Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Jan i przyjaciele - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Listopad 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jan i przyjaciele - ebook

W książce opisano przygody pewnego człowieka o imieniu Jan i jego dwóch wiernych przyjaciół. Główny bohater oraz sympatyczne Gobliny - Albin i Kuba przeżywają ciekawe przygody ucząc się zarazem wytrwałości i konsekwencji. Towarzyszą im niezwykłe, mówiące ludzkim głosem zwierzaki: stadko Kur i osioł Gerwazy.

Zagłębiając się w lekturę „Jana” można odkryć to, co w życiu ważne: wartość przyjaźni, znaczenie marzeń i własnej systematycznej pracy. Książka jest przy okazji małą skarbnicą wiedzy o przyrodzie.

Lektura dla dzieci w wieku 5-8 lat.



Anna Mikler-Chwastek

Adiunkt w Katedrze Pedagogiki Małego Dziecka Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. Zajmuje się dotykowym poznawaniem otocznia przez niemowlęta i małe dzieci, preferencjami dotykowymi (skonstruowała narzędzie autorskie służące do diagnozy preferencji dotykowych i społecznych niemowląt) oraz kształtowaniem się samodzielności życiowej niemowląt, dzieci w wieku poniemowlęcym i przedszkolnym.

Prywatnie pisze bajki dla małych dzieci.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7859-078-1
Rozmiar pliku: 601 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O tym jak Jan i Gobliny wybrali się na leśną wycieczkę i co z tego wynikło

Pewnego słonecznego poranka Jan wybrał się do lasu na wycieczkę. Zabrał ze sobą dwa Gobliny: Albina i Kubę. Przyjaźnili się od czasu, gdy Jan sprowadził się do ich wioski wiele lat temu, pomagali sobie i często wyruszali na dalekie leśne wędrówki. Wszyscy troje byli wielkimi miłośnikami przyrody, a Jan znał nazwy wszystkich zwierząt i roślin, jakie rosły w okolicy. Tak więc wyruszyli o poranku. Zabrali ze sobą plecaczki z kanapkami, ciasteczkami i butelkami źródlanej wody. Szli, szli i szli, mijali głębokie kamienne wąwozy, leśne polanki usłane wrzosami i zagajniki pełne pachnących borowików. Co pewien czas Jan pochylał się a to nad kępką mchu, a to nad niepozorną gałązką i opowiadał piękne historie, a Gobliny siedziały zasłuchane, oczarowane Janową opowieścią.

Kiedy już doszli na skraj wielkiego lasu postanowili odpocząć. Gobliny wyjęły kanapki i popijały źródlaną wodę, gdy wtem zobaczyły coś dziwnego. Otóż Jan siedział na kamieniu, a jego oczy stały się okrągłe jak księżyc w pełni. Przyglądał się czemuś, co leżało w oddali. To był stary domek Czesia Wiercipiętka. Mieszkał tu kiedyś, ale wyprowadził się wiele lat temu, bo jak twierdził, życie w lesie już mu zbrzydło i postanowił przenieść się do miasta. Domek Czesia, od lat niezamieszkały, popadł w ruinę. Dziurawy dach, połamany płot, stare okna, przez które hulał wiatr.

– Janie! – Albin wyrwał Jana z zamyślenia.

– To stary domek Czesia Wiercipiętka, tego, co się do miasta przeprowadził. Janie, co tam widzisz ciekawego?

Ale Jan jakby nie słuchał, szepnął tylko:

– Zobaczycie, ten dom kiedyś będzie mój.

No tak, ze wszystkich pomysłów Jana, o których Gobliny słyszały ten wydawał się najdziwniejszy. No bo przecież Jan miał dom i to jaki! Dom Jana był drewniany, duży, w oknach wisiały kolorowe zasłony w kwiaty. Drzwi do domu były pomarańczowe (Gobliny tego trochę Janowi zazdrościły), a okna niebieskie. W ogrodzie rosły pachnące kwiaty, brzoskwiniowe drzewa i całe mnóstwo porzeczkowych krzaków. Stała tam także stajnia Gerwazego – osła Jana i kurnik. W kurniku nikt co prawda nie mieszkał, bo kury wyprowadziły się do sąsiedniej wsi, by mieć bliżej na targ, na którym sprzedawały jajka, ale to Janowi nie przeszkadzało. Kurnik jak stał, tak stał.

– Zawsze mogą wrócić – mawiał.

Zatem, po co Janowi ten stary dom Czesia Wiercipiętka? Był tak zniszczony, że nawet nie było wiadomo jakiego koloru były niegdyś ściany, przez dziurawy jak sitko dach lał deszcz, podłoga straszyła wielkimi dziurami, a w oknach nie było już szyb, ani nawet klamek. Po co Janowi taka ruina?

