Jan Paweł II Świadectwa świętości - ebook
Jan Paweł II Świadectwa świętości - ebook
Jan Paweł II – człowiek, który został ŚWIĘTYM „na naszych oczach”!
Książka jest zbiorem wyjątkowych wywiadów przeprowadzonych przez o. Stanisława Tasiemskiego OP – watykanisty, z ważnymi i bliskimi Janowi Pawłowi II osobami, m.in. z prof. Joaquinem Navarro-Vallsem - rzecznikiem Stolicy Apostolskiej, abp. Piero Marinim - mistrzem Papieskich Ceremonii Liturgicznych, dr Wandą Półtawską - współpracowniczką i znajomą Papieża, ks. prałatem Pawłem Ptasznikiem - kierownikiem Polskiej Sekcji Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej - współpracownikiem Jana Pawła II i redaktorem kilku książek Papieża Polaka.
Karol Wojtyła całe życie dążył do świętości. Wszystko, co w swym życiu czynił, wynikało z jego ciągłego dialogu z Bogiem.
To właśnie stanowiło najgłębszą tajemnicę Jego wielkości.
Przejmującym potwierdzeniem drogi do świętości były ostatnie chwile życia. Wówczas, zmagając się z chorobą, ukazał milczące zjednoczenie z Chrystusem cierpiącym na Krzyżu.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7595-767-9 |
Rozmiar pliku: | 858 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W ciągu niemal osiemdziesięciu pięciu lat życia Karol Wojtyła spotkał miliony ludzi. Z wieloma utrzymywał korespondencję, ale niewielu spędzało z nim całe dni, tygodnie, miesiące, przebywało w normalnych, codziennych sytuacjach. Nie wszyscy chcą się dzielić treściami dyskusji — czasami ważniejsze wydają się sprawy, chociaż rys osobowy, personalizm potwierdzony świadectwem życia przebija przez każdą z rozmów, jakie udało mi się przeprowadzić ze współpracownikami i przyjaciółmi Jana Pawła II. Ojciec Święty swój stosunek do każdego człowieka ujął syntetycznie w zdaniu, które zawarł w liście apostolskim Novo millennio ineunte (n. 43). Nauczał, nie tylko słowem przecież, że chodzi o postrzeganie drugiej osoby jako „kogoś bliskiego”, z kim dzielimy jego radości i cierpienia, odgadujemy jego pragnienia i zaspokajamy jego potrzeby, ofiarowujemy prawdziwą i głęboką przyjaźń. Jan Paweł II był wierny w przyjaźni, co zauważa — spoza „polskiego kręgu” — abp Piero Marini. Był zdolny do dostrzegania w drugim człowieku przede wszystkim tego, co jest w nim pozytywne, a co należy przyjąć i cenić jako dar Boży: dar nie tylko dla brata, który bezpośrednio go otrzymał, ale także „dar dla mnie”. Umiał „czynić miejsce” bratu czy siostrze, nieść nawzajem brzemiona. Dlatego też wskazywał, że człowiek jest drogą Kościoła, a Chrystus jest drogą człowieka. Chodziło mu o konkretnego człowieka, zanurzonego w czasie, sytuacji, posiadającego swoje wyjątkowe dzieje, więzy z innymi ludźmi. To ja i my wszyscy jesteśmy pierwszą i podstawową drogą Kościoła, wyznaczoną przez samego Chrystusa, która nieodmiennie prowadzi przez Tajemnice Wcielenia i Odkupienia. To ja i każdy z nas byliśmy przedmiotem troski, posługi i modlitw tego Wielkiego Papieża, który kochał człowieka, bo zatopiony był w Bogu i całym sercem czcił Matkę Najświętszą. Tę rzeczywistość dostrzegamy jedynie pośrednio, przez świadectwa osób, które niepostrzeżenie były świadkami jego modlitwy wyrażającej się na wiele sposobów. Ale to właśnie modlitwa była jego pierwszym krokiem w pomaganiu innym, modlitwa poprzedzała spotkania z politykami, udzielenie święceń biskupich czy kapłańskich. Właśnie ta relacja z Bogiem, jego wiara mocna i wielkoduszna, wiara apostolska sprawiała cuda. Pozwalała wytrwać wobec wszelkich przeciwności: kiedy gwałtownie załamywała się pogoda i do cierpień spowodowanych chorobą dołączały się przeciwieństwa przyrody — burza śnieżna, jak w Sarajewie w kwietniu 1997 roku. Do trwania także podczas ostatnich podróży apostolskich — co znamienne — wiodących do sanktuariów maryjnych w Lourdes i Loreto. Jego życie było całkowicie oddane Maryi i stąd czerpał siłę, by ukazywać, zachęcać do świętości, bo kochał człowieka i pragnął jego dobra. Jak mówił Benedykt XVI: „Pan pozbawiał go stopniowo wszystkiego, lecz on pozostawał skałą, zgodnie z wolą Chrystusa. Jego wielka pokora, zakorzeniona w głębokim zjednoczeniu z Chrystusem, pozwoliła mu dalej prowadzić Kościół i kierować do świata jeszcze bardziej wymowne przesłanie, i to w czasie gdy siły fizyczne go opuszczały. W ten nadzwyczajny sposób zrealizował on powołanie każdego kapłana i biskupa: stał się jednym z Jezusem, z Tym, którego codziennie przyjmuje i ofiaruje w Kościele”. Także o tym ogołoceniu i cierpieniu ostatnich dni możemy sobie przypomnieć dzięki dramatycznemu niekiedy świadectwu współpracowników i przyjaciół Ojca Świętego. Nie mogło zabraknąć — bo byli obecni szczególnie w papieskiej posłudze — rodaków Jana Pawła II. Jemu zawdzięczamy historyczne przemiany, ale także lekcję umiłowania ojczyzny, jej dziejów, literatury, pobożności świętych, obywatelskiej troski o dobro wspólne. Niech ta skromna książka pomoże nam przypomnieć sobie, w jak nadzwyczajnych wydarzeniach było nam dane uczestniczyć, jak wielkiego świętego było nam dane spotkać i słuchać.
