknąć: „Myślę, więc jestem!” – czyli: „Wiem, a więc działam dla dobra innych”. To jest moralny wymiar słów cogito ergo sum. Dopiero wówczas człowiek jest zdolny kreować wizje, bez których nie ma przyczyny celowej naszego istnienia. Nie ma po co żyć.
Zauważmy, że w fizyce aktywność, ruch czy oscylacja odpowiadają za kształtowanie się wszystkich istotnych zjawisk. Ale pojęcie aktywności ma również wkład w budowę pojęć metafizycznych: prawdy, dobra, sprawiedliwości. Każde z nich wymaga określonej społecznej aktywności. Każde z nich jest też pojęciem pozytywnym, realizującym się w działaniu. Zwróćmy uwagę, że zaniechanie (a w kontekście naszych rozważań: brak aktywności) powszechnie kojarzone jest ze złem – popełniam czyn niesprawiedliwy choćby wówczas, gdy nie reaguję na czynione wokół mnie zło. Trudno zaś nazwać czynem sprawiedliwym zaniechanie czynienia zła w takim sensie, że np. powstrzymam się od kłamstwa.
Aktywność jest również cechą niezbędną do realizacji naszych pragnień, aspiracji, potencjału. Odwołanie do aktywności to również odwołanie do najskrytszych i najintymniejszych sfer naszego życia. Aktywność jest wreszcie miłością, twórczym poznaniem świata.
Dlatego wszystko, co pragniemy przypieczętować sukcesem, musimy podporządkować zasadom aktywności. Bierność jest tylko rodzajem zaprzeczenia. Angażowanie się zaś pozwala prawdziwie tworzyć i żyć, wyjść poza granicę swoich przypuszczeń, poza granicę spodziewanych możliwości i kreować nowe rozwiązania. Z racji gnuśnej natury człowieka czynnikiem wyzwalającym aktywność jest zawsze wyzwanie. Wpierw jednak wyobraźnia musi ustalić strategię walki, wskazać drogę do przezwyciężenia danego wyzwania.
Aspekt wyobraźni
Wyobraźnia stanowi narzędzie duszy, wewnętrzny ogląd świata materialnego. Do pewnego stopnia zaprzecza zmysłowości, to, co dzieje się w wyobraźni, nie podlega bowiem zasadom materii, np. marzenia nie mieszczą się w kategoriach czasu i przestrzeni (kiedy biegniemy marzeniami po miejscach i chwilach, nie towarzyszy nam uczucie przemieszczania się ani upływu czasu).
Dla wyobraźni:
• czas nie jest rzeczywistością świata myśli, myśl nie jest osadzona w czasie, myśl nie wzbudza w nas wrażenia następowania zmiany, która jest warunkiem poczucia czasu. W wyobraźni nie osadzamy myślowych wydarzeń w momencie czasowym, a sama treść myśli stanowi pewnego rodzaju jedność, nierozerwalną całość. Czas myślny nie ma też charakteru ani linearnego, ani kołowego, przebiega w sposób dowolny. Dlatego nawet gdy treść marzeń stanowią wydarzenia, które w świecie materialnym dzieliłyby ogromne odległości czasowe, nawet gdy owymi wydarzeniami dowolnie manipulujemy, przeplatając sceny przeszłe i przyszłe, to nie odczuwamy perturbacji czasowych. Myśli i marzeń nie porządkujemy żadną kategorią rzeczywistą
• również przestrzeń nie jest rzeczywistością świata myśli. Myśli – podobnie jak czas – pozbawione są poczucia przestrzenności. Także i tu nie obowiązują zasady materialne, panuje więc całkowita dowolność ruchu obiektów w przestrzeni
• rzeczywistość nie towarzyszy myślom; wręcz odwrotnie – myśli są kształtowane jakby na zewnętrz rzeczywistości. Co prawda potrafimy „zatopić się w myślach, zatracić w marzeniach”, jednak ostatecznie wciąż działamy i poruszamy się w relacji do świata zewnętrznego, naturalnego. Ba, nawet w chwili, gdy próbujemy manipulować naszymi wspomnieniami, gdy próbujemy wyprzeć rzeczy przykre, jest to wyłącznie proces nakładania myślowych obrazów pochodzących z wyobraźni na te, które przechowujemy w naszej pamięci
• wreszcie ruch w świecie psychiki nie podlega deterministycznym zasadom materii, dlatego nie obowiązują tu prawa fizyki, np. akcja nie tylko nie rodzi fizycznej reakcji, wręcz ową reakcję możemy sobie przedstawiać w sposób dowolny, również w jawnej sprzeczności z prawami fizyki.