– Tu będę hodował pszczoły i uprawiał miododajne kwiaty – powiedział Jan po głębszym zastanowieniu. – Będę tu zbierał grzyby, a od Trola zza polanki będę kupował mleko, z którego zrobię pyszny ser i masło. Co jakiś czas będę schodził do wsi, żeby kupić w sklepie potrzebne rzeczy i będę tkał dywany. Dywany będę sprzedawał i zarobię mnóstwo pieniędzy.

Gdy Gobliny usłyszało o dywanach zachichotały cicho, bo przecież o czym jak o czym, ale o tkaniu dywanów Jan z pewnością nie miał pojęcia.

– Tak, Janie, warto mieć marzenia – powiedziały Gobliny, bo nic innego nie przyszło im do głowy, a wypadało przecież coś powiedzieć.

– Warto marzyć, ale trzeba pracować, bez pracy nie ma kołaczy – powiedział Jan i wstał, bo słońce zaczynało już zachodzić, a czekała ich jeszcze długa droga do wioski.

Jeszcze raz spojrzeli na dom Czesia, zabrali swoje plecaki i ruszyli ścieżką z powrotem do domu. Słońce już prawie zaszło, nadchodził najwyższy czas, by zjeść kolację.

O tym, jak Jan pojechał na targ

i co z tego wynikło

Pewnego dnia Jan wstał bardzo wcześnie. Zjadł solidne śniadanie i zaprzągł do wozu osła Gerwazego. Po drodze wstąpił jeszcze do Goblinów.

– Jedziemy do miasta – rzucił od progu. – Zaprzęgajcie swój wóz.

Gobliny miały niewielki wóz, który ciągnął ich konik polny, ale do czego mógłby przydać się Janowi?

– Przyda się, jedziemy.

Wyruszyli, jechali najpierw wąską dróżką prowadzącą do szerokiej szosy. Jan jak zwykle niewiele mówił.

– Janie, a dokąd my właściwie jedziemy?

– Czy masz zamiar zrobić jakieś duże zakupy, że nasz wóz jest ci potrzebny?

Ale Jan tylko coś mruknął pod nosem i niczego więcej się nie dowiedzieli. Jechali tak, aż do momentu, gdy droga rozwidlała się i trzeba było się zdecydować, dokąd się chce jechać. Jan skierował Gerwazego na szeroką szosę i Gobliny były już pewne, że jadą na Wieki Targ. Wielki Targ odbywał się w miasteczku co środę i zjeżdżało na niego mnóstwo ludzi, trolli i skrzatów z okolicy. Niektórzy coś kupowali, inni sprzedawali różne towary: stoły, szafy, krzesła, wełniane skarpety, zboże, warzywa i owoce oraz całe mnóstwo różności. Byli tacy, którzy handlowali niezwykłymi przedmiotami, przywiezionymi z dalekich krajów, inni sprzedawali to, co sami wyprodukowali w swoich warsztatach i wyhodowali na polach. Na obrzeżach targu znajdowały się niewielkie budki, w których można było kupić kanapki z miodem i kubeczki porannej rosy lub po prostu herbatkę z sokiem malinowym oraz przeróżne ciasteczka.

Kiedy już dojechali na targ, słońce było wysoko, bo przecież wóz zaprzężony w konika polnego jedzie dosyć powoli. Odstawili zaprzęgi i wybrali się na drugie śniadanie. Gobliny zamówiły kanapki oraz herbatkę, a Jan solidną porcję kiełbasy. Najedli się do syta, odpoczęli chwilę i wtedy Jan się rozpromienił.

– A cóż ci tak wesoło, Janeczku? – zapytał Kuba.

– Aaaaa, bo już widzę to, po co tu przyjechaliśmy – ucieszył się Jan.

– Czyli co konkretnie?

– Wszystko.

Oczy Goblinów stały się jeszcze bardziej okrągłe niż zwykle. Jan ma czasami dziwaczne pomysły, ale żeby od razu kupować cały Targ? Jeszcze niedawno chciał kupić domek Czesia Wiercipiętka, a teraz to. No nie, tego już było Goblinom za dużo.

– Janeczku, ale jak my to wszystko załadujemy na nasze wozy, są chyba za małe?

Jan zdziwił się, ale po chwili zaczął się śmiać na cały głos.

– No... wiecie, wszystkiego nie kupimy, trzeba przecież coś zostawić dla innych. Poza tym nie mam aż tylu pieniędzy, jeszcze nie zarobiłem na tych dywanach, o których wam kiedyś opowiadałem.