o. Stanisław Tasiemski OPTajemnica dialogu z Bogiem
„Wszystko, co Jan Paweł II w swym życiu robił i mówił, wynikało przede wszystkim z jego nieustannego, mistycznego dialogu z Bogiem... I to było najgłębszą tajemnicą wielkości tego człowieka” — powiedział ks. prałat Paweł Ptasznik, który od 1996 roku pracuje w Sekcji Polskiej Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej. W tym charakterze towarzyszył Ojcu Świętemu w codziennej pracy, a także podróżach apostolskich.
O. Stanisław Tasiemski OP: Księże Prałacie, przez dziesięć lat miał Ksiądz Prałat przywilej pracy u boku Jana Pawła II. Kim Ojciec Święty był dla Księdza Prałata?
Ks. Paweł Ptasznik: Moją pracę w Sekretariacie Stanu rozpocząłem w 1996 roku. Moje zadanie polegało między innymi na tym, aby każdego dnia udać się z przenośnym komputerem i zapisywać to, co zechciał podyktować Jan Paweł II. W 1994 roku, kiedy złamał obojczyk, Ojciec Święty nie chciał przerywać pracy i zaproponowano mu tę formę, która mu się spodobała i tak kontynuował. Zazwyczaj przygotowywał swoje teksty z dużym wyprzedzeniem, najczęściej trzymiesięcznym. Tak więc krótko po Bożym Narodzeniu zaczynał pracę nad tekstami homilii i przemówień Wielkiego Tygodnia i Wielkanocy. Mogłem obserwować, jak Ojciec Święty pracuje. Mogłem też z nim być w chwilach niezwiązanych z pracą, jak niedzielne posiłki, czy przy okazji różnych świąt. Jedną z piękniejszych dziedzin mojej pracy było towarzyszenie mu w pielgrzymkach do różnych Kościołów, do różnych krajów. Ta praca u boku Jana Pawła II była dla mnie ogromnym, niezasłużonym darem, za który codziennie Bogu dziękuję. Jan Paweł II był dla mnie jak ojciec — nie z tytułu, ale ze sposobu bycia, z odniesienia. Zawsze w spotkaniach z nim odczuwałem pełen szacunku respekt, ale też nigdy nie byłem onieśmielony. Sprawiała to jego prostota, wrażliwość i serdeczna życzliwość. Rozpoczynałem współpracę z Ojcem Świętym, mając nieco ponad trzydzieści lat. Wtedy byłoby dla mnie największym zaszczytem, gdybym mógł służyć mu tylko jako zwyczajny skryba, zapisujący skrzętnie słowo po słowie. Tymczasem od pierwszego dnia dał mi odczuć, że oczekuje twórczej współpracy. Szybko przekonałem się, że jego „co o tym sądzisz?” nie było zdawkowym pytaniem, szukaniem potwierdzenia, ale zaproszeniem do wspólnej refleksji i dyskusji. Czy mógłbym oczekiwać czegoś więcej?
Jaki był Ojciec Święty w kontakcie z ludźmi?
Kiedyś poprosił, abym przygotował mu propozycję jego osobistej odpowiedzi na list. Zrobiłem to, starając się wczuć w myślenie i uczucia Papieża. Skrzętnie zachowuję kopię tego projektu, na którym napisał odręcznie: „Myśl właściwa i argumentacja dobra. Jednak ze względu na wiek i pozycję adresata należałoby nieco złagodzić. JPII”. Tak właśnie: on wiedział, jak bronić prawdy, a równocześnie nie ranić człowieka, który ma prawo do własnych idei, nawet jeśli wydają się błędne.