Wyobraźnia działa więc w zgoła innym porządku niż otaczająca nas rzeczywistość, dzięki czemu jest zdolna ocenić bieg spraw w niekonwencjonalnej dla świata materialnego formule.
Wyobraźnia ma też charakter indywidualny, każda myśl, każde marzenie stanowi nasz wewnętrzny, hermetyczny świat. W jakimś sensie jest schronieniem dla uczuć i rozumu. Przede wszystkim jednak wyobraźnia ma decydujące znaczenie w przypadku drogi twórczej, również tej podejmowanej przez lekarza. Pozwala dokonywać niemożliwego, kreować strategie wykraczające poza możliwości, które wydają się jedynymi dostępnymi. Warunkiem jej uruchomienia w sytuacji praktycznej jest pojawienie się wyzwania koniecznego do przezwyciężenia.
Wyzwanie jest niemal niezbędnym warunkiem ludzkiego rozwoju. Wbrew pozorom stan, w którym człowiek miałby idylliczną możliwość korzystania z wszelkich obiektywnych narzędzi dających możliwość wypracowania i zrozumienia niekwestionowalnych praw natury, byłby intelektualnym piekłem. Człowiek, nie mając wyzwań, obumiera. To dzięki nim aktywuje się w nas wyobraźnia, która wykracza poza naoczność i sufluje nam niedostrzegalne bezpośrednio możliwości. Dopiero wówczas powstają warunki do objawienia się geniuszu ludzkiego.
Wyobraźnia uczy twórczego podejścia do siebie, pozwala angażować się w świat, w miłość do drugiego człowieka, w tworzenie czegoś prawdziwie wartościowego, po prostu dobra. Wyobraźnia jest też elementem poruszającym naszą intuicję. Intuicja zaś broni nas przed zakusami relatywizmu (w którym nie ma prawdy powszechnej, bo ta dla każdego jest inna), praktycyzmu (ważniejsza jest prawda bardziej praktyczna) czy konwencjonalizmu (prawdy uchodzą za powszechne tylko na podstawie społecznej umowy). Intuicja pozwala też wykrywać pozory prawdy pośród argumentów, które wydają się wiarygodne. Czyni to z niej potężny oręż w walce z tymi, którzy domagają się od rzeczywistości nie prawdy, ale tylko skuteczności.
Podsumowanie
Choć podręcznikowa wykładnia słów „myślę, więc jestem” odsyła nas do ontologii i epistemologii, to nie sposób zauważyć w zwrocie tym pewnego potencjału etycznego. Nie jest łatwo być, łatwiej jest mieć. Droga twórcza jest bowiem wymagająca i nigdy nie prowadzi do obiektywnego zadowolenia. Jest to droga trudna, którą podążyć może jedynie osoba o określonych walorach intelektualnych i moralnych. Jest to zarazem jedyna możliwa droga dla lekarza, który chce spełnić swoje powołanie i oddać się służbie drugiemu człowiekowi. Czy jednak może być cokolwiek piękniejszego?
Piśmiennictwo
1. Fromm E. Mieć czy być? Rebis, Poznań 1995.
2. Kucia M. Filozofia Ericha Fromma. WSP, Kraków 1994.
3. Olubiński A. Ericha Fromma koncepcja życia „po ludzku”. UMK, Toruń 1994.
4. Siwiec M. W poszukiwaniu twórczego źródła III – wokół punktu widzenia twórcy. Filo-Sofija. 2017; 39(2): 23.