– Do pracy, koledzy, idziemy na zakupy.

I wyruszyli, wędrowali od straganu do straganu i Jan kupował przeróżne rzeczy: dwie małe lampki, chodniczek z gałganków, patelnię, solniczkę, wiaderko kapusty kiszonej, dziesięć dzbanków soku malinowego, kolorowe serwetki, dwie paczuszki suszonych śliwek, drewniane skrzynie, niewielki stolik i zapałki. Mieli już pełne ręce zakupów, gdy Jan zarządził:

– Idziemy. Musimy to wszystko włożyć na wóz, bo inaczej nie poradzimy sobie.

Wrzucili zakupy na wóz Jana i wrócili na targ. Kupili jeszcze gliniane garnki, miski na sałatę, kilka szpulek sznurka, całą górę desek i gwoździ oraz kolorowe nitki. Gdy już to wszystko udało im się władować na wozy okazało się, że nie ma miejsca na Jana, Kubę i Albina.

– No tak, nie pomyślałem o tym. Musimy wracać na piechotę – powiedział Jan.

– Przecież nasza wioska jest daleko. Jak my teraz tam dojdziemy, będziemy wędrować aż do wieczora, a może i dłużej. Nie zdążymy na kolację i będą nas boleć nogi. – Gobliny marudziły, bo nie miały ochoty na daleką wyprawę.

Ale Jan nie przejmował się ich narzekaniem. Zabrał Gerwazego, który ledwo mógł uciągnąć wyładowany po brzegi wóz i ruszył w drogę powrotną do domu. Za nim szły niezadowolone Gobliny, rozweseliły się dopiero wtedy, gdy Jan kupił im po dużym, kolorowym lizaku.

Gdy doszli do wioski było już zupełnie ciemno, choć przecież była wiosna, a wiosną ściemnia się później niż zimą. Konik polny stwierdził, że następnego dnia ma zamiar spać długo i nie należy go budzić. Gerwazy obraził się na Jana, bo tak solidnego ładunku jeszcze nigdy nie ciągnął, a Albin i Kuba rozcierali obolałe nóżki.

– Ach, te Janowe pomysły. Ciekawe, po co mu tyle desek i gwoździ?

Gobliny nie zdążyły wymyślić odpowiedzi, bo szybko zasnęły. Śnił się im Wielki Targ, kolorowe lizaki i Jan na latającym dywanie – cóż za dziwny sen.

O tym, jak Jan postanowił się wyprowadzić z wioski i co z tego wynikło

Świtało, gdy Kubę i Albina zbudził dziwny hałas. Coś dziwnego działo się wokół domu Jana. Na podwórku leżało mnóstwo przedmiotów, a Jan biegał tam i z powrotem. Osioł Gerwazy stał i przyglądał się temu wszystkiemu, kręcił łebkiem i wydawał się być niezadowolony.

– Witaj, Gerwazy. – Gobliny przywitały się z osłem, który miał coraz bardziej zdziwioną minę.

– Cóż porabiacie od rana, gruntowne porządki? – zapytał Kuba.

Ale było widać, że to nie porządki, to raczej przeprowadzka. Wóz Jana załadowany po brzegi meblami czekał na Gerwazego.

– Oooo, co to, to nie. Nie mam zamiaru ciągnąć tego do lasu – oburzył się osioł, gdy Jan chciał zaprząc go do wozu.

– Jedź sobie sam, ja nie jestem wołem pociągowym, tylko przyzwoitym osłem. Nic z tego, mój drogi przyjacielu.

– Do lasu? Gerwazy, dokąd Jan się wybiera i po co? Przecież do lasu trzeba zabrać kosz na grzyby, miseczkę na jagody, plecak z kanapkami, ale nie stół, krzesła, szafę, łóżko i półki z książkami. – Gobliny niczego nie rozumiały.

Gerwazy zaczął wyjaśniać.

– Do lasu, do domku tego Czesia Wiercipietka, który wyprowadził się do miasta wiele lat temu. Pamiętacie go chyba? Czesio postanowił sprzedać swój stary domek, bo to kompletna ruina, a w mieście ma nowy, ładniejszy. Ten domek jest brzydki, jak nie wiem co. Ma odrapane ściany, dziurawy dach, połamany płot, okna bez szyb…

– … i klamek – dodały Gobliny.

– No sami widzicie, istna rudera.

– Tak, byliśmy tam kiedyś z Janem.

– No właśnie, Jan! – krzyknął osioł Gerwazy.

– Och ten Jan!

– Ale co z Janem? – zapytały zaniepokojone Gobliny.