Ojciec Święty i jego otoczenie stwarzali bardzo rodzinną atmosferę. Sprawiało to, że w Sekretariacie Stanu pracowaliśmy z wielką chęcią i satysfakcją. Na przykład w Wigilię 1999 roku, gdy rozpoczynał się Rok Święty Wielkiego Jubileuszu, Ojciec Święty wezwał mnie rano i powiedział, że przygotowana wcześniej homilia jest dobra, ładna, tyle że można by ją wygłosić podczas każdej innej pasterki. A my mamy otworzyć Rok Święty. Trzeba napisać nowy tekst. Siadł i napisał. Koło południa tekst polski był gotowy. Kiedy przetłumaczyliśmy go na włoski, był już obiad. Bez słowa narzekania wszyscy z sekcji językowych wrócili po południu i pracowaliśmy nad tą homilią do wieczora. Ale to nie była praca dla pracy, lecz praca dla Tego Człowieka i dla Kościoła. Jego decyzja była dla wszystkich święta — tak wielkim cieszył się autorytetem swoich współpracowników.
Czy mógł Ksiądz Prałat odczuć, że ma do czynienia z osobą nadzwyczajną, która zostanie kanonizowana?
Jan Paweł II nie roztaczał wokół siebie jakiejś niezwykłej atmosfery, nie uprawiał jakiegoś spektakularnego mistycyzmu. Chodził po ziemi. Był bardzo konkretny. Natomiast uderzał mnie zawsze jego duch modlitwy. Podczas modlitwy cały był skoncentrowany na Bogu, a jednocześnie nie był nieobecny. To mnie zastanawiało, bo gdy się mówi o modlitwie, to zawsze myślmy o człowieku z zamkniętymi oczami, całkowicie zatopionym w Panu Bogu. Natomiast on widział otoczenie, potrafił spojrzeć na zegarek. Rzecz jasna nie zwracał uwagi na to, że patrzą na niego kamery. Ale nie był nieobecny. Czasem modlił się na głos, polskimi pieśniami, śpiewał w kaplicy Gorzkie żale albo Godzinki. Myśmy mu w tym nie przeszkadzali. Jeżeli w maju były nabożeństwa majowe, to szliśmy na taras nad apartamentem papieskim i razem z Ojcem Świętym śpiewaliśmy litanię do Matki Bożej. A jednak to zjednoczenie z Bogiem było w jego wypadku wyjątkowe. Czasami mówił, że stosuje swego rodzaju geografię modlitwy. Miał w swoim biurze duży atlas świata i każdego dnia go wertował i modlił się za jakąś część Kościoła. On żył Kościołem, pamiętał o każdej diecezji, o każdym biskupie, nawet na krańcach świata.
Ojciec Święty obejmował swoją modlitwą sprawy przedstawiane mu w listach przez wiernych z całego świata. Przygotowywaliśmy listę intencji, wypisywaną na zewnątrz takich koszulek, a w środku były listy, do których zawsze mógł zajrzeć, zapoznać się bliżej z konkretną sytuacją i rzeczywiście modlił się w intencji tych osób. Różne były skutki tych modlitw. Pamiętam taką sytuację, która mi uzmysłowiła, że nasze pisanie, prowadzenie korespondencji ma sens. Mianowicie pewne małżeństwo prosiło Jana Pawła II o modlitwę w intencji dziecka umierającego na raka. Przekazaliśmy intencję Ojcu Świętemu, a następnie napisaliśmy taki „rutynowy” list, że Ojciec Święty się modli i błogosławi. Ponad miesiąc później nadeszła odpowiedź od ojca tego dziecka, w której donosił, że list od Papieża dotarł do nich w momencie, gdy właśnie dziecko zmarło. Dla nich był to jedyny motyw, żeby nie buntować się przeciw Panu Bogu, całemu światu i ludziom. To taki zewnętrzny obraz świętości, ale widziałem skuteczność modlitwy Jana Pawła II w wielu innych przypadkach.
Mieliśmy też bardzo wiele świadectw od małżeństw, które nie mogły mieć dzieci i prosiły o modlitwę, by mogły mieć potomstwo. Sam też przyprowadzałem na audiencje małżeństwa, których dotykał ten problem. Często po dziewięciu miesiącach okazywało się, że małżonka była „przy nadziei”. Ta skuteczność była wówczas i jest po dzień dzisiejszy, kiedy wiele osób prosi, żeby ich list znalazł się przy grobie Ojca Świętego czy żeby odprawić Mszę św. w pobliżu jego ciała w danej intencji. W wielu listach wierni dziękują za otrzymane łaski. To wstawiennictwo jest skuteczne.
Wiele razy dzięki mediom mogliśmy widzieć, że odbiegając od utartych schematów, Jan Paweł II wychodził na spotkanie ludziom, odpowiadał na ich serdeczne gesty, pozdrowienia...
Koniec wersji demonstracyjnej.