– A nic, ma się dobrze. Tylko Jan kupił dom Czesia Wiercipiętka i teraz się tam przeprowadzamy, ale co to, to nie. Ja nie jadę.

Naburmuszony Gerwazy poszedł za kurnik, bo stamtąd nikt go nie widział. Gobliny nie bardzo wiedziały, co myśleć. To dobrze, że Jan kupił domek Czesia Wiercipiętka, czy nie dobrze? Kto to wie?

Tym czasem na podwórku Jana piętrzyła się sterta różności. Czego tam nie było: dwie małe lampki, chodniczek z gałganków, patelnia, solniczka, wiaderko kapusty kiszonej, dziesięć dzbanków soku malinowego, kolorowe serwetki, dwie paczuszki suszonych śliwek, drewniane skrzynie, niewielki stolik, zapałki, gliniane garnki, miski na sałatę, kilka szpulek sznurka, kolorowe nitki.

– Zobacz – Kuba trącił łokciem Albina – to są te rzeczy, które Jan kupował na Wielkim Targu, ciekawe, co stało się z deskami i paczuszkami gwoździ?

– Janie – zawołały Gobliny – może ci pomóc?

– A... tak, chętnie. Przyprowadźcie swój wóz, musimy to wszystko załadować. Do domku Czesia daleka droga, a Gerwazy się obraził i zostałem z tym wszystkim sam.

Gobliny dwoiły się i troiły, by pomóc Janowi, ale nie było to łatwe. Co jakiś czas pakunki spadały z wozu, konik polny uciekł za kurnik do Gerwazego, w dodatku zaczęło padać. Jednak w końcu wyszło słońce, paczki zmieściły się na wozach, a konik polny wraz z Gerwazym wyszli z ukrycia.

– No dobrze – rzekł Gerwazy – pojadę, ale będę szedł z zamkniętymi oczami. Nie chcę widzieć tej rudery.

– To teraz będzie twój nowy dom, Gerwazuniu. – Jan próbował być miły, ale tak naprawdę sam już był zmęczony i chętnie napiłby się herbatki z sokiem malinowym.

– Nowy? Chyba raczej chciałeś powiedzieć nowy stary dom – prychnął Gerwazy.

I wyruszyli. Szli długo, bo Gerwazy naprawdę zamknął oczy i trudno było mu iść w ten sposób. Po kilku godzinach doszli.

– Gerwazy, Gerwazy otwórz oczy – pisnęły zaskoczone Gobliny.

– Ani mi się śni. A co domek Czesia już całkiem się rozpadł?

Gerwazy z zaciekawieniem jednak uchylił jedno oko.

– Nie, Gerwazy, domek Czesia jeszcze nigdy nie wyglądał tak ładnie. Zobacz, jest nowy dach, płot, okna z kolorowymi zasłonami w kwiaty.

Rzeczywiście, nie byli tu jakiś czas. Domek Czesia Wiercipiętka zmienił się nie do poznania. Nowy płot okalał dom pomalowany na żółto. W domu były nowe okna z kolorowymi zasłonami i niebieskie drzwi. W ogródku rosła trawa i małe krzaczki porzeczek, a za domem Jan posadził brzoskwiniowe drzewa. Były jeszcze malutkie, ale może za rok, dwa wydadzą owoce? Gerwazy otworzył oba oczy.

– Może być – mruknął – ale gdzie ja będę mieszkał?

– Pomyślałem o tym – powiedział Jan i uśmiechnął się szeroko. – Za domem jest twoja nowa stajnia.

Za domen oprócz nowej stajni stał też… kurnik.

– Kurnik? – zdziwił się Gerwazy.

– Doprawdy? Janie na co ci kurnik, jeden już miałeś – pusty.

– No tak, kurnik, może kury zechcą do nas wrócić. – Jan uśmiechnął się. – Zapraszam wszystkich na obiad i herbatkę z sokiem malinowym.

Jan podał królewski obiad. Była dynia i szpinak – przysmaki Goblinów. Gerwazy dostał pachnące siano z ziołami, a Jan duży talerz kiełbasy.

Po południu usiedli na werandzie, popijali herbatkę i jedli ciasteczka owsiane. Widzicie moje drogie Gobliny, marzenia się spełniają, trzeba tylko wiedzieć czego się chce i pracować, bo bez pracy nie ma kołaczy.

– A ty wiesz, Janeczku, czego chcesz?

– O tak, chcę zostać pszczelarzem, serowarem, no i oczywiście tkaczem dywanów, słynnym na całym świecie.

– Och, ten Jan – pomyślały Gobliny – jak on lubi marzyć, ale czy coś z tego wyniknie?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: